Powrót do Khorinis

Robhar II

Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
182
EPIZOD I

- Zamek na horyzoncie kapitanie!
Krzyknął Jorgan widząc, że cel podróży jest już bliski. Przemierzając dolinę ekspedycja widziała tylko wyjałowioną ziemię i zgliszcza, marną namiastkę tej kiedyś pięknej krainy. Magiczna bariera wszystko spaliła. Po około dwóch godzinach marszu dotarli do dawnej fortyfikacji, kapitan najlepszym rycerzom rozkazał przeprowadzić zwiad i przeszukać zamek. W tym czasie reszta grupy chciała odpocząć po długiej wędrówce i rozbiła obóz. Po trzech godzinach rycerze wrócili i zdali raport:
- Jak wygląda sytuacja? - zapytał Garond
- Beznadziejnie kapitanie, w zamku nie ma żadnych zapasów, ani krzty rudy, której się spodziewaliśmy.
- Znaleźliśmy parę skrzyń starych koców, połamanych mieczy i zardzewiałego żelaza oraz sześć zwęglonych trupów.
- Cholera, to pewnie te psy ze starego obozu, po upadku bariery zabrały całą rudę! A niech to szlag!
- A, w jakim stanie znajdują się budynki, nadają się do zamieszkania?
- Są nienaruszone, Sir.
- Kapitan po dłuższej chwili namysłu powiedział:
- A, więc dobrze, Fajeth zabierz wszystkich kopaczy i zamknij ich w celach, Keroloth, ty i twój oddział naprawicie i zamkniecie bramę, Engor zajmij się zapasami, Tandor znajdź kowala i zajmijcie się produkcją broni, a ty Silvestro weź paru ludzi i dokładnie przeszukaj zamek.
- Oric ty zaś chodź ze mną do sali tronowej, musimy opracować strategię naszych dalszych posunięć.
Na co wszyscy zgodnym głosem odpowiedzieli:
- Tak jest Sir!
Wszyscy oprócz kopaczy, którzy najwyraźniej nie byli zadowoleni ze swojego nowego lokum. Następnego dnia wszystko powoli wracało do normy, każdy miał jakieś zajęcie. Garond kazał wezwać Silvestra, Fajetha i Marcosa.
- Dzisiaj zabierzecie ze sobą kretów i wyruszycie do kopalni po rudę.
- Oric przydzieli wam odpowiednie wyposażenie i obstawę, dowiecie się również od niego do jakich kopalni macie się udać.
Po południowym posiłku, grupy Fajetha i Silvestra udały się w stronę starej wieży, a Marcos powędrował do starej kopalni.
Nagle na żołnierzy ze zbocza wulkanu, niczym grom z jasnego nieba, spadło stado smoczych zębaczy.
Rycerze wyjęli Święte Katy i przygotowali się do walki.
Mimo, iż nie mieli szans, rzucili się do boju z imieniem Innosa na ustach. Walczyli zacięcie, spadał cios za ciosem, zębacz za zębaczem, ale wrogów ciągle przybywało. Rycerze zostali otoczeni i czekali na śmierć, gdy nagle nad ich głowami przeleciała kula ognia i trafiła w sam środek zębaczy. To był Milten, rycerze odzyskali wiarę i zapał do walki. Pokonanie monstrów było tylko kwestią czasu. Mag ognia przywołał jeszcze golema, który skutecznie odpierał ataki potworów. Po kilku minutach sprawa zębaczy była zakończona, wtem Fajeth zapytał Miltena:
- Ale skąd do diabła wiedziałeś, że potrzebujemy pomocy?
- Przed waszym wyruszeniem rzuciłem na was geas, dzięki któremu wiedziałem, co się z wami dzieje.
- Czemu ja cholera nic o tym nie wiedziałem?!
- Z polecenia Garonda.
Fajeth nie był zadowolony, ale nie mógł się sprzeciwić rozkazom.
- Acha, a tak w ogóle to dzięki.
- Nie ma za co.
Mag odpowiedział i przeteleportował się do zamku, a ekspedycja kontynuowała podróż.
Fajeth i Silvestro rozdzielili się nieopodal starej wieży strażniczej. Wszyscy dotarli do wyznaczonych kopalni, rozbili obozy i zaczęli wydobycie.
Grupa Marcosa bez problemów dostała się do starej kopalni, w której zastali już zbudowany obóz i zawaloną jaskinię. Nieopodal tylko kręciły się pojedyncze zębacze, co rycerzom wydało się dziwne, bo zębacze przecież to zwierzęta stadne.
Tak mijały dni, spokojnie i sielankowo, zamek został doprowadzony do porządku i wreszcie nadawał się do użytku. Nic nie zwiastowało nadchodzącego niebezpieczeństwa.

EPIZOD II

Nagle z hukiem do komnaty Garonda wpadł Milten z wyrazem przerażenia na twarzy.
- O co chodzi Miltenie? Czy coś się stało?
- Ta-ta-tak! - wykrztusił zasapany
- Co takiego?
- Co takiego!? Do doliny zbliżają się galery ORKÓW!!
- Co?! Jesteś pewien?!
- Tak panie, dzisiaj podczas moich medytacji ujrzałem to. Innos zesłał mi tę wizję!
- I jestem pewien, że nie przybywają tu z misją pokojową!
Garond bez chwili namysłu rzekł:
- Wezwać mi tu natychmiast Udara i Jorgena!
Po krótkiej chwili obaj się zjawili.
- Jorgenie weź swoich najlepszych zwiadowców i udaj się nad morze. Codziennie przysyłaj do mnie posłańca z wieściami o aktualnej sytuacji.
- Tak jest panie!
- Udarze, a ty z kolei zmobilizuj wszystkich kuszników i obstawcie mury.
- Rozkaz!
Po chwili zwiadowców już nie było w zamku, a na murach stali strzelcy.
Mijały dni, a nad brzegiem morza nic się nie działo. Garond chciał wezwać Miltena i upewnić się czy jego słowa to prawda, gdy nagle do pokoju wszedł Jorgan, był cały poraniony i we krwi. Widać było, że ledwo trzyma się na nogach, ale zanim upadł, wypowiedział jedno słowo:
- Orkowie.
Garond zaraz nakazał go zanieść do Miltena, aby ten go uzdrowił, a sam poddał się rozmyślaniom.
W pewnej chwili powiedział:
- Czy mamy jakieś wiadomości od kopaczy?
- Nie. - odrzekł Oric
- Wysłać posłańca do Lorda Hagena z wieściami o naszej sytuacji i o zbliżających się orkach. Zmobilizować wszystkich żołnierzy i rycerzy, wydać broń i pancerze, zwiększyć straże na zamku, umocnić bramę. I przygotować się do walki. - dodał jeszcze załamanym głosem
Po trzech dniach od przybycia Jorgena do zamku, na horyzoncie zauważono zieloną skórę małpy z wielkimi toporami. Każdemu serce zaczęło bić szybciej. W niedługim czasie orkowie podeszli pod zamek, lecz go nie próbowali atakować. Wszystkim zdało się to dziwne. Ten stan trwał przez wiele dni, aż pewnej nocy całym zamkiem zatrzęsło i wszyscy usłyszeli straszny huk, nikt nie wiedział, co się stało.
Garond zerwał się z tronu, wybiegł na plac i zapytał Kerolotha:
- Co się do cholery dzieje?!
- To orkowie próbowali zburzyć mur, ale konstrukcja widocznie jest bardziej solidna niż na to wygląda.
- Został zniszczony tylko fragment górnych umocnień.
- Innos nad nami czuwa. - odpowiedział Garond
- Zabić każdego orka, który zbliży się do murów na 10 metrów! Zrozumiano?
- Tak jest Sir!
Po tym wydarzeniu orkowie zaczęli szturmować zamek próbując wspinać się po taranie, byli jednak zbyt ciężcy i nie mogli się wdrapać po taranie, a poza tym Udar był jednym z najlepszych kuszników w Myrtanie i eliminował każdego wroga, który podszedł za blisko.
Przy takim stanie rzeczy, ani orkowie nie mogli dostać się do zamku, ani ludzie nie mogli z niego się wydostać.
Garond wezwał do siebie Miltena:
- Sporządź jak najwięcej mikstur szybkości.
- Tak panie, ale ziół mi starczy na jedynie pięć.
- Cholera, czy wszystko musi mi się komplikować!?
- Możesz odejść Miltenie.
Dowódca rzekł do Orica zdenerwowanym i drżącym głosem:
- Oricu, musisz co trzy dni wysyłać jednego posłańca do Lorda Hagena.
- Panie, ale zostało nam tylko trzech.
- To wyślij ich!
- Tak jest Sir!


EPIZOD III

Nastała noc. Nadszedł czas zmiany wart i kolacji, wielu żołnierzy padało ze zmęczenia. Edwin skończył jeść jako pierwszy i wyszedł, aby się przewietrzyć nie zamykając za sobą drzwi. Nagle plac zamkowy zapłonął, a do jadalni wdarł się niesamowity żar, było tylko słychać krzyki żołnierzy i odgłos płonącego drewna. Tandor wybiegł na plac z mieczem w rękach myśląc, że to orczy szamani dostali się do zamku, rozejrzał się wszędzie, ale nigdzie nie było orków.
Usłyszał jakby odgłos flagi trzepoczącej na wietrze, spojrzał w górę i krzyknął:
- To smoki!!!
Wszyscy zaczęli uciekać i chować się gdzie tylko mogli, a smoki krążyły nad zamkiem, siejąc popłoch i śmierć.
Większość rycerzy schroniła się w lochach, wśród nich był też kapitan Garond:
- Musimy tu przeczekać aż to się skończy.
Któryś z rycerzy:
- Ale co to jest do cholery? Czym jest to coś, co lata nad nami?
- To są smoki.
- Smoki?!
- Ale co smoki tu robią?!
- Widocznie sprzymierzyły się z orkami, one też są sługami Beliara.
- Ale my z nimi nie mamy szans.
- Musimy skupić naszą energię duchową i odpędzić je stąd siłą Innosa.
- Skupcie się i módlcie do Innosa.
W lochach zabłysło błękitne światło, z upływem czasu obejmowało one coraz większy obszar, aż w końcu aura objęła cały zamek. Smoki uciekały jak poparzone. Wszyscy wiedzieli, że to jeszcze nie koniec, to dopiero początek.

KONIEC
 

keczer

Member
Dołączył
4.9.2004
Posty
88
według mnei naprawde fajne. Ale jest jeden problem- krótkie nieco
 

Robhar II

Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
182
Dalsze części

Wyjdą (mam nadzieje) dalsze częsci tej historii

Proszę o dłuższe posty!! Bo zacznę usuwać i dawać ostrzeżenia
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
opowiadanie jest bardzo fajne mi sie podoba mysle ze powinienes pomyslec nad dalszymi czesciami moja ocena tez wynosi 10/10!!!!
nie wiem czemu inni czepiaja sie ze krotkie jak dla mnie jest w sam raz!!!!!
 

Tytan

New Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
18
Bardzo dobre opowiadanie. Mogłeś je bardziej rozwinąć, a emimo to i tak jest dobre. Moja ocena 8/10.
 
Dołączył
3.1.2005
Posty
69
Opowiadanie jest świetne bardzo mi się podobało myśle że poiwnieneś pomyśleć nad dalszą częścią.Aha i jeszcze jedno bardzo fajny wybrałeś sobie temat.OCENA 10/10
 
Dołączył
3.1.2005
Posty
39
Powiem tylko tyle, że jest na prawde świetne. Bardzo łatwo skopać taki trudny temat, a tobie wyszło jak najlepiej. Podobał mi się pomysł, że orkowie nie mogli wejść po taranie, bo są zaciężcy. Logiczne i pomysłowe!
 
Do góry Bottom