Prolog
Słońce leniwie wstało zza horyzontu, oświetlając krainy swym blaskiem. Ludzie w swych domkach przebudzili się ze swych snów i koszmarów. Wieśniacy wyszli w pole jak codzień o tej porze roku, świadomi bezsensu i beznadziejności swojego istnienia, sprowadzającego się do ciągłej pracy, życia w biedzie i pogardy bogatszych. Drwale i myśliwi, o podobnym znaczeniu, ruszyli w lasy do pracy. By przeżyć w bezlitosnym świecie wymagającym od nich ciągłej produkcji, bez chwili wytchnienia. Różni rzemieślnicy mieli niewiele lepiej; Dobrze żyło się tylko możnowładcom, rycerzom i królom.
Wtedy przyszedł On - odziany w brudne, podarte szaty człowiek, ni to mężczyzna, ni kobieta. Podpierał się na kosturze, chodząc od chaty do chaty, głosząc swe prawdy. A ludzie chętnie słuchali Jego słów; jako że traktowały o nich. Gdy usłyszeli o nim możni, postarali się, by zawisł na sznurze. Wtedy wzburzony lud wyszedł ze swych wiosek, chwytając za różnoraką, prowizoryczną broń. Osadzone na sztorc kosy, motyki, widły, kilofy, topory i myśliwskie łuki przeciwko możnym i ich armiom.
Nie mieli prawa wygrać. Gdy ruszyli na Pagórek Wisielców, na którym szczezł On, zostali zmasakrowani.
I doliny spłynęły krwią niewinnych i ciemiężonych. W akcie rozpaczy robotnicy i chłopi podpalili wyjątkowo suche tego lata pola, łaki i lasy. Płomienie dotarły do bogatych miast i zamków możnych, pochłaniając je w swych ramionach, nie oszczędzając jednak wiosek i osad biednych ludzi. Możni którzy przyczynili się do rzezi spłonęli żywcem razem z podpalaczami. Krew wyparowała z pól w nieba, a płomień na zawsze zmienił oblicze tej ziemi. Nie dlatego, że była spalona i bezludna; dlatego iż jej nie było, albowiem ogień dotarł do mroźnych krain Północy, stopiwszy lodowce; i Woda zniszczyła Płomień, który wyzwolił Wodę. A Woda zalała krainy, sprawiając że niegdysiejsze góry były jedynymi miejscami, gdzie jeszcze coś było. Góry przemieniły się w wyspy, a takich wysepek było kilkadziesiąt, nie połączonych ze sobą w ogóle. Ostała się najwyższa wyżyna znanego świata, zwana Tarilem.
Niestety, spod lodowców wyłoniło się nieznane zło, które uwięzili tam pierwsi władcy tej ziemi; zło, zdolne do chaotycznych zmian, zdolne manipulować prawie wszystkim. Owe zło nie miało postaci materialnej; mimo że to ono stworzyło tę krainę, równie dobrze mogło w mgnieniu oka ją zniszczyć. Nazwane przez ocalałych Erraten Magicae, wciągało w swe szpony kolejne ofiary, opętując ich i tworząc rzeszę swych wyznawców... niegdyś góry, teraz doliny, zapewne ponownie spłyną krwią niewinnych...
Pojawi się jak wymyślę, Rey, bo faktycznie jest to prolog. Ael myślę że będzie na co czekać, jeśli nie wierzycie, to sprawdzcie moje poprzednie wypociny
Pozdrawiam, Dragomir
Słońce leniwie wstało zza horyzontu, oświetlając krainy swym blaskiem. Ludzie w swych domkach przebudzili się ze swych snów i koszmarów. Wieśniacy wyszli w pole jak codzień o tej porze roku, świadomi bezsensu i beznadziejności swojego istnienia, sprowadzającego się do ciągłej pracy, życia w biedzie i pogardy bogatszych. Drwale i myśliwi, o podobnym znaczeniu, ruszyli w lasy do pracy. By przeżyć w bezlitosnym świecie wymagającym od nich ciągłej produkcji, bez chwili wytchnienia. Różni rzemieślnicy mieli niewiele lepiej; Dobrze żyło się tylko możnowładcom, rycerzom i królom.
Wtedy przyszedł On - odziany w brudne, podarte szaty człowiek, ni to mężczyzna, ni kobieta. Podpierał się na kosturze, chodząc od chaty do chaty, głosząc swe prawdy. A ludzie chętnie słuchali Jego słów; jako że traktowały o nich. Gdy usłyszeli o nim możni, postarali się, by zawisł na sznurze. Wtedy wzburzony lud wyszedł ze swych wiosek, chwytając za różnoraką, prowizoryczną broń. Osadzone na sztorc kosy, motyki, widły, kilofy, topory i myśliwskie łuki przeciwko możnym i ich armiom.
Nie mieli prawa wygrać. Gdy ruszyli na Pagórek Wisielców, na którym szczezł On, zostali zmasakrowani.
I doliny spłynęły krwią niewinnych i ciemiężonych. W akcie rozpaczy robotnicy i chłopi podpalili wyjątkowo suche tego lata pola, łaki i lasy. Płomienie dotarły do bogatych miast i zamków możnych, pochłaniając je w swych ramionach, nie oszczędzając jednak wiosek i osad biednych ludzi. Możni którzy przyczynili się do rzezi spłonęli żywcem razem z podpalaczami. Krew wyparowała z pól w nieba, a płomień na zawsze zmienił oblicze tej ziemi. Nie dlatego, że była spalona i bezludna; dlatego iż jej nie było, albowiem ogień dotarł do mroźnych krain Północy, stopiwszy lodowce; i Woda zniszczyła Płomień, który wyzwolił Wodę. A Woda zalała krainy, sprawiając że niegdysiejsze góry były jedynymi miejscami, gdzie jeszcze coś było. Góry przemieniły się w wyspy, a takich wysepek było kilkadziesiąt, nie połączonych ze sobą w ogóle. Ostała się najwyższa wyżyna znanego świata, zwana Tarilem.
Niestety, spod lodowców wyłoniło się nieznane zło, które uwięzili tam pierwsi władcy tej ziemi; zło, zdolne do chaotycznych zmian, zdolne manipulować prawie wszystkim. Owe zło nie miało postaci materialnej; mimo że to ono stworzyło tę krainę, równie dobrze mogło w mgnieniu oka ją zniszczyć. Nazwane przez ocalałych Erraten Magicae, wciągało w swe szpony kolejne ofiary, opętując ich i tworząc rzeszę swych wyznawców... niegdyś góry, teraz doliny, zapewne ponownie spłyną krwią niewinnych...
Pojawi się jak wymyślę, Rey, bo faktycznie jest to prolog. Ael myślę że będzie na co czekać, jeśli nie wierzycie, to sprawdzcie moje poprzednie wypociny
Pozdrawiam, Dragomir