Przenieśmy się w świat średniowiecza, nieustannej walki w magicznym świecie, gdzie przeżycie jest równe z bezwzględnością, światem rządzi zimna stal i drewniane strzały jak i znane tylko niektórym słowa, które omamiały a czasem raniły bardziej niż niejeden cios zadany bronią. Jednak nie wszędzie tak jest, są jeszcze wsie, miasta gdzie cierpienie nie jest jeszcze znane, chociaż w tych czasach to tylko kwestia czasu, aż wojna przyjdzie lub będzie trzeba iść do niej.
Właśnie w jednej z takich błogich krain wychowywał się on- Sagromor, lubił swoje imię chociaż niektórzy uważali je za śmieszne, kiedy dorósł sądził, że to jedna z niewielu rzeczy jaka wyszła jego rodzicom, bo on sam do tego na pewno nie należał.
Wracając do początku, w pewnym miasteczku, po części żyjącym z rolnictwa, żyła rodzina, która składała się z trzech osób, matki ojca i córki, jednak tej nocy, kiedy księżyc bił po oczach czerwonym blaskiem, na świat przyszedł upragniony syn. Nie przejęli się nawet tym, że w momencie narodzenia, rozpętała się burza i uderzył piorun, nie widzieli w tym nic złego. Kiedy wszyscy skończyli już świętować narodziny Sagromora nadszedł czas by go wychować.
Rósł silny i w wieku 4 lat był jednym z najbardziej zróżnicowanych dzieci, jakie kiedykolwiek mieszkańcy widzieli. Potrafił przez kilka dni biegać za wszystkimi, bawić się i radośnie podskakiwać, ale nagle w środku zabawy odwracał się i szedł w stronę drzewa, siadał pod nim i nie było z nim kontaktu, stawał się samotnikiem.
Został wysłany do szkoły, kiedy miał 8 lat, wtedy też zdarzyła się pierwsza tragedia. Wracając z siostrą starszą o 5 lat do domu, bawił się kijem, podrzucał go, uderzał o ziemię, nic szczególnego, jednak zapatrzona w niego dziewczyna nie zauważyła belki leżącej przed nią potknęła się i upadając uderzyła głową w kamień, wtedy to Sagromor, nie zaczął płakać, krzyczeć, chociaż próbować pomóc jak na normalne dziecko przystało, nie, on stał i patrzył jak siostra umiera. Kiedy wydając ostatnie tchnienie, próbowała coś powiedzieć, on spokojnie wrócił do domu i obwieścił:
- Matko, Cirzpisława, umiera właśnie na polu
Po tych słowach poszedł do swojej izdebki i tam już siedział, kiedy rodzice poszli sprawdzić co się stało. Po długim czasie skończyli opłakiwać ukochaną córkę reakcje syna zrzucili na stres, jednak już wtedy Sagromor zaczął odczuwać przyjemność z patrzenia na śmierć.
Po kilku latach stawał się on coraz bardziej dziwny, miał jednego przyjaciela, który zaczął się go bać. Kiedy chodzili razem po polu i napotkali jakiegoś kota lub innego zwierzaka nie zostało mu dużo życia, Radariel próbował powstrzymywać przyjaciela, jednak kiedy zobaczył jak na niego patrzy zrezygnował i z pokorą patrzył, jak kolejne stworzenia giną spod ręki chłopaka.
Kiedy mieli po 17 lat i szli na spacer do lasu, Radariel załatwił wino, jakieś niewiadomego pochodzenia, ale zawsze, postanowił, że się razem napiją i może w końcu zbliży się do Sagromora, może będzie taki jak on, nie przejmujący się niczym, cieszący się tym czym chce.
- Ej chodź, mam to wino które tak bardzo chciałeś- powiedział, Sagromor lub Abaddon- anioł śmierci jak również był nazywany, wstał i bez słowa poszedł w strone lasu, przyjaciel dogonił go i w końcu rozsiedli się pod jakimś drzewem
- Wesz, myślałem nad paroma rzeczami i doszedłem do jednego wniosku, mam już dosć zabijania zwierząt, one nie krzyczą, są małe i nie można z nimi porozmawiać, chcę zabić człowieka- po dłuższym czasie odezwał się popijając wino, Radariel prawie zakrztusił się tym co miał właśnie przełknąć
- Ale jak? Kogo? Kiedy ?
- Jak? Po prostu, mam mój nóż, chcę się przekonać czy jest dobry, kogo? Jeśli na to nie przystaniesz lub jeśli będziesz chciał coś wygadać to ciebie w przeciwnym wypadku mamy jeszcze wielu mieszkańców, kiedy? To jest akurat najprostrze pytanie dzisiaj!
Po tych słowach Abaddonowi zaświeciły się oczy, a w złowieszczym uśmiechu kryła się bezwzględność, widać było że nie żartuje, teraz wybór był tylko jeden jeśli Radariel chciał przeżyć
- Jestem z tobą- powiedział i wbił wzrok w ziemię, chyba będzie miał szanse być jak Sagromor.
:blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink:
a wiec tak to jest jakies takie opowiadanie, ktore zaczelam dzisiaj (a wlasciwie wczoraj bo juz po 12
) pisac, bo mi sie nudzilo, nie wiem czy jest dobre czy tez niekoniecznie, jednak pewnie dalej bede pisac z braku innych tworczych zajec, pytanie tylko czy zamieszczac tutaj kolejne czesci czy sobie odpuscic i nie zasmiecac forum, dlatego w tym momencie prosze o opinie i oceny, jak sie bedzie podobac zobaczycie ciag dalszy, a jeszcze mam kikla pomyslow na rozkrecenie akcji :lol: mam nadzieje ze nie ma bledow i raczej ich nie powinno byc jednak zawsze jakies sie zdarzaja, tak wiec koncze bo i tak pewnie wiekszosc tego nie doczyta, trzymajcie sie 
Właśnie w jednej z takich błogich krain wychowywał się on- Sagromor, lubił swoje imię chociaż niektórzy uważali je za śmieszne, kiedy dorósł sądził, że to jedna z niewielu rzeczy jaka wyszła jego rodzicom, bo on sam do tego na pewno nie należał.
Wracając do początku, w pewnym miasteczku, po części żyjącym z rolnictwa, żyła rodzina, która składała się z trzech osób, matki ojca i córki, jednak tej nocy, kiedy księżyc bił po oczach czerwonym blaskiem, na świat przyszedł upragniony syn. Nie przejęli się nawet tym, że w momencie narodzenia, rozpętała się burza i uderzył piorun, nie widzieli w tym nic złego. Kiedy wszyscy skończyli już świętować narodziny Sagromora nadszedł czas by go wychować.
Rósł silny i w wieku 4 lat był jednym z najbardziej zróżnicowanych dzieci, jakie kiedykolwiek mieszkańcy widzieli. Potrafił przez kilka dni biegać za wszystkimi, bawić się i radośnie podskakiwać, ale nagle w środku zabawy odwracał się i szedł w stronę drzewa, siadał pod nim i nie było z nim kontaktu, stawał się samotnikiem.
Został wysłany do szkoły, kiedy miał 8 lat, wtedy też zdarzyła się pierwsza tragedia. Wracając z siostrą starszą o 5 lat do domu, bawił się kijem, podrzucał go, uderzał o ziemię, nic szczególnego, jednak zapatrzona w niego dziewczyna nie zauważyła belki leżącej przed nią potknęła się i upadając uderzyła głową w kamień, wtedy to Sagromor, nie zaczął płakać, krzyczeć, chociaż próbować pomóc jak na normalne dziecko przystało, nie, on stał i patrzył jak siostra umiera. Kiedy wydając ostatnie tchnienie, próbowała coś powiedzieć, on spokojnie wrócił do domu i obwieścił:
- Matko, Cirzpisława, umiera właśnie na polu
Po tych słowach poszedł do swojej izdebki i tam już siedział, kiedy rodzice poszli sprawdzić co się stało. Po długim czasie skończyli opłakiwać ukochaną córkę reakcje syna zrzucili na stres, jednak już wtedy Sagromor zaczął odczuwać przyjemność z patrzenia na śmierć.
Po kilku latach stawał się on coraz bardziej dziwny, miał jednego przyjaciela, który zaczął się go bać. Kiedy chodzili razem po polu i napotkali jakiegoś kota lub innego zwierzaka nie zostało mu dużo życia, Radariel próbował powstrzymywać przyjaciela, jednak kiedy zobaczył jak na niego patrzy zrezygnował i z pokorą patrzył, jak kolejne stworzenia giną spod ręki chłopaka.
Kiedy mieli po 17 lat i szli na spacer do lasu, Radariel załatwił wino, jakieś niewiadomego pochodzenia, ale zawsze, postanowił, że się razem napiją i może w końcu zbliży się do Sagromora, może będzie taki jak on, nie przejmujący się niczym, cieszący się tym czym chce.
- Ej chodź, mam to wino które tak bardzo chciałeś- powiedział, Sagromor lub Abaddon- anioł śmierci jak również był nazywany, wstał i bez słowa poszedł w strone lasu, przyjaciel dogonił go i w końcu rozsiedli się pod jakimś drzewem
- Wesz, myślałem nad paroma rzeczami i doszedłem do jednego wniosku, mam już dosć zabijania zwierząt, one nie krzyczą, są małe i nie można z nimi porozmawiać, chcę zabić człowieka- po dłuższym czasie odezwał się popijając wino, Radariel prawie zakrztusił się tym co miał właśnie przełknąć
- Ale jak? Kogo? Kiedy ?
- Jak? Po prostu, mam mój nóż, chcę się przekonać czy jest dobry, kogo? Jeśli na to nie przystaniesz lub jeśli będziesz chciał coś wygadać to ciebie w przeciwnym wypadku mamy jeszcze wielu mieszkańców, kiedy? To jest akurat najprostrze pytanie dzisiaj!
Po tych słowach Abaddonowi zaświeciły się oczy, a w złowieszczym uśmiechu kryła się bezwzględność, widać było że nie żartuje, teraz wybór był tylko jeden jeśli Radariel chciał przeżyć
- Jestem z tobą- powiedział i wbił wzrok w ziemię, chyba będzie miał szanse być jak Sagromor.
:blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink: :blink:
a wiec tak to jest jakies takie opowiadanie, ktore zaczelam dzisiaj (a wlasciwie wczoraj bo juz po 12