- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
Od Autora:
Tradycja musi trwać!
Czymże by był ten dział bez naszych humorkowych opowiadanek.
Żarty oczywiście są tu na poziomie dziesięciolatka, ale i tak liczę, że wam się spodoba.
Chciałem także zaznaczyć iż:
Umieszczając kogokolwiek w tym opowiadaniu nie miałem zamiaru go ośmieszać, poniżać czy z niego kpić. To żarty, ludzie.
ZEBRANIE KLANOWE XIII
Kacperex siedział wygodnie w skórzanym fotelu i delektował się swoja ulubioną kawą, gdy do gabinetu wszedł doctor.
- Panie prezydencie, wszyscy zebrali się w sali, brakuje tylko pana.
Nie zwlekajac dłużej Kacperex wstał, poprawił krawat i udał się do sali spotkań.
Istotnie, nikogo nie brakowało, byli doradcy, radni i kilku przedstawicieli redakcji.
Kacperex, jako prezydent, zasiadł w głównym fotelu. Miano debatować o bierzących sprawach w mieście Gothic Up.
- Witam zebranych gości – powiedział na wstępie Kacperex i uśmiechnął się, lecz nikt mu nie odpowiedział tym samym. Ktoś ziewnął, ktoś dłubał w nosie, jeszcze ktoś wysyłał smsy.
- No dobrze, zebraliśmy się tutaj by obgadać kilka spraw – tutaj prezydent zastanowił się, zajrzał w kartki, poczym zapytał doctora – Pss... a o czym tak właściwie mamy gadać?
- Unia Googlowska, odcięcie przez nią funduszy dla naszego miasta...
- Ach tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak. Panowie, sytuacja jest poważna. Umawialiśmy się, że każdy spisze swoje pomysły na karteczce i da mie je do wglądu. A więc?
Zapadła cisza.
Kushi podniósł rękę.
- Tak?
- A można zgłosić nieprzygotowanie?
Kacperex zbladł.
- Jakie nieprzygotowanie? Kartki na stół!
Zebrani niechętnie wyciągnęli karteczki z pomysłami, które po kolei dotarły do prezydenta.
- Świetnie, świetnie – ucieszył się Kacperex na widok sporej sterty – Mnóstwo pomysłów, hehe.
Gdy jednak przeczytał pierwsze zdanie od razu przestał się uśmiechać.
- Ja to se myśle – napisał jeden z zebranych – i tak se myśle, lecz nic se nie wymyśle.
Wziął drugą kartkę.
- Myślę podobnie jak kolega.
Trzecią.
- Wydupczyć chamów!
Czwartą.
- Co to jest, do cholery? – oburzył się na widok rysunku gołego tyłka i podpisu:
Kac daje dupy
- Co to jest, się pytam?!
Wszyscy zebrani spojrzeli na Yeeda.
- No co? – zdziwił się radny – Przynajmniej masz zgrabny tyłek.
Kacperex spuścił głowę.
- Nie no, banda debili.
- Ja mam pomysł – odezwał się nagle dudekkss.
W oczach prezydenta nagle można było zobaczyć iskierkę nadziei.
- Dudi, mordo ty moja, na ciebie zawsze można było liczyć. No mów, jaki masz plan?
Dudekkss wyjął kartkę A4 i odparł.
- Mam adresy każdego z tych frajerów. Przyjdziemy i spuścimy im łomot!
- Tak jest! – krzyknęłi wszyscy jednocześnie. Tylko Kac raz jeszcze zakrył twarz dłońmi.
- Nie no, banda debili.
***
Zebranie trwało już dobrą godzinę, a jedyne co do tej pory ustalono to to, że Brooke z serialu „Moda na sukces” to totalna szmata. W międzczasie ktoś przykleił Dadexa do fotela, namalował okularny na twarzy śpiącego Eda i stale rzucał papierkami w Rangiza. Ot tak, dla zgrywu.
Zaś BooM, Nameless, Yeed, Morgahard i Daria grali w rozbieranego pokera.
- Cholera – jęknął ten pierwszy – Zaraz zamarzną mi sutki.
- Nie pękaj – powiedziała radośnie Daria, która najwyraźniej była w swoim żywiole – To znaczy, nie gub portek.
- Oj tak, portki to jedyne, co mi zostało.
- Gramy czy gadamy? – odparł Nameless gapiąc się w karty.
Wtedy jednak do Sali wbiegł jedyny nieobecny na zebraniu – Feomathar.
- Jest! Ludzie! Jest! – w lewej dłoni miał dużą kopertę i trzymał ją jakby była to konstytucja 3 maja.
- Mam! Mam nasze logo!
Niemal natychmiast wszyscy go otoczyli. To była chwila, na którą czekali.
Feomathar otworzył kopertę , wyjął z niej kartkę i położył ją na stół.
- Oto i moje dzieło! Podziwiajcie!
Wszystkim zaświeciły się oczy. Dosłownie na ułamek sekundy.
- Ty, Feo... – powiedział cicho Gothi – To logo cuchnie.
- Że niby co?
- Cuchnie – powtórzył za kolegą Nameless – Trzymałeś tą kopertę w tyłku, czy jak?
- A mi się podoba! – zawołał Kacperex – Jest dokładnie takie, o jakim marzyłem.
- Nic dziwnego – bąknał Yeed.
- Powiedz mi, Feo – mówił dalej prezydent udając, że nie słyszy zgryźliwych komentarzy. – Jak wpadłeś na ten genialny pomysł?
Feomathar zawiesił głowę.
*
Radny siedział na klozecie w swoim mieszkaniu i dumał.
Cholera, jak tu wymyślić logo, kiedy nie czuje nic, zero, żadnej inspiracji.Wtedy przypomniał sobie słowa swego senseia.
Najlepsza jest zupka pomidorowa...
Nie te słowa...
Moc ducha znajdziesz tam, gdzie się tego nie spodziewasz.Spojrzał w dół.
*
- Wie pan, panie prezydencie, moc umysłu, hehe.
- Zuch chłopak.
- No – ucieszył się elessar – Skoro mamy logo na te durne EXPO, to chyba możemy już iść na chatę, nie?
- Hola, hola! – zawołał Kacperex – Do tej pory nic jeszcze nie ustaliliśmy i nikt nie wyjdzie stąd dopóki czegoś nie zrobimy.
- Bla bla bla – bąknał Rangiz – Ja idę do domu.
- Ostrzegam cię, jeszcze jeden krok...
- Ta, ta...
Wtedy Kacperex wyciągnał pistolet i strzlił Rangizowi w głowę.
- AAAAA! – BooM wrzasnał jak panienka i wskoczył szczurkowi na ręce.
- Cholera! – krzyknął Morgahard pochylony nad ciałem redaktora. – Zabiłeś go!
- Cóż... – Kac schował broń i powiedział jak Schwarzeneger – I’ll be back...zaraz, to nie ta kwestia.
Jednak, ni z tego, ni z owego, Rangiz wstał.
- Ty żyjesz?!
- Przecież ten strzał powinien przebić na wylot twój mózg! – zawołała Daria.
- No i w tym sęk – odparł ED zaglądając przez dziurę w jego głowie – Tu jest pusto.
- No nie gadaj! – zdziwili się inni – Muszę to zobaczyć.
Tymczasem BooM spojrzał szczurkowi głęboko w oczy.
- Takie zielone...piękne.
- Fuj! – ten zrzucił go na ziemie.
- Hej, słyszycie to? – zapytał dudekkss – To dochodzi z rynku.
Gdy wszyscy wyszli na balkon z dużym tarasem, od razu zobaczyli pikietujący tłum ludzi.
- Jest potrzeba! Jest potrzeba! Jest potrzeba! – wołał tłum.
- Co to jest do cholery?
- To pikietujący tłum, panie prezydencie – odpowiedział elessar. Kac spojrzał na niego i przymrużył oczy.
- Dzięki, sam bym na to nie wpadł. W nagrodę idź sobie przeynieś ciasteczko.
Elessar wyszedł.
- Jest potrzeba! Jest potrzeba! Jest potrzeba!
- Dobra ludzie, uciszta się! – zawołał Kacperex – Czego chcecie?
Zapadła głucha cisza, po której słychać już tylko było niekończącą się symfonię.
- Chleba!
- Pieniędzy!
- Emerytur!
- Kiedy my nie rząd!- odparł Kac.
- Nie rząd? To nie jest gmach sejmu?
- Nie, to ratusz. Budynek sejmu macie trzy przecznice stąd.
- W takim razie przepraszamy.
Kilka tysięcy ludzi opuściło rynek. Mimo to wciąż było widać strajkujących.
- A wy czego? Sejm jest tam!
- My do was! – zawołał jeden z ludzi, który najwyraźniej robił za przywódcę. Wyszedł przed szereg. – Nazywam się Jodełko i w imieniu wszyskich związków zawodowych jak i całego społeczeństwa ogłaszam, iż mamy wobec władz następujące rządania.
Wtedy Jodełko wrzasnał na całe gardło.
DAJCIE MI MODA, DO CHOLERY!
- Dziękuję za uwagę.
- Jakiego moda? – oburzył się jeden z obywateli – Ja chcę kolorek! I ma on być czarny! Rządam czarnego kolorku!
Ktoś z tłumu rzucił w niego błotem.
- Dzięki wielkie!
- A co ze sprawiedliwością? – odezwał się jakiś mały chłopak – Gdzież ona, jak nie pod wielką warstwą kurzu, którą rodzi zbrodnia, a której my biernie się przyglądamy.
Wtedy padła na kolana.
- Litwo, ojczyzno moja!
- Przymknij się Nauczyciel! – ojciec Revan zdzielił syna w pysk. – Nie będziesz mi tu recytował Mickiewicza, nygusie jeden! I kto ci pozwolił oglądać programy informacyjne, hę? No już, idziemy do domu!
Złapał chłopaka za kołnierz i wyciągnał z tłumu.
- Nie rozumiem, czemu nie możesz być jak inne dzieci, bluźnić, oglądać porno, nie wiem...zabić kozę. A ty tylko w te ksiązki...
***
Po kilku minutach rozgorzało na dobre, stale było słychać okrzyki tłumu nawołujące do ataku na ratusz.
- Prędko! – wołał Kacperex – Gdzie ochrona?
- Ochrona? – zdziwili się inni.
- No wiecie, ta sekta... Zakon Świętego Miecza, ta którą wynajęliśmy to ochrony.
- Aaa...
- To gdzie oni są?
- Na Hawajach.
- Gdzie?
Wtedy Dadex odciągnał prezydenta na bok.
- Nie nie pamięta pan? Phantom przyłapał pana jak pdrywał pan sprzątaczkę...i zaszantażował pana domagając się wczasów dla wszystkich ochroniarzy.
- Ach tak – na somo to wspomnienie Kacperex dostał odruchów wymiotnych.
- No już, nie ma się czego wstydzić – uśmiechnał się Dadex – Każdy zazdrości panu tego flirtu z cycatą sprzątaczką.
- No wiem...
Dobrze, iż nie wiedzą, że przed operacją nazywała się „Bobo”
W międzyczasie tłum już miał nacierać na bramę ratusza, gdy głos zabrał szczurek.
- Obywatele! – zawołał – Jam jest szczurek, radny, z wykształcenia obibok. Wszyscy chyba mnie znają i wiedzą, że ze mnie bstr.... bsytr...bsyr...
- Bączek? – podpowiedział Kushi
- Bydle? – wtórował Karpielek.
- ...bstr... brt... bysr...
- Pstrką? – domyślał się Nameless
- Bzura! – strzelał ED
- ...bstr... brds... że ze mnie bystry człowiek jest.
- No ta... – wszyscy puknęli się w czoło.
- Miałem to na końcu języka – przyznał ED.
- Cholera – zaklnał BooM i wraz z Morgahardem, Namelessem, Rangizem i Dadexem oddał całą kasę w ręce Yeeda.
- Skąd wiedziałeś, że to powie?
- To proste – odpowiedział – Po prostu wiedziałem, że będzie gadał bzdury.
- ... i obiecuję wam trzy miliony mieszkań!
- ŻE K...
- Ależ panie prezydencie – doctor pogroził palcem.
- ... KURCZACZEK...SZCZUREK! CO TY WYPRAWIASZ?
- Spokojnioe, panie prezydencie, mam ich w garści. I jak? – zapytał tłum – Dajemy wam trzy miliony mieszkań.
- Ale nas jest niecały tysiąc...
- To nic, będziecie mieć na zapas.
- Puście mnie! – wołał Kacprex – Zabiję go, zabiję!
- Kto ma ochotę na lody?
- LODY!!! – wykrzyczał tłum.
***
Clone, niegdyś wielka osobistość, teraz sprzedawca lodów, podniósł się z krzesła i podszedł do lady.
- Co pod...- zawiesił głos gdy zobaczył, że przed jego budką pojawiła się wielka grupa ludzi.
- Tysiąc lodów poproszę – rzekł Kacperex
- I ja! – ktoś zawołał – Ja koniecznie chce czarne, ja, ja chcę, ja!
Ktoś rzucił w niego błotem.
- Dzięki wielkie!
Koniec
Tradycja musi trwać!
Czymże by był ten dział bez naszych humorkowych opowiadanek.
Żarty oczywiście są tu na poziomie dziesięciolatka, ale i tak liczę, że wam się spodoba.
Chciałem także zaznaczyć iż:
Umieszczając kogokolwiek w tym opowiadaniu nie miałem zamiaru go ośmieszać, poniżać czy z niego kpić. To żarty, ludzie.
ZEBRANIE KLANOWE XIII
Kacperex siedział wygodnie w skórzanym fotelu i delektował się swoja ulubioną kawą, gdy do gabinetu wszedł doctor.
- Panie prezydencie, wszyscy zebrali się w sali, brakuje tylko pana.
Nie zwlekajac dłużej Kacperex wstał, poprawił krawat i udał się do sali spotkań.
Istotnie, nikogo nie brakowało, byli doradcy, radni i kilku przedstawicieli redakcji.
Kacperex, jako prezydent, zasiadł w głównym fotelu. Miano debatować o bierzących sprawach w mieście Gothic Up.
- Witam zebranych gości – powiedział na wstępie Kacperex i uśmiechnął się, lecz nikt mu nie odpowiedział tym samym. Ktoś ziewnął, ktoś dłubał w nosie, jeszcze ktoś wysyłał smsy.
- No dobrze, zebraliśmy się tutaj by obgadać kilka spraw – tutaj prezydent zastanowił się, zajrzał w kartki, poczym zapytał doctora – Pss... a o czym tak właściwie mamy gadać?
- Unia Googlowska, odcięcie przez nią funduszy dla naszego miasta...
- Ach tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak. Panowie, sytuacja jest poważna. Umawialiśmy się, że każdy spisze swoje pomysły na karteczce i da mie je do wglądu. A więc?
Zapadła cisza.
Kushi podniósł rękę.
- Tak?
- A można zgłosić nieprzygotowanie?
Kacperex zbladł.
- Jakie nieprzygotowanie? Kartki na stół!
Zebrani niechętnie wyciągnęli karteczki z pomysłami, które po kolei dotarły do prezydenta.
- Świetnie, świetnie – ucieszył się Kacperex na widok sporej sterty – Mnóstwo pomysłów, hehe.
Gdy jednak przeczytał pierwsze zdanie od razu przestał się uśmiechać.
- Ja to se myśle – napisał jeden z zebranych – i tak se myśle, lecz nic se nie wymyśle.
Wziął drugą kartkę.
- Myślę podobnie jak kolega.
Trzecią.
- Wydupczyć chamów!
Czwartą.
- Co to jest, do cholery? – oburzył się na widok rysunku gołego tyłka i podpisu:
Kac daje dupy
- Co to jest, się pytam?!
Wszyscy zebrani spojrzeli na Yeeda.
- No co? – zdziwił się radny – Przynajmniej masz zgrabny tyłek.
Kacperex spuścił głowę.
- Nie no, banda debili.
- Ja mam pomysł – odezwał się nagle dudekkss.
W oczach prezydenta nagle można było zobaczyć iskierkę nadziei.
- Dudi, mordo ty moja, na ciebie zawsze można było liczyć. No mów, jaki masz plan?
Dudekkss wyjął kartkę A4 i odparł.
- Mam adresy każdego z tych frajerów. Przyjdziemy i spuścimy im łomot!
- Tak jest! – krzyknęłi wszyscy jednocześnie. Tylko Kac raz jeszcze zakrył twarz dłońmi.
- Nie no, banda debili.
***
Zebranie trwało już dobrą godzinę, a jedyne co do tej pory ustalono to to, że Brooke z serialu „Moda na sukces” to totalna szmata. W międzczasie ktoś przykleił Dadexa do fotela, namalował okularny na twarzy śpiącego Eda i stale rzucał papierkami w Rangiza. Ot tak, dla zgrywu.
Zaś BooM, Nameless, Yeed, Morgahard i Daria grali w rozbieranego pokera.
- Cholera – jęknął ten pierwszy – Zaraz zamarzną mi sutki.
- Nie pękaj – powiedziała radośnie Daria, która najwyraźniej była w swoim żywiole – To znaczy, nie gub portek.
- Oj tak, portki to jedyne, co mi zostało.
- Gramy czy gadamy? – odparł Nameless gapiąc się w karty.
Wtedy jednak do Sali wbiegł jedyny nieobecny na zebraniu – Feomathar.
- Jest! Ludzie! Jest! – w lewej dłoni miał dużą kopertę i trzymał ją jakby była to konstytucja 3 maja.
- Mam! Mam nasze logo!
Niemal natychmiast wszyscy go otoczyli. To była chwila, na którą czekali.
Feomathar otworzył kopertę , wyjął z niej kartkę i położył ją na stół.
- Oto i moje dzieło! Podziwiajcie!
Wszystkim zaświeciły się oczy. Dosłownie na ułamek sekundy.
- Ty, Feo... – powiedział cicho Gothi – To logo cuchnie.
- Że niby co?
- Cuchnie – powtórzył za kolegą Nameless – Trzymałeś tą kopertę w tyłku, czy jak?
- A mi się podoba! – zawołał Kacperex – Jest dokładnie takie, o jakim marzyłem.
- Nic dziwnego – bąknał Yeed.
- Powiedz mi, Feo – mówił dalej prezydent udając, że nie słyszy zgryźliwych komentarzy. – Jak wpadłeś na ten genialny pomysł?
Feomathar zawiesił głowę.
*
Radny siedział na klozecie w swoim mieszkaniu i dumał.
Cholera, jak tu wymyślić logo, kiedy nie czuje nic, zero, żadnej inspiracji.Wtedy przypomniał sobie słowa swego senseia.
Najlepsza jest zupka pomidorowa...
Nie te słowa...
Moc ducha znajdziesz tam, gdzie się tego nie spodziewasz.Spojrzał w dół.
*
- Wie pan, panie prezydencie, moc umysłu, hehe.
- Zuch chłopak.
- No – ucieszył się elessar – Skoro mamy logo na te durne EXPO, to chyba możemy już iść na chatę, nie?
- Hola, hola! – zawołał Kacperex – Do tej pory nic jeszcze nie ustaliliśmy i nikt nie wyjdzie stąd dopóki czegoś nie zrobimy.
- Bla bla bla – bąknał Rangiz – Ja idę do domu.
- Ostrzegam cię, jeszcze jeden krok...
- Ta, ta...
Wtedy Kacperex wyciągnał pistolet i strzlił Rangizowi w głowę.
- AAAAA! – BooM wrzasnał jak panienka i wskoczył szczurkowi na ręce.
- Cholera! – krzyknął Morgahard pochylony nad ciałem redaktora. – Zabiłeś go!
- Cóż... – Kac schował broń i powiedział jak Schwarzeneger – I’ll be back...zaraz, to nie ta kwestia.
Jednak, ni z tego, ni z owego, Rangiz wstał.
- Ty żyjesz?!
- Przecież ten strzał powinien przebić na wylot twój mózg! – zawołała Daria.
- No i w tym sęk – odparł ED zaglądając przez dziurę w jego głowie – Tu jest pusto.
- No nie gadaj! – zdziwili się inni – Muszę to zobaczyć.
Tymczasem BooM spojrzał szczurkowi głęboko w oczy.
- Takie zielone...piękne.
- Fuj! – ten zrzucił go na ziemie.
- Hej, słyszycie to? – zapytał dudekkss – To dochodzi z rynku.
Gdy wszyscy wyszli na balkon z dużym tarasem, od razu zobaczyli pikietujący tłum ludzi.
- Jest potrzeba! Jest potrzeba! Jest potrzeba! – wołał tłum.
- Co to jest do cholery?
- To pikietujący tłum, panie prezydencie – odpowiedział elessar. Kac spojrzał na niego i przymrużył oczy.
- Dzięki, sam bym na to nie wpadł. W nagrodę idź sobie przeynieś ciasteczko.
Elessar wyszedł.
- Jest potrzeba! Jest potrzeba! Jest potrzeba!
- Dobra ludzie, uciszta się! – zawołał Kacperex – Czego chcecie?
Zapadła głucha cisza, po której słychać już tylko było niekończącą się symfonię.
- Chleba!
- Pieniędzy!
- Emerytur!
- Kiedy my nie rząd!- odparł Kac.
- Nie rząd? To nie jest gmach sejmu?
- Nie, to ratusz. Budynek sejmu macie trzy przecznice stąd.
- W takim razie przepraszamy.
Kilka tysięcy ludzi opuściło rynek. Mimo to wciąż było widać strajkujących.
- A wy czego? Sejm jest tam!
- My do was! – zawołał jeden z ludzi, który najwyraźniej robił za przywódcę. Wyszedł przed szereg. – Nazywam się Jodełko i w imieniu wszyskich związków zawodowych jak i całego społeczeństwa ogłaszam, iż mamy wobec władz następujące rządania.
Wtedy Jodełko wrzasnał na całe gardło.
DAJCIE MI MODA, DO CHOLERY!
- Dziękuję za uwagę.
- Jakiego moda? – oburzył się jeden z obywateli – Ja chcę kolorek! I ma on być czarny! Rządam czarnego kolorku!
Ktoś z tłumu rzucił w niego błotem.
- Dzięki wielkie!
- A co ze sprawiedliwością? – odezwał się jakiś mały chłopak – Gdzież ona, jak nie pod wielką warstwą kurzu, którą rodzi zbrodnia, a której my biernie się przyglądamy.
Wtedy padła na kolana.
- Litwo, ojczyzno moja!
- Przymknij się Nauczyciel! – ojciec Revan zdzielił syna w pysk. – Nie będziesz mi tu recytował Mickiewicza, nygusie jeden! I kto ci pozwolił oglądać programy informacyjne, hę? No już, idziemy do domu!
Złapał chłopaka za kołnierz i wyciągnał z tłumu.
- Nie rozumiem, czemu nie możesz być jak inne dzieci, bluźnić, oglądać porno, nie wiem...zabić kozę. A ty tylko w te ksiązki...
***
Po kilku minutach rozgorzało na dobre, stale było słychać okrzyki tłumu nawołujące do ataku na ratusz.
- Prędko! – wołał Kacperex – Gdzie ochrona?
- Ochrona? – zdziwili się inni.
- No wiecie, ta sekta... Zakon Świętego Miecza, ta którą wynajęliśmy to ochrony.
- Aaa...
- To gdzie oni są?
- Na Hawajach.
- Gdzie?
Wtedy Dadex odciągnał prezydenta na bok.
- Nie nie pamięta pan? Phantom przyłapał pana jak pdrywał pan sprzątaczkę...i zaszantażował pana domagając się wczasów dla wszystkich ochroniarzy.
- Ach tak – na somo to wspomnienie Kacperex dostał odruchów wymiotnych.
- No już, nie ma się czego wstydzić – uśmiechnał się Dadex – Każdy zazdrości panu tego flirtu z cycatą sprzątaczką.
- No wiem...
Dobrze, iż nie wiedzą, że przed operacją nazywała się „Bobo”
W międzyczasie tłum już miał nacierać na bramę ratusza, gdy głos zabrał szczurek.
- Obywatele! – zawołał – Jam jest szczurek, radny, z wykształcenia obibok. Wszyscy chyba mnie znają i wiedzą, że ze mnie bstr.... bsytr...bsyr...
- Bączek? – podpowiedział Kushi
- Bydle? – wtórował Karpielek.
- ...bstr... brt... bysr...
- Pstrką? – domyślał się Nameless
- Bzura! – strzelał ED
- ...bstr... brds... że ze mnie bystry człowiek jest.
- No ta... – wszyscy puknęli się w czoło.
- Miałem to na końcu języka – przyznał ED.
- Cholera – zaklnał BooM i wraz z Morgahardem, Namelessem, Rangizem i Dadexem oddał całą kasę w ręce Yeeda.
- Skąd wiedziałeś, że to powie?
- To proste – odpowiedział – Po prostu wiedziałem, że będzie gadał bzdury.
- ... i obiecuję wam trzy miliony mieszkań!
- ŻE K...
- Ależ panie prezydencie – doctor pogroził palcem.
- ... KURCZACZEK...SZCZUREK! CO TY WYPRAWIASZ?
- Spokojnioe, panie prezydencie, mam ich w garści. I jak? – zapytał tłum – Dajemy wam trzy miliony mieszkań.
- Ale nas jest niecały tysiąc...
- To nic, będziecie mieć na zapas.
- Puście mnie! – wołał Kacprex – Zabiję go, zabiję!
- Kto ma ochotę na lody?
- LODY!!! – wykrzyczał tłum.
***
Clone, niegdyś wielka osobistość, teraz sprzedawca lodów, podniósł się z krzesła i podszedł do lady.
- Co pod...- zawiesił głos gdy zobaczył, że przed jego budką pojawiła się wielka grupa ludzi.
- Tysiąc lodów poproszę – rzekł Kacperex
- I ja! – ktoś zawołał – Ja koniecznie chce czarne, ja, ja chcę, ja!
Ktoś rzucił w niego błotem.
- Dzięki wielkie!
Koniec