Hello wszystkim. Jestem tu nowy i akurat tak się zdarzyło że mam na HDD opowieść którą napisałem kiedyś, więc sobie pomyślałem że dam ją tutaj, a Wy ja ocenicie
. Chciałbym żeby każdy napisał jak mu sie podoba w skali 0/10, co mu sie podoba, a co nie. Czekam na wasze opinie
Był to późny wieczór, kiedy do gospody "Pod martwym Trollem"(która słynęła z tego, że najróżniejsi ludzie lubili do niej wstąpić, usiąść i porozmawiać o najrozmaitszych sprawach) weszła nagle tajemnicza postać. Był to dobrze zbudowany mężczyzna, odziany w skórzany płaszcz spływający mu do kostek oraz buty z tego samego materiału. Przy jego boku widać było miecz, ale nie jakiś taki zwykły, który można zakupić u kowala. Nikt w tej okolicy nie umiałby wykonać tak pięknego miecza, albowiem po obu jego stronach widniały niezwykłe runy. Osobnik podszedł do właściciela gospody i poprosił o kilka sztuk mięsa oraz wodę, po czym usiadł przy ostatnim wolnym stoliku. Usadowiwszy się wygodnie, wyjął ze swego mieszka jakiś dziwny eliksir, wziął dwa łyki, po czym schował go. Kiedy wchodził do gospody wyglądał na wyczerpanego, lecz po wypiciu napoju zdawał się odzyskiwać siły.
Za jakiś czas przy wejściu pojawił się potężny cień, a po chwili ukazała się postać Bumina. Był on najsilniejszym mężczyzną w całej okolicy i zawsze od przyjezdnych pobierał haracz (niejednokrotnie używając do tego siły). Przystanął na chwilę i rozejrzał się po wnętrzu gospody. Zaraz dostrzegł samotnego chłopaka, którego nigdy przedtem nie widział. Uśmiechnął się do siebie, myśląc:
- No, nareszcie się trochę zabawię. Mam nadzieje, że nie będzie chciał dać pieniędzy... hahaha.
Zrobił przerażającą minę i zaczął się zbliżać do ostatniego stołu. Deski trzeszczały i uginały się pod stopami Bumina. Oczy wszystkich śledziły każdy krok olbrzyma, cała zebrana hołota czekała na dalszy przebieg wydarzeń. Po przejściu paru metrów siłacz stanął nad mężczyzną i powiedział:
- Witaj przybyszu! Zwą mnie Bumino Straszliwy....hehehe, a na Ciebie jak wołają?
- ........
- Umiesz w ogóle mówić? No to może, chociaż powiesz skąd pochodzisz?
- ........ - spojrzał mu w twarz, uśmiechnął się głupawo i znowu się odwrócił.
- Co to miało niby znaczyć?! Nikt, powtarzam NIKT! - krzyknął uderzając ręką w stół - nie będzie mnie ignorował, będę musiał Ci dać lekcję dobrych manier. No, co jest? Boisz się? Powstań i walcz ze mną!!!
- Słuchaj – powiedział obcy odwracając głowę - nie chcę Ci zrobić krzywdy wielkoludzie, więc odejdź, proszę Cię.
- Hahaha!!! Słyszeliście on chce mi zrobić krzywdę...hahaha! Dobra stary, tylko nie bij....ahahahaha!!! Nie no nie wytrzymam, to było dobre. Taki z Ciebie twardziel, co? No to dawaj kurduplu wstawaj i walcz jak mężczyzna. WSTAŃ!!!
Olbrzym już wyjął swój topór (jednoręczny) ważący 10 kg, kiedy nagle nieznajomy szybko wstał i w tym samej chwili wyciągnął zdobione ostrze mówiąc:
- Nazywam się Werol i zapamiętaj to imię!
Każdy patrzył za zdziwieniem, jak obcy wykonuje niesamowite uniki. Siłacz chciał go zranić w ramię, lecz tamten obrócił się w lewo,złapał za oparcie krzesła, na którym siedział i wziął potężny zamach, próbując uderzyć olbrzyma w głowę. Jednakże ten zasłonił się ręką. Krzesło rozpadło się na kawałki, większość osób przebywających w gospodzie wstała, a reszta pozostała na swoich miejscach, ponieważ była albo nieprzytomna (od nadmiaru alkoholu) albo sparaliżowana tym, co przed chwilą widzieli. Bumino, aczkolwiek odczuwał lekki ból, powstały w wyniku uderzenia, nie zamierzał się poddawać (był znany z tego, że nigdy nie odpuszczał). Werol wykonał odskok to tyłu i stał przygotowany na atak:
- Nie! Teraz to już przegiąłeś - powiedział trzymając się za ramię olbrzym. Nagle rzucił się na przybysza - Agghhhhhhhhh!!! ZABIJE CIĘ!!!
Teraz to już była walka „na śmierć i życie”. Wielkolud zebrał całą swą siłę i próbował wyprowadzić cios z góry, ale jego przeciwnik wykonał odskok w lewo i cała moc uderzenia poszła w ścianę. Topór wbił się tak głęboko, iż szarpnięcia olbrzyma były daremne. Werol nie chciał zranić przeciwnika, więc rozejrzał się dookoła szukając czegoś, czym mógłby go oszołomić lub obezwładnić. Spojrzał najpierw w lewo. Ujrzał ludzi, którzy ze zdumieniem na niego patrzyli. Obróciwszy się w prawo, dostrzegł stół przy którym siedział, a na nim świecznik oraz talerz z kością po kurczaku (której nikt nie sprzątnął). Podszedł, wziął świecznik i zamierzył się, na Bumina, chcąc uderzyć go w kark (tak, aby stracił przytomność). Lecz olbrzym zaprzestał wyciągania topora i odwracając się wyprowadził cios, którym trafił przybysza. Chłopak opadł na ziemię wypuszczając z ręki świecznik i oręż. Przez parę sekund był oszołomiony, obraz stał się niewyraźny, ale po chwili, (kiedy już dobrze widział) zauważył, że wielkolud próbuje go nadepnąć, więc szybko się przeturlał w prawo i natychmiast wstał. Zadał siłaczowi kilka ciosów rękami, lecz olbrzym ledwie je odczul. Złapał Werola za szyje i podniósł do góry:
- No i co teraz? Hahahaha.....ze mną nikt jeszcze nie wygrał i Ty też nie wygrasz......hahahaha!
Mężczyźnie zaczęło brakować tchu, lecz ostatkiem sił kopnął obiema nogami przeciwnika w gardło. Olbrzym wypuścił mężczyznę, padł na kolana trzymając się za gardło i próbował złapać oddech. Przybysz wykorzystał chwile zamętu i złapał leżący na ziemi świecznik, (który wcześniej wypuścił) zamachnął się i uderzył, Bumina w kark. Ten otrzymawszy cios padł na ziemię nieprzytomny.
Werol spokojnie podszedł do miejsca, gdzie leżał jego miecz, wsadził go do pochwy i wolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia. Po drodze słyszał szepty:
- O rany.....widziałeś to?
- Mój Boże...
- O cholera...
- Czy mi się wydaje? Czy Bumino leży nieprzytomny?...
- Ludzie w mieście nigdy nie uwierzą...
Przybysz rzucił jeszcze okiem na właściciela gospody, który z wrażenia znieruchomiał:
- A to rekompensata za straty... - powiedział rzucając sakiewkę ze złotem w jego stronę.
- Żegnam...
Wyszedł przed gospodę. Zdziwił się, że już jest tak jasno, gdyż, kiedy wchodził było całkiem ciemno. Słońce raziło go w oczy, ale po chwili zauważył trzy postacie (dwóch strażników i małego chłopca), które stały przed nim:
- To ten! - powiedział mały chłopiec ( był to syn właściciela, który wybiegł z gospody, by powiadomić straż o pojedynku).
- No, to pójdziesz teraz z nami! - powiedział wyższy z mężczyzn.
Werol uśmiechnął się i rzekł, łapiąc za ostrze:
Nie wydaje mi się....
Był to późny wieczór, kiedy do gospody "Pod martwym Trollem"(która słynęła z tego, że najróżniejsi ludzie lubili do niej wstąpić, usiąść i porozmawiać o najrozmaitszych sprawach) weszła nagle tajemnicza postać. Był to dobrze zbudowany mężczyzna, odziany w skórzany płaszcz spływający mu do kostek oraz buty z tego samego materiału. Przy jego boku widać było miecz, ale nie jakiś taki zwykły, który można zakupić u kowala. Nikt w tej okolicy nie umiałby wykonać tak pięknego miecza, albowiem po obu jego stronach widniały niezwykłe runy. Osobnik podszedł do właściciela gospody i poprosił o kilka sztuk mięsa oraz wodę, po czym usiadł przy ostatnim wolnym stoliku. Usadowiwszy się wygodnie, wyjął ze swego mieszka jakiś dziwny eliksir, wziął dwa łyki, po czym schował go. Kiedy wchodził do gospody wyglądał na wyczerpanego, lecz po wypiciu napoju zdawał się odzyskiwać siły.
Za jakiś czas przy wejściu pojawił się potężny cień, a po chwili ukazała się postać Bumina. Był on najsilniejszym mężczyzną w całej okolicy i zawsze od przyjezdnych pobierał haracz (niejednokrotnie używając do tego siły). Przystanął na chwilę i rozejrzał się po wnętrzu gospody. Zaraz dostrzegł samotnego chłopaka, którego nigdy przedtem nie widział. Uśmiechnął się do siebie, myśląc:
- No, nareszcie się trochę zabawię. Mam nadzieje, że nie będzie chciał dać pieniędzy... hahaha.
Zrobił przerażającą minę i zaczął się zbliżać do ostatniego stołu. Deski trzeszczały i uginały się pod stopami Bumina. Oczy wszystkich śledziły każdy krok olbrzyma, cała zebrana hołota czekała na dalszy przebieg wydarzeń. Po przejściu paru metrów siłacz stanął nad mężczyzną i powiedział:
- Witaj przybyszu! Zwą mnie Bumino Straszliwy....hehehe, a na Ciebie jak wołają?
- ........
- Umiesz w ogóle mówić? No to może, chociaż powiesz skąd pochodzisz?
- ........ - spojrzał mu w twarz, uśmiechnął się głupawo i znowu się odwrócił.
- Co to miało niby znaczyć?! Nikt, powtarzam NIKT! - krzyknął uderzając ręką w stół - nie będzie mnie ignorował, będę musiał Ci dać lekcję dobrych manier. No, co jest? Boisz się? Powstań i walcz ze mną!!!
- Słuchaj – powiedział obcy odwracając głowę - nie chcę Ci zrobić krzywdy wielkoludzie, więc odejdź, proszę Cię.
- Hahaha!!! Słyszeliście on chce mi zrobić krzywdę...hahaha! Dobra stary, tylko nie bij....ahahahaha!!! Nie no nie wytrzymam, to było dobre. Taki z Ciebie twardziel, co? No to dawaj kurduplu wstawaj i walcz jak mężczyzna. WSTAŃ!!!
Olbrzym już wyjął swój topór (jednoręczny) ważący 10 kg, kiedy nagle nieznajomy szybko wstał i w tym samej chwili wyciągnął zdobione ostrze mówiąc:
- Nazywam się Werol i zapamiętaj to imię!
Każdy patrzył za zdziwieniem, jak obcy wykonuje niesamowite uniki. Siłacz chciał go zranić w ramię, lecz tamten obrócił się w lewo,złapał za oparcie krzesła, na którym siedział i wziął potężny zamach, próbując uderzyć olbrzyma w głowę. Jednakże ten zasłonił się ręką. Krzesło rozpadło się na kawałki, większość osób przebywających w gospodzie wstała, a reszta pozostała na swoich miejscach, ponieważ była albo nieprzytomna (od nadmiaru alkoholu) albo sparaliżowana tym, co przed chwilą widzieli. Bumino, aczkolwiek odczuwał lekki ból, powstały w wyniku uderzenia, nie zamierzał się poddawać (był znany z tego, że nigdy nie odpuszczał). Werol wykonał odskok to tyłu i stał przygotowany na atak:
- Nie! Teraz to już przegiąłeś - powiedział trzymając się za ramię olbrzym. Nagle rzucił się na przybysza - Agghhhhhhhhh!!! ZABIJE CIĘ!!!
Teraz to już była walka „na śmierć i życie”. Wielkolud zebrał całą swą siłę i próbował wyprowadzić cios z góry, ale jego przeciwnik wykonał odskok w lewo i cała moc uderzenia poszła w ścianę. Topór wbił się tak głęboko, iż szarpnięcia olbrzyma były daremne. Werol nie chciał zranić przeciwnika, więc rozejrzał się dookoła szukając czegoś, czym mógłby go oszołomić lub obezwładnić. Spojrzał najpierw w lewo. Ujrzał ludzi, którzy ze zdumieniem na niego patrzyli. Obróciwszy się w prawo, dostrzegł stół przy którym siedział, a na nim świecznik oraz talerz z kością po kurczaku (której nikt nie sprzątnął). Podszedł, wziął świecznik i zamierzył się, na Bumina, chcąc uderzyć go w kark (tak, aby stracił przytomność). Lecz olbrzym zaprzestał wyciągania topora i odwracając się wyprowadził cios, którym trafił przybysza. Chłopak opadł na ziemię wypuszczając z ręki świecznik i oręż. Przez parę sekund był oszołomiony, obraz stał się niewyraźny, ale po chwili, (kiedy już dobrze widział) zauważył, że wielkolud próbuje go nadepnąć, więc szybko się przeturlał w prawo i natychmiast wstał. Zadał siłaczowi kilka ciosów rękami, lecz olbrzym ledwie je odczul. Złapał Werola za szyje i podniósł do góry:
- No i co teraz? Hahahaha.....ze mną nikt jeszcze nie wygrał i Ty też nie wygrasz......hahahaha!
Mężczyźnie zaczęło brakować tchu, lecz ostatkiem sił kopnął obiema nogami przeciwnika w gardło. Olbrzym wypuścił mężczyznę, padł na kolana trzymając się za gardło i próbował złapać oddech. Przybysz wykorzystał chwile zamętu i złapał leżący na ziemi świecznik, (który wcześniej wypuścił) zamachnął się i uderzył, Bumina w kark. Ten otrzymawszy cios padł na ziemię nieprzytomny.
Werol spokojnie podszedł do miejsca, gdzie leżał jego miecz, wsadził go do pochwy i wolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia. Po drodze słyszał szepty:
- O rany.....widziałeś to?
- Mój Boże...
- O cholera...
- Czy mi się wydaje? Czy Bumino leży nieprzytomny?...
- Ludzie w mieście nigdy nie uwierzą...
Przybysz rzucił jeszcze okiem na właściciela gospody, który z wrażenia znieruchomiał:
- A to rekompensata za straty... - powiedział rzucając sakiewkę ze złotem w jego stronę.
- Żegnam...
Wyszedł przed gospodę. Zdziwił się, że już jest tak jasno, gdyż, kiedy wchodził było całkiem ciemno. Słońce raziło go w oczy, ale po chwili zauważył trzy postacie (dwóch strażników i małego chłopca), które stały przed nim:
- To ten! - powiedział mały chłopiec ( był to syn właściciela, który wybiegł z gospody, by powiadomić straż o pojedynku).
- No, to pójdziesz teraz z nami! - powiedział wyższy z mężczyzn.
Werol uśmiechnął się i rzekł, łapiąc za ostrze:
Nie wydaje mi się....