Po dłuższej przerwie czas znowu zacząć pisać. Oto moje opowiadanko. Piszcie o wszystkich błędach jakie znaleźliście, bo to dla mnie bardzo ważne.
OCENIAJCIE
Prolog
-Nie, nie, nie, nie… no mówię że nie!!! – krzyknął stary człowiek.
Stary to mało powiedziane, wyglądał jakby zaraz miałby się rozsypać. Przygarbiony, pomarszczony, siwy i oczywiście głuchy starzec, o imieniu Georg.
W pokoju znajdowało się jeszcze pięciu identycznie wyglądających ludzi., którzy obradowali wokół malutkiego stołu. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wyglądało jak muzeum sztuki. Na każdym kawałku ściany znajdował się jakiś obraz lub portret. Największy z nich przedstawiał jeszcze za młodzieńczych lat, około czterdziestoletniego Georga. Na tym malowidle trzyma w ręku nagrodę. Podpis pod portretem brzmi:
„Dla najwybitniejszego znawcy magicznych przedmiotów i artefaktów”.
-Georg przestań. – powiedział spokojnie mężczyzna naprzeciwko. – wszyscy zgodziliśmy się. Nam też nie jest łatwo. To jeszcze dzieciak ale okoliczności były wyjątkowe. Trzech ludzi to nie mało…
- „To nie mało” – krzyknęła oburzona staruszka – trzech ludzi to tragedia , hańba dla tej wioski. Ludzie nie będą czuli się bezpiecznie wiedząc, że ten młodzieniec żyje.
- A ja jednak jestem z Georg’em – powiedział staruszek po lewej – zabić go nie możemy, ale jest inne rozwiązanie.
-Jakie? - zaśpiewali chórem wszyscy.
-Możemy skazać go na wygnanie!
ROZ 1 „Skazaniec”
Reyw biegł ile sił w nogach. Po skazaniu go na wygnanie, poczuł ulgę. Spodziewał się śmierci. Spaprał robotę, może nie spaprał co dał się złapać. Drugie zlecenie a on już tuła się po ciemnym lesie. Jedynych przyjaciół jakich ma obok siebie to jego wierny i zawsze celny łuk, dwa krótkie sejsmitary i oczywiście kołczan napełniony po brzegi strzałami. Niewysoki, czarnowłosy, ubrany w połechtany płaszcz człowiek przemierzał puszczę. Jeden dzień drogi dzieliło go od miasteczka w którym spędził całe życie. Laxio to jedyny dom jaki znał. Bardzo ucieszył się z wiadomości o oddaniu mu broni. Jego wujek Georg bardzo się do tego przyczynił. Zawsze utrzymywali świetny kontakt, aż do incydentu z zabójstwem. Nawet teraz przypomina sobie jego twarz. Oburzenie, zdziwienie i przerażenie odczytał z jego ust. Nie obchodzi go teraz co myślą o nim mieszkańcy wioski. Najgorsze było jednak to, że stracił jedynego(żywego) przyjaciela.
Pierwsze zlecenie jakie wykonał Reyw nie było łatwe. Jako szesnastoletni dzieciak, jego starszy brat kazał zrobić mu coś strasznego. Znęcał się nad nim aby ten zabił swego ojca.
Nie miał matki bo ta umarła podczas porodu. Tata wychowywał go, płacił za jego naukę i szkolenie. Jednak nawet ta najbliższa mu osoba nie była dla niego tak bliska, aby ten oddał za nią życie. Bo prędzej czy później brat zabiłby go. Podduszony przez brata pewnego dnia wziął nóż i zabił jedyną osobę jaka kochał. Nikt nawet nie przypuszczał że zrobił to Reyw. Dlatego orzekli o samobójstwie. Michael(tak miał na imię brat) chciał śmierci ojca celowo. Jako najstarszy syn przejął fortunę rodziny i wyjechał z miasta.
Już j siedemnastoletni Reyw nie miał z czego żyć. Jedyna myśl jaka przychodziła mu do głowy to walka. A to robił jak nie mało kto. Chodząc do szkoły zawsze zostawał dwie godziny po zajęciach. Opłacany przez tatę nauczyciel fechtunku uczył go walki i przetrwania,
Michael też chodził na te zajęcia i był o niebo lepszy od Reyw’a do czasu.
***
Mgła unosiła się kilka stóp nad ziemią. Lekki wietrzyk nie dawał się we znaki. Reyw leżał pod gospodą przykryty kartonem. Poczuł, że ktoś go szturcha w ramie.
- Halo… halo… panie wstawaj – powiedział głośno mężczyzna. Wyglądał identycznie jak Reyw, brudny i poszarpany. Różnił się tylko jedną rzeczą, trzymał w ręku woreczek. Sądząc po brzęku zawartości, musiały to być pieniądze.
- Czego chcesz?! – niegrzecznym tonem zapytał nieznajomego.
-Widzę, że masz broń i jesteś bezdomny.
- Przecież wiem. – odparł Reyw. Wiedział, że coraz bardziej nie lubi gościa.
- Eee… więc ... myślę, że mogło by cię to zainteresować. Płacę bardzo wysoko.
Mały człowiek widząc minę Reyw’a mówił dalej z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Mam dla ciebie robotę. W gospodzie jest pokoju, mieszka tam pewien koleś. Chciałbym abyś go zabił.
- Oczywiście… - odparł Reyw. Chciał tylko coś zjeść, tak bardzo chciał zjeść coś dobrego. Nie obchodziło go ani kim jest mężczyzna ani ile zapłaci mu ten człowieczek. Jedyne co przychodziło mu na myśl to jedzenie.
- Świetnie, oto klucz do tego pokoju. Powinien jeszcze spać dlatego będziesz miał łatwo. A teraz najlepsze. Place z góry. – Dał mu klucz i całe 100 szt. Złota.
Oczywiście ucieszony Reyw wszedł do środka. Gospoda w którym znajdował się, była bardzo dużym i przytulnym budynkiem. Obsługiwało ją dwóch starszych mężczyzn uśmiechających się za lady. Dom miał parter w którym teraz znajdował się i jedno piętro na którym były pokoje do wynajęcia. W jednym takim pokoju mieszkała jego zwierzyna.
Wszedł na górę jak najszybciej mógł.
- Szybko skończy sprawę i będzie jeść- pomyślał Reyw.
Stanął na ładnej wycieraczce pod wskazanym mu pokojem. Ostrożnie wetknął klucz i przekręcił. Zamek brzdęknął, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypem. W nozdrza uderzył zapach potu i palonej trawki. Pokój przypominał legowisko zwierząt syf to odpowiednie określenie. Na łóżku leżały trzy osoby. Na pewno dwie kobiety i mężczyzna.
- Dobra koniec zabawy, wstawać wszyscy!!! – zarył Reyw.
Zamiast szybkiego wykonania rozkazu tylko poruszyli się lekko.
- Jeżeli chcecie żyć to wynoście się z tond. Nasłał mnie na was pewien mężczyzna i głupek zapłacił mi z góry. Nie zabije was ale macie uciekać.
Dwie kobiety ubrały się szybko i stanęły w drzwiach czekając. Mężczyzna wstał i minę miał przerażoną. To Michael patrzył na Reyw’a lekko poruszony tym co ujrzał.
A teraz Cię zabije… - krzyknął Reyw. Bez zastanowienia z rządzą zemsty wyciągnął miecz i wbił się w ciało brata.
Krew tryskała wszędzie. Kobiety rzuciły się na zabójcę, zwalając go z nóg. Dwie minuty później trzy osoby wykrwawiały się na śmierć.
Wychodząc splunął na piękną wycieraczkę.
***
-Nigdy tego nie zapomnę – powiedział do siebie odsłaniając gałąź drzewa i patrząc z dala na miasteczko.
OCENIAJCIE
Prolog
-Nie, nie, nie, nie… no mówię że nie!!! – krzyknął stary człowiek.
Stary to mało powiedziane, wyglądał jakby zaraz miałby się rozsypać. Przygarbiony, pomarszczony, siwy i oczywiście głuchy starzec, o imieniu Georg.
W pokoju znajdowało się jeszcze pięciu identycznie wyglądających ludzi., którzy obradowali wokół malutkiego stołu. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wyglądało jak muzeum sztuki. Na każdym kawałku ściany znajdował się jakiś obraz lub portret. Największy z nich przedstawiał jeszcze za młodzieńczych lat, około czterdziestoletniego Georga. Na tym malowidle trzyma w ręku nagrodę. Podpis pod portretem brzmi:
„Dla najwybitniejszego znawcy magicznych przedmiotów i artefaktów”.
-Georg przestań. – powiedział spokojnie mężczyzna naprzeciwko. – wszyscy zgodziliśmy się. Nam też nie jest łatwo. To jeszcze dzieciak ale okoliczności były wyjątkowe. Trzech ludzi to nie mało…
- „To nie mało” – krzyknęła oburzona staruszka – trzech ludzi to tragedia , hańba dla tej wioski. Ludzie nie będą czuli się bezpiecznie wiedząc, że ten młodzieniec żyje.
- A ja jednak jestem z Georg’em – powiedział staruszek po lewej – zabić go nie możemy, ale jest inne rozwiązanie.
-Jakie? - zaśpiewali chórem wszyscy.
-Możemy skazać go na wygnanie!
ROZ 1 „Skazaniec”
Reyw biegł ile sił w nogach. Po skazaniu go na wygnanie, poczuł ulgę. Spodziewał się śmierci. Spaprał robotę, może nie spaprał co dał się złapać. Drugie zlecenie a on już tuła się po ciemnym lesie. Jedynych przyjaciół jakich ma obok siebie to jego wierny i zawsze celny łuk, dwa krótkie sejsmitary i oczywiście kołczan napełniony po brzegi strzałami. Niewysoki, czarnowłosy, ubrany w połechtany płaszcz człowiek przemierzał puszczę. Jeden dzień drogi dzieliło go od miasteczka w którym spędził całe życie. Laxio to jedyny dom jaki znał. Bardzo ucieszył się z wiadomości o oddaniu mu broni. Jego wujek Georg bardzo się do tego przyczynił. Zawsze utrzymywali świetny kontakt, aż do incydentu z zabójstwem. Nawet teraz przypomina sobie jego twarz. Oburzenie, zdziwienie i przerażenie odczytał z jego ust. Nie obchodzi go teraz co myślą o nim mieszkańcy wioski. Najgorsze było jednak to, że stracił jedynego(żywego) przyjaciela.
Pierwsze zlecenie jakie wykonał Reyw nie było łatwe. Jako szesnastoletni dzieciak, jego starszy brat kazał zrobić mu coś strasznego. Znęcał się nad nim aby ten zabił swego ojca.
Nie miał matki bo ta umarła podczas porodu. Tata wychowywał go, płacił za jego naukę i szkolenie. Jednak nawet ta najbliższa mu osoba nie była dla niego tak bliska, aby ten oddał za nią życie. Bo prędzej czy później brat zabiłby go. Podduszony przez brata pewnego dnia wziął nóż i zabił jedyną osobę jaka kochał. Nikt nawet nie przypuszczał że zrobił to Reyw. Dlatego orzekli o samobójstwie. Michael(tak miał na imię brat) chciał śmierci ojca celowo. Jako najstarszy syn przejął fortunę rodziny i wyjechał z miasta.
Już j siedemnastoletni Reyw nie miał z czego żyć. Jedyna myśl jaka przychodziła mu do głowy to walka. A to robił jak nie mało kto. Chodząc do szkoły zawsze zostawał dwie godziny po zajęciach. Opłacany przez tatę nauczyciel fechtunku uczył go walki i przetrwania,
Michael też chodził na te zajęcia i był o niebo lepszy od Reyw’a do czasu.
***
Mgła unosiła się kilka stóp nad ziemią. Lekki wietrzyk nie dawał się we znaki. Reyw leżał pod gospodą przykryty kartonem. Poczuł, że ktoś go szturcha w ramie.
- Halo… halo… panie wstawaj – powiedział głośno mężczyzna. Wyglądał identycznie jak Reyw, brudny i poszarpany. Różnił się tylko jedną rzeczą, trzymał w ręku woreczek. Sądząc po brzęku zawartości, musiały to być pieniądze.
- Czego chcesz?! – niegrzecznym tonem zapytał nieznajomego.
-Widzę, że masz broń i jesteś bezdomny.
- Przecież wiem. – odparł Reyw. Wiedział, że coraz bardziej nie lubi gościa.
- Eee… więc ... myślę, że mogło by cię to zainteresować. Płacę bardzo wysoko.
Mały człowiek widząc minę Reyw’a mówił dalej z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Mam dla ciebie robotę. W gospodzie jest pokoju, mieszka tam pewien koleś. Chciałbym abyś go zabił.
- Oczywiście… - odparł Reyw. Chciał tylko coś zjeść, tak bardzo chciał zjeść coś dobrego. Nie obchodziło go ani kim jest mężczyzna ani ile zapłaci mu ten człowieczek. Jedyne co przychodziło mu na myśl to jedzenie.
- Świetnie, oto klucz do tego pokoju. Powinien jeszcze spać dlatego będziesz miał łatwo. A teraz najlepsze. Place z góry. – Dał mu klucz i całe 100 szt. Złota.
Oczywiście ucieszony Reyw wszedł do środka. Gospoda w którym znajdował się, była bardzo dużym i przytulnym budynkiem. Obsługiwało ją dwóch starszych mężczyzn uśmiechających się za lady. Dom miał parter w którym teraz znajdował się i jedno piętro na którym były pokoje do wynajęcia. W jednym takim pokoju mieszkała jego zwierzyna.
Wszedł na górę jak najszybciej mógł.
- Szybko skończy sprawę i będzie jeść- pomyślał Reyw.
Stanął na ładnej wycieraczce pod wskazanym mu pokojem. Ostrożnie wetknął klucz i przekręcił. Zamek brzdęknął, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypem. W nozdrza uderzył zapach potu i palonej trawki. Pokój przypominał legowisko zwierząt syf to odpowiednie określenie. Na łóżku leżały trzy osoby. Na pewno dwie kobiety i mężczyzna.
- Dobra koniec zabawy, wstawać wszyscy!!! – zarył Reyw.
Zamiast szybkiego wykonania rozkazu tylko poruszyli się lekko.
- Jeżeli chcecie żyć to wynoście się z tond. Nasłał mnie na was pewien mężczyzna i głupek zapłacił mi z góry. Nie zabije was ale macie uciekać.
Dwie kobiety ubrały się szybko i stanęły w drzwiach czekając. Mężczyzna wstał i minę miał przerażoną. To Michael patrzył na Reyw’a lekko poruszony tym co ujrzał.
A teraz Cię zabije… - krzyknął Reyw. Bez zastanowienia z rządzą zemsty wyciągnął miecz i wbił się w ciało brata.
Krew tryskała wszędzie. Kobiety rzuciły się na zabójcę, zwalając go z nóg. Dwie minuty później trzy osoby wykrwawiały się na śmierć.
Wychodząc splunął na piękną wycieraczkę.
***
-Nigdy tego nie zapomnę – powiedział do siebie odsłaniając gałąź drzewa i patrząc z dala na miasteczko.