Ulubiona 'postać' Historyczna

ozi

Athlete
Weteran
Dołączył
29.8.2004
Posty
1047
Chciałbym abyście pochwalili się kogo/jaką postać historyczną najbardziej lubicie, i za co? Nie koniecznie musi to być jakiś król, czy książe, który stworzył kozackie imprerium itp. Chodzi mi głównie o ludzi, którzy tworzyli historię. O ludzi, o których nie zawsze uczymy się w szkole. O ich "wyczynach", jacy byli, itp.

Ja osobiście jestem zafascynowany (w pewnym, mniejszym stopniu :p) życiorysem Ala Capone (Alphonso Caponi - jego prawdziwe nazwisko, chyba tak się pisze). Przeczytałem o nim jedną książkę i kilka artykułów w internecie. Wszyscy uważali go za faceta bez serca, okrutnego mordercę i świra, który zrobi wszystko, żeby sprzedać ostatnią butelkę whiskey. I mieli rację! Ale nie do końca... Bo ten człowiek mógł też być w pewnym sensie dla nas wzorem. Popatrzcie sami: Od zawsze mieszkał z mamusią ;P Opiekował się rodziną i robił wszystko, żeby im się nic nie stało, pochodził z biednej, neapolitańskiej, rodzinki emigrantów, a jednak wyszedł na "prostą"! Oczywiście nie raz zabił, oszukał, przekupił, ale jakoś trzeba było żyć - ciężkie czasy były :p Bardzo przypasiła mi historia Ala, dzieciak z wiarą ;P Na jego przykładzie możemy się wiele dowiedzieć, że życie gangstera z jednej strony popłaca, ale najczęściej kończy się marnie, tak jak np. Boss Al. Koleś ześwirował w Alcatraz i zmarł :/ Kiepski koniec jak na taką Grubą Rybe, trza przynać. A do pierdla wsadzili go nie za morderstwo, a za niepłacenie podatków! Heh -.-' Ogólnie postawa tego człowieka, poświęcenie, szacuneczek ;]
Podsumowując, postać Ala jako postać historyczna według mnie jest bardzo interesująca i zdecydowanie jest on moją ulubioną postacią historyczną ;P

Love & Peace.
 

Robhar II

Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
182
Moja ulubiona postac to Leonidas (wogóle lubie starożytną grecje) bowiem posiadał wielką odwagę i umiejętności dowódcze co pokazał w bitwie pod (chyba
tongue.gif
) Termopilami i gdyby nie zdrajca w greckich szeregach Persowie nie zdobyliby tego przejścia bronionego przez Leonidasa i wojsko
 

chery

Member
Dołączył
17.6.2005
Posty
693
Oj bardzo dużo tego jest
biggrin.gif
Ale skoro muszę wybrać jednato niech będzie.... Winston Churchil. Był on człowiekiem wielkim. Wygrał wojnę, doskonale prowadził politykę zagraniczną Wlk. Bryt., był wykształcony i światły w wielu dziedzinach. Po prostu wzór idealnego polityka. Mam na myśłi jeszcze parę postaci ale Winnston najbardziej pasuje
biggrin.gif
 

Gelo

Member
Dołączył
22.12.2005
Posty
99
moją ulubioną postacią historyczną jest Leonardo da Vinci. Niestety rzec można urodził się za wcześnie i jego wynalazki nie zostały wykorzystane.
A przecież było wiele prób, w których jego wynalazki były budowane i prawie wszystkie działały! jak nikt w tamtych czasach znał ludzką anatomię, jednak jego cały naukowy dorobek został doceniony dopiero kilkaset lat później, gdyż w swoich czasach uważany był nekromantę i wariata.
 

saviol

Member
Dołączył
21.1.2006
Posty
78
Moją ulubioną postacią jest Zawisza Czarny ponieważ był chyba najlepszym rycerzem jakiego posiadała Polska armia. Potrafił doskonale władać bronią dwuręczna w pełnym uzbrojeniu musiał być nieźle przy kokszony żeby jeszcze się sprawnie poruszać.
 

Jedi

Caporegime
VIP
Dołączył
21.7.2005
Posty
1605
Moją ulubioną postacią historyczną była Joanna D'Arc, nie dlatego że to była super wojowniczka bo potrafiła szlachtować angoli w pełnej zbroi płytowej.
Uważam ją za wzrór poniewarz była pierwszą w histroii kobietą prowadzącą wojsko, owszem zdarzały się wcześniej kobiety prowadzące męszczyzn do boju, ale ci męszczyżni nie stanowili wojska a raczej zgraję pędzących i krzyczących facetów z mieczami... bo jak można inaczej nazwać barbażyńców i innych zacofańców walczących z imperium Rzymskim. Udało się jej zdobyć władzę i pokonać anglików, szkoda że tak marnie skończyła... na stosie.


"Czyńmy dobro"

Pozdro
 

Celder_Nekromanta

New Member
Dołączył
9.2.2006
Posty
14
Moją ulubioną postacią jest Generał Lee. Myślicie sobie że wziąłem to z gry. Ale nie! Taki generał naprawde istniał. To angielski generał.

A teraz pewien tekst

Mało znane w Polsce działania lądowe wojny secesyjnej obfitują w liczne przykłady znakomitego dowodzenia. Błyskotliwe manewry, szybkie marsze i zacięte bitwy tej wojny można śmiało porównywać ze znacznie szerzej opisywanymi w naszym kraju wojnami napoleońskimi. Jednym z przykładów bitwy, w której o sukcesie zadecydowało lepsze dowodzenie i konsekwencja działania jest bitwa pod Chancellorsville, będąca ostatnim sukcesem południowej Konfederacji na wschodnim teatrze działań wojennych.

Dochodziła 17.30 dnia drugiego maja 1863 roku. Żołnierze XI Korpusu Armii Potomaku, obsadzającego skraj prawego skrzydła na polanie w okolicach Wilderness Church przygotowywali się do posiłku. Poza liniami pikiet i niezbędną obsadą zbudowanych tego dnia fortyfikacji polowych większość z nich rozpalała ogniska, gotowała kawę i wypakowywała przygotowane wcześniej racje żywnościowe. Broń stała w kozłach; pomiędzy grupkami żołnierzy krążyły wozy taborowe, z których wydawano racje. W pobliżu kuchni polowych przygotowywano się do uboju przewidzianej na ten dzień części stada bydła, towarzyszącego Korpusowi jako zapas żywności. Jako że XI Korpus składał się w większości z emigrantów niemieckich, ten właśnie język rozbrzmiewał najczęściej w obozie. Polanę otaczała zwarta ściana Wilderness – gęstwiny niskich drzewek i krzewów pozostałej po wycięciu niegdyś rosnącego tu lasu na potrzeby działających w okolicy przed wojną zakładów wytopu metali. Panowała cisza, tylko z oddali dochodziły odgłosy walki, toczonej według zapewnień dowództwa, z ariergardą uchodzącej armii generała Lee. Znakomity manewr, jakiego dokonała armia Potomaku gen. Hookera, umieścił jej główne siły na flance Konfederatów. I, wedle wszelkich dostępnych informacji, Południowcy uchodzili. Jedna z brygad XI Korpusu odeszła nawet celem wspomożenia pościgu. Pozostali żołnierze spokojnie zajęli się przygotowywaniem posiłku i biwaku.

Idylle majowego popołudnia przerwał dochodzący z prawej flanki XI Korpusu odgłos trąbek, po którym z gąszczu zaczął dobiegać trzask łamanych gałęzi. Ściana Wilderness zaroiła się uciekającą w przerażeniu zwierzyną leśną; żołnierze federalni z niedowierzaniem patrzyli, jak z lasu wyłaniają się, jeden za drugim, równe szeregi różnorako ubranych, w znacznej części obdartych i bosych żołnierzy. Powietrzem wstrząsneła salwa karbinowa i mrożące krew w żyłach rebel yell - “wycie rebeliantów”, bojowy okrzyk armii Południa, który tyle już razy zwiastował federalnym nadchodzącą porażkę...



Aby dowiedzieć się jak doszło do opisanych wyżej wydarzeń, należy cofnąć się do zimy 1862/1863 roku. Konfederacka Armia Północnej Wirginii, dowodzona przez generała Roberta Lee, i Federalna Armia Potomaku, po krwawej klęsce federalnej pod Fredericksburgiem, zaległy na leżach zimowych na przeciwległych brzegach rzeki Rappahannock. Armia Potomaku, przeżywająca okres załamania morale po klęskach roku poprzedniego, otrzymała nowego dowódcę – generała Josepha Hookera; oficer ten znany był z zajadłej krytyki poprzednich dowódców, ze swojej niechęci do czołowych ataków na pozycje przeciwnika; ciągnęła się także za nim uzyskana w latach młodości opinia alkoholika i bywalca domów publicznych. Niemniej jednak okazywał on ogromną pewność siebie, cechę niezwykle potrzebną armii i administracji prezydenta Abrahama Lincolna po paśmie niepowodzeń największej i najważniejszej armii Północy. Pierwsze miesiące dowodzenia Hookera potwierdziły pokładane w nim nadzieje – umiejętne manipulowanie systemem nagród i urlopów, poprawa zaopatrzenia wraz z polepszeniem pracy żandarmerii radykalnie ograniczyło liczbę dezercji. Efektowne przeglądy całych korpusów, przemowy i wspaniały wygląd galopującego na białym koniu głównodowodzącego nastrajały optymistycznie żołnierzy i wizytujących armię oficjeli z Waszyngtonu.

Pewność siebie Hookera jeszcze wzrastała w trakcie lektury raportów zreformowanej przez niego służby wywiadowczej. Wynikało z nich, że jego przeciwnik, owiany sławą wielokrotnego zwycięzcy gen. Lee, mocuje się z poważnymi brakami osobowymi i, co ważniejsze, zaopatrzeniowymi. Fatalny stan linii kolejowych Południa nie pozwalał nawet na utrzymanie pełnych racji żywności i furażu, nie mówiąc o zgromadzeniu rezerw potrzebnych dla podjęcia działań zaczepnych. Co więcej, Lee został zmuszony sytuacją do rozproszenia swej armii na dość dużym obszarze. Dawało to Hookerowi inicjatywę; zamierzał on wspomóc posiadane atuty rajdem swej kawalerii na linie zaopatrzeniowe przeciwnika. Ich przecięcie pozostawiałoby Konfederatom wybór pomiędzy ucieczką a walką w krańcowo niesprzyjających warunkach. Inicjatywa pozwoliła też federalnym na dokonanie większością sił piechoty manewru na skrzydło Lee, który to manwewr nie mógł być obserwowany przez Konfederatów poza linią rzeki Rappahannock i wpadającej do niej kilka mil powyżej obozów pod Fredericksburgiem rzeki Rapidan, dzielących wrogie armie.

Wykonywanie planu rozpoczęto 27 kwietnia 1863 roku. Jak zaplanowano, kawaleria przekroczyła rzekę i znikła na tyłach przeciwnika. Podążające za nią II, III, V, XI i XII korpusy federalne (około 73 000 żołnierzy) z łatwością zmusiły do odwrotu słabą konfederacką osłonę brodów na rzece i przeprawiły się przez nią. W tym czasie pozostała część sił federalnych (I i VI Korpusy, ok. 40,000 ludzi pod dowództwem gen. Sedgewicka) dokonywała demonstracyjnej przeprawy przez Rappahannock na wysokości leż zimowych obydwu armii pod Fredericksburgiem. W efekcie Hooker znalazł się 30 kwietnia w posiadaniu ważnego skrzyżowania dróg pod miejscem zwanym Chancellorsville – jednej z polan w opisywanej na początku artykułu gęstwiny Wilderness. Z tej pozycji panował nad nad drogami odwrotu Konfederatów, znajdował się dokładnie na ich lewej flance, słowem, dokonał manewru, jaki się jeszcze w tej wojnie nie powiódł żadnemu z jego poprzedników.

Generał Lee był zbyt doświadczonym dowódcą, by dać się zwieść pozorowanym manewrom Sedgewicka pod Fredericksburgiem. Napływające do niego z posterunków na skrajnym lewym skrzydle alarmujące raporty odpartych od brodów pułków skierowały jego uwagę w tym właśnie kierunku. Mimo poprawnego rozpoznania zamiarów poszczególnych ugrupowań federalnych jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Cała Armia Północnej Wirginii po dokonanym rozśrodkowaniu mogła wyprowadzić w pole w dniu 30 kwietnia zaledwie nieco ponad 60,000 żołnierzy. Dobre planowanie i zachowanie tajemnicy dały grupie Hookera kilka dni marszu przewagi. Wydawało się pewne, że następnego dnia po prostu wyjdzie ona z Wilderness i zmiażdży armię generała Lee. Aż do tego dnia działania federalne były wręcz genialnie zaplanowane i przeprowadzone. Jak to ujął konfederacki gen. Alexander, był to najlepszy plan, jaki kiedykolwiek wprowadzono w życie przeciwko gen. Lee.

Armia konfederacka była dwukrotnie słabsza liczebnie, nie posiadała żadnych zapasów zaopatrzenia, żołnierze byli gorzej wyposażeni, gorzej uzbrojeni, amunicja była gorszej jakości. Gen. Lee posiadał tylko jeden atut: jego podwładni byli dużo lepszymi generałami od podwładnych gen. Hookera. Dowódca II Korpusu Armii Północnej Wirginii, gen. Thomas Jackson, bardziej znany jako Stonewall Jackson, był, podobnie jak Lee, żywą legendą na Południu. Jego purytańska moralność, drakońska dyscyplina, żywy talent wojskowy i umiejętność wzmagania morale żołnierzy sprawiły, że cały jego korpus darzył go uwielbieniem. Zmuszał on swych żołnierzy do marszów w takim tempie, że cały jego korpus nazywano “pieszą kawalerią”. Jednak dzięki temu Armia Północnej Wirginii potrafiła zaskakiwać przeciwnika, mamić go co do swej rzeczywistej liczebności, i wygrywać bitwy i kampanie, mimo wzrastającej przewagi liczebnej i materiałowej Północy. Słabe punkty armii federalnych odkrywała dla generała Lee jego świetna kawaleria, dowodzona przez gen. Jeba Stuarta, urodzonego kawalerzystę, świetnego zagończyka, który na czele swych pułków dokonywał rajdów wokół armii federalnej, niszczył linie zaopatrzenia i łączności, brał jeńców, przejmował rozkazy i wracał w tryumfie do obozów konfederackich. Posiadał coś, co w Polsce nazywane jest “ułańską fantazją”, przejawiającą się zarówno w osobistym prowadzeniu szarż w najgęstsztym ogniu przeciwnika, jak i w złośliwych żartach w stylu wysyłania do Waszyngtonu z przejętych w czasie rajdów stacji telegraficznych listów z zażaleniami na złą jakość koni, jakie zdobywa podczas swych wypraw. Dowódcy dywizji i brygad reprezentowali także bardzo wysoki poziom, na co znaczny wpływ miało pasmo wcześniejszych zwycięstw, dające pewność siebie dowódcom i wzmacniające morale szeregowców.

Lee zareagował szybko. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja wydano rozkazy. Na przeciwko grupy federalnej Sedgewicka pozostawił wzmocnioną dywizję gen. Early'ego (niecałe 10,000 ludzi), z resztą sił zaś ruszył przeciwko Hookerowi. Jednocześnie do Richmond posłano alarmujące telegramy, wzywające pozostawione tam ze względu na wspomniane wyżej kłopoty zaopatrzeniowe dwie dywizje I Korpusu pod dowództwem gen. Jamesa Longstreeta. Jednak ich przemarsz do miejsc załadowania, samo załadowanie, przewiezienie nad Rappahannock i wyładowanie musiało zająć prawie tydzień. W tym czasie musiało dojść do rozstrzygającego starcia.

Maszerujące naprzeciw siebie kolumny spotkały się na skraju Wilderness, gdzie doszło do zaciętej walki, w trakcie której dowódcy federalni otrzymali z kwatery głównej zaskakujący rozkaz: mieli oto przerwać walkę i wycofać się na pozycje wokół skrzyżowania Chancellorsville, gdzie cała grupa Hookera miała umocnić swe pozycje. U podstaw tej niezrozumiałej decyzji leżały doświadczenia głównodowodzącego Armii Potomaku; uważał on, poniekąd słusznie, że obrońca ma przewagę ogniową nad atakującym, skoro więc generał Lee chce atakować, należy mu na to pozwolić, i uderzyć dopiero na wykrwawionego przeciwnika. Działając w ten sposób Hooker ograniczył w swoim mniemaniu do minimum ewentualne ryzyko; i jemu udzieliła się obawa przed zdolnościami taktycznymi gen. Lee. Liczył, że federalna kawaleria już zbliża się do konfederackich linii kolejowych, a nacisk Sedgewicka zmusi konfederatów do odstąpienia po pierwszych atakach i umożliwi mu pościg, co wobec lepszego położenia jego grupy umożliwi mu zagarnięcie maruderów, artylerii i taborów Armii Północnej Wirginii.

Dla generała Lee cichnące odgłosy karabinowej palby, zastąpione przez stuk siekier, świst pił i trzaski padających drzew Wilderness były wspaniałą wiadomością: oto przeciwnik oddaje mu z takim wysiłkiem uzyskaną inicjatywę. Lee nie zamierzał rozczarować Hookera. Armia Północnej Wirginii miała zaatakować federalnych. Jednak szczegóły tego, co miało nastąpić, nie w pełni miały odpowiadać przewidywaniom Hookera. Lee, dzięki raportom znakomicie działającej kawalerii Stuarta, wiedział że prawe skrzydło federalne “wisi w powietrzu”. Skrajny XI Korpus co prawda ufortyfikował swój front, jednak jego flanka, będąca jednocześnie flanką całej armii federalnej, była otwarta i wręcz zapraszała do ataku. Tak dokładne raporty Stuarta były możliwe dzięki temu, że niemal cała federalna kawaleria uczestniczyła w rajdzie na linie zaopatrzeniowe konfederatów. Dowódca konnicy federalnej gen. Stoneman, nie dorastał do swego stanowiska, prowadził działania nieśmiało i powoli, dzięki czemu Lee cały czas pozostawał w łączności ze swym zapleczem. Dysponując przewagą w zdobywaniu informacji o przeciwniku, Lee zdecydował się na manewr, który jest uważany za najbardziej śmiałe z jego posunięć w ciągu całej wojny.

Aby uświadomić sobie ryzyko łączące się z decyzją podjętą przez gen. Lee wieczorem i w nocy z 1 na 2 maja 1863 roku, należy pokrótce opisać sytuację. Część armii dowodzonej przez gen Lee, licząca niecałe 53,000 żołnierzy, stała naprzeciwko grupy Hookera, liczącej, jak wspomniano, 73,000 ludzi. 10,000 żołnierzy gen. Early'ego powstrzymywało niemrawo działającą grupę Sedgewicka, która tymczasem zmniejszyła swą liczebność do 26,000 ludzi VI Korpusu; reszta, czyli I Korpus, została wezwana przez Hookera pod Chancellorsville, i znajdowała się w marszu. Lee zdecydował się na ponowny podział swoich szczupłych sił, posunięcie całkowicie przeciwne zaleceniom napoleońskiej sztuki wojennej, mówiącym o maksymalnej koncentracji sił w obliczu przeciwnika. Wychowani na tych zasadach generałowie federalni byli raz po raz zaskakiwani przez działającego niekonwencjonalnie Roberta Lee. Podobnie miało być i tym razem. Dowódca konfederacki zlecił Jacksonowi z trzema dywizjami jego korpusu (prawie 30,000 ludzi) dokonanie szerokiego obejścia pozycji federalnych i zaatakowanie z flanki pozycji zajmowanych przez XI Korpus federalny (około 10,000 żołnierzy). Pozostawiało to Lee zaledwie niecałe 14,000 żołnierzy, by powstrzymywać masę całej grupy Hookera w trakcie marszu grupy Jacksona. Gdyby Hooker zorientował się w sytuacji, atak jego sił z pewnością doprowadziłby do zniszczenia sił dowodzonych przez Lee i nie pozostawiłby szans na skuteczną walkę rozproszonym resztkom Armii Północnej Wirginii. Jak widać, ryzyko było ogromne, śmiałość posunięcia przekraczała wszystko, co dotychczas zdarzyło się czynić Robertowi Lee na polach bitew.

Marsz Jacksona nie mógł odbywać się w zwykłym tempie z powodu fatalnego stanu dróg i otaczającej ich gęstwiny Wilderness uniemożliwiającej dokonywanie skrótów. Co gorsza, część kolumny Jacksona została dostrzeżona poprzez prześwity w roślinności; raport o tym dotarł do Hookera. Ten jednak, jako że meldowano o obecności w kolumnie wozów taborowych, uznał że jego przewidywania się sprawdziły, że kawaleria Stonemana najwyraźniej przecięła Lee najkrótszą drogę odwrotu, i został on zmuszony do wycofywania się wzdłuż linii frontu Hookera. Ostrożność, jaka cechowała generałów federalnych wobec gen. Lee jeszcze raz dała o sobie znać. Nakazał on tylko części sił III Korpusu, wzmocnionej jedną brygadą z XI Korpusu, na rozpoznanie zamiarów konfederackich. Doszło do zaciętych walk z osłaniającą tyły kolumny Jacksona brygadą, która ze stratami powstrzymywała przeciwnika. Tymczasem Korpus Jacksona dotarł około godziny 15 na pozycje, i rozpoczął formowanie szyku bojowego po obydwu stronach prowadzącej prosto na flankę federalnych drodze. Dwie dywizje uformowano w linie bojowe w odległości 400 kroków, trzecią pozostawiono w kolumnach na wspomnianej drodze, wzdłuż której miała działać bezużyteczna w otaczającej gęstwinie artyleria. Właśnie ze względu na trudności terenowe formowanie szyku trwało poand dwie godziny; o 17.30 Stonewall Jackson wydał dowódcy prowadzącej dywizji, generałowi Robertowi Rodesowi, rozkaz rozpoczęcia ataku.

Konfederaci nadchodzili dokładnie z prawej flanki, nie dając szans na stawianie dłuższego oporu. Mimo to żołnierze XI Korpusu porzucili przygotowywany posiłek i porwali za broń, usiłując naprędce sformować linię obrony; na próżno. Prawe skrzydło pękło w panice. Pozostałe oddziały zdołały zmienić front, lecz przeskrzydlane przez znacznie dłuższą linię konfederacką musiały opuszczać zajmowane pozycje jedna po drugiej. Obronę utrudniały także wozy spanikowanych służb zaopatrzeniowych, a także oszalałe ze strachu zwierzęta ze stad towarzyszących korpusowi. Wkrótce XI Korpus niemal w całości uciekał w kierunku brodów na rzece Rappahannock. Dało to powód do oskarżania emigrantów o tchórzostwo na polu walki. Tymczasem znaczna liczba strat krwawych i raporty Konfederatów potwierdzają upartą, choć beznadziejną walkę wielu pułków. Po około dwóch godzinach udało się Południowcom rozbić całkowicie XI Korpus, jednak kosztem znacznej dezorganizacji atakującej formacji. Tymczasem Hooker, zaalarmowany widokiem uciekających rozbitków XI Korpusu wysłał na zagrożony odcinek nieliczne oddziały III Korpusu i sporo dział. Niepewnym było jednak, czy formacje te były w stanie powstrzymać Jacksona; tym, co chwilowo zahamowało uderzenie Konfederatów, były zapadające ciemności.

Kontynuowanie natarcia bez chwili odpoczynku i reorganizacji było niemożliwe. Jackson z żalem nakazał swym dowódcom zatrzymanie. Chciał natychmiast, gdy to będzie ponownie możliwe, kontynuować natarcie. Miał rację; w tym czasie droga do przepraw przez Rapidan i Rappahannock stała przed nim otworem. Zajęcie tyłów Armii Potomaku dawało znaczne szanse na wywołanie w jej szeregach niepowstrzymanej paniki i w efekcie całkowitego jej rozpadu. W czasie gdy dowódcy pospiesznie poprawiali rozmieszczenie swych brygad i pułków, Jackson wraz ze sztabem udał się, jak to miał w zwyczaju - osobiście, na rekonesans.

W centrum szyku konfederatów, po obydwu stronach drogi wiodącej do Chancellorsville, stały 18 i 37 Pułki z Karoliny Północnej. Było około 19.30. Pułki te zluzowały wcześniej oddziały czołowej dywizji gen. Rodesa. Oczekiwano rozkazów ataku, nadszedł też raport o możliwości napotkania federalnej kawalerii; istotnie – z mroku dał się słyszeć tupot galopujących koni. Żołnierze, zgodnie z zaleceniami taktyki, odczekali aż nadjeżdżający zbliżą się odpowiednio, po czym otwarli ogień. Nadjeżdżający konni rozpierzchli się. Konfederaci oddali kilka salw, jednak wkrótce zaprzestali ognia, gdyż pośród krzyków rannych ludzi i koni dał się słyszeć głos wołający: “strzelacie do własnych żołnierzy!”. Był to powracający sztab Stonewalla Jacksona; dowódca konfederacki został trzykrotnie raniony i wyłączony z akcji. Rany wymagały amputacji lewej ręki, jednak same w sobie nie były śmiertelne. Niestety wdało się zapalenie płuc; Stonewall zmarł 10 maja, w ostatnich słowach majacząc o odpoczynku, czekającym na drugim brzegu rzeki. Kule własnych żołnierzy pozbawiły Konfederację talentów jednego z najlepszych dowódców, jakich miała. Wkrótce po Stonewallu ranny odłamkiem federalnego pocisku został jego następca, gen. A. P. Hill. Najstarszym stopniem w tym sektorze był Jeb Stuart, który jednak potrzebował kilku godzin by przybyć na pole walki i zorientować się w sytuacji. Korpus na tych kilka krytycznych godzin, kiedy to każda minuta była, jak to ujął konfederacki generał Alexander, “warta dla Konfederacji milion dolarów”, został pozbawiony dowództwa, co ostatecznie wstrzymało dalsze działania tego dnia.

Następniego dnia Armia Północnej Wirginii stała naprzeciw ufortyfikowanych pozycji federalnych. Szanse sukcesu z poprzedniego dnia przeminęły. Co prawda uderzenie Korpusu dowodzonego teraz przez Stuarta, połączone z presją sił dowodzonych przez gen. Lee doprowadziło do zajęcia polany Chancellorsville i połączenia obydwu części armii konfederackiej, jednak wówczas było już za późno; federalni wycofali się, lecz na kolejne, jeszcze lepiej umocnione i znacznie krótsze pozycje, ze skrzydłami bezpiecznie opartymi na rzece Rapidan. Chwila przeminęła; gen. Lee chciał co prawda atakować, ale jak można przewidywać, ufortyfikowana piechota federalna wsparta potężną artylerią dokonałaby nie mniejszej hekatomby w szeregach Konfederatów, niż miała dokonać dwa miesiące później pod Gettysburgiem. Lee musiał przegrupować znaczną część sił celem wyparcia za Rappahannock grupy Sedgewicka, która tymczasem sforsowała linie gen. Early'ego. Po wycofaniu się Sedgewicka Lee powrócił pod Chancellorsville, by stwierdzić, że Hooker wycofał się za rzekę. Dzięki temu Konfederacja mogła się cieszyć kolejnym zwycięstwem, zwycięstwem wspaniałym – oto dwukrotnie słabsza liczebnie, borykająca się z ogromnymi problemami zaopatrzeniowymi armia zmusza do odwrotu masy federalne. Lee zdołał zapewnić sobie w miejscu decydującego ataku Jacksona prawie trzykrotną przewagę liczebną. Jak widać, lepsze dowodzenie umożliwiło zniwelowanie wielkiej przewagi przeciwnika. Pomimo świetnego sukcesu nie była to decydująca bitwa, do której od początku sprawowania dowództwa Armii Północnej Wirginii dążył bezskutecznie gen. Lee. Ceną sukcesu była strata prawie 16,000 zabitych i rannych oraz, ponad wszystko, strata Stonewalla Jacksona, najlepszego wykonawcy planów generała Roberta E. Lee.

Autor: Jan Szkudliński
 

Ceasar

Member
Dołączył
17.2.2005
Posty
538
Moją ulubioną postacią historyczną był bez wątpienia Aleksander Macedoński (Wielki). Dla osób, które nie za bardzo znają historię, powiem, iż jest powszechnie uznawany za jednego z największych zdobywców w historii ludzkości i wybitnego stratega oraz króla
cool.gif
.

Pozdrawiam...
 

Morgahard

" I'm what you call a demon..."
Weteran
Dołączył
15.9.2004
Posty
1186
Wilhelm Canaris-Był szefem wywiadu w III Rzeszy od początku uwarzał Hitlera za klęskę Niemiec. Podczas wojny wielokrotnie celowo zniekształcał pozyskane przez wywiad informacje tak aby skierować przewagę na korzyść aliantów. Miał wielu wrogów na wysokich stanowiskach - zagorzałych zwolennikach Hitlera. Był zamieszany w spisek na Hitlera i kiedy jeden z jego współpracowników wpadł wydał się jego wkład w spisek. Został zabity 1944 roku podobnie jak wielu szanowanych oficerów III Rzeszy jak np. Rommel - którego z kolei zmuszono do honorowego samobójstwa.
 

Blair

Członek #RN
VIP
Dołączył
12.11.2005
Posty
888
Moją ulbioną w pewnym sensie postacią historyczną jest Adolf Hitler . Interesuje się nim nie za czyny jakie on popełnił bo były one haniebne i nieludzkie , zainteresowała mnie jego osobowość . Z wykształcenia był malażem , jego celem życiowym było dostanie się do akademi sztuk pięknych ( niepamiętam gdzie się znajduje ) . Cztery razy próbował się do niej dostać jednak przykażdej próbie jego dzieła były nisko oceniane przez profesorów z akademii . Mówili oni że niema w nich wyrazu artystycznego Adolfa . Zraniony tym Hitler poszedł do wojska , okazało się że ma niespotykanom zdolność dowodzenia i przemawiania do ludzi w taki sposób że większość poszła by za niego w ogień . I tak w postanowił kształcić się o profilu wojskowym . Ostatecznie został generałem i zamieszkał w niemczech.
Jego jedyną kobietą którą tak prawdziwie kochał była jego siostrzenica ( ona też dażyła go takim samym uczuciem ) . Miał wiele kobiet w życiu ale tyko znią chciał być , jednak wiadomo że razem nigdy nie byli ponieważ to byłby związek kazirodczy . Pod koniec swojej absolutnej władzy w Niemczech wpadł w wielki naług , mowa o narkotykach . W swoim prywatnym bunkrze ( mieszkał tam ponieważ ukrywał się przez zamachowcami którzy chcieli go zabić ) miał swojego lekaża co codziennie wstrzykiwał mu roztwór zrobiony z amfetaminy i innego słabszego narkotyku . Do dnia dzisiejszego niewiadomo jak Adolf Hitler zginoł , nigdy nie znaleziono jego ciała . Ja sądze że zmarł z przedawkowania narkotyków jak większość wielkich ludzi na naszym świecie ( przykładowo Bob Marley , Ryszard Skibiński i inne wielkie posatcie ) . Mógłbym się tu więcej rozpisać ale po co . Tyle na ten temat...
 

Avaneger

Member
Dołączył
13.11.2005
Posty
95
Moją ulobioną postacią historyczną jest Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima (ok. 1370-1428), sławny polski rycerz, niepokonany w licznych turniejach, symbol cnót rycerskich. Starosta kruszwicki od roku 1417. Wielokrotnie brał udział w wyprawach przeciwko Turkom, występując wraz ze swym bratem Farurejem w szeregach rycerstwa europejskiego, ściąganego na te wyprawy przez króla Węgier, Zygmunta Luksemburskiego, z którego dworem był przez lata silnie związany.Na wieść o szykującej się ostatecznej rozprawie z Krzyżakami powrócił do kraju. Po bitwie pod Grunwaldem, w której brał czynny udział (niewykluczone, że to właśnie Zawisza w krytycznym momencie bitwy uratował królewski sztandar, choć nie ma na to wyraźnych dowodów) wystąpił Zawisza z propozycją zawarcia pokoju między królem polskim i królem węgierskim Zygmuntem Luksemburskim - (układ w Lubowli w 1411). W 1412 r. uczestniczył wraz z królem Władysławem Jagiełłą w uroczystym zjeździe monarchów w Budzie, występując również jako uczestnik zorganizowanego przy tej okazji wielkiego turnieju rycerskiego.W 1415, towarzysząc Zygmuntowi Luksemburskiemu w podróży do Perpignan w Hiszpanii pokonał w głośnym pojedynku Jana z Aragonii, wysadzając z siodła jednym uderzeniem kopii najprzedniejszego rycerza turniejowego zachodniej Europy.
 

Bor@

Member
Dołączył
19.1.2005
Posty
274
Zdecydowanie Braveheart (Waleczne Serce). To on walczyl o wolnosc szkocji, walczyl z anglikami. pokazal facet ze ma jaja
smile.gif
mimo iz sojusznicy odwrocili sie od niego on nie zrezygnowal. nawet gdy umieral w strasznych meczarniach nie prosil o laske.

jak chcecie wiedziec wiecej to oglądnijcie film "Braveheart", tyle ze jest tam pewna niescislosc historyczna, bo o przymierze prosil francje tak naprawde.
 

Cahir

Member
Dołączył
15.7.2005
Posty
477
Hmm... zauważyłem że wiekszość (chociaż są polakami) swoją ulubioną postać historyczną szukają za granicą
blink.gif
. A my przecież mieliśmy tak ciekawych ludzi w swojej histori, że coś mnie ściska, jak czytam o postaci typu np. General Lee
dry.gif
. Stefan Czarniecki, pogromca Szwedów, Żółkiewski, który chociaż zginął pod Cecorą, w innych bitwach jego imię zostało zapamiętane na zawsze, Jan III Sobieski, wnuk Żółkiewskiego, który zrobil to co zrobil
tongue.gif
(Chyba wszyscy wiedzą co zrobił, a jak nie, to siedzieć cicho i szukać ;P . Mala podpowiedz: Związane z Wiedniem
wink.gif
) . Mógłbym wymienić dużo wiecej postaci, ale to już zostawie dla innych ;P

Pozdro
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Mam dwa typy na ulubioną postać historyczną:

TADEUSZ RÓŻEWICZ - urodził się w w 1921 w Radomsku, studiował historię sztuki na UJ, od końca lat 40. związany ze Śląskiem, od 30 lat mieszka we Wrocławiu. Poeta, dramaturg, prozaik. Najwszechstronniejszy, a być może i najwybitniejszy z żyjących twórców literatury światowej. Najgodniejszy, najbardziej zasłużony kandydat do literackiej nagrody Nobla. Znany w świecie z wielu przekładów na języki obce (m.in. angielski, francuski, niemiecki, serbski, serbsko-chorwacki, szwedzki, duński, fiński), honorowany nagrodami państwowymi i międzynarodowymi. Czczony w wielu krajach, przede wszystkim bałkańskich, jako przykład wspaniałego poety o wysokim autorytecie moralnym.
To poeta, którego poezja w pewien sposób różni się od tej, z którą spotykamy się w szkole/książkach itp. Na pytanie: czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu? dał własną odpowiedź, tworząc nowy typ powściągliwego wiersza, nazwany czwartym systemem wersyfikacyjnym literackiej polszczyzny. Nigdy nie pogodzony z konsekwencjami wojny (m.in. wstrząsający tom wspomnień poświęconych zamordowanemu przez Gestapo bratu, NASZ STARSZY BRAT, 1992, opowiadania pisane od lat 50. i zebrane w różnych wydaniach prozy) tropi współczesne przejawy ludzkiego okrucieństwa. Twórca zaskakującego nurtu w polskiej literaturze, skupionego na egzystencji, którą rozumie jako wysiłek istnienia, zmaganie z nicością. Poszukiwacz nowych form ekspresji poetyckiej odchodzący od awangardy w stronę ascetycznej prostoty, wstrząsającego skrótu, który jest także metaforą życia ludzkiego, zamkniętego aktem narodzin i aktem śmierci. "Tak, to już wszystko" - pointuje w jednym z wierszy kruchość egzystencji.

przykładowe wiersze

WŁADYSŁAW SZPILMAN- ur. 5 grudnia, 1911r. – zm. 6 lipca, 2000r. Polski pianista i kompozytor. Urodził się w Sosnowcu w rodzinie żydowskiej. Zmarł w Warszawie. Władysław Szpilman od 1935 roku pracował w Polskim Radiu. We wrześniu 1939 roku hitlerowska bomba zniszczyła budynek Polskiego Radia, w którym wykonywał recital na żywo. Przez cały okres wojny Szpilman ukrywał się na terenie Warszawy. Po likwidacji warszawskiego getta i upadku powstania warszawskiego pozostał w Warszawie. Jego kryjówkę odnalazł niemiecki oficer Wilm Hosenfeld, jednak nie zdradził jej nikomu. W 1945 roku - krótko po zakończeniu wojny - Szpilman zaczął pisać wspomnienia nt. swojego ocalenia w Warszawie. Opublikował je w formie książki pt. "Śmierć Miasta". Książka z przyczyn politycznych szybko zniknęła z półek.Pamiętnik Szpilmana został ponownie opublikowany dopiero w 1998 roku pod tytułem Pianista. Na jego podstawie w 2002 roku Roman Polański wyreżyserował film pod tym samym tytułem - i chyba każdy go widział.
 

Kushi

Weteran
Weteran
Dołączył
3.9.2004
Posty
1283
Zdecydowanie Hetman Jan Karol Chodkiewicz. Od niedawna bardzo go cenię gdyż z 4000 armią rozgromił pod Kircholmem wojska Karola IX (które liczyły 11 tys. piechoty, 3 tys. jazdy i 11 dział). Był to chyba jeden z pierwszych takich sukcesów Polskiej jazdy (Husarii).


Kirchholm.jpg

Atak polskiej husarii pod Kircholmem - Wojciech Kossak
 

Lord Viqux

Member
Dołączył
29.6.2005
Posty
316
Cahir, mnie to tez zdziwiło... dlaczego wybieracie ludzi za granicą, którzy uczynili znacznie mniej, niż np. Jan III Sobieski, który jest mój ulubiony zresztą
biggrin.gif


Nie będę wymyslał, tylko podam w skrócie dlaczego.

Sobieski wyjakazał się, jako jeden z najlepszych władców Polski - Odsiecz Wiednia, chyba każdy wie [a przynajmniej powinnien wiedzieć] o co sprawa się rozchodzi...

Ruszenie na pomoc europie było aktem heroicznym; nie ulega też wątpliwości, że był on genialnym strategiem. Atak husarii, której dowodził ruchami przeszedł do historii; rozgromienie turków, którzy siłą nawracali na Islam, było rozerwaniem wielkiego łańcucha, zaciśniającego się na wiarze chrześcijańaskiej ówczesnej europy. To on ich wtedy uratował.

Dlatego jest to moja ulubiona postać historyczna; uważam że Polacy moga być dumni, że w kronikach królów występuje imię: Jan III Sobieski.
 

<KRUK>

Member
Dołączył
25.9.2005
Posty
139
Moja ulubioną postacią historyczną jest Tadeusz Kościuszko.

Nie będe sie zabardzo rospisywal.

Tadeusz jest moja ulubiona postacia historyczną ,ponieważ próbował za wszelką cene uratować państwo polskie. Poza tym był swietnym inzynierem: obwarował West Point.

kosci_t.jpg

Kościuszko w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Jednak teraz mam sie uczyc na konkurs wiedzy o Kościuszce.

Pozdro
 

Geezer

Member
Dołączył
9.9.2005
Posty
833
Kiedyś byłem zafascynowany Hunem Attylą, świetnym dowódcą i wojownikiem. Że pogromił Zachodnie Cesarstwo to wogóle wielki wyczyn. Mimo iż był barbażyńcą, prostym człowiekiem, to darzę jego postać wielkim szacunkiem, zważywszy również na to jak szybko i skutecznie pogromił Rzymian. Cóż za ironia jak skończył...

Interesuje mnie również Himler, prawa ręka Hitlera, jego naj-naj-naj lojalniejszy sojusznik. Jego zdrada była... ciekawa
biggrin.gif
Podobają mi się takie postacie, inteligentne, podstępne i po prostu... złe. Do tego dochodzi film Upadek, który wstrząsnął mną do reszty. Mimo iż tam Himlera nie ma za dużo, to jednak tak jak Attylę darzę go szacunkiem.

BTW wiecie, że przemowy Hitlerowi zastępowały seks?
blink.gif
ph34r.gif
laugh.gif
 

RobsonAjax

Member
Dołączył
4.2.2005
Posty
763
Blair napisał:
"Z wykształcenia był malażem , jego celem życiowym było dostanie się do akademi sztuk pięknych ( niepamiętam gdzie się znajduje ) . Cztery razy próbował się do niej dostać jednak przykażdej próbie jego dzieła były nisko oceniane przez profesorów z akademii ."

Podobno byli żydami (profesorowie)... Chyba skrzywili mu nieco psychike i potem chyba wiadomo...

" Do dnia dzisiejszego niewiadomo jak Adolf Hitler zginoł , nigdy nie znaleziono jego ciała . "

A mi się wydaje że w ogrodach za jego bunkrem znaleźli jego spalone ciało. wcześniej połkną ampułkę z cyjankiem i strzelił sobie do buzi.

"Zraniony tym Hitler poszedł do wojska , okazało się że ma niespotykanom zdolność dowodzenia i przemawiania do ludzi w taki sposób że większość poszła by za niego w ogień . I tak w postanowił kształcić się o profilu wojskowym ."

Zacytuje tu fragmenty książki Davida Lewisa pt. Człowiek, który stworzył Hitlera:

Kempner: Czy może pan wyjaśnić, dlaczego wykluczył możliwość dalszej kariery wojskowej Hitlera.
Wiedemann: Hitler był wyśmienitym żołnierzem. Odważny, spolegliwy, cichy i skromny. Nie widziałem jednak żadnego powodu, żeby go awansować- nie miał zadatków na przywódcę.
Kempner: Słowem, Hitler nie przejawiał skłonności przywódczych?
Wiedemann: Wnajmniejszym stopniu!
Wiedemann był dowódcą Hitlera podczas I W.ś. Jak wiadomo Hitler podczas kapitulacji niemiec przebywał w szpitalu oślepiony gazem bojowym. Potem zają się nim dr. E. Forster. Po miesięcu w szpitalu Hitlewr wyszedł jako zupełnie inny człowiek...

A co do tematu. Nie mam jakiś ulubionych postaci historycznych interesuje się II Wojną światową i postaci z tamtrego okresu są moje "ulubione".
Równierz moimi ulubionymi postaciami historycznymi są ludzi którzy walczyli o dobro naszej Ojczyzny.

Pozdrawiam.

Nie dałem cytatów bo coś mi się z netem ostatnio zryło...
 

Sługa Kruka

Member
Dołączył
12.12.2005
Posty
261
Moją ulubioną postacią jest...również Adolf Hitler. Fakt, był złym człowiekiem, ale podziwiam go za jego umiejętności. Zadziwia mnie w jaki sposób trafiał do tak wielkiej masy ludzi, jak "hipnotyzował" ich swoimi słowami i powodował, że szli dla niego w ogień. Jestem też pod wrażeniem tego, że lekką ręką potrafił pozbyć się wyrzutów sumienia. Z resztą krąży do dziś wiele plotek o jego śmierci, a ja lubię tajemnice.
 
Do góry Bottom