Ok tu zamieszczam swoje opo z motywami z Władcy Pierścieni, tylko prosze o sprawiedliwe oceny....
Urodzajna ziemia równin Rohanu była od dawna pożądana przez plemie dzikich górników jak nazywali ich Rohirrimowie, ci dzicy i nieokrzesani wojownikcy walczyli głównie prostymi toporami i kilofami, żyli w górach czym zjednali ze sobą różne górskie istoty, jednak ostatnimi laty głodowali i postanowili podbić kawałek ziemi Riddermarchi by polować w tamtejszych lasach i wreszcie wykarmić swoje dzieci, w Edoras, złotym dworze było wesoło królowi Theodenowi urodził się syn, któremu nadał na imie Theodred, w domu króla trwał bal i wszyscy bawili się znakomicie, zaproszono całe miasto na tę uroczystość, przy stole w rogu siedział Asnathol jeden z gwardzistów króla a obok niego sączył wino jego przyjaciel Nelnor, on zaś był jednym z kompani Erkebranda, młodego rycerza, który wsławił się w Rohanie wygnianiem orków z okolic bramy Rohanu, Asnathol wziął do ręki kufel piwa i począł pić trunek a po chwili sięgnął po mięso leżące na jego talerzu, podszedł do nich Hama bardzo waleczny młodzieniec, który należał do najbardziej zaufanych ludzi Theodena
-Mam coś wam przekazać-rzekł do nich
-Słucham cie-odpowiedział mu Nelnor
-Otóż jutro o świcie przyjedźcie pod brame Edoras, gdyż Erkebrand planuje pojechać na północ do Helmowego Jaru gdzie ponoć zaczeli nękać dwór tamtejszy górale, nasz rycerz pragnie ich przegnać, to tyle przygotujcie sie dobrze-powiedział Hama poczym odszedł.
-Co o tym sądzisz?-Zapytał się gwardzista swojego towarzysza
-Eee tam takie głupoty, znowu nacharujemy się goniąc dziekie pokraki a ten "Szlachetny i Waleczny Erkebrand" zgarnie sławe siedząc w obozie i wysyłając nas w bój
-Twoja sprawa, ja jednak z chęcią pojade, kto wie co Górale skradli innym, widziałem jak stary Hurn pokazywał miecz wykuty ponoć przez Elfy w Gondolinie na wojne z Orkami i Goblinami, może coś takiego znajde i wtedy będe sławny, hehe, chodź zaraz będzie przemowa
Podeszli do długiego stoły, na jego końcu siedział na złotym tronie Theoden a obok niego jego żona z synkiem w ramionach, Theoden wstał, jego złote włosy opadły mu na uszy a on sam nie przejął się tym zbytnio, zaczął mówić, donośnym głosem, który słyszeli wszyscy zgromadzeni
-Witajcie moi przyjaciele i słudzy zarazem, mam wam przyjemność powiedzieć, że zostałem ojcem i teraz-tu zrobił krótką pauze i wziął głęboki oddech- i teraz, moi mili mam nadzieje, że ten nowy dar który siły wyższe zesłały nam, da nam przykład jak powinien wglądać prawdziwy mieszkaniec i król krainy władców koni, potrzykroć wiwat, dla mojego syna, waszego księcia i przyjaciela- podniósł puchar a wszyscy zrobili to samo, "Theodred", powiedzieli wszyscy, po czym zabrali się za plotkowanie, bądź konsumcje dań podanych do stołu, niczym innym ciekawym nie odznaczył się ten wieczór i wszyscy poszli spać w spokoju, najedzeni i spokojni, następnego dnia połowa męższczyzn w grodzie wstała przed brzaskiem i spakowała najważniejsze rzeczy, po czym zaciągneli siebie i ich rumaki w strone bramy złotego grodu, gdzie stał już koń Erkebranda i jego właściciel na jego białym grzbiecie, a obok niego jego straż przyboczna na swoich wierzchowcach, gdy zebrali się wszyscy, wygłosił krótką przemowe na temat sytuacji Grodu Helma, po czym ruszyli strone najpotężniejszej twierdzy Riddermarchi. Jechali, cały czas bez przerwy, aż słońce pochyliło się nad widnokręgiem i zajaśniało czerweienią, wtedy dowódca oddziału kazał rozbić obóz, nad brzegiem rzeki Iseny, Nelnor smacznie chrapał ale jego przyjaciel nie mógł zasnąć nękało go jakieś nieznane mu uczucie, jakby strach i nienawiść zlały się w jedno potężne odczucie serca śmiertelnika, nagle nocną cisze przeszył krzyk, ale nie ludzki, wojownicy wstali ale nie zdążyli dosiąść wierzchowców, gdy ujrzeli nadciągające od wschodu pułki orków dowodzone przez Uruków- najroślejszych spośród Orczych plemion chodzących po ziemskim padole, uzbrojeni byli w szable i topory, ale nie brakowało wśród nich łuczników, gwardia przyboczna dowódców miała też ciężkie włócznie i tarcze ozdobione jakimś nieznanym ludziom symbolem, maszerowali w kolumnie i krzyczeli co sił w płucach, ale Erkebrand już kazał ustawić się wojownikom w klinie i wystawić na przód najlepszych strzelców, ci wyjechali na przód i wysztrzelili pierwszą salwe strzał w pełnym galopie swoich koni, orków zasypał deszcz strzał a oni odpowiedzieli tym samym lecz mniej skutecznym bo nie trafili nikogo chyba, że trawe, jeźdźcy wrócili do szeregu i wzieli włócznie i piki, ustawili się znowu w klin i czekali, wróg zbliżał się ale nadal Asnathola coś niepokoiło, dzielni wojowie z Riddermarchi ruszyli do ataku najpierw kłusując, potem w połowie drogi przyśpieszyli i opuścili swą broń by nadziać bądź spłazować wroga, galop przerodził się w cwał i po krótkiej chwili, Rohirrimowie wpadli w tłum przeciwników rozrzedzając ich szeregi, Nelnor jakby dostał szału siekł co jednego i drugiego orka swym mieczem ale, gdy ten zbyt głęboko wszedł w ciało jedngo z orków, sięgnął wojownik po nadziak, którym zwykle wbijał gwoździe ale teraz używał go do rozłupywania łbów agresorów, najpewniej bitwa by sie szybko skończyła, bo piesi orkowie byli w rozsypce i uciekali na swoją zgube w strone Iseny ale z północy nadciągnęły posiłki w postaci wargów i ich dzikich jeźdźców uzbrojonych w zakrzywione miecze, Erkebrand znowu ustawił swoich ludzi w pozycji bojowej, jednak kilku brakowało bo część ruszyła w pogoń za piechotą, było widać, że ten atak był planowany i zaraz po rozpoczęcu szarży na wroga, jeźdźców zaskoczył grad lekkich oszczepów, który położył trupem dużą część lewej flanki, okazało się, że górale opuścili swe wysoko położone siedziby i zaczaili się w lesie Fangorn, teraz bitwa przerodziła się w rzeź, Asnathol został zwalony z konia, i musiał walczyć pieszo co wcale mu nie sprzyjało, strącił jednego z jeźdźców celnym cięciem ale po chwili został powalony przez orka, który po zabicu jego wierzchowca postanowił dobijać padłych na ziemie ludzi, teraz stał nad leżącym na ziemi rohirrimem i zamierzał uśmiercić go, gdy Erkebrand ściął mu głowe, ale zaraz potem puszczono w niego serie oszczepów, dostał w noge i ześlizgnął się ze swojego rumaka zwanego Elosef, leżał na ziemi i macał rękami podłoże w poszukiwaniu swojego miecza, na ręke nadepnął mu Uruk, chrząnął i kopnął wojownika, jeszcze raz wydał odrażający odgłos ze swoich ust i złapał za szyje wojownika z Riddermarchi ale ostatecznie został przeszyty mieczem Asnathola, który postanowił odpłacić Erkebrandowi za ocalenie go, spojrzał na pole bitwy, przegrywali, połowa jeźdźców zginęła a resztka sił Erkebranda ledwo broniła się przed wściekłymi atakami wroga, jednak w pewnej chwili w ziemie uderzył ogromny głaz przygniatając sporą część wargów i ich jeźdźców, co drastycznie podziałało na morale reszty, w końcu załamali się i rzucili do ucieczki, Anathol przeszukiwał pole bitwy w poszukiwaniu Nelnora, znalazł go miał rozciętą lewą ręke ale nadal w prawej dłoni ściskał swój nadziak, wokół niego leżało paru orków, najwyraźniej zaskoczyli go ale bronił się do końca, pochowali zmarłych, i postanowili wrócić do Edoras zawiadomił o tym zdarzeniu króla, jednak nikt nie znał spośród Rohinimów odpowiedzi na dwa pytania, gdzie znikneli Górale, i skąd sie wziął ten wielki głaz.
Fangorn stał przez długi czas patrząc z odrazą na pole bitwy, mówił coś do siebie a brzmiało to mniej więcej tak:
-Ahh orki, plugastwo ziemi, Burarum, a niech ich i ich siekiery, gryzą, tną, palą niszczą wszystko, nie moge ich wesprzeć otwarcie ale ci złotowłosi ludzie są dobrzy, wiedzą kto jest zły, ehh ide stąd mam nadzieje spotkać żwawca ten głaz pomógł ludziom, Burarum i napije się wody, Drzewiec jak go czasem nazywano poszedł swoimi wielkimi krokami głębiej w las aż spotkał dziwną istote, wyglądała jak drzewo, które ktoś nauczył chodzić, był to młody Ent zwany Żwawcem, powitał on najstarszą istote w śródziemiu z szacunkiem, spojrzał się troche ze strachem na Enta, pana tego lasu od którego imienia pochodzi nazwa tej knieji, spodziewał się kary za pochopność ale Fangorn podziękował żwawcowi za zabicie orków ale nie omieszkał pouczyć młodszego rodaka o pochopności i neutralności Entów, z nikim nie miały sojuszów i były po niczyjej stronie, bo nikt nie był po ich stronie.Szli tak aż Drzewiec postanowił ugasić pragnienie, a Żwawiec poszedł do gaju swoich ulubionych roślin- jarzębin.
Asnathol zgłosił się do grupy jeźdźców, których zadaniem było zawiadomienie króla Theodena o najazdach orków, i sprzymierzonych z nimi górali, wyruszyli o świcie pod dowódctwem Thorla, starego weterana, który przeżył więcej przygód niż wszyscy jego towarzysze razem wzięci, tak więc jehali przez otwarte stepy Rohanu, aż pod wieczór ujżeli z daleka Medused, piękny złoty dwór, główną siedzibe króla, sjechali z pagórka na którym sie zatrzymali i popędzili do bram, słońce już zaszło, gdy staneli przed obliczem Theodena i opowiadali mu o bitwie, zasadzce, wielkim głazie i niewyjaśnionym zniknięciu ich wrogów, to jest górali, król wydawał się bardzo zmartwiony i rozkazał jeźdźcom pojechać do twierdzy Dunharrow, gdzie mieli uzyskać pomoc Militarną i zapasy, tak więc przespali się w swoich chatach i wyruszyli przed brzaskiem, jechali zatrzymując sie tylko raz na krótki popas i zdążyli przed zmrokiem przejechać znaczną odległość, na noc skryli się w małej grocie, i ustawili straże, było ich dwunastu więc ustawili warty po trzy osoby, Pierwszą warte miał odpukać Asnathol wraz ze starym Thorlem i jeszcze jednym z wojowników, który nie raczył się przedstawić, stali tuż przy wyolocie jaskini i rozglądali się za jakimiś niebezpieczeństwami, ognisko, które rozpalili przygasało więc dołożyli troche drewna, po północy zbudzili trzech innych jeźdźców i sami poszli spać, w głębi groty słychać było niepokojące rżenie koni, ale nikt zbytnio sie tym nie przejął, o świcie zjedli pośpieszne śniadanie i dosiedli swoich rumaków by ruszyć dalej w droge ku Dunharrow, po drodze spotkali o dziwo trzech Krasnoludów, Thorl zagadał do nich
-Witajcie zacni goście, co sprowadza w te strony Krasnoludów zpod samotnej góry??
-Achhh witaj Jeźdźcu Rohanu, jestem Balin a ci dwaj obok mnie to Dwalin i Ori moi krewniacy, podążamy do Minas Thirith, bo mamy nadzieje zastać tam naszego dozgonnego przyjaciela Mithrandira.
-A któż to taki?
-Achh nie znacie chyba różnych nazw, Mithrandir zwany jest też Szarym Pielgrzymem lub Gandalfem Szarym.
-Oho znacie Gandalfa, cóż jeśli tak to nie będziemy wam przeszkadzać, szerokiej drogi, zacni goście
-Nawzajem, szlachetny mistrzu koni, jeśli będziesz potrzebował pomocy wśród mych współplemieńców to pytaj o Noriego, Bifura, Bombura, Oina i Gloina to moi najlepsi przyjaciele.
Krasnoludy ruszyły znowu w kierunku zachodu, a Jeźdźcy na północ, dojechali do celu, gdy było dobrze po północy, wpuszczono ich do twerdzy i wskazano dobre miejce na nocleg, bo mogli się spotkać z dowódcą garnionu dopiero o świcie, bo ludzie ostatnimi czasy boją się zasadzek i szpiegów, różnorakich podstępów. Wstali rankeim i poszli do wielkiego budynku koszar, gdzie przywitał ich tłum wojowników, gdy uwolnili się od ciekawskich żołdaków spotkali wreszcie, Lathandra dowóce garnizonu, Thorl opowiedział mu o bitwie i rozkazach króla, a Lathandr zwołał swych ludzi i powiedział im, że za pare dni wyruszają na zachód ku twierdzy Helma Żelaznorekiego, nigdy w mieście nie panował taki ruch, rycerze ostrzyli i kuli miecze, szykowali zbroje i tarcze, karmili konie i przygotowywali zapasy, mali chłopcy wymyślili nową zabawe w rycerzy, jednak jedna osoba niebyła zbyt ciekawa walki z buntownikami, był to Asnathol, bał się, że podzieli los swojego przyjaciela i zginie z reki przeklętych orków. Przechadzał się po mieście aż trafił do kuźni i zamówił tam miecz, bo jego się wyszczerbił, i kupił odrazu włócznie, ale postanowił odebrać te towary przed wyjazdem, potem poszedł do koszar i trenował machanie mieczem terningowym zrobionym z drewna, aż zaczęły boleć go ręce, poszedł więc do siedziby żołnierzy gdzie przez te kilka dni dzielące oddział Thorla od podróży stacjonowali jego ludzie, Asnathol poszedł do wielkiej sali, pełnej trofeów myśliwskich i ozdobionej na ścianach zbrojami i orężem, przy długim stole sziedziało parunastu żołdaków i zajadało się solonym mięsem, serem, chlebem i popijali piwem i winem, Asnathol podszedł do nich i usiadł przy stole, wziął jadło i zaczął jeść, a potem pił dużo wina, około północy poszedł spać do komnaty na górze, obudził się z rana i postanowił pozwiedzać Dunharrow. Podziwiał wielkie domy zbudowane przez jego przodków, ale wiedział, że ten zamek to nic w porównaniu z Białą Wieżą- Minas Thirith, od dawna zamierzał pojechać tam i zobaczyć na własne oczy wspaniały dom dawnych królów Numenoru a teraz Namiestników Gondoru, ale służba w wojsku miała swoje minusy i nie mógł poświęcać za dużo czasu swojej rodzinie, swojej żonie i synowi, aż płakać mu się chciało na myśl o tym, że teraz mogą być w niewoli u orków, zszedł po schodach do kwater oficerskich ale nie został tam wpuszczony przez wartownika, więc zawrócił i poszedł na mury, potem wszedł do strażniczówki gdzie śniadanie jadł właśnie jeden z żołnierzy Rohanu, Nie chciał mu przeszkadzać więc wszedł po schodach na samą góre, patrzył na horyzont, przypominały mu się lata dzieciństwa spędzone w Helmowym Jarze, miał nadzieje na jak najszybsze spotkanie z jego dziadkiem mieszkającym tam, po około czterech godzinach poszedł do swojej kwatery, bo całe zwiedzanie zajeło mu cały dzień, zasnął odrazu, obudził go głos Thorla
-Szybko, wstawać już, iść mi do kowala po swoją broń, ej ty Asnathol wstawaj, królewiczu, pora iść walczyć, i Thorl pociągnął za ręke Asnathola i podniósł go jakby bez wysiłku, potem nasz bohater poszedł do kowala po włócznie i reszte sprzętu, a po trzech godzinach wsiadł na konia i wraz z resztą wojaków wyruszył do grodu Helma Żelaznorękiego...
Urodzajna ziemia równin Rohanu była od dawna pożądana przez plemie dzikich górników jak nazywali ich Rohirrimowie, ci dzicy i nieokrzesani wojownikcy walczyli głównie prostymi toporami i kilofami, żyli w górach czym zjednali ze sobą różne górskie istoty, jednak ostatnimi laty głodowali i postanowili podbić kawałek ziemi Riddermarchi by polować w tamtejszych lasach i wreszcie wykarmić swoje dzieci, w Edoras, złotym dworze było wesoło królowi Theodenowi urodził się syn, któremu nadał na imie Theodred, w domu króla trwał bal i wszyscy bawili się znakomicie, zaproszono całe miasto na tę uroczystość, przy stole w rogu siedział Asnathol jeden z gwardzistów króla a obok niego sączył wino jego przyjaciel Nelnor, on zaś był jednym z kompani Erkebranda, młodego rycerza, który wsławił się w Rohanie wygnianiem orków z okolic bramy Rohanu, Asnathol wziął do ręki kufel piwa i począł pić trunek a po chwili sięgnął po mięso leżące na jego talerzu, podszedł do nich Hama bardzo waleczny młodzieniec, który należał do najbardziej zaufanych ludzi Theodena
-Mam coś wam przekazać-rzekł do nich
-Słucham cie-odpowiedział mu Nelnor
-Otóż jutro o świcie przyjedźcie pod brame Edoras, gdyż Erkebrand planuje pojechać na północ do Helmowego Jaru gdzie ponoć zaczeli nękać dwór tamtejszy górale, nasz rycerz pragnie ich przegnać, to tyle przygotujcie sie dobrze-powiedział Hama poczym odszedł.
-Co o tym sądzisz?-Zapytał się gwardzista swojego towarzysza
-Eee tam takie głupoty, znowu nacharujemy się goniąc dziekie pokraki a ten "Szlachetny i Waleczny Erkebrand" zgarnie sławe siedząc w obozie i wysyłając nas w bój
-Twoja sprawa, ja jednak z chęcią pojade, kto wie co Górale skradli innym, widziałem jak stary Hurn pokazywał miecz wykuty ponoć przez Elfy w Gondolinie na wojne z Orkami i Goblinami, może coś takiego znajde i wtedy będe sławny, hehe, chodź zaraz będzie przemowa
Podeszli do długiego stoły, na jego końcu siedział na złotym tronie Theoden a obok niego jego żona z synkiem w ramionach, Theoden wstał, jego złote włosy opadły mu na uszy a on sam nie przejął się tym zbytnio, zaczął mówić, donośnym głosem, który słyszeli wszyscy zgromadzeni
-Witajcie moi przyjaciele i słudzy zarazem, mam wam przyjemność powiedzieć, że zostałem ojcem i teraz-tu zrobił krótką pauze i wziął głęboki oddech- i teraz, moi mili mam nadzieje, że ten nowy dar który siły wyższe zesłały nam, da nam przykład jak powinien wglądać prawdziwy mieszkaniec i król krainy władców koni, potrzykroć wiwat, dla mojego syna, waszego księcia i przyjaciela- podniósł puchar a wszyscy zrobili to samo, "Theodred", powiedzieli wszyscy, po czym zabrali się za plotkowanie, bądź konsumcje dań podanych do stołu, niczym innym ciekawym nie odznaczył się ten wieczór i wszyscy poszli spać w spokoju, najedzeni i spokojni, następnego dnia połowa męższczyzn w grodzie wstała przed brzaskiem i spakowała najważniejsze rzeczy, po czym zaciągneli siebie i ich rumaki w strone bramy złotego grodu, gdzie stał już koń Erkebranda i jego właściciel na jego białym grzbiecie, a obok niego jego straż przyboczna na swoich wierzchowcach, gdy zebrali się wszyscy, wygłosił krótką przemowe na temat sytuacji Grodu Helma, po czym ruszyli strone najpotężniejszej twierdzy Riddermarchi. Jechali, cały czas bez przerwy, aż słońce pochyliło się nad widnokręgiem i zajaśniało czerweienią, wtedy dowódca oddziału kazał rozbić obóz, nad brzegiem rzeki Iseny, Nelnor smacznie chrapał ale jego przyjaciel nie mógł zasnąć nękało go jakieś nieznane mu uczucie, jakby strach i nienawiść zlały się w jedno potężne odczucie serca śmiertelnika, nagle nocną cisze przeszył krzyk, ale nie ludzki, wojownicy wstali ale nie zdążyli dosiąść wierzchowców, gdy ujrzeli nadciągające od wschodu pułki orków dowodzone przez Uruków- najroślejszych spośród Orczych plemion chodzących po ziemskim padole, uzbrojeni byli w szable i topory, ale nie brakowało wśród nich łuczników, gwardia przyboczna dowódców miała też ciężkie włócznie i tarcze ozdobione jakimś nieznanym ludziom symbolem, maszerowali w kolumnie i krzyczeli co sił w płucach, ale Erkebrand już kazał ustawić się wojownikom w klinie i wystawić na przód najlepszych strzelców, ci wyjechali na przód i wysztrzelili pierwszą salwe strzał w pełnym galopie swoich koni, orków zasypał deszcz strzał a oni odpowiedzieli tym samym lecz mniej skutecznym bo nie trafili nikogo chyba, że trawe, jeźdźcy wrócili do szeregu i wzieli włócznie i piki, ustawili się znowu w klin i czekali, wróg zbliżał się ale nadal Asnathola coś niepokoiło, dzielni wojowie z Riddermarchi ruszyli do ataku najpierw kłusując, potem w połowie drogi przyśpieszyli i opuścili swą broń by nadziać bądź spłazować wroga, galop przerodził się w cwał i po krótkiej chwili, Rohirrimowie wpadli w tłum przeciwników rozrzedzając ich szeregi, Nelnor jakby dostał szału siekł co jednego i drugiego orka swym mieczem ale, gdy ten zbyt głęboko wszedł w ciało jedngo z orków, sięgnął wojownik po nadziak, którym zwykle wbijał gwoździe ale teraz używał go do rozłupywania łbów agresorów, najpewniej bitwa by sie szybko skończyła, bo piesi orkowie byli w rozsypce i uciekali na swoją zgube w strone Iseny ale z północy nadciągnęły posiłki w postaci wargów i ich dzikich jeźdźców uzbrojonych w zakrzywione miecze, Erkebrand znowu ustawił swoich ludzi w pozycji bojowej, jednak kilku brakowało bo część ruszyła w pogoń za piechotą, było widać, że ten atak był planowany i zaraz po rozpoczęcu szarży na wroga, jeźdźców zaskoczył grad lekkich oszczepów, który położył trupem dużą część lewej flanki, okazało się, że górale opuścili swe wysoko położone siedziby i zaczaili się w lesie Fangorn, teraz bitwa przerodziła się w rzeź, Asnathol został zwalony z konia, i musiał walczyć pieszo co wcale mu nie sprzyjało, strącił jednego z jeźdźców celnym cięciem ale po chwili został powalony przez orka, który po zabicu jego wierzchowca postanowił dobijać padłych na ziemie ludzi, teraz stał nad leżącym na ziemi rohirrimem i zamierzał uśmiercić go, gdy Erkebrand ściął mu głowe, ale zaraz potem puszczono w niego serie oszczepów, dostał w noge i ześlizgnął się ze swojego rumaka zwanego Elosef, leżał na ziemi i macał rękami podłoże w poszukiwaniu swojego miecza, na ręke nadepnął mu Uruk, chrząnął i kopnął wojownika, jeszcze raz wydał odrażający odgłos ze swoich ust i złapał za szyje wojownika z Riddermarchi ale ostatecznie został przeszyty mieczem Asnathola, który postanowił odpłacić Erkebrandowi za ocalenie go, spojrzał na pole bitwy, przegrywali, połowa jeźdźców zginęła a resztka sił Erkebranda ledwo broniła się przed wściekłymi atakami wroga, jednak w pewnej chwili w ziemie uderzył ogromny głaz przygniatając sporą część wargów i ich jeźdźców, co drastycznie podziałało na morale reszty, w końcu załamali się i rzucili do ucieczki, Anathol przeszukiwał pole bitwy w poszukiwaniu Nelnora, znalazł go miał rozciętą lewą ręke ale nadal w prawej dłoni ściskał swój nadziak, wokół niego leżało paru orków, najwyraźniej zaskoczyli go ale bronił się do końca, pochowali zmarłych, i postanowili wrócić do Edoras zawiadomił o tym zdarzeniu króla, jednak nikt nie znał spośród Rohinimów odpowiedzi na dwa pytania, gdzie znikneli Górale, i skąd sie wziął ten wielki głaz.
Fangorn stał przez długi czas patrząc z odrazą na pole bitwy, mówił coś do siebie a brzmiało to mniej więcej tak:
-Ahh orki, plugastwo ziemi, Burarum, a niech ich i ich siekiery, gryzą, tną, palą niszczą wszystko, nie moge ich wesprzeć otwarcie ale ci złotowłosi ludzie są dobrzy, wiedzą kto jest zły, ehh ide stąd mam nadzieje spotkać żwawca ten głaz pomógł ludziom, Burarum i napije się wody, Drzewiec jak go czasem nazywano poszedł swoimi wielkimi krokami głębiej w las aż spotkał dziwną istote, wyglądała jak drzewo, które ktoś nauczył chodzić, był to młody Ent zwany Żwawcem, powitał on najstarszą istote w śródziemiu z szacunkiem, spojrzał się troche ze strachem na Enta, pana tego lasu od którego imienia pochodzi nazwa tej knieji, spodziewał się kary za pochopność ale Fangorn podziękował żwawcowi za zabicie orków ale nie omieszkał pouczyć młodszego rodaka o pochopności i neutralności Entów, z nikim nie miały sojuszów i były po niczyjej stronie, bo nikt nie był po ich stronie.Szli tak aż Drzewiec postanowił ugasić pragnienie, a Żwawiec poszedł do gaju swoich ulubionych roślin- jarzębin.
Asnathol zgłosił się do grupy jeźdźców, których zadaniem było zawiadomienie króla Theodena o najazdach orków, i sprzymierzonych z nimi górali, wyruszyli o świcie pod dowódctwem Thorla, starego weterana, który przeżył więcej przygód niż wszyscy jego towarzysze razem wzięci, tak więc jehali przez otwarte stepy Rohanu, aż pod wieczór ujżeli z daleka Medused, piękny złoty dwór, główną siedzibe króla, sjechali z pagórka na którym sie zatrzymali i popędzili do bram, słońce już zaszło, gdy staneli przed obliczem Theodena i opowiadali mu o bitwie, zasadzce, wielkim głazie i niewyjaśnionym zniknięciu ich wrogów, to jest górali, król wydawał się bardzo zmartwiony i rozkazał jeźdźcom pojechać do twierdzy Dunharrow, gdzie mieli uzyskać pomoc Militarną i zapasy, tak więc przespali się w swoich chatach i wyruszyli przed brzaskiem, jechali zatrzymując sie tylko raz na krótki popas i zdążyli przed zmrokiem przejechać znaczną odległość, na noc skryli się w małej grocie, i ustawili straże, było ich dwunastu więc ustawili warty po trzy osoby, Pierwszą warte miał odpukać Asnathol wraz ze starym Thorlem i jeszcze jednym z wojowników, który nie raczył się przedstawić, stali tuż przy wyolocie jaskini i rozglądali się za jakimiś niebezpieczeństwami, ognisko, które rozpalili przygasało więc dołożyli troche drewna, po północy zbudzili trzech innych jeźdźców i sami poszli spać, w głębi groty słychać było niepokojące rżenie koni, ale nikt zbytnio sie tym nie przejął, o świcie zjedli pośpieszne śniadanie i dosiedli swoich rumaków by ruszyć dalej w droge ku Dunharrow, po drodze spotkali o dziwo trzech Krasnoludów, Thorl zagadał do nich
-Witajcie zacni goście, co sprowadza w te strony Krasnoludów zpod samotnej góry??
-Achhh witaj Jeźdźcu Rohanu, jestem Balin a ci dwaj obok mnie to Dwalin i Ori moi krewniacy, podążamy do Minas Thirith, bo mamy nadzieje zastać tam naszego dozgonnego przyjaciela Mithrandira.
-A któż to taki?
-Achh nie znacie chyba różnych nazw, Mithrandir zwany jest też Szarym Pielgrzymem lub Gandalfem Szarym.
-Oho znacie Gandalfa, cóż jeśli tak to nie będziemy wam przeszkadzać, szerokiej drogi, zacni goście
-Nawzajem, szlachetny mistrzu koni, jeśli będziesz potrzebował pomocy wśród mych współplemieńców to pytaj o Noriego, Bifura, Bombura, Oina i Gloina to moi najlepsi przyjaciele.
Krasnoludy ruszyły znowu w kierunku zachodu, a Jeźdźcy na północ, dojechali do celu, gdy było dobrze po północy, wpuszczono ich do twerdzy i wskazano dobre miejce na nocleg, bo mogli się spotkać z dowódcą garnionu dopiero o świcie, bo ludzie ostatnimi czasy boją się zasadzek i szpiegów, różnorakich podstępów. Wstali rankeim i poszli do wielkiego budynku koszar, gdzie przywitał ich tłum wojowników, gdy uwolnili się od ciekawskich żołdaków spotkali wreszcie, Lathandra dowóce garnizonu, Thorl opowiedział mu o bitwie i rozkazach króla, a Lathandr zwołał swych ludzi i powiedział im, że za pare dni wyruszają na zachód ku twierdzy Helma Żelaznorekiego, nigdy w mieście nie panował taki ruch, rycerze ostrzyli i kuli miecze, szykowali zbroje i tarcze, karmili konie i przygotowywali zapasy, mali chłopcy wymyślili nową zabawe w rycerzy, jednak jedna osoba niebyła zbyt ciekawa walki z buntownikami, był to Asnathol, bał się, że podzieli los swojego przyjaciela i zginie z reki przeklętych orków. Przechadzał się po mieście aż trafił do kuźni i zamówił tam miecz, bo jego się wyszczerbił, i kupił odrazu włócznie, ale postanowił odebrać te towary przed wyjazdem, potem poszedł do koszar i trenował machanie mieczem terningowym zrobionym z drewna, aż zaczęły boleć go ręce, poszedł więc do siedziby żołnierzy gdzie przez te kilka dni dzielące oddział Thorla od podróży stacjonowali jego ludzie, Asnathol poszedł do wielkiej sali, pełnej trofeów myśliwskich i ozdobionej na ścianach zbrojami i orężem, przy długim stole sziedziało parunastu żołdaków i zajadało się solonym mięsem, serem, chlebem i popijali piwem i winem, Asnathol podszedł do nich i usiadł przy stole, wziął jadło i zaczął jeść, a potem pił dużo wina, około północy poszedł spać do komnaty na górze, obudził się z rana i postanowił pozwiedzać Dunharrow. Podziwiał wielkie domy zbudowane przez jego przodków, ale wiedział, że ten zamek to nic w porównaniu z Białą Wieżą- Minas Thirith, od dawna zamierzał pojechać tam i zobaczyć na własne oczy wspaniały dom dawnych królów Numenoru a teraz Namiestników Gondoru, ale służba w wojsku miała swoje minusy i nie mógł poświęcać za dużo czasu swojej rodzinie, swojej żonie i synowi, aż płakać mu się chciało na myśl o tym, że teraz mogą być w niewoli u orków, zszedł po schodach do kwater oficerskich ale nie został tam wpuszczony przez wartownika, więc zawrócił i poszedł na mury, potem wszedł do strażniczówki gdzie śniadanie jadł właśnie jeden z żołnierzy Rohanu, Nie chciał mu przeszkadzać więc wszedł po schodach na samą góre, patrzył na horyzont, przypominały mu się lata dzieciństwa spędzone w Helmowym Jarze, miał nadzieje na jak najszybsze spotkanie z jego dziadkiem mieszkającym tam, po około czterech godzinach poszedł do swojej kwatery, bo całe zwiedzanie zajeło mu cały dzień, zasnął odrazu, obudził go głos Thorla
-Szybko, wstawać już, iść mi do kowala po swoją broń, ej ty Asnathol wstawaj, królewiczu, pora iść walczyć, i Thorl pociągnął za ręke Asnathola i podniósł go jakby bez wysiłku, potem nasz bohater poszedł do kowala po włócznie i reszte sprzętu, a po trzech godzinach wsiadł na konia i wraz z resztą wojaków wyruszył do grodu Helma Żelaznorękiego...