Pierwszy oddział
Była jesień jak zwykle lało. Nad nasza piękną WaWą, co jakiś czas Ludwaffe robiło jakieś bydło tymi nalotami. A my siedzimy se w tym budyneczku i co jakiś czas szastamy piękne serie z CKM’a oczywiście na wyposażenu mamy tez Bazzoke kilka SMG* i KM*. Ja oczywiście byłem pakerem bo przed wojna dostałem od wujka nowiutkiego Garanda. Siedzimy w tym budynku, gdy nagle jeden z żołnierzy krzyknął
-PANZERY!!(Wyglądał na przerażonego)
-No i?? (Odpowiedziałem trochę podpity dębowym, którego mieliśmy zapas)
Nagle, gdy skapowałem się, o co chodzi wstałem i kazałem wsączać alarm pancerny.
Sam chwyciłem Mojego kochanego M1 Garanda Bazzoke i flaszkę słowackiej wódki do plecaka.
Gdy zobaczyłem, o co biega ze po rynku jeżdżą se jakieś Panzery i Tigery krzknolem.
-Ku***!!! Zabierać Bazzoki i granaty i walić z okien do nich.
Mój rozkaz został szybko wykonany niestety po rozwaleniu dwóch czołgów zobaczyłem ze zaczynają do nas mierzyć stuknięci niemole. Widząc to kazałem zwiewać jak najszybciej.
Pochwili z miejsca gdzie siedzieliśmy przed chwilą nic nie zostało. Zbiegliśmy po schodach byłem zdziwiony ze w takim stanie dąłem rade biegać. Nagle kazałem wyjść jednemu sprawdzić teren. Wyszedł przebiegł 10 m. i dostał serie z STG44. Wybiegliśmy grupą i zaczęliśmy do nich ładować z wszystkiego, co mieliśmy padło nas z, dziesięciu ale to liczyło się, że dostaliśmy się na drugą stronę drogi. Zostałem pilnować dział a chłopcy pobiegli sprawdzić budynek. Ja, co jakiś czas waliłem serie z Garanda na dół i cisnołem parę granatów. Chłopcy po rozpoznaniu stwierdzili ze jeszcze parę kilometrów i ucekniemy z Warszawy w stronę ruskich, którzy się już zbliżali. Wiec podążaliśmy na wschód budynku. Zobaczyłem w pomesczeniu najbardziej wysunetym na wschód parę desek i kilka małych domków i koniec Warszawy a już na horyzoncie było widać wojska Rosyjskie. Wyszliśmy z budynku chronac się ogniem, ale niebyli tam dużo niemoli. Opusciliśmy Warszawę i postanowiliśmy zanocować poza nią ten dzień był tylko zapowiedzią tego, co się miało stać jutro po paru łykach wódki poszedłem spać.
A wiec następnego dnia zostałem obudzony w miły sposób a mianowicie...Z buta okazało się, że to ruscy nas znaleźli. Wzięli nas za niemoli, ale po malej lekcji polskiego uznali za Polaków. Zaprowadzili nas do swojego generała nie pamiętam jak się nazwał jakiś Szakaswos a może Skiskos a już sam nie wiem. Rzekł do mnie po Rusku:
- Dzień dobry panie z skąd przechodzicie??
- Z Warszawy.(Nie zamierzałem mówić za dużo)
- Dziś w nocy ruszymy na Warszawę a widzę ze macie paru ludzi. Mam nadzieje ze ruszycie z nami
- Dobrze ruszymy z wami jutro rano żeby oswobodzić Warszawę z tych szwabskich łap.
- Jutro dostaniecie rozkazy i mapy.
- Tak jest!
Udałem się do swojego odzału i powedzalem ich co nas jutro czeka i kazałem każdemu wyczyścić broń. Ja sam zacząłem pucować swojego Garanda z największym upodobaniem.
Zorjetowalem się ze znalazła nas dywizja pancerna, ponieważ dookoła widzalem same czołgi T34 i inne czołgi ruskie. Do końca dnia nic ciekawego się nie stało. Pozatym ze dostałem trochę wódki od ruskich. Wstaliśmy rano gdzieś koło godziny 5 rano. Udałem się do dowódcy po plan ataku mojego oddziału. Plany dostałem, ale plan był dziwny mój odział miał być przewieszony do miasta w jednym z transporterów opancerzonych. Zebrałem oddzał i już po godzinę siedzieliśmy w transporterze. Ruszyliśmy na Warszawę by wypędzić z tamtond niemoli dookoła słyszałem wystrzały z ruskich czołgów jak i wystrzały niemieckich panzerfausów.
Gdy nagle pocisk panzerfausa uderzył w nasz transporter rozwaliło przednią jego część. Szybko wyskoczyliśmy z pojazdu po małym opatrzeniu sytuacji dobiegliśmy do pierwszych zabudowań zobaczyłem ze obok mnie padł żołnierz z ruska snajpera SVT zabrałem ją i zacząłem walić po niemieckich pozycjach gdy przeczyściłem teren schowałem snajperke i z garandem w ręku zacząlem podchodzić do przodu.....
CDN
Była jesień jak zwykle lało. Nad nasza piękną WaWą, co jakiś czas Ludwaffe robiło jakieś bydło tymi nalotami. A my siedzimy se w tym budyneczku i co jakiś czas szastamy piękne serie z CKM’a oczywiście na wyposażenu mamy tez Bazzoke kilka SMG* i KM*. Ja oczywiście byłem pakerem bo przed wojna dostałem od wujka nowiutkiego Garanda. Siedzimy w tym budynku, gdy nagle jeden z żołnierzy krzyknął
-PANZERY!!(Wyglądał na przerażonego)
-No i?? (Odpowiedziałem trochę podpity dębowym, którego mieliśmy zapas)
Nagle, gdy skapowałem się, o co chodzi wstałem i kazałem wsączać alarm pancerny.
Sam chwyciłem Mojego kochanego M1 Garanda Bazzoke i flaszkę słowackiej wódki do plecaka.
Gdy zobaczyłem, o co biega ze po rynku jeżdżą se jakieś Panzery i Tigery krzknolem.
-Ku***!!! Zabierać Bazzoki i granaty i walić z okien do nich.
Mój rozkaz został szybko wykonany niestety po rozwaleniu dwóch czołgów zobaczyłem ze zaczynają do nas mierzyć stuknięci niemole. Widząc to kazałem zwiewać jak najszybciej.
Pochwili z miejsca gdzie siedzieliśmy przed chwilą nic nie zostało. Zbiegliśmy po schodach byłem zdziwiony ze w takim stanie dąłem rade biegać. Nagle kazałem wyjść jednemu sprawdzić teren. Wyszedł przebiegł 10 m. i dostał serie z STG44. Wybiegliśmy grupą i zaczęliśmy do nich ładować z wszystkiego, co mieliśmy padło nas z, dziesięciu ale to liczyło się, że dostaliśmy się na drugą stronę drogi. Zostałem pilnować dział a chłopcy pobiegli sprawdzić budynek. Ja, co jakiś czas waliłem serie z Garanda na dół i cisnołem parę granatów. Chłopcy po rozpoznaniu stwierdzili ze jeszcze parę kilometrów i ucekniemy z Warszawy w stronę ruskich, którzy się już zbliżali. Wiec podążaliśmy na wschód budynku. Zobaczyłem w pomesczeniu najbardziej wysunetym na wschód parę desek i kilka małych domków i koniec Warszawy a już na horyzoncie było widać wojska Rosyjskie. Wyszliśmy z budynku chronac się ogniem, ale niebyli tam dużo niemoli. Opusciliśmy Warszawę i postanowiliśmy zanocować poza nią ten dzień był tylko zapowiedzią tego, co się miało stać jutro po paru łykach wódki poszedłem spać.
A wiec następnego dnia zostałem obudzony w miły sposób a mianowicie...Z buta okazało się, że to ruscy nas znaleźli. Wzięli nas za niemoli, ale po malej lekcji polskiego uznali za Polaków. Zaprowadzili nas do swojego generała nie pamiętam jak się nazwał jakiś Szakaswos a może Skiskos a już sam nie wiem. Rzekł do mnie po Rusku:
- Dzień dobry panie z skąd przechodzicie??
- Z Warszawy.(Nie zamierzałem mówić za dużo)
- Dziś w nocy ruszymy na Warszawę a widzę ze macie paru ludzi. Mam nadzieje ze ruszycie z nami
- Dobrze ruszymy z wami jutro rano żeby oswobodzić Warszawę z tych szwabskich łap.
- Jutro dostaniecie rozkazy i mapy.
- Tak jest!
Udałem się do swojego odzału i powedzalem ich co nas jutro czeka i kazałem każdemu wyczyścić broń. Ja sam zacząłem pucować swojego Garanda z największym upodobaniem.
Zorjetowalem się ze znalazła nas dywizja pancerna, ponieważ dookoła widzalem same czołgi T34 i inne czołgi ruskie. Do końca dnia nic ciekawego się nie stało. Pozatym ze dostałem trochę wódki od ruskich. Wstaliśmy rano gdzieś koło godziny 5 rano. Udałem się do dowódcy po plan ataku mojego oddziału. Plany dostałem, ale plan był dziwny mój odział miał być przewieszony do miasta w jednym z transporterów opancerzonych. Zebrałem oddzał i już po godzinę siedzieliśmy w transporterze. Ruszyliśmy na Warszawę by wypędzić z tamtond niemoli dookoła słyszałem wystrzały z ruskich czołgów jak i wystrzały niemieckich panzerfausów.
Gdy nagle pocisk panzerfausa uderzył w nasz transporter rozwaliło przednią jego część. Szybko wyskoczyliśmy z pojazdu po małym opatrzeniu sytuacji dobiegliśmy do pierwszych zabudowań zobaczyłem ze obok mnie padł żołnierz z ruska snajpera SVT zabrałem ją i zacząłem walić po niemieckich pozycjach gdy przeczyściłem teren schowałem snajperke i z garandem w ręku zacząlem podchodzić do przodu.....
CDN