Rozdział I: Exodus
Tam, na północy życie nigdy nie było lekkie. Dzikie bestie, nastawając na życie każdego mieszkańca tych terenów, ewoluowały w związku z tamtejszym klimatem – były niebezpieczniejsze niż nędzne ich namiastki w krajach pokoju – w krajach na południu. Na tej północnej ziemi zwanej Nordmarem, szczytem świata, mroźną północą zawsze były jakieś problemy – małe, duże, średnie. Niedawnym problemem była inwazja niegodnych ludzi z Myrtany. Przecież klany też w większości wyznawały Innosa? Tak rzeczywiście było, lecz ludzie z nizin uważali ich wiarę za „niewystarczająco gorliwą” gdy w rzeczywistości oni używali wiary jako narzędzia do osiągnięcia swych celów.
Po długich bojach w tej lodowatej krainie wycofali się, lecz rzdzenni ludzie z wyżyn byli osłabieni. Nieprzygotowani na to, co czekało na nich w ciemnościach. W mrokach tam, gdzie nie dociera światło boga ognia, za górami, za Nordmarem... nikt się nie spodziewał, że ktoś pokona ostre, zaśnieżone stoki – a jednak tak się stało.
Nieświadomi niczego członkowie klanu, który najbardziej ucierpiał w trakcie wojny – ich wioska była spalona, ich przywódcy zabici... teraz obozowali na północy, próbując związać koniec z końcem. A był to Klan Miecza, najstarszy z klanów. Wokół niego teraz skupiały się niedobitki innych klanów, starając się zbudować nowe schronienie – namioty i prymitywne szałasy nie wystarczały, aby odpędzić widmo zamarznięcia. Wszyscy pogrążeni byli w smutku, jednak na tyle dumni, że nie błagali o pomoc innych klanów. Nawet ogień był przeciwko nim – a był to żywioł Innosa przecież. Problemy z rozpaleniem ognia, gdy myśliwi Klanu Wilka obozowali niedaleko robili to w chwilę jeszcze bardziej ich pogrążał. W końcu porzucili oni wiarę. Na wysokich wzgórzach, pośród świerków pokrytych śniegiem, wśród zasp, na zamrożonej ziemi rośliny nie chciały rosnąć, a niektóre zwierzęta – takie jak majestatyczne jelenie, z gracją niegdyś biegające po stokach, pożywienie i odzienie Klanów, z tych terenów zniknęły.
Tylko bestii przybywało. Tej zimy, umarł stary przywódca klanów, Ulfbjorn. I serca jego ziomków ogarnął żal po stracie jedynej osoby, która utrzymywała wspólnotę przy życiu. Tej zimy, rozpadł się klan. Niektórzy poczęli chować się w jaskiniach i składać ofiary Beliarowi, inni stchórzyli i uciekli z tego przeklętego miejsca. W końcu pozostali tylko rodowici członkowie Klanu Miecza. Wytrzymali tylko najtwardsi, najsprytniejsi i ci, którzy w pogoni za jedzeniem odkrywali tajemnice tej krainy, a miała ona wiele do ukrycia...tajemnice, które nie zawsze były sekretami o wielkich ludziach. Także te mroczne tajemnice. Przepowiednie zagłady...
Wedle proroctwa tej zimy z północy miały nadejść zwiastuny jeszcze gorszych czasów. Z północy, z tych niezdobytych gór? Ta tajemnica wyjaśniła się tej nocy, kiedy dusza wodza trafiła do jego przodków...
Myśliwi i wojownicy wracali z wyprawy. Mieli ze sobą mięso, a także mieli łupy – zdrajcy którzy przeszli na stronę Beliara ich zaatakowali, lecz nie mieli już tego czegoś, co mają inni Nordmarczycy. Tego płomienia w sercu, chęci walki, zwycięstwa.Beliar zniszczył ich ducha. Jeden z nich miał pewną księgę, zapisaną w prastarym języku. Teraz czytał ją znany z zamiłowania do magii i tajemnic człowiek o imieniu Rottgar. Był to człowiek znacznej postury, dobrze umięśniony. Jego odzieniem był pancerz ze skór różnych bestii, powiązany rzemieniami zrobionymi z flag Myrtańczyków – gdyż w tym klanie nic nie mogło się zmarnować. Zdobiony pas przytrzymywał spodnie ze skór niedźwiedzich, a jego nogi ocieplały buty ze skór lodowych wilków, kolejnego problemu tej krainy. Jego ramiona chroniły wykonane z rudy naramienniki, a na plecy opadała peleryna. I długie, czarne włosy. Jego twarz pokrywały blizny, nad oczami były krzaczaste brwi, a w uszach były kolczyki. Miał on także czarną, kozią bródkę, która nadawała temu Nordmarczykowi rozpoznawalny wygląd. Przy pasie miał długi miecz, a na łańcuchu, którmy był przewiązany, zwisała księga w skórzanej oprawie. Nagle, ów człowiek rzucił księgę wyznawców Beliara, jakby go parzyła. I krzyknął, wyciągając miecz:
- Za broń, bracia i siostry! Odwieczny wróg tego, co dobre, nadciąga ze swymi sługami! A nadejdzie on z północy.- mówiąc to, biegł po obozie, i odrywał ludzi od ich zajęć.
- Ostrzeżcie inne klany... Północ to krainy wroga. Zielonoskórych, którzy już kiedyś się tu pojawili znikąd. Wiem teraz, skąd przyszli! Musimy ich powstrzymać! Za mną! - po czym, nie patrząc czy ktoś za nim podąża, pobiegł w ciemność. Po chwili dołączyli do niego najznamienitsi klanowicze. Był myśliwy Wolfe, była wojowniczka Gabriela, był młody wojownik Krigar. Byli i inni, a wszyscy oni ruszyli tam, gdzie jeszcze nikt z ich klanu nie był.
Zawalona niegdyś kopalnia teraz najwyraźniej prosperowała. Wejścia strzegła rosła postać, trzymająca w ręku gigantyczną broń. Był to ork. Zapalczywy Krigar na ten widok wyciągnął broń i chciał zaatakować pomiot Beliara, lecz wojowniczka, córka starego wodza, go powstrzymała. Rottgar wystąpił i zawołał orka. Ten spokojnie podszedł do nich i rzekł:
- Odważna jesteś, Morra. Że zapuszczasz się tu i wołasz mnie. Odejdź. Wkrótce my nadejdziemy... - mówiąc to, śmiał się.
- Przejdziemy przez tę kopalnię czy się zgodzisz, czy nie, bydlaku. - odparł mag.
- Ha! Nędzne Morry nie wytrzymają w naszej ojczyźnie chociaż tygodnia. Nie będę was zatrzymywał... lecz jeszcze się spotkamy. Tę krainę wkrótce ogarnie wojna... gdyż inaczej Beliar nie zostanie powstrzymany. -
- O czym ty mówisz? Przecież to twój bóg... - Rottgar nie krył zdziwienia.
- Wkrótce zrozumiesz, człowieku...nasz lud to nie tępe stworzenia, jak myślicie...ty i twoi ludzie znajdziecie azyl na naszych ziemiach... gdyż nie płynie w was fałszywa wiara w Innosa...tam, za górami, czeka was schronienie.
I Klan Miecza przeszedł przez kopalnię, nie wiedząc co ich czeka. Jako pierwsi ludzie dane im było zobaczyć ojczyznę orków...
CDN. Proszę o ocenę i konstruktywną krytykę
Pozdrawiam, Dragomir
Tam, na północy życie nigdy nie było lekkie. Dzikie bestie, nastawając na życie każdego mieszkańca tych terenów, ewoluowały w związku z tamtejszym klimatem – były niebezpieczniejsze niż nędzne ich namiastki w krajach pokoju – w krajach na południu. Na tej północnej ziemi zwanej Nordmarem, szczytem świata, mroźną północą zawsze były jakieś problemy – małe, duże, średnie. Niedawnym problemem była inwazja niegodnych ludzi z Myrtany. Przecież klany też w większości wyznawały Innosa? Tak rzeczywiście było, lecz ludzie z nizin uważali ich wiarę za „niewystarczająco gorliwą” gdy w rzeczywistości oni używali wiary jako narzędzia do osiągnięcia swych celów.
Po długich bojach w tej lodowatej krainie wycofali się, lecz rzdzenni ludzie z wyżyn byli osłabieni. Nieprzygotowani na to, co czekało na nich w ciemnościach. W mrokach tam, gdzie nie dociera światło boga ognia, za górami, za Nordmarem... nikt się nie spodziewał, że ktoś pokona ostre, zaśnieżone stoki – a jednak tak się stało.
Nieświadomi niczego członkowie klanu, który najbardziej ucierpiał w trakcie wojny – ich wioska była spalona, ich przywódcy zabici... teraz obozowali na północy, próbując związać koniec z końcem. A był to Klan Miecza, najstarszy z klanów. Wokół niego teraz skupiały się niedobitki innych klanów, starając się zbudować nowe schronienie – namioty i prymitywne szałasy nie wystarczały, aby odpędzić widmo zamarznięcia. Wszyscy pogrążeni byli w smutku, jednak na tyle dumni, że nie błagali o pomoc innych klanów. Nawet ogień był przeciwko nim – a był to żywioł Innosa przecież. Problemy z rozpaleniem ognia, gdy myśliwi Klanu Wilka obozowali niedaleko robili to w chwilę jeszcze bardziej ich pogrążał. W końcu porzucili oni wiarę. Na wysokich wzgórzach, pośród świerków pokrytych śniegiem, wśród zasp, na zamrożonej ziemi rośliny nie chciały rosnąć, a niektóre zwierzęta – takie jak majestatyczne jelenie, z gracją niegdyś biegające po stokach, pożywienie i odzienie Klanów, z tych terenów zniknęły.
Tylko bestii przybywało. Tej zimy, umarł stary przywódca klanów, Ulfbjorn. I serca jego ziomków ogarnął żal po stracie jedynej osoby, która utrzymywała wspólnotę przy życiu. Tej zimy, rozpadł się klan. Niektórzy poczęli chować się w jaskiniach i składać ofiary Beliarowi, inni stchórzyli i uciekli z tego przeklętego miejsca. W końcu pozostali tylko rodowici członkowie Klanu Miecza. Wytrzymali tylko najtwardsi, najsprytniejsi i ci, którzy w pogoni za jedzeniem odkrywali tajemnice tej krainy, a miała ona wiele do ukrycia...tajemnice, które nie zawsze były sekretami o wielkich ludziach. Także te mroczne tajemnice. Przepowiednie zagłady...
Wedle proroctwa tej zimy z północy miały nadejść zwiastuny jeszcze gorszych czasów. Z północy, z tych niezdobytych gór? Ta tajemnica wyjaśniła się tej nocy, kiedy dusza wodza trafiła do jego przodków...
Myśliwi i wojownicy wracali z wyprawy. Mieli ze sobą mięso, a także mieli łupy – zdrajcy którzy przeszli na stronę Beliara ich zaatakowali, lecz nie mieli już tego czegoś, co mają inni Nordmarczycy. Tego płomienia w sercu, chęci walki, zwycięstwa.Beliar zniszczył ich ducha. Jeden z nich miał pewną księgę, zapisaną w prastarym języku. Teraz czytał ją znany z zamiłowania do magii i tajemnic człowiek o imieniu Rottgar. Był to człowiek znacznej postury, dobrze umięśniony. Jego odzieniem był pancerz ze skór różnych bestii, powiązany rzemieniami zrobionymi z flag Myrtańczyków – gdyż w tym klanie nic nie mogło się zmarnować. Zdobiony pas przytrzymywał spodnie ze skór niedźwiedzich, a jego nogi ocieplały buty ze skór lodowych wilków, kolejnego problemu tej krainy. Jego ramiona chroniły wykonane z rudy naramienniki, a na plecy opadała peleryna. I długie, czarne włosy. Jego twarz pokrywały blizny, nad oczami były krzaczaste brwi, a w uszach były kolczyki. Miał on także czarną, kozią bródkę, która nadawała temu Nordmarczykowi rozpoznawalny wygląd. Przy pasie miał długi miecz, a na łańcuchu, którmy był przewiązany, zwisała księga w skórzanej oprawie. Nagle, ów człowiek rzucił księgę wyznawców Beliara, jakby go parzyła. I krzyknął, wyciągając miecz:
- Za broń, bracia i siostry! Odwieczny wróg tego, co dobre, nadciąga ze swymi sługami! A nadejdzie on z północy.- mówiąc to, biegł po obozie, i odrywał ludzi od ich zajęć.
- Ostrzeżcie inne klany... Północ to krainy wroga. Zielonoskórych, którzy już kiedyś się tu pojawili znikąd. Wiem teraz, skąd przyszli! Musimy ich powstrzymać! Za mną! - po czym, nie patrząc czy ktoś za nim podąża, pobiegł w ciemność. Po chwili dołączyli do niego najznamienitsi klanowicze. Był myśliwy Wolfe, była wojowniczka Gabriela, był młody wojownik Krigar. Byli i inni, a wszyscy oni ruszyli tam, gdzie jeszcze nikt z ich klanu nie był.
Zawalona niegdyś kopalnia teraz najwyraźniej prosperowała. Wejścia strzegła rosła postać, trzymająca w ręku gigantyczną broń. Był to ork. Zapalczywy Krigar na ten widok wyciągnął broń i chciał zaatakować pomiot Beliara, lecz wojowniczka, córka starego wodza, go powstrzymała. Rottgar wystąpił i zawołał orka. Ten spokojnie podszedł do nich i rzekł:
- Odważna jesteś, Morra. Że zapuszczasz się tu i wołasz mnie. Odejdź. Wkrótce my nadejdziemy... - mówiąc to, śmiał się.
- Przejdziemy przez tę kopalnię czy się zgodzisz, czy nie, bydlaku. - odparł mag.
- Ha! Nędzne Morry nie wytrzymają w naszej ojczyźnie chociaż tygodnia. Nie będę was zatrzymywał... lecz jeszcze się spotkamy. Tę krainę wkrótce ogarnie wojna... gdyż inaczej Beliar nie zostanie powstrzymany. -
- O czym ty mówisz? Przecież to twój bóg... - Rottgar nie krył zdziwienia.
- Wkrótce zrozumiesz, człowieku...nasz lud to nie tępe stworzenia, jak myślicie...ty i twoi ludzie znajdziecie azyl na naszych ziemiach... gdyż nie płynie w was fałszywa wiara w Innosa...tam, za górami, czeka was schronienie.
I Klan Miecza przeszedł przez kopalnię, nie wiedząc co ich czeka. Jako pierwsi ludzie dane im było zobaczyć ojczyznę orków...
CDN. Proszę o ocenę i konstruktywną krytykę
Pozdrawiam, Dragomir