Przedstawiam wam moje nowe opowiadanko. Miłej zabawy. Czekam na szczere oceny.
Prolog.
Czas teraźniejszy.
-Trzymać się blisko- Wykrzykiwał wysoki mężczyzna w lśniącej zbroi.
Dziesięcioosobowy odział paladynów sunął ciemnym korytarzem. Pomimo starań zachowania ciszy każdemu ich krokowi towarzyszył szczęk wydzielany przez żelazne nagolenniki uderzające w kamienną podłogę. Każdy dźwięk był dodatkowo powielany przez echo. Ciemny korytarz wypełniał odór gnijącego mięsa. Przy wielkiej stalowej bramie, przez którą chwile temu przechodzili wojownicy leżało nadtrawione truchła ścierwojadów.
-Kapitanie musimy być już blisko. –Wyszeptał drobny nieco zgarbiony rycerz. W jego głosie dało się wyczuć nutkę przerażenia.
-Taaak. -Wykrztusił inny znacznie wyższy od pierwszego wojownik.- Już się nie mogę doczekać.
-Racja porąbiemy tego demona. Wkrótce poczuje mój topór na swym grzbiecie.- Z uśmiechem na twarzy powiedział największy z wszystkich rycerzy.
-CICHO. -Szeptem wykrzyczał barczysty paladyn. Spod jego przyłbicy wystawały wątłe pasma siwych włosów.- Przygotować broń.
Zbliżyli się do drewnianych drzwi ozdobionych kośćmi orków i cieniostworów. Ów zgarbiony rycerz, który rozpoczął tą krótką rozmowę klęknął naprzeciw nich i zdjął z pleców kuszę. Wycelował nią i zdecydowanym tonem wyszeptał:
-Gotowy
Dobrze otwieram – Powiedział kapitan ten sam, który przed chwilą tak zdecydowanie uciszał swoich ludzi. Chwycił ręką za klamkę. Zamek lekko trzasnął i wrota poczęły ustępować. Wkrótce były już otwarte na oścież. Smród wzmógł się jeszcze bardziej. Oczy wojowników zaczęły łzawić. Sala, która stała przed nimi była całkowicie ciemna. Nagle kilka metrów od oddziału paladynów pojawiła się para żółtych ślepi. Dało się słyszeć sykliwy głos szepcący:
-Zzaaabijjj.
Chwilę później kapitana zamroczył rwący ból. Słyszał zduszone okrzyki swoich żołnierzy. Coś ciepłego i gęstego ochlapało jego twarz. Ból zelżał do tego stopnia, że wróciła mu dar widzenia. Jednak to, co ukazało się jego oczom było tak strasznym widokiem, że zaraz zacisnął źrenice. Po chwili jednak ponownie otworzył oczy. Czarne kamienne ściany pokrywały smugi krwi. Porozrywane zwłoki jego towarzyszy leżały tu i ówdzie. Nie mógł dłużej patrzeć na swoich ludzi, wśród których było kilku jego przyjaciół spojrzał, więc na swoje ciało. Nie miał on nogi i fragmentu boku. Widok ten sprawił, że znów utracił świadomość. Ocknął się, gdy poczuł, że jego okaleczone ciało unosi się ponad kałuże krwi, w której dotąd leżał.
-K-im je-steś? Wykrztusił słabym głosem. Stróżka krwi wysączyła się z jego ust.
-Jjjeessstemmm Maaarrrvvolllo.- Odpowiedział mu ten sam syczący głos, który rozkazał zabić jego oddział.- Niiee Poootttrrzzebbbniie tuu prrrzzzyyychhhhodzzziiliiiściiie.
-Mistrzu pozwól mi to zrobić. Po sali rozniósł się przeszywający głos wydobywający się z ciemności. Gdy dotarł on do uszu konającego kapitana ból znowu się nasilił. Obraz począł mu się rozmywać i znów stracił przytomność. Gdy je otworzył ponownie leżał na ziemi. Po kilku sekundach obraz wyostrzył mu się na, tyle że mógł dostrzec młodą i bardzo piękną dziewczynę. Jej kruczoczarne włosy spływał jej na ramiona. Jednak nie były one całkowicie czarne. Jedno oko zakryte było nienaturalnie czerwonym pasmem włosów.
-Umarłem? Wyszeptał paladyn i natychmiast zakrztusił się krwią.
-Nie. Jeszcze nie umarłeś. Umrzesz TERAZ!!- Słowa wysączył się z ust dziewczyny, które prawie wcale się nie poruszały. Były one wypowiedziane tym samym sprawiającym ból głosem. Kapitana znów zamroczyło. Stojąca nad nim drobna, młoda kobieta uniosła rękę w górę a ciało paladyna otoczyła jaskrawa poświata nagle zajęło się ono ogniem. Przez parę chwil całą okolicę rozdzierały przerażające krzyki umierającego wojownika. Po chwili jednak wszystko ucichło. Kapitan wyzionął ducha. Jego palące się zwłoki oświetliły sale, do której przed chwilą drzwi otworzył oddział rycerzy. Wśród ozdobionych pismem runicznym ścian leżały stosy kości i gnijące pozostałości po wcześniejszych ofiarach mieszkańca tej komnaty. Na samym końcu sali leżał trzymetrowy demon o zrogowaciałej czerwono czarne skórze. Z grzbietu wyrastał mu wachlarza kolców. Każdy mierzący przynajmniej jeden metr. Zajadał się on fragmentem ciała niedawno zabitego paladyna.
Prolog.
Czas teraźniejszy.
-Trzymać się blisko- Wykrzykiwał wysoki mężczyzna w lśniącej zbroi.
Dziesięcioosobowy odział paladynów sunął ciemnym korytarzem. Pomimo starań zachowania ciszy każdemu ich krokowi towarzyszył szczęk wydzielany przez żelazne nagolenniki uderzające w kamienną podłogę. Każdy dźwięk był dodatkowo powielany przez echo. Ciemny korytarz wypełniał odór gnijącego mięsa. Przy wielkiej stalowej bramie, przez którą chwile temu przechodzili wojownicy leżało nadtrawione truchła ścierwojadów.
-Kapitanie musimy być już blisko. –Wyszeptał drobny nieco zgarbiony rycerz. W jego głosie dało się wyczuć nutkę przerażenia.
-Taaak. -Wykrztusił inny znacznie wyższy od pierwszego wojownik.- Już się nie mogę doczekać.
-Racja porąbiemy tego demona. Wkrótce poczuje mój topór na swym grzbiecie.- Z uśmiechem na twarzy powiedział największy z wszystkich rycerzy.
-CICHO. -Szeptem wykrzyczał barczysty paladyn. Spod jego przyłbicy wystawały wątłe pasma siwych włosów.- Przygotować broń.
Zbliżyli się do drewnianych drzwi ozdobionych kośćmi orków i cieniostworów. Ów zgarbiony rycerz, który rozpoczął tą krótką rozmowę klęknął naprzeciw nich i zdjął z pleców kuszę. Wycelował nią i zdecydowanym tonem wyszeptał:
-Gotowy
Dobrze otwieram – Powiedział kapitan ten sam, który przed chwilą tak zdecydowanie uciszał swoich ludzi. Chwycił ręką za klamkę. Zamek lekko trzasnął i wrota poczęły ustępować. Wkrótce były już otwarte na oścież. Smród wzmógł się jeszcze bardziej. Oczy wojowników zaczęły łzawić. Sala, która stała przed nimi była całkowicie ciemna. Nagle kilka metrów od oddziału paladynów pojawiła się para żółtych ślepi. Dało się słyszeć sykliwy głos szepcący:
-Zzaaabijjj.
Chwilę później kapitana zamroczył rwący ból. Słyszał zduszone okrzyki swoich żołnierzy. Coś ciepłego i gęstego ochlapało jego twarz. Ból zelżał do tego stopnia, że wróciła mu dar widzenia. Jednak to, co ukazało się jego oczom było tak strasznym widokiem, że zaraz zacisnął źrenice. Po chwili jednak ponownie otworzył oczy. Czarne kamienne ściany pokrywały smugi krwi. Porozrywane zwłoki jego towarzyszy leżały tu i ówdzie. Nie mógł dłużej patrzeć na swoich ludzi, wśród których było kilku jego przyjaciół spojrzał, więc na swoje ciało. Nie miał on nogi i fragmentu boku. Widok ten sprawił, że znów utracił świadomość. Ocknął się, gdy poczuł, że jego okaleczone ciało unosi się ponad kałuże krwi, w której dotąd leżał.
-K-im je-steś? Wykrztusił słabym głosem. Stróżka krwi wysączyła się z jego ust.
-Jjjeessstemmm Maaarrrvvolllo.- Odpowiedział mu ten sam syczący głos, który rozkazał zabić jego oddział.- Niiee Poootttrrzzebbbniie tuu prrrzzzyyychhhhodzzziiliiiściiie.
-Mistrzu pozwól mi to zrobić. Po sali rozniósł się przeszywający głos wydobywający się z ciemności. Gdy dotarł on do uszu konającego kapitana ból znowu się nasilił. Obraz począł mu się rozmywać i znów stracił przytomność. Gdy je otworzył ponownie leżał na ziemi. Po kilku sekundach obraz wyostrzył mu się na, tyle że mógł dostrzec młodą i bardzo piękną dziewczynę. Jej kruczoczarne włosy spływał jej na ramiona. Jednak nie były one całkowicie czarne. Jedno oko zakryte było nienaturalnie czerwonym pasmem włosów.
-Umarłem? Wyszeptał paladyn i natychmiast zakrztusił się krwią.
-Nie. Jeszcze nie umarłeś. Umrzesz TERAZ!!- Słowa wysączył się z ust dziewczyny, które prawie wcale się nie poruszały. Były one wypowiedziane tym samym sprawiającym ból głosem. Kapitana znów zamroczyło. Stojąca nad nim drobna, młoda kobieta uniosła rękę w górę a ciało paladyna otoczyła jaskrawa poświata nagle zajęło się ono ogniem. Przez parę chwil całą okolicę rozdzierały przerażające krzyki umierającego wojownika. Po chwili jednak wszystko ucichło. Kapitan wyzionął ducha. Jego palące się zwłoki oświetliły sale, do której przed chwilą drzwi otworzył oddział rycerzy. Wśród ozdobionych pismem runicznym ścian leżały stosy kości i gnijące pozostałości po wcześniejszych ofiarach mieszkańca tej komnaty. Na samym końcu sali leżał trzymetrowy demon o zrogowaciałej czerwono czarne skórze. Z grzbietu wyrastał mu wachlarza kolców. Każdy mierzący przynajmniej jeden metr. Zajadał się on fragmentem ciała niedawno zabitego paladyna.