Opowieści Z Khorinis

Vendetta

Deathproof
VIP
Dołączył
27.2.2009
Posty
1393
W mieście Khorinis, na wyspie o tej samej nazwie, panował spokój. Raz na jakiś czas było słychać o jakimś biedaku, który, przebrany za farmera, wszedł do miasta.
– Szkoda mi go... – przyglądał się pajączkowi na brudnej dłoni i z ogromnym uśmiechem powtórzył – Szkoda...
Drugi mężczyzna zaśmiał się. Echo rozbrzmiało w jaskini. Oboje siedzieli na skórach zwierząt.
– Znowu to samo – powiedziała drobna kobitka wchodząc do jaskini z łukiem w ręku. - Chodźcie lepiej zobaczyć, co upolowałam.
Robiło się ciemno. Blady i uśmiechnięty poszli za łowczynią. Las był rzadki. Nad nim wznosiły się mury Khorinis.
– Świetnie. Opchniemy jego skórę Bosperowi, czy zaniesiemy do jaskini? Z tego co pamiętam, zaklęcie ochronne Booma nadal działa.
– Dobry pomysł, Nauczycielu. - rzekł nadal uśmiechnięty wielbiciel pająków.
Abi się uśmiechnęła. Wyciągnęła krótki nóż z torby i kucnęła obok truchła cieniostwora. Robiło się coraz ciemniej. Nauczyciel zapalił nowego skręta, a pan z uśmiechem przyglądał się procesowi ściągania skóry.
– Dragomirze, zamiast uśmiechać się, może byś mi pomógł? - odgarnęła ciemne włosy, które widocznie jej przeszkadzały. Wytarła nos w rękaw i nie czekając na odpowiedź kontynuowała.
– A Nauczyciel?
– Właśnie zawstydził Ciphera...
– Ale piękny zachód słońca... - powiedział rzucając skręta. Później robił maślane oczy do Abi.
Po ściągnięciu skóry, Drago zaniósł ją do jaskini. Łowczyni i miłośnik ziela czekali na niego. Kiedy wrócił, pożegnali się. Abi i Nauczyciel poszli w kierunku gospody pod "Martwą Harpią", a Dragomir do Khorinis.
Mieszkał w małym mieszkaniu w porcie. Śmierdziało stęchlizną i wszędzie były pająki.
– Moje dzieci... - powiedział układając się na łóżku.
Pająki wchodziły mu w usta wykrzywione w uśmiechu i w długie czarne włosy.

Poranek na farmie Onara nie należał do najprzyjemniejszych. Zignar obudził się z ogromnym bólem głowy leżąc na Arvenie, który był cały zarzygany.
– Dobry trunek... -rzekł Zig.
– Zaiste, chędogi! - odpowiedział mu Arven, zrzucając przyjaciela z brzucha.
Wstał i zerwał koszulę z leżącego kolegi. Wyarł nią wymiociny. Zig nadal leżał śmiejąc się.
Nie byłoby nic w tym dziwnego, bo tak jest codziennie. Jednakże tym razem ten incydent miał miejsce... na dachu karczmy.
Farma Onara składała się między innymi z karczmy, jego domu i wielkiej klatki, w której uwięziony był wielki troll o imieniu Shawn. Mimo, że oswojony przez Arvena, który był miłośnikiem trolli, pozostawał w zamknięciu.
Mimo tego, że Onar wynajmował najemników, za sznurki pociągał Dudekkss. Jego charakterystyczną cechą było to, że zawsze, jak skończył mówić, ściskał w dłoni medalion Beliara, który był na rzemyku.
Odgarnąwszy długie, ciemne włosy, wyszedł z podłużnego budynku, który służył elicie najemników.
Słońce świeciło mocno. Z oddali było słychać przekleństwa. Cipher jak zwykle rozmawiał z Nauczycielem o sensie w szukaniu sensu, Wilk konwersował z Abi, Arven karmił trolla, Zignar łapał dziewki za tyłki. Jak pięknie być najemnikiem...
– Witaj, Dud. - usłyszał zza pleców. Obrócił się i ujrzał Yeed.
– Witaj, witaj. Słyszałeś, że dwóch najemników spało pijanych na dachu karczmy? - zaśmiał się wódz.
– Tak – odpowiedział mu śmiechem Yeed, drugi, po Dudekkssie w hierarchii najemnik – ciekawe, jak daleko się jeszcze posuną.
– Tak... - Dud zmarszczył brwi.
Razem poszli do tawerny i zamówili po piwie. Kelnerem był Isidro, to była jego kara za znęcanie się nad Shawnem.
– Widzę, że coś cię trapi, przyjacielu. - zaczął Yeed, pociągając duże łyki z kufla.
– Chodzi mi o Booma.
– Co z nim?
– Chyba oszalał na stare lata. Prawie zabił Dragomira, kiedy ostatnio go odwiedzaliśmy. Xardas powiedział, że ma arachnofobię.
– Boom i arachnofobia? - zaśmiał się Yeed.
– Tak się usprawiedliwiał. Sądzę, że mu odbiło.
– Ale mu nic nie zrobił. To był chyba jedyny taki przypadek, tak?
– Nie. Ostatnio jak wracaliśmy z miasta, rzucił jakiś czar na Shawna. Wszyscy się śmiali oprócz parobków.
– Kiedy to było?
– Ty wtedy byłeś u Akila.
– Możliwe. Czemu oprócz parobków?
– Troll zasrał całą klatkę. -pociągnął z kufla Dud.
Yeed zaśmiał się. Stolik obok Fahrenheit kłócił się z Isidro, który podobno naszczał mu do piwa.
– A druga sprawa... Ten podróżnik.
– O kogo ci chodzi?
– Brązowe włosy z kucyki...
– O niego! - przerwał Yeed. - to mój przyjaciel. Wczoraj wieczorem z nim rozmawiałem. Chciał wstąpić w nasze szeregi.
– Znasz go?
– I to jak! Jeszcze za Barierą należał do moich ludzi.
– Gdzie on teraz jest? - jego myrtański akcent i miękki głos doskonale skrywał jego nordyckie korzenie.
– Nie wiem. Chyba Torlof wysłał go na jakąś farmę... Taka próba.
– Rozumiem. No to, co? Chyba pójdę do miasta.
Yeed kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie zważając na bójkę kelnera w zbroi i najemnika, Dud wyszedł z karczmy.
Były generał króla Kacperexa został w karczmie i ryknął na cały głos Vendetta!
Młody najemnik w zbyt dużej zbroi niezbrabnie wbiegł do tawerny i się potknął. Nikt nie zwrócił na to uwagi ze względu, że wszyscy przyglądali się walce. Inaczej zostałby wyśmiany. Jedynie Yeed siedział na swoim miejscu.
– Tak? - spytał Vendetta
– Piwa.
– Nie jestem twoim kelnerem, łach... - Yeed wstał i go uderzył w twarz.
– Owszem, jesteś. - splunął Yeed.
– Pocałuj mnie w d*pę!
Nagle koło Vendetty stawił się Nauczyciel i Arven.
Zasrany dzieciak, za czasów króla Clone'a długo by nie pożył, pomyślał Yeed i usiadł. Mimo niezdarności młokosa, nie dałby sobie rady z nimi trzema.
Młody niezdara miał średniej długości ciemne włosy i zielone oczy.
– Odzywki na poziomie dziesięciolatka, wiadomo, że to Yeed – zaśmiał się Nauczyciel.
– Ciesz się, póki jesteś pupilkiem Króla.
Nau zignorował to. Wyszedł z V i Arvenem. Powrócili do swych codziennych zajęć, innymi słowy palenia, picia i pisania nieatrakcyjnych wierszyków. Codzienną rutynę przerwał najemnikom huk.
Sprawcą huku był oczywiście nekromanta Boom, a raczej jego zalany winem zwój, którego nie umiał do końca odczytać.
– Dud! Gdzie jest Dud?! - wrzasnął stojąc koło kowala przed karczmą.
– W mieście... - powiedział Yeed powoli wychodząc z karczmy.
– Walić Duda. Już nie jestem nekromantą! - krzyknął podniecony Boom.
– Jak to? - podszedł Arven.
– Odkryłem swoje powołanie. Będę bardem!
– Padło mu na mózg – mówili między sobą najemnicy.
– To posłuchajcie tego! - zabrał lutnię jednemu z najemników.

Człowiek Pająk szczy pod nogi
Po przedawkowaniu jego ulubionego wina
A później przyszedł Rangiz
I pił razem z nim
Na-na-na-na-na!
A kiedy Rangiz...​
Jego "śpiew" (o ile to można nazwać śpiewem) został przerwany przez uderzenie pięścią w twarz od Yeeda.
– Naprawdę chcesz być bardem, czy wymyśliłeś nowy sposób tortur? - zaśmiał się generał. Zawtórowały mu śmiechy.
Boom upuścił lutnię i złapał się za krwawiący nos. Sukinsyny, pomyślał, nie doceniają prawdziwej poezji.
Trzódka rozeszła się."Bard" poszedł do obskórnej karczmy i podszedł do lady. Cherlawy facecik wyszczerzył zepsute zęby w ohydnym uśmiechu.
-Czołem, Othis – rzekł Boom
-To co zawsze?
-Tak.
Nalał mu do kufla 1/3 mleka i dopełnił go ryżówką.
-Nie wiem, jak można takie coś pić.
-Próbowałeś kiedyś? - nekromanta uśmiechnął się. Miał jasną, rozczochraną czuprynę.
-Nie przepadam za mlekiem z cycków matki Onara...
-Boom wypluł roztwór, który miał jeszcze w ustach. Otworzył usta, ale Othis mu przerwał.
-Coś ty, żartowałem.
-Sukinsyn.
Były nekromanta chodził w czystej aksamitnej koszuli. Oprócz niej miał oczywiście ciemne lniane spodnie i skórzane buty. Jego prawą dłoń zdobił złoty pierścień z niewątpliwie wartościowym kamieniem. Zupełnie inaczej niż Xardas, który nosił długą, ciemnofioletową szatę. Boom, choć trochę szalony, miał bardzo dobry pomysł na wzbogacenie się. Dzięki dużej wiedzy o alchemii wytwarzał przeróżna pachnidła i sprzedawał je za niemałe sumy w górnym mieście, w Khorinis. Gdyby ludzie wiedzieli, z czego pozyskuje składniki...
***
Dudekkss przechodził obok strażników Khorinis. Patrzyli na niego krzywo, co było normalne. On był "psem Onara", oni "światłymi wojownikami".
Zignorował prośby o darowiznę pewnego maga, który stał nieopodal straganów, niedaleko od bramy. Szedł w kierunku koszarów. Wszedłszy do środka po schodkach napotkał ćwiczących strażników i niewątpliwie ich mentora.
-Witaj, Elessar. - rzekł Dud.
-Ave. Co cię tu sprowadza? - odpowiedział uśmiechając się. Miał inny stosunek do niego niż całe miasto. No, z wyjątkiem paru osób.
-Podróżnik. Nie znam jego imienia, ale przybłąkał się na farmę i chce wstąpić w poczet do naszych ludzi. Był tu, w Khorinis. Słyszałem, że mówił o smokach z Górniczej Doliny.
-Mówił, mówił. Jednakże to są brednie, przecież wiadomo, że...
-Że co? Że smoków już nie ma? - w głosie Duda było czuć nutkę pogardy.
-Nie ma.
-Elessar...
-Wejdź do mojej kwatery. Usiądziemy i porozmawiamy w spokoju.
Elessar krzyknął do strażników, żeby się rozeszli. On i najemnik weszli do niewielkiego, ale przytulnego mieszkania i usiedli przy kominku.
-Elessar, jeśli to prawda, jesteśmy w gównie po uszy. Zarówno wy, jak i my i klasztor. I cała wyspa.
-Co sugerujesz?
-Jeżeli dolinę zajmą smoki, to koniec z rudą. Koniec z rudą oznacza...
-Cholera. Wiem, co oznacza. Masz mnie za głupca?
Oficer straży miejskiej był niższy od Duda. Miał pełną, srebrną zbroję płytowo-kolczugową, a jego napierśnik zdobił herb królewski.
-Oczywiście, że nie. Jeżeli się u was zjawi ten podróżnik, co jest pewne, każ mu iść do Górniczej Doliny. Niech przyniesie dowody.
-Nie mam do tego prawa. Musiałbyś pójść do Lorda Bojana. A zreszta, co taki obdartus zdziała?
-Sam nic. Wyślę kilku moich ludzi. Będą trzymać się z boku i pilnować, żeby nic mu się nie stało.
-Skoro tak mówisz, to czemu nie wyślesz tam tylko swoich ludzi?
-Jeżeli ten podróżnik dostanie się do straży miejskiej, nie będzie miał kłopotów z dogadaniem się z...
-Wersusem.
-Tak, z Wersusem. Moi ludzie nie mieliby nawet wstępu za przełęcz, nie mówiąc już o głównym obozie i kopalniach. - zacisnął dłoń na medalionie Beliara.
-Zobaczymy. Porozmawiaj z Bojanem.
Mężczyźni wymienili uściski dłoni. Dudekkss wyszedł z koszarów. Była już noc, lampy rozświetlały brudne ulice. Najemnik poczuł na twarzy lekki powiew wiatru, który przyniósł z sobą smród zdechłych ryb. Uroki miasta portowego, pomyślał.
***
Poranek na farmie.
-Sukinsyny!!! - rozległ się wrzask ze strony lasu.
Cord, który był najbliżej, pobiegł to źródła płaczu.
-Co się stało? - spytał się pasterza owiec, który płakał na klęczkach.
-Ukradli ją... Ukradli!
-Kogo ukradli?
-Moją Betty! Moja kochaną Betty...
-Człowieku, to tylko owca. Pewnie uciekła. Najwyżej zagryzły ją wilki...
Na te słowa pasterz płakał jeszcze głośniej, jak bobas, którego odsunęli od mamiego cyca.
***
Drzwi do klasztoru otworzyły się. Ukazał się w nich wysoki, lecz chuderlawy mężczyzna z owcą.
Najpierw oddał owcę klasztornemu pastuchowi, a pieniądze (wyłudzone od Lehmara) zaniósł Gorlaxowi, tak, jak kazał mu ten dziwny nowicjusz sprzed klasztoru Innosa.
Poszedł do siwego maga w czerwonej szacie, który stał przed kościołem. Od teraz sprzątał po nowicjuszach, aż do momentu, w którym trzeba było rozdać owczą kiełbasę. Jako, że od dwóch dni nic nie jadł, wchłonął cały przydział nowicjuszy. Był najedzony, lecz za ten incydent został wypędzony z klasztoru. Nie obchodziło go to zbytnio, więc zrzuciwszy szatę, poszedł w kierunku gospody. Minął kaplicę i uciekał przed wilkami.
***
-Abi, Nauczyciel, Arven, Zignar, Vendetta, Isidro. Zawołaj ich. - powiedział Dud i rozsiadł się w fotelu. Był spowrotem na farmie.
-Się robi, szefie. - chrząknął Yeed, po czym wyszedł z pokoju, w którym znajdowały się łózka najemników, krzesła, kufry, kominek i długa ława.
Po kilku minutach szóstka najemników stawiła się przy dowódcy. Yeeda oczywiście nie było. Znowu wykraczał poza swoje kompetencje.
-O co chodzi? - zapytał Zig.
-Idziecie do Górniczej Doliny.
-Co takiego? Wyrzuca nas? O co chodzi? - rozległy się pomrukiwania wśród najemników, którzy stali przy sobie ramię w ramię. Jedynie abi usiadła.
-Nie, nie wyrzucam was. To tylko mała podróż. Macie śledzić mężczyznę z brązowymi włosami związanymi w krótki kucyk i dopilnować, żeby nic mu się nie stało.
-Czegóż to? - wystąpił Arven.
-Bo mam taki kaprys. Wyruszacie jutro z samego rana. - ścisnął w dłoni medalion.
Z samego rana. Tak, jak uzgodnił z Bojanem. Anonimowy wojownik, wróć, pies paladynów, wtedy będzie przechodził koło gospody. Za nim pójdą wybrani najemnicy.
Żałośni głupcy...
***
Jak powiedział, tak było. Kur zapiał, kiedy "wybrańcy" popijali piwo pod "Martwą Harpią". Abi została na zewnątrz, bo ktoś musiał obserwować drogę i czekać na strażnika. Upewniła się jeszcze raz, czy ma swój sztylet. Schyliła się, sięgnęła do wysokiego, skórzanego buta i szepnęła Jest.
Nie zdążyła wstać, kiedy zauważyła postać znikającą w mgle na drodze, która prowadziła do przełęczy.
-Już jest! Chodźcie! - krzyknęła.
Najemnicy wybiegli z gospody, Arven rzucił barmanowi mieszek.
Zignar, mianowany dowódca grupki "ochroniarzy", poprowadził swoją trzódkę polną drogą. Nic nie widzieli oprócz dwóch świateł, najprawdopodobniej pochodni.
-Musimy chyba iść przed nim. Trzeba oczyścić drogę. W końcu nie może nas zauważyć. - powiedział Zig. Reszta się z nim zgodziła.
Zobaczyli wyraźne sylwetki dwóch rycerzy i dwie pochodnie. Do przełęczy prowadziły zwykłe, drewniane drzwi za niewielką, lecz zasłaniającą całe wejście drewnianą "barierą". Wystarczyłby tani zwój, żeby to podpalić.
-Za Innosa! - podszedł pierwszy rycerz – Uprzedzono nas, że przyjdziecie. Droga wolna.
Grupa nie odzywając się weszła do jaskini, jak się zdawało. Nie była to jednak jaskinia, mimo tak dziwnego wejścia. Drzwi się zamknęły.
-Tak, jak mówił Dud. - szli przez dwie minuty, po czym Zignar dodał – Trzeba się tutaj wspiąć.
Wspięli się na półkę skalną, jeden po drugim. Minuta takiej wspinaczki, po czym już widzieli tunel. Tak, jak mówił Dud, powtórzył.
-Przeszli na drugą stronę. Ziemia była jałowa, rozchodził się odór spalonych ciał. Nie zwracali na to uwagi. Szli drogą w dół, po czym spotkali strażnika rozmawiającego z jakimś bandytą.
-To on! - szepnął Vendetta, po czym wszyscy stanęli i się trochę cofnęli.
-Dobra. Na razie trzymamy dystans, jakby co, to strzelaj z łuku, abi. - rozkazał Zig.
Nauczyciel zapalił skręta.
***
-Nie dadzą sobie rady, milordzie. Sześciu mężczyzn i cherlak to za mało na taką wyprawę. - powiedział Elessar do Bojana.
-Wiem, przyjacielu. Nie myślałeś, że puszczę ich samych? - uśmiechnął się
-Ale puściłeś.
-Na razie tak. Niech zbiorą dowody. Później, jeżeli naprawdę w Górniczej Dolinie stacjonują smoki i "armia orków", jak mówił ten szaleniec, wyślę kilku swoich ludzil. Swoją drogą... Mam kandydatów na miejsce rycerzy. Są zwykłymi obywatelami, lecz ja im ufam. Są świetnymi wojownikami.
-Kto?
-Dragomir, Daria, Tomisakis. Jeżeli do czegoś dojdzie, to oni pójdą walczyć.
-Co? Tylko oni? Nie kwestionuję tego, że to źli wojownicy, ale trzech...
-Nie trzech. Pójdziesz jeszcze ty, Anioł Stróż... i ja.
-Dobrze. Wezmę tych trzech pod swoje skrzydła. Ale kto będzie panował w Khorinis podczas twojej nieobecności, milordzie?
-Bojan wstał. Był wysoki, miał srebrną zbroję płytową z magicznej rudy i masywny hełm, który jednak leżał na stole.
-Sędzia. Będzie dobrze. - powiedział i poklepał przyjaciela po ramieniu.
Elessar zasalutował i odszedł.
Niech Innos ma ich w swojej opiece. - szepnął Bojani usiadł.
Poszedł do swojej kwatery i przebrał się w ubranie szlachty: biała aksamitna koszula, stylowa kamizelka, świeże spodnie i skórzane buty. Położył miecz na stojaku. Szedł do karczmy, dziś w końcu w Khorinis urzęduje bard Serj. Szkoda, że nie ma Vendetty, poszedłby razem ze mną, pomyślał. On i Vendetta bardzo lubili utwory tego barda.
Serj nie był Myrtańczykiem. Z karczmy było słychać Love is strong, hearing as loud as gunfire away, never wrong, constantly dreaming of another way.
Bojan nie był zarozumiały, lubił chodzić do karczmy i rozmawiać z poddanymi.
***
Śledzili go. Przy zamku otoczonym orkami wbiegł na taran, bo brama była zamknięta. Cudem wszedł do środka. Najemnicy nie mogli się zbliżyć ani do zamku, ani do strażnika. Tak czy siak, zginęliby. Rozbili mały obóz na północ od głównego obozu, nazywanego kiedyś Starym Obozem.
Rozpalili ognisko. Abi ściągnęła łuk przewieszony przez ramię i się położyła. Razem z nią Nauczyciel. Nawet nie tknęła upolowanego ścierwojada, który się zdążył upiec.
Vendetta ziewnął i też się położył koło ogniska. Tak jak Nauczyciel ściągnął dwuręczny miecz i wbił go w ziemię. Isidro ukradł Nauczycielowi bagienne i zapalił. Zig i Arven gawędzili. Ich rozmowę przerywały wrzaski orków, do których szybko się przyzwyczaili. W końcu nie byli od nich tak daleko.
-Nasz strażniczek zapewne rano wyjdzie z zamku. Ktoś musi stać na warcie, żebyśmy nie zostali zadziabani we śnie przez orków. Zamek widać stąd, więc jak strażnik będzie wychodził, to ktoś musi nas obudzić. - powiedział cicho Zig.
-Kto stoi pierwszy na warcie?
-Ty, boś ukradł skręta. Później obudź Vendettę.
-Cholera... Dobrze – pomarudził Isidro. Zignar i Arven siedli plecami do siebie, wzajemnie się opierając i zasnęli.
Wartownik wyciągnął nóż i zaczął strugać patyk, jednocześnie nasłuchując i wpatrując się w zamek. Słyszał tylko odległe, lecz ucichające wrzaski orków, huczenie ogniska i świerszcze. Po chwili do nocnej symfonii dołączyło chrapanie Arvena. Vendetta obudził się i wybełkotał w jego kierunku coś obraźliwego, po czym znów zasnął.
Nic dziwnego, kiedy rozbili obozowisko już było ciemno. Po godzinie szturchnął Vendettę i kazał mu stać na warcie. Posłuchał się. Zanim on wstał, to Isidro już chrapał. W odróżnieniu od swego poprzednika, młody najemnik spacerował koło ich obozowiska. Nie oddalał się zbyt daleko. Zimne powietrze orzeźwiało go.
Tak minęła cała noc. Po Vendettcie na warcie stał Nauczyciel, później Arven. Kiedy ten ostatni wstał, był już prawie ranek. Po kilkunastu minutach wybrał się do rzeki, aby napełnić bukłaki z wodą. Miał ze sobą dziwne urządzenie, które miało oczyszczać wodę. W pewnym sensie. Kolejny wynalazek Booma.
Włożył szklaną rurkę do wody. Z drugiego końca urządzenia wypływała woda, kiedy Arven pompował. Podłożył bukłak i przystąpił do żmudnej czynności. Kiedy napełnił już wszystkie, schował urządzenie do torby. Rozpalił ognisko. Kiedy wszyscy najemnicy wstali, Arven gotował wodę, żeby oczyścić ją z bakterii. Po kilku minutach dojedzono resztki ścierwojada i zapakowano bukłaki. Vendetta wyciągnął miecz i schował go do pochwy, tak samo zrobił Nauczyciel. Chociaż on chciałby co innego wsadzić do pochwy... bynajmniej nie swojej.
Nagle Isidro krzyknął, że strażnik właśnie uciekł orkom i zmierza w bliżej nieokreślonym kierunku.
Zig miał mapę Górniczej Doliny, na której zaznaczone były miejsca, gdzie idzie obiekt ich zainteresowania.
-Idziemy za nim. - obwieścił.
I tak zrobili. Abi miała łuk, Isidro lekką kuszę. Ścigali się- kto zabije więcej ścierwojadów, śpi normalnie. Kto przegra- pełni wartę za siebie i za wygranego. Zdolności Abi pozwoliły jej na spokojną noc- kiedy doszli do kopalni, ona zabiła 21 ścierwojadów, Isidro tylko 12.
-Tu jest – powiedział Vendetta – co robimy?
-Czekamy. – odpowiedziała Abi.
-Na co?
-Na strażnika. Narazie spełniamy swoją misję dobrze, nic mu nie jest.
Kiedy wyszedł z obozu przylegającego do kopalni rudy, rzucił się na zębacza. Szybko wywnioskowali, że kazano mu je zabić. Abi i Baal pobiegli przed siebie i zaczęli polowanie. Vendetta, Arven, Zig i Nauczyciel zostali w cieniu i czekali. Kiedy Abi i Isidro wrócili, strażnik był już w drodze do drugiej kopalni. Zrobili to samo. W przypadku trzeciej zabijali pełzacze, bo nikogo nie było. Chłopiec na posyłki poszedł gdzie indziej. Podążali za nim; już był zmrok. Wszedł za chatkę do jakiejś jaskini. Czekali na najmniejsze odgłosy walki, które sygnalizowałyby, że czas wkroczyć do jaskini. Ale nic. Strażnik wrócił do zamku, który był bardzo blisko. Zig wyjął runę z torby i szepnął do niej Co teraz?
O co chodzi? - spytał Isidro
-Przez tą runę kontaktuję się z Boomem. On i Dud pomagają nam na odległość. - powiedział i przystawił usta do runy – Już? Dobrze. - przerwa – Dobrze. - kolejna przerwa, najemnicy się niecierpliwią – Niech tak będzie.
-I co? - spytał Vendetta
-Wracamy. Misja wykonana.
***
-Oto dowody – powiedział strażnik do Bojana.
-Jasna cholera, na Innosa!
-Czy teraz mi wierzysz o nadchodzącym zagrożeniu?
-Jasna cholera... Rozumiem. Wersus nie sprawiał kłopotów?
-Nie.
Dobra, teraz idź do Elessara, niech cię wynagrodzi.
EMISARIUSZ!, wrzasnął Bojan na cały głos.
-Tak, milordzie? - stawił się młody chłopak.
-Idź na farmę Onara, znajdź Dudekkssa, powiedz mu, że smoki są w Górniczej Dolinie.
-T-t-tak – jęknał przestraszony młodzieniec i wybiegł. Miał krótkie włosy i długi, brązowy płaszcz.
-Cholera...
-Drago, przekaż Elessarowi... to samo. - powiedział do uśmiechniętego faceta, który od kilkunastu minut siedział koło niego.
-Dobrze.
5 minut później
-Co jest? - spytał Elessar
-Smoki – odpowiedział uśmiechnięty Dragomir
-Co "smoki"? -warknął
-No, lord Bojan kazał mi przekazać, że w Górniczej Dolinie smoki zbierają armię orków i przygotowują się do ataku na Khorinis – odpowiedział jeszcze bardziej uśmiechnięty.
-Innosie... - szepnął oficer
***
-Dobra robota. - rzekł Dud do szóstki najemników, którzy już powrócili
-I tyle? - spytał Isidro – "Dobra robota"? Narażamy życie tylko dlatego, żebyś powiedział "dobra robota"?
-Tak. A teraz precz. - odpowiedział niewzruszony przywódca.




Ciąg dalszy kiedyś może nastąpi, zależy od was :)
 

Bojan

Spirit Crusher
Weteran
Dołączył
12.1.2008
Posty
2680
No no, bardzo przyjemne opowiadanko. Zawsze przyjemnie się czyta opowieści dziwnej treści o użytkownikach forum. Jak zwykle Drago nie zawiódł, poza tym dobry motyw z trollem :D Czekam na kontynuację, tylko jedna rada na przyszłość - pisz dłuższe zdania, bo obecnie są strasznie zdawkowe i ciężko się to czyta.
 

Arven

Mr. Very Bad Guy
Weteran
Dołączył
18.5.2007
Posty
3647
Ludzie, Wy chyba jakąś manię z tymi opowiadaniami macie ;D
Bardzo dobre, ciekawa historia. Praca jest długa, za co masz wielki plus. Świetny materiał do kontynuacji, więc... do roboty!

Szedł do karczmy, dziś w końcu w Khorinis urzęduje bard Serj. Szkoda, że nie ma Vendetty, poszedłby razem ze mną, pomyślał. On i Vendetta bardzo lubili utwory tego barda.
Serj nie był Myrtańczykiem. Z karczmy było słychać Love is strong, hearing as loud as gunfire away, never wrong, constantly dreaming of another way.
Bojan nie był zarozumiały, lubił chodzić do karczmy i rozmawiać z poddanymi.

Lulz ;d
 

Fahrenheit

Pimpu?
Dołączył
2.9.2009
Posty
1342
A ja jak zwykle upchnięty w drużynę z Baalem :D Po co on szczał do mojego picia?
 

tomisakis

Whiskas
VIP
Dołączył
11.1.2009
Posty
1536
Ciekawe opowiadanie, prezentowany poziom wysoki. Vendek pisz więcej opowiadań, bo fajnie się je czyta.
 

RoMek

Niewolnik systemu
Członek Załogi
Dołączył
7.5.2008
Posty
4815
Opowiadanie pierwsza klasa, najlepsze z tym trollem po prostu rotfl :D
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
średnie, wg. mnie marna imitacja innych podobnych opowiadań, niektóre żarty nietrafione... jak sie nie rozumie o co chodzi z pewnymi motywami to się ich nie wykorzystuje :)
pozdrawiam
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Fajne nawet to opowiadanko, jak napiszesz więcej może coś z tego wyjść.
Generalnie składnia w zdaniach mi przeszkadzała niekiedy, ale nie będę tego wytykał bo to opowiadanie powinno być luźnie traktowane.

Mogę jeszcze tylko odnieść się do swojej postaci. Szalony mag, muzyk, którego twórczość jest niedoceniana. Chyba się zgadza wszystko ^^
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
średnie, wg. mnie marna imitacja innych podobnych opowiadań, niektóre żarty nietrafione... jak sie nie rozumie o co chodzi z pewnymi motywami to się ich nie wykorzystuje :)
pozdrawiam

True...opowiadanie może i byłoby mega ciekawe, ale jest masę powtórzeń, wyliczanek i totalnej toporności językowej. Zero urozmaiceń, jakbym wszystko miał czytać jednym tchem. Pomysł fajny, ale twoje umiejętności pozostawiają wiele do życzenia przez co opowiadanie traci w porównaniu do podobnych tego typu. Powinieneś popracować nad jakością swojego opowiadania zamiast długością. Tak czy inaczej zawsze miło czyta się opowiastki z nami w rolach głównych, ale przyznam szczerze, ze dotarłem do połowy i koniec, bostyl w jakim napisano to opowiadanie znużył mnie totalnie. A skoro opowiadanie mnie nuży zamiast wciągać to znaczy, że coś jest nie tak.
 
Do góry Bottom