A
Anonymous
Guest
Bezimienny obudził się gdzieś koło południa. Zjadł na śniadanie 2 udźce kretoszczura i wyszedł z miasta. Szedł przed siebie ścieżką rozmyślając nad tym, co powiedział mu Xardas ( "Jeszcze się spotkamy"). Rozmyślał tak i nie zauważył, że oddalił się od miasta bardzo daleko. Było widać jedynie wieże strażnicze. Zatrzymał się, ponieważ, usłyszał hałas w krzakach. Wyciągnął swój miecz i podszedł bliżej. Okazało się, że był to wilk. Bezimienny szybko rozprawił się z nim. Nagle ujrzał jasne światło, które niemal oślepiło go. Padł na ziemię i nie mógł podnieść się. Gdy światło osłabło zobaczył przed sobą piękną kobietę. Pomogła mu ona podnieść się.
- Jak masz na imie? – spytał Bezimienny
- Elena – odpowiedziała nieznajoma
Zaczęli rozmowę. Szli do miasta, ponieważ zaczęło ściemniać się. Gdy dotarli do bramy nie było przy niej strażników. Bezimienny wyciągnął miecz, ponieważ było to bardzo podejrzane. Weszli do miasta. Nie było nikogo na ulicy. Bezimienny wszedł do gospody, lecz tam także nikogo nie zastał. Zaniepokoiło go to jeszcze bardziej. Nawet nie zauważył, że Elena gdzieś znikła. Pobiegł szybko do koszar. Leżał tam Peck. Bezimienny podszedł bliżej i przycupnął przy nim, aby zobaczyć, co mu się stało. Peck powiedział, że oślepił ich błysk światła, potem pojawili się magowie w czarnych szatach. Peck powiedział jeszcze, że wszyscy nagle razem, zniknęli, jedynie jemu udało się ukryć w kuźni. Potem zmarł. Bezimienny nie wiedział, co ma robić. Użył runy i teleportował się do klasztoru. Tam czekał na niego Milten i Pyrokar. Mieli zaniepokojony wyraz twarzy. Bezimienny opowiedział im, co się wydarzyło. Magowie zaniepokoili się bardziej tym zdarzeniem. Milten powiedział, że też widział błysk. Bezimienny wszedł razem z magami do klasztoru. Tam postanowili pomyśleć, co robić dalej... W klasztorze Pyrokar zaczął rozmyślać. Tymczasem Bezimienny pokazał Miltenowi list, który znalazł nieopodal Lodowego Smoka. Milten przeczytał go bardzo uważnie, był bardzo zdziwiony:
- Hmmm.....
- Coś nie tak? - zapytał Bezimienny.
- Zastanawiam się... Czy nie udać się tam gdzie poszli magowie wody.
- Dobry pomysł, lecz gdzie mamy iść?
- Do miejsca wybuchu czyli do miasta orków.
- Dobra, ale co na to Pyrokar?
- Lepiej mu nic nie mówić - powiedział Milten uważnie się rozglądając.
- Dobrze wyruszymy z samego rana.
Nad ranem Bezimienny założył zbroję z pancerzy pełzaczy i poszedł po Miltena. Lecz nie zastał go w komnacie. Wyszedł przed klasztor ale tam też go nie było. Pobiegł czym prędzej do Pyrokara.
- Mistrzu!!! - krzyknął - Milten gdzieś zniknął!
- Spokojnie - odpowiedział mag spokojnym tonem - Milten jest w piwnicy i pracuje nad czymś.
Bezimienny udał się tam. Milten stał przy stole alchemicznym i coś ważył.
- Co tu robisz?! Martwiłem się o ciebie. Myślałem, że znikłeś.
- Jak to co robie? Przygotowuje mikstury na podróż.
- Dobry pomysł. Może pójdziemy po Gorna i Diega? - zapytał Bezimienny.
- Dobrze we czterach będzie raźniej. Nie ma to jak starzy przyjaciele. Nie?
- Święte słowa przyjacielu - odparł mu.
Udali się na farme Onara. Tam wszystko wydawało się być w porządku, Jedynie Sentenza nie chciał wpuścić Miltena (kwestia zasad )
- Wpóścisz go czy mam ci spuścić mocne lanie?
- Dobra już dobra wchdzcie i witajcie.
Odwiedzili najpierw Beneta po wzmocnienie zbroi, a potem poszli po Gorna i Diega. Nasępnie udali się do Górniczej Doliny. Gdy przeszli prze przełęcz zobaczyli dwóch paladynów jeden leżał na ziemi, a drógi jakby siedział koło niego. Podeszli do nich.
- Co się stąło?! - zapyał Bezimienny
- Zamek połonie… Orkowie…
Tylko to zdołał wyksztusić. Następnie padł martwy na ziemię...
- Spoczywaj w pokoju paladynie - rzekł Miten i pomodlił się krótko za niego.
On, Bezimienny, Gorn i Diego mieli złe przeczucie. Czym prędzej udali się w dół wąwozu. Przed mostem zobaczyli coś przerażającego. Wieże w zamku paliły się, orków było chyba z 10 razy więcej niż zawsze. Milten skupił się razem z towarzyszami i przenieśli się do siedziby magów w zamku. Po teleporcie "spotkali" orka. Gorn rozprawił się z nim szybko i z ogromna radością, bowiem już od dawna nie dołożył orkom. Wyszli z pomieszczenia, na zewnątrz panowało istne piekło orkowie biegali za paladynami zabijając ich jednego po drugim. Rycerze byli bezradni. Bezimienny i Gorn włączyli się do walki i wybili połowę orków w zamku. Milten i Diego drugą połowę z dystansu. Po walce pobiegli do Garonda lecz drzwi były zaryglowane i nie mogli wejść.
- Otwórzcie drzwi to ja Milten - krzyczał mag.
- Skąd mamy wiedzieć czy to nie podstęp? - odpowiedział jakiś rycerz.
- Otwórz, jak mam cię przekonać, że jestem naprawdę człowiekiem, a nie orkiem?
- Jeżeli chcesz mnie przekonać, powiedz jak ma na imię najlepszy strzelec w Królestwie - powiedział rycerz.
- Hmmm... Gorn, Diego wiecie, bo jak nie odpowiemy to nie wpuszczą nas do środka
- Ja wiem! - powiedział Bezimienny - Udar, bo wiele osób mi mówiło o jego czynach
- Oby to była prawda - powiedział Milten lekko podenerwowany - już odpowiadam tym strzelcem jest Udar.
- Dobrze (otworzył drzwi), Innossowi niech będą dzięki za łaskę - odpowiedział Paladyn.
- Milten! Skąd ty tu się wziąłeś?? Dzięki Innosowi, że to ty. Jest problem i to duży - powiedział Orik.
- Widzimy, lecz jak to się stało?? - zapytał Bezimienny
- Siedzieliśmy przy ognisku gdy nagle ujrzeliśmy ogromny błysk, a chwile potem wybuch. Po jakiejś minucie kraty od bramy rozleciały się na kawałeczki, hordy orków wtargnęły do zamków. Było ich o wiele więcej. Mieliśmy przewagę siłową, ale orkowie ciągle przybywali chyba prosto z piekła Beliara. Postanowiliśmy wycofać się do zamku i wylądowaliśmy tutaj w komnacie Garonda.
- A gdzie Garond??
- Tutaj - powiedział jakiś rycerz
Garond leżał na podłodze ze strzałą wbitą w zbroje. Nie wyglądał dobrze. Obok niego stał Paladyn i modlił się do Innosa o zbawienie. Bezimienny podbiegł do niego z przyjaciółmi.
- Czy możemy mu jakoś pomóc - zapytał Bezimienny
- Tak, ale musimy się śpieszyć, bo wkrótce odejdzie od nas - odpowiedział Milen.
- Co mamy zrobić?? - wtrącił się Gorn.
- Trzeba zdobyć 10 smoczych korzeni, i jedną bardzo rzadką roślinę: Orkowy Aloes, jak najszybciej. Uwarze z nich specjalną miksturę, która uleczy Garonda.
- Dobra, a druga strona medala?? - powiedział Diego.
- Orki, hordy orków, to jest druga strona medala. Gorn, Diego pójdziecie ze mną, a ty Miltenie zostajesz tutaj, pomożesz paladynom w obronie zamku - powiedział Bezimienny.
- Dobrze, uważajcie na siebie.
- Wiesz, że nie będziemy - zaśmiał się Gorn - O.K koniec tej gadaniny idziemy na polowanie.Czas skopać pare tyłków.
Wyszli z zamku tajnym przejściem. Szli przez las aby schować się przed Orkami. Gorn chciał trochę powalczyć z nimi, ale Bezimienny ostrzegł go, że jest ich za dużo. Po drodze widzieli martwe ciała, rycerzy. Doszli do kopalni. to co ujrzeli zamroziło im krew w żyłach. Na pal była wbita głowa jakiegoś rycerza
- Co to za potwory!! - zdenerwował się Gorn - Jak można być tak okrutnym.
- Nie ma na co czekać trzeba zabić te bestie. Jesteście gotowi? Na mój znak zaatakujemy je
- Jestem gotów - powiedział Diego.
- Ja też kapitanie - dodał Gorn.
Zakradli się bliżej tak aby mieć dogodną pozycję do ataku. Koło kopalni leżał Jarvis, chyba żył jeszcze. Naokoło niego chodził ork i coś ryczał do niego. W kopalni było słychać krzyki.
- Przygotujcie się - szepnął Bezimienny - TERAZ, DO ATAKU!!!!
- Ale będzie jadka!!!! - krzyczał Gorn - Ja biorę tego orka koło Jarvisa.
Rozpoczęła się walka Gorn zabijał orka jednego po drugim, nie okazywał skruchy. Bezimienny nie był gorszy. Wyciągnął miecz aby ciachnąć w orka, gdy nagle miecz uniósł się. Wszyscy zaprzestali walki, patrzyli się w niebo na broń. Po chwili miecz spadł na ziemię w jasnym świetle. Podbiegł do niej ork, ale gdy tylko go dotknął uderzył w niego grom. Bestia padła na ziemie martwa. było to niepokojące, nie wiedzieli czy to ich tez spotka.
- Zaryzykuje - powiedział Bezimienny.
Podszedł ostrożnie do miecza. Błyszczał na niebiesko. Dotknął ją, nic mu się nie stało. Przymierzył w orka i uderzył. Miecz machną z taką szybkością, że ledwie Bezimienny mógł się połapać kiedy trafił w przeciwnika. Gdy tylko orka zabił wydobyły się z niego pioruny rozlatując się we wszystkie strony zabijając każdego orka który był w otoczeniu. Jeden leciał prosto na Diega.
- Nieeeeee!!!!! Krzyknął na cały głos Bezimienny
Piorun przeleciał przez Diega i trafił w orka który unosił topór nad jego głową.
- Żyjesz? - spytał Bezimienny.
- Tak - odpowiedział wstrząśnięty Diego – Ten piorun przeleciał prze zemnie nie czyniąc mi żadnej krzywdy. To niesamowite.
- To musi być coś specjalnego - powiedział Gorn patrząc na miecz.
- Taaak, to dar od Innosa.
- Napewno. Z tą bronią pokonamy te orki. Gotowi?? Na mój znak wchodzimy do kopalni.
- Dobra kapitanie idziemy - powiedział Gorn.
Na znak Bezimiennego weszli do środka. Lecz to co ujrzeli nie było zbyt przyjemne. Wszędzie walały się ciała skazańców i paladynów. Zobaczyli poruszające się czyjeś ciało. Był to ledwie żyjący skazaniec.
- Co się stało - spytał Gorn.
- Świątynni Strażnicy… Czarni Magowie… jest ich wielu… uciekajcie… - wyszeptał i zmarł.
- Do diabła tak dalej być nie może - krzyknął Gorn – naucze tych sukinsynów gdzie jest ich miejsce.
- Idziemy dalej - powiedział stanowczo Bezimienny.
I ruszyli.
Gdy tak szli usłyszeli demoniczne głosy.
-FATANG IMOSANG AGARU BERIAR.
Poczuli mocne strzęsienie ziemi.
-Na Innosa,co to?- krzyknął Diego.
-Nie wiem, ale to na pewno nic miłego-odpowiedział Gorn.
-Idziemy-powiedział Bezimienny.
Dotarli. Ujrzeli portal i pomieszczenie, było bardzo duże.
-Co to za pomieszczenie w kopalni?!
-Ciszej. Jeszcze nas usłyszą.
Przy portalu były straszne rzeczy. Składano ofiary Beriarowi. Tymi ofiarami byli paladyni. Obok stali poszukiwacze, demony, nekromanci i strażnicy świątynni oraz nowicjusze.
-Co oni tu robią-spytał siebie Bezimienny.
Bezimienny ich pozał. Byli to: Baal Tondral, nowicjusz Talas i wszyscy inni którzy byli w Obozie Bractwa. Gdy nagle Bezimienny dostrzegł znajomą postać. Miał ciemną skórę, potężny miecz.
-Cor Angar??!! - wykrzykną Bezimienny.
CDN.
- Jak masz na imie? – spytał Bezimienny
- Elena – odpowiedziała nieznajoma
Zaczęli rozmowę. Szli do miasta, ponieważ zaczęło ściemniać się. Gdy dotarli do bramy nie było przy niej strażników. Bezimienny wyciągnął miecz, ponieważ było to bardzo podejrzane. Weszli do miasta. Nie było nikogo na ulicy. Bezimienny wszedł do gospody, lecz tam także nikogo nie zastał. Zaniepokoiło go to jeszcze bardziej. Nawet nie zauważył, że Elena gdzieś znikła. Pobiegł szybko do koszar. Leżał tam Peck. Bezimienny podszedł bliżej i przycupnął przy nim, aby zobaczyć, co mu się stało. Peck powiedział, że oślepił ich błysk światła, potem pojawili się magowie w czarnych szatach. Peck powiedział jeszcze, że wszyscy nagle razem, zniknęli, jedynie jemu udało się ukryć w kuźni. Potem zmarł. Bezimienny nie wiedział, co ma robić. Użył runy i teleportował się do klasztoru. Tam czekał na niego Milten i Pyrokar. Mieli zaniepokojony wyraz twarzy. Bezimienny opowiedział im, co się wydarzyło. Magowie zaniepokoili się bardziej tym zdarzeniem. Milten powiedział, że też widział błysk. Bezimienny wszedł razem z magami do klasztoru. Tam postanowili pomyśleć, co robić dalej... W klasztorze Pyrokar zaczął rozmyślać. Tymczasem Bezimienny pokazał Miltenowi list, który znalazł nieopodal Lodowego Smoka. Milten przeczytał go bardzo uważnie, był bardzo zdziwiony:
- Hmmm.....
- Coś nie tak? - zapytał Bezimienny.
- Zastanawiam się... Czy nie udać się tam gdzie poszli magowie wody.
- Dobry pomysł, lecz gdzie mamy iść?
- Do miejsca wybuchu czyli do miasta orków.
- Dobra, ale co na to Pyrokar?
- Lepiej mu nic nie mówić - powiedział Milten uważnie się rozglądając.
- Dobrze wyruszymy z samego rana.
Nad ranem Bezimienny założył zbroję z pancerzy pełzaczy i poszedł po Miltena. Lecz nie zastał go w komnacie. Wyszedł przed klasztor ale tam też go nie było. Pobiegł czym prędzej do Pyrokara.
- Mistrzu!!! - krzyknął - Milten gdzieś zniknął!
- Spokojnie - odpowiedział mag spokojnym tonem - Milten jest w piwnicy i pracuje nad czymś.
Bezimienny udał się tam. Milten stał przy stole alchemicznym i coś ważył.
- Co tu robisz?! Martwiłem się o ciebie. Myślałem, że znikłeś.
- Jak to co robie? Przygotowuje mikstury na podróż.
- Dobry pomysł. Może pójdziemy po Gorna i Diega? - zapytał Bezimienny.
- Dobrze we czterach będzie raźniej. Nie ma to jak starzy przyjaciele. Nie?
- Święte słowa przyjacielu - odparł mu.
Udali się na farme Onara. Tam wszystko wydawało się być w porządku, Jedynie Sentenza nie chciał wpuścić Miltena (kwestia zasad )
- Wpóścisz go czy mam ci spuścić mocne lanie?
- Dobra już dobra wchdzcie i witajcie.
Odwiedzili najpierw Beneta po wzmocnienie zbroi, a potem poszli po Gorna i Diega. Nasępnie udali się do Górniczej Doliny. Gdy przeszli prze przełęcz zobaczyli dwóch paladynów jeden leżał na ziemi, a drógi jakby siedział koło niego. Podeszli do nich.
- Co się stąło?! - zapyał Bezimienny
- Zamek połonie… Orkowie…
Tylko to zdołał wyksztusić. Następnie padł martwy na ziemię...
- Spoczywaj w pokoju paladynie - rzekł Miten i pomodlił się krótko za niego.
On, Bezimienny, Gorn i Diego mieli złe przeczucie. Czym prędzej udali się w dół wąwozu. Przed mostem zobaczyli coś przerażającego. Wieże w zamku paliły się, orków było chyba z 10 razy więcej niż zawsze. Milten skupił się razem z towarzyszami i przenieśli się do siedziby magów w zamku. Po teleporcie "spotkali" orka. Gorn rozprawił się z nim szybko i z ogromna radością, bowiem już od dawna nie dołożył orkom. Wyszli z pomieszczenia, na zewnątrz panowało istne piekło orkowie biegali za paladynami zabijając ich jednego po drugim. Rycerze byli bezradni. Bezimienny i Gorn włączyli się do walki i wybili połowę orków w zamku. Milten i Diego drugą połowę z dystansu. Po walce pobiegli do Garonda lecz drzwi były zaryglowane i nie mogli wejść.
- Otwórzcie drzwi to ja Milten - krzyczał mag.
- Skąd mamy wiedzieć czy to nie podstęp? - odpowiedział jakiś rycerz.
- Otwórz, jak mam cię przekonać, że jestem naprawdę człowiekiem, a nie orkiem?
- Jeżeli chcesz mnie przekonać, powiedz jak ma na imię najlepszy strzelec w Królestwie - powiedział rycerz.
- Hmmm... Gorn, Diego wiecie, bo jak nie odpowiemy to nie wpuszczą nas do środka
- Ja wiem! - powiedział Bezimienny - Udar, bo wiele osób mi mówiło o jego czynach
- Oby to była prawda - powiedział Milten lekko podenerwowany - już odpowiadam tym strzelcem jest Udar.
- Dobrze (otworzył drzwi), Innossowi niech będą dzięki za łaskę - odpowiedział Paladyn.
- Milten! Skąd ty tu się wziąłeś?? Dzięki Innosowi, że to ty. Jest problem i to duży - powiedział Orik.
- Widzimy, lecz jak to się stało?? - zapytał Bezimienny
- Siedzieliśmy przy ognisku gdy nagle ujrzeliśmy ogromny błysk, a chwile potem wybuch. Po jakiejś minucie kraty od bramy rozleciały się na kawałeczki, hordy orków wtargnęły do zamków. Było ich o wiele więcej. Mieliśmy przewagę siłową, ale orkowie ciągle przybywali chyba prosto z piekła Beliara. Postanowiliśmy wycofać się do zamku i wylądowaliśmy tutaj w komnacie Garonda.
- A gdzie Garond??
- Tutaj - powiedział jakiś rycerz
Garond leżał na podłodze ze strzałą wbitą w zbroje. Nie wyglądał dobrze. Obok niego stał Paladyn i modlił się do Innosa o zbawienie. Bezimienny podbiegł do niego z przyjaciółmi.
- Czy możemy mu jakoś pomóc - zapytał Bezimienny
- Tak, ale musimy się śpieszyć, bo wkrótce odejdzie od nas - odpowiedział Milen.
- Co mamy zrobić?? - wtrącił się Gorn.
- Trzeba zdobyć 10 smoczych korzeni, i jedną bardzo rzadką roślinę: Orkowy Aloes, jak najszybciej. Uwarze z nich specjalną miksturę, która uleczy Garonda.
- Dobra, a druga strona medala?? - powiedział Diego.
- Orki, hordy orków, to jest druga strona medala. Gorn, Diego pójdziecie ze mną, a ty Miltenie zostajesz tutaj, pomożesz paladynom w obronie zamku - powiedział Bezimienny.
- Dobrze, uważajcie na siebie.
- Wiesz, że nie będziemy - zaśmiał się Gorn - O.K koniec tej gadaniny idziemy na polowanie.Czas skopać pare tyłków.
Wyszli z zamku tajnym przejściem. Szli przez las aby schować się przed Orkami. Gorn chciał trochę powalczyć z nimi, ale Bezimienny ostrzegł go, że jest ich za dużo. Po drodze widzieli martwe ciała, rycerzy. Doszli do kopalni. to co ujrzeli zamroziło im krew w żyłach. Na pal była wbita głowa jakiegoś rycerza
- Co to za potwory!! - zdenerwował się Gorn - Jak można być tak okrutnym.
- Nie ma na co czekać trzeba zabić te bestie. Jesteście gotowi? Na mój znak zaatakujemy je
- Jestem gotów - powiedział Diego.
- Ja też kapitanie - dodał Gorn.
Zakradli się bliżej tak aby mieć dogodną pozycję do ataku. Koło kopalni leżał Jarvis, chyba żył jeszcze. Naokoło niego chodził ork i coś ryczał do niego. W kopalni było słychać krzyki.
- Przygotujcie się - szepnął Bezimienny - TERAZ, DO ATAKU!!!!
- Ale będzie jadka!!!! - krzyczał Gorn - Ja biorę tego orka koło Jarvisa.
Rozpoczęła się walka Gorn zabijał orka jednego po drugim, nie okazywał skruchy. Bezimienny nie był gorszy. Wyciągnął miecz aby ciachnąć w orka, gdy nagle miecz uniósł się. Wszyscy zaprzestali walki, patrzyli się w niebo na broń. Po chwili miecz spadł na ziemię w jasnym świetle. Podbiegł do niej ork, ale gdy tylko go dotknął uderzył w niego grom. Bestia padła na ziemie martwa. było to niepokojące, nie wiedzieli czy to ich tez spotka.
- Zaryzykuje - powiedział Bezimienny.
Podszedł ostrożnie do miecza. Błyszczał na niebiesko. Dotknął ją, nic mu się nie stało. Przymierzył w orka i uderzył. Miecz machną z taką szybkością, że ledwie Bezimienny mógł się połapać kiedy trafił w przeciwnika. Gdy tylko orka zabił wydobyły się z niego pioruny rozlatując się we wszystkie strony zabijając każdego orka który był w otoczeniu. Jeden leciał prosto na Diega.
- Nieeeeee!!!!! Krzyknął na cały głos Bezimienny
Piorun przeleciał przez Diega i trafił w orka który unosił topór nad jego głową.
- Żyjesz? - spytał Bezimienny.
- Tak - odpowiedział wstrząśnięty Diego – Ten piorun przeleciał prze zemnie nie czyniąc mi żadnej krzywdy. To niesamowite.
- To musi być coś specjalnego - powiedział Gorn patrząc na miecz.
- Taaak, to dar od Innosa.
- Napewno. Z tą bronią pokonamy te orki. Gotowi?? Na mój znak wchodzimy do kopalni.
- Dobra kapitanie idziemy - powiedział Gorn.
Na znak Bezimiennego weszli do środka. Lecz to co ujrzeli nie było zbyt przyjemne. Wszędzie walały się ciała skazańców i paladynów. Zobaczyli poruszające się czyjeś ciało. Był to ledwie żyjący skazaniec.
- Co się stało - spytał Gorn.
- Świątynni Strażnicy… Czarni Magowie… jest ich wielu… uciekajcie… - wyszeptał i zmarł.
- Do diabła tak dalej być nie może - krzyknął Gorn – naucze tych sukinsynów gdzie jest ich miejsce.
- Idziemy dalej - powiedział stanowczo Bezimienny.
I ruszyli.
Gdy tak szli usłyszeli demoniczne głosy.
-FATANG IMOSANG AGARU BERIAR.
Poczuli mocne strzęsienie ziemi.
-Na Innosa,co to?- krzyknął Diego.
-Nie wiem, ale to na pewno nic miłego-odpowiedział Gorn.
-Idziemy-powiedział Bezimienny.
Dotarli. Ujrzeli portal i pomieszczenie, było bardzo duże.
-Co to za pomieszczenie w kopalni?!
-Ciszej. Jeszcze nas usłyszą.
Przy portalu były straszne rzeczy. Składano ofiary Beriarowi. Tymi ofiarami byli paladyni. Obok stali poszukiwacze, demony, nekromanci i strażnicy świątynni oraz nowicjusze.
-Co oni tu robią-spytał siebie Bezimienny.
Bezimienny ich pozał. Byli to: Baal Tondral, nowicjusz Talas i wszyscy inni którzy byli w Obozie Bractwa. Gdy nagle Bezimienny dostrzegł znajomą postać. Miał ciemną skórę, potężny miecz.
-Cor Angar??!! - wykrzykną Bezimienny.
CDN.