Walka Na Wzgórzu

Gaan

Handlarz
Dołączył
7.8.2009
Posty
628
Był wieczór. Słońce chyliło się ku widnokręgu. Z dala było słychać warczenie. Zaczęło się
Trzymając gardę miecza w ręce spojrzał za skraju szczytu na bestie, które nieruchomo stały na dole. Nagle, jakby na niesłyszalny dla Halta rozkaz, ruszyły. Podchodziły bliżej do skały, powoli, ostrożnie, zacieśniając krąg. Te które były z tyłu, zbliżały się do ścieżki prowadzącej na szczyt. Przez cały czas kreatury nie wydawały ani jednego dźwięku. wszystko działo się we wszechobecnej ciszy, jeszcze bardziej przerażającej niż warczenie. Nawet wiatr pomiędzy drzewami zdawał się niesłyszalny a wręcz nieobecny.
Halt obserwował jak bestie podchodzą bliżej, krok za krokiem, bez pośpiechu, przyczajone. Już nieraz patrzył śmierci w twarz, ale zawsze udawało mu się jakoś umknąć. ale widok bestii, zbliżających się ze wszystkich stron sprawił że mógł się tylko pogodzić z losem jakie przygotowało mu przeznaczenie.
To by było na tyle.
Ale nie miał zamiaru poddać się śmierci bez walki. Podniósł z ziemi nóż i schował nóż do pochwy w podeszwie buta. Potem znów spojrzał na bestie- i zaskoczony cofnął gwałtownie głowę, kiedy jedna z nich potężnym susem spróbowała dostać się na skałę. Bestia wyskoczyła w górę, chciała dostać pazurami Halta, a gdy to się nie udało, utrzymać się na ścianie. Ale skała była zbyt gładka i śliska i bestia z wściekłym rykiem opadła na ziemię. Niemal natychmiast spróbowała drugi raz.
Halt odsunął się.
Lśniące podbiegłe krwia oczy bestii spoczęły na Halcie. Potwory były dwadzieścia kroków od niej, ale z każdą sekundą podchodziły bliżej, a wraz z nimi śmierć. Halt to czuł chociaż zmuszal się by tego nie okazać. Zamiast tego spojrzał na potwory wyzywającą.
-Tylko tu podejdźcie wy piekielne pomioty – szepnęła. – Podejdźcie do mamusi…
Bestie były coraz bliżej a z nozdrzy unosiła się biała cuchnąca para. Ich olbrzymie żółte kły lśniły, a strugi śliny grube na palec, zwisały im z pysków.
Kiedy bestii było około dziesięć, przeszły do ataku, dwie idąc z przodu jednocześnie rzuciły się na Halta. Mężczyzna poczuł jak ziemia zaczyna drżeć pod ciężarem potworów. Jedna obok drugiej biegły w stronę myśliwego. Ta z lewej nie zwalniając, otworzyła pysk i ryknęła gniewnie. Halt ledwie podniósł miecz a bestie już były przy niej. Uchylił się przed kłapiącą paszczą bestii z prawej, jednocześnie zadając cios tej z lewej. Krew bryznęła na twarz Halta kiedy klinga przeszła przez gardło bestii, przecinając jednocześnie tętnicę. Potwór ryknął przeszywająco z bólu i instynktownie próbował ugryźć Halta. Ale myśliwy odskoczył na bok, uniósł miecz i zadał cios drugiej bestii, która tym czasem znów przystąpiła do ataku, a gdy miecz i pazury zetknęły się z sobą poszły iskry.
Halt był teraz otoczony przez bestie z przodu i z tyłu a pozostałe potwory nadchodziły ścieżką.
Halt starał się o tym nie myśleć i skópić się na tym co było w jego zasięgu. A tym czymś były przypominające sidła na niedźwiedzie paszcze potworów. Halt nie miał wyboru.
Albo to albo śmierć w męczarniach. Wbił miecz prosto w paszczę najbliższej bestii i uskoczył w bok jednocześnie zadając cios dwóm innym. Znów bryznęła krew a bestie cofnęły się o kilka kroków.
To była szansa.
Halt wyjął nóż z pochwy w cholewie buta i rzucił nim w najbliższą bestię. Trawił prosto w oko. Ale nie aż tak mocno by przebić się przez czaszkę do mózgu. Bestia zaryczała wściekle i rozpoczęła wściekłą szarżę. Halt przygotował się i pomyślał : teraz to już koniec.
Reszta bestii ruszyła za zranioną lecz ta zatrzymała się rykła na pozostałe, a te się zatrzymały. Halt obserwował tę scenę w zdziwieniu myśląc czemu pozostałe zatrzymały się na rozkaz jednego z członków watahy.
Olśniło go.
To był przywódca.
-Cholera jasna – zaklął Halt – teraz to już po mnie.
Bestia wznowiła szarżę. Halt z uniesionym mieczem wyczekiwał na atak bestii.. Bestia szarżując rzucila się nań z pazurami rozdzierając mu skórę na policzku. Halt wrzasnął jakby ko palili żywcem. Podniósł miecz lecz bestia wytrąciła mu go z rąk i znów przygwoździła do ziemi. Przytrzymując Halta tylnymi łapami bestia wydała zwycięski skowyt. Haltowi przyszło coś na myśl i zanim zdąrzył pomyśleć, wyrwał noż z oka bestii i wbił go w serce. Bestia rykła wściekle a Halt przekręcając nóż, wbił go jeszcze głębiej. Bestia wydała ostatni ryk i padla na Halta nieżywa. Halt wszystkimi silami odepchnął zwłoki bestii. Wstał i zobaczył dookoła siebie krąg bestii. Gotowy na śmierć podniósł miecz lecz w tej chwili bestie zgięły przednie łapy, kłaniając mu się. Ukłon ten trwał kilka sekund aż w końcu jedna z bestii rykła na pozostałe i wszystkie znikły w mroku nocy. Halt został na miejscu stojąc i nie wierząc własnym oczom. Jednak przeznaczenie zgotowało mu inny los


Najemnicy pewnie to znają. Jest to moja praca na Range Adepta.
 

Vendetta

Deathproof
VIP
Dołączył
27.2.2009
Posty
1393
Był wieczór. Słońce chyliło się ku widnokręgu. Z dala było słychać warczenie (z dala czego?). Zaczęło się.
Trzymając gardę miecza w ręce (czego gardę? jaki miał ku temu cel? miecz trzyma się za rękojeść, garda to tylko "ochraniacz") spojrzał zza skraju szczytu na bestie, które nieruchomo stały na dole. Nagle, jakby na niesłyszalny dla Halta rozkaz, ruszyły. Podchodziły bliżej do skały, powoli, ostrożnie, zacieśniając krąg. Te które były z tyłu, zbliżały się do ścieżki prowadzącej na szczyt. Przez cały czas kreatury nie wydawały ani jednego dźwięku (paradoks zaznaczyłem na zielono). Wszystko działo się we wszechobecnej ciszy, jeszcze bardziej przerażającej niż warczenie. Nawet wiatr pomiędzy drzewami zdawał się niesłyszalny, a wręcz nieobecny.
Halt obserwował jak bestie podchodzą bliżej, krok za krokiem, bez pośpiechu, przyczajone. Już nieraz patrzył śmierci w twarz, ale zawsze udawało mu się jakoś umknąć. ale widok bestii, zbliżających się ze wszystkich stron sprawił że mógł się tylko pogodzić z losem jakie przygotowało mu przeznaczenie.
To by było na tyle.(?)
Ale nie miał zamiaru poddać się śmierci bez walki. Podniósł z ziemi nóż i schował nóż do pochwy w podeszwie buta. Potem znów spojrzał na bestie- i zaskoczony cofnął gwałtownie głowę, kiedy jedna z nich potężnym susem spróbowała dostać się na skałę. Bestia wyskoczyła w górę, chciała dostać pazurami Halta, a gdy to się nie udało, utrzymać się na ścianie. Ale skała była zbyt gładka i śliska i bestia ze wściekłym rykiem opadła na ziemię. Niemal natychmiast spróbowała drugi raz.
Halt odsunął się.
Lśniące podbiegłe krwią oczy bestii spoczęły na Halcie. Potwory były dwadzieścia kroków od niej, ale z każdą sekundą podchodziły bliżej, a wraz z nimi śmierć. Halt to czuł, chociaż zmuszał się, by tego nie okazać. Zamiast tego spojrzał na potwory wyzywająco.
- Tylko tu podejdźcie wy piekielne pomioty – szepnął. – Podejdźcie do mamusi… (chyba pomyliłeś płeć)
Bestie były coraz bliżej, a z nozdrzy unosiła się biała, cuchnąca para. Ich olbrzymie, żółte kły lśniły (na początku opowiadania był już zachód słońca, więc jak kły mogą lśnić, kiedy prawie nie ma źródła światła?) , a strugi śliny grube na//jak palec, zwisały//spływały im z pysków.
Kiedy bestii było około dziesięć (każda miała średnio 25,8 zębów i średnio 2847168 włosków na ciele ważącym średnio 78,312kg), przeszły do ataku, dwie idąc z przodu jednocześnie rzuciły się na Halta. Mężczyzna poczuł, jak ziemia zaczyna drżeć pod ciężarem potworów. Jedna obok drugiej biegły (jedna obok drugiej potwora?) w stronę myśliwego. Ta z lewej (ta z lewej? Czyjej lewej?) nie zwalniając, otworzyła pysk i ryknęła gniewnie. Halt ledwie podniósł miecz (po co go podnosił, kiedy miał go w ręce?) a bestie już były przy niej (przy niej? Bohater jest hermafrodytą?). Uchylił się przed kłapiącą paszczą bestii z prawej, jednocześnie zadając cios tej z lewej (hmm?). Krew bryznęła na twarz Halta kiedy klinga przeszła przez gardło bestii, przecinając jednocześnie tętnicę. Potwór ryknął przeszywająco z bólu i instynktownie próbował ugryźć Halta. Ale myśliwy odskoczył na bok, uniósł miecz i zadał cios drugiej bestii, która tym czasem znów przystąpiła do ataku, a gdy miecz i pazury zetknęły się z sobą poszły (gdzie poszły? na piwo?) iskry.
Halt był teraz otoczony przez bestie z przodu i z tyłu, a pozostałe potwory nadchodziły ścieżką.
Halt starał się o tym nie myśleć i skópić//skupić się na tym co było w jego zasięgu. A tym czymś były przypominające sidła na niedźwiedzie paszcze potworów. Halt nie miał wyboru.
Albo to albo śmierć w męczarniach. Wbił miecz prosto w paszczę najbliższej bestii i uskoczył w bok[/color=darkred],[/color] jednocześnie zadając cios dwóm innym. Znów bryznęła krew a bestie cofnęły się o kilka kroków.
To była szansa.
Halt wyjął nóż z pochwy w cholewie buta i rzucił nim w najbliższą bestię. Trawił//trafił prosto w oko. Ale nie aż tak mocno by przebić się przez czaszkę do mózgu (za okiem, z tego co wiem, nie ma czaszki. Tzn. nie ma kości). Bestia zaryczała wściekle i rozpoczęła wściekłą szarżę. Halt przygotował się i pomyślał : teraz to już koniec.
Reszta bestii ruszyła za zranioną, lecz ta zatrzymała się, rykła//ryknęła na pozostałe, a te się zatrzymały. Halt obserwował tę scenę w zdziwieniu myśląc czemu pozostałe zatrzymały się na rozkaz jednego z członków watahy.
Olśniło go.
To był przywódca.
-Cholera jasna – zaklął Halt – teraz to już po mnie.
Bestia wznowiła szarżę. Halt z uniesionym mieczem wyczekiwał na atak bestii... Bestia szarżując rzucilła się nań z pazurami rozdzierając mu skórę na policzku. Halt wrzasnął jakby ko palili żywcem. Podniósł miecz lecz bestia wytrąciła mu go z rąk i znów przygwoździła do ziemi. Przytrzymując Halta tylnymi łapami bestia wydała zwycięski skowyt. Haltowi przyszło coś na myśl i zanim zdąrzył//zdążył pomyśleć, wyrwał noż z oka bestii i wbił go w serce. Bestia rykła//ryknęła wściekle a Halt przekręcając nóż, wbił go jeszcze głębiej. Bestia wydała ostatni ryk i padła na Halta nieżywa. Halt wszystkimi siłami odepchnął zwłoki bestii. Wstał i zobaczył dookoła siebie krąg bestii. Gotowy na śmierć podniósł miecz, lecz w tej chwili bestie zgięły przednie łapy, kłaniając mu się (walka, walka, walka, skraj śmierci, ukłon?). Ukłon ten trwał kilka sekund aż w końcu jedna z bestii rykła//ryknęła na pozostałe i wszystkie znikły//zniknęły w mroku nocy. Halt został na miejscu stojąc i nie wierząc własnym oczom. Jednak przeznaczenie zgotowało mu inny los.

Ciemnoczerwone dopiski są moje. Czytało się ciężko... Wiele błędów, nawet pewnie nie wiedziałeś, jakiej płci jest bohater.

Pogrubienie, podkreślenie, żółty kolor= powtórzenia. Błędy gramatyczne i stylistyczne... Ćwicz, ćwicz.

Mogłem nie wszystko podkreślić... Kilka bestii jest niezaznaczonych, kilka Haltów pewnie też.
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Najemnicy pewnie to znają. Jest to moja praca na Range Adepta.
za taką pracę to ty range powinieneś dostać, ale w dół. nie dość że kiepsko co już wyłuszczył kolega powyżej, to jeszcze krótko... rozumiem tworzyć lakoniczne wypowiedzi, ale one z reguły są krótkie i rzeczowe, a twoje dzieło nie spełnia jednego z tych kryteriów - zgadnij którego
 
Do góry Bottom