Nie oczekuje, że to przeczytacie. Nie oczekuje, że to zrozumiecie. Nie oczekuje, że to skomentujecie. Ale prosze, byscie spróbowali. To istotne... Jeśli wiecie o czym mówię...
A w głowie wciąż jedna myśl...
Źle się czuł, bez ściemy źle. Obraz naprawdę latał mu przed oczyma i kręciło mu się w głowie. Myślał o tym żeby wstać i wyjść, mówiąc... nic nie mówiąc. I tak wdepł w wielkie gówno.
Chemia. Poprawka. 9 godzina. Wiedział, że jest zwyczajnie zdeczka odwodniony i zmęczony, ale nie chciał się napić. Był irracjonalny jak zwykle.
Napisał jakieś bzdury i wyszedł.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Zastanawiał się czy ma po co istnieć.
Bluźnierca.
Głupek.
Pierdoła.
Debil.
I wiele innych. Nie szukał zrozumienia. Przekonał się, ze go nie znajdzie.
Szybki krok, cienie ludzi których nie było, słowa których nie wypowiedziano, myśli które są parodią wolnej woli. Taaaaaaak... To nie jego świat.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Dotyk.
Otarcie.
Pocałunek.
Pieszczota.
Miał dość. Czuł geny. Bolały go każdą myślą. Geny. I ich pomyłki. Takie jak on. Ale nie spotkał ich więcej. Geny. Geny. GENY! Samolubne i złośliwe. Działały, lecz był czymś, czego nie przewidziały. Nosił w sercu, duszy, głowie skazę: inteligencję.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Święto!
Impreza!
Zabawa!
Radość!
Fałszywa, podszyta obłudą, maskarada. I on. I ona. I reszta świata. Nie. I on. I reszta świata. Nie było jej. Były geny. Tylko geny. Geny warunkujące te piękne oczy. Geny warunkujące te lśniące włosy. Geny warunkujące te delikatne ciało. Geny... Za dużo sobie pozwalały.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Film.
Rzeczywistość.
Realia.
Fałsz.
Zimne szkło kineskopu lśniące mrokiem jasności i oświetlało jego umysł, gdy gryząc wytwory sytemu myślał intensywnie. Tonął. Tonął. Tonął... Wypłynął. „Czasem zamykasz oczy i prosisz o coś mocno. Bóg to ten koleś który cię wtedy ignoruje”. Nie. Wyrocznia. Wyrocznia przemówiła elektrycznym oddechem sztucznej śmierci umysłu. Chaos.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Miłość.
Seks.
Instynkt.
Zwierze.
Opłukał twarz chłodną wodą i wziął oddech. Pierwszy oddech umysłu od tak długiego czasu. Spojrzał do lustra. To nie te oczy, to nie te włosy, to nie ta cera którą widział kiedy był sobą i miał zamiar okiełznać chaos. Geny. Zaklął i uderzył wśród łez w obojętną, bezpłciową, zimną ścianę. Ścianę ograniczeń. A geny wybuchły śmiechem.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Sen.
Zmęczenie.
Iluzja.
Droga.
Ciężar plecaka, chłód wiatru, wilgoć śniegu, krzyki maszyn udających istnienie i pomoc, a w rzeczywistości niosących śmierć. O Wielki! Po co nam geny? Level completed. Nie. To niemożliwe...
Ona... Jej geny... Jej hormony... Jej woń... Jego instynkt... Minus będący plusem... już to wiedział... krzyczał oczyma duszy...
A w głowie wciąż jedna myśl...
Jaka?
Nie uwierzylibyście...
Albo już wiecie...
Wykorzystałem cytat z filmu "Wyspa".
A w głowie wciąż jedna myśl...
Źle się czuł, bez ściemy źle. Obraz naprawdę latał mu przed oczyma i kręciło mu się w głowie. Myślał o tym żeby wstać i wyjść, mówiąc... nic nie mówiąc. I tak wdepł w wielkie gówno.
Chemia. Poprawka. 9 godzina. Wiedział, że jest zwyczajnie zdeczka odwodniony i zmęczony, ale nie chciał się napić. Był irracjonalny jak zwykle.
Napisał jakieś bzdury i wyszedł.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Zastanawiał się czy ma po co istnieć.
Bluźnierca.
Głupek.
Pierdoła.
Debil.
I wiele innych. Nie szukał zrozumienia. Przekonał się, ze go nie znajdzie.
Szybki krok, cienie ludzi których nie było, słowa których nie wypowiedziano, myśli które są parodią wolnej woli. Taaaaaaak... To nie jego świat.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Dotyk.
Otarcie.
Pocałunek.
Pieszczota.
Miał dość. Czuł geny. Bolały go każdą myślą. Geny. I ich pomyłki. Takie jak on. Ale nie spotkał ich więcej. Geny. Geny. GENY! Samolubne i złośliwe. Działały, lecz był czymś, czego nie przewidziały. Nosił w sercu, duszy, głowie skazę: inteligencję.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Święto!
Impreza!
Zabawa!
Radość!
Fałszywa, podszyta obłudą, maskarada. I on. I ona. I reszta świata. Nie. I on. I reszta świata. Nie było jej. Były geny. Tylko geny. Geny warunkujące te piękne oczy. Geny warunkujące te lśniące włosy. Geny warunkujące te delikatne ciało. Geny... Za dużo sobie pozwalały.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Film.
Rzeczywistość.
Realia.
Fałsz.
Zimne szkło kineskopu lśniące mrokiem jasności i oświetlało jego umysł, gdy gryząc wytwory sytemu myślał intensywnie. Tonął. Tonął. Tonął... Wypłynął. „Czasem zamykasz oczy i prosisz o coś mocno. Bóg to ten koleś który cię wtedy ignoruje”. Nie. Wyrocznia. Wyrocznia przemówiła elektrycznym oddechem sztucznej śmierci umysłu. Chaos.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Miłość.
Seks.
Instynkt.
Zwierze.
Opłukał twarz chłodną wodą i wziął oddech. Pierwszy oddech umysłu od tak długiego czasu. Spojrzał do lustra. To nie te oczy, to nie te włosy, to nie ta cera którą widział kiedy był sobą i miał zamiar okiełznać chaos. Geny. Zaklął i uderzył wśród łez w obojętną, bezpłciową, zimną ścianę. Ścianę ograniczeń. A geny wybuchły śmiechem.
A w głowie wciąż jedna myśl...
Sen.
Zmęczenie.
Iluzja.
Droga.
Ciężar plecaka, chłód wiatru, wilgoć śniegu, krzyki maszyn udających istnienie i pomoc, a w rzeczywistości niosących śmierć. O Wielki! Po co nam geny? Level completed. Nie. To niemożliwe...
Ona... Jej geny... Jej hormony... Jej woń... Jego instynkt... Minus będący plusem... już to wiedział... krzyczał oczyma duszy...
A w głowie wciąż jedna myśl...
Jaka?
Nie uwierzylibyście...
Albo już wiecie...
Wykorzystałem cytat z filmu "Wyspa".