W pogoni za wolnością, cz.1

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Była piękna, księżycowa noc. Na niebie widać było wszystkie gwiazdy, a miasto pogrążone było w ciszy i spokoju.
No, może z wyjątkiem dzielnicy portowej. Stamtąd zawsze wrzaski, krzyki i odgłosy bijatyk docierały do uszu spokojnych, próbujących zasnąć obywateli.
Patrol straży miejskiej przechodził aleją zwaną Via Carmella. Była to ulica kupców, cech stał jeden koło drugiego. Gdzieś w oddali zamiauczał kot.
- Patrz Charlie, tam coś się rusza! O tam na dachu! - zawołał jeden ze strażników, elf, który musiał emigrować z ojczyzny.
- Zdawało ci się. Nikt nie mógłby chodzić po takim skosie. Z tego co wiem, właściciel tego domu ostatnio lakierował dach, żebypięknie błyszczał. - Odpowiedział mężczyzna zwany Charlie'em.
Skąd mogli wiedzieć, że na dachu jednak ktoś był. Przeciągał się na linie przyczepionej do komina. Prześlizgnął się na skraj, odciął linę i skoczył w stronę dachu świątyni. Wspiął się na dzwonnicę, dla pewności przywiązał się do czubka i położył się na prostym dachu. Wyciagnął plecak, wyjął zatyczki do uszu, skorzystał z nich i położył się spać. Jutro był ważny dzień.
Patrol straży poszedł dalej. Był trzyosobowy. Szedł w stronę banku miejskiego. Na szczęście nic się nie działo, więc poszedł dalej. Usłyszeli jakiś trzask. Pobiegli do jego źródła.
***
Syn kowala, Darren, był sfrustrowany i zdesperowany. Odbili mu dziewczynę, zabili matkę i porwali braciszka. Jego ojciec na widok bandytów uciekł i rościł sobie prawa do niego.
A więc Darren naostrzył jeden z mieczy na zamówienie. Klient miał się zgłosić dopiero jutro.
Zapakował plecak, założył poszarpany płaszcz i pobiegł do stajni. Wziął swojego konia, Konika, i wyważył wrota. Wyjechał na koniu na ulice miasta. Miał prosty plan: jutro miało być święto, koronacja króla Trędowida II. Chciał się ukryć i w zamieszaniu wyjechać.
Zobaczył że biegnie tu patrol straży. Cholera, pomyslał, oni mi nieźle utrudnią ucieczkę. Ale w zasadzie gdybym ich zabił, to mógłby wziąc mundur i straży bramnej wmówić że jestem w misji specjalnej. To powinno się udać, pomyślał.
A więc zaszarżował na swym Koniku. Sieknął mieczem po twarzy elfa, odbił atak Charlie'go, lecz zawahał się z ciosem na trzeciego funkcjonariusza, bo ten był kobietą. Darren z zasady nie zabijał kobiet. A więc chlasnął Charlie'go w brzuch i ogłuszył pięścią kobietę.
Niestety, mundur elfa był za duży, a Charlie'go trochę za duży. No trudno, pomyślał i skierował się do bram.
***
Starszy kapral Jacob siedział na wieży przy południowej bramie miasta. Popijał gin, przemycony na służbę dzięki tajnej kieszonce. Opierał się o barierkę i grał w kości z młodszą funkcjonariusz Tabithą. Wygrywał.
- Hej, wy tam, na górze, chodźcie tutaj i otwórzcie bramę, kur** wasza mać!- krzyknął młodzieniec na koniu w mundurze.
- Bramę się otwiera dopiero o świcie, jeszcze ze dwie godziny!- odkrzyknął Jacob.
- To misja specjalna! -
- To czemu nic o tym nie wiem? - kapral zaczął rechotać.
- Bo to ściśle tajne! Masz tu są dokumenty! - rzucił mu papier. Było na nim napisane że nazywa się sierżant Jimmy i musi wykonać tajną misję. Na dokumencie była pieczęć i podpis dowódcy straży, wydarte z zamówienia na miecze. Szybko sfabrykowałem ten dokument, pomyślał Darren.
- Wszystko jest w porządku. Możesz jechać.- Odrzekł kapral i otworzył bramę. Darren wyjechał.
***
Rianna Flamestorm była dobrze zapowiadającą się czarodziejką. Siedziała sama w szkole przy murach miejskich. Były też inne mury, otaczające placówkę edukacji.
W gruncie rzeczy, ta szkoła była więzieniem. Strażnicy pilnowali, aby nikt z uczniów nie poszedł sobie. A gdy próbował, zostawał sparaliżowany i oddany Starszyźnie do osądzenia. Wyrok był przewidywalny: kara. Przez miesiąc pierz szaty magów, sprzątaj pokoje i dyżuruj w kuchni. Aha, i jeszcze szlaban na bibliotekę.
Rianna zaliczyła trzy takie kary. W czasie ostatniej wizyty w bibliotece przed trzecią karą trwającą do dziś, nauczyła się zaklęcia lewitacji. Ponieważ nikt z magów nie myślał, że ktoś może przelecieć do lasu drogą pięciu metrów dzielącą ich od muru, nie założyli magicznej bariery. To był ich błąd.
Rianna założyła plecak, rzuciła na siebie proste zaklęcie niewidzialności i zaczęła lewitować. Pierwszy metr. Drugi. Trzeci. Niewidzialność prysła, zrzucił ją jeden ze strażników – Sid, pupilek nauczycielki. Rianna przygotowała się. Kiedy prała szaty arcymistrzyni, zabrała jej miksturę tarcczy antymagicznej poziomu piątego. Zażyła specyfik i Sid nie mógł pokonać lewitacji. W końcu był tylko uczniem drugiego roku. Rianna przeleciała mur i wylądowała na drzewie. Zeszła z niego, wyjęła mapę, rzuciła czar światła i poszła w stronę traktu.
***
Darren dojechał do szemranej karczmy, „Zajazdu pod wilkiem”. Po drodze zrzucił mundur, bowiem nie lubili tu straży. Zarzucił kaptur i podsluchal przez okno rozmowy. Zamierzał dołączyć się do jakiejś bandy. Ostatnio głośno było o Trupożercach. I ta rozmowa była na ich temat.
- Mówię ci! Trupożercy spalili całą wioskę. Wiesz, Killerowo. A teraz jadą do Psich Kup, żeby schwytać specjalny pluton interwencyjny!-
- No trudno. Mój kumpel ma tam zakład grabarski, to będzie miał zysk. Hej, barman, dolej jeszcze piwa! -
Darren zamierzał już odejść, ale wpadł na wysokiego, umięśnonego i wyposażonego w korbacz draba.
- Podsłuchuje się rozmowy, co? Nieładnie... a teraz ukarzemy chłopczyka. - rzekł, po czym zaśmiał się okrutnie. Darren wiedział, że nie ma szans. Wskazał palcem w dal i krzyknął:
- O, patrol straży! - po czym pobiegł do Konika.
- Co? Gdzie? - zerwał się drab i po chwili patrzył jak Darren odjeżdża. Zobaczył też samotną nastolatkę idącą szlakiem. Podszedł do niej, klepnął w tyłek i powiedział półgębkiem:
- Przynajmniej sie dziś zabawię... - po czym usłyszał odpowiedź popartą ciosem pięści w podbródek.
- Łapy przy sobie, pało niewychowana! Ja ci pokażę... - po czym dziewczyna zniknęła. Po chwilibandzior dostał kopniakiem w twarz. Gdy leżał na ziemi, oberwał jeszcze w genitalia i brzuch ciężkim, żołnierskim butem dziewczyny.

BrZyDaL... pzy każdym moim opowiadaniu czytam, że za szybko akcja siędzieje. Po prostu taki mam styl pisania.
 

BrZyDaL

Member
Dołączył
30.11.2004
Posty
256
Fajne opowiadanie podobało mi sie ale mam dwa zastrzeżenia:
1. Troche za krutkie
2. Za szybko sie cała Akcja dzieje
 

Sword

Member
Dołączył
10.11.2004
Posty
514
Bardzo dobrze się zapowiadające (moim zdaniem) opo,dobre opisy dotyczące charakterystyki bohaterów i miejsc w których dzieje się akcja opo.Akcja ma odpowiednie tempo co z kolei pozwala skutecznie wciągnąć czytelnika A wszystko spowite jest solidną mgiełką tajemnicy i to mi się podoba!!


PS.Brzydal to jest wstęp więc nie dziw się że jest krótki.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Bardzo dobry wstęp nie jest za krótki ani tez za długi! Bardzo dobry opis postaci i miejsc akcji! Akcja trochę za szybko się toczy ale jest spox. Bardzo dobre opowiadanko ale nie dokończone więc ja juz czekam za c.d. mam nadzieje że się nie zawiode!
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
W pogoni za wolnością, cz. 1 i 2

Wielka Świątynia w mieście Bladekeep była dziś pięknie wystrojona. Dziś miał być koronowany król Trędowid II. Zabrzmiały fanfary, wszedł pochód. Na początku gwardia królewska, potem jeńcy wojenni, król, a na końcu tłum.
Postać na dachuwyciągnęła skrawek papieru i odczytała wiadomość. Brzmiała ona:
Sprzątnać króla przed koronacją.
Postać wyciągnęła z plecaka swoją zmodyfikowaną kuszę. Miała ona magazynek, lunetę snajperską i była mała. Położył się, wstrzymałoddech, wycelował... a król pokłonił się arcykapłanowi. Bełt trafił w bezpańskiego psa. Następnie król ruszył w stronę wrót. Snajper szybko wycelował i strzelił. Bełt znów nie trafił w cel, gdyż król chciał pokazać opinii publicznej pokaz swej dobroci. Chwycił trafionego wcześniej psa i opatrzył mu łapę. Bełt oderwał mu ucho i przybił do ściany. Król tego nie zauważył. Wszedł do świątyni na koronację.
No to mam przesrane, pomyślał zamachowiec.Wiem, co grozi za niewypełnienie kontraktu.
Snajper zarzucił płaszcz, wziął plecak i odciął linę. Spadł na wóz z sianem.
Wszystko przemyślałem, pomyślał. Oprócz zachowania króla. Ale to nieważne. Teraz muszę uciekać.
Ten dzień był także dniem targowym. Jakiś chłopina kimał na wozie, widać za duzo wypił. Wóz leniwie ciągnął koń. Nagle z bocznych uliczek wyskoczyła banda zbirów. Pięciu zaczęło ciągnąć wóz, a dwócch kradło konia.
Kristain, bo tak się nasz zabójca nazywał, przygotował shurikeny – małe, metalowe gwiazdki służące do zabijania. Gdy bandyci uporali się z zydlem, rzucił dwoma, wskoczył na konia i pojechał do bram. Koń był kiepski w galopie, a w dodatku był opryskany krwią.
Kristain natychmiast wymyślił bajeczkę na temat krwi. Napadli go bandyci i musiał się bronić, a oni go poplamili.
Kristain westchnął i wyjechał z miasta bez żadnych kłopotów.
***
Darren nie wiedział co robić. Był zagubiony, samotny i nie miał nic do roboty. Ostatnio napadł na jakiegoś kupca przy trakcie, zabrał mu alkohol i schlał się w trupa.
Rozbił namiot na polance. Kiedyś polowałem, pomyślał, umiem oprawiać zwierzęta.
Zbliżała się noc. Jedyne, co dzisiaj upolował, to królik. Usmażył go na ognisku i zaczął strugać sobie łuk z jakiegoś badyla.
Usłyszał odgłosy walki, krzyki i świst żelaza. Chwycił miecz i pobiegł do ich źródła.
Zobaczył sześć osób: jedną dziewczynę i pięciu rozbójników. Jeden z nich leżał skulony na ziemi, a z twarzy ciekła mu krew.
Dziewczyna skoczyła z nogą w żołnierskim bucie wymierzonym w podbródek herszta. Ręce miała po lewej stronie swegu ciała i coś mamrotała. Darren rzucił się z mieczem na zbira atakującego ją od tyłu.
Dziewczyna kopnęła męcżczyznę w twarz z taką siłą, że się przewrócił, a na jej rękach zatańczyły płomienie. Miotnęła nimi w innego, a ten zaczął kwiczeć i tarzać sie po ziemi, usiłując zgasić ogień. Na prózno.
Reszta bandytów uciekła. Rianna kopnęła nieprzytomnego herszta w brzuch, odwróciła się i powiedziała do Darrena:
- Dzięki za pomoc. Pieprzeni zboczeńcy – rzuciła pod adresem zbirów.
- Nie ma problemu. Chodź do mojego obozowiska. - odrzekł.
- Ty też pewnie dążysz tylko do tego, żeby się ze mną przespać, co? - powiedziała nieufnie.
- Nie. Widzisz, uciekłem z domu. Jedyni ludzie, jakich spotkałem, nie byli do mnie przyjaźnie nastawieni. -
- Ach. Cóż, ten kraj schodzi na psy. Jestem Rianna. Chodźmy do twojego obozu. -
Poszli do obozowiska, jak to nazywał Darren. W zasadzie był to jeden namiot i ognisko, usytuowane na leśnej polance. Po drodze Rianna opowiedziała mu swoją historię.
- Widzisz, ja uciekłam z tego więzienia, który nazywacie Uniwersytetem Magii. Rodzice oddali mnie do przytułku, byłam nieślubnym dzieckiem. Nie mam swojego miejsca w świecie, tak jak ty. -
Zajadali się królikiem. Nie był zbyt smaczny, ale lepsze to niż głód. Na dworze było zimno.
- Hmm... mogę zostać tu, w twoim obozowisku? - zapytała Rianna.
Darren uśmiechnął się. Tego się właśnie spodziewał.
- Jasne. W końcu nie masz gdzie iśc. Tak jak ja. Samotność... jest nie do zniesienia. - odpowiedział.
- Kurde, jak uciekałam z Uniwersytetu, to wzięłam hamak, a na dworze jest cholernie zimno... -
- Możesz spać w moim, jak chcesz. Ja prześpię się pod gwiazdami. - odpowiedział Darren.
***
Kristain przedzierał się z krótkim mieczem przez las. Na drugim ręku miał tarczę. Jak będzie dobrze, to zabije mnie pierwszy lepszy mieszkaniec lasu. Miał też swoją kuszę i inne przedmioty, ale one nie przydały by się w bezpośrednim zwarciu.
Usłyszał szmer w krzakach. Rzucił trzymany w ręce z tarczą shuriken. Z krzaka poleciała strużka krwi.
A więc mnie mają, pomyślał. Jest ich więcej.
Wskoczył na gałąź drzewa, przeskoczył na inne, zrobił salto i ukrył się w koronie drzew. Schował miecz i wyciągnął kuszę.
Ześlizgnęła mu się na dół.
I to przemyślał. Zatrzymał ją łańcuch. Wciągnął ją i był gotowy na wszystko.
Z krzaków wybiegł jeleń tratując kogoś. Gonił go jakiś człowiek z mieczem.
Co za świr, przecież on nigdy nie dogoni jelenia, pomyślał.
Ale dogonił. Promieniowała od niego jakaś zielona aura. Zabił jelenia i zaniósł go tam, skąd przyszedł.
- O, przepraszam. - powiedział ten ktoś. Nastąpił na palec skrytobójcy w czarnym kostiumie.
Kristain natychmiast zastrzelił skrytobójcę. Z krzaku wyskoczył inny, chcąc zemścic się na myśliwym. Lecz dostał jakimś magicznym pociskiem w brzuch. Z lasu wyszła nastolatka z księgą zapisaną runami.Rzuciła jakiś czar i niektóre krzaki zajaśniały na fioletowo.
Natychmiast posypały tam się bełty, polała się krew i poświata znikła.
- Spadamy stąd, Darren! To nie nasza sprawa! - po czym oboje zniknęli, czarodziejka i myśliwy.
Kristain zręcznie zeskoczył z drzewa i poszedł na północ. Tam była granica, za którą kontrakt nie obowiązywał.
***
Na malowniczym wzgórzu nad strumieniem stały dwa namioty. Obok nich płonęło ognisko, a obozik był otoczony niskim płotem. Przy ognisku siedziały dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Byli młodzi. Rozmawiali ze sobą i zajadali się pieczenią.
- Nawet niezły pomysł miałeś z tym polowaniem. Za tamte tofea z niedźwiedzia ten kupiec dał ci namiot, płaszcze i parenaście monet. To sie opłaca. - powiedziała dziewczyna.
- Tak, dopóki nas na tym nie złapią. A tak w ogóle, to skąd masz tę księgę? Przy pierwszym spotkaniu jej nie miałaś.-
- Och, szukałam źródeł mocy, aby pobrać energię. Ta książka wydzielała szczególną aurę, a zakopana była parę metrów pod ziemią.-
- Wiesz może, kim był ten kusznik na drzewie? -
- Och, tak. Pewnie to skrytobójca, który nie wykonał kontraktu. Takiego zwykle się eliminuje.-
Nagle z lasu dobiegł szmer. Darren wycelował ze swojego łuku, a Rianna przygotowała czar.
Z lasu wyszła grupa piechurów w królewskich barwach.
- Gdzie licencja myśliwska ścierwo?! - wydarł się jeden z nich.
Darren nie namyślał się z odpowiedzią. Po prostu puścił cięciwę. Rianna zamroziła połowę grupy czarem i przygotowywała następny. Darren zaczął jak szalony strzelać do piechurów biegnących pod górkę. Powalił trzech, reszta była niedaleko.
Nie mieli żadnych szans. Było ich dwoje przeciwko dwudziestu. Wprawdzie na nogach było „tylko” siedmiu, ale mimo to mieli przewagę. Darren odrzucił łuk i zaczął ciąć mieczem. Nagle poczuł, że ma więcej siły niż normalnie.
Powalał wrogów jednego za drugim. Nagle z lasu wyjechał rycerz z potężnym mieczem i tarczą herbową. Były to srebrne róże na czerwonym polu. Czar zamrozenia grupki prysł.
- Co jest, ofermy, nie umiecie schwytać dwóch kłusownikow? Naaaaprzód!!! - krzyknął po czym zaszarżował na koniu.
Rozpętało się piekło. Wszędzie słychać było szczęk broni, krew lała się gęsto. Gdzieś śmignęła kula ognia. Darren walczył sam przeciw pięciu piechurom i rycerzowi. Rianna dzikimi kopniakami i ciosami pięści biła resztę.
Darren długo nie wyrzymał. Zabił dwóch, po czym padł na ziemię, cały zakrwawiony. Rianna rzuciła jakiś czar, po czym zemdlała z wyczerpania.
Darren wstał. Rianna wzmocniła jego sily żywotne. Czuł się o niebo lepiej, rany zasklepiły się. Skoczył z mieczem na rycerza i potężnym ciosem przeciął go na pół razem ze zbroją.
Piechurzy zaczęli uciekać. Darren ich nie gonił, tylko zakładał ocalałe kawałki zbroi rycerza i próbował ocucić Riannę. Udało mu się.
Gdy Rianna odzyskała przytomność, krzyknęła. Nic dziwnego. Darren był cały zakrwawiony, w połamanej zbroi, miał podbite oko, naderwane ucho i bliznę przez pół twarzy. Ale żył.
***
Kristain gnał na ukradzionym koniu. Granica była za jakieś trzysta mil. Dotarłby tam za sto dni.
Sto dni to sto zasadzek, pomyślał. Samemu nie dam rady. Przyda mi się jakaś pomoc.
Przypomniał sobie dwójkę awanturników, których spotkał. Tak, oni powinni się nadawać.
Tylko gdzie ich znaleźć? Ostatnio widział jak się steleportowali.
Ruszył przed siebie pewnym krokiem. Doszedł do czegoś co kiedyś było obozem. Teraz pozostały tu dziury po namiotach i wypalone ognisko.
Kristain zaklął. Zobaczył ślady wiodące na zachód. Podążył za nimi.
Doszedł do pagórka. Rozegrała się tu walka. Na zboczach leżało dwanaście martwych ciał w mundurach królewskich.
Ślady były świeże. Bitwa odbyła się najwyżej godzinę temu.
Kristain ruszył za nimi.
***
Król Trędowid siedział na tronie w stolicy królestwa, Bladekeep. Właśnie wrócił z polowania. Było nieudane. Znaleźli tylko kości po jeleniach i ośmiu patrolowych. Relacjonowali mu, jak to dwóch kłusowników zmiotło z powierzchni ziemi dwudziestoosobowy patrol z ciężkozbrojnym na czele.
Przez takich śmieci nie mam rozrywki, pomyślał.
- Przysłać tutaj herolda. Mam ważny dekret do wydania. - krzyknął.
Po chwili herold przyszedł. Był to tłusty mężczyzna cciągle opijający się piwem.
- W imieniu Jego Wysokości, króla Trędowida II, ogłasza się, co następuje: każdy mysliwy bez licencji, schwytany na gorącym uczynku albo raczeniu się dziczyzną, ma zostać na pal nawleczony i wystawiony dla przykładu przy trakcie. - podyktował król.
Herold poszedł ogłosić zarządzenie, a król zaczął chodzic w kółko po sali tronowej. Miał taki nawyk.
Po chwili przyszli najlepsi dowódcy w całym królestwie. Generał Dragonhide, pułkownik Seahunter i major Kierezow.
- Nasze północne i zachodnie granice nie są bezpieczne. Moi szpiedzy donieśli mi o oddziałach rycerstwa zmierzających nad graniczną rzekę, Derbę. Na północy Imperium Khornyjskie buduje drakkary. Albo to spisek, albo atak. Musimy podprowadzic dywizje do fortów nad Derbą. Podobno tamtejsi ludzie uważają, że w Soddomie żyje się lepiej niż w Królestwie Reggeńskim. Czyli u nas, panie majorze.- powiedział król.
- Rozkaz, sir! - krzyknęli jednym głosem wodzowie.
Król poszedł do sypialni. Z południa kalif Szazer er-Ihmadir przysłał mu prezent koronacyjny.
Część jego haremu.
***
W jaskini siedziało dwoje ludzi. Ogrzewało się przy ognisku. Zobaczyli samotnego wędrowca.
- Ccczy... mmogę usiąść prrrzy ognisku? Strrrasznie tu zzzimno – wyjąkał.
- Jasna sprawa, w końcu jesteśmy na szlaku. A na szlaku tylko świnie odmawiają pomocy.
Kristain usiadł przy ognisku i odgryzł kawałek piekącego się kurczaka.
- Dokąd podróżujecie, dobrzy ludzie? - zapytał.
- Nie mamy celu. Jesteśmy kłusownikami. Możemy podróżować gdzie chcemy. - odpowiedziała Rianna.
- A moglibyście ze mną zajść do Derby? Razem bezpieczniej... -
- Jasne, nie ma problemu. - odpowiedział Darren. - jak ci na imię?-
- Kristain jestem, skrytobójca na wymuzonej emeryturze. - Kristainowi nie chciało się kłamać.
- I myślisz, że ci pomożemy? - krzyknęła Rianna.
- Tak, tak myslę... obserwowałem was długo. Jesteście wyrzutkami, nie macie gdzie iść. Równie dobrze można iść gdzieś ze skrytobójcą, niż byle gdzie we dwoje. -
Zaległa cisza. Przerwał ją stukot kopyt.
- Tu są! - krzyknął rycerz na białym koniu. - juz się nie wymkną! Do ataku!!! -
- O kur**, znowu? - zaklął Darren. - Rianna, otwórz portal. Powstrzymam ich! -
-Nie zgrywaj bohatera! - powiedział Kristain i wyciągnął kuszę.
Rycerz spadł na Darrena i go przewrócił. Skrytobójca władował mu bełt w pierś.
Nagle zza skał wypadli skrytobójcy.
-Ten kusznik jest nasz... - powiedział jeden z nich.
- Nie! My sie zemścimy za śmierć pana de Rocayne! - krzyknał knecht, biegnąc na nich z korbaczem.
W tej samej chwili portal się otworzył. Rianna rzucciła kulą ognia w skrytobójców. Niestety przypadkiem podpaliła Kristaina.
Darren chwycił go, wrzucil w portal i sam skoczył. Rianna weszła za nim i portal się zamknął.

CZ. 2: Zapomniana cytadela

Rianna po przejsciu przez portal od razu zorientowała się, że coś jest nie tak.
Była ze sto metrów nad ziemią i spadała.
- Kur** mać – wyszeptała przestraszona.
Parę metrów przed ziemią odzyskała zmysły i jednym ruchem dłoni wyczarowała magiczną tarczę. Siła uderzenia i tak była wielka. Trzepnęła o ziemię i stoczyła się po wzgórzu. Trafiła w głaz.
Straciła przytomność.
***
Kristain jeszcze nigdy się nie teleportował. Nie było to przyjemne uczucie.
Chyba czar nie wyszedł Riannie, bo tuż po wyjściu z portalu wylądował w rzece.
Wstał i zaczął szukać towarzyszy. Po chwili zobaczył, że na niebie otwiera się świetlisty krąg i wypada z niego Darren, z całej siły uderza w drzewo i traci oddech.
- Nic ci nie jest? - spytał go. - i gdzie, do cholery, jest Rianna? - zapytał go.
- Dziękuję za troskę, żyję. A ona? Weszła w portal jako ostatnia. - odrzekł. - myślę, że powinniśmy rozejrzeć sie po okolicy.
Zrobili to. Zobaczyli, że są w małym zagajniku, który otaczają ruiny starożytnego miasta. Nieopodal płynęła rzeczka. Kristain podszedł do murów i zaczął sie przyglądać wyrytych na nich zapiskom.
- To jakiś starożytny język... nie mogę go rozpoznać, ale tutaj jest zapis w języku kaelszarr, języku elfów. To jakaś przepowiednia... mówi o końcu świata, o tym że bogowie zejdą na ziemię i takich pierdołach. -
-Idę się przejść, a ty rozbij tutaj obóz, w tym zagajniku. - powiedział Darren, po czym odszedł.
***
Darren najpierw ruszył wzdłuż rzeczki. Doszedł do wielkiego pomieszczenia – odlewni. Wszędzie leżały rozrzucone bryłki żelaza. Podszedł do miechu kowalskiego i spróbował go uruchomić – udalo mu się. W końcu był synem kowala. Podgrzał bryły i przekuł je w pręt na kowadle. Podgrzał pręt, wykuł klingę i zaczął hartować ostrze.
Proces powtórzył kilkanaście razy. Kucie go odprężało.
Gdy po raz kolejny szedł aby rozgrzać ostrze, potknął się o kamień.
Kamień był srebrno – błekitny. Darren od razu poznał, co to jest. Była to bryła mithrilu, i to duża.
Darren nigdy jeszcze nie widział mithrilu, jedynie na ilustracjach w księgach kowalskich.
Podniecony rozgrzał bryłę i zaczął pokrywać miecz mithrilem.
Hartował ostrze, podgrzewał i kuł, aż było idealnie twarde i praktycznie niezniszczalne. Zaostrzył je osełką i ruszył eksplorować dalej.
Doszedł do pomieszczenia, które pewnie było kaplicą. Zobaczył posąg Darkaina, boga wojny.
Nagle od posągu odpadł piękny hełm, wykonany z najlepszej stali i zdobiony rogami demonów.
Mieszkańcy tego miejsca bardzo dbali o chwałę Darkaina. Wcześniej nie zauważył, ale wszędzie były jego miniatury.
Uznał upadek hełmu za znak boży i włożył go, po czym pogrążył się w modlitwie ku czci Darkaina Bezlitosnego, Pana Wojny, Władcy Życia i Śmierci.
***
Kristain zaczął się martwić. Darrena nie było już pięć godzin. Po rozbciu obozu zostawił list do niego i ruszył go szukać. Poszedł jego śladami.
Nagle zza kawałka muru wyskoczył potwór. Był to wysoki i chudy elf, lecz pokryty czarnym futrem, a w jego oczach widać było krwawy błysk. Jego ręce były zakończone pazurami, a kły były długie i skapywała z nich krew. Rzucił się do ataku.
Potwór zrobił unik i smagnął go pazurem. Kristain zablokował cios sztyletem i kopnął go w pierś. Potwór skoczył, zrobił salto i wylądował za nim. Kristain wyciągnął z fałdów płascza kuszę i rzucił się do przodu, jednocześnie obracając się i strzelając.
Potwór dostał bełtem w pierś. Nie przejął się tym jednak. Rzucił się do zadania śmiertelnego ciosu, lecz nagle srebrne ostrze przecięło go na pół. Było to ostrze Darrena.
- Tu nie jest bezpiecznie – powiedział Kristain. - nie wiesz, czemu jeszcze nie ma Rianny?
- Nie mam pojęcia. Nie jestem magiem. Chodźmy do obozu. - odrzekł.
***
Rianna wstała parę dni później. Zakrwawiona i poturbowana, zaczęła patrzeć gdzie jest Kristain i Darren.
Zobaczyła znad ruin dym. Podeszła tam, lecz na drodze przystanęła i zaczęła się przyglądać freskom na ścianach. Gdy skończyła, zaczęła biec.
Przy ognisku siedziały dwie zgarbione postacie i opiekały mięso. Jedna z nich miała na sobie poszarpany płaszcz, na głowie piękny hełm, a przez plecy miał przewieszony wielki, błyszczący miecz czcerwony od krwi.
Druga postać miała na sobie płaszcz z kapturem i zewsząd wystawały jej sztylety. Podniosła kawał mięsa do ust i zaczęła go jesć. Rianna rozpoznała, że to mięso draeglotha – dziecka demona i elfa.
- Nie jedz tego! To jest niejadal... - zawyła, lecz nie zdążyła. Kristain już ugryzł. I zemdlał.
- Rianna! Gdzieś ty była? I gdzie my jesteśmy? - rzekł Darren wstając.
- Zaraz... na twoim hełmie jest miecz z czaszką! To godło Darkaina! Zerwałeś ten hełm z posągu? Wiesz że ten BÓG może sie lekko wkurzyć? - wystękała Rianna.
- Nnniee, on spadł... co jest Kristain'owi?? - zapytał zatroskany Darren.
Rianna podeszła do Kristaina i go przebadała.
- Ma jeszcze osiem godzin życia. Nie ma sposobu, żeby go uratować... chyba... że... ale to jest niemożliwe... - wyjąkała.
- Co może go uratować? - krzyknął Darren.
- Potężna magia lecznicza, której nie umiem. Wody Studni Zycia, znajdujacej sie dwadzieścia mil stąd. - wyliczała Rianna – no, albo jeszcze przebłagać Pana Życia i Śmierci. A on jest w innym wymiarze. -
Darren zaczął pakować ich rzeczy. Szło mu to całkiem sprawnie.
- Jesteśmy w starożytnych ruinach cytadeli Darkport. To miejsce jest przeklęte przez wszystkich bogów oprócz trzech. Oprócz Pana Wojny – Darkaina, Mrocznej Dziewicy – Elistraee oraz Pana Sprawiedliwości, Parkhana. Żyje tu mnóstwo złych stworów i musimy iść tędy jeszcze cztery mile. - zaczęła mówic Rianna. - do Studni Życia powinniśmy dojść za pięć godzin. Jazda!
Poszli szybkim marszem przez zrujnowaną aleję. Po bokach widać było rozsypujące się szkielety i gdzieniegdzie wbite zardzewiałe miecze.
Doszli po godzinie do bram miasta. Zobaczyli, że przy nich siedzi jakaś masywna postać okryta brązowym płaszczem z namalowanym godłem miasta Bladekeep – skrzyżowanymi mieczami na koronie. Obok niej opierała się o ścianę piękna glewia. Gdy zobaczyła nadchodzących, chwyciła za nią i wstała.
Postać miała na sobie czarny napierśnik na brązowej tunice. Byty były okute żelazem, a karwasze na rękach były nabijane kolcami, tak jak naramienniki.
Skóra tej istoty była barwy jadeitu, a czerwone oczy patrzyły nienawistnie na ruiny.
- Kim wy u licha jesteście... i jak udało wam się przeżyc? - zapytała.
- Jestem czarodziejką, on wojownikiem a tamten skrytobójcą. Teraz ty. - odpowiedziała Rianna.
- Jestem najemnikiem na usługach Bladekeep. Nazywam się Drakavein. Prowadziłem tu drużynę aby zająć to miejsce. Drużynę zmasakrowali, a w dodatku gdzieś mi się zgubił Pazur. - odparł.
- Pazur? Co to? - spytał Darren.
- Mój piękny samszir. Zgubiłem go gdzieś na placu. Pomożecie mi go odnaleźć? -
- Jasne. Ale niech to nie trwa długo. -
Poszli na plac. Drogę zastąpiła im grupa goblinów.
- Jeśli wy tędy przejść, to wy płacić! - krzyknęły. Rianna jednym ruchem dłoni spaliła ich na popiół.
Zobaczyli, że na placu stoi wielki, błyszczący kamień, w który jest wbity Pazur. Jego właściciel podbiegł do niego i go wyrwał.
Nagle otoczyło ich stado młodych draegloth'ów. Rzuciło się na nich.
Wszyscy stali przy kamieniu. Rianna wszędzie bez opamiętania rzucała błyskawicami. Darren i Drakavein cięli i siekali.
Lecz wróg miał przewagę liczebną. Rianna opadła z sił i walczyła sztyletem. Darrenowi krwawiła noga, a Drakavein gdzieś zniknął. Darren i Rianna stali opierając sie do siabie plecami, gdy nagle ziemia się otworzyła i wyszedł stamtąd Drakavein.
- Tajemne przejście. Chodzćie, szybko! - zawołał. Wzięli swe rzeczy i wyszli tunelem z miasta.
Szli dalej, tym razem przez wielką puszczę.
Po wielogodzinnym marszu zobaczyli Studnie Życia.
Została minuta.
Darren i Darkavein wzięli skrytobójcę i pobiegli z nim do studni.
Pół minuty.
Już prawie dobiegli. Jeszcze chwila i będą tam.
Dziesięć. Dziewięć. Osiem. Siedem. Sześć. Pięć. Cztery. Dobiegli, próbują go napoić. Trzy. Dwa. Prawie im się udało, ale coś wstrząsnęło ziemią.
Kristain zwisł bezwładnie z ramion Darrena.
***
 
Do góry Bottom