Vampiryzm

Havajan

Ojciec Chrzestny
Dołączył
10.1.2011
Posty
78
Opowiadanie pisane w 2008, więc troszkę już ma. ;)

Do okoła księżyca błyszczała krwawa obręcz, pomiędzy drzewami starego lasu płynęła gęsta, szara mgła. Na małej polanie będącej najbardziej przerażającą, klęczał mężczyzna, na głowie miał czarną opaskę z czerwonymi śladami w miejscach gdzie zapewne znajdowały się oczy, jego włosy opadały na opaskę, dolna część głowy od ust aż po szyję była owinięta brudnym bandażem. Do jego ubrań należały jedynie ciasne spodnie z wytartymi kolanami, na plecach jak i klatce piersiowej miał liczne tatuaże, większość były to słowa w nieznanym języku. Część twarzy nie ukryta pod opaską i bandażem wyrażała nieme oczekiwanie. Zaledwie kilka minut później wśród gęstej warstwy mgły ukazał się jakiś kształt, z każdą sekundą stawał się wyraźniejszy, po chwili wydostał się z pomiędzy drzew. Wolnym krokiem zmierzał ku klęczącemu mężczyźnie.
-Qyastre avrt! - Z jego ust wydostał się dźwięk podobny do syku węża
Mgła która do tej pory wisiała zaledwie kilka cali nad ziemia zaczęła odpływać ku drzewom.
-Wstań! - Mężczyzna który do tej pory ani drgną sprawnie podniósł się z ziemi choć jego ręce były ciasno skrępowane na plecach. - Ukaż się!
Z niewiarygodną siłą rozerwał sznurki krępujące ruchy jego dłoni, ręce podniósł ku głowie i powoli zaczął odwijać bandaże, całą polanę wypełnił śmierdzący zaduch, gdy bandaże opadły na ziemię przybyszowi ukazał się potworny widok, usta mężczyzny były zaszyte, gdy ponownie podniósł ręce aby ukazać swoje oczy, postać która przybyła zasyczała.
-Stój!! - na twarzy nieznajomego malowała się odraza, chodź oczy miał zasłonięte przez kaptur można było sobie wyobrazić że nie spodziewał się czegoś podobnego po owym mężczyźnie. - Uklęknij!
Niewidomy po raz drugi uklękną na trawie, postać w czarnej szacie podeszła do niego i powiedziała cicho.
-Jestem tu aby Ci pomóc... Zostałem wysłany przez radę magów - Niewidomy zaczął się kręcić niespokojnie - Nie ruszaj się a przywrócę Ci wzrok i uleczę twoje usta.
Szybko wykonał kilka ruchów ręką i powiedział
- Qsa - w jego dłoni zmaterializował się czarny kamień z okrągłym czerwonym księżycem na środku. Szybko tak jakby się bał aby kamień nie przestał świecić przyłożył go do karku niewidomego. Mężczyzna krzykną przeraźliwie lecz mag nie ruszył się z miejsca, z warg klęczącego powoli odchodziły nitki, pod kilku minutach gdy usta były już wolne mag przyłożył kamień do tylniej części głowy mężczyzny, spod opaski zaczął wydobywać się jasny dym, trwało to długo, nagle mężczyzna podniósł się z ziemi i szybko zaczął zdejmować opaskę, powieki miał zamknięte tak że nie było widać oczu.
-Będę widział?... -Zapytał niepewnie maga
-Tak
Mężczyzna niepewnie i powoli zaczął otwierać oczu, spojrzał na maga który szybko odskoczył w tył, jego oczy... miały kolor czerwony.
-Two... twoje oczy... - Wyjąkał - One... one... są czerwone. To.. to znaczy, że nie będziesz mógł wychodzić patrzeć na słońce. Otwórz usta... - Powiedział niespodziewanie mag. Mężczyzna powoli otworzył je, mag szybko odwrócił się, w obu szeregach zębów były po dwa dłuższe i ostrzejsze niż pozostałe.
-Jesteś... wampirem?
Wampir zamkną usta i uśmiechną się...
-Tak, jak myślisz za co zaszyli mi usta i wypalili oczy? - Powiedział z szyderczym uśmiechem - Wdarłem sie do domu zamożnej wdowy i nim ktoś mnie powstrzymał wypiłem jej krew...
-DOSYĆ! - Krzyknął mag - Nie musisz wprowadzać mnie w swoje wspomnienia. Teraz jesteś pod moją opieką, zaprowadzę cię do klasztoru w którym się wychowałem, a teraz trzymaj.. - Mag rzucił krótki miecz którego klinga miała czerwone końce a ostrze błyszczało od czerwieni krwi. Wampir sprawnie złapał je ostrzem do dołu - A nazywasz się...?
- Varius...
-Varius... Wampir. Czy ty chcesz, aby wszyscy wiedzieli kim jesteś? Ja się pytam o twoje prawdziwe imię, nie obchodzą mnie twoje pseudonimy. - Oburzony mag odwrócił się plecami do mężczyzny.
-Ha ha ha... - Varius zaśmiał się cicho, nie trwało to zbyt długo, ale nawet najtwardszemu wojownikowi zdążył by zjeżył się włos na głowie. - Varius... nie uważasz, że pasuje do mnie? - Mężczyzna świdrował wzrokiem tył głowy maga. - Pamiętasz historię terroru, gdy cała kraina Neltharion żyła w ciągłym strachu. A powiesz mi dlaczego? Czy może... boisz się!?
- Przez ludzi twojego pokroju... - Odpowiedział przez zęby mag. Stał plecami do wampira, ale widać było że ledwo panuje nad swoją, szybko rosnącą agresją. - Ja wiem... ja pamiętam te czasy. Watahy krwiożerców, krążące po miastach i wsiach w poszukiwaniu kolejnych ofiar, gdzie tylko spojrzeć, natrafiało się na ślady ich obecności. Nigdzie nie można było czuć się bezpiecznym. - Mag trząsł się lekko.
Przed oczami miał całe swoje dzieciństwo. Dobrze pamiętał chwile, gdy leżał pod łóżkiem, przykryty warstwą koców, niby miały chronić go od zimna, lecz trząsł się bardzo, z zimna? A może ze strachu? W głowie wibrowały mu słowa matki, "Spij kochanie, zobaczymy się jutro" i jego odpowiedź "Wiem mamo!". Zbudziło go głośne sapanie, chłopiec bał się bardzo, ale ciekawość wzięła nad nim górę, wyplątał się z koców i już na pierwszy rzut oka wiedział że coś jest nie tam... ten zaduch. Stał w miejscu pozwalając przywyknąć oczom do ciemności, wciąż słyszał te uciążliwe próby złapania tchu... Kto to był? Jedyne pytanie które dręczyło chłopca w tym momencie, niezdarnie ruszył przez pokój, rękami starał się wymacać znane mu dobrze meble, nie zrobił dobrych trzech kroków, gdy potkną się i upadł. Długie treningi z ojcem wyćwiczyły u niego refleks, dzięki czemu wystawił ręce przed siebie łagodząc upadek. Chłopca ogarną strach, jak mógł najszybciej, poczołgał się w kierunku konta... w tym samym momencie w przedpokoju błysnęło światło pochodni, a chwilę później w drzwiach stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał na sobie zwiewne ubranie, zapewne przed chwilą jeszcze smacznie, spał. W ręku trzymał pochodnie. Spojrzał w kąt, gdzie siedział spanikowany chłopiec, jego wzrok był utkwiony w czymś co leżało obok łóżka. Mężczyzna nachylił pochodnię w tamtym kierunku, rozdygotane światło padło na ciało kobiety, była całkiem naga, a jej ciało zdobiły liczne zadrapania, jedne głębsze, aż do krwi, drugie tylko powierzchowne. Usta miał lekko rozchylone, wydobywał się z nich charkot. Skóra przybierała powoli biały kolor, z zimna, a może z powodu obrażeń? Mężczyzna, niezdarnie przedarł się przez pokój, padł na kolana obok kobiety, podniósł delikatnie jej głowę, która przechyliła się na bok, a na szyi połyskiwały dwie krwawe dziurki... po chwili dał się słyszeć lekki szept:
- To koniec... - Z tymi słowami zmarła.

- Żenada... - prychną wampir. - Po prostu żenada. Taki "wielki" i "potężny" mag, boi się swoich wspo...
Nie zdążył dokończyć zdania, błysnęło srebrne ostrze i w ułamku sekundy mag przyłożył je do gardła Variusa. W drugiej ręce kłębiła się kula ognia.
- Jeszcze... jedno... słowo... - Wysapał mężczyzna, którego kaptur zsuną się tak nisko że zasłaniał oczy. - A pożałujesz żeś się narodził!
Dłuższą chwilę, dwaj mężczyźni stali w tej pozycji, słychać było tylko ich sapanie, nawet jedna wrona nie dawała znaku życia. Po chwili mag powoli opuścił ostrze... i nagle wręcz niespodziewanie chwycił za rękę wampira, ten wrzasną przeraźliwie, ponieważ kula ognia przepalała mu skórę. Mag niezrażony tym okrzykiem, wraz z Variusem padł na ziemię, w miejscu w którym przed chwilą stali przelatywały z cichym gwizdem strzały. Z pomiędzy drzew wysypał się cały pułk straży. Mężczyźnie nie zwracając uwagi na przybyłych rozbiegli się na dwie różne strony, mag w pośpiechu wyczarował dwie kule ognia, powalając dwóch wojowników. Varius, za którym w pogoń rzucili się dwaj strażnicy, biegł w kierunku najbliższego drzewa, jedną nogą odbił się od pnia i lecąc w przeciwnym kierunku co strażnicy, wywiną w powietrzu młynka mieczem. Chwilę później na ziemię padły dwa ciała, a obok nich oddzielone głowy. Mag radził sobie niezgorsza, władał dość dobrze mieczem, przez co parował cios za ciosem, drugą ręką miotał zaklęciami w każdego kto się narzucił. Ostatnie niedobitki czołgały się po ziemi, z ust płynęła krew. Wampir, podszedł do pierwszego wojownika, który z łzami w oczach błagał o litość. Varius nie zwracając na to uwagi nachylił się nad jego szyją z zamiarem wbicia kłów i poczucia słodkiego smaku krwi. Jednak nie dane mu było przejść do końca krótkiego rytuału, bo oto spomiędzy drzew wyszło dwudziestu mężczyzn, każdy z napiętym łukiem i wycelowanym w wampira i maga. Varius, powoli i z rozmysłem, podniósł się znad ciała swojej ofiary, zaczął chyłkiem cofać się ku magowi, który również wydawał się wytrącony z równowagi tym nagłym przybyciem całego oddziału.
- Chyba nie przyszli tutaj na kawę, co? – Zagadną wampir, wyraźnie poirytowany całą tą sytuacją.
-Zamknij się i czekaj – Odparł mag, który rozglądał się po twarzach przybyłych wojowników. – Zaraz coś wymyślę…
Każdy z strażników był ubrany w taki sam skórzany kubrak i tegoż samego koloru spodnie. Na głowach mieli czapki z piórem, które wskazywało na to że są wyborowymi łucznikami. Cały oddział zbliżał się ku dwóm postaciom na środku polany.
- Na trzy podskocz najwyżej jak umiesz. – Wyszeptał mag. Wampir delikatnie skinął głową. – Jeden… dwa… trzy!
W ułamku sekundy wampir podskoczył do góry, jego niesamowite umiejętności pozwoliły mu na wzbicie się na około dwa metry w górę. Mag zgrabnie wywinął rękami, które zapłonęły żywym ogniem, spojrzał w gorę na wampira i z niespotykaną szybkością uderzył ręką o ziemię. Żaden z łuczników nie zdążył puścić cięciwy, gdy spod ręki maga wyrwała się fala ognia, poszybowała w każdą stronę po całej polanie, paląc wszystko co spotkała na swojej drodze. Oddział do którego fala doszła w ułamku sekundy, stanął w ogniu, słychać było tylko jęki ludzi, żywcem płonących. Ogień dotarł do drzew i zniknął. Wampir stanął na nogi i spojrzał na wciąż palące się ciała.
- Nie mogłeś tego zrobić wcześniej? – Zapytał ze szczerym zdziwieniem.
- Magia to nie zabawka, niebezpieczne jest z niej korzystać w pośpiechu, teraz mieliśmy dużo szczęścia, ogień mógł się rozprzestrzenić na las, nawet powinien, ale … - Zaciął się mag. Z niewyraźnym wyrazem twarzy skinął na wampira. – Idziemy stąd, ogień było pewnie widać, w całym lesie, za chwilę przybędzie tu cały zbrojny oddział bo nie wyobrażam sobie aby tylko tyle armii zostało po nas wysłanej.
- Co ty jesteś taki tajemniczy? Kto wysłał po nas tą armię? Dlaczego po nas? Kim oni byli? Dlaczego po nas? Gdzie idziemy? Co to ma wspólnego ze mną? Dlaczego po nas? – Bombardował pytaniami wampir. – Gadaj i to już!
Mag zatrzymał się pomiędzy drzewami, spojrzał w górę na niebo, księżyca nie było widać, ale chmury które go zasłaniały miały wyraźną czerwonawą barwę. Znowu zaczęła napierać na wędrowców mgła, odepchnięta zaklęciem z polany, wracała teraz na swoje miejsce. Mag przysiadł na wystającym korzeniu, kiwnięciem głowy polecił to samo wampirowi. Rozejrzał się czujnie po lesie. Wziął głęboki oddech i przemówił.
- To zaczęło się dawno, jeszcze za czasów tego terroru o którym wspomniałeś. Wampiry atakowały każde miasto, mniejsze lub większe, niektóre stawiały im opór, lecz nie mieli pojęcia czym na nich działać, mało kto władał bronią, rycerze ginęli także jeden po drugim, przypadało na każdego po kilka wampirów, nikt nie miał szans w pojedynkę. Na ulicach leżały ciała, panowały przeróżne choroby, naród został zdziesiątkowany, a krwiopijce, wydawało by się, rosły w siłę. Słyszałeś o mieście położonym głęboko w górach? Nie posiadało ono nazwy, każdy nazywał je inaczej, według własnego upodobania, wśród magów nazywane było Śnieżnym Dworem. No i co robisz taką minę? Na jego zboczach wiecznie leżał śnieg, było wręcz niedostępne, lecz kupcy nie przejmowali się tym i jakoś udawało im się tam dostać. Wampiry znane były ze swojej pazerności, a Śnieżny Dwór od dawien dawna wychwalany był ze swoich bogactw gromadzonych od dawien dawna. Wszystkie oddziały krwiopijców zmierzały w kierunku tego miasta. W Dworze również nie siedzieli próżno, każdy jak mógł przygotowywał się do wojny, z dalekich stron przybywali łowcy, magowie, wojownicy, zdarzali się także brutalni barbarzyńcy, lub dzielne dziewki, po mistrzowsku władające łukiem. Z dalekich lasów północy przybył pokażmy oddział pod dowództwem Yennefer, była ona śliczną dziewczyną, a każda z jej łuczniczek władała łukiem jak mistrzyni. Mój klasztor również wspierał ludzi. Był to środek zimy, gdy ziąb największy, a walczyć trzeba, trzeciego dnia od przegrupowania oddziałów wampirów rozpoczął się atak. Tysiące krwiopijców napierało na mury miasta, bezskutecznie, nikt jednak nie wiedział że to tylko przykrywka, prawdziwa armia natarła na nas od strony góry, walka toczyła się na dwa fronty, pod murem i w centrum miasta, książę, który panował nad miastem wydawał rozkazy obu armiom, wychodziło mu to całkiem nieźle, dopóki oddział Yennefer nie został rozbity co do jednej dziewki. Wampiry, jeden po drugim przedostawały się przez mur. My magowi broniliśmy Alvertha. Tak się nazywał książę. Nasza magia, wtedy jeszcze nie tak potężna jak teraz pozwalała zatrzymać większość niegodziwych zaklęć, a także oręża, powoli robiło się to żenujące, więc zaczęliśmy atakować najeźdźców, przez co nasz obrona zmalała, przez co wampirom udało się dopaść Alvertha. Odział atakujący od góry prowadzony był przez Variusa… Tak. Tego wielkiego przywódcę, we własnej osobie. To on wbił swoje ostrze prosto w serce księcia. Nikt nie wiedział co się dzieje, przestały płynąć rozkazy, nasz wielki Arcymag, Necros, popadł w obłęd, był już sędziwego wieku, ale serce miał miękkie, nie mógł znieść śmierci Alvertha. Użył tego samego zaklęcia co ja wcześniej. Nie darmo został wybrany na mentora naszego klasztoru. Posiadał tyle siły duchowej, że jego fala ognia rozniosła w pył całe miasto, a także wszystkich ów obecnych. Nam magom udało się z tam tond uciec, ale Necros, którego wiek nie pozwalał na takie czary, zginął wraz ze swoją magią. No, więc chyba wiesz już dlaczego jesteśmy ścigani? Ty jako wampir, ten który jest numerem jeden na czarnej liście ludzi, a ja jako mag, uczeń Necrosa, który zniszczył najpotężniejsze miasto ludzi. – Tymi słowami mag zakończył swoją opowieść, wyciągną z kieszeni fajkę, nabił ją obficie tytoniem i zaczął palić.
- Więc o to tutaj chodzi, wiedziałem że Varius został zabity przez maga ale nie miałem pojęcia w jaki sposób. – Wampir zasępił się, przez dłuższy czas patrzył się w swoje kolana, po chwili zapytał. – Kto nas goni?
- To byli ludzie któregoś z łowcy nagród, podobno na tych terenach panuje Xingu, ale nie mam pewności. – Powiedział mag, nie zwracając uwagi na twarz Variusa.
Dwaj mężczyźni siedzieli tak dłuższy czas, nie zwracając uwagi jeden na drugiego, nic nie niepokoiło ich co im bardzo odpowiadało. Mag zdrzemną się pod drzewem, gdy otworzył oczy, wampir wciąż siedział w tej samej pozycji co wcześniej. Mężczyzna podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
- Wstawaj, musimy odnaleźć rzekę, idąc wzdłuż niej wyjdziemy z lasu. – Zagadną mag.
 

Biafra

Balotelli
Weteran
Redakcja
Dołączył
8.10.2010
Posty
2677
Opowiadanie pod względem treści, sprawia wrażenie jakby było wycięte ze środka większej całości... Bez początku i bez końca... Ot, fragment wyjęty z szerszego kontekstu, przez co, czytelnik ma poczucie pozbawienia go ważnych informacji o świecie, w którym toczy się akcja, jak również bohaterach w nim przedstawionych.

Pod względem stylistycznym jest sporo niedociągnięć, wyraźnie rzucających się w oczy. W sumie jest tu jakiś potencjał, jednak pozostaje on niewykorzystany.

Piszesz, że opek ma 2 lata. Miałeś czas, aby spojrzeć nań świeżym okiem, z pewnego dystansu, co niezmiernie pomaga autorowi na obiektywną ocenę dzieła. Mogłeś poprawić to i owo, dokonać niezbędnej korekty. Nie zrobiłeś tego (jak sądzę) i za to minus.
 

Havajan

Ojciec Chrzestny
Dołączył
10.1.2011
Posty
78
Ano bo opowiadanie nie jest skończone. ;) Dla tego zawiera mało konkretnych informacji o świecie.
Mógł bym poprawić, ale po napisaniu nie interesowałem się nim. :( Może jak najdzie mnie wena, to napiszę ciąg dalszy i w międzyczasie poprawię część wcześniejszą.
 
Do góry Bottom