Opowieść O "sarkazmie"

Runner

New Member
Dołączył
11.12.2005
Posty
15
Witam. Wpierw chciałem powiadomić iż napisałem pierwszą część pewnego opowiadania, aczkolwiek nie jest nazbyt długa jednak dalszą część dopiszę później. Prosiłbym o szczere ocenianie...




Opowieść o „Sarkazmie” I część


Po wąskiej i mrocznej ulicy Karde’gum sunęły trzy postacie. Noc już dawno zapadła i większość osobistości nie mającej ochoty na napotkanie ulicznej chołoty przysypywała w domach. Byli oni ludzi nazbyt rozsądnymi by wyjść nocą na ulicę.
-Piepse wsystko! Hik! Wsystko!
-Hik! Aj...jak się obruszył!- Odpowiedział drugi głos.
-Piepse...król ma wprowadzić kolejne prawo! Hik! Cós teras poczniemy?
-Hik! Mieliśmy przecie nie chodzić pijani po ulicach! Hik!- Odezwał się głos osoby ozwanej chwilowo terminem „trzeci”. Właściwie owa trzecia osoba była jedyną spośród trójki której płeć dało się rozpoznać bez większych problemów* (* Dwóch pozostałych było krasnoludami których jak wiadomo, lub i nie, trudno zakwalifikować do którejkolwiek z płci**) (**Kobiety krasnoludzkie wykonują dokładnie te same prace co i mężczyźni... a poza tym krasnoludzka rasa wciąż jest przekonana, iż noszenie trzydziestu warstw odzieży daje dobre ocieplenie- tak więc trudno dojrzeć znaki określające kobietę lub mężczyznę)
-Zawadiacy zawsze są pijani!- Ozwał się ponownie drugi głos który jak się okazuje należał do grubego (Nawet jak na swoją rasę) krasnoluda/krasnoludki o rudym owłosieniu. Jego imię brzmi...a zresztą nie jest to nazbyt ważne otóż w chwile później już nie żył.


Pan Indolix właśnie ustawił się na szczycie własnoręcznie zbudowanej drewnianej wieży do skoków. Wtem uświadomił sobie, iż właściwie skakanie na nowo skonstruowanym urządzeniu z wieży mierzącej dwadzieścia metrów w środku nocy jest dość niekonwencjonalnym pomysłem. Jednakże by pokrzepić ducha powiedział sobie:
-Uda się. Na pewno się uda!!!- Rozwinął pospiesznie skrzydła maszyny i powtarzając sam do siebie o swojej sławie jaką się okryje po skoku skoczył. Jak się później okazało główną przyczyną zakończenia jego egzystencji była nie dopatrz ona przez niego dziura w skrzydle. Ciekawe idee musiały mknąć przez jego intelekt podczas spadania niczym kłoda w dół. Wiedział, że mu się nie powiedzie jednakże chciał podtrzymać stereotyp inżynierów którzy u szczytu swojej kariery umierają.


Tymczasem nastał dzień. Nieopodal Karde’gum wznosiły się Flentory- zabójcze góry uśmiercające każdego idiotę śmiejącego wkroczyć pomiędzy ich szczeliny. Na jednym ze szczytów niczym człowiek pierwotny w jaskini mieszkał zombie. Nie rozmyślał już o tym cóż mógłby kupić swym dzieciom na urodziny. Otóż owe sprawy już go nie dotyczyły. Usiadł na zaimprowizowanym fotelu i zaczął rozmyślać. Wpierw jednak trzeba wyjaśnić jakoż się tam znalazł...
 
G

Gray_Fox

Guest
Szczerze? Powiem że średnie. Takie troche zagmatwane. Fabuła dla mnie niejest za jasna.

QUOTE swoją rasę) krasnoluda/krasnoludki o rudym owłosieniu.

biggrin.gif
biggrin.gif
biggrin.gif
laugh.gif


Hm, uważam że opko napisane dość porządnie (zdania, wszystko połączone idealnie), brakuje jakiejs akcji, życia. Ogólnie 5/10

Pozdro.
 

Sługa Kruka

Member
Dołączył
12.12.2005
Posty
261
Hej! No, muszę powiedzieć, że wstęp do opowiadania jest nawet fajny. Dlaczego jednak ma taki tytuł? Pewnie dowiem się tego w kolejnych częściach
smile.gif
. Błędów nie widziałem, więc ocena za wstęp to 7/10, ok? Szkoda, że nikt nie czyta moich opowiadań....
 

Runner

New Member
Dołączył
11.12.2005
Posty
15
Witam ponownie...otóż chciałem zawiadomić iż napisałem kolejną część o "Sarkazmie". Lecz wpierw chcialbym cos wyjasnic. Jeden z forumowiczow wspomniał o niejasności treści. Nie jest to typowe opowiadanie. I wybaczcie za zakres treści jednakże części zamierzam napisać dużo ale nie nazbyt długich. Ponownie proszę o ocene...A teraz:



Opowieści o „Sarkazmie” część II

Zaiste- Pomyślał pewien naukowiec który zapewne jak w większości opowiadań mieszkałby w przerażającym zamczysku wypełnionym próbówkami.
-A gdyby tak wpierw punktem zaczepienia byłby czas...tak! Oczywiście, iż jest to poprawny punkt odniesienia! Bo właściwie...czym że jest egzystencja ludzka...jedynie pewną jednostką na wielkiej osi czasu!- W tejże chwili wielki grom uderzyłby w piorunochron na dachu zamczyska. Jednakże tak się nie stało...otóż jest to opowieść o absurdach , przełamywaniu stereotypów i standardów. Wtem owy naukowiec odkrył iż jego egzystencja jest jedynie paroma słowami na kartce papieru...


Zombie rozsiadł się wygodniej na swym fotelu w jaskini, gdyby byłoby to typowe opowiadanie zombiego można by zinterpretować jako naukowca* (*Patrz wyżej) Miał on właśnie tego typu rozmyślenia...tysiące idei mknęło mu przez wpół zeschnięty mózg. Ale właściwie jak trafił do jaskini ulokowanej po środku straszliwych gór? Zaiste...można się jedynie domyślać! Mógł udać się w góry niczym jeden z tych idiotów mających nadzieję na wieczne okrycie się chwałą. Jednakże Flentory nie były nazbyt przyjazne dla przybyszów. Wyobraźmy sobie iż przypadkowo koło martwego ciała owego podróżnika przechadzał się potężny nekromanta który również musiał być niebagatelnym idiotą. Zachciało mu się ponowić czyjś żywot...I niczym za dotknięciem magicznego patyka ( Bo właściwie czemu miałbym nie zmieniać frazeologizmu) przywrócił go do życia. Właściwie to jedna z wersji śmierci po której nastało istnienie zombiego w jaskini. Chociaż można jeszcze spekulować na ten temat...aczkolwiek wpierw trzeba rozwiązać inny problem.


-Jaka była ideologia tego człowieka?!- Wymruczał rzekomo martwy „drugi osobnik”
-Pchnął mnie nożem!- Oburzył się, i nagle zdał sobie sprawę iż z nikim nie prowadzi konwersacji...i te słowa...przecież...PCHNĄŁ MNIE NOŻEM?! Doprawdy...to niemożliwe!!! Chociaż właściwie...całkiem prawdopodobne. Musiał przyznać, iż śmierć nie jest straszna...w końcu powróciła również trzeźwość....czego niebagatelnie dawno nie czuł. Dwójka jego przyjaciół stojąc nad ciałem wodziła oczami za mordercą biegnącego chwiejnie przez ulice...Był -jak następnie zeznał jeden z owej dwójki- odziany w czarne ubranie. Człowiek i krasnolud w posępnej atmosferze przyglądali się coraz mniejszej postaci. Wtem jeden się ozwał:
-Martwy?- A następnie drugi tknął zwłoki nogą.
-Hik. Martwy...
-Skoda go...spójs morderca posostawił nós! Hik.Jednakse co teras uczynimy. Hik. Ja piepse.
-Smutno mi...chodźmy się napić. Hik. Otóż trzeźwość powraca...- Poczym pogrążeni w melancholii udali się w stronę najbliższej tawerny.
-Ha! Taak! Idźcie sobie! Przecie zaczynam już nowe ży...- Urwał. Znalazł się w owej chwili w bliskiej odległości od postaci która bawiła się egzystencją ludzką niczym zabawka...wiedział to.
 
Do góry Bottom