Nieznane Królestwa

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Słońce kolejny nie mogło przebić się przez szczelną zasłonę zimowych chmur. Zamiast niego spadały kolejne płatki śniegu, tworząc coraz większe warstwy białego puchu. Nieliczne wrony wciąż krążyły pomiędzy bezlistnymi drzewami, a wilki wyły z oddali. Pośród tego lasu nie sposób było spotkać człowieka, jedynie patrole elfów czasem zapuszczały się na te ziemie. A jednak, gdzieś w głębi kniei powoli stawiały kroki dwie postacie. Jedna z nich wyraźnie kulała.
Była to dwójka elfów, kobieta i mężczyzna. A raczej dziewczyna i chłopak, gdyż twarze obojga, mimo zaczerwienienia od mrozu, były bardzo młode. Oboje mieli na sobie grube ubrania, niemal podwajające wielkość ich ciał oraz niewielkie tobołki . Chłopak miał miecz przypięty do wielkiego pasa, a strój na lewym boku zszyty nieco nieudolnie i czerwony od krwi. Do tego kulał i coraz rzadziej otwierał oczy. Dziewczyna natomiast starała się prowadzić towarzysza. Strój jej był nieco bardziej szykowny i czysty. Do tego na ramieniu zwisał jej typowy łuk, z których korzystali jej pobratymcy.
- Nie dam już rady... – chłopak zamknął oczy i prawie upadł, lecz jego towarzyszka w ostatniej chwili go podtrzymała. Wyszli właśnie na niewielką polankę.
- Dobrze... odpocznijmy tutaj. – dziewczyna zrzuciła tobołek na ziemię i machnęła powoli ręką. Śnieg roztopił się błyskawicznie i ukazała się pusta ziemia, bez żadnej roślinki.
Dziewczyna pomogła usiąść rannemu i otworzyła swój tobołek. Wyjęła z niego trochę zasuszonej żywności i niewielką butelkę.
- Masz. Myślę, że o jedzenie nie mamy co się martwić. – podała mu najpierw jakiś owoc, a potem powoli butelkę.
- Dziękuję. – oczy miał otwarte, lecz bardzo zmęczone i jakby blade. Powoli zjadł i popił.
- Zaraz zapalę ogień. – dziewczyna wyjęła z tobołka pozakrzywiane gałązki i ułożyła je na ziemi, jedna obok drugiej. Potem wyszeptała zaklęcie i drewienka zajęły się ogniem. – Ogrzejmy się trochę. Myślę, że wkrótce opuścimy las.
- Niezbyt tu... miło. – chłopak zrzucił swój tobołek i wyciągnął ręce nad ogień, który stał się nadspodziewanie duży.
- Duri, prześpij się troszkę... – dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Widać było na jej twarzy wyraz ulgi i jeszcze bardziej wypiękniała. Śnieżna elfka dość śmiesznie wyglądała w grubym stroju i nie sposób było domyślić się dlaczego je nosiła. Gdyby wziąć ją za ludzką dziewczynę, nie mogłaby mieć więcej niż szesnaście lat.
- Nessa, a Ty?
- Trochę Cię popilnuję. Jeżeli w pobliżu nie będzie wilków, może i ja się zdrzemnę na chwilę.
Chłopak był mniej – więcej w jej wieku. Jednak wyglądał na pół – elfa. Był wysoki, lecz bardzo blady. Włosy miał jasnobrązowe, oczy niebieskie. Z tobołka wyjął nieco poszarpane posłanie i położył na bezśnieżnym gruncie.
- Dziwne, nawet nie jest zimno...
- Trochę pomogłam tutaj magią. - dziewczyna znów się uśmiechnęła.
Chłopak wyjął jeszcze dziwaczną, brązową poduszkę i położył się na posłaniu. Dziewczyna otuliła go troskliwie kocem.
- Prześpij się troszkę...
Dziewczyna usiadła na skrawku wolnej od śniegu ziemi i bacznie obserwowała pobliskie drzewa. Jednak jedynie wrony latały ponad koronami drzew. Po kilkudziesięciu minutach w niemal bezruchu odwróciła się do śpiącego chłopaka. Łzy zaczęły powoli spływać po jej policzkach, ale szybko otarła je dłonią.
Coś cicho zaszeleściło pomiędzy drzewami. Człowiek nie usłyszałby szmeru, lecz śnieżna elfka nastawiła delikatnie uszy. Siedziała nieruchomo jeszcze chwilę, lecz żaden niepokojący dźwięk do niej nie doszedł. Sięgnęła jednak powoli po łuk.
Niespodziewanie coś złapało ją za usta i ręce. Próbowała się wyrwać, lecz silny uścisk uniemożliwiał to.
- Spokojnie. Jeżeli nie będziesz robić głupstw, przeżyjecie oboje. – doszedł ją spokojny żeński głos. Musiał należeć do elfki.
- Mmmm! – dziewczyna nie mogła wydusić słowa.
- Puszczę cię na chwilę... Nie krzycz i nie uciekaj. Nikt cię nie usłyszy ani nie znajdzie, a twój kolega zginie.
Uścisk zelżał i napastniczka odsunęła się nieco. Dziewczyna obróciła się błyskawicznie. Okazało się, że została zaatakowana przez młodą elfkę wysokiego rodu. Miała jednak rzadko spotykane, dość krótkie włosy miedzianego koloru. Obok niej stał inny elf, z łukiem skierowanym na śpiącego. Nessa miała wrażenie, że oboje jej kogoś przypominają, lecz nie odezwała się ani słowem.
- Feanaro, przecież to dzieci... – miedziowłosa elfka przyjrzała się bliżej Nessie, która ciągle się nie ruszała.
- Ten też. – powiedział drugi przybysz. – Co wy robicie w tym lesie zupełnie sami?
- Przechodzimy sobie! – krzyknęła Nessa. – Nie wolno?
- Nie wolno. – wysoka elfka wyciągnęła spory rulon pergaminu i rozwinęła go. – „Zgodnie z rozkazem władcy tych ziem, Jego Miłości króla Laringol i Rhirdy, arcyksięcia Stoku, etc, etc, wszyscy przebywający w Królewskich Lasach Łowczych muszą posiadać zezwolenia lub glejty wydawane przez itd... pod karą więzienia, grzywny, wygnania, którą osądzi w stanie wyjątkowym Jego Miłość Król etc... Wszyscy zatrzymani bez zezwoleń mają być natychmiast odesłani do aktualnego przebywania Jego Miłości”. Macie zezwolenia?
- Jakie zezwolenia?! My nawet nie wiedzieliśmy, że jesteśmy na czyichś ziemiach...
Duri właśnie się obudził i podniósł powoli głowę, a elf - napastnik ponownie wymierzył w niego łuk
- Co się dzieje...? – zapytał słabym głosem.
- Jesteś aresztowany w imieniu Jego Miłości Króla Amandila wraz ze swoją towarzyszką.
- Że co?
Duri próbował wstać, lecz przeciwnik powalił go z powrotem na ziemię kopniakiem.
- Zostaw go, on jest ranny! – krzyknęła Nessa i rzuciła się na Feanaro, ale złapała ją miedzianowłosa.
- Spokojnie, odstawimy was do króla. Jako dzieci zostaniecie zapewne ułaskawione, więc nie macie się co martwić. – powiedziała spokojnie miedzianowłosa.
- Mój przyjaciel jest ranny. Nie może chodzić. – Nessa spróbowała się wyrwać, ale nie dała rady.
- Spokojnie. Niedaleko jest posterunek, a tam konie. Ruszymy do stolicy głównym trakem.
- Jak to daleko?
- Nie dłużej, niż kilka godzin jazdy konnej. Nie radzę uciekać, będziemy musieli was zabić.
Nessi pomogła wstać przyjacielowi. Miedzianowłosa elfka ruszyła pierwsza i dała im znak, by podążyli za nią. Feanaro zamykal pochód. Po kilkunasto – minutowym przedzieraniu się przez las dotarli do niewielkiej, drewnianej budowli. Stała ona przy niewielkiej ścieżce.
- Załatwię transport, a ty ich pilnuj. – miedziowłosa weszła do posterunku, a Feanaro wbił wzrok w podróżników. Duri oddychał ciężko, a Nessi ledwo mogła powstrzymać się od szlochu na widok przyjaciela.
Po dłuższej chwili elfka wróciła z tyłu posterunku, prowadząc parę koni.
- Najwyższy czas się sobie przedstawić. Ja jestem Aranel Nenharma, a to Feanaro Telrunya. Wasza kolej.
Nessa nie odpowiedziała. W końcu odezwał się Duri.
- Jestem Durian Manfort. A to moja przyjaciółka, Nessa Faelivrin.
- Więcej nam nie trzeba... – Aranel uśmiechnęła się pierwszy raz. – Ruszamy.
Aranel miała jechać razem z Durianem, a Feanaro z Nessą. Po kilkunastu minutach opuścili las i dróżkę, a wjechali na rozległy trakt. Nie było z niego jednak zbyt dobrego widoku – wszędzie rosły gęste lasy. Co chwila mijali jakiegoś człowieka lub elfa na koniu. Durian, mimo dużego zmęczenia, uchwycił okiem dziwny widok. Na zwierzęciu o trzech garbach jechał człowiek ubrany w dziwaczny, biały strój. Twarz miał zasłoniętą materiałem o tej samej barwie, co reszta stroju.
- To zapewne poseł z jakiegoś wschodniego lądu. Król zamawia od nich pisklęta tamtejszych smoków w zamian za surowce. – wtrąciła Aranel z dumą w głosie.
Kilka godzin żmudnej jazdy przerwali tylko dwoma postojami. Podczas pierwszego Durian zasłabł i Aranel, mimo protestów Nessy, dała mu do wypicia jakiś eliksir. Ożywił on chłopaka i dodał mu znacząco sił. W końcu dotarli do celu.
Nessa i Durian byli nieco rozczarowani. Spodziewali się wielkiego i wspaniałego miasta, otoczonego potężnymi murami. Natomiast stolica nieznanego im ciągle państwa była otoczona masywnymi, drewnianymi umocnieniami. Brama otworzyła się po chwili i wjechali do środka, gdzie wcale nie było lepiej. Większość budynków była z drewna, choć wybudowana z gracją. Gdzieniegdzie widać było wyższe i kamienne zabudowania.
- Jedziemy do pałacu. Zazwyczaj to sądy decydują w takich sprawach, ale król wyraźnie dał nam znać, że w wypadku wtargnięcia do Lasów, on sam chce karać winnych.
- My nie... – zaczęła Nessa, ale zagłuszyły ją odgłosy miejscowych, którzy krzyczeli do siebie, próbując przepuścić konnych.
W końcu dotarli przed kompleks sporej wielkości budowli. Zbudowane były one z białego marmuru, a ich przepych skrajnie kontrastował z zabudową reszty miasta. Wszędzie wiły się wysokie wieże, a posągi i fontanny zajmowały bardzo dużo miejsca. Dopiero tutaj zauważyć można było typowych strażników, ubranych w jednakowe, czerwono – złote zbroje. Każdy z nich dzierżył długi berdysz, którego ostrze odbijało światło słoneczne. W tej dzielnicy praktycznie wszyscy ubrani byli wykwintnie, bądź mieli na sobie drogocenne i paradne zbroje. Głównego wejścia do pałacu strzegły trzy oddziałki gwardzistów.
Aranel pomogła zsiąść Durianowi, natomiast Nessa zeskoczyła sama, nie dając się dotknąć Feanarowi.
- Zapraszamy. Myślę, że wnętrze się wam spodoba.
Przyjaciele ruszyli powoli do pałacu. Każdy z oddziałów strażników sprawdził ich przewodników, zadając pytania w trzech różnych językach. Na koniec Aranel okazała swój glejt i cała czwórka znalazła się w pałacu.
Wnętrze było pełne bieli, przez co sprawiało wrażenie chłodu. Na ścianach wisiała cała masa obramowanych obrazów, przedstawiających wojny, myśliwych i magów. Wszędzie przechadzali się urzędnicy. Każde drzwi obite były grubymi, metalowymi ćwiekami, a przy nich stało po dwóch strażników w czerwono – srebrnych zbrojach i długich mieczach przy pasie.
Aranel porozmawiała chwilę z stojącym nieopodal starszym dostojnikiem w długiej, powłóczystej szacie. Pokiwał on energicznie głową i zaprosił do jednej z sal.
 

Gravell

Member
Dołączył
29.1.2007
Posty
88
"Słońce kolejny nie mogło przebić się przez szczelną zasłonę zimowych chmur" - chyba kolejny raz? :D Ale to taka "liteerówka" (wyrazówka? :D)

"Twarz miał zasłoniętą materiałem o tej samej barwie, co reszta stroju." - wystarczy "o tej samej barwie", bez "co reszta stroju" :)

"Głównego wejścia do pałacu strzegły trzy oddziałki gwardzistów." - oddziałki? po prostu grupy :p

Wiem, ze sie czepiam, ale jak już oceniam to na maxa :D Tyle wynalazłem, opowiadanie dobre, nieszczędziłeś opisów - mi się bardzo podoba :)

9+/10
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
- To jest sala tronowa.. Król rozpatruje podobne sprawy, więc zaraz zajmie się nami. - Aranel spokojnie, lecz trochę sztywno weszła do komnaty.
- Ruszać się! – Feanaro machnął ręką w nieokreślonym kierunku. Durian i Nessa powoli ruszyli za Aranel.
Sala zdawała się mieć owalny kształt. Wszędzie znajdowały się bogato dekorowane, marmurowe kolumny. Na każdej z nich usadzono po cztery niewielki rzeźby, przedstawiające leśne duszki. Północna ściana była przykryta przez ogromny fresk, przedstawiający walkę myśliwego z niedźwiedziem. Malowidło otaczało wysoki, złoty tron. Miał on długie i fantazyjnie zakręcone poręcze. Na nim siedział wysoki elf. Durian i Nessa przyjrzeli mu się dokładnie i zauważyli, że ciemne włosy przysłania mu ogromna, biała korona.
Oprócz ich w pomieszczeniu znajdowało się kilkudziesięciu urzędników, niewolników oraz strażników. Przed tronem klękał jakiś człowiek w gigantycznej zbroi z długim płaszczem. Rozległ się głos władcy.
- Zgodnie z naszą wolą zostajesz skazany na dożywotnie wygnanie z królestwa. Nie masz prawa wejść w granice naszych ziem pod groźbą śmierci. Koniec rozprawy, następni winni.
Winni – pomyślała Nessa. – Widać za długo nie będą nas sądzić.
Aranel skinęła głową i stanęła przed królem. Nessa i Durin stanęli tuż za nią. Dopiero teraz dostrzegli, że przed królem na drewnianych krzesłach siedzi jeszcze dwójka innych elfów. Jeden z nich był bardzo podobny do króla i bez przerwy zerkał na Aranel.
- Panie – zaczęła elfka – Ci ot o tutaj wtargnęli do twych Lasów Łownych i obozowali w nich. Z ich zeznań wynika, iż nie wiedzieli, że wtargnęli w twe włości. Nie stawiali oporu przy zatrzymaniu i zgodnie z twą wolą zostali tutaj przewiezieni.
Król przyglądał się chwilę Durianowi, a potem jego wzrok padł na Nesse. Dziewczyna nie miała zamiaru spuszczać wzroku, lecz zdawało jej się, że władca się uśmiechnął.
- Czego szukaliście w mym lesie? – zapytał król.
Zgromadzeni dworzanie szeptali głośno pomiędzy sobą o grubych strojach przybyszów.
- Chcieliśmy dojść do najbliższego miasta i odpocząć w nim. – odpowiedziała cicho Nessa.
- Dlaczego akurat przez ten las?
- W nim mogliśmy skryć się najszybciej.
- Przed czym?
Nessa zamilkła, lecz Durian wiedział już, co powiedzieć.
- Gonili nas miejscowi bandyci. – wtrącił. – Próbowaliśmy ich odpędzić, lecz zostałem ranny i musieliśmy uciekać.
- Czy to zwykli przestępcy czy może jacyś najemnicy? – król drgnął niespokojnie.
- Mieli na sobie tylko zwierzęce skóry i słabą broń, ale było ich kilku. Sądzę, że to zwykli złodzieje. – kontynuował Durian.
- Rozumiem. Więc uciekając trafiliście do naszych lasów. Ale nasi sąsiedzi wiedzą do kogo należą te ziemie. Nie jesteście jednymi z nich?
- Nie, podróżowaliśmy z odległych ziem i przygody zawiały nas tutaj.
- Rozumiem. – król uśmiechnął się lekko. Był młody, wiekiem przypominał Aranel. – Trudno by było karać was za ratowanie swego życia.
Dworzanie roześmieli się służalczo i sztucznie. Jedynie dwójka siedząca przy tronie, Aranel i Feanaro byli spokojni.
- Zostajecie uniewinnieni. To nie przed dziećmi mają być chronione me lasy. Panna Aranel zajmie się wami, dopóki nie odpoczniecie. A potem możecie ruszać w poszukiwaniu swego celu.
Aranel skłoniła się królowi i ruszyła do wyjścia, a to samo zrobili Nessa i Durian.
- Dlaczego tak łatwo poszło? – zapytała Nessa. – I czemu Fearano tam został?
- Król raczej nie miał ochoty się wami zajmować. W końcu to nie przed dziećmi chce chronić nasze ziemie. A Fearano skończył swoją robotę i może robić co chce.
- Kim byli ci elfowie, siedzący przy tym królu? – zapytał Durion.
- Najbliżsi w kolejności do sukcesji. Jego brat i wuj.
- Ten młodszy przyglądał się tobie dość długo.
- Bzdura... – Aranel lekko się zaczerwieniła. – Na razie możecie zamieszkać u mnie. W moim domu jest parę wolnych łóżek, należały do ciotki. Jak odziedziczyłam budynek, nie miałam serca ich wyrzucać. Lubiłam jej dziwactwa.
Powoli wyszli z pałacu. Aranel oddała pieczę nad końmi jakiemuś słudze, a potem ruszyli uliczkami miasta. Z ziemi było ono jeszcze bardziej nędzne i nie przypominało siedziby jakiegokolwiek króla. Małe, drewniane chatki rzadko kiedy miały w oknach szyby, częściej zamiast nich znajdowały się jakieś skóry. Większość mieszkańców była bardzo brudna i biednie ubrana, ale ze swymi futrami Durian i Nesse całkiem do nich pasowali. Jednak nawet skórzany strój Aranel wyróżniał się na tym tle.
W końcu minęli najbardziej obskurne domki i znaleźli się na drugim końcu miasta. Tutaj zabudowania były zdecydowanie bardziej schludne. Przechadzało się także sporo patroli straży.
- To dzielnica żołnierzy, strażników i urzędników. Mieszkam właśnie tutaj. – Aranel mrugnęła w nieokreślonym celu.
Weszli do wysokiego domu, położonego w pobliżu wałów miejskich. Był on zbudowany z drewna, oprócz dachu, na który składały się ceglane, czerwone dachówki.
- Zapraszam!
Cała trójka weszła do domu. Aranel błyskawicznie zapaliła kilka świec i w pomieszczeniu stało się dość jasno. Bez słowa ruszyli na górne piętro i weszli do jednego z pokoi.
- Tutaj będzie mieszkać Nesse, a Durian tuż obok. Wiem, że wygląda to dziwnie, że mam tyle wolnych pokoi, ale ciotki się nie wybiera...
- A tak w ogóle, to ktoś zapytał nas, czy chcemy tu mieszkać? – Nessa spojrzała w oczy Aranel.
- ...
- Nie chodzi o to, że nie chcemy... – powiedziała szyko Nessa. – Ale to dzieje się trochę za szybko...
- Cóż, tak jakoś wyszło. Wiem, że niezbyt ciekawie rozpoczęła się nasza znajomość... ale mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. – Aranel uśmiechnęła się lekko. – Dobranoc... Przyda się wam porządny sen.

- Czy te dzieci na pewno nie miały jakichś niepokojących znaków, dziwnych objawów czegokolwiek, albo tego typu rzeczy? – król siedział na swoim tronie, lecz był wyraźnie zdenerwowany.
- Nie, panie. – stojący naprzeciwko niego człowiek o długiej brodzie schylił lekko głowę. – Musimy nadal czekać, bo to prawie niemożliwe, by te dzieci były tym, czego szukamy. Jednak Aranel powinna mieć je na razie na oku, nawet nie wiedząc o naszych podejrzeniach.
- Doskonale. Na razie zaś wzmocnij patrole na granicy i w lasach. To wszystko.
- Tak, panie.
Sługa odszedł, pozostawiając króla na niewesołych rozmyślaniach. Przy świetle pochodni, jego młoda twarz wyglądała niezwykle staro. Nagle usłyszał czyjeś kroki.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Dopiero teraz przeczytałam to opko w całości, wcześniej nie miałam jakoś czasu ani chęci. Zapowiada sie interesująco, nie powiem. Czyta sie lekko, łatwo i przyjemnie. Nie to co musze teraz czytać, ale nie o tym mowa. Jedna czy dwie literówki nie przeszkadzają mi zbytnio, historia toczy sie na razie spokojnie, ale kto wie... Może będzie jakaś rewolucja? Czekam na więcej, Meg.
 
Do góry Bottom