Zaiste, horrory to większość książek, które czytam. Muszę przyznać, że towarzyszą mi one od najmłodszych lat, chociaż może niektórych to zdziwi.
Zaczęło się jeszcze w "zerówce", kiedy to pani nauczała nas liter. Już wtedy drgałem po nocach i pociłem się jak świnia (chociaż te się nie pocą, ale lubię ten frazeologizm), bałem się po prostu, że ja czytać się nie nauczę, bo to za trudne być musi i na pewno nie dam rady. Chociaż nie można powiedzieć, że był to mój pierwszy horror, bo nie był książką, to moje przeżycia były horrorem samym w sobie.
Jakiś czas potem dostałem elementarz - mój pierwszy horror. "Ala ma kota...", j
a nigdy nie miałem kota . Dlaczego ona ma, a ja nie? To było straszne, rodzice mnie nie rozumieli, koledzy i koleżanki wyśmiewali, a ja kota jak nie miałem tak nie miałem. To tylko jeden z wieluset fragmentów tejże strasznej książki o nazwie "elementarz", które odcisnęły piętno na mej psychice.
Z czasem przyzwyczajałem się do horrów. Horrory z podtytułami "matematyka" czy "historia" nie były takie złe. Wcześniejsza "wesoła szkoła w klasach 1-3" była wręcz śmieszna w porównaniu z elementarzem. Pokolorować obrazek na kolorowo? Hahaha, bułka z masłem, różowego nigdy się nie bałem.
Człowiek powoli rósł, aż trafił do tworu zwanego gimnazjum. Chodząc do tej szkoły zetknąłem się z kolejnymi horrorami, których forma dotąd była mi nieznana. "Matematyka z plusem" czy "English is easy" to nic w porównaniu z horrorami nad horrory, jakie miałem "przyjemność" czytać w gimnazjum. Była to książka pt "B Mockby". AAaaaaa!!!!! Czytając ją, nie rozumiałem praktycznie nic. Była napisana jakimiś dziwnymi literami, niektóre były takie same jak w j.polski. Sporo jednak było całkiem innych. Do dziś nie wiem co to było. Tak czy siak, za każdym razem gdy otwierałem tę książkę, ręce mi drżały, z czoła leciał pot, a po nogawce ciekła struga żółtego, ciepłego płynu.
Potem przyszło liceum. Co tu dużo kryć, nawał horrorów był przytłaczający. Nie dość, że ich treść była straszna i zmieniła mój światopogląd, to także ich objętość była sporo większa od horrorów, które czytałem dotychczas. Straszne rzeczy, nikomu tego nie polecam. Co najgorsze, często byłem wręcz zmuszany do ich czytania, pod zagrożeniem kary w postaci kresek w innym horrorze, zwanym "Dziennikiem". To ponoć dopiero jest siekiera. Nikt do niego nie miał dostepu, prócz pro uber czytelnika, zwanym "nauczycielem". Mimo to widok jego okładki sprawiał, że człowiekowi jeżył się włos na jajkach.
Podsumowując, nigdy nie lubiłem czytać horrorów, zawsze się ich bałem i nienawidziłem, mimo to towarzyszą mi przez większość życia i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przez parę ładnych lat tak pozostanie...