Oto pierwszy rozdział 2 części mojego opo, jak sie wam spodoba koncepcja to dopisze reszte, a i napisałem w nowym temacie bo starego nikt nie czyta
Zemsta
- Powtarzaj za mną „astold kirdan bilak tangus”, spróbuj- powiedział mag w czerwonych szatach-
- Daj mi spokój!!! Nie będę się uczył tych bzdur, człowieku odczep się- powiedział młody chłopak-
- Czy ty nie rozumiesz Braceru, że inaczej nie pomścisz ojca??? To jest jedyna możliwa droga, pozatym, wyczuwam w tobie zbyt duży potencjał, nie pozwolę ci go zmarnować- mówił cierpliwie mag
- Mam to gdzieś, ty tego nie rozumiesz, nie wiesz jak to jest jak musisz zabić własnego ojca! Co noc sobie przypominam tamten dzień, wy przybyliście na koniec nie wiecie jak tam było wcześniej- krzyczał chłopak
- To mi to opowiedz- odpowiedział na to mag- wyrzuć to z siebie zobaczysz będzie ci lepiej-
- Dobrze opowiem ci tą historię- zgodził się Braceru- To było tak” Był piękny dzień, ja cieszyłem się z tego, że mój ojciec Artilius wrócił z niewoli u orków, siedziałem z nim na ganku naszego domu i rozmawiałem z nim o tym kim będę w przyszłości, żar lał się z nieba a w górach zalegała głucha cisza, żaden ptak nie zaśpiewał, wiatr nie zawiał, mój ojciec zaczął się denerwować i stwierdził, że coś jest nie tak, wtem cisze rozdarło bicie w bębny, Artilius zerwał się na na nogi, i pobiegł do bramy, podążyłem za nim, bębny było coraz lepiej słychać, przy bramie znaleźliśmy tylko jednego strażnika, bo reszta piła w karczmie, spytaliśmy co się dzieje a on powiedział, że nic nie słyszy, ojciec walnął go w twarz, ten padł, czuć było wudke, był pijany, pobiegłem do władcy miasta, ten kazał wysłać jedynego trzeźwego zwiadowcę na przeszpiegi, Irgon bo tak się nazywał zwiadowca był szybkonogim, co znaczyło, że należy do elity w mieście, szybkonogi pospieszył wzdłuż szlaku prowadzącego w dół góry , wrócił po 10 minutach, powiedział tylko, że nadciągają orkowie i padł twarzą na bruk, z pleców wystawało mu kilkanaście strzał, rządca miasta szybko zarządził mobilizację, a każdy mężczyzna i nawet część starszych chłopców stali po kilku minutach na blankach murów miasta trzymając w ręku broń, ja z ojcem, jedyni sprawni wojownicy zostaliśmy przydzieleni do ochrony naszego przywódcy, ojciec poszedł od razu do pałacu rządcy, ale ja postanowiłem zostać jak najdłużej się da i pomagać walczącym, kobiety z dziećmi schroniły się w pałacu, wtem ktoś krzyknął, że idą i rzeczywiście szli, było ich wielu, strach dosięgnął nas szybciej niż ich smród, ale co najgorsze w ostatnich szeregach ich małej armii widać było ogromny taran, to nas kompletnie dobiło, ale ktoś krzyknął, że póki władca żyje póty mamy nadzieję, tymczasem pod bramą stanął samotny ork w stroju szamana, zawołał do nas w zniekształconej mowie wspólnej, że nazywa się Kor-tak i kazał nam się poddać, wszyscy jednogłośnie odpowiedzieliśmy, że nigdy się nie poddamy, ork zaśmiał się i zadął w róg, taran ruszył, nic go nie mogło zniszczyć, po dwóch uderzeniach brama padła a fala orków niczym mroczny przypływ wlała się do miasta, stawialiśmy dzielnie opór, jednak ich było tak wielu, orkowie biegali wszędzie, mój kolega Astor leżał w kałuży krwi obok niego była jego głowa, wszyscy widząc pierwszą ofiarę wpadli w szał, ludzie ginęli pod ciosami orków, orkowie pod ciosami ludzi, pewien młody chłopiec zasłaniał sobą swoja matkę, która nie zdążyła uciec, ork rozpłatał mu brzuch, matka widząc to straciła wszelkie zdrowe zmysły i rzuciła się na zabujce syna, gryzła i kopała bez opamiętania, aż ork zmienił się w stertę kości i krwi, i tak było w całym mieście, wszędzie czekała śmierć, orkowie nie znali litości, pod brama leżała sterta bezgłowych ciał, na niej zaś stał Kor-tak, chciałem go zabić, lecz musiałem wracać do ojca, biegnąc przez ulice widziałem co chwila padających pod naporem orków ludzi , nie mogłem się zatrzymać, dotarłem do pałacu, w środku zabarykadowaliśmy się i czekaliśmy, ja z ojcem staliśmy przy tronie władcy i czuwaliśmy, wtem jego oczy zapłonęły chorym blaskiem, a on sam wyciągnął miecz z pochwy i rzucił się na władcę, ja wiedziałem co jest grane, bo widziałem już kiedyś takie oczy, to kontrola umysłu, od niej nie można się samemu uwolnić, musiałem to zrobić, musiałem go zabić, miecz łatwo wszedł miedzy żebra, Artilius padł, lecz ostatkiem sił podziękował mi za to co zrobiłem, padłem na kolana i czekałem na śmierć z ręki orków, jednak na dworze wybuchł dziwny hałas, słychać było paniczne krzyki orków i wiwaty ludzi, wyszedłem na dwór, to wy nas wybawiliście, przybyliście do nas wy magowie z odległej fortecy na wschodzie, to był piękny pokaz magii, orkowie ginęli masowo i w męczarniach, po jakimś czasie wybiliście wszystkich i zajęliście się rannymi, ja wtedy zemdlałem, a obudziłem się już tu, to wszystko co musisz wiedzieć”-
- Straszna historia, tym bardziej mi cię żal, lecz tym bardziej musisz wziąć się za naukę, musisz pomścić ojca i zabić Kor-taka – odrzekł po wszystkim mag
- Ale czemu mam się uczyć akurat magii? Wolałbym szermierkę- i udając, że walczy mieczem Braceru walnął starca
- Zrozum takiej osoby jak Kor-tak nie pokonasz mieczem, nawet magicznym, ale magia pozwoli ci na to- cierpliwie tłumaczył młodzieńcowi- to jak będzie zostaniesz magiem? To twoja szansa- nie ustępował
- Dobrze niech będzie, ale robię to tylko i wyłącznie dla ojca, nie myśl, że polubię magie- kiwając głowa, odpowiedział Braceru
- Bardzo dobrze, ale teraz zapomnijmy o troskach i chodźmy na kolacje- wychodząc z sali nauczania zaproponował Seter, bo tak na imię było staremu magowi
Tak wiec Braceru podjął decyzje i rozpoczął swą naukę w klasztorze, a był to wielki i przepiękny klasztor, położony kilkaset kilometrów od rodzinnej osady Braceru, wszystkie budynki znajdowały się na szczycie góry Samotniczej, nazwanej tak dlatego, że była oddzielona od głównego pasma gór wielka dolina i wyglądała na osobny twór matki natury, sam zaś klasztor był monumentalnym i ogromnym kompleksem budynków, na który składała się sala nauczania, w której obecnie przebywał Braceru. Był to najbardziej schowany i cofnięty z budynków. Spowodowane było to tym, że młodzi uczniowie często nie panowali nad mocą i ich zaklęcia wymykały im się co stanowiło zagrożenie dla reszty mieszkańców klasztoru. W centrum kompleksu znajdowała się świątynia Innosa, w której co dzień zbierano się na modłach, tam rezydowała też najwyższa rada. Głęboko w zboczu góry znajdował się skarbiec, niedostępny inaczej niż poprzez zaklęcie teleportacyjne. Resztę zabudowań stanowiła jadalnia, sale medytacyjne, kuchnia wraz ze spiżarnia, komnaty sypialne i winnica w podziemiach.
Braceru znajdował się właśnie w jadalni i wraz z Seterem rozmyślał nad tym, jak powinna potoczyć się jego nauka. Właśnie tu miał spędzić najbliższy czas.
prosze, pisac dalej???
Zemsta
- Powtarzaj za mną „astold kirdan bilak tangus”, spróbuj- powiedział mag w czerwonych szatach-
- Daj mi spokój!!! Nie będę się uczył tych bzdur, człowieku odczep się- powiedział młody chłopak-
- Czy ty nie rozumiesz Braceru, że inaczej nie pomścisz ojca??? To jest jedyna możliwa droga, pozatym, wyczuwam w tobie zbyt duży potencjał, nie pozwolę ci go zmarnować- mówił cierpliwie mag
- Mam to gdzieś, ty tego nie rozumiesz, nie wiesz jak to jest jak musisz zabić własnego ojca! Co noc sobie przypominam tamten dzień, wy przybyliście na koniec nie wiecie jak tam było wcześniej- krzyczał chłopak
- To mi to opowiedz- odpowiedział na to mag- wyrzuć to z siebie zobaczysz będzie ci lepiej-
- Dobrze opowiem ci tą historię- zgodził się Braceru- To było tak” Był piękny dzień, ja cieszyłem się z tego, że mój ojciec Artilius wrócił z niewoli u orków, siedziałem z nim na ganku naszego domu i rozmawiałem z nim o tym kim będę w przyszłości, żar lał się z nieba a w górach zalegała głucha cisza, żaden ptak nie zaśpiewał, wiatr nie zawiał, mój ojciec zaczął się denerwować i stwierdził, że coś jest nie tak, wtem cisze rozdarło bicie w bębny, Artilius zerwał się na na nogi, i pobiegł do bramy, podążyłem za nim, bębny było coraz lepiej słychać, przy bramie znaleźliśmy tylko jednego strażnika, bo reszta piła w karczmie, spytaliśmy co się dzieje a on powiedział, że nic nie słyszy, ojciec walnął go w twarz, ten padł, czuć było wudke, był pijany, pobiegłem do władcy miasta, ten kazał wysłać jedynego trzeźwego zwiadowcę na przeszpiegi, Irgon bo tak się nazywał zwiadowca był szybkonogim, co znaczyło, że należy do elity w mieście, szybkonogi pospieszył wzdłuż szlaku prowadzącego w dół góry , wrócił po 10 minutach, powiedział tylko, że nadciągają orkowie i padł twarzą na bruk, z pleców wystawało mu kilkanaście strzał, rządca miasta szybko zarządził mobilizację, a każdy mężczyzna i nawet część starszych chłopców stali po kilku minutach na blankach murów miasta trzymając w ręku broń, ja z ojcem, jedyni sprawni wojownicy zostaliśmy przydzieleni do ochrony naszego przywódcy, ojciec poszedł od razu do pałacu rządcy, ale ja postanowiłem zostać jak najdłużej się da i pomagać walczącym, kobiety z dziećmi schroniły się w pałacu, wtem ktoś krzyknął, że idą i rzeczywiście szli, było ich wielu, strach dosięgnął nas szybciej niż ich smród, ale co najgorsze w ostatnich szeregach ich małej armii widać było ogromny taran, to nas kompletnie dobiło, ale ktoś krzyknął, że póki władca żyje póty mamy nadzieję, tymczasem pod bramą stanął samotny ork w stroju szamana, zawołał do nas w zniekształconej mowie wspólnej, że nazywa się Kor-tak i kazał nam się poddać, wszyscy jednogłośnie odpowiedzieliśmy, że nigdy się nie poddamy, ork zaśmiał się i zadął w róg, taran ruszył, nic go nie mogło zniszczyć, po dwóch uderzeniach brama padła a fala orków niczym mroczny przypływ wlała się do miasta, stawialiśmy dzielnie opór, jednak ich było tak wielu, orkowie biegali wszędzie, mój kolega Astor leżał w kałuży krwi obok niego była jego głowa, wszyscy widząc pierwszą ofiarę wpadli w szał, ludzie ginęli pod ciosami orków, orkowie pod ciosami ludzi, pewien młody chłopiec zasłaniał sobą swoja matkę, która nie zdążyła uciec, ork rozpłatał mu brzuch, matka widząc to straciła wszelkie zdrowe zmysły i rzuciła się na zabujce syna, gryzła i kopała bez opamiętania, aż ork zmienił się w stertę kości i krwi, i tak było w całym mieście, wszędzie czekała śmierć, orkowie nie znali litości, pod brama leżała sterta bezgłowych ciał, na niej zaś stał Kor-tak, chciałem go zabić, lecz musiałem wracać do ojca, biegnąc przez ulice widziałem co chwila padających pod naporem orków ludzi , nie mogłem się zatrzymać, dotarłem do pałacu, w środku zabarykadowaliśmy się i czekaliśmy, ja z ojcem staliśmy przy tronie władcy i czuwaliśmy, wtem jego oczy zapłonęły chorym blaskiem, a on sam wyciągnął miecz z pochwy i rzucił się na władcę, ja wiedziałem co jest grane, bo widziałem już kiedyś takie oczy, to kontrola umysłu, od niej nie można się samemu uwolnić, musiałem to zrobić, musiałem go zabić, miecz łatwo wszedł miedzy żebra, Artilius padł, lecz ostatkiem sił podziękował mi za to co zrobiłem, padłem na kolana i czekałem na śmierć z ręki orków, jednak na dworze wybuchł dziwny hałas, słychać było paniczne krzyki orków i wiwaty ludzi, wyszedłem na dwór, to wy nas wybawiliście, przybyliście do nas wy magowie z odległej fortecy na wschodzie, to był piękny pokaz magii, orkowie ginęli masowo i w męczarniach, po jakimś czasie wybiliście wszystkich i zajęliście się rannymi, ja wtedy zemdlałem, a obudziłem się już tu, to wszystko co musisz wiedzieć”-
- Straszna historia, tym bardziej mi cię żal, lecz tym bardziej musisz wziąć się za naukę, musisz pomścić ojca i zabić Kor-taka – odrzekł po wszystkim mag
- Ale czemu mam się uczyć akurat magii? Wolałbym szermierkę- i udając, że walczy mieczem Braceru walnął starca
- Zrozum takiej osoby jak Kor-tak nie pokonasz mieczem, nawet magicznym, ale magia pozwoli ci na to- cierpliwie tłumaczył młodzieńcowi- to jak będzie zostaniesz magiem? To twoja szansa- nie ustępował
- Dobrze niech będzie, ale robię to tylko i wyłącznie dla ojca, nie myśl, że polubię magie- kiwając głowa, odpowiedział Braceru
- Bardzo dobrze, ale teraz zapomnijmy o troskach i chodźmy na kolacje- wychodząc z sali nauczania zaproponował Seter, bo tak na imię było staremu magowi
Tak wiec Braceru podjął decyzje i rozpoczął swą naukę w klasztorze, a był to wielki i przepiękny klasztor, położony kilkaset kilometrów od rodzinnej osady Braceru, wszystkie budynki znajdowały się na szczycie góry Samotniczej, nazwanej tak dlatego, że była oddzielona od głównego pasma gór wielka dolina i wyglądała na osobny twór matki natury, sam zaś klasztor był monumentalnym i ogromnym kompleksem budynków, na który składała się sala nauczania, w której obecnie przebywał Braceru. Był to najbardziej schowany i cofnięty z budynków. Spowodowane było to tym, że młodzi uczniowie często nie panowali nad mocą i ich zaklęcia wymykały im się co stanowiło zagrożenie dla reszty mieszkańców klasztoru. W centrum kompleksu znajdowała się świątynia Innosa, w której co dzień zbierano się na modłach, tam rezydowała też najwyższa rada. Głęboko w zboczu góry znajdował się skarbiec, niedostępny inaczej niż poprzez zaklęcie teleportacyjne. Resztę zabudowań stanowiła jadalnia, sale medytacyjne, kuchnia wraz ze spiżarnia, komnaty sypialne i winnica w podziemiach.
Braceru znajdował się właśnie w jadalni i wraz z Seterem rozmyślał nad tym, jak powinna potoczyć się jego nauka. Właśnie tu miał spędzić najbliższy czas.
prosze, pisac dalej???