Za zgodą "Ja" umieszczam tu kontynuację "Tajemniczego świata" niech wam się miło czyta
Rozdział V: Początek drogi
W drodze do gospody „Pod garbatym orkiem” spotkałem Malosa. Z wyrazu twarzy poznałem, że nęka go wciąż ten sam problem, który zaczął nękać także mnie. Podszedłem do niego by zagadać, lecz ten uniósł rękę, gdy chciałem przemówić.
-Wątpiębyś na razie miał szansę zostać magiem pogody, lecz z twojej twarzy czytam, że Savio zdradził ci, co dzieję się w świątyni słońca- zaczął
-Nie mylisz się Malosie, teraz nęka mnie pytanie, które nęka także ciebie.
-Wymyśliłeś coś?
-Jeszcze nie, pomyślę przy piwie, w gospodzie „Pod garbatym orkiem”, może pójdziesz ze mną?
-Nie, muszę tu zostać i znaleźć sposób by Savio zgodził się wysłać kilku rycerzy na zwiad.
-Jak chcesz. Jeśli znajdę sposób na rozwiązanie naszego problemu dam ci znać.
Pożegnaliśmy się i udałem się do gospody.
Nad drzwiami gospody wisiała tablica ze zgarbionym orkiem przeszytym kilkoma strzałami, w środku zaś panował wesoły nastrój, jeden z ludzi w zielonej koszuli grał sobie na lutni a inni go słuchali. Vardal rozmawiał właśnie z oberżystą, kiedy mnie zobaczył. Zaprosił mnie do środka, i kazał mi dać mocnego piwa, napiliśmy się, słuchając muzyki. Lecz mnie nie opuszczała obawa, obawa o to, co może stać się z nowym światem, gdy naglę człowiek przestał grać, w gospodzie zaległą się martwa cisza, nawet Vardal przestał się kłócić z oberżystą. Nagle do gospody wparował wielki, owłosiony stwór, o czerwonych oczach i rogach na głowie. Ludzi ogarnęła panika, Vardal zaatakował bestię swoim pięknie zdobionym mieczem, bestia złapała go za rękę, w której trzymał miecz, i podniosła go do góry. Ja stałem przyglądając się temu wszystkiemu, gdy po chwili bestia wyrzuciła Vardala, który wpadł na stół. Bestia spokojnym krokiem zbliżyła się do mnie i przymówiła:
-Jam jest Gezo, sługa Baloga przyzwany przez Galona- odezwał się głosem demonicznym, a ja patrząc na niego, słuchałem, co mówił z uwagą- Przybyłem by cię ostrzec, że jeśli zbliżysz się do świątyni słońca, mój pan zniszczy cię.
-Nie interesują mnie słowa twego pana- odezwałem się dumnym głosem sięgając po miecz- zginiesz z mej ręki za zło, które uczyniłeś- jakaś dziwna moc działała na mnie, jak w dniu, gdy śledziłem Vardala i Argona.
-Odważne słowa, małego człowieka.
Wbiłem mu otrze miecza prosto w mózg, by nie mógł się już uratować. Wtedy zaczął wydawać przerażające krzyki, tak złowieszcze, że ludzie, którzy jeszcze nie opuścili gospody, wybiegli z pośpiechem, a ja próbowałem wyjąć miecz, który dostałem od Regusa znajdujący się teraz w mózgu potwora. Gdy wyjąłem miecz potwór zniknął a Vardal ocknął się. Vardal wstał i podszedł do mnie, klękając.
-Ocaliłeś życie wielu ludziom przyjacielu, nawet bez sprzętu rycerza pogody. Ja i całe miasto jesteśmy ci dłużnikami- rzekł
-To nie ja Vardalu, To jakaś dziwna siła kierowała mną, tak jak wtedy, gdy was śledziłem.
-Tak czy tak ja na pewno jestem twym dłużnikiem, a poza tym jestem pod wrażeniem.
To zdarzenie skłoniło mnie do odebrania sprzętu od Leraka, i porozmawiania z Malosem. Lerak siedział w swej kuźni, gdy do niego przybyłem, poprosiłem o sprzęt, i odszedłem w stronę świątyni. Przy wejściu do niej nie spotkałem, Malosa, lecz innego maga pogody, wyższego i starszego niż Malos, na mój widok skinął głową bym podszedł i powiedział, co mnie trapi, wyczytał to pewnie z mej twarzy.
-Gdzie jest Malos?- Zapytałem
-Malos? Wyruszył wraz z kilkoma rycerzami do świątyni światła- odpowiedział mi z lekkim zdziwieniem.
-Co cię tak dziwi?
-Myślałem, że wiesz, w końcu jesteś jego przyjacielem. Och zapomniałem się przedstawić jestem Vatos, mag pogody na drodze do arcymagii.
-Rozumiem, chciałem się o coś zapytać Malosa, ale skoro go nie ma może ty mi odpowiesz?
-Jeśli będę znał odpowiedź.
-W gospodzie napadł mnie i innych tam obecnych, wielki owłosiony stwór, przedstawił mi się jako Gezo, sługa Baloga przyzwany przez Galona, mógłbyś mi, co nieco wytłumaczyć, kim jest Galon?
-Mmm... Galon jest Arcymagiem ciemności, według informacji, jakie mamy jest przyzywaczem bestii, oraz świetnym telepatą, tylko tyle wiemy o tym nekromancie.
-A, co ma robić Malos w świątyni światła?
-Ma sprawdzić moc, jaka spadła na świątynie, oraz w razie ataku na nią rozesłać barierę ochronną.
-Mógł byś zaznaczyć mi na mapie gdzie dokładnie jest ta świątynia?
-Oczywiście, ale nie możesz tam wyruszyć bez zgody mistrza Gareka, lub kapitana Savio.
-Spokojnie, załatwię sobie tą zgodę.
Po tej rozmowie wiedziałem jak dostać się do tej świątyni, nie łamiąc rozkazów. Ujrzałem Savio rozmawiającego z pewnym magiem, nie był to Garek, lecz jakiś inny mag, młodszy od Malosa o jakieś 10 lat, podszedłem do nich i poczekałem aż, Savio pozwoli mi ze sobą porozmawiać.
-Witaj, co mogę dla ciebie zrobić- rzekł do mnie w końcu
-Chciałbym dostać się do świątyni światła- odpowiedziałem zdecydowanym głosem
-Mmm... A ja chciałbym by skończyły się tam kłopoty!
-Więc daj mi tam wyruszyć
-Nie! Wysłałem 6 osób w tamte okolice, siódmej chyba im nie potrzeba?
-Siódmej nie, ale ósmej tak- nagle odezwał się mag
-Mmm... Posłuchaj Croniku, czy chcesz by ten człowiek był twoją eskortą?- Spytał się go
-Tak chcę, a jeśli wróci powinien zostać paladynem pogody jak ty i Vardal.
-Paladyn?! Chyba oszalałeś?
-On, jako jedyny zgłosił się bez przymusu na wyprawę w tamte okolicę, to prawdziwy akt odwagi, jaki powinien zdać Paladyn.
-A inne testy? Co z wiarą, honorem?
-To zda po powrocie z wyprawy do tej świątyni.
-Mmm... Zgoda- powiedział, po czym zwrócił się do mnie- Zostałeś wybrany przez maga Cronika do tej wyprawy, po powrocie zdasz dwa ostatnie egzaminy na Paladyna pogody, sługę Valmara.
Tak zaczęła się podróż do świątyni słońca, miejsca gdzie miałem dowiedzieć się wszystkiego o swej przyszłości.
Przy wyjściu z miasta spotkaliśmy Regusa, dziwnie rozradowanego, więc postanowiłem z nim nie rozmawiać, i nie psuć mu dobrego humoru. Cronik był bardzo cichym człowiekiem, od wyjścia ze świątyni nie przemówił. Zaproponowałem mu przejście przez obóz leśny, bo mam tam znajomości, on tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza i poszedł za mną. Przed wejściem do lasu stał Zły, co mnie trochę zdziwiło, bo to Vika powinien strzec wejścia do obozu. Podszedłem do Złego i zagadnąłem go.
-Witaj Zły, gdzie się podziewa Vika?- Zapytałem
-Witaj, Vika nie żyje, droid kazał go zabić za bezczeszczenie lasów, chłopaków i mnie to nie smuci, bo Vika zbytnio się rządził- odpowiedział
-Rozumiem, wybieram się do obozu rebeliantów, mogę przejść przez las?
-Co? Rycerz pogody? Ty se chyba żarty robisz?
-Nie, mówię serio. Na rozkaz Kapitana Savio, oraz Arcymaga Gareka rozkazuję ci przepuścić mnie, chociaż do Maeka!
-Heh... Czy ty myślisz, że my tu służymy dla Valmara? Las jest święty, i nie możemy pozwalać innym chodzić po świętej ziemi.
W tym momencie coś we mnie oszalało, i łapiąc Złego za gardło wykrzyknąłem:
-Ty, który stajesz na drodze mojej woli, zostaniesz zgładzony przez moją potęgę!
-Dobra! Spokojnie chłopie, możesz iść do droida, drogę chyba znasz?
-Jeśli jeszcze raz staniesz mi na drodze zniszczę cię jak robaka, rozumiesz?!
-Tttak, to się więcej nie powtórzy, błagam oszczędź mnie.
-To mają być twoje znajomości?- Odezwał się do mnie Cronik
-Znajomości miałem z Viką, i mam z Maekiem. A dlaczego tak długo milczałeś?
-Bo nie miałem, po co się odzywać, puść go!
-O, byłbym zapomniał, chodźmy lepiej do Maeka.
Puściłem Złego, który zaczął dziękować Cronikowi za ratunek, głośno przy tym dysząc. Wyruszyliśmy do Maeka, by rozmówić się z nim w sprawie przejścia przez las. W obozie panował dziwny spokój, nie było żadnych bójek, pojawił się nowy dziwny dom, którego wcześniej nie widziałem, był on dwupiętrowy, a nad drzwiami wisiała tabliczka: „Gospoda pod Zielonym Smokiem” nazwa była dość dziwna, gdyż smoki w tym czasie nie żyły od jakichś 49 lat, wkrótce miała być rocznica wygnania Ojca smoków, Garadrona ze świata Rei. Jako że gospoda nas zbytnio nie zainteresowała udaliśmy się do Maeka. Dom Maeka wyglądał niezmiennie, cały czas był to pień z drzwiami, oraz dwoma oknami z przodu. Zapukałem do drzwi i otworzył mi je Maek, ubrany w szary płaszcz z kapturem.
-Witaj przyjacielu- powiedział, gdy zobaczył mnie w drzwiach
-Witaj Druidzie Maeku, chciałem cię prosić o możliwość przejścia przez twój święty las, gdyż razem z przyjacielem udajemy się do świątyni światła.
-Przy okazji dodam, że prawie udusił jednego z twoich ludzi- wtrącił Cronik
-Zły? Należało mu się, ale kto by pomyślał, że to właśnie ty mu dołożysz? Pamiętasz naszą poprzednią rozmowę?- Spytał się mnie
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-Tyle, iż moja przepowiednia się spełniła, powróciłeś do mnie. A jeśli chodzi o przejście przez las to masz moje zezwolenie. Daj ten list, Melikasowi, spotkasz go przy drugim wyjściu z obozu, należy do bandy złodziei, więc jakby, co, to możesz mu przyłożyć.
-Dzięki ci Maeku, czy masz dla mnie jakąś przepowiednię?
-Mmm... Uważaj jak stąpasz, bo stracisz to, co bezcenne.
-Żegnaj, pomyślę nad tym w drodze.
W drodze nie rozmawiałem z Cronikiem, a jeśli chodzi o Melikasa to wszystko poszło szybko i sprawnie. Las poza obozem był naprawdę gęsty, Między drzewami, co chwilę przebiegało coś, co przypominało małpę, ale było o wiele większe. Cronik użył swej mocy by oświetlić nam drogę, a ja szedłem wtedy z mieczem w górze, aby w razie czego, móc bronić nas przed tymi dziwnymi stworami. Po jakiejś godzinie las zaczął rzednąć i witały nas pierwsze promienie światła. Ujrzeliśmy rozległe pole, po którym ganiało wiele dziwnych stworzeń oraz wilki. W oddali widać było rzekę oraz most, udaliśmy się więc w tamtym kierunku. Most zbudowany był z kamienia a na nim stał ork, nie trzymał żadnej broni, a na głowie miał hełm z rogiem z prawej strony, gdy nas zobaczył zaśmiał się i rzekł sam do siebie:
-Oni pewnie chcą przejść przez twój most? Nie dasz im chyba tego przywileju?
Cronik stwierdził, że ork mógł zostać opętany przez demona w czasie jakiejś bitwy. Ork spojrzał się na nas, i ponownie się zaśmiał.
-Witaj orku, co cię sprowadza w tę strony?- Zapytałem
-KRASH-DOK? ASH MI-KERH- odpowiedział w języku orków
-Rozumiesz coś z tego Croniku?
-Oczywiście, on powiedział: Sprowadza? Ja tu mieszkam- odpowiedział mi
-To tłumacz mi to co mówi, bo najwyraźniej rozumie ludzką mowę- poprosiłem poczym zwróciłem się do orka- Kim jesteś?
-ASH GUH-BAH!- Wykrzyknął z dumą- ASH BAHAG GASH
-Ja Guh- Wielki, Ja największy wojownik-Przetłumaczył Cronik
-Skąd znasz nasz język?- Spytałem
-ASH? ASH MI GARD MAH
-Ja? Ja tu mieć ludzi
-Ludzi? Jakich?
-MI DOK BAH MAH
-Tu chodzi wielu ludzi
-Czemu mieszkasz pod mostem?
-ASH? MI GARD IZIN. ASH MI GAM MAH!
-Ja? Tu mieć ciepło. Ja tu pytać człowieka!
-Pytaj więc.
-CO TU ROBISZ? (Cronik od razu tłumaczy)
-Razem z przyjacielem wybieram się do świątyni światła.
-ŚWIĄTYNIA JEST PO DRUGIEJ STRONIE MOSTU, NAJPIERW TRZA JEDNAK, PRZEJŚĆ PUSTYNIĘ.
-Z pustynią damy sobie radę, ale czy możemy przejść przez most?
-JEŚLI WY ODPOWIECIE NA ZAGADKĘ, GUH-BAH WAS PRZEPUŚCI
-Słucham zagadki
-CO BYĆ DUŻE, CZERWONE, ZIAĆ CIEPŁEM I LATAĆ?
-Mmm... Czyżby chodziło o smoka?
-CO? SKĄD TY WIEDZIEĆ? NO CÓŻ SŁOWO, SIĘ RZEKŁO, MOŻESZ PRZEJŚĆ.
-dzięki ci- powiedziałem i zwróciłem się do Cronika- Tobie także Croniku, bez ciebie byśmy się nie dogadali, jestem twoim dłużnikiem.
-Nie ma o czym mówić, ruszajmy wreszcie, bo się ściemnia.
Ruszyliśmy dalej przez pustynię, w okolicy nie było żadnych drzew, krzewów choćby źdźbła trawy, wokół tylko piach, i upał.
Rozdział VI: Dotarcie do celu
Dzięki zapasom, jakie dostaliśmy w mieście udało nam się przebyć pustynię, a w oddali ujrzeliśmy miasto. Było to miasto rebeliantów i bandytów, postanowiliśmy, że zatrzymamy się tam i odpoczniemy, gdyż zaczynało się ściemniać. U wejścia do obozu napotkaliśmy człowieka, ubranego w futrzaną zbroję, z łukiem na plecach.
-Czego!?- Krzyknął do nas
-Witaj, ja i mój przyjaciel chcieliśmy tu spędzić noc- odpowiedziałem
-Tu? Nie wolicie w gospodzie? Hehe!
-Gospoda bardziej nam odpowiada.
-No to Mim was zaprowadzi.
-Gdzie go znaleźć?
-Mmm... Powinien siedzieć w chacie obok.
-Dzięki.
Skierowaliśmy się do chaty obok, miała ona słomiany dach i drewniane ściany, wszystkie budynki w obozie wyglądały tak samo. W chacie siedział człowiek bez jednego oka, i z uciętym językiem, dlatego nazywał się Mim.
-Masz nas zaprowadzić do gospody, bo chcemy tam spędzić noc- powiedziałem, a on kiwnął głową
Obóz nie był duży, po uliczkach chadzało wielu ludzi ubranych jak ten, którego spotkaliśmy przed wejściem. Ludzie patrzyli na nas jak na zwierzęta, niektórzy szeptali do siebie, próbując zgadnąć ile mamy pieniędzy. Pomyślałem wtedy, że mogę zrobić z nimi to samo, co ze Złym. Doszliśmy do gospody, gdy było już ciemno, gospoda wyglądała jak wszystkie chaty w obozie, była jednak większa, a nad drzwiami widniał napis: Wchodźcie, jeśli macie pieniądze. W gospodzie panował nastrój dość ponury, ludzie nie wyglądali jak inni mieszkańcy, byli lepiej uzbrojeni, i mniej złowrodzy. Jeden z nich podszedł do nas i zapytał:
-Kim jesteście przybysze?
-Jesteśmy podróżnikami z południa, a kim ty jesteś?- Odpowiedziałem
-Jestem Minstro, prawa ręka mistrza Thoriuna
-Thoriuna? Tego Thoriuna?
-Tak, to nasz przywódca.
-Nie, nie, chodzi o to, że chyba go znam z Rei.
-To możliwe, Thoriun był doradcą króla Garoda, a teraz przewodzi nami.
-Tak, to ten. Czy mógłbym się z nim spotkać jutro z samego rana?
-Jeśli naprawdę go znasz... Zgoda, przybędę jutro do tej gospody, powiedzmy o 10 rano.
-A więc ustalone, żegnaj teraz gdyż z przyjacielem musimy odpocząć.
-Oberżysta da wam pokój za darmo, powiedźcie, że za moją zgodą.
-Dzięki ci.
-Po co mamy rozmawiać z Thoriunem? To przecież nie ten obóz- zwrócił się do mnie Cronik
-Wiem, ale może nam udzielić pomocy.
-Skoro tak twierdzisz, chodźmy spać.
Oberżysta dał nam dwa pokoje, a my jak najszybciej się do nich wybraliśmy. W pokoju było czysto, przy oknie stało miękkie łóżko a przy drzwiach stół z ciepłym posiłkiem. Zjadłem trochę ciepłego i położyłem się spać, łóżko było naprawdę wygodne, więc szybo zasnąłem.
Wstałem przed dziewiątą, aby mieć czas na zjedzenie i umycie się, kiedy wyszedłem z pokoju zobaczyłem Cronika kłócącego się z oberżystą, słyszałem, jak Cronik mówił, że sam Minstro ufundował im pokoje, oberżysta zaś twierdził, że ktoś musi zapłacić za pokoje, a Minstra nie ma w okolicy, Cronik na szczęście uspokoił go mówiąc, że Minstro ma tu przyjść około 10. Ruszyłem w tamtą stronę, by przywitać się z Cronikiem. Cronik nie był zbyt zadowolony, że tak długo tu jesteśmy, głównie dlatego, że był to obóz bandytów. Próbując go uspokoić straciłem rachubę czasu, i nagle wszedł do gospody, Minstro. Przywitaliśmy się i poszliśmy w stronę wielkiego, kamiennego budynku, w którym mieszkał Thoriun. Budynku pilnowało dwóch zbrojnych, a w środku było ich jeszcze ze 12. Weszliśmy po schodach na górę, i przeszliśmy przez drewniane drzwi ze złotymi dodatkami. W wielkiej sali siedział Thoriun, był wysokim, mężnym i odważnym człowiekiem, na Rei był prawą ręką króla, był także świetnym wojownikiem i pogromcą wielu bestii, nie znam człowieka na Rei, który nie znałby Thoriuna.
-Panie, ten człowiek twierdzi, że zna cię z czasów, kiedy jeszcze pomagałeś królowi- odezwał się Minstro
-Mmm... Nie przypominasz mi nikogo człowieku, kim jesteś?- Spytał się mnie Thoriun
-Jestem... Byłem oberżystą w gospodzie „Pod złotą harfą” w okolicach stolicy, razem z żołnierzami często tam przychodziłeś panie.
-Mmm... Racja, pamiętam cię przyjacielu, co cię sprowadza do tych okolic?
-Kieruję się do świątyni słońca, która została zaatakowana przez siły ciemności.
-Żartujesz? Oberżysta walczący z siłami ciemności?
-Jestem Rycerzem pogody, a po powrocie będę paladynem...
-Jeśli powrócisz, zostań lepiej tu, albo wracaj skąd przyszedłeś, daję ci dobrą rade jako przyjaciel.
-Wybacz, ale wykonuje rozkazy i nie mogę zawrócić. Proszę cię tylko o pomoc i...
-Pomoc? W czym? W próbie samobójstwa? Posłuchaj świątynia została zniszczona, nie pomożesz mieszkańcom obozu, i najważniejsze, nie pokonasz władcy ciemności i jego armii.
-Zawszę można spróbować. Więc jaka jest twa decyzja?
-Mogę dać ci zapasy na drogę, nie więcej.
-Zgoda.
-Straż!- Wykrzyknął- Przynieście mi tu zapasy na miesiąc podróży!
Po chwili przyszedł żołnierz z pełną jedzenia torbą, i wręczył mi ją.
-Niech ci się dobrze wiedzie, i niech Aluwin będzie z tobą, przyjacielu- rzekł do mnie Thoriun
-Dzięki ci przyjacielu, czas na nas. Żegnaj
Minstro odprowadził nas do bramy obozu. Stwierdził, że miałem szczęście, że Thoriun po prostu mnie nie wyśmiał, odrzekłem na to, że był mi winny za 5 kolejek piwa, więc miałem na niego haka. Cronik słuchał naszych rozmów z nie dowierzaniem, że ktoś taki jak ja zna tak ważne osoby, stwierdziłem, że na Rei nie był tak ważny, może i był prawą ręką króla, ale nikt go nie szanował, a przywódcą został pewnie tylko dlatego, że zabił starego władcę. Król Garod był synem Razora, był on jednym z najlepszych władców rządzących Reją, on właśnie skończył wojnę z orkami, oraz wygnał Garadrona za wielkie morze, a także zniósł pokonał bandytów grasujących w lasach, można by pomyśleć, że sam Aluwin zesłał go na Reje by pokonać Baloga. W tym momencie zza rogu wyskoczył bandyta, przejeżdżając mi po policzku nożem, gdyby nie Minstro, który go złapał, było by po mnie. Facet zrobił mi długą szramę na policzku, a ja, od momentu, w którym wyskoczył trzymałem rękę na rękojeści miecza.
-Wszystko w porządku?- Spytał się mnie Minstro
-Tak, tylko trochę piecze, ale to nic- odpowiedziałem
-Co z nim zrobić?
-Nie rozumiem
-W tym obozie istnieje zasada, że jeśli jeden z bandytów napadnie gościa, to gość może z nim zrobić co chce.
-Mmm... Może po prostu utnę mu głowę i...
-Nie! Proszę, mam żonę i dzieci, potrzebowałem pieniędzy, więc pomyślałem...- Zaczął mówić z przerażeniem
-pomyślałeś, że rycerz musi mieć pełną sakiewkę? Jesteś nic nie wartym śmieciem- powiedziałem mu, po czym zwróciłem się do Minstro- Puść go, niech go kto inny zarżnie.
Minstro go puścił i pożegnaliśmy się. W drodze Cronik był poważnie zaniepokojony, zapewne tym, co dzieję się w świątyni słońca. Droga prowadziła przez pustynię, a według jednego z rycerzy, powinniśmy dojść tam w przeciągu godziny.
Po godzinie widzieliśmy już mury świątyni, wznosiły się wysoko, zdobione były złotymi dodatkami, a przy bramie dostrzegłem rycerza pogody. Stał tam na warcie, kiedy nas zobaczył. Nie był zdziwiony, że idziemy, więc nie zatrzymując nas, otworzył bramę. Wewnątrz nie było widać, że znajdujemy się na pustyni, przy ogromnym budynku świątynnym zauważyłem dwóch rycerzy. Cronik kazał rycerzowi spod bramy doprowadzić nas do Malosa. Ruszyliśmy w stronę głównego budynku, w którym mieściła się siedziba rycerzy. W budynku rycerze siedzieli na ławach jedząc obiad, nagle Malos podszedł do nas i zaprosił do jedzenia, zgodziliśmy się i usiedliśmy przy stole by coś zjeść.
-Co ty tu robisz na Valmara?- Spytał się mnie
-Jestem eskortą dla Cronika, a poza tym chciałem się czegoś dowiedzieć.
-Mmm... Nie wiele mogę ci powiedzieć na temat tutejszych zdarzeń, gdyż jedyne, co ustaliliśmy to, to, że jeden z atakujących dzierżył potężną broń, o tak wielkiej mocy, że mury świątyni padły po jednym uderzeniu.
-Co to za broń?
-Są dwie możliwości, to mógł być miecz święcony w świątyni, co wydaje się mało prawdo podobne gdyż nie miał by takiej mocy, mogło to być Ostrze Baloga, miecz wykuty przez samego władcę ciemności, co jest jeszcze mniej prawdopodobne.
-A, co z Carrasem?
-Mistrz jest nie przytomny, mam nadzieję, że wkrótce się ocknie, bo jeśli nie, to nie rozwiążemy tej zagadki. Jeśli Vardal mówił prawdę, to jesteś wybrańcem, co okaże się bardzo pomocne w walce z siłami ciemności.
-Wątpię bym wybrańcem, przecież służyłem...
-Aluwinowi? Przecież nie mówię, że jesteś wybrańcem Valmara, Ty, jesteś jedynym, który może być wybrańcem Sarana, boga słońca i największego wroga, choć brata, Baloga. Nie muszę ci chyba opowiadać o bogach?
-Eee... Na razie wiem tylko o Aluwinie, Valmarze, Izrilu i Balogu, reszty nie znam
-Tak myślałem. A więc, Aluwin i Valmar, ojcowie bogów, bracia stworzenia jak ich nazywają powstali na początku by stworzyć naszą planetę. Planeta była piękna, wszędzie zieleń, czyste rzeki, rozległe morza i oceany, lecz nie było słońca, więc nikt nie mógł widzieć tego piękna, Aluwin stworzył Sarana, boga słońca, który począł do życia słońce. Ludzie modlili się do bogów, aby ci, dali im noc, gdyż chcieli spać, a wieczny dzień im na to nie pozwalał. Valmar stworzył przeto, Baloga, boga nocy i mroku, dzięki mocy Sarana i Baloga powstały pory dnia. Lecz ludzie wciąż nie byli zadowoleni, skarżyli się na mrozy panujące na ziemi, więc za zgodą innych bogów Saran stworzył Izrila, boga ognia i ziemi, tak powstał świat, na którym żyjemy. Jak wiesz Balog, jako pan mroku sieje zniszczenie i śmierć, ale tylko dlatego, że ludzie bali się go, jego postać przerażała ich, gdyż wtedy bogowie stąpali po ziemi, a Balog zasmucony, spacerował między górami stworzonymi przez Izrila, wtedy to w jego głowie zaczęły się rodzić złowieszcze pomysły, co by chciał zrobić z ludźmi, na początku opanował umysły kilku ludzi by go czcili, potem stworzył fortece, zza której murów rządził tymi, którzy stawali po jego stronie. Saran widząc, co robi jego brat, wielce się zasmucił, i kazał kilku kapłanom, odwieźć od mroku ludzi, tak też powstały zakony światła i ciemności, Aluwin i Valmar przyglądali się, co ich potomkowie wyprawiają na ich świętej ziemi, i stworzyli dwa zakony, współpracujące ze sobą by zapobiec zniszczeniu świata i pogodzić ze sobą Baloga i Sarana. Izril natomiast, stwierdził, że zło, jakie rozpętał Balog, jest już nie do powstrzymania, więc zgromadził kilku mu wiernych ludzi, i zaszył się w lasach by stamtąd obserwować walkę. Tak oto powstały wszystkie zakony, jakie istnieją na tej ziemi. Wszystkie istoty żywe powstały dzięki współpracy Izrila, i jego matki, Sorny. Sorna była boginią życia, jedyną, która teraz nie ma znanego nam zakonu, stworzyła ona ciała, dla wszystkich stworzeń, jakie znamy, Izril natomiast, wlał w nie część swej boskiej mocy, tworząc w nich wewnętrzny ogień życia. Sorna, była córką Valmara, jej związek z Izrilem spowodował powstanie wszystkich żywych stworzeń, oprócz, demonów, bestii i innych maszkar tworzonych przez Baloga.
-Dzięki za wyjaśnienia. Mam jedno pytanie, czemu nie ma kultu Sorny?- Spytałem
-Widzisz, Sorna nigdy nie życzyła sobie, aby ją czcić. Ludzie usłuchali jej prośby, i teraz trudno trafić na wyznawców Życia. Chociaż, są nimi wszyscy lekarze, kapłani i magowie, zajmujący się magią leczniczą.
-Chyba pójdę odpocząć po podróży- stwierdziłem, i zwróciłem się do Cronika- No, to chyba skończyłem zadanie?
-Wypełniłeś swój obowiązek, rycerzu pogody- odparł mi Cronik- Valmar niech będzie z tobą
-Dzięki ci o Croniku
-Co ci się stało w twarz?- Spytał się mnie Malos
-W obozie bandytów jakiś śmieć na mnie napadł, i... chyba widać?
-Mmm... W takim razie, od teraz nazywać cię będziemy: Blizna!
Rycerze wykrzyknęli chórem na moją cześć. Wstałem, i pożegnałem się z magami, aby udać się na odpoczynek. W pokoju wskazanym mi przez jednego z rycerzy było przytulnie, przy oknie stało łóżko, obok niego szafa, a w rogu biurko. Zdjąłem zbroję i położyłem się na łóżku. Było bardzo wygodne, więc szybko zasnąłem, i wreszcie mogłem porządnie odpocząć.
Rozdział VII: Kult Sarana
Z samego rana do drzwi zapukał żołnierz. Wstałem i otworzyłem mu drzwi. Stwierdził, że Malos mnie oczekuje, pod moją przysięgą, jaką mu złożyłem, miałem teraz spełnić me słowa. Rycerz stwierdził, że Malos czeka na placu świątynnym, i rozmawia z Cronikiem. Podziękowałem mu za informację i założyłem zbroję. Na placu stał Malos, Cronik i... zakapturzony człowiek, stwierdziłem, że to trochę dziwne, pomyślałem, że przybył Vardal, albo Argon. Po podejściu do nich okazało się, że tajemniczy nieznajomy to nikt inny, jak Zły, złodziej z obozu leśnego. Lecz miał na sobie zbroje nowicjusza, przechodził wtedy egzamin na rycerza pogody.
-Kiedyś stwierdziłeś, że jeśli dowiesz się co nęka magów, to mi pomożesz, teraz jest okazja- zwrócił się do mnie Malos
-Wiedziałem, że będę musiał to zrobić- odpowiedziałem mu ironicznie
-Ten człowiek, twierdzi, że cię zna.
-Tak, to prawda. A co to ma do...
-To, że to sługa Izrila, syna Sarana- Przerwał mi- On może nam pomóc, jeśli naprawdę cię zna
-Zna mnie dość dobrze, prawda Zły?
-Tak panie.
-Świetnie! Pomoże nam ustalić czy jesteś wybrańcem- wykrzyknął z radością Malos
-On? To przecież tylko złodziej, były. To nie on jest wybrańcem Izrila.
-I? To nie ważne, przez niego też możemy się skontaktować z Izrilem, który porozumie się z Saranem.
Wyruszyliśmy w stronę głównego budynku, do głównej sali, gdzie miał się odbyć rytuał przyzwania Izrila. Zły wydawał się nieco przerażony tym wszystkim, twierdził nawet, że jest w stanie sprowadzić tu Maeka, który był wybrańcem Izrila. W sali panowała dość grobowa atmosfera, wokół pomniki, świece, napisy wyryte na ścianach, a na środku sali stał ołtarz, na którym, leżał miecz. Miecz ten spowity świetlną powłoką, pięknie zdobiony, z wyrzeźbionym słońcem na rękojeści, z trzema promieniami światła z niego wychodzących. Cronik zamknął wrota, i wszyscy siedliśmy w kręgu. Malos zaczął wypowiadać zaklęcie, a Cronik za nim powtarzał, ja patrzyłem na Złego, który trząsł się ze strachu. W pewnym momencie Malos przestał, a za nim Cronik.
-Podejdź do ołtarza, i wypowiedz: Ja, sługa twój uniżony, wzywam cię w nasze szeregi, panie mój Saranie.
Posłuchałem się Malosa, i podszedłem do ołtarza. Wypowiedziałem słowa zaklęcia i czekałem. W pewnym momencie, ziemia się zatrzęsła, sala wypełniła się oślepiającym blaskiem, i pojawił się sam bóg słońca. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, i przemówił:
-Ty, który mnie wezwałeś, po co to zrobiłeś?
-Chciałem się dowiedzieć, czy jestem...
-Wybrańcem?- Przerwał mi- Widzisz ten miecz? To Błysk Sarana, został wykuty przeze mnie, aby w ostatniej walce z Balogiem, użył go wybraniec. Spróbuj go podnieść, a przekonasz się, o swym przeznaczeniu.
Posłuchałem się go, chwyciłem za rękojeść miecza, i podniosłem go do góry. Miecz był bardzo lekki, a Saran patrzył na mnie wzrokiem zadowolonym.
-Ty, który mnie wezwałeś, co wiesz o mnie i mym zakonie?- Spytał się mnie
Opowiedziałem mu to, co o nim powiedział mi Malos, a on patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Co cię tak dziwi panie?- Spytałem
-Tak mało wiesz, a sprawdzasz czy jesteś wybrańcem? Chyba będę musiał opowiedzieć ci tę historię w całości. Ja, Saran, zostałem stworzony przez Aluwina, aby dać światu słońce. Kiedy Valmar stworzył Baloga, nic nie zapowiadało na to, że w przyszłości będę toczył z nim wojnę. Balog przez pewien czas żył spokojnie, rządząc nocą, i rozdając śmierć tym, którzy żyli już 100 lat. Kiedyś zdarzył mu się wypadek, i śmierć poniósł człowiek mający dopiero 10 lat. Ludzie przerazili się wtedy śmierci, oraz Baloga. Ten, zły na nich, pragnął zemsty, i zaczął uśmiercać ludzi w wieku od 60 do 90 lat, nikt nie był pewien, kiedy przyjdzie mu odejść. Balog zebrał kilku ludzi obdarzając ich magią, dającą moc odbierania życia innym ludziom, ci, którzy stali po jego stronie, mieli żyć wiecznie, i tak się stało, ale tylko ci, którzy byli godni, żyli wiecznie. Wtedy do jego zakonu przyłączyli się dwaj bracia, Balis i Garek, obaj mieli otrzymać życie wieczne, i siać zło na świecie. Po dwudziestu latach, Balis zmarł, a wściekły Garek pognał ze skargą do Baloga, który go wyśmiał, twierdząc, że Balis nie był dostatecznie potężny by stać się jednym z nekromantów. Garek zły na Baloga, odszedł z zakonu i przyłączył się do zakonu Valmara. Ja, widząc okrutność Baloga, postanowiłem zapobiec dalszemu plugawieniu ziemi, stworzyłem więc zakon światła, i wykułem Blask. Dziś przychodzisz ty, by odebrać ode mnie to, co ci się należy. Idź więc, i krocz ścieżką światła, by pokonać armie Baloga.
-Dzięki ci Saranie, pokonam Baloga, niosąc imię twoje.
Saran zniknął, a ja cofnąłem się do przyjaciół. Zdziwieni byli głównie dlatego, że trzymałem w ręku Błysk Sarana. Nagle drzwi otworzyły się, a w nich pojawił się starzec w złotej szacie, był to Carras, mistrz zakonu Sarana. Wyglądał na zmęczonego, a ze snu wyrwało go zapewne wezwanie Sarana.
-Ty?! Co na Sarana robisz z tym mieczem?- Krzyknął do mnie
-Nie zauważyłeś Carrasie, że tylko wybraniec Sarana może dzierżyć Błysk Sarana?- Spytał się go Malos
-Co? To... to nie możliwe, ja... ja myślałem, że to ja...
-Jesteś wybrańcem Sarana?- Przerwał mu, Cronik- Myliłeś się najwyraźniej, to Blizna jest wybrańcem
-Blizna? To nie jest imię wybrańca, wybraniec zwie się...
-Nazywamy go Blizna, gdyż ma na twarzy bliznę, stąd to przezwisko.- Przerwał mu tym razem Malos- Jeśli chodzi o jego imię... to, on...- Malos zamyślił się, i zwrócił się do mnie- Czemu nigdy nie poznałem twego imienia?
-Bo nie pytałeś. Zostańmy przy Bliźnie- odparłem
Dzień kończył się powoli, a Carras wciąż nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak ja, może być jedyną osobą, która jest w stanie im pomóc. Carras twierdził, że to jakaś pomyłka, że to on powinien dzierżyć Błysk, stwierdziłem, że Saran nie popełnia takich błędów, i jeśli noszę ten miecz to znaczy, że jestem wybrańcem.