w spokojnej ciemności
tak niespokojnie
złe fatum u mnie gości
za grzechy karząc hojnie
anty-ewangelia, zła nowina
pozbawiając bezpieczeństwa
pękła ostatnia awaryjna lina
obdzierając z resztek człowieczeństwa
myśl, dwie, setki, tysiące
niewykorzystane możliwości
zmarnowane szanse jak ogień palące
zwęglają ciało do białej kości
tęsknota za pewnym duchem
którego okryć się chciało
łagodnym śniegu puchem
dotknąć prawdziwe jego ciało
wszystko co jest - obiecać
spontanicznie, pełnią siebie
kolejne pożary wzniecać
być w końcu w niebie
tak niespokojnie
złe fatum u mnie gości
za grzechy karząc hojnie
anty-ewangelia, zła nowina
pozbawiając bezpieczeństwa
pękła ostatnia awaryjna lina
obdzierając z resztek człowieczeństwa
myśl, dwie, setki, tysiące
niewykorzystane możliwości
zmarnowane szanse jak ogień palące
zwęglają ciało do białej kości
tęsknota za pewnym duchem
którego okryć się chciało
łagodnym śniegu puchem
dotknąć prawdziwe jego ciało
wszystko co jest - obiecać
spontanicznie, pełnią siebie
kolejne pożary wzniecać
być w końcu w niebie