Jest to zbiór kilku krótkich opowiadań, które mają związek z grą Gothic oraz moim opowiadaniem „Samotny Łowca” (nowa wersja).
Opowieści z Górniczej Doliny
Jest to zbiór kilku krótkich opowiadań, które mają związek z grą Gothic oraz moim opowiadaniem „Samotny Łowca” (nowa wersja).
Opowiadanie 1
Za cenę własnego życia
- Wreszcie się to stało. Zamknęli Stary Obóz i wyrżnęli wszystkich, którzy do niego nie należeli – opowiadał Skorpion Cavalornowi..
Obaj strażnicy w czerwono-czarnych zbrojach siedzieli przy ognisku zaraz obok chaty tego drugiego. Skorpion był na usługach Gomeza przez wiele miesięcy, może nawet lat. Jego zawód polegał na trenowaniu ludzi we władaniu kuszą. Ciało strażnika pokrywała znaczna ilość blizn, a przez ramię zawieszona była jego ciężka kusza. Uciekł ze Starego Obozu zaraz po tym gdy w nocy zamordowali Magów Ognia oraz, jak zabarykadowali jedną z bram, a przy drugiej opuścili kraty.
Cavalorn za to zawsze był spokojny. Zamieszkał w swojej chacie koło drogi ze Starego do Nowego Obozu kilka dni po tym, jak awansował na Cienia. Co jakiś czas chodził na polowania, a gdy znalazł się ktoś chętny, sprzedawał rzeczy, które miał do zaoferowania, lub uczył skradania się bądź posługiwania się łukiem. Nie obchodziło go, że Gomez dostał szału i wypowiedział wojnę innym obozom, żył nadal w pewnym osamotnieniu i świadczył swoje usługi.
- Czemu? – zapytał lekko zdziwiony myśliwy – Przecież jakoś zawsze Gomez umiał się dogadać z Lee i Y’berionem.
- Y’berion podobno nie żyje... Tak samo Magowie Ognia. Kazał ich zabić zaraz po zamknięciu obozu.
- Ale co go skłoniło do takiego posunięcia? – nie dawał za wygraną.
- Podobno Stara kopalnia została zalana... w sumie ja w to nie wierzę, ale moje zdanie akurat teraz nie jest ważne. Wysłał oddział zbrojnych w okolice Wolnej Kopalni z zamiarem jej przejęcia. Usłyszałem, że znaleźli tajne przejście, którego Lee i jego ludzie dotąd nie odkryli. – odpowiedział Skorpion powoli i spokojnie.
- Kto przewodził tej grupie?
- Nie jestem pewien, ale chyba Szakal. Myślałem, że wyślą Bloodwyna albo Thorusa, ale nic z tego. Thorus dalej stoi przy wrotach zamku i pilnuje by nikt niepowołany nie dostał się do środka, a Blood pilnuje północnej bramy z kilkoma chłopakami. Przy południowej stacjonuje chyba Fletcher, ale głowy nie dam.
- A Diego? Co z nim? Też dostał jakieś zadanie specjalne? – zapytał trochę zmartwiony Cavalorn.
- Zmył się razem ze mną. Nie wiem czemu, ale on także nie chciał już siedzieć w Starym Obozie. Mówił mi, że pokręci się wokół zewnętrznego pierścienia i będzie ostrzegał przybywających o aktualnej sytuacji.
- Stary, dobry Diego. Zawsze interesował się innymi... nawet chodził do miejsca wymiany, by witać nowych skazańców... Ech, to były czasy. – myśliwy chwilę się zamyślił i zadał pytanie kusznikowi – Co teraz zamierzasz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Pobędę tu jeszcze kilka dni, jeśli pozwolisz, a potem chyba udam się do Nowego Obozu... Mam tam pewną sprawę do załatwienia.
- Pozwolę, a nawet zaproponuję ci piwo – wstał uśmiechnięty, poszedł do swojej chaty, a po chwili wrócił z dwoma butelkami rękach – Wiesz? Chyba wybiorę się tam z tobą. Coś mi się zdaje, że ludzie Gomeza za jakiś czas się o mnie upomną.
- Twoja wola – pociągnął wielki łyk trunku i beknął.
Osiem dni później uznali, że czas wyruszyć w drogę. Cavalorn spakował swoje rzeczy, poprawił łuk na plecach i ruszył w stronę Skorpiona, który już czekał na niego przy pobliskiej ścieżce. Po drodze spotkali jednego ścierwojada. Kusznik, ciągle idąc, zdjął kuszę, naładował bełt i wystrzelił, trafiając bezbłędnie w łeb bestii. Przeszli obok pustej chaty podobnej do tej, w której dotychczas mieszkał łucznik, a po chwili znaleźli się na drewnianym mostku.
- Widać już bramę wejściową. – oznajmił Skorpion. – Oby tylko strażnicy nie zadawali zbyt wielu pytań.
Po chwili dróżka rozwidlała się. Oboje skręcili w lewo podążając w dół ścieżki. Na jej końcu widniała drewniana konstrukcja wybudowana pod kamiennym sklepieniem. Przed nią stało dwóch mężczyzn, którzy na ich widok od razu wyciągnęli swoje miecze.
- Czego, wy cholerne psy?! Jeszcze jeden krok, a pożałujecie, że zaciągnęliście się do Starego Obozu! – ostrzegł ich jeden ze strażników.
- Spokojnie. Nie przybywamy w złych zamiarach – Skorpion miał lekkie problemy z doborem słów. Nie wiedział, jak przekonać tych dwóch, że nie są już po stronie Gomeza. – Chcemy tylko znaleźć tu schronienie. Jesteśmy bowiem banitami...
- Banitami? A co, Gomezowi nie podobały się wasze buźki? – zadrwił drugi ze strażników.
- Słyszałem – odezwał się teraz Cavalorn – że można się ciągle do was dołączyć.
- Chcecie się zakwaterować w naszym obozie? Wy, strażnicy, którzy wyżynali ludzi Lee?
- Nie wszyscy to robili – Skorpiona już trochę denerwowała ta wymiana słów. – Słuchaj, zapomnijcie o przeszłości naszej dwójki. Oboje mieszkaliśmy na uboczu drogi, sprzedając różne rzeczy nie tylko ludziom Gomeza – kusznik skłamał, choć wiedział, że Cavalorn nie będzie miał nic przeciwko.
- No dobra. Nie mamy czasu na takie pogawędki. Wchodźcie, ale uważajcie, bo swoimi pancerzami raczej nie zdobędziecie zaufania naszych ludzi.
Łucznik powoli i z uśmiechem skinął głową strażnikowi i razem ze Skorpionem przekroczyli próg bramy. Przed nimi rozciągało się małe jeziorko, które po prawej stronie zamieniało się w rzekę, aż docierało do wodospadu. Spostrzegł, że to byłoby ciekawe miejsce, by przedrzeć się do tego obozu podczas ataku. Droga, którą podążali prowadziła na pola ryżowe, gdzie pracowało wielu robotników, a wokół nich uganiał się jakiś szkodnik z opuchniętą twarzą i roznosił im wodę. Po kilku mminutach marszu dotarli do drugiej bramy, którą także pilnowało dwóch strażników.
- Witaj, Jarvis – przywitał się Cavalorn.
- Ludzie ze Starego Obozu, tak? – Najemnik, którego łucznik nazwał Jarvisem miał zniesmaczona minę. – Gdyby nie ty, Cavalorn, na pewno bym nie przepuścił tego tutaj - powiedział wskazując na Skorpiona. – W tym okresie wolimy nie ufać ludziom Gomeza.
- Rozumiem – przytaknął myśliwy – ale nas chyba wpuścisz, prawda?
- Mam nadzieję, że przychodzicie z dobrymi wieściami, bo ostatnimi czasy bardzo źle się dzieje w Kolonii – rzekł i kiwnął im głową na znak, że mogą wejść.
Oboje wolnym krokiem podążyli dalej. Ich oczom ukazało się jeszcze większe jezioro niż to, które widzieli przed chwilą. Na środku widniała chałupa, która okazała się karczmą, a zaraz po lewo była ogromna grota z wieloma domami, przy których siedzieli Najemnicy i Szkodnicy. Chyba największa, jaką widziałem w życiu, pomyślał kusznik. Nie zastanawiając się długo, udali się w dalszą drogę.
- Na szczęście znam rozstawienie kwater, więc nie będzie problemu z odnalezieniem domu Lee – oznajmił Cavalorn.
- Lee? Nie sądziłem, że będziemy akurat z nim gadać... a tak w ogóle to mam trochę inne sprawy na głowie, ale nie zawadzi porozmawiać.
Myśliwy ruszył przodem, a dawny strażnik podążył za nim. Niedługo potem stali już w grocie na przeciwko przywódcy Nowego Obozu, który siedział opierając się na swojej ręce.
- Dobrze. Tobie – zwrócił się do myśliwego – pozwalam tutaj zostać. Jeżeli myślisz o dołączeniu do nas, udaj się do Laresa...
- Wystarczy – przerwał mu łucznik – jak porozmawiam tylko z jakimś Magiem.
- A więc pójdź do Nefariusa, kręci się koło wielkiego kopca rudy. A co do ciebie... – spojrzał teraz na Skorpiona – Po co chcesz się udać do Wolnej Kopalni? – zapytał przywódca Nowego Obozu.
- Oddział ze Starego Obozu wysłał grupę, która miała...
- Tak, wiemy o tym. Jednak niebezpieczeństwo zostało już zażegnane. Gorn z pomocą pewnego człowieka zdołał odbić Kocioł z rąk ludzi Gomeza.
- To nie wyklucza tego, że mogą przyjść posiłki – Skorpion nie dawał za wygraną, za wszelką cenę chciał się tam udać. – Pokażę twoim ludziom, gdzie znajduje się przejście, którym zdołali was zaatakować z zaskoczenia.
- Ech, widzę, że uparty z ciebie człowiek. Jestem ci wdzięczny za chęć okazania pomocy. Idź porozmawiać z Torlofem, powie ci gdzie znajduje się droga do Kotła oraz Cord, który zapewne jej pilnuje. Gdy dotrzesz do Wolnej Kopalni, zagadaj do Gorna i wszystko mu wytłumacz.
Skorpion podszedł bliżej i ze skinieniem głowy uścisnął dłoń Lee, Cavalorn po chwili uczynił to samo. Zaraz potem wyszli i pożegnali się.
- A więc – Najemnik imieniem Gorn spojrzał na siedzącego obok Strażnika ze Starego Obozu – mówisz, że masz dość?
Oboje opierali się o skalną ścianę. Zaraz obok nich widniała opuszczona metalowa krata, która prowadziła do już odbitej Wolnej Kopalni.
- Chyba tak... – rzekł Szakal i lekko się zamyślił. – To nie to co kiedyś. Gomezowi coś odbiło i za wszelką cenę nie chce utracić władzy w Kolonii. Nie podoba mi się jego zachowanie oraz pomysły.
- Ale jednak poprowadziłeś tę grupę Strażników i zabiłeś wszystkich w Kotle. Ciesz się, że udało ci się wylizać. Mój towarzysz o mało co cię nie ukatrupił. Ale jak widać, i tak dostałeś niezłe lanie – Najemnik uśmiechnął się.
- Tak, ale teraz żałuję, że nie zacząłem myśleć tuż po zamknięciu Starego Obozu. Dziękuję, że mi pomogłeś.
- Nie szkodzi. Chcesz trochę ryżówki? – zapytał Gorn wstając.
Szakal miał trochę zniesmaczoną minę. Miał już przyjemność próbowania tego trunku, ale jakoś nie przypadł mu do gustu. Według niego, był to napój raczej tylko dla kopaczy i zbieraczy, czyli jednym słowem nic nieznaczącej hołoty.
- Żartuję. Dobre maniery wymagają, bym poczęstował cię czymś innym. Masz ochotę na łyk dobrego piwa? – Najemnik wyjął zza pancerza dwie obdrapane butelki.
- Z przyjemnością. Jeszcze raz dzięki – odpowiedział Strażnik sięgając po trunek.
- Nie ma sprawy- rzekł Gorn znów siadłszy obok Szakala. – Przynajmniej możesz mi pomóc zabić nudę...
Ciemnoskóry mężczyzna zamilkł patrząc w górę na przełęcz, która prowadziła z Kotła do Nowego Obozu. Stał tam człowiek w czerwono-czarnej zbroi. Przez myśl przebiegło mu, że ludzie Gomeza przysłali posiłki. Obawiał się, że i tym razem Wolna Kopalnia może zostać podbita przez Strażników. Jednak przybysz po krótkich oględzinach zaczął schodzić. Gorn wstał i wyjął zza pleców swój potężny topór. Zdziwił go jednak fakt, że mężczyzna był sam, a ze strony przełęczy nie pojawiali się inni członkowie Starego Obozu. Szakal także był zaskoczony widokiem Strażnika. Chciał wstać, ale uznał, że to byłby za duży wysiłek dla jego ciała po tak ciężkiej walce. Po dwóch minutach przybysz był już koło nich. Gestem ręki pokazał Najemnikowi, że nie ma złych zamiarów.
- Czyżby Gomez znów przysłał ludzi do Kotła? – zapytał Szakal z sarkazmem.
- Witaj Szakal. I ty też, wojowniku – obojgu powoli skinął głową. – Widzę, że jednak moje wysiłki nie poszły na marne – rzekł patrząc na rannego Strażnika.
- Po co tu przylazłeś? – warknął groźnie Gron.
- Z własnej woli. Za zgodą Lee, miałem ci pokazać, gdzie znajduje się przejście, którym wpadli tu ludzie ze Starego Obozu – wyjaśnił powoli przybysz.
- Już to zrobiłem, Skorpion. Wnioskuję, że ty także zbuntowałeś się przeciwko Gomezowi? – Szakal zdawał się być lekko zdezorientowany.
- Można tak to ująć. Pozwolisz – zwrócił się teraz do Gorna – że przysiądę się do was?
- Jeśli przysłał cię Lee, a Cord pozwolił ci przejść... Ale skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś podstęp?! – Najemnik podniósł swoją broń trochę wyżej.
- Z tego powodu, że ja także chciałem ci pokazać, gdzie znajduje się tajne przejście, ale jak widzę, Szakal mnie uprzedził.
Gorn po chwili namysłu schował swoją broń i usiadł obok rannego Strażnika. Zaraz po tym Skorpion przyłączył się do nich i wziął butelkę piwa, którą podał mu członek Nowego Obozu.
- Co teraz zamierzasz zrobić? – zapytał Szakal. – Jeśli ludzie Gomeza, którzy zapewne znów tu przyjdą, zobaczą cię, uznają, że sprzymierzyłeś się z nimi – wskazał głową Najemnika, który ocierał sobie twarz rękawem.
- Nie sadziłem, że ktoś z naszych przeżył, ale najwyraźniej ty miałeś szczęście. Masz ochotę udać się ze mną w pewne miejsce, gdzie będziemy mieć spokój? Gdzie nie będziemy musieli się martwić o politykę wewnątrz Kolonii?
- Kusząca propozycja... – zastanowił się ranny Strażnik.
- Zawsze możesz się przyłączyć do nas – przerwał mu Gorn. – Dobrych wojowników nigdy za wiele. Wystarczy cię jeszcze tylko trochę doprowadzić do porządnego stanu i...
- Chyba jednak pójdę ze Skorpionem – Szakal spojrzał na Najemnika. – Dziękuję ci, że mnie nie dobiłeś, ale ten konflikt między obozami już mnie nie interesuje. Jest to zbyt męczące... – podsumował.
- Zgadzam się z tobą – przytaknął mu Gorn. – Wasze zdrowie, chłopcy – wzniósł rękę z butelką piwa i zdrowo z niej pociągnął.
- Po co tak naprawdę przyszedłeś do Wolnej Kopalni? – zapytał zainteresowany Szakal.
Oboje siedzieli w małym obozowisku, które w pośpiechu zrobił Skorpion. Zanim pożegnali się z Gornem, spędzili jedną noc w Kotle, by Szakal mógł nabrać sił do marszu. Teraz znajdowali się na dróżce wewnątrz małe przełączy, którą wcześniej wykorzystali ludzie ze Starego Obozu, aby z zaskoczenia zdobyć kopalnię Lee.
- Już mówiłem – rzekł Skorpion, którzy szukał czegoś w swojej torbie. – Chciałem powiadomić twojego przyjaciela, najemnika, skąd może nastąpić kolejny atak ze strony Strażników.
- Chociaż nie rozmawialiśmy nigdy ze sobą w obozie Gomeza, to i tak wiele o tobie słyszałem. Dziwię ci się, że w ogóle stamtąd uciekłeś, a co dopiero, że przyszedłeś z pomocą Lee.
- Sam atak na Magów Ognia był dla mnie oznaką, że Gomez powoli zaczął tracić zdrowe zmysły.
- A jednak ciągle mnie ciekawi...
- Wiedziałem, że ktoś z was mógł przeżyć w Kotle – przerwał mu Skorpion zrezygnowany pytaniami Szkala. Wreszcie znalazł to czego szukał w torbie.
- Wiedziałeś? A skąd ta pewność? – nie dawał za wygraną drugi Strażnik.
- Domyślałem się, miałem nadzieję... – odpowiedział mu kusznik rozrywając bochenek chleba na pół. – Miałem nadzieję, że właśnie ty przeżyjesz ewentualny kontratak ludzi z Nowego Obozu. Gdyby nie zdołali odbić kopalni, chciałem tam przyjść i odwieźć cię od rozkazów Gomeza.
- Ale dlaczego? – zapytał zupełnie zdziwiony Szakal.
- Wybacz, ale to zostawię dla siebie – powiedział z uśmiechem i podał mu jego porcję żywności, którą okazała się połówka chleba, butelka wody i jabłko.
Gdy skończyli posiłek rozłożyli się na ziemi i spojrzeli na niebo, na którym ciągle widniała Magiczna Bariera.
- Ile już lat tu jesteś? – zapytał Skorpion.
- Nie pamiętam, nigdy nie liczyłem czasu, który tu spędziłem. A ty ile je... – Szakal nagle przerwał w pół zdaniu patrząc intensywnie w górę.
Magia, która otaczała całą Górniczą Dolinę zaczęła się dziwnie błyskać. Ale nie tak, jak podczas burzy z piorunami. Teraz wyglądało to jakoś inaczej, jakoś dziwnie... Żaden z nich nigdy nie był świadkiem takiego zachowania się Bariery. Robiła się dziwnie bielsza, a po chwili z jej centralnego punktu zaczęły grzmocić w ziemię potężne pioruny. Po jej okrągłej powierzchni przebiegać iskry aż... wszystko momentalnie się skończyło. Dwójka Strażników patrzyła teraz na zwykłe ciemne niebo z milionami gwiazd, na którym majaczył błyszczący księżyc.
- Co to do cholery było...? – zapytał oszołomiony Szakal.
- Nie wiem... Wygląda na to, że Bariera... znikła – odpowiedział również zdezorientowany Skorpion.
Z oddali rozległy się nagle odgłosy orkowych bębnów oraz ryki ich właścicieli. Ziemia zaczęła drżeń, jakby biegło po niej ogromne stado zębaczy lub brzytwiaków.
- To nie możliwe... One tu biegną! – kusznik nie mógł uwierzyć, że wszystko dzieje się tak szybko. Bariera się rozpłynęła, a teraz setki, a może tysiące orków biegło ku nim.
- A jednak. Musimy się schować! – krzyknął drugi Strażnik i wstał.
Rany nie wygoiły się jeszcze całkiem. Magiczne zioła, które Skorpion miał przy sobie podczas spotkania z Gonem w Wolnej Kopalnie prawie nic nie dały, ale lepsze było to niż nic. Szakal lekko kuśtykając podszedł do miecza, który zabrał jednemu z martwych Najemników w Kotle. Podniósł go z lekkimi trudnościami i spojrzał na towarzysza. Uświadomił sobie, że wokół jest dziwnie cicho. Zobaczył, że Skorpion coś do niego krzyczy, ale on tego nie słyszał. Zaskoczony zaczął się cofać. Spostrzegł, że u góry na skale stało dwóch Orków z dziwnymi łukami. Celowali w niego. Po chwili ktoś na niego skoczył i upadł. Ku jego przerażeniu okazało się, że był to Skorpion, w którego ciele spoczywała strzała. Odruchowo strącił go z siebie i znów popatrzył na Orki. Na ich łukach ponownie znalazły się pociski. Wstał i próbując biec rzucił się przed siebie. Po kilku minutach męczącego truchtu padł na ziemię i zemdlał.
Oślepiające promienie słońca obudziły go. Śniło mu się, że Bariera znikła. Wreszcie mógł być wolny, ale wtem pojawiły się Orki i... Otworzył szybko oczy. Leżał na dróżce, która rozwidlała się w dwie strony. Po prawo w oddali zobaczył drewniany mostek nad rzeką płynącą ku wodospadowi. Po lewo zaś ujrzał zabudowania, które już kiedyś widywał. Stara Kopalnia..., pomyślał. A wiec jednak to nie był sen. Wreszcie utkwił swój wzrok na błękitnym niebie, na którym nie widniała już tak dobrze mu znana charakterystyczna dla Kolonii Karnej Magiczna Bariera. Uśmiechnął się i spróbował wstać. Wszystko zaczęło go boleć, a szczególnie żebra. Skorpion..., przemknęło mu przez myśl. Uratował mnie... osłonił mnie... dlaczego?
To pytanie dręczyło go jeszcze wiele tygodni... dopóki nie spotkał jego... Tego, przez którego trafił do tej „cholernej Górniczej Doliny”.
Opowieści z Górniczej Doliny
Jest to zbiór kilku krótkich opowiadań, które mają związek z grą Gothic oraz moim opowiadaniem „Samotny Łowca” (nowa wersja).
Opowiadanie 1
Za cenę własnego życia
- Wreszcie się to stało. Zamknęli Stary Obóz i wyrżnęli wszystkich, którzy do niego nie należeli – opowiadał Skorpion Cavalornowi..
Obaj strażnicy w czerwono-czarnych zbrojach siedzieli przy ognisku zaraz obok chaty tego drugiego. Skorpion był na usługach Gomeza przez wiele miesięcy, może nawet lat. Jego zawód polegał na trenowaniu ludzi we władaniu kuszą. Ciało strażnika pokrywała znaczna ilość blizn, a przez ramię zawieszona była jego ciężka kusza. Uciekł ze Starego Obozu zaraz po tym gdy w nocy zamordowali Magów Ognia oraz, jak zabarykadowali jedną z bram, a przy drugiej opuścili kraty.
Cavalorn za to zawsze był spokojny. Zamieszkał w swojej chacie koło drogi ze Starego do Nowego Obozu kilka dni po tym, jak awansował na Cienia. Co jakiś czas chodził na polowania, a gdy znalazł się ktoś chętny, sprzedawał rzeczy, które miał do zaoferowania, lub uczył skradania się bądź posługiwania się łukiem. Nie obchodziło go, że Gomez dostał szału i wypowiedział wojnę innym obozom, żył nadal w pewnym osamotnieniu i świadczył swoje usługi.
- Czemu? – zapytał lekko zdziwiony myśliwy – Przecież jakoś zawsze Gomez umiał się dogadać z Lee i Y’berionem.
- Y’berion podobno nie żyje... Tak samo Magowie Ognia. Kazał ich zabić zaraz po zamknięciu obozu.
- Ale co go skłoniło do takiego posunięcia? – nie dawał za wygraną.
- Podobno Stara kopalnia została zalana... w sumie ja w to nie wierzę, ale moje zdanie akurat teraz nie jest ważne. Wysłał oddział zbrojnych w okolice Wolnej Kopalni z zamiarem jej przejęcia. Usłyszałem, że znaleźli tajne przejście, którego Lee i jego ludzie dotąd nie odkryli. – odpowiedział Skorpion powoli i spokojnie.
- Kto przewodził tej grupie?
- Nie jestem pewien, ale chyba Szakal. Myślałem, że wyślą Bloodwyna albo Thorusa, ale nic z tego. Thorus dalej stoi przy wrotach zamku i pilnuje by nikt niepowołany nie dostał się do środka, a Blood pilnuje północnej bramy z kilkoma chłopakami. Przy południowej stacjonuje chyba Fletcher, ale głowy nie dam.
- A Diego? Co z nim? Też dostał jakieś zadanie specjalne? – zapytał trochę zmartwiony Cavalorn.
- Zmył się razem ze mną. Nie wiem czemu, ale on także nie chciał już siedzieć w Starym Obozie. Mówił mi, że pokręci się wokół zewnętrznego pierścienia i będzie ostrzegał przybywających o aktualnej sytuacji.
- Stary, dobry Diego. Zawsze interesował się innymi... nawet chodził do miejsca wymiany, by witać nowych skazańców... Ech, to były czasy. – myśliwy chwilę się zamyślił i zadał pytanie kusznikowi – Co teraz zamierzasz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Pobędę tu jeszcze kilka dni, jeśli pozwolisz, a potem chyba udam się do Nowego Obozu... Mam tam pewną sprawę do załatwienia.
- Pozwolę, a nawet zaproponuję ci piwo – wstał uśmiechnięty, poszedł do swojej chaty, a po chwili wrócił z dwoma butelkami rękach – Wiesz? Chyba wybiorę się tam z tobą. Coś mi się zdaje, że ludzie Gomeza za jakiś czas się o mnie upomną.
- Twoja wola – pociągnął wielki łyk trunku i beknął.
Osiem dni później uznali, że czas wyruszyć w drogę. Cavalorn spakował swoje rzeczy, poprawił łuk na plecach i ruszył w stronę Skorpiona, który już czekał na niego przy pobliskiej ścieżce. Po drodze spotkali jednego ścierwojada. Kusznik, ciągle idąc, zdjął kuszę, naładował bełt i wystrzelił, trafiając bezbłędnie w łeb bestii. Przeszli obok pustej chaty podobnej do tej, w której dotychczas mieszkał łucznik, a po chwili znaleźli się na drewnianym mostku.
- Widać już bramę wejściową. – oznajmił Skorpion. – Oby tylko strażnicy nie zadawali zbyt wielu pytań.
Po chwili dróżka rozwidlała się. Oboje skręcili w lewo podążając w dół ścieżki. Na jej końcu widniała drewniana konstrukcja wybudowana pod kamiennym sklepieniem. Przed nią stało dwóch mężczyzn, którzy na ich widok od razu wyciągnęli swoje miecze.
- Czego, wy cholerne psy?! Jeszcze jeden krok, a pożałujecie, że zaciągnęliście się do Starego Obozu! – ostrzegł ich jeden ze strażników.
- Spokojnie. Nie przybywamy w złych zamiarach – Skorpion miał lekkie problemy z doborem słów. Nie wiedział, jak przekonać tych dwóch, że nie są już po stronie Gomeza. – Chcemy tylko znaleźć tu schronienie. Jesteśmy bowiem banitami...
- Banitami? A co, Gomezowi nie podobały się wasze buźki? – zadrwił drugi ze strażników.
- Słyszałem – odezwał się teraz Cavalorn – że można się ciągle do was dołączyć.
- Chcecie się zakwaterować w naszym obozie? Wy, strażnicy, którzy wyżynali ludzi Lee?
- Nie wszyscy to robili – Skorpiona już trochę denerwowała ta wymiana słów. – Słuchaj, zapomnijcie o przeszłości naszej dwójki. Oboje mieszkaliśmy na uboczu drogi, sprzedając różne rzeczy nie tylko ludziom Gomeza – kusznik skłamał, choć wiedział, że Cavalorn nie będzie miał nic przeciwko.
- No dobra. Nie mamy czasu na takie pogawędki. Wchodźcie, ale uważajcie, bo swoimi pancerzami raczej nie zdobędziecie zaufania naszych ludzi.
Łucznik powoli i z uśmiechem skinął głową strażnikowi i razem ze Skorpionem przekroczyli próg bramy. Przed nimi rozciągało się małe jeziorko, które po prawej stronie zamieniało się w rzekę, aż docierało do wodospadu. Spostrzegł, że to byłoby ciekawe miejsce, by przedrzeć się do tego obozu podczas ataku. Droga, którą podążali prowadziła na pola ryżowe, gdzie pracowało wielu robotników, a wokół nich uganiał się jakiś szkodnik z opuchniętą twarzą i roznosił im wodę. Po kilku mminutach marszu dotarli do drugiej bramy, którą także pilnowało dwóch strażników.
- Witaj, Jarvis – przywitał się Cavalorn.
- Ludzie ze Starego Obozu, tak? – Najemnik, którego łucznik nazwał Jarvisem miał zniesmaczona minę. – Gdyby nie ty, Cavalorn, na pewno bym nie przepuścił tego tutaj - powiedział wskazując na Skorpiona. – W tym okresie wolimy nie ufać ludziom Gomeza.
- Rozumiem – przytaknął myśliwy – ale nas chyba wpuścisz, prawda?
- Mam nadzieję, że przychodzicie z dobrymi wieściami, bo ostatnimi czasy bardzo źle się dzieje w Kolonii – rzekł i kiwnął im głową na znak, że mogą wejść.
Oboje wolnym krokiem podążyli dalej. Ich oczom ukazało się jeszcze większe jezioro niż to, które widzieli przed chwilą. Na środku widniała chałupa, która okazała się karczmą, a zaraz po lewo była ogromna grota z wieloma domami, przy których siedzieli Najemnicy i Szkodnicy. Chyba największa, jaką widziałem w życiu, pomyślał kusznik. Nie zastanawiając się długo, udali się w dalszą drogę.
- Na szczęście znam rozstawienie kwater, więc nie będzie problemu z odnalezieniem domu Lee – oznajmił Cavalorn.
- Lee? Nie sądziłem, że będziemy akurat z nim gadać... a tak w ogóle to mam trochę inne sprawy na głowie, ale nie zawadzi porozmawiać.
Myśliwy ruszył przodem, a dawny strażnik podążył za nim. Niedługo potem stali już w grocie na przeciwko przywódcy Nowego Obozu, który siedział opierając się na swojej ręce.
- Dobrze. Tobie – zwrócił się do myśliwego – pozwalam tutaj zostać. Jeżeli myślisz o dołączeniu do nas, udaj się do Laresa...
- Wystarczy – przerwał mu łucznik – jak porozmawiam tylko z jakimś Magiem.
- A więc pójdź do Nefariusa, kręci się koło wielkiego kopca rudy. A co do ciebie... – spojrzał teraz na Skorpiona – Po co chcesz się udać do Wolnej Kopalni? – zapytał przywódca Nowego Obozu.
- Oddział ze Starego Obozu wysłał grupę, która miała...
- Tak, wiemy o tym. Jednak niebezpieczeństwo zostało już zażegnane. Gorn z pomocą pewnego człowieka zdołał odbić Kocioł z rąk ludzi Gomeza.
- To nie wyklucza tego, że mogą przyjść posiłki – Skorpion nie dawał za wygraną, za wszelką cenę chciał się tam udać. – Pokażę twoim ludziom, gdzie znajduje się przejście, którym zdołali was zaatakować z zaskoczenia.
- Ech, widzę, że uparty z ciebie człowiek. Jestem ci wdzięczny za chęć okazania pomocy. Idź porozmawiać z Torlofem, powie ci gdzie znajduje się droga do Kotła oraz Cord, który zapewne jej pilnuje. Gdy dotrzesz do Wolnej Kopalni, zagadaj do Gorna i wszystko mu wytłumacz.
Skorpion podszedł bliżej i ze skinieniem głowy uścisnął dłoń Lee, Cavalorn po chwili uczynił to samo. Zaraz potem wyszli i pożegnali się.
- A więc – Najemnik imieniem Gorn spojrzał na siedzącego obok Strażnika ze Starego Obozu – mówisz, że masz dość?
Oboje opierali się o skalną ścianę. Zaraz obok nich widniała opuszczona metalowa krata, która prowadziła do już odbitej Wolnej Kopalni.
- Chyba tak... – rzekł Szakal i lekko się zamyślił. – To nie to co kiedyś. Gomezowi coś odbiło i za wszelką cenę nie chce utracić władzy w Kolonii. Nie podoba mi się jego zachowanie oraz pomysły.
- Ale jednak poprowadziłeś tę grupę Strażników i zabiłeś wszystkich w Kotle. Ciesz się, że udało ci się wylizać. Mój towarzysz o mało co cię nie ukatrupił. Ale jak widać, i tak dostałeś niezłe lanie – Najemnik uśmiechnął się.
- Tak, ale teraz żałuję, że nie zacząłem myśleć tuż po zamknięciu Starego Obozu. Dziękuję, że mi pomogłeś.
- Nie szkodzi. Chcesz trochę ryżówki? – zapytał Gorn wstając.
Szakal miał trochę zniesmaczoną minę. Miał już przyjemność próbowania tego trunku, ale jakoś nie przypadł mu do gustu. Według niego, był to napój raczej tylko dla kopaczy i zbieraczy, czyli jednym słowem nic nieznaczącej hołoty.
- Żartuję. Dobre maniery wymagają, bym poczęstował cię czymś innym. Masz ochotę na łyk dobrego piwa? – Najemnik wyjął zza pancerza dwie obdrapane butelki.
- Z przyjemnością. Jeszcze raz dzięki – odpowiedział Strażnik sięgając po trunek.
- Nie ma sprawy- rzekł Gorn znów siadłszy obok Szakala. – Przynajmniej możesz mi pomóc zabić nudę...
Ciemnoskóry mężczyzna zamilkł patrząc w górę na przełęcz, która prowadziła z Kotła do Nowego Obozu. Stał tam człowiek w czerwono-czarnej zbroi. Przez myśl przebiegło mu, że ludzie Gomeza przysłali posiłki. Obawiał się, że i tym razem Wolna Kopalnia może zostać podbita przez Strażników. Jednak przybysz po krótkich oględzinach zaczął schodzić. Gorn wstał i wyjął zza pleców swój potężny topór. Zdziwił go jednak fakt, że mężczyzna był sam, a ze strony przełęczy nie pojawiali się inni członkowie Starego Obozu. Szakal także był zaskoczony widokiem Strażnika. Chciał wstać, ale uznał, że to byłby za duży wysiłek dla jego ciała po tak ciężkiej walce. Po dwóch minutach przybysz był już koło nich. Gestem ręki pokazał Najemnikowi, że nie ma złych zamiarów.
- Czyżby Gomez znów przysłał ludzi do Kotła? – zapytał Szakal z sarkazmem.
- Witaj Szakal. I ty też, wojowniku – obojgu powoli skinął głową. – Widzę, że jednak moje wysiłki nie poszły na marne – rzekł patrząc na rannego Strażnika.
- Po co tu przylazłeś? – warknął groźnie Gron.
- Z własnej woli. Za zgodą Lee, miałem ci pokazać, gdzie znajduje się przejście, którym wpadli tu ludzie ze Starego Obozu – wyjaśnił powoli przybysz.
- Już to zrobiłem, Skorpion. Wnioskuję, że ty także zbuntowałeś się przeciwko Gomezowi? – Szakal zdawał się być lekko zdezorientowany.
- Można tak to ująć. Pozwolisz – zwrócił się teraz do Gorna – że przysiądę się do was?
- Jeśli przysłał cię Lee, a Cord pozwolił ci przejść... Ale skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś podstęp?! – Najemnik podniósł swoją broń trochę wyżej.
- Z tego powodu, że ja także chciałem ci pokazać, gdzie znajduje się tajne przejście, ale jak widzę, Szakal mnie uprzedził.
Gorn po chwili namysłu schował swoją broń i usiadł obok rannego Strażnika. Zaraz po tym Skorpion przyłączył się do nich i wziął butelkę piwa, którą podał mu członek Nowego Obozu.
- Co teraz zamierzasz zrobić? – zapytał Szakal. – Jeśli ludzie Gomeza, którzy zapewne znów tu przyjdą, zobaczą cię, uznają, że sprzymierzyłeś się z nimi – wskazał głową Najemnika, który ocierał sobie twarz rękawem.
- Nie sadziłem, że ktoś z naszych przeżył, ale najwyraźniej ty miałeś szczęście. Masz ochotę udać się ze mną w pewne miejsce, gdzie będziemy mieć spokój? Gdzie nie będziemy musieli się martwić o politykę wewnątrz Kolonii?
- Kusząca propozycja... – zastanowił się ranny Strażnik.
- Zawsze możesz się przyłączyć do nas – przerwał mu Gorn. – Dobrych wojowników nigdy za wiele. Wystarczy cię jeszcze tylko trochę doprowadzić do porządnego stanu i...
- Chyba jednak pójdę ze Skorpionem – Szakal spojrzał na Najemnika. – Dziękuję ci, że mnie nie dobiłeś, ale ten konflikt między obozami już mnie nie interesuje. Jest to zbyt męczące... – podsumował.
- Zgadzam się z tobą – przytaknął mu Gorn. – Wasze zdrowie, chłopcy – wzniósł rękę z butelką piwa i zdrowo z niej pociągnął.
- Po co tak naprawdę przyszedłeś do Wolnej Kopalni? – zapytał zainteresowany Szakal.
Oboje siedzieli w małym obozowisku, które w pośpiechu zrobił Skorpion. Zanim pożegnali się z Gornem, spędzili jedną noc w Kotle, by Szakal mógł nabrać sił do marszu. Teraz znajdowali się na dróżce wewnątrz małe przełączy, którą wcześniej wykorzystali ludzie ze Starego Obozu, aby z zaskoczenia zdobyć kopalnię Lee.
- Już mówiłem – rzekł Skorpion, którzy szukał czegoś w swojej torbie. – Chciałem powiadomić twojego przyjaciela, najemnika, skąd może nastąpić kolejny atak ze strony Strażników.
- Chociaż nie rozmawialiśmy nigdy ze sobą w obozie Gomeza, to i tak wiele o tobie słyszałem. Dziwię ci się, że w ogóle stamtąd uciekłeś, a co dopiero, że przyszedłeś z pomocą Lee.
- Sam atak na Magów Ognia był dla mnie oznaką, że Gomez powoli zaczął tracić zdrowe zmysły.
- A jednak ciągle mnie ciekawi...
- Wiedziałem, że ktoś z was mógł przeżyć w Kotle – przerwał mu Skorpion zrezygnowany pytaniami Szkala. Wreszcie znalazł to czego szukał w torbie.
- Wiedziałeś? A skąd ta pewność? – nie dawał za wygraną drugi Strażnik.
- Domyślałem się, miałem nadzieję... – odpowiedział mu kusznik rozrywając bochenek chleba na pół. – Miałem nadzieję, że właśnie ty przeżyjesz ewentualny kontratak ludzi z Nowego Obozu. Gdyby nie zdołali odbić kopalni, chciałem tam przyjść i odwieźć cię od rozkazów Gomeza.
- Ale dlaczego? – zapytał zupełnie zdziwiony Szakal.
- Wybacz, ale to zostawię dla siebie – powiedział z uśmiechem i podał mu jego porcję żywności, którą okazała się połówka chleba, butelka wody i jabłko.
Gdy skończyli posiłek rozłożyli się na ziemi i spojrzeli na niebo, na którym ciągle widniała Magiczna Bariera.
- Ile już lat tu jesteś? – zapytał Skorpion.
- Nie pamiętam, nigdy nie liczyłem czasu, który tu spędziłem. A ty ile je... – Szakal nagle przerwał w pół zdaniu patrząc intensywnie w górę.
Magia, która otaczała całą Górniczą Dolinę zaczęła się dziwnie błyskać. Ale nie tak, jak podczas burzy z piorunami. Teraz wyglądało to jakoś inaczej, jakoś dziwnie... Żaden z nich nigdy nie był świadkiem takiego zachowania się Bariery. Robiła się dziwnie bielsza, a po chwili z jej centralnego punktu zaczęły grzmocić w ziemię potężne pioruny. Po jej okrągłej powierzchni przebiegać iskry aż... wszystko momentalnie się skończyło. Dwójka Strażników patrzyła teraz na zwykłe ciemne niebo z milionami gwiazd, na którym majaczył błyszczący księżyc.
- Co to do cholery było...? – zapytał oszołomiony Szakal.
- Nie wiem... Wygląda na to, że Bariera... znikła – odpowiedział również zdezorientowany Skorpion.
Z oddali rozległy się nagle odgłosy orkowych bębnów oraz ryki ich właścicieli. Ziemia zaczęła drżeń, jakby biegło po niej ogromne stado zębaczy lub brzytwiaków.
- To nie możliwe... One tu biegną! – kusznik nie mógł uwierzyć, że wszystko dzieje się tak szybko. Bariera się rozpłynęła, a teraz setki, a może tysiące orków biegło ku nim.
- A jednak. Musimy się schować! – krzyknął drugi Strażnik i wstał.
Rany nie wygoiły się jeszcze całkiem. Magiczne zioła, które Skorpion miał przy sobie podczas spotkania z Gonem w Wolnej Kopalnie prawie nic nie dały, ale lepsze było to niż nic. Szakal lekko kuśtykając podszedł do miecza, który zabrał jednemu z martwych Najemników w Kotle. Podniósł go z lekkimi trudnościami i spojrzał na towarzysza. Uświadomił sobie, że wokół jest dziwnie cicho. Zobaczył, że Skorpion coś do niego krzyczy, ale on tego nie słyszał. Zaskoczony zaczął się cofać. Spostrzegł, że u góry na skale stało dwóch Orków z dziwnymi łukami. Celowali w niego. Po chwili ktoś na niego skoczył i upadł. Ku jego przerażeniu okazało się, że był to Skorpion, w którego ciele spoczywała strzała. Odruchowo strącił go z siebie i znów popatrzył na Orki. Na ich łukach ponownie znalazły się pociski. Wstał i próbując biec rzucił się przed siebie. Po kilku minutach męczącego truchtu padł na ziemię i zemdlał.
Oślepiające promienie słońca obudziły go. Śniło mu się, że Bariera znikła. Wreszcie mógł być wolny, ale wtem pojawiły się Orki i... Otworzył szybko oczy. Leżał na dróżce, która rozwidlała się w dwie strony. Po prawo w oddali zobaczył drewniany mostek nad rzeką płynącą ku wodospadowi. Po lewo zaś ujrzał zabudowania, które już kiedyś widywał. Stara Kopalnia..., pomyślał. A wiec jednak to nie był sen. Wreszcie utkwił swój wzrok na błękitnym niebie, na którym nie widniała już tak dobrze mu znana charakterystyczna dla Kolonii Karnej Magiczna Bariera. Uśmiechnął się i spróbował wstać. Wszystko zaczęło go boleć, a szczególnie żebra. Skorpion..., przemknęło mu przez myśl. Uratował mnie... osłonił mnie... dlaczego?
To pytanie dręczyło go jeszcze wiele tygodni... dopóki nie spotkał jego... Tego, przez którego trafił do tej „cholernej Górniczej Doliny”.