Zlecenie

Vasemir

Mistrz Areny i zrzędzenia
Dołączył
8.4.2008
Posty
752
Od razu chciałbym zaznaczyć, iż pisałem to opo bez głębszej znajomości Świata Mroku i - tak jak poprzednie opo - pisałem ten tekst w pośpiechu.
Niemniej czekam na krytykę, bo styl pisania raczej od tamtego czasu mi się nie zmienił ;)



Derran oblizał z lubością sztylet z krwi i upuścił ciało na ziemię. Mężczyzna z głuchym odgłosem bezwładnie upadł twarzą do ziemi. Już po chwili ozdobny, XVIII-wieczny dywan był zalany krwią z rozciętego gardła.
Zabójca podszedł do ozdobnego baryku. Wyjął whisky, odkręcił i pociągnął porządny łyk. Rozbił butelkę o stół, a po chwili wziął dwie butelki przedniego wina i wylał zawartość na zwłoki. W ten sam sposób wypróżnił kilka następnych butelek. Podniósł ze stolika jakieś kolorowe czasopismo i, przeglądając je od niechcenia, podszedł do otwartego okna. Wyjął srebrną, zdobioną demonami zapalniczkę i podpalił kartki pisma. Rzucił płonący szmatławiec na zwłoki. Przyglądał się chwilę płomieniom ogarniającym szybko cały pokój, po czym wyskoczył przez okno. W locie z trzeciego piętra willi usłyszał alarm przeciwpożarowy.
Upadł na ziemię i ruszył biegiem w kierunku ogrodzenia. W kilkanaście sekund przebył odległość około 600 metrów i, nawet nie zwalniając, przeskoczył dwumetrowy mur. Podszedł szybkim krokiem do swojego czarnego Porsche i wsiadł do środka. Po kilku sekundach mijał już jadący na sygnale wóz strażacki i roześmiał się. Kolejna misja wykonana, kolejne zera dopisane do cyferek na koncie. Przeczesał ręką swoje czarne włosy i spojrzał na zegarek. Miał jeszcze parę godzin do świtu, ale do „domu” też blisko nie było. Po chwili wahania postanowił jednak podjechać pod jakiś pub. Dość już miał posiłkowania się na oczyszczonym żarciu. Miał zamiar zaspokoić głód i przy okazji się napić.
Samochód zatrzymał ulicę od klubu. Derran wszedł do klubu i rozejrzał się. Lokal był zapełniony. Wszędzie było czuć alkohol, papierosy i spocone ciała tańczących.
- Napijesz się czegoś?– zapytał jakiejś podpitej nastolatki. Ta, wyraźnie zadowolona zainteresowaniem starszego od niej mężczyzny uśmiechnęła się i poprosiła o zwykłą wódkę z lodem i cytryną. Derran zapłacił 100$-rowym banknotem i uśmiechnął się do dziewczyny. Zaczął z nią rozmawiać, co chwila dając jakiś dyskretny komplement, zwracając uwagę na pozytywne cechy jej imienia, wieku, wyglądu. Był w tym świetny, swoje metody dopracował do perfekcji. Po godzinie prowadził upitą dziewczyną w uliczkę obok klubu. Minęli dwie całujące się pary i ‘zajęli wolne miejsce’. Derran przycisnął dziewczynę do ściany i zaczął ją całować. Najpierw delikatnie, w usta, potem namiętniej, zszedł do szyi i delikatnie gryzł skórę. Nastolatka zaczęła nieśmiało odwzajemniać pieszczoty. W pewnej chwili mężczyzna odsłonił białe zęby i wgryzł się w jasną szyję. Trysnęła krew, dziewczyna jęknęła, ale nawet się nie wyrywała. Wampir wessał się w tętnicę ofiary i sączył ciepłą, soczystą krew, sięgając prawie ekstazy. Byłby się zapomniał w posiłku, gdyby nie robił już tego setki, ba – tysiące razy. Z niewielkim bólem odsunął wargi od szyi i położył delikatnie bladą dziewczyną przy ścianie. Rana zasklepiła się już dzięki wampirzym zdolnościom Derrana i ten tylko wytarł ręką jej szyję.
Wolnym krokiem wracał do samochodu. W takich chwilach szczerze cieszył się, że nie jest Gangrelem. Ci, w przeciwieństwie do innych wampirzych klanów, zadawali swym ofiarom ból poprzez pocałunek. Derran natomiast nie przejmował się w ogóle. Gówniara następnego dnia nie będzie pamiętać nawet co piła. Za jego czasów, to znaczy czasów śmiertelnego życia, wydziedziczono by ją, wygoniono z domu i na jakieś 80% z wioski. Derran cieszył się, że nie-żyje teraz w XXI wieku.
Włączył silnik samochodu i spojrzał na zegarek. Zabawił trochę za długo, do świtu zostały zaledwie 2 godziny. Powinien był zostać w mieście i wynająć jakiś pokój, ale alkohol w krwi dziewczyny zaczął przyjemnie szumieć w głowie i wampir postanowił jednak wrócić do rezydencji jeszcze tej nocy. Wcisnął pedał gazu, wyskoczył do przodu i z niezłą prędkością ruszył do domu swego pracodawcy.
Kiedy dojeżdżał, niebo na wschodzie było już różowe. Z niewielkimi problemami z powodu pożywiania się na pijanej osobie, zaparkował wóz i ruszył przez cmentarz. Zaczepił się jednak o jeden z nagrobków i upadł w miękką ziemię. Kiedy podniósł wzrok, widział już część słonecznej tarczy. Wiedząc, że nie ma szans na dotarcie do rezydencji, zdjęcie zabezpieczeń i zamknięcie się w specjalnej komorze, zaczął kopać dół między grobami. Po chwili leżał już w ziemi, a po następnej był nią przykryty. W zimnych ciemnościach pogrążył się we śnie.

_______________________________________


Wczesnym wieczorem obudziły go głosy rozmawiających na cmentarzu. W pierwszym odruchu chciał się wykopać, ale postanowił najpierw trochę posłuchać.
- …więc nie mogę go dłużej trzymać. Rada zaczyna węszyć i niedługo może odkryć moje zlecenia. Odstawić go im nie mogę, bo wtedy nie dość, że bym się do niego przyznał, to jeszcze on sam pewnie by im wszystko wyśpiewał. O nie, Derran musi zginąć Śmiercią Ostateczną, muszę to widzieć i nie może być żadnych śladów…
Gdyby to było możliwe, Derran pewnie zalałby się potem słysząc wypowiedź swojego pracodawcy. Byłego pracodawcy.
- Szefie, odpalać?
- Czekaj jeszcze chwilę… Dobra, teraz.
Wampir leżący w ziemi usłyszał głośny huk i poczuł jak ziemia wokół niego drży. Po chwili wszystko ucichło i dało się słychać śmiech wampirów na górze.
- Dobra robota chłopaki. Zbierajcie sprzęt i w drogę. Musimy jeszcze tej nocy wylądować w Seattle, załatwiłem niezłą rezydencję na północ od miasta. Na jakiś czas się zaszyjemy, a potem znajdziemy kolejnego frajera. W drogę, mówię!
Derran usłyszał jak na górze wampiry i ich ghule podnoszą coś ciężkiego i odchodzą. Zamiast wykopać się z ziemi zaczął myśleć gorączkowo. Jego szef myśli, że zniszczył dowody albo ma je ze sobą? Błąd, wielki błąd. Każdy płatny assasyn robi sobie kopie dowodów zleceń i kradnie tyle oryginałów, ile może. Zwykłe zabezpieczenie. W porządku, dowody ma, ale co dalej? Musiałby je pokazać Radzie, ale ta pewnie zafundowałaby mu piękny widok wschodu słońca. Ale chwila… gdyby nie tylko pokazał Radzie dowody winy Boruty (bo tak nazywał się jego szef), ale też podał im przybliżone jego położenie? Tak, to mogłoby się udać… Bez protekcji i tak prędzej czy później znalazłaby go albo Rada, albo sam Boruta, który i tak się w przyszłości dowie o przetrwaniu Derrana.
Gdy obmyślił już plan, zaczął się wykopywać z ziemi. Gdy stanął już na powierzchni od razu zobaczył płonące zgliszcza rezydencji. Boruta chciał go wysadzić podczas snu, to było pewne. Szkoda tylko, że najpierw nie sprawdził, czy Derran jest w odpowiednim miejscu.
- O ku*rwa… - usłyszał za sobą głos i odwrócił się błyskawicznie. Stał przed nim jeden z ghuli Boruty.
Ghule trochę przypominały wampiry. Były słabo podatne na ząb czasu, potężniejsze niż ludzie, jednak słabsze niż wampiry, ale mogły swobodnie poruszać się w słoneczny dzień. Były jednakże powiązane ze swoim panem, który poił je swoją krwią, krwią, która dla ghuli była błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie.
Walker, bo taki przydomek miał ten ghul, podniósł do ust krótkofalówkę, ale nie zdążył nic powiedzieć. Derran powalił go na ziemię i rozerwał kłami krtań. Ghul jednak zdążył oddać krótką serię z AK-47 i rozerwał kulami lewą rękę wampira. Derran odrzucił jego broń i zaczął sączyć z ghula krew. Pożywniejsza niż ludzi, nieźle smakowała. Po kilku chwilach jednak Derran musiał się oderwać, ponieważ przybiegło następnych dwóch ghuli, zwabionych strzałami. Wampir podbiegł do jednego z nich i, gdy ten chciał w niego strzelić, złapał za jego broń i skierował ją w stronę drugiego z pracowników Boruty, a ten padł po przydługiej serii. Derran złapał żywego ghula za głowę, skręcił mu kark i rzucił się w stronę swojego Porsche, które, o dziwo, jeszcze stało tam, gdzie zaparkował noc wcześniej.
Odpalił silnik i wyskoczył na drogę. Mknął z ogromną prędkością w stronę głównej bramy. Reszta wampirów jednak usłyszała samochód i rzuciła się w jego stronę – część go goniła, a pozostali ostrzeliwali. Kiedy jeden z wampirów, wykorzystując ogromne zasoby energii swojej krwi, dogonił samochód i złapał za klamkę drzwi, Derran wyciągnął swojego Desert Eagle`a i wystrzelił kilka razy prosto w głowę Spokrewnionego. Pociski w ciele eksplodowały i wampir został daleko w tyle.
***
- Panie Boruta, Derran jednak przeżył. Właśnie trwa za nim pościg… - Boruta z zimną wściekłością strzelił ghula w pysk.
- Nie możecie zabić jednego wampira? Za co ja wam, ku*wa, płacę, co? Dawajcie samochody, chcę wszystkiego dopilnować.
Kilkunastu ghuli i wampirów wsiadło do samochodów i wyjechało po chwili z terenu rezydencji
***
Derran wyskoczył za bramę i skręcił ostro, kierując samochód na ulicę. Wcisnął do końca pedał gazu i wyskoczył z jednego z wzniesień. Po chwili jednak wyskoczyły za nim dwa samochody, także porsche - Boruta lubił je najbardziej i kupował swoim ważniejszym pracownikom jako część wynagrodzenia. Dwa samochody zbliżyły się szybko do Derrana, ale ten wcisnął jeszcze mocniej gaz i trzymał pościg na odległość.
Już po kilku chwilach Derran nie wyrobił się na zakręcie i wyskoczył za drogę. Jego samochód zaczął koziołkować i spadać po stromym zboczu w stronę zabudowań. Ścigający go jednak nie bali się, w prawdzie zwalniając, zjechali za nim.
Wampir wyskoczył z przewracającego się samochodu i ruszył biegiem w stronę budynków znajdujących się na skraju lasu. Już po chwili kucał przy oknie w jednym z nich, z zabarykadowanymi drzwiami. Samochody zatrzymały się i wysiadło z nich kilka osób. Szybko okrążyły budynek, w którym Derran się schował. Po chwili przyjechały kolejne wozy i wysiadły następne postaci. Większość była ghulami, ale było też kilka wampirów.
- Wyłaź, i tak wiesz, że nie masz szans! Przynajmniej zgiń z honorem! – krzyknął donośnie Boruta, a wokół zapanowała cisza. W odpowiedzi Derran wystrzelił w jego stronę z broni, ale ten odsunął się o krok i pocisk eksplodował daleko z tyłu.
- Naprawdę myślałeś, że w ten sposób się mnie pozbędziesz? – zapytał kpiąco potężny wampir. – Dobra, dawajcie stawiajcie granatnik i usuńcie tą chałupkę z powierzchni ziemi.
Dwóch ghuli podbiegło do samochodu i rozstawiło granatnik. Derran rozpaczliwie rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Oprócz zabarykadowanych drzwi, okna na celowniku kilku wampirów i klapy w podłodze nie było w pomieszczeniu kompletnie nic.
***
- Strzelajcie, teraz się nie wywinie.
Na komendę Boruty ghule wystrzelili z dwóch granatników naraz. Pociski uderzyły w ściany domu, eksplodując i niszcząc je. Ghule wystrzeliły jeszcze raz, następny i kolejny. Kiedy z domu zostały już tylko gruzy, Boruta ponownie się odezwał
- Przynieść mi jego popioły, chcę je zobaczyć i nie mieć następnych niespodzianek.
Wszyscy ruszyli w kierunku domku i zaczęli przeszukiwać zgliszcza. Po dwudziestu minutach podszedł do niego jeden z ghuli.
- Panie Boruta, nic nie znaleźliśmy i nie znajdziemy. Jego popioły musiały zmieszać się z gruzem…
- Dobra, dobra. Ruszcie dupy, musimy jeszcze zdążyć na lotnisko.
Ghul skinął głową i gwizdnął. Po paru chwilach po wydarzeniach tej nocy nie było żadnego śladu, poza zniszczonym budynkiem, którego i tak nikt nie używał.

__________________________________________
Dwa tygodnie później pewien mężczyzna stanął w słabo oświetlonym pokoju na 37 piętrze jednego z budynków w Paryżu. Dziewięciu innych mężczyzn siedziało wokół stołu w kształcie okręgu i przyglądało mu się bacznie. W końcu jeden z nich się odezwał.
- Skoro już tu jesteś, to się przedstaw i mów, co Cię sprowadza. Rada ma wiele innych rzeczy na głowie, niż przyjmowanie pierwszego lepszego wampira.
- Dobrze więc. Nazywam się Derran – na dźwięk tego imienia kilku Starszych poruszyło się niespokojnie. – Spokojnie, nie jestem tu, by kogokolwiek zabić. Mam dowody obciążające Borutę Ravensburg i znam aktualne miejsce jego pobytu.
Błysnął białymi kłami i otworzył teczkę z dokumentami, kładąc ją na stole.
Kiedy przebił ciemności wzrokiem i przyjrzał się twarzy Rady Starszych wiedział, że ma ich w garści i załatwią Borutę, a z niego zdejmą list gończy i będzie mógł znowu zacząć zabijać na zlecenie…
Teraz zapewne pracodawcami będzie Rada.
 

adix93

Member
Dołączył
8.4.2008
Posty
42
Juz to czytałem gdzieś ^^. Podoba mi sie ze względu na klimat, jest równiez napisane ładnie, moze opisy nie powalają ale czyta się to przyjemnie.
kilku rzeczy mogę się przyczepić.

CYTAT
Derran zapłacił 100$-rowym banknotem

"Derran zapłacił stu dolarowym banknotem" brzmi lepiej.

CYTAT
W kilkanaście sekund przebył odległość około 600 metrów i, nawet nie zwalniając, przeskoczył


'i' oraz przecinek mają podobną funkcje, jak na moje oko to zdanie jest niepoprawne. Zabrał bym spójnik "I"

Poza tym te Ghule, są takie... puste? Bez osobowe... nadał bym im jednak jakiś charakter, chociaż nie wiem jak dokońca wygląda to w mrocznym świecie :)
 
Do góry Bottom