Witam, coś mi się wydaje, że na tym forum opowiadania to rzecz trochę kulawa. Nie pod względem twórców, ale pod względem ludzi którzy czytają, czyli innymi słowy mało ludzi czyta i komentuje. Jednak chciałbym, aby ktokolwiek ocenił moje opowiadanie (właściwie to ten prolog) i jeżeli znajdzie się choć jedna osoba, która będzie uważała, że warto, abym pisał dalej, tak też zrobię . Jak już wspomniałem, to jest prolog, ale rozdział I mam już ukończony i czeka na wklejenie. Miłego czytania. BTW dawno nie pisałem, więc nie miejcie odrazu do mnie morderczych skłonności za te wypociny x).
[SIZE=12pt]Prolog[/SIZE]
Księżyc jasno oświetlał postać biegnącą górską ścieżką. Nosiła na sobie czarny płaszcz z kapturem zaciągniętym na głowę. Jej oddech był szybki i przerywany, jakby biegła już od dłuższego czasu bez chwili wytchnienia. Raz po raz rzucała szybkie spojrzenia za siebie, jakby obawiała się pogoni, lecz niczego nie dojrzała.
Odrzuciła z głowy kaptur.
Była to ładna dziewczyna o ciemnych, długich włosach i niesamowicie niebieskich oczach, które teraz wpatrywały się w kierunku, z którego przybiegła. Z wyglądu nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Nad prawym barkiem wystawała jej rękojeść miecza, a ramionach trzymała długi, wąski pakunek, ale po chwili położyła go ostrożnie na ziemi. W dole ścieżki bowiem dostrzegła ruch.
- Trzech... - mruknęła sama do siebie.
Uniosła prawą dłoń z palcem wycelowanym w tamtym kierunku, a lewą chwyciła się za wystające przedramię. Stała w takiej pozycji, skupiając w sobie energię, aż w polu widzenia pojawiły się trzy postacie, ubrane na czarno. Na twarzach miały maski. Kiedy tylko podbiegły wystarczająco blisko, dziewczyna krzyknęła zaklęcie:
- Souyero!
Z jej palca wystrzelił niebieski promień energii, który trafił jednego z zamaskowanych prosto w tors. Ten wydał z siebie krótki krzyk, poczym padł na ziemię w bezruchu. Jego towarzysze nie zareagowali, nie odwrócili się i nic nie powiedzieli, tylko ścigali dalej dziewczynę, która teraz ponownie biegła, ściskając w dłoniach wąski pakunek. Przewidziała tą reakcję, wiedziała, że nie zgubi w ten sposób całego pościgu, ale przynajmniej miała już jednego mniej na głowie. Musi dostarczyć ten pakunek do klasztoru i wykona to zadanie, choćby miało ją to kosztować życie. Ale właśnie w tym momencie nawiedziła ją także myśl, że może równie dobrze je stracić przed wykonaniem zadania. Była już prawie u kresu swoich wytrzymałości, chociaż i tak miała sprawność i wytrzymałość znacznie przewyższającą możliwości przeciętnego człowieka. Była pewna, że ciągle ją ścigają. Nękało ją to, że oni nie są w pełni ludźmi. Raczej czymś w rodzaju ślepych demonów, lub nieumarłych. Nie odczuwali głodu, zmęczenia, lub czegokolwiek innego oprócz woli służenia swojemu panu. Nie było mowy, żeby nagle przestali ją ścigać, lub zaczęli zwalniać. Przeciwnie - dystans między nimi a nią stawał się coraz mniejszy. Jedyna nadzieja w tym, że podczas tego szaleńczego pościgu połamią sobie wszystkie kończyny, co ich z pewnością zwolni, ale na to i tak było niewiele szansy.
Przed sobą ujrzała dosyć wąski, zwodzony most, a jeszcze przed nim całkiem sporą polanę. Poczuła kłucie w klatce piersiowej i zatrzymała się. Teraz wiedziała, że walka od samego początku była nieunikniona, a tym bezsensownym biegiem tylko sama siebie osłabiała. Odrzuciła pakunek przez ramię i zdjęła płaszcz. Teraz wyraźnie było widać, że nosiła na sobie skórzaną zbroję, wzmocnioną dodatkowo na ramionach i klatce piersiowej. Wyjęła miecz z pochwy na plecach i chwyciła tak, żeby ostrze było uniesione ku górze. Sam miecz wyglądał bardzo solidnie, ale był zapewne lekki i bardzo prosty. Bez zbędnych ozdóbek, tylko rękojeść trochę dłuższa niż przeciętne, najzwyklejsza garda i proste ostrze. Można by rzec, że miecz wręcz urzekał swoją prostotą.
- No chodźcie, umarlaki... - powiedziała cicho - Czekam.
Jak na zawołanie z gęstych krzaków wyskoczyło dwóch zamaskowanych napastników. Oboje dzierżyli identyczne miecze, z lekko zakrzywionym ostrzem. Dziewczyna odskoczyła do tyłu, aby uniknąć dwóch zabójczych cięć. Zrobiła szybki krok w prawo i zablokowała kolejne ciosy. Jej przeciwnicy byli szybcy, ale niedokładni. Przy odrobinie szczęścia dadzą jej szansę do ataku. Zrobiła kolejny unik i wtedy to zobaczyła. Jeden z przeciwników był odwrócony do niej plecami przez siłę jego uderzenia, które zmusiło go do pół-obrotu. Drugi, który wykonał niecelne pchnięcie, wylądował za nią i teraz zapewne próbował nawrócić, aby uderzyć jeszcze raz. Musisz to wykorzystać, pomyślała i wykonała cięcie w poprzek pleców tego najbliższego. Jej miecz na ułamek sekundy trafił na coś twardego - zapewne kręgosłup - ale zwiększyła siłę i rozległ się odgłos łamanych kości. Posoka zaczęła barwić naokoło trawę, ale dziewczyna tylko się obróciła, aby nie stracić z oczu ostatniego z napastników, który o dziwo teraz stał spokojnie, lekko przygarbiony. Zapanowała cisza tak, że słyszała jego chrapliwy oddech. Zrobiła kilka kroków do tyłu i potrąciła nogą pakunek, który odrzuciła wcześniej. Podniosła go szybko z ziemi i przycisnęła do siebie lewą ręką. Nie może pozwolić aby to wpadło w ich oślizgłe łapska.
Ostatni umarlak wydał z siebie coś w rodzaju zduszonego wrzasku, poczym rzucił się do przodu, unosząc ostrze nad głową. Zaatakował z niesamowitą siłą, tak, że dziewczyna ledwie utrzymała broń w dłoni. Potem kolejny atak i jeszcze jeden. W tej sytuacji mogła jedynie cofać się i blokować, licząc na szansę do kontruderzenia. Teraz nie widziała nic innego oprócz ostrza swojego przeciwnika w momencie kiedy starała się je zablokować. Nieustannie się cofała, aż natrafiła nogą na coś innego niż ziemię i trawę. Musiała więc być już na moście. To dało jej pewien pomysł. Zaczęła cofać się jeszcze szybciej, nie tracąc z oczu złowrogiej klingi. Kątem oka dostrzegała po obu stronach mocne sznury, podtrzymujące most. Cofnęła się jeszcze o kilka kroków i stanęła, koncentrując się maksymalnie. Szum wody stał się nagle cichy.
Jak na zwolnionym filmie widziała zbliżające się do niej ostrze. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę i wykonała szybki piruet, jednocześnie wyprowadzając poziome cięcie, które rozpłatało gardło złej istocie, wytrąconej z równowagi tym zwodem, a na dodatek wykonanym na ruchomym moście. Trafiony, zaczął się dziko miotać, co spowodowało gwałtowne trzęsienie mostu. Dziewczyna starała się utrzymać za wszelką cenę równowagę, bo obie dłonie miała zajęte. Wtedy nagle krwawiąca postać zatoczyła się niebezpiecznie blisko niej i przechyliła się przez liny. W ostatnim momencie jednak zdołała się uchwycić pakunku. Dziewczyna poczuła mocne szarpnięcie w lewej dłoni i odruchowo pociągnęła do siebie. Rozległ się odgłos dartego materiału i zawartość paczki wyleciała za krawędź mostu razem z kompletnie martwym przeciwnikiem. Dziewczyna wychyliła się równierz, z wyciągniętą ręką, jakby chciała jeszcze pochwycić lecący przedmiot. Na jej twarzy malowało się przerażenie, gdy widziała odbity blask księżycowego światła, a potem gdy usłyszała dwa chlupoty, które sugerowały, że coś wpadło do rwącej wody. Stała tak ciągle, wpatrując się w dół, a w jej głowie kołatała się tylko jedna myśl.
Zawiodła. Sirolei Anng zawiodła.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze.
[SIZE=12pt]Prolog[/SIZE]
Księżyc jasno oświetlał postać biegnącą górską ścieżką. Nosiła na sobie czarny płaszcz z kapturem zaciągniętym na głowę. Jej oddech był szybki i przerywany, jakby biegła już od dłuższego czasu bez chwili wytchnienia. Raz po raz rzucała szybkie spojrzenia za siebie, jakby obawiała się pogoni, lecz niczego nie dojrzała.
Odrzuciła z głowy kaptur.
Była to ładna dziewczyna o ciemnych, długich włosach i niesamowicie niebieskich oczach, które teraz wpatrywały się w kierunku, z którego przybiegła. Z wyglądu nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Nad prawym barkiem wystawała jej rękojeść miecza, a ramionach trzymała długi, wąski pakunek, ale po chwili położyła go ostrożnie na ziemi. W dole ścieżki bowiem dostrzegła ruch.
- Trzech... - mruknęła sama do siebie.
Uniosła prawą dłoń z palcem wycelowanym w tamtym kierunku, a lewą chwyciła się za wystające przedramię. Stała w takiej pozycji, skupiając w sobie energię, aż w polu widzenia pojawiły się trzy postacie, ubrane na czarno. Na twarzach miały maski. Kiedy tylko podbiegły wystarczająco blisko, dziewczyna krzyknęła zaklęcie:
- Souyero!
Z jej palca wystrzelił niebieski promień energii, który trafił jednego z zamaskowanych prosto w tors. Ten wydał z siebie krótki krzyk, poczym padł na ziemię w bezruchu. Jego towarzysze nie zareagowali, nie odwrócili się i nic nie powiedzieli, tylko ścigali dalej dziewczynę, która teraz ponownie biegła, ściskając w dłoniach wąski pakunek. Przewidziała tą reakcję, wiedziała, że nie zgubi w ten sposób całego pościgu, ale przynajmniej miała już jednego mniej na głowie. Musi dostarczyć ten pakunek do klasztoru i wykona to zadanie, choćby miało ją to kosztować życie. Ale właśnie w tym momencie nawiedziła ją także myśl, że może równie dobrze je stracić przed wykonaniem zadania. Była już prawie u kresu swoich wytrzymałości, chociaż i tak miała sprawność i wytrzymałość znacznie przewyższającą możliwości przeciętnego człowieka. Była pewna, że ciągle ją ścigają. Nękało ją to, że oni nie są w pełni ludźmi. Raczej czymś w rodzaju ślepych demonów, lub nieumarłych. Nie odczuwali głodu, zmęczenia, lub czegokolwiek innego oprócz woli służenia swojemu panu. Nie było mowy, żeby nagle przestali ją ścigać, lub zaczęli zwalniać. Przeciwnie - dystans między nimi a nią stawał się coraz mniejszy. Jedyna nadzieja w tym, że podczas tego szaleńczego pościgu połamią sobie wszystkie kończyny, co ich z pewnością zwolni, ale na to i tak było niewiele szansy.
Przed sobą ujrzała dosyć wąski, zwodzony most, a jeszcze przed nim całkiem sporą polanę. Poczuła kłucie w klatce piersiowej i zatrzymała się. Teraz wiedziała, że walka od samego początku była nieunikniona, a tym bezsensownym biegiem tylko sama siebie osłabiała. Odrzuciła pakunek przez ramię i zdjęła płaszcz. Teraz wyraźnie było widać, że nosiła na sobie skórzaną zbroję, wzmocnioną dodatkowo na ramionach i klatce piersiowej. Wyjęła miecz z pochwy na plecach i chwyciła tak, żeby ostrze było uniesione ku górze. Sam miecz wyglądał bardzo solidnie, ale był zapewne lekki i bardzo prosty. Bez zbędnych ozdóbek, tylko rękojeść trochę dłuższa niż przeciętne, najzwyklejsza garda i proste ostrze. Można by rzec, że miecz wręcz urzekał swoją prostotą.
- No chodźcie, umarlaki... - powiedziała cicho - Czekam.
Jak na zawołanie z gęstych krzaków wyskoczyło dwóch zamaskowanych napastników. Oboje dzierżyli identyczne miecze, z lekko zakrzywionym ostrzem. Dziewczyna odskoczyła do tyłu, aby uniknąć dwóch zabójczych cięć. Zrobiła szybki krok w prawo i zablokowała kolejne ciosy. Jej przeciwnicy byli szybcy, ale niedokładni. Przy odrobinie szczęścia dadzą jej szansę do ataku. Zrobiła kolejny unik i wtedy to zobaczyła. Jeden z przeciwników był odwrócony do niej plecami przez siłę jego uderzenia, które zmusiło go do pół-obrotu. Drugi, który wykonał niecelne pchnięcie, wylądował za nią i teraz zapewne próbował nawrócić, aby uderzyć jeszcze raz. Musisz to wykorzystać, pomyślała i wykonała cięcie w poprzek pleców tego najbliższego. Jej miecz na ułamek sekundy trafił na coś twardego - zapewne kręgosłup - ale zwiększyła siłę i rozległ się odgłos łamanych kości. Posoka zaczęła barwić naokoło trawę, ale dziewczyna tylko się obróciła, aby nie stracić z oczu ostatniego z napastników, który o dziwo teraz stał spokojnie, lekko przygarbiony. Zapanowała cisza tak, że słyszała jego chrapliwy oddech. Zrobiła kilka kroków do tyłu i potrąciła nogą pakunek, który odrzuciła wcześniej. Podniosła go szybko z ziemi i przycisnęła do siebie lewą ręką. Nie może pozwolić aby to wpadło w ich oślizgłe łapska.
Ostatni umarlak wydał z siebie coś w rodzaju zduszonego wrzasku, poczym rzucił się do przodu, unosząc ostrze nad głową. Zaatakował z niesamowitą siłą, tak, że dziewczyna ledwie utrzymała broń w dłoni. Potem kolejny atak i jeszcze jeden. W tej sytuacji mogła jedynie cofać się i blokować, licząc na szansę do kontruderzenia. Teraz nie widziała nic innego oprócz ostrza swojego przeciwnika w momencie kiedy starała się je zablokować. Nieustannie się cofała, aż natrafiła nogą na coś innego niż ziemię i trawę. Musiała więc być już na moście. To dało jej pewien pomysł. Zaczęła cofać się jeszcze szybciej, nie tracąc z oczu złowrogiej klingi. Kątem oka dostrzegała po obu stronach mocne sznury, podtrzymujące most. Cofnęła się jeszcze o kilka kroków i stanęła, koncentrując się maksymalnie. Szum wody stał się nagle cichy.
Jak na zwolnionym filmie widziała zbliżające się do niej ostrze. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę i wykonała szybki piruet, jednocześnie wyprowadzając poziome cięcie, które rozpłatało gardło złej istocie, wytrąconej z równowagi tym zwodem, a na dodatek wykonanym na ruchomym moście. Trafiony, zaczął się dziko miotać, co spowodowało gwałtowne trzęsienie mostu. Dziewczyna starała się utrzymać za wszelką cenę równowagę, bo obie dłonie miała zajęte. Wtedy nagle krwawiąca postać zatoczyła się niebezpiecznie blisko niej i przechyliła się przez liny. W ostatnim momencie jednak zdołała się uchwycić pakunku. Dziewczyna poczuła mocne szarpnięcie w lewej dłoni i odruchowo pociągnęła do siebie. Rozległ się odgłos dartego materiału i zawartość paczki wyleciała za krawędź mostu razem z kompletnie martwym przeciwnikiem. Dziewczyna wychyliła się równierz, z wyciągniętą ręką, jakby chciała jeszcze pochwycić lecący przedmiot. Na jej twarzy malowało się przerażenie, gdy widziała odbity blask księżycowego światła, a potem gdy usłyszała dwa chlupoty, które sugerowały, że coś wpadło do rwącej wody. Stała tak ciągle, wpatrując się w dół, a w jej głowie kołatała się tylko jedna myśl.
Zawiodła. Sirolei Anng zawiodła.
Z góry dziękuję za wszelkie komentarze.