Była piękna, księżycowa noc. Na niebie widać było wszystkie gwiazdy, a miasto pogrążone było w ciszy i spokoju.
No, może z wyjątkiem dzielnicy portowej. Stamtąd zawsze wrzaski, krzyki i odgłosy bijatyk docierały do uszu spokojnych, próbujących zasnąć obywateli.
Patrol straży miejskiej przechodził aleją zwaną Via Carmella. Była to ulica kupców, cech stał jeden koło drugiego. Gdzieś w oddali zamiauczał kot.
- Patrz Charlie, tam coś się rusza! O tam na dachu! - zawołał jeden ze strażników, elf, który musiał emigrować z ojczyzny.
- Zdawało ci się. Nikt nie mógłby chodzić po takim skosie. Z tego co wiem, właściciel tego domu ostatnio lakierował dach, żebypięknie błyszczał. - Odpowiedział mężczyzna zwany Charlie'em.
Skąd mogli wiedzieć, że na dachu jednak ktoś był. Przeciągał się na linie przyczepionej do komina. Prześlizgnął się na skraj, odciął linę i skoczył w stronę dachu świątyni. Wspiął się na dzwonnicę, dla pewności przywiązał się do czubka i położył się na prostym dachu. Wyciagnął plecak, wyjął zatyczki do uszu, skorzystał z nich i położył się spać. Jutro był ważny dzień.
Patrol straży poszedł dalej. Był trzyosobowy. Szedł w stronę banku miejskiego. Na szczęście nic się nie działo, więc poszedł dalej. Usłyszeli jakiś trzask. Pobiegli do jego źródła.
***
Syn kowala, Darren, był sfrustrowany i zdesperowany. Odbili mu dziewczynę, zabili matkę i porwali braciszka. Jego ojciec na widok bandytów uciekł i rościł sobie prawa do niego.
A więc Darren naostrzył jeden z mieczy na zamówienie. Klient miał się zgłosić dopiero jutro.
Zapakował plecak, założył poszarpany płaszcz i pobiegł do stajni. Wziął swojego konia, Konika, i wyważył wrota. Wyjechał na koniu na ulice miasta. Miał prosty plan: jutro miało być święto, koronacja króla Trędowida II. Chciał się ukryć i w zamieszaniu wyjechać.
Zobaczył że biegnie tu patrol straży. Cholera, pomyslał, oni mi nieźle utrudnią ucieczkę. Ale w zasadzie gdybym ich zabił, to mógłby wziąc mundur i straży bramnej wmówić że jestem w misji specjalnej. To powinno się udać, pomyślał.
A więc zaszarżował na swym Koniku. Sieknął mieczem po twarzy elfa, odbił atak Charlie'go, lecz zawahał się z ciosem na trzeciego funkcjonariusza, bo ten był kobietą. Darren z zasady nie zabijał kobiet. A więc chlasnął Charlie'go w brzuch i ogłuszył pięścią kobietę.
Niestety, mundur elfa był za duży, a Charlie'go trochę za duży. No trudno, pomyślał i skierował się do bram.
***
Starszy kapral Jacob siedział na wieży przy południowej bramie miasta. Popijał gin, przemycony na służbę dzięki tajnej kieszonce. Opierał się o barierkę i grał w kości z młodszą funkcjonariusz Tabithą. Wygrywał.
- Hej, wy tam, na górze, chodźcie tutaj i otwórzcie bramę, kur** wasza mać!- krzyknął młodzieniec na koniu w mundurze.
- Bramę się otwiera dopiero o świcie, jeszcze ze dwie godziny!- odkrzyknął Jacob.
- To misja specjalna! -
- To czemu nic o tym nie wiem? - kapral zaczął rechotać.
- Bo to ściśle tajne! Masz tu są dokumenty! - rzucił mu papier. Było na nim napisane że nazywa się sierżant Jimmy i musi wykonać tajną misję. Na dokumencie była pieczęć i podpis dowódcy straży, wydarte z zamówienia na miecze. Szybko sfabrykowałem ten dokument, pomyślał Darren.
- Wszystko jest w porządku. Możesz jechać.- Odrzekł kapral i otworzył bramę. Darren wyjechał.
***
Rianna Flamestorm była dobrze zapowiadającą się czarodziejką. Siedziała sama w szkole przy murach miejskich. Były też inne mury, otaczające placówkę edukacji.
W gruncie rzeczy, ta szkoła była więzieniem. Strażnicy pilnowali, aby nikt z uczniów nie poszedł sobie. A gdy próbował, zostawał sparaliżowany i oddany Starszyźnie do osądzenia. Wyrok był przewidywalny: kara. Przez miesiąc pierz szaty magów, sprzątaj pokoje i dyżuruj w kuchni. Aha, i jeszcze szlaban na bibliotekę.
Rianna zaliczyła trzy takie kary. W czasie ostatniej wizyty w bibliotece przed trzecią karą trwającą do dziś, nauczyła się zaklęcia lewitacji. Ponieważ nikt z magów nie myślał, że ktoś może przelecieć do lasu drogą pięciu metrów dzielącą ich od muru, nie założyli magicznej bariery. To był ich błąd.
Rianna założyła plecak, rzuciła na siebie proste zaklęcie niewidzialności i zaczęła lewitować. Pierwszy metr. Drugi. Trzeci. Niewidzialność prysła, zrzucił ją jeden ze strażników – Sid, pupilek nauczycielki. Rianna przygotowała się. Kiedy prała szaty arcymistrzyni, zabrała jej miksturę tarcczy antymagicznej poziomu piątego. Zażyła specyfik i Sid nie mógł pokonać lewitacji. W końcu był tylko uczniem drugiego roku. Rianna przeleciała mur i wylądowała na drzewie. Zeszła z niego, wyjęła mapę, rzuciła czar światła i poszła w stronę traktu.
***
Darren dojechał do szemranej karczmy, „Zajazdu pod wilkiem”. Po drodze zrzucił mundur, bowiem nie lubili tu straży. Zarzucił kaptur i podsluchal przez okno rozmowy. Zamierzał dołączyć się do jakiejś bandy. Ostatnio głośno było o Trupożercach. I ta rozmowa była na ich temat.
- Mówię ci! Trupożercy spalili całą wioskę. Wiesz, Killerowo. A teraz jadą do Psich Kup, żeby schwytać specjalny pluton interwencyjny!-
- No trudno. Mój kumpel ma tam zakład grabarski, to będzie miał zysk. Hej, barman, dolej jeszcze piwa! -
Darren zamierzał już odejść, ale wpadł na wysokiego, umięśnonego i wyposażonego w korbacz draba.
- Podsłuchuje się rozmowy, co? Nieładnie... a teraz ukarzemy chłopczyka. - rzekł, po czym zaśmiał się okrutnie. Darren wiedział, że nie ma szans. Wskazał palcem w dal i krzyknął:
- O, patrol straży! - po czym pobiegł do Konika.
- Co? Gdzie? - zerwał się drab i po chwili patrzył jak Darren odjeżdża. Zobaczył też samotną nastolatkę idącą szlakiem. Podszedł do niej, klepnął w tyłek i powiedział półgębkiem:
- Przynajmniej sie dziś zabawię... - po czym usłyszał odpowiedź popartą ciosem pięści w podbródek.
- Łapy przy sobie, pało niewychowana! Ja ci pokażę... - po czym dziewczyna zniknęła. Po chwilibandzior dostał kopniakiem w twarz. Gdy leżał na ziemi, oberwał jeszcze w genitalia i brzuch ciężkim, żołnierskim butem dziewczyny.
BrZyDaL... pzy każdym moim opowiadaniu czytam, że za szybko akcja siędzieje. Po prostu taki mam styl pisania.
No, może z wyjątkiem dzielnicy portowej. Stamtąd zawsze wrzaski, krzyki i odgłosy bijatyk docierały do uszu spokojnych, próbujących zasnąć obywateli.
Patrol straży miejskiej przechodził aleją zwaną Via Carmella. Była to ulica kupców, cech stał jeden koło drugiego. Gdzieś w oddali zamiauczał kot.
- Patrz Charlie, tam coś się rusza! O tam na dachu! - zawołał jeden ze strażników, elf, który musiał emigrować z ojczyzny.
- Zdawało ci się. Nikt nie mógłby chodzić po takim skosie. Z tego co wiem, właściciel tego domu ostatnio lakierował dach, żebypięknie błyszczał. - Odpowiedział mężczyzna zwany Charlie'em.
Skąd mogli wiedzieć, że na dachu jednak ktoś był. Przeciągał się na linie przyczepionej do komina. Prześlizgnął się na skraj, odciął linę i skoczył w stronę dachu świątyni. Wspiął się na dzwonnicę, dla pewności przywiązał się do czubka i położył się na prostym dachu. Wyciagnął plecak, wyjął zatyczki do uszu, skorzystał z nich i położył się spać. Jutro był ważny dzień.
Patrol straży poszedł dalej. Był trzyosobowy. Szedł w stronę banku miejskiego. Na szczęście nic się nie działo, więc poszedł dalej. Usłyszeli jakiś trzask. Pobiegli do jego źródła.
***
Syn kowala, Darren, był sfrustrowany i zdesperowany. Odbili mu dziewczynę, zabili matkę i porwali braciszka. Jego ojciec na widok bandytów uciekł i rościł sobie prawa do niego.
A więc Darren naostrzył jeden z mieczy na zamówienie. Klient miał się zgłosić dopiero jutro.
Zapakował plecak, założył poszarpany płaszcz i pobiegł do stajni. Wziął swojego konia, Konika, i wyważył wrota. Wyjechał na koniu na ulice miasta. Miał prosty plan: jutro miało być święto, koronacja króla Trędowida II. Chciał się ukryć i w zamieszaniu wyjechać.
Zobaczył że biegnie tu patrol straży. Cholera, pomyslał, oni mi nieźle utrudnią ucieczkę. Ale w zasadzie gdybym ich zabił, to mógłby wziąc mundur i straży bramnej wmówić że jestem w misji specjalnej. To powinno się udać, pomyślał.
A więc zaszarżował na swym Koniku. Sieknął mieczem po twarzy elfa, odbił atak Charlie'go, lecz zawahał się z ciosem na trzeciego funkcjonariusza, bo ten był kobietą. Darren z zasady nie zabijał kobiet. A więc chlasnął Charlie'go w brzuch i ogłuszył pięścią kobietę.
Niestety, mundur elfa był za duży, a Charlie'go trochę za duży. No trudno, pomyślał i skierował się do bram.
***
Starszy kapral Jacob siedział na wieży przy południowej bramie miasta. Popijał gin, przemycony na służbę dzięki tajnej kieszonce. Opierał się o barierkę i grał w kości z młodszą funkcjonariusz Tabithą. Wygrywał.
- Hej, wy tam, na górze, chodźcie tutaj i otwórzcie bramę, kur** wasza mać!- krzyknął młodzieniec na koniu w mundurze.
- Bramę się otwiera dopiero o świcie, jeszcze ze dwie godziny!- odkrzyknął Jacob.
- To misja specjalna! -
- To czemu nic o tym nie wiem? - kapral zaczął rechotać.
- Bo to ściśle tajne! Masz tu są dokumenty! - rzucił mu papier. Było na nim napisane że nazywa się sierżant Jimmy i musi wykonać tajną misję. Na dokumencie była pieczęć i podpis dowódcy straży, wydarte z zamówienia na miecze. Szybko sfabrykowałem ten dokument, pomyślał Darren.
- Wszystko jest w porządku. Możesz jechać.- Odrzekł kapral i otworzył bramę. Darren wyjechał.
***
Rianna Flamestorm była dobrze zapowiadającą się czarodziejką. Siedziała sama w szkole przy murach miejskich. Były też inne mury, otaczające placówkę edukacji.
W gruncie rzeczy, ta szkoła była więzieniem. Strażnicy pilnowali, aby nikt z uczniów nie poszedł sobie. A gdy próbował, zostawał sparaliżowany i oddany Starszyźnie do osądzenia. Wyrok był przewidywalny: kara. Przez miesiąc pierz szaty magów, sprzątaj pokoje i dyżuruj w kuchni. Aha, i jeszcze szlaban na bibliotekę.
Rianna zaliczyła trzy takie kary. W czasie ostatniej wizyty w bibliotece przed trzecią karą trwającą do dziś, nauczyła się zaklęcia lewitacji. Ponieważ nikt z magów nie myślał, że ktoś może przelecieć do lasu drogą pięciu metrów dzielącą ich od muru, nie założyli magicznej bariery. To był ich błąd.
Rianna założyła plecak, rzuciła na siebie proste zaklęcie niewidzialności i zaczęła lewitować. Pierwszy metr. Drugi. Trzeci. Niewidzialność prysła, zrzucił ją jeden ze strażników – Sid, pupilek nauczycielki. Rianna przygotowała się. Kiedy prała szaty arcymistrzyni, zabrała jej miksturę tarcczy antymagicznej poziomu piątego. Zażyła specyfik i Sid nie mógł pokonać lewitacji. W końcu był tylko uczniem drugiego roku. Rianna przeleciała mur i wylądowała na drzewie. Zeszła z niego, wyjęła mapę, rzuciła czar światła i poszła w stronę traktu.
***
Darren dojechał do szemranej karczmy, „Zajazdu pod wilkiem”. Po drodze zrzucił mundur, bowiem nie lubili tu straży. Zarzucił kaptur i podsluchal przez okno rozmowy. Zamierzał dołączyć się do jakiejś bandy. Ostatnio głośno było o Trupożercach. I ta rozmowa była na ich temat.
- Mówię ci! Trupożercy spalili całą wioskę. Wiesz, Killerowo. A teraz jadą do Psich Kup, żeby schwytać specjalny pluton interwencyjny!-
- No trudno. Mój kumpel ma tam zakład grabarski, to będzie miał zysk. Hej, barman, dolej jeszcze piwa! -
Darren zamierzał już odejść, ale wpadł na wysokiego, umięśnonego i wyposażonego w korbacz draba.
- Podsłuchuje się rozmowy, co? Nieładnie... a teraz ukarzemy chłopczyka. - rzekł, po czym zaśmiał się okrutnie. Darren wiedział, że nie ma szans. Wskazał palcem w dal i krzyknął:
- O, patrol straży! - po czym pobiegł do Konika.
- Co? Gdzie? - zerwał się drab i po chwili patrzył jak Darren odjeżdża. Zobaczył też samotną nastolatkę idącą szlakiem. Podszedł do niej, klepnął w tyłek i powiedział półgębkiem:
- Przynajmniej sie dziś zabawię... - po czym usłyszał odpowiedź popartą ciosem pięści w podbródek.
- Łapy przy sobie, pało niewychowana! Ja ci pokażę... - po czym dziewczyna zniknęła. Po chwilibandzior dostał kopniakiem w twarz. Gdy leżał na ziemi, oberwał jeszcze w genitalia i brzuch ciężkim, żołnierskim butem dziewczyny.
BrZyDaL... pzy każdym moim opowiadaniu czytam, że za szybko akcja siędzieje. Po prostu taki mam styl pisania.