Oto moja praca o historii Bezimiennego. Oceńcie ją.
Urodził się w Korhinis, w dzielnicy portowej. Ojciec przebywał wtedy na kontynencie Myrthany. Matka zmarła zaraz po porodzie. Po kilku godzinach zainteresowała się nim pewna kobieta pracująca w pobliskim barze, która usłyszała jego płacz. Ciało jego matki ze względu na wysoką temperaturę, zaczęło się rozkładać. Kobieta z baru cały czas była blisko niego. Dała mu butelkę mleka. Nie zauważyła nawet, że już się ściemniło i zaraz paladyni przyjdą na obchód. Weszło dwóch paladynów. Kobieta spojrzała w stronę drzwi, przeraziła się. Jeden z nich odezwał się:
- Zabiłaś, aby odebrać dziecko!!! Wiesz, co to oznacza…
- To nie tak!!! - Przerwała kobieta
- Nas to nie interesuje. Jutro rano dowiesz się, co to znaczy bezwładność. Straż poradzi sobie z Tobą. - Odparł drugi paladyn.
Zabrali ją do krypty, w których czasowo trzymali więźniów, o których losie decydował przywódca straży miejskiej, Herold. Dziecko zostało zabrane do pewnej starszej osoby, mieszkającej w górnym mieście (…) Wychowywała go gdzieś tak do 5 roku życia, ucząc w tym czasie różnych rzeczy. Dzień po piątych urodzinach Bezimiennego, kobieta zmarła w nocy. Chłopak wyszedł z mieszkania w poszukiwaniu opieki. Nikogo nie było na uliczkach. Uciekł z miasta. Włóczył się po ścieżkach. Jedzenie zdobywał okradając farmy, a wodę pił ze strumyków. (…) Takim sposobem życia dożył dziewiątych urodzin. Podczas, gdy szedł drogą w kierunku kolejnej farmy, którą miał okraść, zobaczył jak w jego kierunku idzie trzynastu ludzi w sutannach. Siedmiu w czerwonych i sześciu w niebieskich. Nagle, niewiadomo skąd, wybiegł przed nich młody ścierwojad. Człowiek w czerwonej sutannie wyciągnął rękę. Przed nią tworzyła się czerwona kula, która pochwali została rzucona w kierunku ptaka. Chłopak zorientował się, że są to magowie. Gdy przechodzili obok niego, zapytał się czy nie mają czegoś do jedzenia lub do picia. Mag w niebieskiej sutannie dał mu kawałek smażonego mięsa oraz butelkę wody. Bezimienny podziękował. Zjadł posiłek i patrzył wzrokiem jak magowie dochodzą do wąwozu. Chłopak tak się zaciekawił, że podbiegł do jednego maga i zapytał:
- Przepraszam, co panowie będą robić???
- Chętnie Ci bym odpowiedział, ale spieszymy się. Jak poczekasz to jak wrócimy to Ci opowiemy.
Chłopaczek usiadł na ziemi i zaczął czekać. Usnął. Następnego dnia obudził go wielki huk. Spojrzał w wąwóz i zobaczył jak na jego końcu widać niebieską, trochę przezroczystą błonę. Patrzył się cały czas w tamtym kierunku. Po pewnym czasie obok niego przebiegło kilkunastu paladynów i jeden mag. Jeden z paladynów kazał, aby chłopak uciekał. Zrobił to, ale dręczyło go to:, „co się stało??”. Idąc w nieznane słyszał tylko głosy rozmów, wszystkie na ten sam temat: „Bariera się powiększyła”, „Co się stało z barierą”, itp. (…) I tak kolejne siedem lat spędził, tym razem żyjąc w lesie blisko miejsca gdzie miał czekać na magów. Mieszkał jak najbliżej jak tylko się dało. Gdy na kark wskoczyła mu szesnastka, bezimienny zrozumiał, że nie ma, co czekać. Zresztą i tak zamontowali drewniany płot i bramę. Co jakiś czas widział tylko dwóch paladynów, strażnika miejskiego i jakąś inną osobę zakutą w kajdany. Nic więcej. Młodzieniec zszedł z drzewa i ruszył w kierunku miasta. Gdy już do niego dotarł, zachciało mu się pić. Poszedł do portu. Napił się wody morza. Wracając na górę zaczepił go jakiś portowiec. Powiedział, że zepsuła mu się skrzynia i chciał, aby mu pomóc. Bezimienny zgodził się. Poszedł i wtedy nagle człowiek ten wyciągną nóż i powiedział:
- A teraz wyskakuj z kasy koleś!!!
- Nie mam. Odpowiedział bezimienny.
Człowiek rzucił się na niego z nożem, lecz bezimienny był szybszy. Chwycił jego nóż i szybkim ruchem wepchnął go w brzuch atakującego. Człowiek zawył z bólu. Podbiegł jakiś strażnik miejski. Natychmiast złapał bezimiennego i mówiąc: „No to sobie teraz pokopiesz” zaprowadził go do krypty w koszarach. Bezimienny nie miał jak się obronić. Noc spędził w bojaźni, myślał, co mogą znaczyć te słowa: „Teraz sobie pokopiesz”. Co to miało oznaczać??? - Myślał. Następnego dnia, strażnik miejski obudził go, zakuł w kajdany i wyprowadził go na plac przed koszarami. Tam już czekało dwóch paladynów. Bezimienny przypomniał sobie jak widział takie same grupy idące do wąwozu. Myślał o najgorszym. Doszli do wąwozu. Przeszli przez bramę i doszli na brzeg skarpy. Za skarpą była już ta niebieska błona, którą wcześniej widział. Na dole było małe jeziorko. Wtedy odpięli mu kajdany, a strażnik miejski zaczął czytać:
- Z rozkazu Lorda Hagena, skazuję tego więźnia na….
- STAĆ!!! - Przerwał mu zdyszany mag, który przybiegł na skarpę. Wziął oddech i zaczął mówić do Bezimiennego…
- Skazańcze. Mam dla Ciebie propozycję. Ten list musi dotrzeć do Arcymistrza Magów Ognia. Za ten list, magowie dadzą Ci wszystko czego sobie zapragniesz.
- Tak??? - Zapytał z pogardą Bezimienny
- Sam sobie będziesz mógł wybrać nagrodę.
- Dobrze - Odpowiedział Bezimienny. Zaniosę wasz cenny list, pod jednym warunkiem, oszczędźcie mi resztę tej paplaniny…
- JAK ŚMIESZ??? - Zdenerwował się strażnik
- CISZA!!! - Odparł mag. - Dobra. Zrzucajcie go…
Paladyni wrzucili go w dół. Spadł do jeziorka. Gdy otworzył oczy usłyszał tylko te słowa: „Witamy w kolonii” i dostał pięścią w twarz. Bezimienny słyszał jeszcze potem takie słowa: „Dość, zostawcie go!!!”, „A teraz precz!!!”. Gdy ponownie otworzył oczy już inny człowiek powiedział:
- No już. Wstawaj.
I TAK ZACZĘŁA SIĘ PRZYGODA BEZIMIENNEGO W KOLONII GÓRNICZEJ
Urodził się w Korhinis, w dzielnicy portowej. Ojciec przebywał wtedy na kontynencie Myrthany. Matka zmarła zaraz po porodzie. Po kilku godzinach zainteresowała się nim pewna kobieta pracująca w pobliskim barze, która usłyszała jego płacz. Ciało jego matki ze względu na wysoką temperaturę, zaczęło się rozkładać. Kobieta z baru cały czas była blisko niego. Dała mu butelkę mleka. Nie zauważyła nawet, że już się ściemniło i zaraz paladyni przyjdą na obchód. Weszło dwóch paladynów. Kobieta spojrzała w stronę drzwi, przeraziła się. Jeden z nich odezwał się:
- Zabiłaś, aby odebrać dziecko!!! Wiesz, co to oznacza…
- To nie tak!!! - Przerwała kobieta
- Nas to nie interesuje. Jutro rano dowiesz się, co to znaczy bezwładność. Straż poradzi sobie z Tobą. - Odparł drugi paladyn.
Zabrali ją do krypty, w których czasowo trzymali więźniów, o których losie decydował przywódca straży miejskiej, Herold. Dziecko zostało zabrane do pewnej starszej osoby, mieszkającej w górnym mieście (…) Wychowywała go gdzieś tak do 5 roku życia, ucząc w tym czasie różnych rzeczy. Dzień po piątych urodzinach Bezimiennego, kobieta zmarła w nocy. Chłopak wyszedł z mieszkania w poszukiwaniu opieki. Nikogo nie było na uliczkach. Uciekł z miasta. Włóczył się po ścieżkach. Jedzenie zdobywał okradając farmy, a wodę pił ze strumyków. (…) Takim sposobem życia dożył dziewiątych urodzin. Podczas, gdy szedł drogą w kierunku kolejnej farmy, którą miał okraść, zobaczył jak w jego kierunku idzie trzynastu ludzi w sutannach. Siedmiu w czerwonych i sześciu w niebieskich. Nagle, niewiadomo skąd, wybiegł przed nich młody ścierwojad. Człowiek w czerwonej sutannie wyciągnął rękę. Przed nią tworzyła się czerwona kula, która pochwali została rzucona w kierunku ptaka. Chłopak zorientował się, że są to magowie. Gdy przechodzili obok niego, zapytał się czy nie mają czegoś do jedzenia lub do picia. Mag w niebieskiej sutannie dał mu kawałek smażonego mięsa oraz butelkę wody. Bezimienny podziękował. Zjadł posiłek i patrzył wzrokiem jak magowie dochodzą do wąwozu. Chłopak tak się zaciekawił, że podbiegł do jednego maga i zapytał:
- Przepraszam, co panowie będą robić???
- Chętnie Ci bym odpowiedział, ale spieszymy się. Jak poczekasz to jak wrócimy to Ci opowiemy.
Chłopaczek usiadł na ziemi i zaczął czekać. Usnął. Następnego dnia obudził go wielki huk. Spojrzał w wąwóz i zobaczył jak na jego końcu widać niebieską, trochę przezroczystą błonę. Patrzył się cały czas w tamtym kierunku. Po pewnym czasie obok niego przebiegło kilkunastu paladynów i jeden mag. Jeden z paladynów kazał, aby chłopak uciekał. Zrobił to, ale dręczyło go to:, „co się stało??”. Idąc w nieznane słyszał tylko głosy rozmów, wszystkie na ten sam temat: „Bariera się powiększyła”, „Co się stało z barierą”, itp. (…) I tak kolejne siedem lat spędził, tym razem żyjąc w lesie blisko miejsca gdzie miał czekać na magów. Mieszkał jak najbliżej jak tylko się dało. Gdy na kark wskoczyła mu szesnastka, bezimienny zrozumiał, że nie ma, co czekać. Zresztą i tak zamontowali drewniany płot i bramę. Co jakiś czas widział tylko dwóch paladynów, strażnika miejskiego i jakąś inną osobę zakutą w kajdany. Nic więcej. Młodzieniec zszedł z drzewa i ruszył w kierunku miasta. Gdy już do niego dotarł, zachciało mu się pić. Poszedł do portu. Napił się wody morza. Wracając na górę zaczepił go jakiś portowiec. Powiedział, że zepsuła mu się skrzynia i chciał, aby mu pomóc. Bezimienny zgodził się. Poszedł i wtedy nagle człowiek ten wyciągną nóż i powiedział:
- A teraz wyskakuj z kasy koleś!!!
- Nie mam. Odpowiedział bezimienny.
Człowiek rzucił się na niego z nożem, lecz bezimienny był szybszy. Chwycił jego nóż i szybkim ruchem wepchnął go w brzuch atakującego. Człowiek zawył z bólu. Podbiegł jakiś strażnik miejski. Natychmiast złapał bezimiennego i mówiąc: „No to sobie teraz pokopiesz” zaprowadził go do krypty w koszarach. Bezimienny nie miał jak się obronić. Noc spędził w bojaźni, myślał, co mogą znaczyć te słowa: „Teraz sobie pokopiesz”. Co to miało oznaczać??? - Myślał. Następnego dnia, strażnik miejski obudził go, zakuł w kajdany i wyprowadził go na plac przed koszarami. Tam już czekało dwóch paladynów. Bezimienny przypomniał sobie jak widział takie same grupy idące do wąwozu. Myślał o najgorszym. Doszli do wąwozu. Przeszli przez bramę i doszli na brzeg skarpy. Za skarpą była już ta niebieska błona, którą wcześniej widział. Na dole było małe jeziorko. Wtedy odpięli mu kajdany, a strażnik miejski zaczął czytać:
- Z rozkazu Lorda Hagena, skazuję tego więźnia na….
- STAĆ!!! - Przerwał mu zdyszany mag, który przybiegł na skarpę. Wziął oddech i zaczął mówić do Bezimiennego…
- Skazańcze. Mam dla Ciebie propozycję. Ten list musi dotrzeć do Arcymistrza Magów Ognia. Za ten list, magowie dadzą Ci wszystko czego sobie zapragniesz.
- Tak??? - Zapytał z pogardą Bezimienny
- Sam sobie będziesz mógł wybrać nagrodę.
- Dobrze - Odpowiedział Bezimienny. Zaniosę wasz cenny list, pod jednym warunkiem, oszczędźcie mi resztę tej paplaniny…
- JAK ŚMIESZ??? - Zdenerwował się strażnik
- CISZA!!! - Odparł mag. - Dobra. Zrzucajcie go…
Paladyni wrzucili go w dół. Spadł do jeziorka. Gdy otworzył oczy usłyszał tylko te słowa: „Witamy w kolonii” i dostał pięścią w twarz. Bezimienny słyszał jeszcze potem takie słowa: „Dość, zostawcie go!!!”, „A teraz precz!!!”. Gdy ponownie otworzył oczy już inny człowiek powiedział:
- No już. Wstawaj.
I TAK ZACZĘŁA SIĘ PRZYGODA BEZIMIENNEGO W KOLONII GÓRNICZEJ