- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
Cóż... zastanawiałem się czy dać to opo bo już jakiś czas temu nie otrzymałem wiadomośći od clona czy nadaje się to na stronę. Szczerze to patrząc z dystatnsu na to opo to sam myślę, że nie bo nie ma tu dialogów. Jest to historia Bezia w postaci życiorysu. Tak czy siak mam nadzieję, że komuś z was kto to przeczyta trochę się spodoba.
P.S. Złymi notami sie nie przejmę
Bezimienny pochodził z królewskiego rodu. Jego ojcem był król Myrthany Bern II, który na dzień przed przyjściem na świat jego syna stracił władze na skutek wznieconego przeciw niemu buntu. Król zmarł broniąc się do ostatniego tchu, lecz jego żona wraz z kilkoma ludźmi, tajnym przejściem zdołała uciec i skryła się w małej jaskini, gdzie na świat przyszedł ich potomek. Nie nadano mu imienia. Matka nie była w stanie utrzymać dziecka dlatego też oddała je pod opiekę pewnej rodziny na wsi. Sam zaś nie mogąc żyć z myślą iż straciła swego syna, odebrała sobie życie. I tak” Bezimienny” jak na niego mówiono dorastał na wsi, ucząc się podstawowych czynności farmera. Pracował na polu, zajmował się hodowla bydła i owiec. Jego nowi rodzice : Korn i Leja kochali go jak własnego syna i starali się zapewnić mu jak najlepsze warunki życia i rozwoju. Lecz nie powiedzieli Bezimiennemu o jego pochodzenia dla jego własnego bezpieczeństwa. Jednak pewnego dnia nadeszła długa susza, która spowodowała iż całe pole i cała urodzajna ziemia straciła na swojej wartości. Nie mając dużego wyboru rodzice wraz ze swym synem oddali się w łaski jednego z bogatych kupców. W ten sposób Bezimienny znów trafił do miasta. Pracował jako młodszy pomocnik kupca, nosił jedzenie, biegał w różne strony na polecenie kupca, a nawet zachęcał innych ludzi do kupowania na straganie jego szefa. Sam jednak zawsze był chętny do pracy. Niestety, pewien człowiek, który przyjechał do miasta wykupił większa część straganów wokół stoiska, gdzie pracował Bezimienny i stoisko to upadło. Jeszcze przed ostatecznym końcem kupiec sprzedał Bezimiennego dla podróżnika, który akurat potrzebował młodej osoby do pomocy. Osobnik ten zaglądał w najróżniejsze zakamarki Myrthany. Dzięki niemu Bezimienny poznał wiele ciekawych kultur, nauczył się także czytać i pisać tak jak dzieci w jego wieku uczęszczające do szkoły. Podróżnik nie obdarzył swego młodego pomocnika jakimkolwiek uczuciem, traktował go jak zwykłego chłopca i nie liczył się z jego zdaniem. Pewnego dnia napadli na nich bandyci, zabijając podróżnika i zabierając jego dorobek, zebrali także ze sobą Bezimiennego. I tak chłopiec przez następne kilka lat dorastał wśród bandytów, ucząc się ich technik napadanie na ludzi, oraz sposobu obycia. Śpiewał zbójeckie piosenki przy ognisku, razem z innymi jadł i bawił się. Wtedy też Bezimienny nauczył się posługiwać mieczem oraz łukiem. Strzelał do drzew, nawet z czasem i do zwierząt takich jak chrząszcze czy różnorodne ptaki. Wtedy to zdobył on pierwsze, poważniejsze doświadczenie powalając na ziemię Młodego Ścierwojada. Tak układało się jego życie, do czasu gdy w wieku 13 lat napadł on wraz ze starszymi kolegami na wóz. Wtedy to chłopak po raz pierwszy zabił człowieka, dźgnął mieczem jednego z pasażerów, a jego krew splamiła mu ręce. Ten nie mógł znieść swego czynu i uciekł do lasu. Przez następne kilka dni nie jadł, ani nie pił. Raz, gdy leżał nieopodal drogi, zabrała go pewna kobieta, traktując jako żebraka. W ten sposób po raz kolejny Bezimienny wrócił do miasta. Na początku od razu chciał spotkać się z rodzicami, jednak gdy dowiedział się o tym, że stracili życie w wyniku pożaru załamał się. Stracił całkowicie sens dalszego życia. Dni upływały, jedna za drugą, a życie Bezimiennego beztrosko trwało. Podjął pracę jako młodszy kowal, dzięki czemu nauczył się wyrabiać miecze, topory, a z czasem nawet i zbroje. W tym wieku także rozwinął się fizycznie, urósł, a jego mięśnie stały się większe i mocniejsze. Największym sukcesem było wykucie dla siebie pięknie zdobionego miecza jednoręcznego, któremu nadał nazwę „ Korlejar” na cześć swoich rodziców. Za swoje pensje jakie dostawał od kowala wynajmował mieszkanie, o które w ogóle nie dbał. W wolnym czasie wraz z kilkoma kolegami przechadzał się po mieście szukając czegoś do zmajstrowania. Pewnego dnia chłopcy przechodzili koło jednego domu i postanowili trochę pobroić. Rzucili kamieniami w okna i natychmiast uciekli. Jeden z mieszkańców tego domu wyszedł tylnymi drzwiami i okrążył dzielnicę, wtedy to gdy grupka chłopaków się rozdzieliła, mężczyzna złapał osamotnionego Bezimiennego i zaprowadził go do domu. Jako iż młody kowal nie miał rodziny i nikt by się nie zorientował jego zniknięciem, mężczyzna postanowił zabrać chłopaka na statek. I tak Bezimienny przez kilka następnych lat pracował jako majtek na pokładzie statku transportowego, pływającego od Myrthany do Khorinis – daleko położonej wyspie. Bezimienny szorował pokład, podnosił żagle, wspinał się na Bocianie Gniazdo wypatrując przez lunetę oddalonych statków i portów. Ze względu na wcześniejsze zachowanie, kapitan źle traktował Bezimiennego: poniżał, ubliżał mu, czasem nawet bił i skazywał na najcięższe zadania i prace. Często też gdy kapitan był w złym nastroju wyżywał się na majtku. To samo było z resztą załogi, wszyscy śmiali się z niego nie tylko wtedy, gdy poniżał go kapitan, ale jeszcze śmiali się z jego ubrania, dostawał on najgorsze ubrania zrobione ze strych szmat. Tak właśnie spędzał on czas na statku, często płacząc z powodu okrutnego losu, który go ciągle prześladował. Nieraz w myślach pragnął aby cały statek poszedł na dno nie oszczędzając nikogo. O dziwo ktoś wysłuchał jego próśb i pewnej nocy nastał potężna burza. Błyskawice pojawiały się co chwilę dają znak o swojej sile. Jedna z nich uderzyła w maszt statku, który stanął w płomieniach, wiatr rozpętał się i szalał tak mocno, że kapitan sterujący statkiem stracił kontrolę i nie mógł wykierować do niedaleko położonego portu. Statek kołysał się we wszystkie strony aż rozbił się o wielką skałę. Kadłub pękł na dwie części i statek zatonął. Chodź Bezimienny chciał wtedy umrzeć to nie zbadana siła sprawiła, że ocalał. Morze wyrzuciło go na brzeg wyspy. Znajdował się na niej port, zajmujący połowę wybrzeża miasta. Majtek wykrztusił z siebie część wypitej wody i oprzytomniał. Przez chwilę rozglądał się wokół aż jego wzrok stanął na dużej tablicy z napisem” WITAJCIE W KHORINIS” Tak oto Bezimienny trawił do Khorinis, dużej i osamotnionej wyspy. Było to jeszcze przed rozbudowaniem Dzielnicy Portowej i długo przed pojawieniem się palladynów i powstaniem Górnego Miasta. Bezimienny był już pełnoletni więc zaciągnął się do Straży Miejskiej. Pilnował on porządku w mieście, lecz najczęściej był wysyłany na zwiady poza mury miasta. Bezimienny wraz z małą grupą strażników wyruszyła na jedna z farm by pobrać czynsz, lecz w drodze do gospodarstwa nie potrzebnie skręcili w las, gdzie napadło na nich stado wilków. Wszyscy polegli od wściekłych zwierząt. Jedynie strażnik Bezimienny przeżył, rzucając ię do rzeki, prowadzącej do wodospadu. Po całym tym zdarzeniu był on kompletnie wyczerpany i bez sił. Przez ostatnią walkę, w której nieomalże by zginął, stracił prawie wszystkie umiejętności. Od tej pory pracował jako niewolnik w kopalni najemników. Te lata były najgorsze z całego jego życia. Wiecznie poniżany, bity i skazywany na najcięższe prace Bezimienny stracił resztę swoich zdolności. Posiłek składający się z jednej kromki chleba i dzbanka wody dostawali raz dziennie, a ciężką pracę wykonywał cały dzień. Lecz pewnego dnia nastąpił przełom. Obóz Najemników został zaatakowany przez Strażników Miejskich. Tak wreszcie Bezimienny uwolnił się spod niewoli najemników lecz jak się niedługo okazało znów trafił do niewoli. Gdyż atak na najemników nie zorganizował burmistrz miasta a bogaty magnat, który potrzebował niewolników do pracy. Chodź znów jako niewolnik Bezimienny czuł się lepiej, jako iż wyznaczył się odwagą podczas uwolnienia niewolników z kopalni, biorąc udział w walce wszyscy darzyli go większym niż na niewolnika przystało szacunkiem. Lecz pewnego razu Bezimienny zobaczył jak ów magnat poniża i bije jednego, młodego niewolnika. Nie mogąc znieść tego widoku rzucił się na magnata. W ten sposób narobił sobie jeszcze większej biedy. Został skazany na śmierć.
Jak już dobrze wiemy egzekucja miała się odbyć w poł części Khorinis.
Dalszą cześć jednak już znacie...
P.S. Złymi notami sie nie przejmę
Bezimienny pochodził z królewskiego rodu. Jego ojcem był król Myrthany Bern II, który na dzień przed przyjściem na świat jego syna stracił władze na skutek wznieconego przeciw niemu buntu. Król zmarł broniąc się do ostatniego tchu, lecz jego żona wraz z kilkoma ludźmi, tajnym przejściem zdołała uciec i skryła się w małej jaskini, gdzie na świat przyszedł ich potomek. Nie nadano mu imienia. Matka nie była w stanie utrzymać dziecka dlatego też oddała je pod opiekę pewnej rodziny na wsi. Sam zaś nie mogąc żyć z myślą iż straciła swego syna, odebrała sobie życie. I tak” Bezimienny” jak na niego mówiono dorastał na wsi, ucząc się podstawowych czynności farmera. Pracował na polu, zajmował się hodowla bydła i owiec. Jego nowi rodzice : Korn i Leja kochali go jak własnego syna i starali się zapewnić mu jak najlepsze warunki życia i rozwoju. Lecz nie powiedzieli Bezimiennemu o jego pochodzenia dla jego własnego bezpieczeństwa. Jednak pewnego dnia nadeszła długa susza, która spowodowała iż całe pole i cała urodzajna ziemia straciła na swojej wartości. Nie mając dużego wyboru rodzice wraz ze swym synem oddali się w łaski jednego z bogatych kupców. W ten sposób Bezimienny znów trafił do miasta. Pracował jako młodszy pomocnik kupca, nosił jedzenie, biegał w różne strony na polecenie kupca, a nawet zachęcał innych ludzi do kupowania na straganie jego szefa. Sam jednak zawsze był chętny do pracy. Niestety, pewien człowiek, który przyjechał do miasta wykupił większa część straganów wokół stoiska, gdzie pracował Bezimienny i stoisko to upadło. Jeszcze przed ostatecznym końcem kupiec sprzedał Bezimiennego dla podróżnika, który akurat potrzebował młodej osoby do pomocy. Osobnik ten zaglądał w najróżniejsze zakamarki Myrthany. Dzięki niemu Bezimienny poznał wiele ciekawych kultur, nauczył się także czytać i pisać tak jak dzieci w jego wieku uczęszczające do szkoły. Podróżnik nie obdarzył swego młodego pomocnika jakimkolwiek uczuciem, traktował go jak zwykłego chłopca i nie liczył się z jego zdaniem. Pewnego dnia napadli na nich bandyci, zabijając podróżnika i zabierając jego dorobek, zebrali także ze sobą Bezimiennego. I tak chłopiec przez następne kilka lat dorastał wśród bandytów, ucząc się ich technik napadanie na ludzi, oraz sposobu obycia. Śpiewał zbójeckie piosenki przy ognisku, razem z innymi jadł i bawił się. Wtedy też Bezimienny nauczył się posługiwać mieczem oraz łukiem. Strzelał do drzew, nawet z czasem i do zwierząt takich jak chrząszcze czy różnorodne ptaki. Wtedy to zdobył on pierwsze, poważniejsze doświadczenie powalając na ziemię Młodego Ścierwojada. Tak układało się jego życie, do czasu gdy w wieku 13 lat napadł on wraz ze starszymi kolegami na wóz. Wtedy to chłopak po raz pierwszy zabił człowieka, dźgnął mieczem jednego z pasażerów, a jego krew splamiła mu ręce. Ten nie mógł znieść swego czynu i uciekł do lasu. Przez następne kilka dni nie jadł, ani nie pił. Raz, gdy leżał nieopodal drogi, zabrała go pewna kobieta, traktując jako żebraka. W ten sposób po raz kolejny Bezimienny wrócił do miasta. Na początku od razu chciał spotkać się z rodzicami, jednak gdy dowiedział się o tym, że stracili życie w wyniku pożaru załamał się. Stracił całkowicie sens dalszego życia. Dni upływały, jedna za drugą, a życie Bezimiennego beztrosko trwało. Podjął pracę jako młodszy kowal, dzięki czemu nauczył się wyrabiać miecze, topory, a z czasem nawet i zbroje. W tym wieku także rozwinął się fizycznie, urósł, a jego mięśnie stały się większe i mocniejsze. Największym sukcesem było wykucie dla siebie pięknie zdobionego miecza jednoręcznego, któremu nadał nazwę „ Korlejar” na cześć swoich rodziców. Za swoje pensje jakie dostawał od kowala wynajmował mieszkanie, o które w ogóle nie dbał. W wolnym czasie wraz z kilkoma kolegami przechadzał się po mieście szukając czegoś do zmajstrowania. Pewnego dnia chłopcy przechodzili koło jednego domu i postanowili trochę pobroić. Rzucili kamieniami w okna i natychmiast uciekli. Jeden z mieszkańców tego domu wyszedł tylnymi drzwiami i okrążył dzielnicę, wtedy to gdy grupka chłopaków się rozdzieliła, mężczyzna złapał osamotnionego Bezimiennego i zaprowadził go do domu. Jako iż młody kowal nie miał rodziny i nikt by się nie zorientował jego zniknięciem, mężczyzna postanowił zabrać chłopaka na statek. I tak Bezimienny przez kilka następnych lat pracował jako majtek na pokładzie statku transportowego, pływającego od Myrthany do Khorinis – daleko położonej wyspie. Bezimienny szorował pokład, podnosił żagle, wspinał się na Bocianie Gniazdo wypatrując przez lunetę oddalonych statków i portów. Ze względu na wcześniejsze zachowanie, kapitan źle traktował Bezimiennego: poniżał, ubliżał mu, czasem nawet bił i skazywał na najcięższe zadania i prace. Często też gdy kapitan był w złym nastroju wyżywał się na majtku. To samo było z resztą załogi, wszyscy śmiali się z niego nie tylko wtedy, gdy poniżał go kapitan, ale jeszcze śmiali się z jego ubrania, dostawał on najgorsze ubrania zrobione ze strych szmat. Tak właśnie spędzał on czas na statku, często płacząc z powodu okrutnego losu, który go ciągle prześladował. Nieraz w myślach pragnął aby cały statek poszedł na dno nie oszczędzając nikogo. O dziwo ktoś wysłuchał jego próśb i pewnej nocy nastał potężna burza. Błyskawice pojawiały się co chwilę dają znak o swojej sile. Jedna z nich uderzyła w maszt statku, który stanął w płomieniach, wiatr rozpętał się i szalał tak mocno, że kapitan sterujący statkiem stracił kontrolę i nie mógł wykierować do niedaleko położonego portu. Statek kołysał się we wszystkie strony aż rozbił się o wielką skałę. Kadłub pękł na dwie części i statek zatonął. Chodź Bezimienny chciał wtedy umrzeć to nie zbadana siła sprawiła, że ocalał. Morze wyrzuciło go na brzeg wyspy. Znajdował się na niej port, zajmujący połowę wybrzeża miasta. Majtek wykrztusił z siebie część wypitej wody i oprzytomniał. Przez chwilę rozglądał się wokół aż jego wzrok stanął na dużej tablicy z napisem” WITAJCIE W KHORINIS” Tak oto Bezimienny trawił do Khorinis, dużej i osamotnionej wyspy. Było to jeszcze przed rozbudowaniem Dzielnicy Portowej i długo przed pojawieniem się palladynów i powstaniem Górnego Miasta. Bezimienny był już pełnoletni więc zaciągnął się do Straży Miejskiej. Pilnował on porządku w mieście, lecz najczęściej był wysyłany na zwiady poza mury miasta. Bezimienny wraz z małą grupą strażników wyruszyła na jedna z farm by pobrać czynsz, lecz w drodze do gospodarstwa nie potrzebnie skręcili w las, gdzie napadło na nich stado wilków. Wszyscy polegli od wściekłych zwierząt. Jedynie strażnik Bezimienny przeżył, rzucając ię do rzeki, prowadzącej do wodospadu. Po całym tym zdarzeniu był on kompletnie wyczerpany i bez sił. Przez ostatnią walkę, w której nieomalże by zginął, stracił prawie wszystkie umiejętności. Od tej pory pracował jako niewolnik w kopalni najemników. Te lata były najgorsze z całego jego życia. Wiecznie poniżany, bity i skazywany na najcięższe prace Bezimienny stracił resztę swoich zdolności. Posiłek składający się z jednej kromki chleba i dzbanka wody dostawali raz dziennie, a ciężką pracę wykonywał cały dzień. Lecz pewnego dnia nastąpił przełom. Obóz Najemników został zaatakowany przez Strażników Miejskich. Tak wreszcie Bezimienny uwolnił się spod niewoli najemników lecz jak się niedługo okazało znów trafił do niewoli. Gdyż atak na najemników nie zorganizował burmistrz miasta a bogaty magnat, który potrzebował niewolników do pracy. Chodź znów jako niewolnik Bezimienny czuł się lepiej, jako iż wyznaczył się odwagą podczas uwolnienia niewolników z kopalni, biorąc udział w walce wszyscy darzyli go większym niż na niewolnika przystało szacunkiem. Lecz pewnego razu Bezimienny zobaczył jak ów magnat poniża i bije jednego, młodego niewolnika. Nie mogąc znieść tego widoku rzucił się na magnata. W ten sposób narobił sobie jeszcze większej biedy. Został skazany na śmierć.
Jak już dobrze wiemy egzekucja miała się odbyć w poł części Khorinis.
Dalszą cześć jednak już znacie...