A
Anonymous
Guest
W 30 DNI PO ZNISZCZENIU BARIERY
Podziemia wręcz zatrzęsły się od potężnego ryku, jaki wydał Śniący przed odejściem do świata demonów. W tym przeraźliwym pisku było jednak coś dziwnego, coś, co napawało niepokojem. Ten dźwięk mógł być swojego rodzaju okrzykiem przywołującym współbraci potwora z zaświatów, albo kto wie, może nawet z samych piekieł.
Bezimienny opadł na kolana patrząc, jak zamyka się międzywymiarowy portal. A więc jego trudna i długa misja dobiegła końca. Wysłał demoniczne bóstwo członków Sekty tam, gdzie było jego miejsce. Pomyślał sobie, ile krwi zostało przelanej z powodu tak ohydnego potwora. Myśl o Beliarze napawała go wstrętem – jak bóg mógł stworzyć coś tak przerażającego.
W olbrzymiej Sali nieopodal byłego leża Śniącego Xardas zawył z bólu. To, co zdawało się tak bliskie, uciekło w jednej chwili. Nekromanta nie zdążył wypełnić swojego tajnego, misternie ułożonego planu. Obraz zamazywał mu się przed oczami. Tak długo zbierał siły na ten moment, który tak naprawdę nie nadszedł.
Kamienne bloki tworzące stropy Świątyni Śniącego zaczęły spadać z łoskotem na zimną marmurową posadzkę tworzącą podłogę. Bezimienny zaczął uciekać, ale drogę odgrodziło mu zawalisko skalne. Nagle coś pozbawiło go świadomości. Upadł niczym worek piasku na ziemie przygnieciony głazem. Tymczasem Xardas trudem wyjąkał inkantację teleportacyjną. Znalazłszy się w swej wieży osunął się na podłogę.
Nocne niebo rozświetlił ostatni rozbłysk Bariery, tak silny, że wszyscy mieszkańcy Kolonii Górniczej, a nawet część obywateli Khorinis wyjrzało ze swoich domków. Po chwili przeszkoda dzieląca wyspę przestała istnieć. Milten znajdujący się wraz z trójką przyjaciół kryjówce powiedział ze wzruszeniem w głosie:
- A jednak udało mu się to, czego nie dokonali najwybitniejsi magowie. Szkoda, że mistrz Corristo nie dożył tej chwili.
- Dobrze, że Gomez też – dodał ze szczerością Gorn. – Niech mnie, nasz kumpel jest chyba wysłannikiem samego Innosa.
- Co by tu nie mówić, czas zabrać tyłki do Khorinis – rzekł Diego.
- Owszem, mam już ochotę na piwo w tej karczmie naprzeciwko portu. Nabzdryngolę się za wszystkie czasy – odpowiedział Gorn.
W całej Kolonii zapanowała niesamowita wprost euforia. Więźniowie z dzikim okrzykiem na ustach biegli ku wolności. Nowy Obóz rozświetlił się dziesiątkami pochodni niesionych przez uciekinierów.
- Wreszcie! Dzięki ci, Bezimienny! – wołał Saturas. Wtórowali mu biegnący nieopodal Lee z Laresem.
Diego z towarzyszami przekroczyli rzeczkę niedaleko Starego Obozu i wspięli się ścieżką prowadzącą do miejsca wymiany. Niedaleko bajorka, do którego wrzucano nowych więźniów znajdowała się jaskinia wiodąca prosto na wolność.
- Mam nadzieję, że ten facet da sobie radę – rzekł Diego.
- Skoro zniszczył Barierę, to na pewno – odpowiedział Gorn.
- Niech blask Innosa rozświetli mu drogę wśród ciemności – szepnął Milten.
*
- O jasna cholera! – wykrzyknął lord Hagen. – Bariera upadła!
Hagen pełnił funkcję gubernatora Khorinis, był z powołania paladynem. Wiedział, że musi działać szybko. Natychmiast krzyknął do strażnika przy wejściu patrzącego na niebo z rozdziawioną gębą.
- Masz zadanie bojowe – powiadom Andre i wszystkich miejskich przy bramach, by nikogo nie wpuszczali do miasta pod groźbą aresztu… Tfu, pod groźbą śmierci! Zrozumiano?
- Tak!
- Nie słyszałem!
- Tak!
- No to w dyrdy, jak zrozumiałeś! Już cię tutaj nie ma!
*
Z chwilą upadku Bariery w obozie Bractwa zawrzało, ale w umysłach jego członków zagościła myśl, by udać się na plac świątynny. Był to niejaki rozkaz, któremu nikt nie potrafił się przeciwstawić. Po chwili teren obok dawnej siedziby Jaśnie Oświeconego Y’Beriona zaludnił się całkowicie. Brakowało tylko Cor Angara. Udał się na przechadzkę kilka dni wcześniej i dotąd nie powrócił. Na postumencie stała jakaś postać ubrana w czarną szatę z kapturem. Niechybnie był to mag.
- Bracia! Śniący został wygnany z naszego świata, lecz nie lękajcie się. Sam wielki Beliar chce wynagrodzić was za wierną służbę i dlatego przysłał mnie, bym przekazał wam tę wiadomość: Jest na wyspie ktoś, kto zagraża potędze naszego boga. Nim jednak powiem, co macie zrobić, muszę być pewny, że jesteście przygotowani. Pora na rytuał Oczyszczenia – człowiek w kapturze wzniósł ręce i zaczął mówić.
- O wielki Beliarze, Panie Mroku, powierzam Ci dusze i ciała tych ludzi! Odtąd będą służyć Twojej sprawie! – Z rąk maga wystrzeliło czerwone światło. Członkowie dawnej Sekty nie potrafili się ruszyć. W ich umysłach zagościła już tylko jedna myśl – służyć pokornie Beliarowi. Czarny Mag z tryumfem w oczach popatrzył na zebranych.
- Jesteście od teraz uczniami Beliara! Mogę przekazać wam Jego wolę! Musimy założyć nowe Bractwo, Bractwo Poszukiwaczy Wroga Mroku. Zapewne zapytacie, kim jest ten Nieprzyjaciel? To człowiek, który wygnał Śniącego. Nasz Pan przelał już do waszych umysłów jego portret. Nie spoczniemy, póki go nie zgładzimy! W Świątyni czekają już na was czarne szaty i maski – nikt nie może widzieć waszej twarzy. Poza tym waszą broń stanowić będą runy ognia. Niech nasz wspólny wróg zamieni się w popiół!
Na te słowa wszyscy zebrani zakrzyknęli: „W popiół! Na chwałę Beliara!”
Czarny mag tylko się uśmiechnął.
*
Xardas obudził się, był już poranek. Wstał z podłogi i rozejrzał się po wieży. Bezimienny nie teleportował się do niego. Poważnie zaniepokoiło to nekromantę.
- Nie, to nie może być prawda – powiedział do siebie i pobiegł szybko do swojego pentagramu. Stojąc na jego krawędzi począł nerwowo wypowiadać jakieś inkantacje. Nagle otrzymał wizję. Zobaczył Bezimiennego pod gruzami Świątyni Śniącego. Iskierka życia już w nim dogasała. Xardas zamarł.
- Muszę go wskrzesić za wszelką cenę. On będzie jeszcze bardzo potrzebny – mag zaczął mruczeć zaklęcia rezurekcyjne. Pentagram zalśnił lekkim światłem.
- Niech to diabeł zabierze! – warknął wściekły nekromanta. – Muszę udać się do mojej wieży w lesie nieopodal Khorinis, tutaj moc mojego znaku zagasła. Na dodatek tam pentagram nie jest aktywny. Czeka mnie drobny spacerek, a czas działa na moją niekorzyść.
Xardas przywołał kilka demonów, by „zaopiekowały” się jego wieżą, po czym niezwłocznie wybiegł na zewnątrz. Łyknął miksturę zwiększającą szybkość biegania i wyruszył przed siebie.
- Cholera, na stare lata mi przyszło biegać – sapnął nekromanta.
*
Lee z Laresem rozstali się przy bramie do przełęczy Khorinis.
- Ja idę do miasta. Może kursuje tu jakiś statek do Myrtany, to się zabiorę – powiedział Lares.
- Zabierzemy – poprawił go Lee. – Powiadomisz mnie, jak przyjdzie co do czego. Ja idę porozglądać się za chłopakami z Nowego Obozu. A tak w ogóle, jak zamierzasz dostać się do miasta? Miejscy cię raczej nie wpuszczą.
- Mam znajomości w karczmie nieopodal. Kupię od nich jakieś gustowne wdzianko.
- A więc do zobaczenia wkrótce. Może wyśpię się na jakimś porządnym łóżku, bo nocowanie na ziemi to nie jest to, co lubię najbardziej.
Lee poszedł przez łąkę aż do skał, obok których znajdowała się jedna z farm. Wypytał miejscowych, czy nie widzieli kogoś, kto przedstawił się jako Torlof czy Gorn. Wieśniacy odpowiedzieli, żeby szukał na farmie Onara, do której skrót prowadzi przez wąskie przejście między skałami.
Rzeczywiście, znalazł z łatwością własność wspomnianego wcześniej człowieka. Lee wszedł na niewielkie wzniesienie z farmą i wszedł do budynku na wprost. W środku byli już Torlof, Cipher, Gorn, a także Sylvio i Bulko.
- Ha, ha, kogo my tu widzimy? – zaśmiał się Cipher. – Witaj na wolności przyjacielu. Właśnie pertraktujemy z panem Onarem – odsunął się nieco na bok ukazując niskiego, ubranego w wykwintne szaty człowieka o nieprzyjemnym wyrazie twarzy.
- Hm, kolejny skazaniec… Jak cię zwą? – spytał.
- Jestem Lee, były dowódca królewskich wojsk.
- Słyszałem o tobie. Oferuję wam dobrze płatną pracę – codzienna wypłata za ochronę mojej farmy. Na początek 10 sztuk złota. Na łebka.
- Ja się zgadzam – rzucił szybko Gorn.
- W porządku, wchodzę w to – odrzekł Lee.
Wszyscy byli najemnicy zaczęli pracować u właściciela ziemskiego Onara. Niezadowoleni byli jedynie Sylvio i Bulko – nie w smak im było, że Lee zjawił się na farmie, chcieli bowiem rządzić pozostałymi, a obecność byłego wojskowego dowódcy im na to nie pozwalała. Z czasem doszło jeszcze kilku ludzi, między innymi Sentenza i Rod. Lares spotkał się kilka dni później z kumplami, ale nie miał dobrych wieści. Żaden statek nikogo nie zabierał ze sobą.
Tymczasem Diego, Milten i Lester, już bez Gorna, rozeszli się w swoje strony. Diego z Lesterem zawędrowali do miasteczka, a Milten do klasztoru Magów Ognia.
*
Xardas w pocie czoła wzywał do życia Bezimiennego. Pentagram w jego nowej wieży lśnił dziesiątkami kolorów. Nekromanta wiedział, że musi za wszelką cenę utrzymać iskierkę życia. Nie przypuszczał, że rezurekcja Bezimiennego będzie tak ciężka. Zupełnie jakby jakieś złe zaklęcia próbowały zakłócać rytuał. Mag jednak nie ustawał. Miał bardzo złe przeczucia.
I słusznie. Orkowie zawędrowali na tereny dawnego Obozu Bractwa i okolice, po czym zaczęli karczować lasy i budować potężną palisadę. Mijał dzień za dniem. Bestii zdawało się przybywać. Niedługo w Kolonii Górniczej pojawiły się znikąd smocze zębacze. To był znak zapowiadający serię nieszczęść.
*
Diego wynajął sobie dom w Khorinis i zdążył się już w nim zaaklimatyzować. Codziennie widywał się z Lesterem i Laresem w przybrzeżnej oberży. Jednak zarówno ich, jak i innych byłych więźniów nurtowało pytanie – Gdzie jest Bezimienny?
Tymczasem Poszukiwacze nie próżnowali. Nocami wędrowali po wyspie szukając śladów swojego wroga.
Dwudziestego dnia po zdjęciu Bariery zdarzyło się coś strasznego. Do Kolonii Górniczej przywędrowały przez znany tylko sobie portal pradawne smoki, przyprowadzając ze sobą nowe zastępy orków, ale także straszliwych jaszczuroczłeków. Gady rozdzieliły się i zaczęły destrukcję Kolonii. Pandrodor zamienił rejony Starego Obozu w bagno, skalny Pedrakahn znalazł sobie kryjówkę w górach, przy górskiej fortecy, Feomathar zniszczył wierzchołek góry tworząc z niej wulkan i osiadł wewnątrz, a najstraszniejszy, lodowy Finkregh, skuł lodem cały Nowy Obóz i jego najbliższe okolice. Póki co smoki nie zamierzały atakować siedlisk ludzi. W międzyczasie powstała potężna palisada orków.
*
Xardas tracił już siły. Nie jadł prawie nic od wielu dni. Wiedział, że Bezimienny niedługo powróci do świata żywych. Nekromanta wyczuł, co dzieje się w Khorinis i przejęła go trwoga. Mag był świadom mocy człowieka, którego wskrzeszał, ale nurtowało go jedno pytanie: Czy Bezimienny podoła pradawnej magii smoków? Odpowiedź miała się pojawić już wkrótce – rezurekcja dobiegała końca…
Krzychu Warrior
Podziemia wręcz zatrzęsły się od potężnego ryku, jaki wydał Śniący przed odejściem do świata demonów. W tym przeraźliwym pisku było jednak coś dziwnego, coś, co napawało niepokojem. Ten dźwięk mógł być swojego rodzaju okrzykiem przywołującym współbraci potwora z zaświatów, albo kto wie, może nawet z samych piekieł.
Bezimienny opadł na kolana patrząc, jak zamyka się międzywymiarowy portal. A więc jego trudna i długa misja dobiegła końca. Wysłał demoniczne bóstwo członków Sekty tam, gdzie było jego miejsce. Pomyślał sobie, ile krwi zostało przelanej z powodu tak ohydnego potwora. Myśl o Beliarze napawała go wstrętem – jak bóg mógł stworzyć coś tak przerażającego.
W olbrzymiej Sali nieopodal byłego leża Śniącego Xardas zawył z bólu. To, co zdawało się tak bliskie, uciekło w jednej chwili. Nekromanta nie zdążył wypełnić swojego tajnego, misternie ułożonego planu. Obraz zamazywał mu się przed oczami. Tak długo zbierał siły na ten moment, który tak naprawdę nie nadszedł.
Kamienne bloki tworzące stropy Świątyni Śniącego zaczęły spadać z łoskotem na zimną marmurową posadzkę tworzącą podłogę. Bezimienny zaczął uciekać, ale drogę odgrodziło mu zawalisko skalne. Nagle coś pozbawiło go świadomości. Upadł niczym worek piasku na ziemie przygnieciony głazem. Tymczasem Xardas trudem wyjąkał inkantację teleportacyjną. Znalazłszy się w swej wieży osunął się na podłogę.
Nocne niebo rozświetlił ostatni rozbłysk Bariery, tak silny, że wszyscy mieszkańcy Kolonii Górniczej, a nawet część obywateli Khorinis wyjrzało ze swoich domków. Po chwili przeszkoda dzieląca wyspę przestała istnieć. Milten znajdujący się wraz z trójką przyjaciół kryjówce powiedział ze wzruszeniem w głosie:
- A jednak udało mu się to, czego nie dokonali najwybitniejsi magowie. Szkoda, że mistrz Corristo nie dożył tej chwili.
- Dobrze, że Gomez też – dodał ze szczerością Gorn. – Niech mnie, nasz kumpel jest chyba wysłannikiem samego Innosa.
- Co by tu nie mówić, czas zabrać tyłki do Khorinis – rzekł Diego.
- Owszem, mam już ochotę na piwo w tej karczmie naprzeciwko portu. Nabzdryngolę się za wszystkie czasy – odpowiedział Gorn.
W całej Kolonii zapanowała niesamowita wprost euforia. Więźniowie z dzikim okrzykiem na ustach biegli ku wolności. Nowy Obóz rozświetlił się dziesiątkami pochodni niesionych przez uciekinierów.
- Wreszcie! Dzięki ci, Bezimienny! – wołał Saturas. Wtórowali mu biegnący nieopodal Lee z Laresem.
Diego z towarzyszami przekroczyli rzeczkę niedaleko Starego Obozu i wspięli się ścieżką prowadzącą do miejsca wymiany. Niedaleko bajorka, do którego wrzucano nowych więźniów znajdowała się jaskinia wiodąca prosto na wolność.
- Mam nadzieję, że ten facet da sobie radę – rzekł Diego.
- Skoro zniszczył Barierę, to na pewno – odpowiedział Gorn.
- Niech blask Innosa rozświetli mu drogę wśród ciemności – szepnął Milten.
*
- O jasna cholera! – wykrzyknął lord Hagen. – Bariera upadła!
Hagen pełnił funkcję gubernatora Khorinis, był z powołania paladynem. Wiedział, że musi działać szybko. Natychmiast krzyknął do strażnika przy wejściu patrzącego na niebo z rozdziawioną gębą.
- Masz zadanie bojowe – powiadom Andre i wszystkich miejskich przy bramach, by nikogo nie wpuszczali do miasta pod groźbą aresztu… Tfu, pod groźbą śmierci! Zrozumiano?
- Tak!
- Nie słyszałem!
- Tak!
- No to w dyrdy, jak zrozumiałeś! Już cię tutaj nie ma!
*
Z chwilą upadku Bariery w obozie Bractwa zawrzało, ale w umysłach jego członków zagościła myśl, by udać się na plac świątynny. Był to niejaki rozkaz, któremu nikt nie potrafił się przeciwstawić. Po chwili teren obok dawnej siedziby Jaśnie Oświeconego Y’Beriona zaludnił się całkowicie. Brakowało tylko Cor Angara. Udał się na przechadzkę kilka dni wcześniej i dotąd nie powrócił. Na postumencie stała jakaś postać ubrana w czarną szatę z kapturem. Niechybnie był to mag.
- Bracia! Śniący został wygnany z naszego świata, lecz nie lękajcie się. Sam wielki Beliar chce wynagrodzić was za wierną służbę i dlatego przysłał mnie, bym przekazał wam tę wiadomość: Jest na wyspie ktoś, kto zagraża potędze naszego boga. Nim jednak powiem, co macie zrobić, muszę być pewny, że jesteście przygotowani. Pora na rytuał Oczyszczenia – człowiek w kapturze wzniósł ręce i zaczął mówić.
- O wielki Beliarze, Panie Mroku, powierzam Ci dusze i ciała tych ludzi! Odtąd będą służyć Twojej sprawie! – Z rąk maga wystrzeliło czerwone światło. Członkowie dawnej Sekty nie potrafili się ruszyć. W ich umysłach zagościła już tylko jedna myśl – służyć pokornie Beliarowi. Czarny Mag z tryumfem w oczach popatrzył na zebranych.
- Jesteście od teraz uczniami Beliara! Mogę przekazać wam Jego wolę! Musimy założyć nowe Bractwo, Bractwo Poszukiwaczy Wroga Mroku. Zapewne zapytacie, kim jest ten Nieprzyjaciel? To człowiek, który wygnał Śniącego. Nasz Pan przelał już do waszych umysłów jego portret. Nie spoczniemy, póki go nie zgładzimy! W Świątyni czekają już na was czarne szaty i maski – nikt nie może widzieć waszej twarzy. Poza tym waszą broń stanowić będą runy ognia. Niech nasz wspólny wróg zamieni się w popiół!
Na te słowa wszyscy zebrani zakrzyknęli: „W popiół! Na chwałę Beliara!”
Czarny mag tylko się uśmiechnął.
*
Xardas obudził się, był już poranek. Wstał z podłogi i rozejrzał się po wieży. Bezimienny nie teleportował się do niego. Poważnie zaniepokoiło to nekromantę.
- Nie, to nie może być prawda – powiedział do siebie i pobiegł szybko do swojego pentagramu. Stojąc na jego krawędzi począł nerwowo wypowiadać jakieś inkantacje. Nagle otrzymał wizję. Zobaczył Bezimiennego pod gruzami Świątyni Śniącego. Iskierka życia już w nim dogasała. Xardas zamarł.
- Muszę go wskrzesić za wszelką cenę. On będzie jeszcze bardzo potrzebny – mag zaczął mruczeć zaklęcia rezurekcyjne. Pentagram zalśnił lekkim światłem.
- Niech to diabeł zabierze! – warknął wściekły nekromanta. – Muszę udać się do mojej wieży w lesie nieopodal Khorinis, tutaj moc mojego znaku zagasła. Na dodatek tam pentagram nie jest aktywny. Czeka mnie drobny spacerek, a czas działa na moją niekorzyść.
Xardas przywołał kilka demonów, by „zaopiekowały” się jego wieżą, po czym niezwłocznie wybiegł na zewnątrz. Łyknął miksturę zwiększającą szybkość biegania i wyruszył przed siebie.
- Cholera, na stare lata mi przyszło biegać – sapnął nekromanta.
*
Lee z Laresem rozstali się przy bramie do przełęczy Khorinis.
- Ja idę do miasta. Może kursuje tu jakiś statek do Myrtany, to się zabiorę – powiedział Lares.
- Zabierzemy – poprawił go Lee. – Powiadomisz mnie, jak przyjdzie co do czego. Ja idę porozglądać się za chłopakami z Nowego Obozu. A tak w ogóle, jak zamierzasz dostać się do miasta? Miejscy cię raczej nie wpuszczą.
- Mam znajomości w karczmie nieopodal. Kupię od nich jakieś gustowne wdzianko.
- A więc do zobaczenia wkrótce. Może wyśpię się na jakimś porządnym łóżku, bo nocowanie na ziemi to nie jest to, co lubię najbardziej.
Lee poszedł przez łąkę aż do skał, obok których znajdowała się jedna z farm. Wypytał miejscowych, czy nie widzieli kogoś, kto przedstawił się jako Torlof czy Gorn. Wieśniacy odpowiedzieli, żeby szukał na farmie Onara, do której skrót prowadzi przez wąskie przejście między skałami.
Rzeczywiście, znalazł z łatwością własność wspomnianego wcześniej człowieka. Lee wszedł na niewielkie wzniesienie z farmą i wszedł do budynku na wprost. W środku byli już Torlof, Cipher, Gorn, a także Sylvio i Bulko.
- Ha, ha, kogo my tu widzimy? – zaśmiał się Cipher. – Witaj na wolności przyjacielu. Właśnie pertraktujemy z panem Onarem – odsunął się nieco na bok ukazując niskiego, ubranego w wykwintne szaty człowieka o nieprzyjemnym wyrazie twarzy.
- Hm, kolejny skazaniec… Jak cię zwą? – spytał.
- Jestem Lee, były dowódca królewskich wojsk.
- Słyszałem o tobie. Oferuję wam dobrze płatną pracę – codzienna wypłata za ochronę mojej farmy. Na początek 10 sztuk złota. Na łebka.
- Ja się zgadzam – rzucił szybko Gorn.
- W porządku, wchodzę w to – odrzekł Lee.
Wszyscy byli najemnicy zaczęli pracować u właściciela ziemskiego Onara. Niezadowoleni byli jedynie Sylvio i Bulko – nie w smak im było, że Lee zjawił się na farmie, chcieli bowiem rządzić pozostałymi, a obecność byłego wojskowego dowódcy im na to nie pozwalała. Z czasem doszło jeszcze kilku ludzi, między innymi Sentenza i Rod. Lares spotkał się kilka dni później z kumplami, ale nie miał dobrych wieści. Żaden statek nikogo nie zabierał ze sobą.
Tymczasem Diego, Milten i Lester, już bez Gorna, rozeszli się w swoje strony. Diego z Lesterem zawędrowali do miasteczka, a Milten do klasztoru Magów Ognia.
*
Xardas w pocie czoła wzywał do życia Bezimiennego. Pentagram w jego nowej wieży lśnił dziesiątkami kolorów. Nekromanta wiedział, że musi za wszelką cenę utrzymać iskierkę życia. Nie przypuszczał, że rezurekcja Bezimiennego będzie tak ciężka. Zupełnie jakby jakieś złe zaklęcia próbowały zakłócać rytuał. Mag jednak nie ustawał. Miał bardzo złe przeczucia.
I słusznie. Orkowie zawędrowali na tereny dawnego Obozu Bractwa i okolice, po czym zaczęli karczować lasy i budować potężną palisadę. Mijał dzień za dniem. Bestii zdawało się przybywać. Niedługo w Kolonii Górniczej pojawiły się znikąd smocze zębacze. To był znak zapowiadający serię nieszczęść.
*
Diego wynajął sobie dom w Khorinis i zdążył się już w nim zaaklimatyzować. Codziennie widywał się z Lesterem i Laresem w przybrzeżnej oberży. Jednak zarówno ich, jak i innych byłych więźniów nurtowało pytanie – Gdzie jest Bezimienny?
Tymczasem Poszukiwacze nie próżnowali. Nocami wędrowali po wyspie szukając śladów swojego wroga.
Dwudziestego dnia po zdjęciu Bariery zdarzyło się coś strasznego. Do Kolonii Górniczej przywędrowały przez znany tylko sobie portal pradawne smoki, przyprowadzając ze sobą nowe zastępy orków, ale także straszliwych jaszczuroczłeków. Gady rozdzieliły się i zaczęły destrukcję Kolonii. Pandrodor zamienił rejony Starego Obozu w bagno, skalny Pedrakahn znalazł sobie kryjówkę w górach, przy górskiej fortecy, Feomathar zniszczył wierzchołek góry tworząc z niej wulkan i osiadł wewnątrz, a najstraszniejszy, lodowy Finkregh, skuł lodem cały Nowy Obóz i jego najbliższe okolice. Póki co smoki nie zamierzały atakować siedlisk ludzi. W międzyczasie powstała potężna palisada orków.
*
Xardas tracił już siły. Nie jadł prawie nic od wielu dni. Wiedział, że Bezimienny niedługo powróci do świata żywych. Nekromanta wyczuł, co dzieje się w Khorinis i przejęła go trwoga. Mag był świadom mocy człowieka, którego wskrzeszał, ale nurtowało go jedno pytanie: Czy Bezimienny podoła pradawnej magii smoków? Odpowiedź miała się pojawić już wkrótce – rezurekcja dobiegała końca…
Krzychu Warrior