Nieznany

Geezer

Member
Dołączył
9.9.2005
Posty
833
Jest to moje first opo, albo raczej wstęp, bo chciałbym poznać kilka opinii. Bo jak po mnie pojedziecie to po co miałbym kontynuować?
Wiem, że trochę trudno wystawić ocenę za coś tak krótkiego, ale naprawdę nie chciałem zamieszczać większej części (tak na prawdę to nie wiem do końca jak ma wyglądać ciąg dalszy:p)

1.Wstęp - Przebudzenie


Co?Gdzie?Jak?
Zawieszona otchłań
Zawieszony świat
Ciemność
i... strach
Człowiek próbował wstać. Z wielkim trudem podnosił się, nie mając się czym podeprzeć, nie mając się czego uchwycić. Starał się przemóc paraliżujący ból w głowie, który ciągle mącił jego zmysły. Nie mógł się skupić, nie mógł okiełznać tego demona, potwora, który niczym pijawka przysysa się do jego mózgu.
Wreszcie się przemógł i usadowił swe potężne ciało w pozycji pionowej. Chwiał się na nogach, ale utrzymywał względną równowagę pozwalającą mu nie spaść na...
Właśnie, na co?
Rozejrzał się powoli. Jego zmrużone oczy, niczym po głębokim śnie, teraz wyostrzyły wzrok. Przetarł je, gdyż poczuł jakby tona śpiochów usypała się tylko w tym jednym na świecie miejscu jakby nie chcąc iść gdzie indziej.
Widział... nicość, pustkę, Otchłań.
Nie mógł tego inaczej opisać. Horyzont w dali majaczył ciemnością jakiej jeszcze nigdy nie ustrzegł. Otaczała wszystko, gdzie okiem sięgnąć. Nie chciała ustąpić, nie chciała przepuścić choćby promyka światła, które i tak by zginęło w tym przedziwnym miejscu. Wokół było pełno mgły. Osnuła się wokół człowieka ponurym całunem, nie ustępując go na krok. Majaczyła wszędzie, dzięki czemu nie można było zobaczyć żadnego szczegółu choćby na dwa metry. Wędrowała tu i tam, szukając czegoś...
Człowiek przestąpił krok. Postawił stopę na niby podłodze, która nie wydawała się nią, tylko przepaścią głodną i nieokiełznaną, gotową na łakomy kąsek. Nagle człowiek poczuł identyczny ból jak przy wstawaniu. Złapał się mocno za głowę i zaczął się skręcać jak w ukropie. Lamentował głośno i szaleńczo, błagając o koniec tej nieludzkiej katorgi. Rozpoczął bieg. Wydawało mu się, że to mu pomoże w jakiś sposób, jednak okropne katusze nie przestawały nękać niewinnego...
Czyżby? Niewinnego?
Wtem człowiek potknął się. Upadł na niby-podłogę, ale zamiast usłyszeć donośny huk usłyszał cichy świst. Mimo bólu zorientował się, że spada. W Otchłań, w przepaść. Zaczął coraz głośniej krzyczeć, a jakby na zawołanie, cierpienie w jego umyśle spotęgowało się. Nie mógł już wytrzymać, więc zamilkł. Wiedział, że to już jego koniec. Że nic go nie uratuje. Nabierał prędkości. Tylko cud mógł uchronić go od nieuchronnej zguby. Tylko Bogowie...
Huk!
Teraz zamiast w umyśle, ból odezwał się w plecach. Nie był taki intensywny, ale nadal jak to ból, był nieprzyjemny. Człowiek tylko jęknął. Czuł się sparaliżowany. Nie mógł nawet kiwnąć palcem. Nagle zaczęły dobiegać go jakieś głosy. Nie rozróżniał ich i nie chciał tego. Chciał tylko, aby to wszystko się skończyło. Drgnął, gdyż tym razem dziwny głos dobiegł go z wielką mocą
- Zbudź się!
I zasnął...
 

Konfistador

Member
Dołączył
26.8.2005
Posty
246
Opowiadanie bardzo ciekawe aczkolwiek zdecydowanie za krótkie. Fabuła jest jak najbardziej w porządku, błędów nie zaóważyłem, ale jak powiedziałem wcześnie bardzo fajnie się je czyta. Ładnie opisujesz różne sytuacje. Daje 7 na 10 ( za długość ).




pozdrawiam
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Opowiadanie dobre, bez błędów, stylistycznie poprawne tylko krótkie. Fabuła zapowiada się ciekawie. Podobają mi sie te niedomówienia w zdaniach i momenty, gdzie tekst się urywa, jakby prawda nie mogła wyjść na jaw.
Nota: 7/10 i czekam na CD
 

GORN15

Member
Dołączył
13.10.2005
Posty
153
Fajne ale stanowczo za krótkie ja też nie znalazłem błędów czekam na C.D jak do tej pory to jest dla mnie troche dziwne i właśnie czy zamieszczałeś to opo jeszcze gdzieś
wink.gif
bo na forum czytam je pierwszy raz a czytałem bardzo ale to bardzo podobne opo gdzieś indziej właśnie sobie nie moge przypomnieć gdzie a chyba go nie skopiowałeś od kogoś
tongue.gif
żartowałem ale naprawde już je czytałem a mojej oceny w tym nie było
sad.gif
to nie wiem jak narazie moja ocenka to 8.9/10
 

Geezer

Member
Dołączył
9.9.2005
Posty
833
GORNie 15 to nie jest plagiat. Ja nie robię takich gierek. Może tak sądzisz, bo wiele osób bawi się w takie psychologiczne opa, więc dużo ich jest
tongue.gif


A teraz nadszedł czas na następną część mojego opowiadania. Przyznam szczerze, że długo nie pisałem. Miesiąc to naprawdę dużo czasu. Nie chciało mi się pisać, bo nie miałem weny. A teraz gdy jestem chory... napisałem



Nieznany - Rozdział 2

- Wreszcie się obudził!
Milion malutkich igiełek wbija się w mój umysł. Nie mogę się ruszyć, nie mogę mówić, mogę tylko słuchać i myśleć…
- Hej! Zawołaj dowódcę! Niech tutaj przyjdzie.
Jestem tylko cząstką pyłku pośród tylu nieprzebytych kilometrów wszechświata…
- Panie, już się obudził…
Tyiące głosów okala mnie ze wszystkich stron… nie dają mi spokoju…
- Dobrze, przyjrzyjmy się mu.
Czuję ból, udrękę… czy kiedykolwiek będę mógł normalnie żyć?…
- Achh!!!


Był słoneczny, ciepły dzień. Cichutki wiaterek delikatnie osnuwał wszystkich swym przyjemnym chłodem. Ptaki śpiewały radośnie oznajmiając wszem i wobec nadejście wiosny. Wokół czuć było spokój i ukojenie. Taki właśnie był las Eathen.
Wysoka postać stała na krańcu lasu przypatruąc się górom, które majestatycznie wznosiły się w oddali. Zwała się Yiina. Była jedną z dowódczyń oddziału elfów zamieszkujących wioskę Faath w Eathen. Miała na sobię lekką zbroję kolczą ozdobioną tu i ówdzie symbolami rodu Haar, jej ojczystego rodu. Przy boku miała przepasany jednoręczny miecz, piękie ozdobiony kamieniami szlachetnymi, a na plecach łuk. Wykonany z najszlachetniejszego drewna z całego Eathen, świetnie nadawał się i na polowania jak i na przeszywanie intruzów. Miała długie, jasne włosy, pięknie ułożone, które nadawały jej niecodziennej urody, nawet jak na elfkę. Również jej twarz była niezmiernie piękna i wyrazista. Oczy pełne namiętności i żaru, rysy ostre, ale „przyjazne”. Nie można było oczywiście nie pochwalić jej kobiecych walorów. Każdy dorosły mężczyzna pożądał by takiej kobiety. Ale Yiina nie każdego pożądała. Bo właściwie nikogo. Była nieustępliwa, harda, stanowcza i… męska. Nie dopuszczała nikogo, żadnego elfa i człowieka bliżej siebie. Nie interesowało ją to. Wolała walczyć. To było jej natchnienie, powołanie, toteż nikogo nie dziwiło, że w stosunkowo krótkim czasie została dowódczynią pokaźnego oddziału elfek. Odznaczała się niesamowitym kunsztem szermierczym jak i łuczniczym. Była zwinna, szybka i co zaskakiwało wielu, również silna. Wszyscy uważali ją za ideał sam w sobie. Wprost nadawała się na królową…
- Pani!
Yiina gwałtownie się odwróciła. Ujrzała przed sobą młodą elfkę, która biegła w jej stronę co sił w nogach. W jej oczach dostrzegła zdeterminowanie i gotowość do walki. Jakby coś się już stało.
- Pani… - wydyszała ciężko – Musisz natychmiast wracać do wioski. Ealen Cię potrzebuje.
- Ale co się stało? – zapytała z niepokojem Yiina
- Nasza przywódczyni coś chce zorganizować. Nie wiemy co, ale powiedziała, że ma pani natychmiast przybyć do niej. Szykuje się coś ważnego…
Yiina chwilę przyglądała się posłance po czym powiedziała:
- Dobrze. Ruszajmy.


Yiina i Anariel, bo tak nazywała się posłanka, biegły przez las czym prędzej, aby dostać się do Faath. Dowódczyni biegła z tyłu, by w razie czego osłaniać młodą elfkę, mimo iż las wydawał się uosobieniem spokoju. Przedzierały się jeszcze kilkadziesiąt minut przez krzaki i zarośla po czym wpadły na ścieżkę wiodącą do wioski. Yiina zaczęła biec szybciej w obawie, że coś mogło się stać. Przeczuwała to, mimo iż posłanka nie mówiła o żadnym zagrożeniu. Znowu przyspieszyła.
- Pani! – jęknęła Anariel
Yiina przystanęła natychmiast i odwróciła się do posłanki. Ta ledwo już mogła biec. Była spocona i czerwona jak burak. Nie miała prawa dorównać szybkością Yiinie.
- Pani… ja już nie mogę… właściwie to sama w wolniejszym tempie dojdę do wioski. Niech pani biegnie.
Dowódczyni nie powiedzała nic, tylko kiwnęła głową. Rzeczywiście tak będzie jej o wiele wygodniej. Ponownie ruszyła w szaleńczy bieg.
- Ale nie musi pani tak szybko biec! Przecież nic się nie stało! – dobiegł ją jeszcze głos posłanki niknący w oddali.
Ale Yiina była innego zdania. Jej instynkt podpowiadał jej, że nie może zwolnić. Pani Ealen potrzebowała ją.


Po 10 minutach biegu dowódczyni dobiegła do wioski. Wszystko było po staremu. Było… za cicho. Elfy i elfki chodziły w tę i z powrotem wykonując swe codzienne obowiązki. Małe domki ze szpiczastymi dachami nadal stały nienaruszone. Strażnice, wysokie, z grubych bali spoglądały wysoko ponad las przypatrując się okolicy. Małe ogniki, duchy zabitych elfów tańczyły dookoła nadając wiosce magicznego klimatu. Yiinie niepodobał się ten spokój. Nie mogła przestać myśleć o niebezpieczeństwie czającym się gdzieś w cieniu… W centrum wioski stały koszary. Słychać było krzyki wojowników i wojowniczek ćwiczących ciężko i z zapałem. Tuż obok wznosiła się najważniejsza budowla, Wielki Dom. Miejsce w którym mieszkała przywódczyni wioski, Ealen. Jej „pałac” nie był w jakiś sposób uwodzicielski, ale na miarę takiej wioski to i tak nie było źle. Był to standardowy budynek okalany dwoma małymi wieżyczkami po obu stronach. Na samym szczycie umieszczona była dzwonnica, którą się posługiwano, gdy zaczynano zebranie Rady. Każda wioska musiała mieć taki sam ustrój. Nawet mała i nieważna, ale musiała. Wokół pałacu krzątali się radni wioski. Nie było ich zbyt wielu… zaledwie dziesięciu. Yiina czuła do nich niesmak, gdyż uważała ich za jakąś plagę. Nie potrafili walczyć, a tylko narzucali swe poglądy mieszkańcom nie troszcząc się o ich problemy. Elfka nie zgadzała się też ze stanowiskiem Królowej. Dziesięć lat temu nastąpiła przebudowa państwa przez co elfy jeszcze bardziej przybliżyły się do struktury ludzi.
- I po co nam to było – wyszeptała gniewnie.
Postanowiła już się nie przyglądać wiosce, tylko ruszyć w stronę Wielkiego Domu. Szła główną ulicą obok domów mieszkalnych, magazynów i spichlerzy aż doszła. Od razu od strony schodów przywitał ją radny Inrith, którego tak soczyście nie lubiła…
- Ach, kapitan Yiina, jak miło Cię widzieć – uśmiechnął się nieszczerze i rozłożył ręce w geście powitania.
- Streszczaj się – ponagliła go elfka – Nie mam teraz czasu na jakieś bzdury.
- Oczywiście, pani – odezwał się radny. Jego denerwujący uśmieszek nadal nie schodził mu z twarzy – Chciałem tylko orzec, że Pani Ealen ma z Tobą parę spraw do omówienia…
- … tak, słyszałam – przerwała mu szybko Yiina.
Irith wyszczerzył zęby i wskazał na Wielki Dom, jednocześnie się doń odwracając po czym znowu zwrócił się o dowódczyni.
- Tylko żeby wszystko poszło po naszej myśli. Szykuje się coś dużego.
Uśmiech znikł mu momentalnie, a jego ton przybrał lodowotaty oddźwięk.
- Uważaj na siebie Yiino… nadchodzą czasy niemiłe dla elfów.
I odszedł. Ruszył w stronę swego domu krocząc dumnym krokiem. Dowódczyni nie spodobała się ta rozmowa. Była taka… inna. Sposób jakim Inrith ją zakończył był dla elfki niepokojący. Dziwne uczucie w brzuchu zaczęło się nasilać. Gdzieś w pobliżu coś się czai… coś niepokąjaćego. Yiina nie tracąc czasu wbiegła na schody mijając żywo rozmawiających między sobą radnych. Weszła do holu, który opierał się na rzędzie niskich kolumn. Na jego końcu mieściły się drzwi. Jedne do Sali obrad, drugie do mieszkania Ealen. Obu strzegli wysocy wojownicy, którzy mieli na sobie złociste zbroje najwyższej klasy i długie miecze wykonane z najtwardzego stopu metalu. Yiina zastanawiała się czy poradziała by sobie z nimi…
- Z palcem w… - szepnęła patrząc na strażników.
Podeszła do nich i od razu powiedziała.
- Przywódczyni chce się ze mną widzieć.
Wojownik po lewej tylko kiwnął głową i odtworzył elfce drzwi. Dowódczyni weszła do przed pokoju i na schody, które prowadziły do mieszkania. Zastała w nim Ealen siedzącą na krześle i patrzącą przez okno na wioskę.
- Pani… - powiedziała Yiina
Przywódczyni odwróciła się do niej momentalnie zapominając o wspaniałym widoku. Wstała powoli z krzesła i podeszła do elfki. Yiina zauważyła jej niebiański klejnot zawieszony na czole. Szmaragd najczystszej postaci. Na szyi zaś miała piękne korale zrobione ze złota gór Midgardu, cennego kruszcu mieszcącego się jedynie w tamtych okolicach. Ealen miała na sobie jeszcze kilka pięknych pierścionków podarowanych jej od jej męża, Lorena – wielkiego generała narodu elfów… leżącego teraz sześć stóp pod ziemią… Przywódczyni jak zwykle nosiła piękne suknie, aksamitne i kolorowe jak tęcza, z którymi się nigdy nie rozstawała. Jednak to nie biżuteria ani suknie przykuwały najbardziej, tylko te oczy. Mogące zahipnotyzować, wspaniałe o nieokreślonej barwie. Yiina zawsze jak w nie patrzyła, uspokajała się jak tylko mogła najbardziej.
- A więc jesteś… doskonale – jej czuły, barwny głos dopełniał jeszcze bardziej tej niesamowitej aury krążącej wokół niej – Mam ci coś ważnego do przekazania.
Dowódczyni nie powiedziała nic, tylko wsłuchiwała się z koncentracją w słowa Ealen
- Usiądźmy


- Z elfami jest coraz gorzej – zaintonowała melancholijne przywódczyni wioski – Widzę duże zmiany w społeczeństwie naszego narodu i mogę tylko pwiedzieć, że jest źle… A wszystko przez naszą poczciwą królową Enel…
Yiina zauważyła dużą zmianę w nastroju przywódczyni. Była przygnębiona, przybita, nigdy wcześniej taką nie wiedziała. Zazwyczaj silna, stanowcza, jak prawdziwa królowa, a teraz…
- Stało się, trudno – kontynuowała – Przed śmiercią mojej matki wszystko był inne. Nawet wojny z ludźmi nie mieliśmy, wszystko było na swym miejscu, jak należy. Niestety, według tradycji to ma siostra powinna objąć tron i tak też się stało, a ja musiałam wynieść się ze stolicy do Faath… bo nie mogłam znieść tej wiedźmy…
W tej chwili niebiańskie oczy Ealen zmieniły się w żywy ogień. Płonął on jak dziki, nieujażmiony rumak chcący zabić, pochłonąć wszystkich i wszystko. Źrenice jej oczu zniknęły gdzieś w oddali. Sama czerwień pozostała na ich miejscu. Ealen zacisnęla pięści. Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie. Gniew przepływał przez całe jej ciało powodując małe konwulsje. Yiina aż się zachłysnęła. Przerażona, spadła z krzesła. Strach ogarnął ją niebywały. Nie mogła się ruszyć, była sparaliżowana. Czuła przygniatający ją ból. Zaczęło jej dudnić w uszach. Przeraźliwy krzyk wdzierał się w jej uszy i umysł!…
- Yiina!! – krzyknęła Ealen.
Podbiegła szybko do wojowniczki i wzięła ją za ramię. Od razu, moc gniewu przywódczyni odbiegł gdzieś w dal. Powoli zaczęła dochodzić do siebie, lecz nadal czuła ech tego potwornego przeżycia. Strużki potu płynęły jak wodospad po jej czole. Jej ręce i nogi, całe ciało, zwiotaczało. Była prawie nieprzytomna, ale gdy tylko Ealen przyłożyła ręke do jej czoła, wszystko się odmieniło. Yiina szeroko otworzyła oczy i zachłysnęła się powietrzem. Zaczęła kaszleć dobre kilka chwil aż wreszcie zwymiotowała. Nie mając więcej sił położyła się na podłodze.
- Przepraszam – od Ealen biła wielka troska i ból, że sprawiła takie nieszczęscie swej najzdolniejszej wojowniczce. - Nie chciałam tego, ale czasami nie mogę się powstrzymać… Mówiłam, że elfy się zmieniły… Ja też.
Głaskała Yiine po głowie ciągle i ciągłe, aż w końcu krzyknęła po strażników. Ci wparli do jej mieszkania z hukiem i naraz zapytali.
- Coś się stało, pani? – obaj byli zwarci i gotowi. Straż była rzeczywiście świetnie wyszkolona.
- Możecie schować te miecze – odpowiedziała Ealen – Połóżcie kapitan Yiine na moim łóżku. Ja nie dam rady.
- Rozkaz
Obaj wzięli elfkę za ręce i nogi i ostrożnie położyli ją na łóżku. Przywódczyni chwilę się im przyglądała po czym zwróciła się do nich.
- Popilnujcie jej trochę. Ja pójdę pozałatwiać kilka spraw, a gdy się obudzi jeden z was przyjdzie do mnie i o tym zamelduję.
Strażnicy nie kwestionowali rozkazów Ealen i zgodnie wykonali rozkaz.
Przywódczyni odwróciła się od nich i ruszyła na spotkanie ze swymi radnymi. Idąc wyszeptała słowa:
- Elen… miej nas w swojej opiece.


- Ach!!! Co za ból!!
- Zwołajcie medyka!! Migiem!!
- Się robi, sir!!
Byłem gdzieś w oddali. Na nieprzebytych terenach krwi i okrucieństwa. Zabijałem i zabijałem. Ciągle i bez ustanku. Wśród nich…
- No nareszcie jesteś. Zobacz co z tym człowiekiem. Majaczy i krzyczy.
- Oczywiście
Ale gdzie ja jestem?…
- Chyba…hmmm… ciężka sprawa. To nie są powikłania natury fizycznej… to coś siedzi w jego głowie.
- Aaaaaaaaaaa!!!!!
- Co się z nim dzieje do jasnej cholery?!

Człowiek leżący na łóżku w namiocie obozu gen. Korgena nagle powrócił do zdrowia. W chwilę miał już trzeźwy umysł i orientował się co się wokół niego dzieje. Siadł na krawędzi łóżka i zaczął w maksymalnym skupieniu przyglądać się zebranym wokół niego ludziom. Wszyscy byli zdziwienii. Medyk, generał i kilku żołnieży. Stali, wpatrując się w jeszcze chwilę wcześniej opętanego człowieka.
- Kim jesteście? – spytał nieznany
Zebrani popatrzyli po sobie i znów zwrócili oczy w stronę nieznajomego. Pierwszy odezwał się Korgen.
- Jestem generał Korgen. Służę naszemu królowi – Haldarowi V. Jesteś teraz w mym obozie. Jakieś jeszcze pytania?
Człowiek pomyślał chwilę i rzekł:
- Chyba nie… Chcę tylko wiedzieć jak się tu dostałem…
- Nie wiemy… Jedno wszakże jest pewne. Jesteś do czegos potrzebny naszemu królowi.
- Ja? – powiedział nieco zdziwiony nieznajomy. Patrzył niedowierzająco na generała.
- Tak. Nie wiemy po co, ale takie są jego rozkazy. Mam Cię przetransportować do naszej stolicy Falgardu.
- A jeżeli się nie zgodzę?
- Nasz król powiedział jasno. Jeżeli będziesz stawiał opór, natychmiast Cię zabijemy… Zrozumiałeś me słowa?
Nieznay popatrzył na żołnierzy stojących w namiocie. Nawet nie mógł śnić, by się stąd wydostać. Musiał ulec woli Korgena. Inaczej by zginął.
- Aż dosadnie – wymamrotał z lekką nutką gniewu.
- Co tam sobie szepczesz? – zapytał zirytowany generał.
- Mówię, że idę.
- Doskonale. Więc na co czekasz? Idziemy.
Człowiek wstał i wyszedł pierwszy z namiotu. Od wejścia od razu poraziło go słońce. Przyłożył ręke do oczu, by uchronić się przed niemiłosiernym blaskiem. W tym samym czasie jeden z żołnierzy szturchnął go w plecy.
- Ruszaj – rzucił do niego.
Nieznay ruszył ponaglany.
- Dojdę do tej ich stolicy. Pogadam z ich królem.
Spojrzał jeszcze raz w niebo.
- A później jakoś ucieknę…
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
CD nadal bardzo dobry, fabuła robi sie ciekawsza, zaczyna wciągać. Podoba ni sie twój styl, jest jasny, język zrozumiały, opisy dobrze wkomponowane w tekst. Nie mam się do czego przyszepić. Po prostu świetne opowiadanie. Pisz dalej, bo bardzo mi sie podoba. Życze powodzenia z kontynuacją i oby wyszła ci tak dobrze jak ten fragment.
Nota 9/10
 

Dark Shadows

Active Member
Dołączył
21.10.2005
Posty
1349
Całkiem fajnie się rozwinęło, bo dopiero teraz przeczytałem je całe i mogłem od razu ocenić jak się rozwija fabuła i powiem, że rozwija się dobrze tak bez żadnych skoków. Podobają mi się opisy, bo to najbardziej lubię w opowiadaniach. Mam nadzieje, że jeszcze będzie ciąg dalszy. Daje 8/10. Za obydwie części jakby, co
biggrin.gif
 

Geezer

Member
Dołączył
9.9.2005
Posty
833
Dzięki za miłe opinie. Teraz zamieszczam kolejną część. Mam nadzieję, ze więcej osób przeczyta i opiszę, bo zależy mi na opinii i ocenach. Oby pojawiła się jakaś 10
biggrin.gif





Nieznany - Rozdział 3



Nazajutrz po wypadku Yiiny, Ealen zaprosiła wojowniczke na spacer w celu omówienia kilku ważnych spraw.
- Jeszcze raz Cię przepraszam za to co się stało – oznajmiła troskliwie przywódczyni – Obiecuję Ci, że to się więcej nie powtórzy.
Yiina kiwnęła znacząco głową dając znać, że przyjmuje przeprosiny. Czuła się dobrze, ale w umyśle pozostał jej ten potworny obraz Ealen, który zawładnął ją dogłębnie. Była trochę zła na nią, ale nie chciała tego okazywać po sobie ani tym bardziej mówić. Postanowiła tę sprawę przemilczeć.
- Teraz wreszcie będę mogła ci powiedzieć co leży mi na sercu – kontynuowała przywódczyni – Nie przypadkiem zwracam się do Ciebie z tą sprawą gdyż tyś jest najważniejsza dla mnie. Jesteś spoiwem, które może być ważną częścią w dziejach elfów.
Yiina z coraz większym zainteresowaniem przysłuchiwała się Ealen. Intrygowała ją to co mówiła. Miała być kimś ważnym w dziejach jej narodu? O co dokładnie chodzi?
- Możesz wyjaśnić, pani? – zapyatła grzecznie
- Oczywiście
Przywódczyni przystanęła i popatrzyła przed siebie. Obserwowała ogniki tańczące wokół niej radośnie. Muskała je delikatnie oznajmiając, że nie zapomina o nich.
- Dwa dni temu miałam wizję. Nie taką normalną, ale jakby… proroczą. Nie zrozumiałem jej dogłębnie, gdyż wszystko było takie zamazane, niejasne. Ale uchwyciłam pewien moment rozmowy dwóch ludzi. Jednego rozpoznałam. Był to ten parszywiec, król ludzi Haldar. Dyskutował z jakimś człowiekiem. Rozmawiali żywo i zwracali się niezbyt mile do siebie. Haldar proponował coś temu drugiemu, ale ten z kolei się na to nie zgadzał. W pewnym momencie wizji usłyszałam strzępek rozmowy. Było tam coś o nas, elfach i nadchodzącym ataku, wielkim ataku... ale być może nie ludzi.
Yiina była lekko zaniepokojona tym co przywódczyni jej oznajmiła. Nadchodzący atak? Z innej strony? Uczucie nadchodzącego zagrożenia z wczorajszego dnia nagle powróciło. Przywódczyni zauważyła zmianę w nastroju wojowniczki toteż szybko zapytała:
- Czy coś się stało?
Dowódczyni popatrzyła na nią i szybko odparła:
- Nic takiego, tylko…
- Tak?
- Hmm… wczoraj jak biegłam do wioski by się z panią spotkać czułam nieustannie niepokój, który teraz powrócił… Czy w międzyczasie zdarzyły się jakieś wypadki?… Oczywiście oprócz mojego…
Ealen zmarszczyła brwi i chwile się zastanawiała po czym odparła:
- Nic się nie wydarzyło… Może to moja opowieść wzbudiła w Tobie takie emocje?
- Hmm… może.
Przywódczyni przyglądała się chwilę Yiinie. Świdrowała wzrokeim ją od stóp do głowy. Chciała wyczuć co trapi młodą (jak na elfa) wojowniczkę. Nie chciała wnikać bezpośrednio w jej umysł, by nie powtórzyć zdarzenia z wczorajszego dnia… Po dłuższej chwili milczenia i wymieniania się spojrzeniami Ealen kontynuowała swą opowieść:
- To jeszcze nie koniec. Gdy tylko wizja przeistoczyła się w inną postać poczułam silne drgnienie mocy. Potężną magę. Nie wiem co dokładnie wywołało to zakłócenie, ale jestem pewna, że ma to coś wspólnego z naszą królową i tym tajemniczym człowiekiem…
Yiina przypmniała sobie krótką acz niepokąjąco rozmowę jej z Inrithem. Tak jakby to jego słyszała. Może ma on coś wspólnego z tym…? No właśnie, z czym? Nie wiedziała… Ten uparty niepokój zwiększał się z każdą informacją usłyszaną od Ealen. W głębi gdzieś, gdzieś daleko, może poza światem, coś czuwa i patrzy… coś pokrewnego i jakby znanego. Chcącego się zemścić…
- Więc co mam zrobić? – wyparowała wojowniczka.
Przywódczyni spojrzała na nią. Widziała w jej oczach żar i życie, które nie przestaje się tlić. Od początku ich spotkania, wiedziała, że tylko na niej może polegać. Bo cały jej lud zatraca się w mroku, a ona nie…
- Musisz znaleźć tego człowieka, z którym rozmawiał Haldar. On jest kluczem do rozwiązania tej zagadki. Bądź ostrożna i nikomu nie ufaj. Będziesz prawdopodobnie musiała obracać się w środowisku ludzi, a jak wiadomo dla elfów poruszanie się w takim bagnie jest bardzo trudne.
- Ale co z wami? Z moim oddziałem i z panią? – zapytała z niepokojem Yiina. Była lekko zawiedziona tym, że przywódczyni dała jej misję „nie w jej stylu”.
- Ja niedługo wyruszam do stolicy, by wreszcie spotkać się z mą siostrą. Ludzie przegrupowują się i wkrótce możemy spodziewać się ataku. Zamierzam coś z tym zrobić.
Gdy skończyła mówić niepodziwanie się odwróciła. Ruszyła zmierzając powoli i z wdziękiem do wioski. Yiina przyglądała się jej w milczeniu. Przeanalizowywała wszystko to co usłyszała. Niepodobało jej się to, ale rozkaz to rozkaz. Miała znaleźć człowieka z wizji przywódczyni. Najgorsze była dla niej to, że musiała teraz wyruszyć do królestwa ludzi, możliwe całkiem sama.
- Aha – Ealen niknąca w oddali nagle odwróciła się w stronę wojowniczki – Co do twego oddziału to możesz go sobie wziąć, oczywiście – w tym czasie na twarzy przywódczyni pojawił się serdeczny uśmiech – Chyba nie spodziewałaś się, że puszczę Cię samą? Powodzenia
Po tych słowach Yiinie zrobiło się o wiele lepiej. Z pomocą jej zaufanych elfek jej zadanie będzie o wiele łatwiejsze. Ale nie na łatwe tyle by mieć gwarancję zwycięstwa. Nie wiedziała co ją czeka, a czas gonił. Ealen nie przypadkiem dała jej to zadanie, bo wiedziała, że zdolna wojowniczka jest najlepsza.
Yiina westchnęła ciężko. Skubnęła płatek kwiatka i ruszyła do wioski ciągle rozmyślając o czekającym ją niebezpieczeństwie.


Tuż za krzakami w ciemności, czaił się elf. Przyglądał się ze skupieniem wojowniczce, która właśnie wychodziła z polany by pogrążyć się znów w lesie Eathen. Elfka była zbyt zamyślona by podejrzewać, że ktos ją obserwuje. Beztrosko szła ścieżką obserwując zwierzęta biegające dookoła. Elf zaś był niezwykle szczęścliwy. Na jego twarzy zagościł uśmieszek ciągnący się od ucha do ucha. Skończył oglądać się za wojowniczką i wstał. Przeciągnął się mocno i ziewnął. Zza pazuchy wyjął modną elficką fajkę wykonaną z dębu hlifu i powiedział do siebie radośnie:
- No Inrithcie, udało Ci się cwaniaczku.
Zaciągnął się i wypuścił dym. Chwilę delektował się smakiem tytoniu, a gdy już skończył ruszył w stronę wioski, tyle że inną ścieżką niż tą którą podążała Yiina.
- Królowa Enel będzie zadowolona
Szedł pykając sobie fajką.


W jasnej sali tronowej król Haldar V stał na podeście swego tronu i przyglądał się obrazom zawieszonym dookoła. Przedstawiały one wiele bitew z czasów jeszcze nie pamiętających dziadka Haldara. Nad tronem wisiał największy z nich. Piękny, swym majstatem porażał już od wejścia, a każdy kto na niego spojrzał musiał przyznać mistrzoswski kunszt malarzowi. Widniała na nim bitwa, najważniejsza bitwa w dziejach całego królestwa, sprzed 500 laty. Rozegrała się ona na polach Gelhardu, gdzie elfy zebrały najpotężniejszą jak dotąd armię. Tak samo było po stronie ludzi. 60 tysięcy wojsko całe na dwie nacje liczyło. Nieprawdopodobna wręcz ilość żołnierzy jak na tamte czasy zdumiewała historyków i znawców. Czas tej bitwy przypadał na najświętniejszy okres w dziejach obu narodów. Haldar pęczniał z dumy, gdy tylko patrzył na obraz, jednak jednocześnie smucił się , gdyż nie była to wygrana bitwa dla ludzi… ani dla elfów. Nierostrzygnięta, bez zwycięzcy. Trwała ona cały dzień, ale o dziwo żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Elfy miały doskonałych magów, a ludzie rycerzy na koniach, dumę ówczesnego państwa. Po obu stronach stali najbardziej zapamętani generałowie obu królestw. Torvald Guntern i Lorien Alvenis.
Haldar chciał powrotu tamtych czasów, ale wiedział jednocześnie, że zostały one bezpowrotnie stracone. A może nie?
- Panie!
Król odwrócił się w stronę skąd dobiegał głos. Do sali stronowej weszli żołnierze i oczekiwany tajemniczy człowiek. Haldar uśmiechnął się złowieszczo i zszedł z podestu. Powoli przyjrzał się nadchodzącym i przemówił do swych podwładnych:
- Zostawcie nas samych.
Strażnicy posłusznie usłuchali i wycofali się szybko z sali. W niej pozostał już tylko Haldar i nieznajomy.
Długą chwilę mierzyli się wzrokiem. Człowiek miał na sobie długi płaszcz z kapturem sięgający aż do samej ziemi. Spod nakrycia głowy wydostawały się złowieszcze oczy, które z nutką gniewu przyglądały się królowi. Ten zaś z wyższością, spoglądał na nieznajomego oceniając go powoli. Po chwili wydął wargi i rzekł:
- Czy wiesz po co tu przybyłeś? – jego donośny bas rozbrzmiewał potężnym echem po sali.
Człowiek zastanawiał się chwilę po czym odrzekł:
- No chyba nie – w jego głosie czuć było wyraźną nutę ironii.
- Więc Ci prędko to uświadomię – król zaczął krążyć po sali – Wiem kim jesteś. I wiem po co tu przybyłeś. Twój cel przyświęca też mnie. Wiesz o czym mówię?
Nieznajomy spojrzał na Haldara ze zdziwieniem po czym powiedział:
- Nie mam pojęcia o czy mówisz…
W tym samym czasie król podskoczył do niego i chwycił mocno za gardło:
- Nie udawaj, że nie wiesz cwaniaczku… – wycedził przez zęby.
Człowiek od razu zareagował. Mimo iż monarcha mocno go trzymał to jednka udało mu się uwolnić z uścisku dzięki kopnięciu delikwenta w krocze. Król jęknął z bólu nieco zwalniając moc swego uścisku. Nieznajomy wyciągnął się jak struna i potężnym ciosem trafił Haldara w nos, a ten zachwiał się omal nie upadając na posadzkę. Człowiek z niesamowitą szybkością i zwinnością zaszedł przeciwnika od tyłu i podciął mu nogi. Wtem wparowały do sali straże.
- Panie! – zakrzyknął jeden i od razu rzucił się na rautnek swemu królowi.
Nieznajomy spostrzegł ich i ustawił się w pozycji obronnej i czekał na atak. Chybotał się na lewo i prawo balansując swym ciałem nie zatracając rytmu. Był mocno skupiony i przygotowany na każdą ewentualność. Straże podchodziły coraz bliżej.
- Nie! Zostawcie go! – zagrzmiał Haldar. Wstał z podłogi, a z jego rozbitego nosa ciekła obficie krew – Nic mu nie róbcie!
Wszyscy zgromadzeni patrzyli na niego ze zdziwieniem. Żołnierze byli zdezorientowani, bo musieli dzielić uwagę między niebezpiecznego wojownika i na grzmiącego króla. Nieznajomy zaś stawał się coraz bardzie podejrzliwy i bardzie czujny.
- Ale… - zdołał wymamrotać jeden ze strażników
- Tak ma być!! – zaryczał ponownie Haldar. Był wściekły. – Zostawcie mnie samego! On nic mi nie zrobi…
Człowiek uniósł powątpiewająco brwi.
- … jak wszystko mu wyjaśnię – dokończył król.
Wszyscy żołnierze nie mieli innego wyjścia jak posłuchać się swego pana. Rozkaz to rozkaz a rozkazy trzeba bezwzględnie wykonywać, to znali na pamięć.
Haldar sapał głośno i ścierał ze swej pięknej szaty krew. Spojrzał na nieznajmoego, który nadal stał w takiej samej pozycji jak poprzednio.
- Zaistniał tu pewien incydent to fakt – mówił król – Niezupełnie sobie wszystko wyjaśnniliśmy, a już skaczemy sobie do gardeł…
- To ty zaczołeś – przerwał mu bezceremonialnie człowiek
- …które są nam do dalszej negocjacji potrzebne – kontynuował monarcha – Przejdę od razu do rzeczy… Mój najstarszy i najpotężniejszy mag Artonis, opowiedział mi o Tobie i o Twoim ludzie. Ów mag jest bardzo mądry. Tylko dzięki niemu bym się o Tobie dowiedział. Również o pewny sekrecie dzięki któremu mogę zgładzić elfy…
Nieznajomy otworzył szeroko oczy. Momentalnie schował miecz i zrobił krok w stronę króla.
Haldar uśmiechnął się szeroko.
- A więc zainteresowałem Cię…
- Istotnie – odpowiedział człowiek – Jednak wiedz, że my sobie sami poradzimy. Nie potrzebujemy pomocy ludzi, słabego ludu. My nie gramy w sojusze ani układy. My uznajemy tylko własną rasę.
Król uniósł brew.
- Czy aby na pewno? Czy aby na pewno MY?… Czy mówiłem Ci, że wiem WSZYSTKO o Tobie… nieprawdaż?
Człowiek zacisnął pięśni i wargi. Złość zbierała się w nim gwałtownie. Jego oczy płonęły ogniem, nieujarzmionym ogniem. Fala furi powoli nabierała na silę, by wydostać się na zewnątrz. Król cały czas uśmiechał się drwiąco. Był taki radosny… bo trafił w czuły punkt przybysza…
- Nic nie wiesz – rzucił nieznajomy i ruszył o wyjścia. Szybkim i stanowczym krokiem by jak najdalej stąd odejść. Haldar krzyknął za nim.
- Móiłem Ci już, że Artonis jest BARDZO potężny i BARDZO mądry? Może coś zaradzi na Twój kłopot?…
Człowiek nagle zatrzymał się. Wyglądał jakby się nad czmś zastanawiał. Spuścił wzrok i pogładził się po brodzie. Odwrócił się momentalnie do króla i powiedział:
-Obejdzie się… - po czym wyszedł.
Monarsze nagle spęzł gdzieś uśmieszek z twarzy. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał. Myślał, ze ma asa w rękawie, a tu nic… Nie zamierzał jednak ścigać nieznajomego. Ostanowił, że na razie zostawi go w spokoju.
Odwrócił się od drzwi, podszedł do tronu i westchnął. Po chwili myślenia siadł na swym miejscu.
- Jeszcze tu wrócisz – wyszeptał spoglądając na wejście – Wrócisz, pędzej lub później…
 

Konfistador

Member
Dołączył
26.8.2005
Posty
246
Muszę już poraz kolejny coniektórym powtarzać, że w opowiadanich pisanie takiech rzeczy jak ci, ty nie piszemy z dużej litery! To nie jest list i to nie są zwroty grzecznościowe, więc pisanie tych wyrazów z dużej literki jest wogóle niepotrzebne. Co do reszty to fabuła może się podobać, akcja rozwija się prawidłowo. Do dialogów i opisów nie mam zastrzeżeń. Twoje dzieło może się podobać, ale aby uzyskać jeszcze lepsze noty trochę nad nim popracuj. Moja ocena 8/10.


pozdrawiam
tongue.gif
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Konfistador, daj mu spokój. Niech pisze jak chce, każdy z nas ma swój własy styl. O ile pamięć mnie nie myli, mnie ganiano za pisanie "ci" z małej litery
laugh.gif
Więc w czym problem? Wracając do opowiadania. Błędów nie ma, wszystko jest napisane starannie i jasno. Po prostu bardzo dobry tekst. Ocena? Bardzo rzadko stawiam tą note, nie wiem czemu, może jeszcze żadne opo mi sie tak nie spodobało.
Ocena 10/10 i nie waż się spaść niżej.
 

Dark Shadows

Active Member
Dołączył
21.10.2005
Posty
1349
Kolejna część twojego opa jest równie dobra i podoba mi się obojętnie, co mówią inni np.: Konfistador
biggrin.gif
Wystarczająco długie i fajnie się rozwija i cała fabuła idzie do przodu. Widzę, że Sever dała ci 10/10 hehe musiało jej się porządnie spodobać i mi też się podoba. Błędów nie ma i jest dużo opisów i dużo dialogów a to lubię. Daje notę 9.5/10 Bo to jeszcze nie to, na co czekam. Czekam na kolejne części.
 

Kan

Member
Dołączył
5.1.2005
Posty
786
Uf. Nareszcie przeczytane wszystkie części. No..... kawał dobrej roboty. Te opo nie tylko jest dobre, ono ma klasę i wspaniały klimat. Świetnie się czytało, prawie jak profesjonalną prace. Opisy są chyba najlepsze, nadają takiego klimatu że można się poczuć jakby się tam było. I co najważniejsze...... Nareszcie opo nie traktujące o Gothicu. Wielki plus za nietuzinkowość i oryginalność
smile.gif
.

Niestety mam drobne zastrzeżenia

QUOTE Obaj wzięli elfkę za ręce i nogi i ostrożnie położyli ją na łóżku
Za ręce i za nogi
blink.gif
? To nie jest raczej delikatny sposób przenoszenia kobiet.
tongue.gif

i

QUOTE Mimo iż monarcha mocno go trzymał to jednka udało mu się uwolnić z uścisku dzięki kopnięciu delikwenta w krocze.
Trochę to tutaj nie pasuję. Napięcie i powaga narasta, narasta a tu naglę bęc i ryć się chce
tongue.gif


Ale reszta jest rewelacyjna
smile.gif
 

Geezer

Member
Dołączył
9.9.2005
Posty
833
Nadeszła kolei na kolejną część
tongue.gif
Powiem tylko, że mam zamiar napisać wiele rozdziałów, więc nie narzekajcie jeżeli akcja będzie się toczyć ślamazarnie
tongue.gif

Enjoy......




Nienzany - rozdział 4



Yiina przygotowywała się do podróży w swym domku zbierając do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Żywność, koce, krzesiwo i wiele innych drobiazgów. Będzie trudno przeżyć czasami w głuszy bez odpowiedniego ekwipunku... W pewnym momencie w zajęciu przeszkodziła jej jedna z podopiecznych.
Weszła do domku, popatrzyła na zajętą elfkę i wolnym krokiem podeszła do krzesła stojącego przy ścianie w końcu na nim siadając. Przypatrywała się swej dowódczyni z namysłem nic nie mówiąc. Yiina była bardzo pochłonięta tym co robi i nawet nie zauważyła siedzącej obok osoby.
- Ekhmm… - chrząknęła znacząco podopieczna.
Wojowniczka spojrzała w jej stronę i zauważyła swój błąd. Odtrąciła na bok swe rzeczy i zwróciła się do siedzącej obok kobiety:
- Przepraszam, cię – tłumaczyła się – Ale widzisz… Ostatnio jestem bardzo zamyślona… Ta wyprawa...
Druga elfka kiwnęła głową na znak, że rozumie:
- Nie musisz mi się tłumaczyć, kapitanie. Przecież to nie ja jestem od karcenia dowódcy.
- Tak, ale Ealen jest… Musimy jak najszybciej wyruszać – Yiina przeszła szybko do konkretów - Dostałam dokładne instrukcje od przywódczyni póki nie wyjechała. Naszym pierwszym celem będzie prawdopodobnie wioska Heluun, na pograniczu. Mamy tam się spotkać z pewnym elfem, nie wiem jak się nazywa, ale jest przyjacielem.. podobno – powątpiewała nieco w prawdziwość tych słów, ale nie miała innego wyboru jak się do nich ustosunkować - Wskażę nam wskazówki dotyczące złapania tego tajemniczego człowieka.
- Tak kapitanie, ale jeżeli poszukujemy jednej osoby to po co nam wsparcie 30 elfek?
Yiina potrząsnęła mocno głową na znak, ze protestuje.
- Nie, nie, nie… oczywiście, że nie weźmiemy całego oddziału. Chcę mieć u boku tylko najwierniejsze wojowniczki. Ciebie, Kitt, Lane i Vinee. Tyle mi wystarczy.
Wymieniona elfka uśmiechnęła się ciepło. Zaiste, była nalepszą pośród wojowniczek Yiiny i wiedziała o tym, ale i tak czuła ogromny zaszczyt z tego, że jej przywódczyni bierze ją na tak niebezpieczną misję.
- Czy jesteście gotowe? – zapytała wojowniczka po chwili milczenia.
- Tak, oczywiście.
- To wspaniale. Idź i zbierz dziewczyny. Bądźcie przed bramą, tam się spotkamy.
Podopieczna wstała z miejsca i szybko wyszła z domu nie tracąc czasu. Yiina jeszcze pozostała w nim zbierając się do najważniejszej w jej życiu podróży…


Dziesięć wspaniałych rumaków galopowało dziko na bezkresnej polania zmierzając w dół ku lasowi Herrgan. To w nim mieściła się wspaniała stolica elfów, ostoja całego narodu i najważniejszy ośrodek sił zbrojnych państwa. Już z daleka widać było strzeliste wieże. Dwie, majestatycznie unoszące się pośród koron drzew. Z ich czubków leciało ku niebu potężne światło, magiczna poświata niknąca daleko, daleko. Był to znak, że w ów wieżach mieszkali magowie. Najpotężniejsi z wszystkich, studiujący księgi, naturę i wszystko w czym jest życie, czyli magia. Ealen należała niegdyś do ich potężnej organizacji, ale odeszła, gdyż tego wymagał jej lud. Ale jak widać, nie na wiele się to zdało…
Elfka siedziała za wojownikiem, który kierował koniem. Gdyby nie odeszła od magii, mogłaby się przeteleportować nie tracąc czasu na zbędną jazdę. Musiała jednak się tułać jak zwykła mieszczanka, co ją okropnie denerwowała. Coraz częściej się wzburzała i coraz łatwiej opanowywał ją gniew i złość. Teraz też miała ochotę się nad czymś wyżyć. Już dochodziła do stadium, w którym mogłaby kogoś uderzyć, ale w porę się opamiętała. Coś ją oswoiło, uspokoiło… to była aura lasu. Była niesamowita. Każdemu elfowi przynosiła ulgę.
- Pani, to już koniec! – zawiadomił ją jeździec – Jesteśmy na miejscu.
Ealen zsiadła z konia z pomocą kilku podopiecznych. Wzięła ich, ponieważ nie wiedziała czego się może spodziewać po swej siostrze. Nagle z lasu wybiegł oddział uzbrojonych po zęby wojowników. Zatrzymali się tuż przy ochronie Ealen, która zareagowała instynktownie. Wyciągnęli miecze, ale nie zaatakowali, gdyż powstrzymał ich rozkaz ich przywódczyni
- Stójcie!
Ochroniarze natychmiast usłuchali, ale nie schowali broni. Mimo iż stali przed nimi ich bracia to w tych czasach wszystko mogło się zdarzyć. Jeden z przybyłych elfów wyszedł przed pozostałych. Był wysoki, twarz zakrywał mu hełm, czerwony jak cały jego rynsztunek. Na plecach miał przewieszony ogromny, dwuręczny miecz, aż dziw, że elf potrafi coś takiego unieść. Przy lewym boku miał przypasane półtoraręczne ostrze, lekko zakrzywione do tyłu. Wyglądało na to, że to przywódca. Podszedł powoli do Ealen nie zatrzymywany przez nikogo. Przypatrzył się niej i rzekł:
- Witaj w Mael Thes pani – zwrócił się z szacunkiem, a nawet się ukłonił. Dostojna elfka kiwnęła głową i odrzekła:
- Dzięki ci Renirze, ale nie mam za bardzo czasu. Muszę się spotkać z twoją przełożoną.
- Tak, oczywiście – powiedział wojownik. Nie czuć w nim było ani nuty ironii, co wskazywało, że czuje respekt przed siostrą swej przywódczyni – Czekaliśmy na ciebie.
Ealen uniosła brew. Była nieco zdziwiona, gdyż nie informowała Enel o swoim przyjeździe. Dziwne… Kto mógł ją zawiadomić?
- Tak? To nawet lepiej. Mam z nią parę spraw do omówienia, a tak łatwiej ją złapię, bo wiem, ze ma na ogół masę roboty.
- Z powodu wojny rzecz jasna –sprostował Renir – Czyli znaczy, że ruszamy? Więc w drogę.
Wszystkie elfy zebrały się i ruszyły w Herrgan. Oddział Ealen z tyłu, a elfy z stolicy z przodu. Do miasta mieli trochę drogi, więc musieli się znosić przez dłuższy czas. Widać było, że nie pałają do siebie sympatią, a wręcz przeciwnie. W powietrzu czuć było wyraźną woń niechęci.
Ealen też to poczuła i westchnęła. Szepnęła do siebie cichutko.
- Elfy się zmieniły… na zawsze.



Była noc. Cicha i spokojna, tuląca do snu, uspokajająca. Szeptała tu i ówdzie historię początków świata. Dalekie dzieje, dawno zapomniane przez praojców. Lubiła się chować, patrzeć z boku na istoty tkające nici swego losu. Była taka niezbadana i tajemnicza. Jak człowiek.
Nieznany siedział na kamieniu przed bramą wioski Mellur, skubiąc trawę w zębach. Spoglądał w gwieździste niebo i zastanawiał się. Wychwytywał małe święcące punkciki podróżujące po niezbadanym wszechświecie. Chciał ich dotknąć…
Ale nie mógł. Był tylko małą istotą, która nie miała wiele do powiedzenia w ogromnej ówczesnej rzeczywistości… Czyżby?
Wstał otrzepując ziemię ze swego brudnego płaszczu. Nałożył kaptur i spojrzał w stronę wioski. W domu weselnym mieszkańcy świętowali na rzecz jakiejś nowej, zakochanej pary. Obok domu stała gospoda, która była oblegana przed zachlane pijaczyny obijające się o wszystkich napotkanych. Huki i wrzaski przeplatały się ze sobą nawzajem nie dając spokoju biednym uszom. Hałas ogarnął okolicę, przez co niewielu spało tej nocy. Małe dzieci jak zwykle beztroskie biegały na wpół nago bawiąc się ze swymi rówieśnikami. Kilka matek wrzeszczało na nie zaganiając do łóżek pociechy, które powinny już dawno spać.
Człowiek spojrzał na ten sielański obrazek z pogardą i splunął:
- Ludzie… - wymamrotał gniewnie
Chciał stąd jak najszybciej odejść, ale musiał zakupić konia , którego z „pewnych” powodów nie dostał Falgardzie.
Niechętnie zrobił pierwszy krok, po czym drugi, ale przemógł się i wszedł pośród szalejący tłum świętujących. Mijał ludzi starając się na nikogo nie wpaść, co cudem mu się udawało. Doszedł do gospody, gdzie od wejścia biła mocna woń alkoholu. Zakrył usta ręką, gdyż nie przepadał za takimi uroczymi zapachami. Rozglądnął się jeszcze dookoła i w końcu wszedł. Tylko u karczmarza mógł wynająć pokój i konia, ale podobno za wysoką cenę. Nie obchodziło go to jednak. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż martwienie się o zasobność własnej kiesy. Zauważył barmana, a zarazem właściciela przybytku i postanowił podejść do niego. Rzucił szybko:
- Masz tu jakiegoś dobrego ogiera? – jego ton wskazywał na to, ze nie zamierzał się silić się na uprzejmość.
Barman spojrzał na niego z lekkim strachem. Bał się i widać to było od razu. Nieznany uznał, ze to nawet dobrze, bo przynajmniej nie będzie kłócił się o cenę.
- Tak – odpowiedział drżącym głosem.
- To świetnie – człowiek wyszczerzył zęby w ponurym uśmiechu. Rzucił na stół sakiewką i rzekł:
- Tu masz 200 sztuk złota. Myślę, ze tyle wystarczy.
Właściciel gospody wziął ostrożnie sakiewkę do ręki i zważył ręką. Wyglądało na to , że chciałby pomarudzić, ale jedno spojrzenie w stronę przybysza i już nie chciało mu się wydziwiać.
- Proszę za mną – powiedział.
Dwaj mężczyźni podeszli do tylnich drzwi i wyszli na podwórze. Tuż przed nim stała stajnia w której barman trzymał swe konie. Weszli do niej, a nieznajomy rozejrzał się w poszukiwaniu dorodnego rumaka. Oceniając po kolei zwierzęta zatrzymał się przy pewnym. Niby nic nie rozróżniało go spośród innych, ale człowiek coś w nim widział. Odwrócił się do właściciela i powiedział krótko:
- Chcę tego.
Barman wzruszył ramionami stwierdzając, że za tego konia, 200 sztuk złota to nie strata. Podszedł do niego, odpiął i wyprowadził przed karczmę. Podał uzdę człowiekowi i odsunął się na kilka kroków. Nieznany rzucił mu tylko jedno, aczkolwiek niezbyt miłe spojrzenie i wskoczył na ogiera. Ruszył szybko do bramy nie tracąc ani chwili dłużej. Wyjechał z wioski i zwrócił się ku rozdrożom. Gdy po kilkunastu minutach dojechał do nich, przystanął, aby spojrzeć na znaki. Skręt w lewo prowadził do miasta Rotgard, na pograniczu ziem elfów i ludzi, droga prosto prowadziła w stronę twierdzy Olgard leżącej blisko stolicy Falgardu. A w prawo... to już nie obchodziło człowieka. Interesował się tylko dostaniem się do ojczyzny elfów. Tam znajdował się jego cel. Cel, który....
Nagle, niespodziewanie potężny cios bólu trafił w nieznanego. Strzelił niczym błyskawica w całe ciało kąpiąc je w niesamowitej agonii. Cierpiący krzyknął w niebogłosy i spadł z konia z donośnym hukiem. Dodatkowy zastrzyk bólu został mu podarowany. Nie mógł się skupić, ale poczuł, że głos, TEN głos wbija się do jego umysłu każąc słuchać!
- A więc się obudziłeś......
Tysiące igieł....
- Nareszcie
Głosy....
- Jesteś nam potrzebny
Ból
- Zdobądź ją...
Strach
- Jej krew!
Śmierć
- A wtedy będziesz naprawdę jednym z nas....
Mroczne...
- Portal... musisz go otworzyć!
-Aaaach!!!
Człowiek złapał się mocno za głowę. Chciał uśmierzyć ból, zgnieść go w samym zalążku, we własnym umyśle. Znów to samo.... Czy oni nie dadzą mi spokoju?....
Koń zarżał. Zaczął tupać niespokojnie kopytami denerwując się krzykiem swego właściciela, który zwijał się jak w ukropie. Nagle nieznany wydał z siebie nieludzki ryk. Otworzył szeroko oczy, które zamieniły się w kolor najczystszej krwi. Ślina zaczęła mu ściekać po twarzy. Diabelskie wycie rozniosło się po okolicy dopadając każdego kto znalazł się w jego zasięgu. Konwulsje miotały człowiekiem jak opętanym. Koń nie mogąc wytrzymać ruszył galopem uciekając jak najdalej od oszalałej istoty. Cierpienie nieznanego osiągnęło apogeum by wreszcie sprawić by usnął. Zanurzył się we śnie, ponownym, ale jakże koszmarnym.
Kilka godzin później karawana wioząca wędrowców ku niewiadomym stepom natknęła się na bezwładne ciało człowieka. Pewien mężczyzna o imieniu Baltrus zeskoczył z wozu i ostrożnie podszedł do truchła... truchła? Okazało się, ze nieznany żyje, a ludzie jadący karawaną postanowili wziąć człeka na pakę:
- Żyje, ale może już niedługo- odezwał się jeden z podróżników – Jeżeli przeżyje podróż do Rotgard to tam znajdziemy jakiegoś medyka.
Wszyscy bez szemrania zgodzili się. Byli to dobroduszni ludzie, ale jakaż ironia... gdyby wiedzieli kogo chcieli ratować...


Do wielkiej, jasnej komnaty wparował Haldar. Nie był zły, ale cały czas rozmyślał. Ciągle skupiony jak nigdy dotąd i wydawało się, że w każdej sekundzie obmyśla jeden jedyny plan, który chce jak najprędzej urzeczywistnić. Mniej mówił niż dotychczas, ale łatwiej go było wyprowadzić z równowagi. Był jak cichy wulkan.
Artonis przechylił lekko głowę patrząc na króla. Westchnął, zamknął księgę, którą studiował i wstał z biurka. Spojrzał na gościa i czekał na powitanie. Był taki arogancki....
Haldar podszedł do niego szybko i rzekł:
- Musimy omówić parę spraw. – jego ton był twardy, ale wzrok miał skupiony gdzieś indziej, gdzieś daleko. Nie zwracał uwagi na postawę Artonisa, która go ewidentnie obrażała. Mag stał ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, drwiąco spoglądając na niego. Czekał z miną podkreślającą jego zniecierpliwienie.
- A więc o co chodzi? – spytał tonem dającym znać, że chce jak najszybciej pozbyć się rozmówcy.
Haldar nagle odwrócił się od niego i poszedł wolnym krokiem ku strzelistym oknom, by spojrzeć na swe miasto. Patrzył tak, lekko tupiąc stopami o drogą posadzkę. Artonis zmienił wyraz twarzy ze zniecierpliwionej, w gniewną. Nie mogąc wytrzymać dłużej zwrócił się ostro do króla.
- Nie mam dużo czasu, więc się streszczaj!
Haldar nic sobie nie zrobił z pogróżek maga i tylko przemówił ciągle pozostając w tej samej pozycji.
- Chodzi o tego człowieka.... – gdy tylko wymówił te słowa oczy rozszerzyły mu się momentalnie.
Nagle odwrócił się do Artonisa.
- Mamy niebywałą szansę pozbyć się naszych odwiecznych wrogów i to za pomocą tego mrocznego...
Mag uniósł rękę i jednocześnie przerwał królowi.
- Ale jakim kosztem?
- Wielkim, to pewne, ale.... elfy muszą zginąć!
Niespodziewanie Haldar wybuchnął złością. Zacisnął pięści gniewnie spoglądając w stronę rozmówcy.
- Nie obchodzi mnie koszt Artonisie! – krzyczał – Nie możemy ich pokonać od przeszło 2000 lat! Czas wreszcie nadszedł! Sprowadzimy ich mrocznych pobratymców, którzy wypędzą ich z naszych ziem! A wtedy dobijemy i ich!
Podszedł do maga na odległość pół metra i wycedził przez zęby.
- A ty mi w tym pomożesz....
Starzec nie lęknął się króla. Tylko uśmiechnął się chytrze i powiedział.
- Dobrze.... niech tak się stanie.
Odwrócił się od króla i zaczął krążyć po sali.
- Ale musimy nastawić tego...hmm... mutanta przeciwko jego niby pobratymcom. – mówił.
Haldar zmienił swe nastawienie momentalnie i uśmiechnął się złowieszczo.
- Z tym przecież nie będzie problemu... Dałem mu do przemyślenia moją propozycję. Jego chęć powrócenia do swej pierwotnej postaci sprowadzi go tutaj. Może nie teraz, ale to lepiej.
Mag przystanął i spojrzał na króla.
- Z tego co wiem to on się na to nie zgodził? – zapytał wyraźnie powątpiewając w słowa rozmówcy.
- Taak... – Haldar uśmiechnął się jeszcze szerzej – Ale on chce tego... Chce powrócić pośród ludzi.
Nagle jego twarz skamieniała. Znów powrócił w stan skupienia. Po chwili kontynuował.
- Z pewnością udaje się teraz do elfów, do Mael Thes. Tam przebywa Elen i jej siostra Ealen. Jeżeli zdoła je zdobyć. Ich krew.... to wtedy przygotujemy się na demony.......
Zakończył ponurym akcentem. Ponownie zwrócił się ku oknom, by spoglądać na stolicę.
Artonis przemówił.
- Elfy już nie są takie same jak kiedyś... założę się, ze tez coś knują. Coś czego nie wie nikt spośród naszego ludu. Nawet ja.
Haldar spojrzał na niego. Ruszył szybki krokiem ku wyjściu omijając maga. Gdy wychodził rzucił głośno:
- Ale to my jesteśmy sprytniejsi Artonisie.... ludzie zawsze tacy byli.
Wielkie drzwi komnaty zatrzasnęły się z donośnym hukiem. Starzec pozostał sam ze swymi rozmyślaniami. Odwrócił się od wrót i podszedł do ksiąg. Spojrzał na pewien tom, który leżał swobodnie na biurku. Był zapieczętowany bardzo potężnym zaklęciem, które tylko on mógł przełamać. Zdjął je i otworzył księgę. Przerzucał powoli kartki analizując każde napotkane słowo.
- Formuły już gotowe.... – szepnął.
Gdzieś w oddali zakrakały wrony.....
 

Moozi

Member
Dołączył
23.10.2005
Posty
260
Wszystkie cztery rozdziały bardzo mi się spodobały. Nie dostrzegłem błędów stylistycznych. Fabuła ciekawa i trzymająca w napięciu. Opisy dokładne i wiarygodne. Pierwszy rozdział był trochę krótki ale pozostałe były i długie i znakomite
laugh.gif
. Moja nota to 9,5/10. Twoje opo jest równie dobre jak innych ale to jeszcze nie to co chciałbym przeczytać. Pisz dalej ba bardzo chciałbym zobaczyć już kolejne części.
PoZdro
biggrin.gif
 

Kan

Member
Dołączył
5.1.2005
Posty
786
Kolejna jakże wspaniała część opa. Jak teraz sobie patrzę to jest to chyba moje ulubione opo z tych które aktualnie czytam. Ta cześć jest nawet ciekawsza niz. poprzednie. Nareszcie można wyczuć jak potoczą się dalsze losy bohaterów a sam wątek staje się bardziej klarowny.
Ciekawe. momentami klimat przypomina swoją formą ten z gry Spell Force. A tamten klimat był wyczaisty.

Ocena 8.9/10
 

Dark Shadows

Active Member
Dołączył
21.10.2005
Posty
1349
No i kolejna część opa naszego Geezera dotarła do nas z ciemnych zakamarków jego komputera
biggrin.gif
biggrin.gif
I tak jak poprzednie tak i ta jest super napisana i nie ma żadnych błędów. Daje 9.5/10 I czekam na kolejne super części tego opa lepsze od innych
biggrin.gif
Mam nadzieje że jeszcze będą, bo chciałbym sobie poczytać.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Znalazłam czas to ci ocenie z chęcią to opo, nie musisz już mnie PM sciagać
laugh.gif
Generalnie nie mam zastrzeżeń, napisane bezbłędnie, porządnie, język jasny i orginalny, używasz bogatego słownictwa. Niestety coś w fabule mi się nie spodobało, coś czego nie moge teraz jasno sprecyzować. Czasem cała akcja przypominała mi gre, a i dalszy rozwój fabuły można przewidzieć ( przynajmniej ja tak mam ). Moge dodać tylko jedno : opowiadania, które przypadły mi do gustu, drukuje sobie, binduje i ustawiam na półce. Gdy zakończysz swoje opo, to z chęcią dołącze je do mojej kolekcji.

Nota 8/10

PS.QUOTE zbierając do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Żywność, koce, krzesiwo i wiele innych drobiazgów. To dość duży ten plecak musiała mieć, skoro tyle do niego weszło
laugh.gif
 
Do góry Bottom