Kolejna impreza odbyła się w święta, na chacie u Clona. Kamera, niczym w jednym z najnowszych filmów o Jamesie Bondzie, robi z góry najazd na opuszczoną wiochę. Z za widnokręgu widać parę wozów z przyciemnianymi szybami, sunącymi wręcz z szybkością niemalże przekraczającą normę miejską*. Po chwili niemalże wszystkie samochody uderzają w okoliczny słup. Z jednego pojazdu lekko zataczając się wysiada Vampek.
-Szit, mejdenfaker! Nowa bryka, a ten tutaj, no, słup...
-Zamknij się lepiej i sprawdź, czy Mad Bull przeżył - rzucił Gandi, jak zwykle dbając o dobro wspólne
-Chyba w porządku, wrzeszczy na kogoś - stwierdził Vampek, wyciągając MadBulla na chodnik. Oczywiście osobą, na którą wrzeszczał, był Vampek.
-I musisz ciągle ciągnąć tego pingwina na smyczy? -zdziwił się Raven, powoli wyłażąc z limuzyny.
-Ech, ty nic nie rozumiesz. Jak inaczej mieli by mnie rozpoznać na tej imprezie?
*Czyli, jak to w naszym pięknie zagmatwanym kraju przystało, 20 km/h.
*****
Impra już trwała w najlepsze. Na miejscu był oczywiście Arcane, Gothi, Rumbler, bobek, Snake, Efremz, Ares, Mag Ognia, Świrus, dRaiser, rastaffari i bulko. Choinkę dało się rozpoznać tylko po tym, że miała parę zielonych liści (eee... choinka z liścmi? To musiała być impreza...) i masę pudełek z Gothic'kiem 3*. Jemioł na szczęście nie było***, za to pod ścianą stał rząd kompów. Oczywiście Gothi, Vampek i dRaiser zaproponowali "Knight Online Party!", ale szybko odrzucono tą propozycję. Na pierwszy ogień poszedł Gothic III, z tą nowalijką, że wszyscy mieli zacząć od zera. Zwróćcie tutaj uwagę na słowo "wszyscy"...
*Oczywiście, wedle świątecznej tradycji, były jakoś zapakowane, acz raczej opakowania te leżały na nich, jak na jakiś kurtyzanach**
**Cokolwiek by to miało znaczyć.
***Choć kilku proponowało "gej party"
*****
-Hej! Złaź z tąd! To moja twarz!
-Topię się, topię!
-Co za debil z Pirnhy Bytes wymyślił, że Bezimienny na początku gry ląduje w schowku na szczotki Xardasa?
-ŁAAA! Nie wiem, ale coś czuję, że w końcu ma wyjść path multiplayer...
-Dlaczego ja? Dlaczego ja?! Dorotko, wróć do mnie!
-Cicho! Wszyscy mają zamilknąć! -Arcane jak zwykle użył mocnych słów- użyjemy cheatów.
-Ale... czy to zgodne z naszą gothicową naturą?
-Dobrze gada!
-Zamknijcie się i słuchajcie! Według założeń twórców, gra multiplayer miała być taka sama, jak w singlu. A tutaj, według solucji...
-Stosuje poradniki!
-ZAMKNIJ SIĘ! Kontynuując, gdzieś tutaj pod stopami znajdziemy runę otwarcia drzwi. Kto chce być magiem???
Cisza. Vampek nieśmiało podniósł rękę, ale natychmiast zaprzestał tego śmiałego przedsiemwzięcia, albowiem Xardas zwykł używać odkurzaczy, które z natury są niewielkie. Zatem schowki także nie należały do gigantów.
-Co? Nikt? Dobra. Ja spróbuję. Ekhm... Wszyscy się odsunąć!
-Ehem, Arcane... - Vampek nieśmiało wtrącił- zauważ, że mamy nie za dużo miejsca...
-Dobra! W takim razie nieważne, rzucam czar.
Rozległo się ciche pyknięcie, po czym dziwne kwakanie.
-Nikomu nic się nie stało? Dobra, próbuję jeszcze raz.
Tym razem zaklęcie się powiodło i po chwili wszyscy upadli na błyszczącą posadzkę.
-O kurde, Xardas to ma chatę. Błyszczące podłogi, piękne niewol...
Zobaczyli przed sobą samego Xardasa. Ten, jak na nekomantę przystało, oczywiście stał w wielkim, czerwonym pentagramie, w wyczepistej Szacie Mrocznych Sztuk.
-Witaj, o bohaterze. Czym mogę zawdzięczać... -Xardas jak zwykle rozpoczął swoją gadkę.
-MORDA W KUBEŁ I SIADAJ! Na czym to stanęliśmy? -Gandi znów był panem sytuacji- eee... prosilibyśmy o jakieś uzbrojenie. Dla 17 osób.
-Siedemnastu? Widzę tu was tylko szesnastu. I kto przyprowadził tego pingwina?
W ciszy znów rozległo się nieswoiste kwaknięcie.
-Vampek... trzeba było od razu mówić!
-Kwak?
-Zresztą. W takim razie kilka run i paręnaście zbroi prosimy.
Xardas machnięciem ręki* przywołał paręnaście demonów, które wręczyły im pomocną broń. Drużyna, o ile można tak nazwać szesnastu G.Upowców i krzyżówkę kaczki z gruszką wstroju wieczorowym, ruszyła ku wyjściu.
-Zaczekajcie! Nie chcielibyście jakiegoś questa?
Odpowiedzi Xardas nie mógł tu przytoczyć. Zresztą, zaraz po wyjściu "bohaterów" z wieży musiał sprawdzić co poniektóre słowa w słowniku.
*Poczytajcie Nekromantę:
http://gothic.g4ce.pl/forum/viewtopic.php?t=2942
*****
-No dobra! To co robimy? - Clone rozkoszował się władzą nad piętnastką posłusznych herosów i pingwinem.
-Ja bym polecał wyruszyć do jakiejś pomniejszej wsi...
-Kwak?
-Słuszna uwaga. Poza tym możemy wreszcie rabować, zabijać, i, jako, że jesteśmy z cywilizowanych stron, gwizdać i mrugać na kobiety. Kto jest za? - Gandi jak zwykle miewał najlepsze pomysły.
Rozległ się tłum uradowanych głosów i głośne kwaknięcie. Tak, ta wyspa należała teraz do nich...
*****
-Stać! Mój kilof! Pierwszy go zobaczyłem!
-Ja rozwalę tego chrząszcza! Ja!
-Pieniążek!
Z boku, nie dając się ponieść emocjom, stali Arcane i Gandi. Vampek przysłuchiwał im się z pingwinią uwagą. Od czasu do czasu wtrącał nieśmiałe kwaknięcie.
-Musimy sobie jakoś poradzić... hmm... co by tu wymyśleć?
-Próbowałeś już cheatów?
-Tak. Problem w tym, że większość z nich to zaklęcia na runy w stylu "przyzwanie niewolnicy", a reszta raczej należy do wstawienia NPCów.
-Kwak?
-Myślisz? Może warto spróbować... Arcane, czy był cheat na runę przyzwania broni?
-A co to, jakiś Morrowind? Ok, czekaj, zaraz sprawdzę... jest.
-No to problem załatwiony! Uzbrój wszystkich w daedryczne katany, czy coś...
-Gandi. To. Nie. Jest. Morrowind.
-Dobra, sorry, poniosło mnie. Jakie masz tam zaklęcie?
-Kwak?
-Eeee... Stworzenie Sztyletu. Powinno wystarczyć.
Tu zwrócił się w stronę rezty grupy walczącej o wypalenie Bagiennego Ziela, dodającego 10 Exp. Wszyscy się zatrzymali, a Mag Ognia upuścił rastaffariego, którego używał jako całkiem niezłą broń obuchową.
Gandi nie był pewnien pomysłu.
-Myślisz, że starczy ci many? -powiedział półgłosem.
-Napewno. Nie takie rzeczy się już robiło. -odparł Arcane, również niepewien planu.
-Kwak?
-No dobra wszyscy. Zostawcie tego blanta w spokoju, mam tu dla was broń... ej! Bulko! Co ja mówiłem? Wypluj, wypluj! Kontynuując, mam dla was broń. Zapewne wystarczy kilkanaście sztyletów?
-Odpowiedział mu chór zgodnych głosów. Na bezrybiu i rak ryba, jak często się mawia. W niektórych częściach Myrthany także dotyczyło to doboru partnera...
Uzbrojeni i niebezpieczni, ruszyli raźnie w kierunku miasta, które dostrzegalne było już na horyzoncie.
*****
-Mój! Ja go pierwszy zobaczyłem!
Clone westchnął. Poprzednio nie udało się z chrząszczem, tak więc wszyscy rozpaczliwie usiłowali zabić cokolwiek, co się rusza. Przed chwilą z gęstwiny lasu wyskoczył groźny cieniostwór. Natychmiast zaczął uciekać, gdy zobaczył tłum rządnych krwi Gothic.Upowców. O tak, wielu userów dbało o gatunki zagrożone. Przede wszystkim dbało, aby owe gatunki pozostały w stanie zagrożonym. Kilka godzin temu ktoś wymyślił, że rzucą się na Vampka- który teraz zajmował się wyławianiem ryb z rzeczki. Exp rósł mu w szaleńczym tempie- nad jego głową ciągle pojawiał się biały napis o następnym poziomie. Oczywiście zaraz porzucono myśl o wypróbowaniu sztyletów na biednym pingwinie, a to z prostej przyczyny- Piranha Bytes wprowadziła za team killing ujemny exp.
W końcu biedny cieniostwór padł trupem, a wszyscy rozkoszowali się kolejnym poziomem doświadczenia. Vampek został oczywiście pominięty- zresztą, przy jego doświadczeniu zdobytym na rybach, jak sądził Clone, exp zdobyty na cieniostworze stanowiłby najwyżej kilka procent.
*****
Do miasta dotarli po południu następnego dnia. Zewsząd dobiegał gwar podnieconych głosów. Co jakiś czas rozlegał się wrzask- stali mieszkańcy z pewnością by rozpoznali, że jest to głos przechodnia trafionego nożem numer 5 przez wprawnego skrytobójcę. Strażnicy nie zaragowali na jawnie wyciągniętą broń- Straż Miejska rzadko kiedy reagowała w obliczy zagrożenia, chyba, że zagrożonym obiektem były ich osoby. Wtedy, jak to często się mówi w żargonie- wycofywali się na z góry ustalone pozycje. Laicy i niewtajemniczeni może by nazwali to zwykłą ucieczką, ale... kto by ich tam słuchał. Tak, czy inaczej, nasz team dotarł w końcu pod Załatany Bęben- oberżę cieszącą się szacunkiem i poważaniem podobnym do trzech dresów na ławeczce w parku.
Clone z dumą przekroczył otwarte drzwi karczmy- za nim wtoczyli się Gandi i Mad Bull w stanie dalekim od trzeźwości. Po nich wkroczyli Arcane i Gothi, następnie Świrus z Magiem Ognia, rastaffarim i bulkiem podśpiewując sobie cicho coś w stylu "Jeża przelecieć się nie da". Po nich zaś dRaiser, Snake, Glifion i Efremz, z Vampkiem, drepczącym cicho płetwami po brukowanym chodniku.
-Co jest? -rzucił inteligentnie karczmarz.
-Szesnaście talerzy z obiadem, szesnaście kufli piwa i siedemnaście noclegów na dziś. -zamówił Clone.
-Kwak?
-A dla tego małego surowa ryba i wino nalane na spodek talerza. - dodał Arcane.
-A pieniądze macie?
-Ahem... przepraszam na sekundkę.
-Dobra, czy któryś z was ma choć trochę pieniędzy? -spytał się Clone drużyny
Gandi, dając sztyletem po łapach jakiemuś podrzędnemu złodziejowi, który miał ten niefart obrać jego sakiewkę za dzisiejsze źródło utrzymania, rzucił:
-Ja mam.
-Ile?
-No... coś około 75 złotych monet.
Clone zwrócił się do oberżysty.
-Ile?
-Siedemdziesiąt pięć złotych monet jak dla was.
Odwrócił się do Gandiego.
-Dawaj. Dziś pijemy na twoje konto.
-Ale...
-Nieważne. Zwróci się przy najpliższej eskapadzie.
-Ech... niech będzie. -stwierdził Gandi smutno, oddając sakiewkę adminowi.
*****
Wieczór upłynął pod znakiem ogólnego upojenia alkoholowego. Rumbler, Gandi, Gothi, MadBull, Arcane i Clone śpiewali piosenkę "Laska Maga Ma Na Czubku Gałkę", reszta grała w Okalecz Pana Cebulę. Vampek dzielił uwagę pomiędzy dwoma grupami w niezwykły pingwini sposób- leżąc na podłodze i chrapiąc w rytm melodii modów.
-I wieeelka jesss, i krągła, i waży tssssszy... -zawodził Gothi
-Zara! Cośśś mi sjję tu nie zgadza... -Gandi usiłował zachować trzeźwość- gdzie moja sakkkk... - zasnął w pół słowa
-Clone pozwolił sobie postawić nap wyżywienie i nocleg na twój koszt, nie pamiętasz? -wyjaśnił Arcane, dziwnym trafem nie mając objawów upojenia. Niektórzy twierdzili nawet, że ma coś w stylu totalnego immunitetu na alkohol, co z pewnością wiele by wyjaśniało.
-Iiiidę spaźźźźźź...-stwierdził MadBull i, całkowicie ignorując luksus wynajętych pokoi na górze, runął głową w stół. W oberży rozległ się odgłos chrapania, niezwykle pasującego do pingwina pod stołem.
-Kończymy imprezę, chłopaki- zarządził Clone, dziwnym trafem także stawiając opór stanowczo zbyt wielu promilom alkoholu we krwi- dRaiser i Mag, bierzcie Vampka.
KONIEC ROZDZIAŁU PIERWSZEGO
-Szit, mejdenfaker! Nowa bryka, a ten tutaj, no, słup...
-Zamknij się lepiej i sprawdź, czy Mad Bull przeżył - rzucił Gandi, jak zwykle dbając o dobro wspólne
-Chyba w porządku, wrzeszczy na kogoś - stwierdził Vampek, wyciągając MadBulla na chodnik. Oczywiście osobą, na którą wrzeszczał, był Vampek.
-I musisz ciągle ciągnąć tego pingwina na smyczy? -zdziwił się Raven, powoli wyłażąc z limuzyny.
-Ech, ty nic nie rozumiesz. Jak inaczej mieli by mnie rozpoznać na tej imprezie?
*Czyli, jak to w naszym pięknie zagmatwanym kraju przystało, 20 km/h.
*****
Impra już trwała w najlepsze. Na miejscu był oczywiście Arcane, Gothi, Rumbler, bobek, Snake, Efremz, Ares, Mag Ognia, Świrus, dRaiser, rastaffari i bulko. Choinkę dało się rozpoznać tylko po tym, że miała parę zielonych liści (eee... choinka z liścmi? To musiała być impreza...) i masę pudełek z Gothic'kiem 3*. Jemioł na szczęście nie było***, za to pod ścianą stał rząd kompów. Oczywiście Gothi, Vampek i dRaiser zaproponowali "Knight Online Party!", ale szybko odrzucono tą propozycję. Na pierwszy ogień poszedł Gothic III, z tą nowalijką, że wszyscy mieli zacząć od zera. Zwróćcie tutaj uwagę na słowo "wszyscy"...
*Oczywiście, wedle świątecznej tradycji, były jakoś zapakowane, acz raczej opakowania te leżały na nich, jak na jakiś kurtyzanach**
**Cokolwiek by to miało znaczyć.
***Choć kilku proponowało "gej party"
*****
-Hej! Złaź z tąd! To moja twarz!
-Topię się, topię!
-Co za debil z Pirnhy Bytes wymyślił, że Bezimienny na początku gry ląduje w schowku na szczotki Xardasa?
-ŁAAA! Nie wiem, ale coś czuję, że w końcu ma wyjść path multiplayer...
-Dlaczego ja? Dlaczego ja?! Dorotko, wróć do mnie!
-Cicho! Wszyscy mają zamilknąć! -Arcane jak zwykle użył mocnych słów- użyjemy cheatów.
-Ale... czy to zgodne z naszą gothicową naturą?
-Dobrze gada!
-Zamknijcie się i słuchajcie! Według założeń twórców, gra multiplayer miała być taka sama, jak w singlu. A tutaj, według solucji...
-Stosuje poradniki!
-ZAMKNIJ SIĘ! Kontynuując, gdzieś tutaj pod stopami znajdziemy runę otwarcia drzwi. Kto chce być magiem???
Cisza. Vampek nieśmiało podniósł rękę, ale natychmiast zaprzestał tego śmiałego przedsiemwzięcia, albowiem Xardas zwykł używać odkurzaczy, które z natury są niewielkie. Zatem schowki także nie należały do gigantów.
-Co? Nikt? Dobra. Ja spróbuję. Ekhm... Wszyscy się odsunąć!
-Ehem, Arcane... - Vampek nieśmiało wtrącił- zauważ, że mamy nie za dużo miejsca...
-Dobra! W takim razie nieważne, rzucam czar.
Rozległo się ciche pyknięcie, po czym dziwne kwakanie.
-Nikomu nic się nie stało? Dobra, próbuję jeszcze raz.
Tym razem zaklęcie się powiodło i po chwili wszyscy upadli na błyszczącą posadzkę.
-O kurde, Xardas to ma chatę. Błyszczące podłogi, piękne niewol...
Zobaczyli przed sobą samego Xardasa. Ten, jak na nekomantę przystało, oczywiście stał w wielkim, czerwonym pentagramie, w wyczepistej Szacie Mrocznych Sztuk.
-Witaj, o bohaterze. Czym mogę zawdzięczać... -Xardas jak zwykle rozpoczął swoją gadkę.
-MORDA W KUBEŁ I SIADAJ! Na czym to stanęliśmy? -Gandi znów był panem sytuacji- eee... prosilibyśmy o jakieś uzbrojenie. Dla 17 osób.
-Siedemnastu? Widzę tu was tylko szesnastu. I kto przyprowadził tego pingwina?
W ciszy znów rozległo się nieswoiste kwaknięcie.
-Vampek... trzeba było od razu mówić!
-Kwak?
-Zresztą. W takim razie kilka run i paręnaście zbroi prosimy.
Xardas machnięciem ręki* przywołał paręnaście demonów, które wręczyły im pomocną broń. Drużyna, o ile można tak nazwać szesnastu G.Upowców i krzyżówkę kaczki z gruszką wstroju wieczorowym, ruszyła ku wyjściu.
-Zaczekajcie! Nie chcielibyście jakiegoś questa?
Odpowiedzi Xardas nie mógł tu przytoczyć. Zresztą, zaraz po wyjściu "bohaterów" z wieży musiał sprawdzić co poniektóre słowa w słowniku.
*Poczytajcie Nekromantę:
http://gothic.g4ce.pl/forum/viewtopic.php?t=2942
*****
-No dobra! To co robimy? - Clone rozkoszował się władzą nad piętnastką posłusznych herosów i pingwinem.
-Ja bym polecał wyruszyć do jakiejś pomniejszej wsi...
-Kwak?
-Słuszna uwaga. Poza tym możemy wreszcie rabować, zabijać, i, jako, że jesteśmy z cywilizowanych stron, gwizdać i mrugać na kobiety. Kto jest za? - Gandi jak zwykle miewał najlepsze pomysły.
Rozległ się tłum uradowanych głosów i głośne kwaknięcie. Tak, ta wyspa należała teraz do nich...
*****
-Stać! Mój kilof! Pierwszy go zobaczyłem!
-Ja rozwalę tego chrząszcza! Ja!
-Pieniążek!
Z boku, nie dając się ponieść emocjom, stali Arcane i Gandi. Vampek przysłuchiwał im się z pingwinią uwagą. Od czasu do czasu wtrącał nieśmiałe kwaknięcie.
-Musimy sobie jakoś poradzić... hmm... co by tu wymyśleć?
-Próbowałeś już cheatów?
-Tak. Problem w tym, że większość z nich to zaklęcia na runy w stylu "przyzwanie niewolnicy", a reszta raczej należy do wstawienia NPCów.
-Kwak?
-Myślisz? Może warto spróbować... Arcane, czy był cheat na runę przyzwania broni?
-A co to, jakiś Morrowind? Ok, czekaj, zaraz sprawdzę... jest.
-No to problem załatwiony! Uzbrój wszystkich w daedryczne katany, czy coś...
-Gandi. To. Nie. Jest. Morrowind.
-Dobra, sorry, poniosło mnie. Jakie masz tam zaklęcie?
-Kwak?
-Eeee... Stworzenie Sztyletu. Powinno wystarczyć.
Tu zwrócił się w stronę rezty grupy walczącej o wypalenie Bagiennego Ziela, dodającego 10 Exp. Wszyscy się zatrzymali, a Mag Ognia upuścił rastaffariego, którego używał jako całkiem niezłą broń obuchową.
Gandi nie był pewnien pomysłu.
-Myślisz, że starczy ci many? -powiedział półgłosem.
-Napewno. Nie takie rzeczy się już robiło. -odparł Arcane, również niepewien planu.
-Kwak?
-No dobra wszyscy. Zostawcie tego blanta w spokoju, mam tu dla was broń... ej! Bulko! Co ja mówiłem? Wypluj, wypluj! Kontynuując, mam dla was broń. Zapewne wystarczy kilkanaście sztyletów?
-Odpowiedział mu chór zgodnych głosów. Na bezrybiu i rak ryba, jak często się mawia. W niektórych częściach Myrthany także dotyczyło to doboru partnera...
Uzbrojeni i niebezpieczni, ruszyli raźnie w kierunku miasta, które dostrzegalne było już na horyzoncie.
*****
-Mój! Ja go pierwszy zobaczyłem!
Clone westchnął. Poprzednio nie udało się z chrząszczem, tak więc wszyscy rozpaczliwie usiłowali zabić cokolwiek, co się rusza. Przed chwilą z gęstwiny lasu wyskoczył groźny cieniostwór. Natychmiast zaczął uciekać, gdy zobaczył tłum rządnych krwi Gothic.Upowców. O tak, wielu userów dbało o gatunki zagrożone. Przede wszystkim dbało, aby owe gatunki pozostały w stanie zagrożonym. Kilka godzin temu ktoś wymyślił, że rzucą się na Vampka- który teraz zajmował się wyławianiem ryb z rzeczki. Exp rósł mu w szaleńczym tempie- nad jego głową ciągle pojawiał się biały napis o następnym poziomie. Oczywiście zaraz porzucono myśl o wypróbowaniu sztyletów na biednym pingwinie, a to z prostej przyczyny- Piranha Bytes wprowadziła za team killing ujemny exp.
W końcu biedny cieniostwór padł trupem, a wszyscy rozkoszowali się kolejnym poziomem doświadczenia. Vampek został oczywiście pominięty- zresztą, przy jego doświadczeniu zdobytym na rybach, jak sądził Clone, exp zdobyty na cieniostworze stanowiłby najwyżej kilka procent.
*****
Do miasta dotarli po południu następnego dnia. Zewsząd dobiegał gwar podnieconych głosów. Co jakiś czas rozlegał się wrzask- stali mieszkańcy z pewnością by rozpoznali, że jest to głos przechodnia trafionego nożem numer 5 przez wprawnego skrytobójcę. Strażnicy nie zaragowali na jawnie wyciągniętą broń- Straż Miejska rzadko kiedy reagowała w obliczy zagrożenia, chyba, że zagrożonym obiektem były ich osoby. Wtedy, jak to często się mówi w żargonie- wycofywali się na z góry ustalone pozycje. Laicy i niewtajemniczeni może by nazwali to zwykłą ucieczką, ale... kto by ich tam słuchał. Tak, czy inaczej, nasz team dotarł w końcu pod Załatany Bęben- oberżę cieszącą się szacunkiem i poważaniem podobnym do trzech dresów na ławeczce w parku.
Clone z dumą przekroczył otwarte drzwi karczmy- za nim wtoczyli się Gandi i Mad Bull w stanie dalekim od trzeźwości. Po nich wkroczyli Arcane i Gothi, następnie Świrus z Magiem Ognia, rastaffarim i bulkiem podśpiewując sobie cicho coś w stylu "Jeża przelecieć się nie da". Po nich zaś dRaiser, Snake, Glifion i Efremz, z Vampkiem, drepczącym cicho płetwami po brukowanym chodniku.
-Co jest? -rzucił inteligentnie karczmarz.
-Szesnaście talerzy z obiadem, szesnaście kufli piwa i siedemnaście noclegów na dziś. -zamówił Clone.
-Kwak?
-A dla tego małego surowa ryba i wino nalane na spodek talerza. - dodał Arcane.
-A pieniądze macie?
-Ahem... przepraszam na sekundkę.
-Dobra, czy któryś z was ma choć trochę pieniędzy? -spytał się Clone drużyny
Gandi, dając sztyletem po łapach jakiemuś podrzędnemu złodziejowi, który miał ten niefart obrać jego sakiewkę za dzisiejsze źródło utrzymania, rzucił:
-Ja mam.
-Ile?
-No... coś około 75 złotych monet.
Clone zwrócił się do oberżysty.
-Ile?
-Siedemdziesiąt pięć złotych monet jak dla was.
Odwrócił się do Gandiego.
-Dawaj. Dziś pijemy na twoje konto.
-Ale...
-Nieważne. Zwróci się przy najpliższej eskapadzie.
-Ech... niech będzie. -stwierdził Gandi smutno, oddając sakiewkę adminowi.
*****
Wieczór upłynął pod znakiem ogólnego upojenia alkoholowego. Rumbler, Gandi, Gothi, MadBull, Arcane i Clone śpiewali piosenkę "Laska Maga Ma Na Czubku Gałkę", reszta grała w Okalecz Pana Cebulę. Vampek dzielił uwagę pomiędzy dwoma grupami w niezwykły pingwini sposób- leżąc na podłodze i chrapiąc w rytm melodii modów.
-I wieeelka jesss, i krągła, i waży tssssszy... -zawodził Gothi
-Zara! Cośśś mi sjję tu nie zgadza... -Gandi usiłował zachować trzeźwość- gdzie moja sakkkk... - zasnął w pół słowa
-Clone pozwolił sobie postawić nap wyżywienie i nocleg na twój koszt, nie pamiętasz? -wyjaśnił Arcane, dziwnym trafem nie mając objawów upojenia. Niektórzy twierdzili nawet, że ma coś w stylu totalnego immunitetu na alkohol, co z pewnością wiele by wyjaśniało.
-Iiiidę spaźźźźźź...-stwierdził MadBull i, całkowicie ignorując luksus wynajętych pokoi na górze, runął głową w stół. W oberży rozległ się odgłos chrapania, niezwykle pasującego do pingwina pod stołem.
-Kończymy imprezę, chłopaki- zarządził Clone, dziwnym trafem także stawiając opór stanowczo zbyt wielu promilom alkoholu we krwi- dRaiser i Mag, bierzcie Vampka.
KONIEC ROZDZIAŁU PIERWSZEGO