- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
Dwa największe literackie kozaki tego forum, ja i Rey, postanowiliśmy ziścić marzenie Adama Mickiewicza i wspólnie coś naskrobać.
Mając jednak w uwadze fakt, że zdecydowana większa część użytkowników z G Up nie czyta nic poza prasą dla onanizujących się dżentelmenów, którą, a jakże, fajnie się czyta na kiblu; wraz z Reyem ustaliliśmy iż niniejsze opowiadanie opisywać będzie Nas, użytkowników, odbywających liczne przygody w świecie Gothica. Po prostu, znając Waszą próżność i lenistwo, poszliśmy na łatwiznę i zostawiwszy swą dumę w koszu z nieudanymi pracami, poszliśmy w stronę komerchy i łatwizny .
Tytuł, niezwykle oryginalny i przewrotny, zostanie wyjaśniony dopiero później.
Życzymy udanej lektury - Rey & BooM
Słońce zachodziło powoli za horyzontem; noc zdawała się bliska. I byłby to być może problem dla tych, którzy lękają się ciemności skrytej wśród drzew, gdyby nie fakt, że istniała Bariera. Bariera, której blask nie pozwalał błąkać się ludziom w całkowitym mroku, której jasność przeszkadzała drapieżnikom atakować z ukrycia. Bariera, której obecność każdego dnia na sklepieniu nieba, przypominała skazańcom z Kolonii dlaczego się tutaj znaleźli, a przede wszystkim, dlaczego nie mogą odejść.
Tej nocy Bariera miała być widoczna aż do wschodu słońca. Dziś było Ekwiwalencjum.
- Pieprzona bariera – rzekł Reynevan obgryzając z kości do cna ostatni kawałek mięsa.
Dragomir beknął.
- Wyjąłeś mi to z ust – powiedizał najemnik.
- Piękna symfonia – burknęła Abisynka – Macie jeszcze coś ciekawego do powiedzenia?
Dragomir pierdnął.
- Interesujące.
- Nie strzelaj fochów, Abi – Reynevan oparł się wygodnie o pień drzewa – Po dobrej wyżerce nie wolno takich rzeczy w sobie tłumic, to nie zdrowe.
- Akurat ty to się na tym znasz.
- Ano, może nie jestem magiem wody jak ty, ale swoje wiem. Na nie jednym rożnie smażyło się ścierwojada.
- W niejednej karczmie piwo się piło – dodał Dragomir
- Marzyciele – na twarzy Abisynki pojawił się rzadko spotykany uśmiech – Niepoprawni marzyciele. Przyjdzie wam tu zgnić za Barierą. A tu nawet karczmy nie ma.
- A ty może nie? – Dragomir „poczęstował” ją jednym z szerokiej gammy uśmiechów, które znała cała Kolonia.
- Teleportujesz się czy może planujesz wysadzić wielką kupę rudy jak reszta magów z Nowego Obozu?
- Wkrótce się okaże kto tu jest szalony.
Cień tylko pokiwał głową.
- Eh Rey, i po co ty tam siedzisz w tym Nowym Obozie? A, no tak, pilnujesz grupy szaleńców. To prawie jak Bojan. Z tym, że on wznosi modły na klęczkach. Co nie? – Dragomir odwrócił głowę w stronę strażnika świątynnego, który leżał na trawie i wpatrywał się w gwiazdy. Wyraz jego twarzy nawet na chwilę się nie zmienił.
- Ano – Reynevan wypił łyk piwa – Akurat magowie wody to żaden problem, ale tobie się dziwię, Drago, że taki swojak jak ty siedzi u ludzi Elessara. Rozkazy, salutowanie. Na Innosa, u was się nie da interesów robić bo wszystko idzie na konto magnatów. Zaiste, k**wa…
- Da się, da się – odparł cień – Tylko trzeba wiedzieć jak. Ludzie w Starym Obozie nie od dziś wiedzą, że jeśli chcą trochę zarobić na emeryturkę nie mogą z wszystkiego zdawać raportów. Dokładnych, ma się rozumieć.
- Poważnie? W otoczeniu magnatów z obwisłym sadłem? W obecności Elessara z miną jakby nie ciupciał od dziesięcioleci? Magowie Ognia wiedzą o tych interesach?
- Jeden wie – Dragomir zerknął na siedzącego obok w milczeniu BooMa, bawiącego się małą kulą ognia.
- Większej stworzyć nie umiesz?
- Umiem, Drago. Po prostu staram się ją dopasować do rozmiarów twojego mózgu. Nie mam jednak doświadczenia w wyjątkowo małych kształtach.
- Skurwiaj.
- Już po północy – oznajmił Reynevan – Pora wracać
- Racja – powiedziała Abisynka – Wystarczy już bezproduktywnej i miałkiej rozmowy jak na jedną noc. Po co ja się w ogóle z wami zadaję?
- Bo nas lubisz – Dragomir uśmiechnął się od ucha do ucha – Powiedz to.
- Zamknij się.
Nagle BooM zerwał się na nogi.
- Czujecie to?
Dragomir poprawił kołczan na plecach i rzekł:
- BooM, wiem, że potrafisz odczytywać takie rzeczy ale wrzuć trochę na luz. Naprawdę chce mi się kupę i nic na to nie poradzę.
- Ucisz się. Abi, wyczuwasz to samo co ja?
Abisynka stanęła obok maga ognia i zwróciła wzrok w tą samą stronę.
- Tak, to dziwne.
- Wyczuwam potężne zakłócenia w magii.
- Jest Ekwiwalencjum, to normalne.
- Nie na taką skalę. Musimy się mieć na baczności.
Jego słowa przyszły w samą porę. Ziemia gwałtownie zaczęła się trząść. Nagle wzmógł się wiatr.
- Co jest u licha – Reynevan z trudem utrzymał się na nogach.
- Trzymajcie się! – zawołała Abisynka, lecz jej głos zginął przy szalejącym coraz mocniej wietrze. Nie czekając ani chwili dłużej, czarodziejka wypowiedziała krótkie zaklęcie tworząc niebieską bańkę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz większa. Wszyscy od razu połapali się w czym rzecz.
- Szybciej!
- Co się dzieje do diabła? – zapytał Dragomir gdy już wszyscy zdołali złapać oddech.
- Nie mam pojęcia
I wtedy wszystko ucichło.
- Spójrzcie – rzekł Bojan, wskazując palcem w stronę nieba.
Bariera znikała. Ginęła z oczu skazańców w Kolonii niczym palony kawałek papirusu.
- To niemożliwe – powiedziała Abisynka.
- A jednak – odparł BooM – Oczy nas nie mylą.
- Ludzie… jesteśmy wolni! – krzyknął Dragomir – Wolni, rozumiecie?! Spadajmy stąd! Chodźmy na przełęcz!
- Jeśli padła Bariera – BooM nie zważał na jego okrzyki – w całej Kolonii zapanuje chaos.
- Zgadza się – przyznał Bojan – Musimy wracać do obozów.
- Chyba macie rację – uznał Reynevan – Wracajmy. Jak już wszystko załatwimy, złapiemy kontakt.
- Ruszajmy.
Abisynka i Reynevan ruszyli do Nowego Obozu, Dragomir i BooM do Starego Obozu. Bojan, sam, udał się do Obozu na Bagnach.
Mając jednak w uwadze fakt, że zdecydowana większa część użytkowników z G Up nie czyta nic poza prasą dla onanizujących się dżentelmenów, którą, a jakże, fajnie się czyta na kiblu; wraz z Reyem ustaliliśmy iż niniejsze opowiadanie opisywać będzie Nas, użytkowników, odbywających liczne przygody w świecie Gothica. Po prostu, znając Waszą próżność i lenistwo, poszliśmy na łatwiznę i zostawiwszy swą dumę w koszu z nieudanymi pracami, poszliśmy w stronę komerchy i łatwizny .
Tytuł, niezwykle oryginalny i przewrotny, zostanie wyjaśniony dopiero później.
Życzymy udanej lektury - Rey & BooM
Słońce zachodziło powoli za horyzontem; noc zdawała się bliska. I byłby to być może problem dla tych, którzy lękają się ciemności skrytej wśród drzew, gdyby nie fakt, że istniała Bariera. Bariera, której blask nie pozwalał błąkać się ludziom w całkowitym mroku, której jasność przeszkadzała drapieżnikom atakować z ukrycia. Bariera, której obecność każdego dnia na sklepieniu nieba, przypominała skazańcom z Kolonii dlaczego się tutaj znaleźli, a przede wszystkim, dlaczego nie mogą odejść.
Tej nocy Bariera miała być widoczna aż do wschodu słońca. Dziś było Ekwiwalencjum.
- Pieprzona bariera – rzekł Reynevan obgryzając z kości do cna ostatni kawałek mięsa.
Dragomir beknął.
- Wyjąłeś mi to z ust – powiedizał najemnik.
- Piękna symfonia – burknęła Abisynka – Macie jeszcze coś ciekawego do powiedzenia?
Dragomir pierdnął.
- Interesujące.
- Nie strzelaj fochów, Abi – Reynevan oparł się wygodnie o pień drzewa – Po dobrej wyżerce nie wolno takich rzeczy w sobie tłumic, to nie zdrowe.
- Akurat ty to się na tym znasz.
- Ano, może nie jestem magiem wody jak ty, ale swoje wiem. Na nie jednym rożnie smażyło się ścierwojada.
- W niejednej karczmie piwo się piło – dodał Dragomir
- Marzyciele – na twarzy Abisynki pojawił się rzadko spotykany uśmiech – Niepoprawni marzyciele. Przyjdzie wam tu zgnić za Barierą. A tu nawet karczmy nie ma.
- A ty może nie? – Dragomir „poczęstował” ją jednym z szerokiej gammy uśmiechów, które znała cała Kolonia.
- Teleportujesz się czy może planujesz wysadzić wielką kupę rudy jak reszta magów z Nowego Obozu?
- Wkrótce się okaże kto tu jest szalony.
Cień tylko pokiwał głową.
- Eh Rey, i po co ty tam siedzisz w tym Nowym Obozie? A, no tak, pilnujesz grupy szaleńców. To prawie jak Bojan. Z tym, że on wznosi modły na klęczkach. Co nie? – Dragomir odwrócił głowę w stronę strażnika świątynnego, który leżał na trawie i wpatrywał się w gwiazdy. Wyraz jego twarzy nawet na chwilę się nie zmienił.
- Ano – Reynevan wypił łyk piwa – Akurat magowie wody to żaden problem, ale tobie się dziwię, Drago, że taki swojak jak ty siedzi u ludzi Elessara. Rozkazy, salutowanie. Na Innosa, u was się nie da interesów robić bo wszystko idzie na konto magnatów. Zaiste, k**wa…
- Da się, da się – odparł cień – Tylko trzeba wiedzieć jak. Ludzie w Starym Obozie nie od dziś wiedzą, że jeśli chcą trochę zarobić na emeryturkę nie mogą z wszystkiego zdawać raportów. Dokładnych, ma się rozumieć.
- Poważnie? W otoczeniu magnatów z obwisłym sadłem? W obecności Elessara z miną jakby nie ciupciał od dziesięcioleci? Magowie Ognia wiedzą o tych interesach?
- Jeden wie – Dragomir zerknął na siedzącego obok w milczeniu BooMa, bawiącego się małą kulą ognia.
- Większej stworzyć nie umiesz?
- Umiem, Drago. Po prostu staram się ją dopasować do rozmiarów twojego mózgu. Nie mam jednak doświadczenia w wyjątkowo małych kształtach.
- Skurwiaj.
- Już po północy – oznajmił Reynevan – Pora wracać
- Racja – powiedziała Abisynka – Wystarczy już bezproduktywnej i miałkiej rozmowy jak na jedną noc. Po co ja się w ogóle z wami zadaję?
- Bo nas lubisz – Dragomir uśmiechnął się od ucha do ucha – Powiedz to.
- Zamknij się.
Nagle BooM zerwał się na nogi.
- Czujecie to?
Dragomir poprawił kołczan na plecach i rzekł:
- BooM, wiem, że potrafisz odczytywać takie rzeczy ale wrzuć trochę na luz. Naprawdę chce mi się kupę i nic na to nie poradzę.
- Ucisz się. Abi, wyczuwasz to samo co ja?
Abisynka stanęła obok maga ognia i zwróciła wzrok w tą samą stronę.
- Tak, to dziwne.
- Wyczuwam potężne zakłócenia w magii.
- Jest Ekwiwalencjum, to normalne.
- Nie na taką skalę. Musimy się mieć na baczności.
Jego słowa przyszły w samą porę. Ziemia gwałtownie zaczęła się trząść. Nagle wzmógł się wiatr.
- Co jest u licha – Reynevan z trudem utrzymał się na nogach.
- Trzymajcie się! – zawołała Abisynka, lecz jej głos zginął przy szalejącym coraz mocniej wietrze. Nie czekając ani chwili dłużej, czarodziejka wypowiedziała krótkie zaklęcie tworząc niebieską bańkę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz większa. Wszyscy od razu połapali się w czym rzecz.
- Szybciej!
- Co się dzieje do diabła? – zapytał Dragomir gdy już wszyscy zdołali złapać oddech.
- Nie mam pojęcia
I wtedy wszystko ucichło.
- Spójrzcie – rzekł Bojan, wskazując palcem w stronę nieba.
Bariera znikała. Ginęła z oczu skazańców w Kolonii niczym palony kawałek papirusu.
- To niemożliwe – powiedziała Abisynka.
- A jednak – odparł BooM – Oczy nas nie mylą.
- Ludzie… jesteśmy wolni! – krzyknął Dragomir – Wolni, rozumiecie?! Spadajmy stąd! Chodźmy na przełęcz!
- Jeśli padła Bariera – BooM nie zważał na jego okrzyki – w całej Kolonii zapanuje chaos.
- Zgadza się – przyznał Bojan – Musimy wracać do obozów.
- Chyba macie rację – uznał Reynevan – Wracajmy. Jak już wszystko załatwimy, złapiemy kontakt.
- Ruszajmy.
Abisynka i Reynevan ruszyli do Nowego Obozu, Dragomir i BooM do Starego Obozu. Bojan, sam, udał się do Obozu na Bagnach.