Prolog
Królewski galeon właśnie wypłynął z wyspy Irdorath. Jednak nie było na nim paladynów tylko inne osoby. Był tu Lee, Gorn, Lester, Cor Angar, Milten, Diego, Torlof, Girion oraz Bezimienny, – czyli ja...
Odpływaliśmy właśnie z dawnej świątyni Beliara, którą zrównaliśmy z ziemią.
- Płyniemy na kontynent? – zapytałem Lee.
- Nie, wracam po resztę moich najemników. Poleciłem im zbudować prowizoryczny obóz na plaży koło latarni morskiej. Potem wyruszymy skopać brudny tyłek Rhobara.
Zakończyliśmy rozmowę. Płynęliśmy jeszcze tydzień. Po drodze zobaczyliśmy dziwny statek skryty we mgle. Dopływaliśmy właśnie do wyspy Khorinis, gdy na horyzoncie zobaczyliśmy tysiące orkowych galer płynących w stronę miasta. Po półgodzinie dopłynęliśmy do prowizorycznego obozu. Zobaczyliśmy płonące namioty i kilkunastu ludzi walczących z setką orków. Wyskoczyłem ze statku z Orkową Zgubą w ręku, a na sobie miałem tylko spodnie. Rzuciłem się na orków. Za mną wyskoczył Lee, Gorn, Cor Angar, Torlof i Girion. Diego i reszta atakowali z dystansu.
- Wycofywać się, idioci! – krzyknął Lee do swych podwładnych. Jarvis, Buster, Khaled i Bennet wycofali się na statek i rozpoczęli ostrzał. Z resztą orków, około dziewięćdziesięciu, walczyłem ja, ludzie ze statku, najemnicy i Gestath, który pojawił się niewiadomo skąd razem ze wszystkimi myśliwymi z Khorinis. Po chwili na tyły orków wpadło kilkudziesięciu paladynów.
- Cholera, nie zmieszczą się na moim statku. Cord, weź naszych na statek i zostaw nam szalupę, ja tu z Gornem, Angarem i Bezimiennym będę walczył. -
Jak powiedział, tak zrobił. Broniliśmy szalupy, a po chwili wskoczył do niej Angar i odepchnął trochę od brzegu. Wskoczyłem tam i ja, wyjąłem kuszę i zacząłem strzelać. Gorn po chwili też wskoczył i zaczął wiosłować. Lee został na brzegu. Angar użył telekinezy i go przeniósł do łodzi, po czym zemdlał z wysiłku. Jeden z paladynów zrzucił zbroję, podpłynął do szalupy i wszedł tam.
- Cześć, Hagen – rzekł Lee – chyba się nie obrazisz jak pożyczę statek? -
- Nie, o ile weźmiesz mnie ze sobą. Innosie, zlituj się nad duszami wszystkich, którzy polegli w walkach o miasto. – odpowiedział Hagen.
Dopłynęliśmy do statku. Gdy weszliśmy na pokład, w oddali pojawiła się mgła a w niej ten sam statek. Dopłynął do naszego i zobaczyliśmy jako kapitana potężnego orka w przymałej zbroi elity. Jego twarz wyglądała znajomo...
- Witaj ponownie, Tarrok. – powiedziałem rozpoznając orka. – Co cię do nas sprowadza?
- Obcy być dobry. Ja chcieć, aby on razem ze swymi kolegami przejść na mój statek. Jest większy. Aby was przekonać, Tarrok przynieść prezent. – powiedział dając mi skrzynię. Otworzyłem ją, a tam leżał dziwnie znajomy miecz. To chyba był ... Uriziel.
Rozdział I – Powrót na kontynent
Następnego dnia ukryłem się z Miltenem w ładowni i powiedziałem:
- To nie jest prawdziwy Uriziel. Nie jest tak potężny jak dawniej. - powiedziałem
- A to nie jest ten niewolnik z kopalni. Dobrze wiem, że żaden z orkowych szamanów nie jest w stanie wyczarować mgły. Na jego twarzy jest iluzja. Angar też to wyczuł. – odparł Milten.
Na pokładzie usłyszeliśmy odgłosy walki. Wybiegliśmy tam i zobaczyliśmy pięciu ożywieńców z Khorinis, których Beliar zamienił w Panów Cienia. Byli to paladyni Cedrik, Albrecht, Lothar, Sergio i Andre. Wszyscy mieli dziwne miecze o rękojeściach z ludzkich kości, a wokół nich promieniowała aura ciemności. Za nimi stał ten ork, teraz wyglądał jak demon. Na statku zmaterializował się nekromanta i zaczął wszędzie miotać czarami. Torlof, Dar, Fester, Sentenza i Khaled już nie żyli. Kilku innych najemników też. Milten zniszczył Andre za pomocą czarów, ale oni byli w przewadze. Nagle nkromanta rzucił kulą ognia w żagle i nasz statek stanął w płomieniach. Najbliższy ląd był o dwadzieścia mil stąd.
Na statku była dziesięcioosobowa szalupa.
- Idą tam Diego, Lester, dwóch myśliwych, czterech najemników, Lares i Gorn. Dopłyniecie do kontynentu i zemścicie się za mnie na Rhobarze. Ja polegnę na polu chwały. – rzekł Lee.
Szalupa odpłynęła. Zginęli myśliwi Gaan oraz Grom. Poległ też Cord. Niespodziewanie z przestworzy wyłonił się kolejny nekromanta. Tym razem to był nasz przyjaciel – Xardas. Zabił pozostałych ożywieńców i wyczarował łódź.
- Cóż, Bezimienny, to dzięki tobie mam tę moc. Muszę jakoś ci się odwdzięczyć. Teraz jesteśmy kwita. – rzekł, po czym zniknął. Załadowaliśmy się do łodzi i dopłynęliśmy do brzegu. Tam już był Cord i reszta. Próbowali się zorganizować.
- Cześć chłopaki! – rzekł Lee – według moich informacji stolica jest daleko stąd. Musimy zbudować bazę wypadową. Gestath zorganizuje dostawy pożywienia. Diego pozyska lepsze informacje. Połowa najemników dostarczy drewna, a reszta zbuduje bazę. Angar i Lester zorganizują rozrywkę. Wilk zajmie się projektowaniem nowego pancerza, a Bennet wykuje lepszą broń. Zrozumiano?! – krzyknął Lee.
- Tak jest, generale! Na rozkaz! –zakrzyknęli wszyscy.
Następnego dnia znaleźliśmy przestronną dolinę z dużą jaskinią. Płynęła tam czysta rzeka pełna ryb, a las był pełen zwierzyny. Miejsce było piękne i malownicze. Kwaterę główną zbudowaliśmy w jaskini. Zbudowaliśmy częstokół i dwie drewniane wieże. Rozbiliśmy namioty, zorganizowaliśmy warsztat. Lester odkrył, że na glebie można uprawiać bagienne ziele. Na szczęście miał trochę nasion. Następne dni upływały spokojnie. Tydzień po wybudowaniu obozu, Wilk opracował nową zbroję. Składała się ona z kolczugi i napierśnika przykrytego płaszczem ze skór warga. Zbroja wyglądała posępnie – jak zbroja sług zła.
- Czemu taki kolor? – spytał Lee.
- To na cześć Corda. Jego pamięć będzie oświetlała nasze dusze w tych strasznych czasach. -
- Nie wiedziałem, że jesteś poetą. – powiedział Lee kończąc dyskusję.
Następnego dnia mała grupa w nowych zbrojach ruszyła do pobliskiego miasteczka. Na początku był Lee, po jego prawicy ja, na lewo od niego Gorn, obok niego Jarvis i Cipher, a koło mnie Angar i Rod. Reszta została w obozie. Doszliśmy do bram miasta.
- Mam rozkaz nikogo nie wpuszczać! – krzyknął strażnik, ale Lee go popchnął tak, że tan się przewrócił. Weszliśmy na rynek. Akurat był dzień targowy. Lee stanął na stosie skrzyń i krzyknął:
- Jestem Lee, generał w armii królewskiej. Proszę o wysłuchanie mnie. Zostałem niesłusznie osądzony przez szlachtę i wtrącony do Górniczej Doliny. Czy chcecie, aby ciemiężenie was przez króla się skończyło? Czy...
- To ty wygrałeś bitwę o Varrant? – zapytał pięcioletni chłopiec.
- Tak, to ja. I w nagrodę skazano mnie na kopanie rudy w Khorinis. Na szczęście bariera została zniszczona przez mojego przyjaciela, który nie nosi imienia. Mam zamiar przerwać uścisk chłopów przez tego nędznika Rhobara II. Czy jesteście ze mną? – kontynuował.
- Taaak! Jesteśmy z tobą, generale! Rhobar padnie przed naszym naporem! – krzyknął tłum.
Jeszcze tego dnia Lee wysłał Angara po resztę obozu. Przyszli i zawładnęli miastem. Chłopi byli szkoleni do walki z nowym wrogiem – z królem.
Rozdział II – Powstanie
Po miesiącu Lee miał do dyspozycji 916 ludzi – 900 kiepsko wyszkolonych chłopów, wyposażonych w skórzane zbroje, lekkie topory i długie łuki. Pozostałych 25 to byli: Lares, Gorn, Rod, Cipher, Angar, ja, Lester, Milten, Hagen, Jarvis, Dragomir, Wilk, Bennet, Gestath, Bosper i Diego. Każdy wyszkolony w swojej dziedzinie walki. Lee dowodził całą armią. Wczoraj mianował mnie kapitanem 2. Drużyny Rebelianckiej – oddziału stu chłopów. Gorn, Angar, Gestath, Hagen, Rod, Lares i Diego też takie dostali pod komendę. Lee miał dwa pod bezpośrednią komendą, a pośrednio wszystkie 9. Dziś wieczorem miała się odbyć narada w namiocie Lee. O wyznaczonej godzinie przyszedłem i zebranie rozpoczęło się. Staliśmy przy wielkiej mapie kontynentu, która była rozpięta na ścianie.
- Tu jest to miasto, a tu jest stolica – mówił Lee, wskazując coś na mapie. – będziemy musieli iść okrężną drogą tędy, ponieważ na drodze bezpośredniej stoi forteca, której nie sforsujemy. Znam stolicę. Wejdziemy kanałami miejskimi od tej strony, koło linii orkowych wojsk. Wyjdziemy na powierzchnię w nocy i zaatakujemy pałac z zaskoczenia. Rozumiecie? -
- Jasne – powiedziała cała grupa. Po czym się rozeszła. Tydzień potem wojska powstańcze poszły wyznaczonym szlakiem. Podróż była długa i męcząca. Byliśmy pięć mil od stolicy i szliśmy przez las. Osaczyły nas orkowe wojska. Byli na wzgórzu, za nami, przed nami i z boków. Rozpoczęliśmy desperacką walkę. Mój oddział bronił oddziału Angara, a ja sam podbiegłem do Lee i pomogłem mu w walce. Nagle moją uwagę przykuła orkowa budowla na wzgórzu. Pociągnąłem Miltena i Ciphera za rękawy i pobiegliśmy tam. Było tam zejście do pradawnej krypty. Na dole spotkaliśmy orkowego szamana. Pozbyliśmy się go i zeszliśmy korytarzem. Zobaczyliśmy Pana Cienia – Milten zniszczył go czarem. Szliśmy dalej. Zobaczyliśmy ośmiometrowego orka w zbroi elity z dwoma mieczami, którego strzegło dwóch szamanów. Milten zaczął miotać kulami ognia, Rod rzucił się na szamana a ja zaatakowałem orka. On zadał cios mieczami. Zablokowałem. Po chwili Rod podrapał mu nogę. Szamani nie żyli. Milten poparzył mu twarz kulą ognia.
- Milten, uśpij go do cholery! – krzyknąłem. Milten rzucił czar i bestia zaczęła się chwiać. Gdy jej brzuch się do mnie zbliżył, wbiłem mój miecz weń. Zobaczyliśmy, czego strzegł. Ogromnego czerwonego kryształu przykutego łańcuchami do ścian krypty. Łańcuchy były przybite mieczami wykutymi przez pradawny lud mieszkający na tej ziemi. Każdy miał ludzką czaszką ozdabiającą rączkę.
- Zaraz! Ja wiem, co to jest! – rzekł Milten studiując książkę. – to starożytny artefakt, Serce Chaosu. Można wykorzystać jego moc w mieczach, które go przybiły. Uwolnijmy tę moc! – powiedział lewitując kamień i zrywając łańcuchy.
- Szybko! Przyłóżcie do niego każdy z mieczy! – krzyknął Milten. Wykonaliśmy polecenie, a on odlewitował artefakt na swe miejsce. Wzięliśmy miecze i wybiegliśmy. Zobaczyliśmy zdziesiątkowane oddziały chłopów, martwych Roda, Hagena i Bospera oraz Gorna, Angara, Lee i resztę walczących z wojskami orków. Rzuciłem miecz do Lee i drugi do Angara. Cipher rzucił Gornowi i Laresowi. Ja miałem ostatni. Gdy Lee drasnął orka mieczem, z tego wyzionęła dusza zasilając magię miecza. Zmasakrowaliśmy orków.
- Milten! Co to do cholery za miecze? – krzyknął Lee.
- To pradawne Rozpruwacze Dusz zasilone przez Serce Chaosu, mityczny artefakt, który znaleźliśmy w krypcie. -
Zostało nam 250 chłopów. Nasze szanse osłabły ze względu na zmniejszone wojska, a jednocześnie zwiększyły się dzięki znalezisku. Kontynuowaliśmy marsz na stolicę. Opatrzyliśmy rannych i następnego dnia od wejścia do kanałów dzielił nas tylko Wąwóz Trolla.
Królewski galeon właśnie wypłynął z wyspy Irdorath. Jednak nie było na nim paladynów tylko inne osoby. Był tu Lee, Gorn, Lester, Cor Angar, Milten, Diego, Torlof, Girion oraz Bezimienny, – czyli ja...
Odpływaliśmy właśnie z dawnej świątyni Beliara, którą zrównaliśmy z ziemią.
- Płyniemy na kontynent? – zapytałem Lee.
- Nie, wracam po resztę moich najemników. Poleciłem im zbudować prowizoryczny obóz na plaży koło latarni morskiej. Potem wyruszymy skopać brudny tyłek Rhobara.
Zakończyliśmy rozmowę. Płynęliśmy jeszcze tydzień. Po drodze zobaczyliśmy dziwny statek skryty we mgle. Dopływaliśmy właśnie do wyspy Khorinis, gdy na horyzoncie zobaczyliśmy tysiące orkowych galer płynących w stronę miasta. Po półgodzinie dopłynęliśmy do prowizorycznego obozu. Zobaczyliśmy płonące namioty i kilkunastu ludzi walczących z setką orków. Wyskoczyłem ze statku z Orkową Zgubą w ręku, a na sobie miałem tylko spodnie. Rzuciłem się na orków. Za mną wyskoczył Lee, Gorn, Cor Angar, Torlof i Girion. Diego i reszta atakowali z dystansu.
- Wycofywać się, idioci! – krzyknął Lee do swych podwładnych. Jarvis, Buster, Khaled i Bennet wycofali się na statek i rozpoczęli ostrzał. Z resztą orków, około dziewięćdziesięciu, walczyłem ja, ludzie ze statku, najemnicy i Gestath, który pojawił się niewiadomo skąd razem ze wszystkimi myśliwymi z Khorinis. Po chwili na tyły orków wpadło kilkudziesięciu paladynów.
- Cholera, nie zmieszczą się na moim statku. Cord, weź naszych na statek i zostaw nam szalupę, ja tu z Gornem, Angarem i Bezimiennym będę walczył. -
Jak powiedział, tak zrobił. Broniliśmy szalupy, a po chwili wskoczył do niej Angar i odepchnął trochę od brzegu. Wskoczyłem tam i ja, wyjąłem kuszę i zacząłem strzelać. Gorn po chwili też wskoczył i zaczął wiosłować. Lee został na brzegu. Angar użył telekinezy i go przeniósł do łodzi, po czym zemdlał z wysiłku. Jeden z paladynów zrzucił zbroję, podpłynął do szalupy i wszedł tam.
- Cześć, Hagen – rzekł Lee – chyba się nie obrazisz jak pożyczę statek? -
- Nie, o ile weźmiesz mnie ze sobą. Innosie, zlituj się nad duszami wszystkich, którzy polegli w walkach o miasto. – odpowiedział Hagen.
Dopłynęliśmy do statku. Gdy weszliśmy na pokład, w oddali pojawiła się mgła a w niej ten sam statek. Dopłynął do naszego i zobaczyliśmy jako kapitana potężnego orka w przymałej zbroi elity. Jego twarz wyglądała znajomo...
- Witaj ponownie, Tarrok. – powiedziałem rozpoznając orka. – Co cię do nas sprowadza?
- Obcy być dobry. Ja chcieć, aby on razem ze swymi kolegami przejść na mój statek. Jest większy. Aby was przekonać, Tarrok przynieść prezent. – powiedział dając mi skrzynię. Otworzyłem ją, a tam leżał dziwnie znajomy miecz. To chyba był ... Uriziel.
Rozdział I – Powrót na kontynent
Następnego dnia ukryłem się z Miltenem w ładowni i powiedziałem:
- To nie jest prawdziwy Uriziel. Nie jest tak potężny jak dawniej. - powiedziałem
- A to nie jest ten niewolnik z kopalni. Dobrze wiem, że żaden z orkowych szamanów nie jest w stanie wyczarować mgły. Na jego twarzy jest iluzja. Angar też to wyczuł. – odparł Milten.
Na pokładzie usłyszeliśmy odgłosy walki. Wybiegliśmy tam i zobaczyliśmy pięciu ożywieńców z Khorinis, których Beliar zamienił w Panów Cienia. Byli to paladyni Cedrik, Albrecht, Lothar, Sergio i Andre. Wszyscy mieli dziwne miecze o rękojeściach z ludzkich kości, a wokół nich promieniowała aura ciemności. Za nimi stał ten ork, teraz wyglądał jak demon. Na statku zmaterializował się nekromanta i zaczął wszędzie miotać czarami. Torlof, Dar, Fester, Sentenza i Khaled już nie żyli. Kilku innych najemników też. Milten zniszczył Andre za pomocą czarów, ale oni byli w przewadze. Nagle nkromanta rzucił kulą ognia w żagle i nasz statek stanął w płomieniach. Najbliższy ląd był o dwadzieścia mil stąd.
Na statku była dziesięcioosobowa szalupa.
- Idą tam Diego, Lester, dwóch myśliwych, czterech najemników, Lares i Gorn. Dopłyniecie do kontynentu i zemścicie się za mnie na Rhobarze. Ja polegnę na polu chwały. – rzekł Lee.
Szalupa odpłynęła. Zginęli myśliwi Gaan oraz Grom. Poległ też Cord. Niespodziewanie z przestworzy wyłonił się kolejny nekromanta. Tym razem to był nasz przyjaciel – Xardas. Zabił pozostałych ożywieńców i wyczarował łódź.
- Cóż, Bezimienny, to dzięki tobie mam tę moc. Muszę jakoś ci się odwdzięczyć. Teraz jesteśmy kwita. – rzekł, po czym zniknął. Załadowaliśmy się do łodzi i dopłynęliśmy do brzegu. Tam już był Cord i reszta. Próbowali się zorganizować.
- Cześć chłopaki! – rzekł Lee – według moich informacji stolica jest daleko stąd. Musimy zbudować bazę wypadową. Gestath zorganizuje dostawy pożywienia. Diego pozyska lepsze informacje. Połowa najemników dostarczy drewna, a reszta zbuduje bazę. Angar i Lester zorganizują rozrywkę. Wilk zajmie się projektowaniem nowego pancerza, a Bennet wykuje lepszą broń. Zrozumiano?! – krzyknął Lee.
- Tak jest, generale! Na rozkaz! –zakrzyknęli wszyscy.
Następnego dnia znaleźliśmy przestronną dolinę z dużą jaskinią. Płynęła tam czysta rzeka pełna ryb, a las był pełen zwierzyny. Miejsce było piękne i malownicze. Kwaterę główną zbudowaliśmy w jaskini. Zbudowaliśmy częstokół i dwie drewniane wieże. Rozbiliśmy namioty, zorganizowaliśmy warsztat. Lester odkrył, że na glebie można uprawiać bagienne ziele. Na szczęście miał trochę nasion. Następne dni upływały spokojnie. Tydzień po wybudowaniu obozu, Wilk opracował nową zbroję. Składała się ona z kolczugi i napierśnika przykrytego płaszczem ze skór warga. Zbroja wyglądała posępnie – jak zbroja sług zła.
- Czemu taki kolor? – spytał Lee.
- To na cześć Corda. Jego pamięć będzie oświetlała nasze dusze w tych strasznych czasach. -
- Nie wiedziałem, że jesteś poetą. – powiedział Lee kończąc dyskusję.
Następnego dnia mała grupa w nowych zbrojach ruszyła do pobliskiego miasteczka. Na początku był Lee, po jego prawicy ja, na lewo od niego Gorn, obok niego Jarvis i Cipher, a koło mnie Angar i Rod. Reszta została w obozie. Doszliśmy do bram miasta.
- Mam rozkaz nikogo nie wpuszczać! – krzyknął strażnik, ale Lee go popchnął tak, że tan się przewrócił. Weszliśmy na rynek. Akurat był dzień targowy. Lee stanął na stosie skrzyń i krzyknął:
- Jestem Lee, generał w armii królewskiej. Proszę o wysłuchanie mnie. Zostałem niesłusznie osądzony przez szlachtę i wtrącony do Górniczej Doliny. Czy chcecie, aby ciemiężenie was przez króla się skończyło? Czy...
- To ty wygrałeś bitwę o Varrant? – zapytał pięcioletni chłopiec.
- Tak, to ja. I w nagrodę skazano mnie na kopanie rudy w Khorinis. Na szczęście bariera została zniszczona przez mojego przyjaciela, który nie nosi imienia. Mam zamiar przerwać uścisk chłopów przez tego nędznika Rhobara II. Czy jesteście ze mną? – kontynuował.
- Taaak! Jesteśmy z tobą, generale! Rhobar padnie przed naszym naporem! – krzyknął tłum.
Jeszcze tego dnia Lee wysłał Angara po resztę obozu. Przyszli i zawładnęli miastem. Chłopi byli szkoleni do walki z nowym wrogiem – z królem.
Rozdział II – Powstanie
Po miesiącu Lee miał do dyspozycji 916 ludzi – 900 kiepsko wyszkolonych chłopów, wyposażonych w skórzane zbroje, lekkie topory i długie łuki. Pozostałych 25 to byli: Lares, Gorn, Rod, Cipher, Angar, ja, Lester, Milten, Hagen, Jarvis, Dragomir, Wilk, Bennet, Gestath, Bosper i Diego. Każdy wyszkolony w swojej dziedzinie walki. Lee dowodził całą armią. Wczoraj mianował mnie kapitanem 2. Drużyny Rebelianckiej – oddziału stu chłopów. Gorn, Angar, Gestath, Hagen, Rod, Lares i Diego też takie dostali pod komendę. Lee miał dwa pod bezpośrednią komendą, a pośrednio wszystkie 9. Dziś wieczorem miała się odbyć narada w namiocie Lee. O wyznaczonej godzinie przyszedłem i zebranie rozpoczęło się. Staliśmy przy wielkiej mapie kontynentu, która była rozpięta na ścianie.
- Tu jest to miasto, a tu jest stolica – mówił Lee, wskazując coś na mapie. – będziemy musieli iść okrężną drogą tędy, ponieważ na drodze bezpośredniej stoi forteca, której nie sforsujemy. Znam stolicę. Wejdziemy kanałami miejskimi od tej strony, koło linii orkowych wojsk. Wyjdziemy na powierzchnię w nocy i zaatakujemy pałac z zaskoczenia. Rozumiecie? -
- Jasne – powiedziała cała grupa. Po czym się rozeszła. Tydzień potem wojska powstańcze poszły wyznaczonym szlakiem. Podróż była długa i męcząca. Byliśmy pięć mil od stolicy i szliśmy przez las. Osaczyły nas orkowe wojska. Byli na wzgórzu, za nami, przed nami i z boków. Rozpoczęliśmy desperacką walkę. Mój oddział bronił oddziału Angara, a ja sam podbiegłem do Lee i pomogłem mu w walce. Nagle moją uwagę przykuła orkowa budowla na wzgórzu. Pociągnąłem Miltena i Ciphera za rękawy i pobiegliśmy tam. Było tam zejście do pradawnej krypty. Na dole spotkaliśmy orkowego szamana. Pozbyliśmy się go i zeszliśmy korytarzem. Zobaczyliśmy Pana Cienia – Milten zniszczył go czarem. Szliśmy dalej. Zobaczyliśmy ośmiometrowego orka w zbroi elity z dwoma mieczami, którego strzegło dwóch szamanów. Milten zaczął miotać kulami ognia, Rod rzucił się na szamana a ja zaatakowałem orka. On zadał cios mieczami. Zablokowałem. Po chwili Rod podrapał mu nogę. Szamani nie żyli. Milten poparzył mu twarz kulą ognia.
- Milten, uśpij go do cholery! – krzyknąłem. Milten rzucił czar i bestia zaczęła się chwiać. Gdy jej brzuch się do mnie zbliżył, wbiłem mój miecz weń. Zobaczyliśmy, czego strzegł. Ogromnego czerwonego kryształu przykutego łańcuchami do ścian krypty. Łańcuchy były przybite mieczami wykutymi przez pradawny lud mieszkający na tej ziemi. Każdy miał ludzką czaszką ozdabiającą rączkę.
- Zaraz! Ja wiem, co to jest! – rzekł Milten studiując książkę. – to starożytny artefakt, Serce Chaosu. Można wykorzystać jego moc w mieczach, które go przybiły. Uwolnijmy tę moc! – powiedział lewitując kamień i zrywając łańcuchy.
- Szybko! Przyłóżcie do niego każdy z mieczy! – krzyknął Milten. Wykonaliśmy polecenie, a on odlewitował artefakt na swe miejsce. Wzięliśmy miecze i wybiegliśmy. Zobaczyliśmy zdziesiątkowane oddziały chłopów, martwych Roda, Hagena i Bospera oraz Gorna, Angara, Lee i resztę walczących z wojskami orków. Rzuciłem miecz do Lee i drugi do Angara. Cipher rzucił Gornowi i Laresowi. Ja miałem ostatni. Gdy Lee drasnął orka mieczem, z tego wyzionęła dusza zasilając magię miecza. Zmasakrowaliśmy orków.
- Milten! Co to do cholery za miecze? – krzyknął Lee.
- To pradawne Rozpruwacze Dusz zasilone przez Serce Chaosu, mityczny artefakt, który znaleźliśmy w krypcie. -
Zostało nam 250 chłopów. Nasze szanse osłabły ze względu na zmniejszone wojska, a jednocześnie zwiększyły się dzięki znalezisku. Kontynuowaliśmy marsz na stolicę. Opatrzyliśmy rannych i następnego dnia od wejścia do kanałów dzielił nas tylko Wąwóz Trolla.