Nie napisałem jeszcze całego, krótkiego opowiadania z braku czasu, lecz mimo że prawdopodobnie zostanie przyjęte negatywnie a mój punkt widzenia zmieszacie z błotem, i tak resztę napiszę i zamieszczę ^^
Wprowadzenie
Zaczęło się niewinnie.
Wszyscy zostaliśmy oszukani. Jedyne, czego chcieli z początku, to akceptacja dla tego, co środowiska spod znaku tęczowej flagi robią w domowym zaciszu. Potem wytoczyli cięższe działa - żadali legalnych związków, adopcji i wpajania swojej ideologii dzieciom od małego w szkołach. Każdego chcącego się temu przeciwstawić, okrzykiwali faszyzującym homofobem, pozbawionym tolerancji i zrozumienia dla ich inności. Na przestrzeni lat następowała drastyczna przemiana społeczeństwa...
Dziś mamy rok 2074. Masowa indoktrynacja i praca u podstaw wychowuje kolejne pokolenia "wyzwolonych seksualnie", pozbawionych wartości moralnych - bez czci i wiary.
I bez tolerancji. Teraz, kiedy nie są już mniejszością, nie boją się niczego - im podobni opanowali rządy większości krajów i organizacji tak zwanego cywilizowanego świata. Niejako dzięki propagandzie zwanej "Edukacją dla tolerancji" finansowanej z pieniędzy Unii Europejskiej, cały stary kontynent dał się podporządkować tej pladze, poczynając od Szwecji i Holandii, dwóch bastionów tolerancji, gdzie teraz mieszane pary nazywa się zboczeńcami, a wyznawców jakiejkolwiek religii - ciemnymi masami ogłupionymi przez kapłanów. Taka właśnie jest dzisiaj tolerancja.
Nad dawnym Pałacem Kultury w Warszawie dziś powiewa tęczowy sztandar, a sam budynek przemianowano na Pałac Tolerancji i rozbudowano dzięki funduszom z opiekuńczej i wspomagającej w każdym aspekcie Unii. Mieści się tu siedziba V Rzeczypospolitej, diametralnie różniącej się od poprzednich wcieleń polskiej państwowości - dostępu do morza już nie ma, Warmia, Mazury i Śląsk wróciły do "prawdziwych, etnicznych właścicieli" jakim podobno są Niemcy. Ale nie robi to i tak różnicy, gdyż wszystkie państwa członkowskie UE są dziś jak jedność - a ktokolwiek spróbuje się wyrwać, marny jego los. Granice są strzeżone silniej niż w czasach zimnej wojny - front ideologiczny odrodził się na nowo, i Rosja nadal jest po przeciwnej stronie, jednak role się odwróciły...
Sama Warszawa jest polem owej walki. Ludzie wierzący, ludzie nie ogłupieni przez propagandę i pozostający przy naturalnym wzorcu rodziny, pozamykani są w gettach. Niegdyś imigranci sprowadzali się tu z nadzieją o lepsze jutro. Dziś obok siebie żyją Żydzi, Muzułmanie i Chrześcijanie - władze zorganizowały to wprost marząc by się nawzajem pozabijali. I tak z początku było, lecz po jakimś czasie zrozumieli, że mają wspólnego wroga... Oczywiście mogli pojechać gdzie indziej w obrębie wspaniałej wspólnoty państw, lecz tak naprawdę ostatnie bastiony religijności ostały się tylko w Polsce i Irlandii. Wielu nawróciło się na protestantyzm, który akceptuje związki homoseksualne i nie degraduje człowieka w tym wspaniałym ustroju ze względu na religię. Najgorzej mają niechrześcijanie - ci mądrzejsi już dawno pouciekali z Europy, widząc na co się zanosi. Niewielu ich pozostało...lecz pozostali niezłamani.
Część I - Iskra
Komenda policji jak zwykle pracowała leniwie, podobnie jak całe społeczeństwo, które było ogłupione i nastawione jak zegarki. Wysiłek i sport zszedł na dalszy plan, kwiat młodzieży całymi dniami oglądał telewizję czy siedział przy konsoli, komputerze. Rodzice nie mieli dla nich czasu, pracując od rana do nocy. Generalnie zwyczajna policja jedynie monitorowała co się dzieje - a dużo się zwykle niedziało... lecz dzisiejszy dzień był inny.
Już od rana zapowiadał się paskudnie, jak każdy dzień tej jesieni. Czarne chmury zebrały się na niebie, lecz mimo że była niedziela nie smuciło to wiele osób - i tak zostali by w ciepłych domach przed swoimi zestawami kina domowego. Odrapane kamienice w gettcie przerażały każdego, kto musiał przejść niedaleko. Wszak tyle media mówiły o tym, co się tam dzieje, że kto odważyłby się tam zapuścić? Mały Karol wyglądał przez okno. Obudził go jakiś hałas dochodzący z getta. Głośna muzyka gitar i perkusji. "Czy ta hołota nie może posłuchać porządnej muzyki?!" - pomyślał, włączając na swojej wieży płytę z największymi przebojami Britney. Szkoda, że umarła jakiś czas temu - była tak wspaniałą artystką. Lecz prócz ciężkiej muzyki, z innej części getta też dochodziły pewne niepokojące dźwięki. Miarowy odgłos stóp, pokrzykiwania i jakieś pieśni. Wychylił się przez okno. Z islamskiego getta wychodził tłum ludzi z transparentami, nie dając spać zwyczajnym obywatelom. Kto u licha zezwolił na tą demonstrację?! Wyraźnie kierowali się w stronę komendy policji. Karolek szybko zatrzasnął okno. Na szczęście jego tata był w domu, ale drugi właśnie był na komendzie. Bał się o niego, w końcu zarabiał więcej. Jakby coś mu się stało, Karolek nie kupiłby sobie najnowszej gry. Karolek bardzo lubił gry.
Ojciec Karolka wyglądał przez okno komendy, popijając poranną kawę. Zauważył rozwścieczony tłum. Z wrażenia opluł swoją najnowszą, różowiutką koszulę kawą. Żadna demonstracja nie była na dziś planowana. A obiecał dziś Karolkowi, że dziś razem pograją, bo w pracy i tak nic nie robi. Lecz świat miał dla niego inne plany. Zbił szybkę i natychmiast nacisnął przycisk kryzysowy. Wiedział, że jeśli są agresywni, posiłki nie przyjadą na pomoc. Tak w zeszłym roku w Belfaście śmierć poniosło kilkanaście osób. Wykonał szybki telefon, precyzując naturę kryzysu. Cała komenda była już na nogach. Tatuś zabrał z półki karabin maszynowy M249, rozstawił w oknie i wycelował w tłum. Podobnie uczynili inni służbiści. Tymczasem oficer dyżurny uzbroił się w megafon i starał się przemówić do tłumów.
- Demonstracja jest nielegalna. NATYCHMIAST rozejdźcie się i zawróćcie do waszej dzielnicy, albo będziemy zmuszeni użyć siły. Zakłócanie spokoju i uczestnictwo w demonstracji jest przestępstwem karanym... - kontynuował, lecz nikt go nie słuchał - jeśli zbliżycie się poza mur wytyczający obszar komendy, mamy prawo otworzyć ogień.
Rozwścieczony tłum mu odpowiadał. Skandowali - Wypuśćcie naszych braci! Dajcie nam wrócić do naszej ojczyzny! Niech runą mury getta! - na komendę posypały się kamienie i butelki. Demonstranci podpalili kilka samochodów, rwali bruk, wybijali szyby, dając upust swojej wściekłości i bezsilności. W oddali słychać było syreny. To nadjeżdzały wozy specjalnych jednostek, powołanych do rozwiązywania takich właśnie sytuacji. Potężne ciężarówki odcięły tłum od komendy - jak i odcięli i m drogę powrotu do getta. Byli teraz otoczeni, bez drogi powrotnej. Ubrani na czarno, uzbrojeni w pałki i tarcze policyjne funkcjonariusze zbliżali się miarowym krokiem do tłumu. Na nich także posypały się cegły i kamienie. Dziki tłum rzucił się do beznadziejnej walki - lecz nie mieli szans. W ruch poszły pięści i pałki. Już leżą na ziemi pierwsi demonstranci, z połamanymi nogami od razów policji, zakuci w imię demokracji za swoje poglądy. Tłum topniał w ciężarówkach, wywożących ów głos sprzeciwu nie wiadomo gdzie. Nastroje bojowe opadły po chwili - demonstranci rzucili się do ucieczki. Nie mieli szans. Sypią się razy na ich plecy, upadają na ziemię, są deptani i poniżani. Wkrótce dołączą do swoich przyjaciół w odosobnieniu.
Abdul Mohammed dopiero gdy wrócił z pracy, odsłuchał wiadomość od swojego syna. Rano wyszedł wcześniej do pracy. Dziwne było to, że nie ma jeszcze w domu jedynego jego potomka. Gdy usłyszał głos krewnego, uspokoił się - ale tylko trochę. Coś było nie tak, syn szeptał, a jego słowa nie należały do kojących - lecz do tych, które wstrząsają sercem.
- Tato? Tato... nie wiem, gdzie mnie wiozą... nie mogę chodzić - złamali mi nogę. Pomóż mi. Jedziemy tak już trzy godziny. Jak zauważą, że rozmawiam, zabiją mnie... zabili już Farah. Pomóż, tato!! - Abdul nie wiedział, co zrobić. Wydzwaniał do sąsiadów, znajomych - ojciec Farah miał atak serca. Nie przeżył. Nie wiadomo, czemu nagle miał atak - przecież ostatnio czuł się dobrze. Abdul wiedział. Razem z resztą dzielnicy, postanowili nie czekać już dłużej.
Nazajutrz rano ruszyła kolejna demonstracja. Karolek cieszył się, bo jego ojciec wziął dzisiaj urlop na żądanie. Pozwolił pobawić mu się swoim pistoletem. Nie był naładowany, ale Karolek jakiś czas temu znalazł pełny magazynek. Naładował i udawał, że strzela. Zobaczył demonstrację i wpadł na wspaniały pomysł...
Tymczasem na komendzie od wczoraj stacjonowała jednostka demonstracyjna, gotowa do akcji. Zablokowali ulicę. Demonstracja powoli się zbliżała. Dziś była cicha, zamyślona. Rezolutny Karolek podstawił sobie krzesło do okna. Oparł lufę o parapet. Zauważył Alego. Ali był w jego wieku, kiedyś pobił go w szkole, zanim wprowadzili podział etniczny do szkół. Wspaniały cel. Zwłaszcza że Ali szedł z tyłu. Odbezpieczył broń. Wycelował. To będzie wspaniała zabawa, pomyślał. Pociągnął za spust.
Odgłos wystrzału przerwał poranną ciszę. Ali upadł z krzykiem. Pocisk przebił mu lewy piszczel. Darł się wniebogłosy, więc Karolek z uśmiechem na twarzy strzelił jeszcze raz. I kolejny. I znowu. Tłum pochował się, lecz Karolek już się schował. Jego ojciec stał w pokoju i nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Zza okna zaczęła dobiegać znana pieśń każdemu, kto historii uczył się tej prawdziwej...
- Na drzwiach ponieśli - krzyczał tłum, trzymając biednego Alego na rękach - go Świętojańską, naprzeciw glinom, naprzeciw tankom - zmierzali w stronę jednostki policji. Ojciec Karolka wyjrzał przez okno. Na tę akcję odpowiedziała mu seria broni maszynowej. Samozwańczy mściciel Alego strzelał z pobliskiego minaretu. Tatuś padł na podłogę. Karolek krzyknął i w zawiści odpowiedział kolejnymi strzałami do tłumu - lecz ten tym razem nie pozostał bezsilny. Demonstranci dziś nie przyszli tutaj w pokoju. W stronę komendy poleciały granaty i koktajle mołotowa. Śmierci Alego stała się zadość - Karolek nie należał do najostrożniejszych. Tłum począł strzelać do komendy czym mógł. Mimo swojego wieku, RPG które przyniósł ojciec Abdula w pokrowcu na gitarę spełniło swoje zadanie. Komenda zatrzęsła się od eksplozji, instalacja gazowa została uszkodzona. W budynku wybuchł ogień. Każda akcja powoduje reakcję - z niższych pięter do tłumu zaśpiewała swoją pieśn śmierci seria broni maszynowej. Padają dzieci, starcy, kobiety - lecz demonstrańci nie pozostają dłużni. Ulica zasłana jest ciałami nie tylko policjantów.
Komenda pogrążona jest w chaosie. Tylnim wyjściem wybiegł komendant z kilkoma towarzyszami, poparzony i wystraszony.
- Kto, do kurwy nędzy, strzelił pierwszy?! - ryknął - nasi czy oni?
- To nasi, ale nie z komendy... ktoś postronny. - odpowiedziała mu szeregowa Hela.
- Nasi nigdy nie strzelają pierwsi, nie nauczyli Cię na szkoleniu? - rzucił komendant, dzwoniąc natychmiast do generała całej policji. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.
W Pałacu Równości zebrał się sztab kryzysowy. Generałowie, politycy, PR-owcy, wszyscy dyskutowali nad najlepszym wyjściem z sytuacji, podczas gdy na ulicy nadal trwają walki.
- Nie możemy nie zareagować. Reakcjoniści zaatakowali funkcjonariuszy naszego państwa, publika chce zdecydowanych działań. - rzekł docent nauk socjologicznych.
- Jeśli zdecydowanych - musimy uderzyć w samo getto. A to będzie piekło. - trzeźwo ocenił sytuację generał sił policji.
- Policja nie da sobie z tym rady. Do akcji musi wkroczyć wojsko - gen. Korczuchowski, dowódca sił powietrznych, był zachwycony tym, że coś się dzieje.
- Proponuję, żeby do akcji wkroczyła JSRI. - pan policjant zrzucił z siebie odpowiedzialność, zrzucajac wszystko na elitarną jednostkę specjalną.
- Zgadzam się. Jakiś sprzeciw? - nikt nie odpowiedział.
Wojna teraz wrzała na całego. Wszyscy wiedzieli, że gdy wkroczą do akcji, z getta nie ostanie się kamień na kamieniu. Jednostka Szybkiego Reagowania Ideologicznego była wprost do tego stworzona. Szczególnie kilka lat temu przekonali się krakowscy żydzi, którzy wszyscy przenieśli się dzieki jej działaniom do Abrahama. Nim zapadnie noc, rozpocznie się rajd JSRI w głąb getta. Brzmiało to jak wyrok śmierci dla każdego, kto by miał nieszczęście znaleźć się tam w najbliższym czasie...
ciąg dalszy nastąpi jak wspomniałem - dziękuję za uwagę, teraz możecie nazwać mnie homofobem
Dragomir
Wprowadzenie
Zaczęło się niewinnie.
Wszyscy zostaliśmy oszukani. Jedyne, czego chcieli z początku, to akceptacja dla tego, co środowiska spod znaku tęczowej flagi robią w domowym zaciszu. Potem wytoczyli cięższe działa - żadali legalnych związków, adopcji i wpajania swojej ideologii dzieciom od małego w szkołach. Każdego chcącego się temu przeciwstawić, okrzykiwali faszyzującym homofobem, pozbawionym tolerancji i zrozumienia dla ich inności. Na przestrzeni lat następowała drastyczna przemiana społeczeństwa...
Dziś mamy rok 2074. Masowa indoktrynacja i praca u podstaw wychowuje kolejne pokolenia "wyzwolonych seksualnie", pozbawionych wartości moralnych - bez czci i wiary.
I bez tolerancji. Teraz, kiedy nie są już mniejszością, nie boją się niczego - im podobni opanowali rządy większości krajów i organizacji tak zwanego cywilizowanego świata. Niejako dzięki propagandzie zwanej "Edukacją dla tolerancji" finansowanej z pieniędzy Unii Europejskiej, cały stary kontynent dał się podporządkować tej pladze, poczynając od Szwecji i Holandii, dwóch bastionów tolerancji, gdzie teraz mieszane pary nazywa się zboczeńcami, a wyznawców jakiejkolwiek religii - ciemnymi masami ogłupionymi przez kapłanów. Taka właśnie jest dzisiaj tolerancja.
Nad dawnym Pałacem Kultury w Warszawie dziś powiewa tęczowy sztandar, a sam budynek przemianowano na Pałac Tolerancji i rozbudowano dzięki funduszom z opiekuńczej i wspomagającej w każdym aspekcie Unii. Mieści się tu siedziba V Rzeczypospolitej, diametralnie różniącej się od poprzednich wcieleń polskiej państwowości - dostępu do morza już nie ma, Warmia, Mazury i Śląsk wróciły do "prawdziwych, etnicznych właścicieli" jakim podobno są Niemcy. Ale nie robi to i tak różnicy, gdyż wszystkie państwa członkowskie UE są dziś jak jedność - a ktokolwiek spróbuje się wyrwać, marny jego los. Granice są strzeżone silniej niż w czasach zimnej wojny - front ideologiczny odrodził się na nowo, i Rosja nadal jest po przeciwnej stronie, jednak role się odwróciły...
Sama Warszawa jest polem owej walki. Ludzie wierzący, ludzie nie ogłupieni przez propagandę i pozostający przy naturalnym wzorcu rodziny, pozamykani są w gettach. Niegdyś imigranci sprowadzali się tu z nadzieją o lepsze jutro. Dziś obok siebie żyją Żydzi, Muzułmanie i Chrześcijanie - władze zorganizowały to wprost marząc by się nawzajem pozabijali. I tak z początku było, lecz po jakimś czasie zrozumieli, że mają wspólnego wroga... Oczywiście mogli pojechać gdzie indziej w obrębie wspaniałej wspólnoty państw, lecz tak naprawdę ostatnie bastiony religijności ostały się tylko w Polsce i Irlandii. Wielu nawróciło się na protestantyzm, który akceptuje związki homoseksualne i nie degraduje człowieka w tym wspaniałym ustroju ze względu na religię. Najgorzej mają niechrześcijanie - ci mądrzejsi już dawno pouciekali z Europy, widząc na co się zanosi. Niewielu ich pozostało...lecz pozostali niezłamani.
Część I - Iskra
Komenda policji jak zwykle pracowała leniwie, podobnie jak całe społeczeństwo, które było ogłupione i nastawione jak zegarki. Wysiłek i sport zszedł na dalszy plan, kwiat młodzieży całymi dniami oglądał telewizję czy siedział przy konsoli, komputerze. Rodzice nie mieli dla nich czasu, pracując od rana do nocy. Generalnie zwyczajna policja jedynie monitorowała co się dzieje - a dużo się zwykle niedziało... lecz dzisiejszy dzień był inny.
Już od rana zapowiadał się paskudnie, jak każdy dzień tej jesieni. Czarne chmury zebrały się na niebie, lecz mimo że była niedziela nie smuciło to wiele osób - i tak zostali by w ciepłych domach przed swoimi zestawami kina domowego. Odrapane kamienice w gettcie przerażały każdego, kto musiał przejść niedaleko. Wszak tyle media mówiły o tym, co się tam dzieje, że kto odważyłby się tam zapuścić? Mały Karol wyglądał przez okno. Obudził go jakiś hałas dochodzący z getta. Głośna muzyka gitar i perkusji. "Czy ta hołota nie może posłuchać porządnej muzyki?!" - pomyślał, włączając na swojej wieży płytę z największymi przebojami Britney. Szkoda, że umarła jakiś czas temu - była tak wspaniałą artystką. Lecz prócz ciężkiej muzyki, z innej części getta też dochodziły pewne niepokojące dźwięki. Miarowy odgłos stóp, pokrzykiwania i jakieś pieśni. Wychylił się przez okno. Z islamskiego getta wychodził tłum ludzi z transparentami, nie dając spać zwyczajnym obywatelom. Kto u licha zezwolił na tą demonstrację?! Wyraźnie kierowali się w stronę komendy policji. Karolek szybko zatrzasnął okno. Na szczęście jego tata był w domu, ale drugi właśnie był na komendzie. Bał się o niego, w końcu zarabiał więcej. Jakby coś mu się stało, Karolek nie kupiłby sobie najnowszej gry. Karolek bardzo lubił gry.
Ojciec Karolka wyglądał przez okno komendy, popijając poranną kawę. Zauważył rozwścieczony tłum. Z wrażenia opluł swoją najnowszą, różowiutką koszulę kawą. Żadna demonstracja nie była na dziś planowana. A obiecał dziś Karolkowi, że dziś razem pograją, bo w pracy i tak nic nie robi. Lecz świat miał dla niego inne plany. Zbił szybkę i natychmiast nacisnął przycisk kryzysowy. Wiedział, że jeśli są agresywni, posiłki nie przyjadą na pomoc. Tak w zeszłym roku w Belfaście śmierć poniosło kilkanaście osób. Wykonał szybki telefon, precyzując naturę kryzysu. Cała komenda była już na nogach. Tatuś zabrał z półki karabin maszynowy M249, rozstawił w oknie i wycelował w tłum. Podobnie uczynili inni służbiści. Tymczasem oficer dyżurny uzbroił się w megafon i starał się przemówić do tłumów.
- Demonstracja jest nielegalna. NATYCHMIAST rozejdźcie się i zawróćcie do waszej dzielnicy, albo będziemy zmuszeni użyć siły. Zakłócanie spokoju i uczestnictwo w demonstracji jest przestępstwem karanym... - kontynuował, lecz nikt go nie słuchał - jeśli zbliżycie się poza mur wytyczający obszar komendy, mamy prawo otworzyć ogień.
Rozwścieczony tłum mu odpowiadał. Skandowali - Wypuśćcie naszych braci! Dajcie nam wrócić do naszej ojczyzny! Niech runą mury getta! - na komendę posypały się kamienie i butelki. Demonstranci podpalili kilka samochodów, rwali bruk, wybijali szyby, dając upust swojej wściekłości i bezsilności. W oddali słychać było syreny. To nadjeżdzały wozy specjalnych jednostek, powołanych do rozwiązywania takich właśnie sytuacji. Potężne ciężarówki odcięły tłum od komendy - jak i odcięli i m drogę powrotu do getta. Byli teraz otoczeni, bez drogi powrotnej. Ubrani na czarno, uzbrojeni w pałki i tarcze policyjne funkcjonariusze zbliżali się miarowym krokiem do tłumu. Na nich także posypały się cegły i kamienie. Dziki tłum rzucił się do beznadziejnej walki - lecz nie mieli szans. W ruch poszły pięści i pałki. Już leżą na ziemi pierwsi demonstranci, z połamanymi nogami od razów policji, zakuci w imię demokracji za swoje poglądy. Tłum topniał w ciężarówkach, wywożących ów głos sprzeciwu nie wiadomo gdzie. Nastroje bojowe opadły po chwili - demonstranci rzucili się do ucieczki. Nie mieli szans. Sypią się razy na ich plecy, upadają na ziemię, są deptani i poniżani. Wkrótce dołączą do swoich przyjaciół w odosobnieniu.
Abdul Mohammed dopiero gdy wrócił z pracy, odsłuchał wiadomość od swojego syna. Rano wyszedł wcześniej do pracy. Dziwne było to, że nie ma jeszcze w domu jedynego jego potomka. Gdy usłyszał głos krewnego, uspokoił się - ale tylko trochę. Coś było nie tak, syn szeptał, a jego słowa nie należały do kojących - lecz do tych, które wstrząsają sercem.
- Tato? Tato... nie wiem, gdzie mnie wiozą... nie mogę chodzić - złamali mi nogę. Pomóż mi. Jedziemy tak już trzy godziny. Jak zauważą, że rozmawiam, zabiją mnie... zabili już Farah. Pomóż, tato!! - Abdul nie wiedział, co zrobić. Wydzwaniał do sąsiadów, znajomych - ojciec Farah miał atak serca. Nie przeżył. Nie wiadomo, czemu nagle miał atak - przecież ostatnio czuł się dobrze. Abdul wiedział. Razem z resztą dzielnicy, postanowili nie czekać już dłużej.
Nazajutrz rano ruszyła kolejna demonstracja. Karolek cieszył się, bo jego ojciec wziął dzisiaj urlop na żądanie. Pozwolił pobawić mu się swoim pistoletem. Nie był naładowany, ale Karolek jakiś czas temu znalazł pełny magazynek. Naładował i udawał, że strzela. Zobaczył demonstrację i wpadł na wspaniały pomysł...
Tymczasem na komendzie od wczoraj stacjonowała jednostka demonstracyjna, gotowa do akcji. Zablokowali ulicę. Demonstracja powoli się zbliżała. Dziś była cicha, zamyślona. Rezolutny Karolek podstawił sobie krzesło do okna. Oparł lufę o parapet. Zauważył Alego. Ali był w jego wieku, kiedyś pobił go w szkole, zanim wprowadzili podział etniczny do szkół. Wspaniały cel. Zwłaszcza że Ali szedł z tyłu. Odbezpieczył broń. Wycelował. To będzie wspaniała zabawa, pomyślał. Pociągnął za spust.
Odgłos wystrzału przerwał poranną ciszę. Ali upadł z krzykiem. Pocisk przebił mu lewy piszczel. Darł się wniebogłosy, więc Karolek z uśmiechem na twarzy strzelił jeszcze raz. I kolejny. I znowu. Tłum pochował się, lecz Karolek już się schował. Jego ojciec stał w pokoju i nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Zza okna zaczęła dobiegać znana pieśń każdemu, kto historii uczył się tej prawdziwej...
- Na drzwiach ponieśli - krzyczał tłum, trzymając biednego Alego na rękach - go Świętojańską, naprzeciw glinom, naprzeciw tankom - zmierzali w stronę jednostki policji. Ojciec Karolka wyjrzał przez okno. Na tę akcję odpowiedziała mu seria broni maszynowej. Samozwańczy mściciel Alego strzelał z pobliskiego minaretu. Tatuś padł na podłogę. Karolek krzyknął i w zawiści odpowiedział kolejnymi strzałami do tłumu - lecz ten tym razem nie pozostał bezsilny. Demonstranci dziś nie przyszli tutaj w pokoju. W stronę komendy poleciały granaty i koktajle mołotowa. Śmierci Alego stała się zadość - Karolek nie należał do najostrożniejszych. Tłum począł strzelać do komendy czym mógł. Mimo swojego wieku, RPG które przyniósł ojciec Abdula w pokrowcu na gitarę spełniło swoje zadanie. Komenda zatrzęsła się od eksplozji, instalacja gazowa została uszkodzona. W budynku wybuchł ogień. Każda akcja powoduje reakcję - z niższych pięter do tłumu zaśpiewała swoją pieśn śmierci seria broni maszynowej. Padają dzieci, starcy, kobiety - lecz demonstrańci nie pozostają dłużni. Ulica zasłana jest ciałami nie tylko policjantów.
Komenda pogrążona jest w chaosie. Tylnim wyjściem wybiegł komendant z kilkoma towarzyszami, poparzony i wystraszony.
- Kto, do kurwy nędzy, strzelił pierwszy?! - ryknął - nasi czy oni?
- To nasi, ale nie z komendy... ktoś postronny. - odpowiedziała mu szeregowa Hela.
- Nasi nigdy nie strzelają pierwsi, nie nauczyli Cię na szkoleniu? - rzucił komendant, dzwoniąc natychmiast do generała całej policji. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.
W Pałacu Równości zebrał się sztab kryzysowy. Generałowie, politycy, PR-owcy, wszyscy dyskutowali nad najlepszym wyjściem z sytuacji, podczas gdy na ulicy nadal trwają walki.
- Nie możemy nie zareagować. Reakcjoniści zaatakowali funkcjonariuszy naszego państwa, publika chce zdecydowanych działań. - rzekł docent nauk socjologicznych.
- Jeśli zdecydowanych - musimy uderzyć w samo getto. A to będzie piekło. - trzeźwo ocenił sytuację generał sił policji.
- Policja nie da sobie z tym rady. Do akcji musi wkroczyć wojsko - gen. Korczuchowski, dowódca sił powietrznych, był zachwycony tym, że coś się dzieje.
- Proponuję, żeby do akcji wkroczyła JSRI. - pan policjant zrzucił z siebie odpowiedzialność, zrzucajac wszystko na elitarną jednostkę specjalną.
- Zgadzam się. Jakiś sprzeciw? - nikt nie odpowiedział.
Wojna teraz wrzała na całego. Wszyscy wiedzieli, że gdy wkroczą do akcji, z getta nie ostanie się kamień na kamieniu. Jednostka Szybkiego Reagowania Ideologicznego była wprost do tego stworzona. Szczególnie kilka lat temu przekonali się krakowscy żydzi, którzy wszyscy przenieśli się dzieki jej działaniom do Abrahama. Nim zapadnie noc, rozpocznie się rajd JSRI w głąb getta. Brzmiało to jak wyrok śmierci dla każdego, kto by miał nieszczęście znaleźć się tam w najbliższym czasie...
ciąg dalszy nastąpi jak wspomniałem - dziękuję za uwagę, teraz możecie nazwać mnie homofobem
Dragomir