Opowieść Altena

Wonak

Member
Dołączył
18.3.2007
Posty
41
Witaj wędrowcze. Jestem... A raczej byłem dzielnym wojownikiem. Z tamtych czasów ostało się jedynie moje imię - Alten. Widzę, że chcesz mnie opuścić. Ten młodzieńczy błysk w twoim oku... Jesteś odważny. Ja też kiedyś taki byłem. Mówisz, że chcesz zwiedzać dalekie krainy? Jesteś taki jak kiedyś ja byłem. Ale uważam, że nie powinieneś tam iść. Czemu widzę u Ciebie błahostkę dla słów starca, a jednak trochę... hmm... zaciekawienia. Jeśli chcesz, to możesz przysiąść się do mnie i posłuchać, co mam ci do powiedzenia.

*******

To było jakieś... 50 lat temu. Ledwo dorosłem do odpowiedniego wieku, a już miałem za sobą kilka wygranych na arenie. Oczywiście nie byłem sam. Tak, miałem kilku dobrych przyjaciół. Był Kilron, krasnoludki mistrz łuczników. Była Etina, piękna czarodziejka elfów. No i był Godomin. Był wojownikiem, ale nigdy nie powiedział nam, jakiej rasy... Może i przypominał człowieka, ale jednak w jego posturze było coś... dziwnego. Pewnego dnia, właśnie w tej karczmie spotkaliśmy się i rozmawialiśmy. W czasie tej rozmowy ktoś napomknął temat Połaci Południowych. A wtedy Godomin opowiedział nam legendę...

„Jeszcze przed przybyciem ludzi i krasnoludów do tej krainy była ona zamieszkana przez pradawny, potężny lud. Byli podobno mistrzami kowalstwa, a ich zbroje przetrwały nawet ataki smoków. Ich czarodzieje byli potężnymi wynalazcami, a ich czary wiążą moce tej krainy do dzisiaj. Lecz najwspanialsi byli ich władcy. To oni zapoczątkowali Altare i inne dzisiaj wielkie miasta. Lecz pewnego dnia jednego z nich ogarnęła chciwość. Korzystając z pomocy nic niewiedzących kapłanów wypowiedział zaklęcie, które miało mu zapewnić wieczne życie. W chwili, gdy je wypowiedział zaczęły się dziać okropne rzeczy. Jego poddani zaczęli umierać masowo. Gdy ostatni z kapłanów również tracił ducha, przypomniał sobie słowa chciwego władcy. Zmienił on jedno słowo zaklęcia, które przemieniło się w klątwę tego potężnego rodu.”

W końcu zdecydowaliśmy, że pójdziemy tam. Ustanowiliśmy, że za 2 dni wyruszymy do tej nieznanej jeszcze krainy...
Gdy minęły 2 dni wszyscy spotkaliśmy się z wyraźną radością. Przecież byliśmy młodzi, dzielni, no i mieliśmy się stać odkrywcami nowej krainy. Na południe szliśmy przez 2 tygodnie. Wtedy Kilron, ze swoim doskonałym wzrokiem, wykrzyknął.
-Patrzcie tam.
Istotnie, gdy spojrzeliśmy zauważyliśmy jakby trójkąty wyłaniające się z ziemi.
-To piramidy- rzekła Etina- były one domami, a za razem grobowcami władców tej krainy. To w nich znajdują się ostatnie dowody istnienia tych istot.
Zauważyłem, że gdy Etina to mówiła, to Godomin wyraźnie zaniepokojony, a wyraźnie unikał mojego spojrzenia.
Po następnych 2 dniach drogi doszliśmy do piramidy. I wtedy zaczęły się kłopoty...
-Jak tu się wchodzi?- spytałem sam siebie
A wtedy Kilron, który przeszukiwał inną stronę ściany wpadł na nas ze wrzaskiem w ustach.
-Nieumarli... Hordy Nieumarłych pędzą na nas...
Wtedy Godomin krzyknął:
-Szybko, tutaj.
Wszyscy wskoczyli do ukrytego przejścia. Gdy ściana za nami się zatrzasnęła podszedłem do niego, i powiedziałem:
-Czas wreszcie, abyś przedstawił nam swoją historię.
-Chciałem wam powiedzieć, ale oni mi nie pozwolili- próbował się tłumaczyć Godomin
-Kto nie chciał, abyś nam to powiedział?- spytała Etina
-Moi współbracia...- odpowiedział jej- Ci, którzy razem z moimi przodkami przeżyli katastrofę.... Widzicie, ja jestem Lakinem. Oni byli władcami tej krainy. Moi przodkowie w czasie wypowiedzenia zaklęcia znajdowali się daleko stąd, dzięki czemu przeżyli. Później wmieszali się w ludzi, aby ciągle mieć nadzieję, że kiedyś powrócą do swojej ojczystej krainy. A ja... Jestem potomkiem królewskiego rodu Ferminów, którzy byli władcami tej krainy. Teraz, gdy tu jestem, to mam nadzieję, że może uda mi się ściągnąć klątwę z tego miejsca.
-Hmm... Więc myślę, że powinienem Ci pomóc- powiedziałem
-A my was nigdy nie opuścimy- oświadczyli Etina i Kilron
Więc zgodnie poszliśmy do końca korytarza. Wtem przed oczami wyrosła nam piękna komnata. W jej środku znajdowała się czara z płomieniami. Posągi w niej były wykonane ze złota, a cała komnata była wypełniona złotem i kunsztownie wykonaną bronią. Jednak, gdy weszliśmy, to z trzaskiem opadły za nami kraty. Wtedy z czary wyszedł Nieumarły. Godomin krzyknął:
-Szybko, tutaj.
Ja, Etina i Kilron weszliśmy. Ale Godomin odwrócił się od wejścia, i ruszył naprzeciw stworowi. Krzyknąłem wtedy:
-Co robisz?
Przez huk zamykającego się przejścia usłyszałem.
-Musze wreszcie odwrócić działanie tej klątwy.
Zamarliśmy w bezruchu, ale żaden więcej dźwięk do nas nie doszedł. Nagle ze ścian zaczęły wysuwać się ogromne kolce. Etina, jako najszybsza i najbardziej zwinna z nas pierwsza wybiegła z dala od kolców. Ja ledwo się przemknąłem. Ale Kilron...
-Uciekajcie, ratujcie się- krzyknął, zanim jeden z kolców przebił mu pierś...
Gdy w końcu wyszliśmy z grobowca, to Etina gorzko zapłakała. Przez łzy powiedziała mi:
-Musisz już stąd iść.
-Ale czemu mówisz tylko o mnie?- zdziwiłem się
-Ja musze wreszcie zrobić coś ze złem tej krainy... A nie chcę, aby tobie też się coś stało...
Mówiąc to odwróciła się i pobiegła do piramidy. Chciałem pobiec za nią, ale nagle pojawiło się kilku Nieumarłych. Mogłem wybrać śmierć, albo ucieczkę... Dla mojego szczęścia wybrałem to drugie. Gdy uciekałem dosłyszałem donośny głos Etiny. Wtedy pomyślałem, że przeżyła. Kilka dni później dotarłem do miasta. Gdy troche wydobrzałem poszedłem do siedziby magów i powtórzyłem im słowa, które wypowiedziała Etina. Okazało się, że to było zaklęcie, które wraz z pokonaniem Nieumarłego w piramidzie mogło odwrócić klątwe.

*****

I tak kończy się moja historia. Rozmyślaj o niej młodzieńcze, a może kiedyś dojdziesz do jej sedna...
 

Jedi

Caporegime
VIP
Dołączył
21.7.2005
Posty
1605
Przyznam że nawet ciekawe, szczerze mówiąc to jeśli literówki i powtórzenia nie są liczne to nie zwracam na nie uwagi, podoba mi sie ta historia, ale twoje opowiadanie wygląda jak prolog albo pół pierwszego rozdziału, jeśli masz coś jeszcze napisać to napisz. Jak narazie oceniam na 8/10 Jeśli rozwiniesz może moja ocena się zmieni.



Pozdro
 

Wonak

Member
Dołączył
18.3.2007
Posty
41
Ciąg dalszy historii pod tytułem "Dziedzic ferminów" spisana przez słuchającego:

Kilka tygodni od mojego spotkania z Altenem zaprzyjaźniłem się z nim. Często byłem też gościem w jego domu. Tak też było i tego wieczoru...
Gdy przyszedłem do niego przywitał mnie z ochotą. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, aż nagle rozległo się pukanie do jego drzwi.
-Proszę- rzekł Alten
Wszedł kurier i wręczył mu paczkę. Alten otworzył ją i wypadł z niej amulet. Podniosłem go, i zobaczyłem symbol piramidy na skrzyżowanych kościach. Spojrzałem na Altena. Czytając list oczy rozszerzyły mu się bardzo. Chciał mi coś powiedzieć, coś, czym był wyraźnie zaskoczony.
-Słuchaj- powiedział-pamiętasz jak mówiłem o Godomirze? Więc okazało się, że o...
Wtem padł na ziemię przeszyty bełtem. Klęknąłem obok niego, aby zobaczyć, czy można mu jakoś pomóc. Nie było już dla niego ratunku. Chciałem biec za zabójcą, ale nie zauważyłem nikogo. Już chciałem wychodzić, gdy mój wzrok padł na upuszczony amulet. Pomyślałem, że to z jego powodu zginął mój przyjaciel. Zabrałem go razem z listem i poszedłem do gubernatora, aby zawiadomić go o śmierci Altena. Wracając do niego myślami przypomniałem sobie o liście. Bardzo chciałem go przeczytać, ale wiedziałem, że jeśli to zrobię, to będzie mnie można łatwo wypatrzyć na ulicy. Chciałem jeszcze raz zobaczyć się z przyjacielem. Gdy wszedłem do jego domu ogarnął mnie szok. Ukradli jego ciało! Nie dość, że go zabili, to jeszcze chcą zbezcześcić jego zwłoki. Poszedłem zobaczyć do innych pokoi. Tam również były ślady obecności napastników. Wtem usłyszałem szelest za swoimi plecami. Błyskawicznie obróciłem się i, mając przed oczami widok zmarłego, mocno pchnąłem miecz w człowieka, który już wyciągał sztylet. Gdy padł na ziemię wyciągnąłem swoją broń i schowałem do pochwy. Przeszukałem ciało śpiącego, i o dziwo znalazłem tam książkę. Nie umiałem znaleźć tytułu, ale była tam dedykacja:
„Dla Altena, wiernego i oddanego przyjaciela od Godomina”
To była książka Godomina! Ale czemu zabójcy Altena się nią interesowali? Wziąłem i ją a wychodząc zauważyłem na ciele napastnika znak. Smoka na tle pergaminu. Gdy doszedłem do domu musiałem się czymś zająć. Przypomniał mi się list. Zacząłem go czytać.
„Drogi Altenie. Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Mam Ci tyle do powiedzenia, ale musze prosić Cię o przysługę. Mianowicie, moje życie zbliża się do końca. Chciałbym, abyś towarzyszył mi w ostatnich chwilach. Ale wiem, że nigdy nie odpuściłeś okazji do przygody. Dla tego zaklinam Cię, znajdź mojego dziedzica. Tak, mam syna. Kilka lat po potyczce z Nieumarłym poznałem miłą kobietę. Parę miesięcy później urodziła mi syna. Kilka godzin po tym doniesiono mi, iż chce się ze mną widzieć jakiś starzec. Gdy wszedł poinformował mnie, iż mogę być zagrożony ze strony moich przeciwników. Prosił o oddanie mu syna, aby mógł wychować go na prawdziwego dziedzica. Zniweczyłem jego słowa. Parę lat później przyszedł znowu, a ja pomyślałem, że trzeba już wychować mego syna. Oddałem mu go w opiekę wraz z mym błogosławieństwem. Przed ich wyruszeniem w podróż spytałem starca o imię, a odpowiedział mi: <<Moje imię jest wypisane na nieboskłonie>> Istotnie, tego dnia moi poddani zachwycali się chmurami w kształcie liter Orgiz. Po ich odejściu zaczęły się dziać dziwne rzeczy, aż moi wierni przyjaciele zaczęli czyhać na moje życie. I tak spełniła się jego przepowiednia. Pokonałem ich, ale sam zostałem ranny zatrutą bronią. Trucizna powoli paraliżuje mi zmysły, dlatego proszę, przybądź jak najprędzej. A gdybym już nie żył, to odnajdź mojego syna, i postaw go na tronie.

Godomin III
Władca i zarządca odrodzonej Igleny”


Więc Godomin żyje! A raczej jest bliski śmierci, a Alten nie może spełnić jego prośby. Czyżby o to chodziło tym zdrajcom? Nie chcą, aby ktoś dowiedział się o odrodzeniu Igleny i o synu Godomina... Wziąłem książkę myśląc, że znajde tam coś ciekawego. Przeglądałem strony, ale nic nie zauważyłem. Chciałem się napić wody, ale przez przypadek potrąciłem kałamarz prosto na wewnętrzną stronę oprawy książki. Wtedy zobaczyłem. To była mapa Nordmaru, ale jakaś inna... Już wiem czemu. Na wschód od Altary było zaznaczone małe miasteczko. Czyżby to tam... Był jeden sposób, aby się przekonać. Wyruszam tam, aby znaleźć Dziedzica Ferminów.
 

Matteox

Member
Dołączył
7.4.2007
Posty
92
Yay spox...bardzo lubie jakies wymyslone opowiadanka przez kogos...sam lubie pisać ale nie trzyma sie później kupy cała opowiesc jak napisze :ph34r:
No ale trudno nie wszyscy jestesmy poetami i pisarzami ;)
Poprostu szacuneczek :]


PoZDro DlA WSzyStKicH
 

Wonak

Member
Dołączył
18.3.2007
Posty
41
III część histori nazwana "Nowa Era"

Obudził mnie krzyk mewy. Popatrzyłem w kierunku wstającego słońca, i odwróciłem głowę, aby zobaczyć ostatnie gwiazdy tej nocy. Nastał kolejny dzień. Kilka godzin po wschodzie słońca zacząłem się rozglądać zza jakimś posiłkiem. Zjadłbym sobie rybę. Poszedłem do mojej skrytki w zgliszczach starego domu. Znowu byłem pewny siebie-nikt mnie nie śledził. Po śniadaniu poszedłem na targowisko. Po drodze zobaczyłem małe dziecko, które chciało od matki ładnej zabawki. Ten nie wie, co ma. Ja musiałem się wychowywać bez matki i ojca. Czemu świat był dla mnie taki okrutny? Gdy doszedłem do miejsca targu dowiedziałem się, że jeden kupiec obiecał 200 sztuk złota za zabicie kilku tygrysów. Pestka. Poszedłem do niego, poprosiłem o umowę na papierze. Wyszedłem za bramę. Znałem już miejsce ich kryjówki. Parę dni temu odkryłem je, gdy byłem na polowaniu. Podszedłem do upatrzonego wcześniej miejsca. Było doskonałe na zasadzkę. Poczekałem do południa, gdy bestie ociężale wróciły do legowiska. Teraz już był łatwo. Zagrodziłem drogę gromadce małych tygrysów, przez co dorosłe okazy rzuciły się na mnie. Kilka godzin później jadłem pyszną pieczeń mając cięższą kieszeń. Schowałem te pieniądze w mojej skrytce i pomyślałem, że czas by było kupić sobie jakiś dom. Uzbierałem wcześniej trochę złota, a nawet miałem już wypatrzone mieszkanie. Przy zachodniej bramie do miasta stał mały, zakurzony domek-własność pewnego handlarza. Tylko musiałem czekać, kiedy wróci do miasta ze stolicy. Miał to zrobić wczoraj. O tak... Położyłem się spać przy bramie, gdy zauważyłem, iż jest już wieczór. Tym razem nie obudził mnie krzyk mewy. Był to łoskot toczącego się pojazdu. Ze zniecierpliwieniem patrzyłem na powożącego. Niestety, to nie on. Nadjechał kolejno drugi i trzeci wóz. Nigdzie go nie było. Straciłem nadzieję, aż zobaczyłem, że wraca. Nadjeżdżał w kolejnym powozie. Pomyślałem: „No, więc wreszcie wrócił. Jutro z samego rana pójdę z nim omówić kupno domu.” Tym razem przeniosłem się do zgliszczy domu. Obudziłem się z zadowoleniem. Zjadłem jabłko i poszedłem na targ szukać tego kupca. Po drodze potrącił mnie jakiś przyjezdny, jednak szybko się pozbierał i poszedł dalej w drogę. Zapomniał jakiejś książki, ale pomyślałem, że oddam mu ją później. Odnalazłem handlarza i zacząłem wypytywać go o sprzedaż domu. Odniósł się do mnie z ciepłem, zamierzał bowiem przenieść się na stałe do stolicy, a jedyną przeszkodą był właśnie ten dom. Odsprzedał mi go za część ceny. Zostało mi nawet na podstawowe zakupy. Po potwierdzeniu umowy wróciłem ostatni raz do swojej skrytki. Postanowiłem wziąść całą skrzynie z moim sprzętem, ponieważ była kunsztownie zrobiona. Po wejściu do mojego domu odczułem przyjemne zaskoczenie. Były gospodarz zostawił mi piękny sztylet oraz trochę jedzenia. Obok była kartka:
„Za to, że pomogłeś mi spełnić marzenia”
Teraz dopiero zacząłem się rozglądać po domu. Miał stół, dwa krzesła i regał na książki. W sypialni było łóżko oraz komoda. Była też łazienka z misą na wodę oraz ubikacja. Kuchnia była mała, ale miała garnek do gotowania. Postawiłem skrzynie w sypialni z zamiarem rozpakowania jej następnego dnia, ponieważ przepisy prawne dotyczące przejęcia nieruchomości zajęły mi czas do wieczora. Położyłem się na łóżko, i poczułem ucisk. Była to książka owego podróżnika. Zapomniałem o niej. A to pech. Będę musiał spędzić pierwszą noc poza domem. Zacząłem obchodzić wszystkie karczmy w mieście. Doszedłem już do „Rogu cieniostwora”. Wszedłem, gdy nagle zaczepili mnie jacyś nietrzeźwi goście. Było ich pięciu. Wtedy odezwał się z głębi karczmy głos:
-Już wstaliście? Lepiej wróćcie do swojego kąta, albo ja was tam zaprowadzę.
Zawadiaki posłusznie wróciły na swoje miejsce. Podszedłem do mojego „wybawiciela”, aby mu podziękować. Zauważyłem, że to ten człowiek, którego potrąciłem. Oddałem mu książkę. W zamian postawił mi piwo.
-Wiesz- powiedział do mnie- już od pewnego czasu szukam młodego mężczyzny. Jest synem mojego... znajomego...
-A ile ma lat?- spytałem, mając nadzieję na nagrodę za pomoc w poszukiwaniach
-Nie wiem- odpowiedział- wiem tylko, że mieszka tu bez rodziców i dopiero niedawno wkroczył w wiek dorosłości.
-Mało tu takich... Mogę pomóc ci poszukać.
-Naprawdę?
-Naprawdę, tylko powiedz mi jak masz na imię- poprosiłem
-Jestem Dreh- odpowiedział- a jak ty się nazywasz młodzieńcze?
-Nomed. Gdzie cię znajdę, gdy coś będę miał?
-Będę w tej karczmie.
Odszedłem do domu i odespałem resztę nocy. Po śniadaniu poszedłem do ratusza. Księgowy powinien mieć gdzie zapisanych wszystkich, którzy niedawno wkroczyli w dorosłość. Okazało się, że jest tylko trzech. Z czego jeden miał rodziców. Zostało dwóch. Chłopak z portu i...ja. Chłopak z portu dopiero niedawno stracił rodziców. Poszedłem do Dreh’a, aby zapytać go o jakieś konkrety. Czułem jednak, że może on mi powiedzieć coś ważnego.
-Słuchaj Dreh, musisz mi powiedzieć jak ma wyglądać- powiedziałem mu- bez tego nie będę w stanie nawet zacząć poszukiwań...
-Jedyne, co wiem- odpowiedział- to, że wygląda on jak człowiek, ale jest w jego posturze coś... niezwykłego.
W tym momencie zaczął mi się uważniej przyglądać. Głupio się czułem pod tym spojrzeniem, ale nie umiałem wymyślić nic, aby odwrócić jego uwagę.
-A może- zaczął Dreh- powiesz mi coś o sobie?
Opowiadając mu swoja historię zauważyłem, iż przygląda mi się z coraz większym zdumieniem. Gdy skończyłem opowiadać na chwilę zapadła cisza. Mój towarzysz nabiwszy fajkę powiedział półszeptem do siebie:
-Ciekawe, ciekawe... hmm... ale jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać- po czym dodał głośno- Czy chciałbyś mi towarzyszyć w drodze do nieznanego, aby odkryć pozostałości najstarszej cywilizacji, jaka kiedykolwiek tu była?
„O co mu mogło chodzić?”- pomyślałem. Ale jednak to było... coś, co ciągle mnie ciągnęło, o czym od dawna marzyłem. Jednak głos rozsądku odezwał się w mojej głowie. „Co on może ode mnie chcieć?” Dowiem się tego tylko, jeśli...
-Z chęcią wyruszę w podróż- odpowiedziałem
-Świetnie, a więc bądź gotowy za dwa dni.
Poszedłem do domu pełen sprzecznych uczuć i najczarniejszych myśli. Postanowiłem jednak, że mimo wszystko pójdę z nim. Musiałem się gruntownie przygotować. Połowę następnego dnia spędziłem na targu wybierając najróżniejsze produkty lecznicze. Po obiedzie zacząłem czyścić broń i pancerz. Niewiarygodne, ile tam się mogło dostać tego kurzu... Gdy wstałem następnego dnia poczułem się wspaniale. Omawiając plan podróży ustaliliśmy, iż pojedziemy razem z kupcami do stolicy. Tam spróbujemy namówić jeszcze kogoś do udziału w naszej ekspedycji. A później pójdziemy na południe. Tam, skąd niewielu wróciło. Jeden z handlarzy za drobną zapłatą zgodził się, abyśmy pojechali z nim do Altary. W czasie podróżny zaczęliśmy śpiewać i umilać jazdę. Pozostał nam tylko jeszcze las. Zaraz po wkroczeniu do tego dziwnego miejsca poczułem się nieswojo. Całe życie przyzwyczaiłem się, że wysokie są tylko domy, a drzewa rosną dzięki człowiekowi. Teraz dopiero zrozumiałem jak bardzo się myliłem. W milczeniu przyglądałem się tym majestatycznym kolumnom. Jechaliśmy już bardzo długo, konie musiały odpocząć. Nie tylko one. Podczas postoju wybrałem się na spacer. Nagle usłyszałem głos miękkich łap skradających się cicho po mchu. W mgnieniu oka odwróciłem się i przeciąłem bestie mieczem. Był to warg. Zaniepokojony zacząłem iść w kierunku obozu. Przecież wargi nigdy nie chodziły same. Zawsze towarzyszył im... Nagle poczułem swąd spalenizny. Pełen najgorszych obaw ruszyłem w jego kierunku. Nagle wbiegłem na polane, gdzie urządziliśmy postój. Jeszcze nic się nie stało, ale za chwile mogło być źle. Dwaj orkowie zaatakowali kupców, jednak Dreh skutecznie ich powstrzymywał. Nagle pojawił się drugi warg. Niezauważony przez nikogo obszedłem polanę i zaatakowałem go z tyłu. Jęknął głucho padając na ziemię. Jeden z orków zauważył mnie. Zaczął biec w moim kierunku, gdy znienacka przeszyła go strzała. Prędko uporaliśmy się z drugim zielonookim. Zacząłem rozglądać się za właścicielem strzały, jednak on pierwszy podszedł do mnie. Przez kaptur zarzucony na głowę nie widziałem jego twarzy. Podałem mu strzałę. Gdy ją brał na chwilę dotknął mojej skóry. To wystarczyło.
-Pani, chciałbym zobaczyć twoją twarz.
-Skąd wiesz, że jestem kobietą?- spytała się
-To twoja skóra. Ona cię zdradziła.
Usłyszałem jej cichy śmiech. Gdy zrzuciła kaptur Nomed zobaczył kobietę o pięknej twarzy. Miała długie, jasne włosy. Piękny uśmiech na twarzy. I niebieskookie spojrzenie zdolne stopić głaz.
-Dokąd podróżujesz?- spytałem
-Do stolicy.
-Więc przyłącz się do nas.
-Nie mogę odmówić ci panie. Zdradź mi jednak swoje imię- poprosiła
-Jestem Nomed. A ciebie jak zwą?
-Takina.
Wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jadąc z nią dowiedziałem się, że ma ważną wiadomość dla druidów. Gdy powiedziałem jej o moich zamiarach chciała się przyłączyć. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem aby szła z nami, ale... nie chciałem aby jej się coś stało. Tak... Już nie będzie źle... Zaczęła się dla mnie nowa era...
 

Wonak

Member
Dołączył
18.3.2007
Posty
41
Część IV pod tytułem "Ostatni członek wyprawy"

Znowu to zrobili. Uwięzili mnie w komnacie, aby mnie sprawdzić. Przez co ja musiałem przejść, aby mi zaufali, a teraz jeszcze sprawdzają, czy jestem dostatecznie wytrzymały i sprytny. Miałem kilka zwoi, ale dużo mi nie mogły pomóc. Przeglądając je jeszcze raz zauważyłem przemianę. I to nie byle jaką. Przemianę w orła. To było najlepsze wyjście. Dół był głęboki, ale niezadaszony. Gdy wyleciałem na górę zobaczyłem jednego z magów.
-Znowu ci się udało. Masz, to dla ciebie.
Powiedział wręczając mi miksturkę leczniczą i kilka zwojów. W tym moje ulubione-przemiany w orła. Pożegnałem się z nim, a ponieważ był już wieczór, poszedłem do domu wyspać się.
Wstawał nowy, piękny dzień... W każdym razie dla mnie takim był. Nie przejmowałem się kłopotami innych, ponieważ mam tyle własnych na głowie. Wyruszyłem do magów. Miałem stać się jednym z nich. Został mi jednak ostateczny test... Stawiłem się przed bramami klasztoru. Gdy wszedłem do środka kolejny raz poczułem znowu tą atmosferę, która jest jakby... wyczuwalna, namacalna, pełna magii. Odprowadzono mnie przed oblicze arcymaga.
-Witam mistrzu Horinie- powiedziałem
-Witaj Samal- odpowiedział staruszek- mam nadzieję, że przygotowałeś się do ostatniego testu?
-Jestem gotów.
-Świetnie, a więc chodźmy.
Poprowadził mnie do podziemi klasztoru. Mijałem komnaty magów. Kątem oka spoglądałem na nich i próbowałem zauważyć ich zachowanie. Po kilku minutach doszedłem do końca korytarza. Arcymag powiedział:
-Dalej możesz wejść tylko ty.
-A co tam mnie czeka?- spytałem
-Musisz to sam zobaczyć.
Wszedłem do tej komnaty i ogarnął mnie mrok. Na szczęście miałem przy sobie pochodnię. Kiedy ją zapaliłem, oniemiałem ze zdumienia. Byłem w komnacie pełnej złota, bogactw i wszystkiego, czego można było tylko zapragnąć. Domyśliłem się, co to za pomieszczenie. Był to skarbiec magów. Już sięgałem dłonią po złoto, gdy zauważyłem piedestał. Na nim zaś leżała zbroja maga. To o czym tak bardzo marzyłem. Ale to złoto... Parę minut później wyszedłem ze skarbca ze zbroją na rękach. To było dla mnie ważniejsze. Po to poświęciłem sporą część swojego życia. Zobaczyłem arcymaga.
-No, nareszcie wyszedłeś.
-Fajna próba mistrzu.
-Od teraz jesteś jednym z nas. Muszę ci jednak przekazać pewne informacje. Jak wiesz magia jest bardzo niebezpieczna. Tylko doświadczeni mistrzowie mogą sami tworzyć nowe zaklęcia, ale ty możesz korzystać z tych już gotowych. Możesz również tworzyć runy. Dla każdego czaru musisz wnieść w nią pewną cząstkę magii zaklętą w postaci składnika magicznego. Wszystko ma w sobie magię, więc można z wielu rzeczy robić runy. Jednak ostrzegłem cię już wcześniej. To nie dla nowicjuszy. Kiedyś twoi mistrzowie pokarzą ci jak mógłbyś to robić. I rzecz ostatnia. Wiem, że masz dużo informacji o magach. Ale jestem prawie pewny, że nie wiesz, iż dzieli się ona na kilka rodzajów. Są to: magia Ognia, magia Wody i Lodu, magia Powietrza i magia Ziemi. Teraz musisz wybrać od jakiej chcesz zacząć. Jestem pewien, że kiedyś poznasz może jeszcze dwa rodzaje, ale jedna musi stać się twoją podstawową.
-Wybieram magię Ziemi.
-Zostanie to zapisane w twojej księdze. Prowadzimy księgi każdemu magowi, w których zapisujemy jego poczynania. Będą tam sprawozdania ze wszystkich twoich zadań oraz ich wyniki. Twoim przełożonym w kręgu Ziemi jest mistrz Ister. Jeśli chcesz się czegoś więcej dowiedzieć, to spytaj się jego. Kwatery twojego kręgu są dwa poziomy pod ziemią. Tam znajdziesz twojego mistrza. Powodzenia.
-Dziękuje mistrzu.
Poszedłem we wskazane miejsce. Łatwo znalazłem pokój mistrza Istera. Zapukałem i drzwi same się otworzyły.
-Wejdź- rzekł mężczyzna w wieku około 60 lat.
-Witam, jestem...-zacząłem
-Samal, nowy mag Ziemi. Wiem, to ja prowadze księgi magów. Więc wybrałeś ścieżke Ziemi. Mało osób się na to godzi. Nie jest ona zbyt ciekawa, ale ważna dla nas wszystkich. Powiedz, co wydaje ci się największe we wszystkich roślinach, Ziemiach?
Domyśliłem się, że to kolejny test. Chwilę później odpowiedziałem:
-To siła oraz dokładność, z jaką drzewa są w stanie rozbijać kamienie w glebie na najmniejsze cząstki.
-Dawno nie słyszałem takiej odpowiedzi. Witaj w naszym kręgu. Moje imię już znasz. Wiedz, że jest jeszcze jeden alchemik oraz mój zastępca. To są mistrzowie. A magów jest tu raptem dziesięciu. Jeden z nich odpowiada za broń, zgłoś się do niego, a da ci uzbrojenie. Jego kolega z pokoju da ci szatę maga ziemi. To na razie tyle. Gdy już będziesz miał broń i zbroje, to znów przyjdź do mnie.
Wyszedłem ze spokojem i zacząłem się rozglądać po korytarzu. To ma być mój dom. Znalazłem pokój oznaczony tabliczką zaopatrzenie. Wszedłem tam. Zobaczyłem dwóch mężczyzn, którzy przerwali swoją rozmowę, gdy tylko wszedłem.
-Słucham- powiedział jeden z nich, blondyn
-Mistrz powiedział mi, że mam się do was zgłosić po broń i szatę.
-Jaką preferujesz broń jedno-, czy dwuręczną?- spytał ten drugi, basem
-Wole jednoręczną.
Po chwili dostałem mieczyk wykonany ze stali z domieszką magicznego kamienia oraz zieloną szatę magów Ziemi. Wyszedłem już w nowym stroju z mieczem u boku. Zawsze dziwiło mnie, dlaczego czarodzieje muszą nosić broń. Ponownie wszedłem do komnaty mistrza.
-Mam to mistrzu.
-Dobrze, więc chodź za mną.
Poprowadził mnie do trzecich drzwi na lewo od pokoju braci z zaopatrzeniem. Wręczył mi klucz i nakazał otworzyć drzwi. Zobaczyłem mały, przytulny pokoik. Było tam łóżko, jeden kufer, szafa na ubrania, komoda na rzeczy oraz stoły- runiczny i alchemiczny. Weszliśmy do mojego pokoju i mistrz powiedział do mnie:
-Raz na 3 dni możesz się uczyć robić runę nowego czaru. Jest to w takich odległościach czasu, aby twoja mana mogła swobodnie przystosować się do panującej tu atmosfery. Na razie jesteś na pierwszym poziomie- tak zwanym poziomie kwiatu. Później są poziomy krzewu. Potem krzaku, drzewka i drzewa. Na poziomie drzewa możesz zostać mistrzem. Każdy poziom niesie za sobą potężniejsze moce i czary. Gdy zechcesz i będziesz wystarczająco silny, to nauczę cię samemu pisać magiczne zwoje. Na razie możesz jednak nauczyć się jednego czaru runicznego. Masz do wyboru: Więzienie, Oszołomienie, Rozkwitnięcie oraz jeden z nowych, wymyślonych przez alchemika- Przywołanie bagiennego szczura. Który wybierasz?
-Naucz mnie o Więzieniu.
-Jest to czar zatrzymujący wroga. Zadaje mu trochę obrażeń, ale aby go zranić musisz podejść do niego i dołożyć z miecza. Proszę, dam ci na początek dwie kamienne runy, na których będziesz mógł wyryć inskrypcje czaru. Kiedyś sam będziesz mógł znajdywać kamienie runiczne. Do tego czaru jest potrzeba wiązka liany.
-Dziękuję.
-Gdybyś potrzebował jeszcze czegoś, to przyjdź do mnie i pytaj.
Odprowadzając mistrza do drzwi zauważyłem na przeciwnych tabliczkę z napisem alchemik. Miałem runy, umiałem robić czar, ale co z tego, jeśli nie miałem składników. Postanowiłem zobaczyć do alchemika w nadziei, że może on coś ma. Zapukałem i wszedłem. Natychmiast doszedł do mnie zapach spalenizny. Poszedłem w kierunku jego źródła i zobaczyłem mały pożar. Obok kręcił się człowiek średniego wzrostu. Najwyraźniej nie wiedział, co ma zrobić. Dobrze, że miałem przy sobie miecz. Walnąłem kilka razy płozem o palący się materiał i szybko opanowałem pożar. Alchemik w podzięce chciał mi coś dać. Poprosiłem go o kilka lian do czaru. Razem z nimi dostałem jednak miksturę, która miała zwiększyć moje zdolności magiczne. Wróciłem do swojego pokoju i zrobiłem runę, jednak przed jej wypróbowaniem postanowiłem łyknąć tego napoju. Po prostu, byłem ciekawy skutku. Następne trzy dni wyleżałem w łóżku z gorączką, aż alchemik sam do mnie zajrzał i dał mi miksturę uzdrawiającą. Po kilku godzinach doszedłem do siebie. Przypomniałem sobie, że dzisiaj mogę znowu nauczyć się czaru runicznego. Mój mistrz przywitał się ze mną słowami:
-Masz szczęście, że to była słaba mikstura. O co chodzi?
-Chciałem poznać sekrety Przywołania bagiennego szczura.
-Dobrze, ale najpierw zaprezentuj mi wykorzystanie poprzedniej runy.
Przyznałem mu się, że nie ćwiczyłem. Posłał mnie do pokoju, a za karę musiałem wyczyścić cały korytarz. Ale miałem ciekawą strategię czyszczenia. Kiedy ktoś chciał wejść na świeżo umytą przestrzeń rzucałem na niego Więzienie. Po kilku takich zagrywkach sam mistrz przyszedł zobaczyć jak mi idzie, ale ja byłem tak zajęty pracą, że nie zauważyłem kto nadchodzi. Jemu też się dostało. Gdy zorientowałem się kogo uwięziłem natychmiast wycofałem czar. Czekałem na reprymendę, jednak mistrz roześmiał się. Po kilku minutach, gdy się uspokoił powiedział do mnie:
-Nieźle trenujesz. Potrafisz połączyć kilka rzeczy razem. Widzę, że opanowałeś czar. Muszę ci przyznać jeszcze jedno. Od bardzo długiego czasu nikt nie potrafił mnie zaskoczyć, a ty, choć jesteś tu nowy dokonałeś tego w 3 dni, sam nie tracąc czujności. Zasłużyłeś na nagrodę.
-Mistrzu, mam prośbę.
-Słucham.
-Powiedz mi gdzie i jak mogę wydobywać nowe kamienie runiczne.
-Nie wiem, czy jesteś na to gotowy, ale. Możemy spróbować. Są pod środkowym słojem wielkich drzew, ale nigdy nie wolno wyciągać ich całych. Musisz zostawić choć odłamek, aby znowu mógł urosnąć. To są jedne z tych tajemniczych rzeczy, o których ciągle tak mało wiemy.
-A nauczysz mnie wreszcie tego czaru?
-Ach tak Przywołanie bagiennego szczura. Po pierwsze musisz znaleźć takiego szczura i zabić go. Musisz wyjąć mu serce, a następnie poćwiartować je. Kilkoma ćwiartkami takiego serca musisz owinąć kamień runiczny i poczekać aż wchłonie je. Wtedy będzie to Przywołanie. A szczury znaleźć możesz w kanałach. Poproś odźwiernego, a na pewno pozwoli ci ich poszukać.
Poszedłem za jego radą. Wracałem do pokoju, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Postanowiłem wpaść na chwilę do alchemika. Kiedy ten dowiedział się, iż zmierzam do miasta poprosił mnie o małą przysługę. Miałem mu przynieść kilka rzeczy do mikstur. Zgodziłem się. Wyszedłem na miasto. Ludzie od razu inaczej na mnie patrzeli, gdy szedłem ubrany w szatę maga Ziemi. Postanowiłem najpierw wpaść do karczmy i zjeść jakiś normalny posiłek. Zamówiłem pieczone mięso. Dawno nie jadłem czegoś takiego. Gdy skończyłem jeść poszedłem w strone wejścia do kanałów. Cuchnęło tam nieziemsko. Zasłoniłem twarz strzępkiem materiału i poszedłem dalej. Zaraz po pierwszym zakręcie zobaczyłem jednego. Wyciągnąłem miecz i przygotowałem się na jego atak. Wtem usłyszałem plusk wody za sobą. To były 4 kolejne. Szybko schowałem miecz i wybrałem rune uwięzienia. Po zabiciu wszystkich szczurów postanowiłem wziąć mięso. Miałem teraz do wyboru 5 serc. Wziąłem te z największego. Poszedłem do pierwszego miejsca, gdzie mogłem upiec mięso. Gotowe pieczenie wsadziłem do plecaka i przypomniałem sobie o liście od alchemika. Chciał:
-skrzydła nietoperza
-ucho goblina
-pazur trolla
-oko ścierwojada
-włosy cieniostwora

Ma wygórowane wymagania... Na szczęście miałem na to metodę. Znałem miejsce pobytu nietoperza i goblina. Na ścierwojady mieli polować moi znajomi. Pazury trolla były do kupienia. Ale cieniostwór... pomyśle o nim później. Szybko zabiłem nietoperza. Goblin sprawiał więcej trudności, ale miał przy sobie jakiś dziwny pierścień. Grupa wracająca ze ścierwojadami oddała mi oko, bo nie było im do niczego potrzebne. Na kieł dostałem trochę pieniędzy od alchemika. W poszukiwaniu cieniostwora udałem się do knajpy. Wierzcie mi lub nie, ale tam można się dowiedzieć wszystkiego. Jeden ze starych Dzidków mówił coś o starym osobniku. Gdy postawiłem mu piwo dowiedziałem się, że mieszka w jaskini niedaleko miasta. Miał wolny, lecz silny cios. Bez żadnych przeszkód dotarłem w pobliże jego kryjówki. Wszedłem do jaskini i zauważyłem jego niebieskie oczy. Szybko użyłem runy więzienia i urwałem mu pukiel włosów. Uciekłem z jaskini, ponieważ żal mi było zabijać tak pięknego stwora. Wracałem tą samą drogą, jednak dałem się zaskoczyć. Szedł za mną elf-rozbójnik. Jego kroki były niedosłyszalne. Strzała wypuszczona po mistrzowsku z łuku trafiła mnie w łopatkę. Zemdlałem z bólu... Gdy obudziłem się był już wieczór. Poczułem ból w łopatce. Powoli wracała do mnie świadomość południowych przeżyć. Miasto, szczury, rzeczy do alchemika, cieniostwór... Doszło do mnie, że mogę być w niewoli. Ale nie byłem związany. Niedaleko paliło się ognisko. Słyszałem od niego głos młodej kobiety, starca i mężczyzny z chrypką. Gdy próbowałem usiąść wydałem z siebie jęk bólu. Usłyszeli mnie. Musiałem się wzdrygnąć gdy podeszli bowiem starszy zaraz powiedział:
-Nie bój się. Nic ci nie grozi. Ten tchórz co do ciebie strzelił uciekł, gdy tylko nas zobaczył. A tak przy okazji, jestem Dreh. Ten młodzieniec to Nomed, a owa młoda dama zwie się Takina.
-Na mnie mówią Samal. Jestem magiem Ziemi.
-Nie ruszaj się, a najlepiej posiedź z nami do rana. To ci nie zaszkodzi- powiedziała Takina
-To może opowiedzcie mi coś jeszcze o sobie.
-Wyruszamy na południe- zaczął Dreh- aby odnaleźć tam pewną osobę. Moim towarzyszem jest młody wojownik z nadmorskiej wioski. A ta panna przyłączyła się do nas po napadzie orków.
-Moment, moment... Powiedziałeś południe?- spytałem i nie czekając na odpowiedź dodałem- przecież tam niema nic oprócz piachów pustyni.
-Właśnie dlatego tam wyruszam...-odpowiedział starzec.
Przy ogniu zrobiła się niemiła atmosfera. Jakoś udało mi się zasnąć. Po pobudce spytałem, czy mogę się do nich przyłączyć.
-Przecież jesteś magiem- upomnieli mnie- chyba nie możesz się nigdzie ruszyć bez pozwolenia?
To była prawda. Ciągle było mi trudno się do tego przyzwyczaić. Chciałem jednak się z nimi pożegnać. Powiedzieli, że będą czekać w karczmie przed jutrzejszym wschodem, ale jeśli mnie nie będzie, to idą w drogę. Poszedłem prosto do klasztoru magów, aby zdać raport Isterowi. Zaraz po moim wejściu pojawił się przy mnie dając mi ostrą reprymendę. Posłusznie jej wysłuchałem, ale gdy doszło do kary, to zacząłem zmieniać bieg rozmowy.
-Mistrzu, pozwól, że ci wyjaśnię. Otóż przed wyjściem na miasto alchemik poprosił mnie o składniki do mikstur. Jednym z nich była sierść cieniostwora. Udało mi się zdobyć całą garść jego włosów i gdy wracałem do miasta postrzelił mnie elf. Znaleźli mnie ludzie planujący podróż na południe. Zostałem przy nich na noc, bo moje obrażenia były ciężkie. Zaraz z rana wróciłem do klasztoru. Mam taką prośbę, czy mógłbym iść z nimi? Będę mógł rozszerzać wiarę oraz mówić ludziom o tym co złe lub dobre.
-Słuchaj, wiele lat temu miałem jedną utalentowaną uczennicę. Ona również z grupką przyjaciół udała się na południe. I wrócił tylko jeden z nich...
-Pozwól mi mistrzu.
-Dobrze, ale słuchaj. Dam ci gołębia pocztowego, który będzie latał ode mnie do ciebie. Będzie zawierał rady dla ciebie, jak i runy, które każe przysyłać ci co 3 dni. Wiem, że mógłbyś sam je zrobić, ale wątpię, czy miałbyś z czego. Masz moje pozwolenie.
Tej nocy nie umiałem zasnąć. Raz po raz przeglądałem swoje rzeczy i myślałem, czy czegoś nie zapomniałem. Zaraz po północy poszedłem nauczyć się ostatniego runicznego czaru od mistrza. Wybrałem Rozkwit. Położyłem się do łóżka i jakoś tak usnąłem. Wstałem równo ze wschodem słońca. „Niech to szlag- pomyślałem- godziny przygotowań i zaspałem. Mam nadzieję, że jednak ich dogonię.” Jak burza wyleciałem z klasztoru i pomknąłem w kierunku południowej bramy. Po przejściu przez nią zobaczyłem ich. Znikali za horyzontem, ale jakimś cudem udało mi się ich dogonić. I tak oto zostałem ostatnim członkiem wyprawy.
 
Do góry Bottom