Wola Kwiatów

Mazzak

Member
Dołączył
25.8.2004
Posty
57
Ciekaw jestem czy wam się spodoba. Nie będe robił przydługich i nudnych wstępów, bo raz - mi się nie chce, dwa - nie widze w tym sensu. Po prostu czytajcie i wyrażajcie swoje oceny/opinie/krytyki.

--"Wola Kwiatów"--

Główka goździka zachwiała się ciężko na wietrze w tę i z powrotem. Mlecznobiałe płatki nosiły na sobie wciąż pamiątki po nocnej burzy, malutkie kropelki rosy. Odbijały od nich na wszystkie strony promienie słoneczne w postaci malutkich tęcz widocznych tylko z bliska. Łodyga gięła się wciąż pod ciężarem, krzywiąc na coraz to dziwniejsze kształty. W powietrzu mignął bąk i przysądziwszy swój odwłok na goździku zabzyczał donośnie. Złaknione wrażeń oczy patrzyły się na to wszystko jak na swego rodzaju niepowtarzalny rytuał Wyczuwały w głębi tego małego kwiatka więcej życia niż wydawało się posiadać niejedno istnienie. Małe i cienkie listki dzielnie przeciwstawiały się wiatrowi, niczym żagle małej łódki, która co chwile wpada w nowe nieprzyjazne prądy. Dokoła rozchodziła się dość rozległa polana, pełna przeróżnych gatunków roślin otoczona fasadą z dębów, niewzruszonych obrońców.
Żaden malarz nie potrafiłby oddać tego piękna, pomyślał obserwator, mógłby machać pędzlem do upadłego, ale i tak nie przeniósłby tego wrażenia na płótno.
Trwała względna cisza, przerywana co najwyżej cichymi odgłosami trawy i jej mieszkańców. Dla dopełnienia z pomiędzy gałęzi drzewa obok wyruszyła w podróż ptasia rodzina, może by poszukać nowego domu, a może dla innych celów. Ważne, że przerwali tą sielską melodię w sposób tak delikatny jak tylko potrafi natura. Wzrok patrzącego na to wszystko chłopaka znów skupił uwagę na goździku jakby w oczekiwaniu na coś. Schylił niżej głowę i zmarszczył brwi, jakby chciał podkreślić że się skupia.
"Ładnie wyglądasz" - wysłał mentalną wiadomość kwiatowi.
Goździk gdyby umiał to z pewnością by wtedy wzdrygnął, gdyż zaskoczony był niemało. Rozumiał człowieka, a może już do końca postradał zmysły. Odkąd wykiełkował nie zdarzyło mu się nic podobnego. Mimo to zdecydował się odpowiedzieć.
"Dziękuje" - liście Goździka poruszyły się widocznie, wyrażając niezmierne podniecenie - "Kim ty w ogóle jesteś, że potrafię cię zrozumieć. Nie przypominam sobie, żeby co drugi człowiek gawędził z kwiatami"
"Mawiają na mnie Zielona Łodyga, chyba ma to związek ze zdolnościami dzięki którym właśnie z tobą rozmawiam" - nie próbował brzmieć dumnie, bo to zresztą było trudne do wykonania w psychicznym kontakcie. - "Nie wiem jakim cudem Pani Światła potrafię takie rzeczy. Tak jak ty wyrosłaś i zabarwiłaś krańce swych płatków na czerwono, tak ja odkryłem u siebie taką dziwną zdolność. I wiesz... jakoś mi ona nie przeszkadza"
Skłamał, a goździk odkrył to niemal natychmiastowo. W końcu naturę nie tak łatwo jest oszukać. Zresztą wbrew co uważają ludzie to kwiaty nie dość, że myślą to jeszcze widzą, o słuchu już nie wspominając. W jednej chwili, kiedy małe ogniki dreszczy przebiegły po krzyżu Zielonej Łodygi, wiedział on, że jego łgarstwa przeszły równie nieskutecznie jak połknięta rybia ość przez gardło.
“No dobrze, może niekoniecznie się cieszę z takiego daru” - westchnął wyraźnie, kłopocząc się. W końcu rzadko który kwiat wykrywał u niego lekkie naginanie faktów. A z wieloma już przyszło mu się w życiu porozumiewać. Ten wyjątkowo wydawał się wciąż niespokojny. - “T r o c h ę mi on w życiu nie był przychylny. Wygnali mnie przez niego z rodzinnego domu. To czy uznali mnie za niespełna umysłu istotę, czy może jakieś przeklęte nasienie, wie tylko sam Książe Tajemnic, bo mnie to nic nie interesuje. Śmieli się tam ze mnie, z tego co potrafię i kim chciałem być.”
“A kim chciałeś?” - goździk nie przestawał być dociekliwy, bez ustanku wysyłał do myśli chłopaka prośby o dokładniejsze wyjaśnienia i więcej informacji. Pytany o to czemu taki ciekawski, odpowiadał szczerze: Kwiat kwiatem, ale jak każdy chce co nieco wiedzieć o świecie.
“Magiem, najprawdziwszym na świecie magiem.”
Zielona Łodyga spojrzał sobie na niebo rozmarzając się. Oj tak, jakże chciał być magiem. Nosić się w pięknych szatach z najdroższego jedwabiu, zdobionego kosztownymi minerałami i wielkim szmaragdem wszytym na piersi. Do tego nie będąc niepokojonym przez kogokolwiek bez pozwolenia, wręcz przeciwnie - spotykać się z szacunkiem i kłanianiem po pas w jego obecności. Bo prostu żyć z własnym talentem jak z błogosławieństwem, nie zaś wyklinając go od zaraz niszczących życie. Tak przynajmniej sobie to wyobrażał, czy było zgodne z prawdą miał nadzieję się kiedyś dowiedzieć.
“Ładnie sobie tak pomarzyć czasami prawda” - kwiatek w myślach zachichotał - “Ja na przykład chciałem być zawsze rozłożystą lipą, tak żeby wszyscy podróżnicy musieli się obijać o moje gałęzie, co prawda potem zmieniło mi się to na chęć zostania młotkiem, ale pomijam.”
Chłopak poderwał się z oburzeniem, jego chuda twarz poczerwieniała ze złości. Machał rękami jakby próbował nimi złapać powietrze i wytarmosić je porządnie. Wreszcie złapał oddech i uspokoił się.
“Ja... nie... fantazjuję” - odebrał powolny przekaz goździk, wyraźnie zwijając łodygę w geście ulgi. W końcu wiadomo co mógł z nim zrobić człowiek w gniewie. Zerwać, albo co gorsza zdeptać. - “Po prostu umiem co umiem i uważam, że mogę być magiem. To wcale nie jest tak śmieszne i nieosiągalne jak ci się wydaje.”
“Ależ oczywiście, nie powątpiewam nawet. Tylko ciekawi mnie czy kiedykolwiek spotkałeś maga?”
Na policzkach Zielonej Łodygi pojawił się lekki rumieniec i kiwnął tylko z zakłopotaniem głową. Jednak kwiat wyraźnie domagał się dokładniejszych wyjaśnień.
“Kiedyś jeden z nich zawitał do wioski w której mieszkałem po tym jak wyrzucili mnie z domu... to było chyba cztery sezony plonów temu. Lecz nie był zbyt miły, pamiętam jak mi wygrabił skórę za zakłócanie spokoju jakimiś głupotami. Powiedział, że chyba upadłem na głowę skoro uważam się za... jak on to nazwał... Kwiecistego. Chyba chodziło mu o kogoś kto rozmawia z kwiatami właśnie. Po tamtym wydarzeni jakoś przestałem się liczyć z wszelaką pomocą i opracowałem własny plan.” - zatarł ręce jakby był sam z siebie dumny.
“Wytłumacz” - zażądał goździk. Gdyby był człowiekiem jego ciekawość z pewnością byłaby podejrzana, ale do tego było mu daleko.
Na trawę zaczęły właśnie spadać pierwsze krople świeżego deszczu. Grube źdźbło uginały się powoli pod ciężarem wody, zaś rozłożyste liście dębów oklapły do dołu. Mimo to wszystko nadal polana prezentowała się pięknie. W swojej kryjówce wiewiórka tarła łapką nos i strzepawszy z futra całą wilgoć schowała się w głębi. Rodzina ptaków widocznie nie zadowolona pogodą wróciła do starego schronienia. Wszystko na nowo ucichło, tylko cykady uparcie kontynuowały swoją piosenkę. Goździk wraz z chłopakiem wydawali się tego nie zauważyć
“Przenieśliśmy się wraz z przyjaciółmi do innej wioski, tym razem jednak oferując pewne usługi. Ja rozmawiam ze zbożem i pomagam mu rosnąć. Mój przyjaciel, Bluszcz zawiaduje pogodę i ostrzega kiedy trzeba się zabezpieczyć przed burzami. Z to Lilia przepowiada przyszłość.” - chłopak uśmiechał się kiedy opowiadał o tych wymyślnych zawodach jakie niby wykonywali. W międzyczasie wyciągnął też z kieszeni chustę i zakrył sobie nią głowę by nie zamoczyć swoich krótkich ciemnych włosów.
“No, no. Toż to cały garnizon niezwykłych zdolności. Dobraliście się, nie ma co.” - z uznaniem chwalił Zieloną Łodygę goździk.
“Niezupełnie.” - chłopak zmieszał się trochę, minę miał jakby właśnie przyłapano go na kradzieży kawałka ciasta. - “Tak właściwie to tylko ja z nas trzech potrafię coś... naprawdę. Resztę musimy nadrabiać pomysłowością. Kiedy Bluszcz przepowie, że na przykład w nocy będzie wichura i porządna ulewa to nie ma zbyt wielkiej trudności by to...” - zastanowił się chwilę by znaleźć dobre słowo. - “...zainscenizować. Wystarczy wylać kilka wiader wody ze studni na dachy i podwórza, a potem tu i ówdzie przewrócić beczkę, albo wyrwać trochę słomy z dachu. Żadna tam wielka robota jakaś. Przy przepowiedniach Lilii jest jeszcze prościej - taka mała wioska obfituje głównie w małe zdarzenia. Więc przepowiedzenie, że krowa jutro się ocieli jest tak skomplikowane co złapanie motyla. Zawsze też dla wiarygodności można podłożyć jakiejś babie nogę na schodkach, żeby przepowiednia o jej złamaniu sprawdziła się. A kwiaty i zboże zawsze mi pomogą wystarczy dać dobry powód.”
Goździk z oburzeniem wyprostował łodygę i przez chwilę nie dał się ze sobą kontaktować. Po jego płatkach spływały krople deszczu, skutecznie zmatawiając ich biały kolor. Dobrze to oddawało jego nastrój w tej chwili. Wreszcie wyskoczył z przesłaniem tak nagle, że chłopak o mało co nie podskoczył.”
“My ci pomagamy? Ależ to jest nieuczciwe, dam się nawet oskubać z liści o to, że bierzecie za swoje usługi sporą zapłatę. A wydawałeś się takim dobrym człowiekiem.”
“Bzdury tam, gadasz niczym opętany przesadnym poczuciem sprawiedliwości człowiek. Pomyśl choć przez chwilę. Wieśniacy czują się bezpieczni, zaś my mamy za co jeść i do tego możemy zbierać środki na podróż do stolicy. Na co tu narzekać?” - dmuchnął na strumyczek wody spływający mu z nosa do ust. Zdał sobie sprawę, że jest już naprawdę mokry, a ubranie domaga się solidnego suszenia.
“Pomyśl nad tym” - przekazał jeszcze, kiedy już stał na równych nogach. Spojrzał na zabłocone kolana i puścił się biegiem przez las, do domku w którym mieszkał wraz z przyjaciółmi.
 

Nowicjusz

Member
Dołączył
4.12.2004
Posty
139
ładne opowiadanko ja bym ci postawił 9+/10 .. PS: co miałeś z polaka za ocene bo dla mnie powinieneś mieć 6 :wink:
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Chociaż to opowieść o kwiatach, atak szczerze to mi nie pasuja takie opowieści to poradziłeś sobie całkiem nieźle... Moja ocena 8/10 ( dałbym wyżej, ale tak jak już powiedziałem nie lubie opowieści o kwiatach )
 

Paladyn13

Member
Dołączył
23.12.2004
Posty
198
opowiadanie załkiem fajne ale nie miało tego czegoś a jednakdam ci 8+/10mimo wszystko czekam na ciong dalszy i choć o kwiatach to było fajne
 

Sword

Member
Dołączył
10.11.2004
Posty
514
dość ciekawa koncepcja,w dodatku dobrze zrealizowana,mimo że nie pasjonują mnie takie tematy czekam na cd
 
Do góry Bottom