gothic 3- człówiek przeciw bogu
Wstęp
Myrthana. Kontynent urodzajny i piękny. W stolicy panuje idealna cisza. Wszyscy radośni i spokojni. Jedynie w kużni słychać walenie młotem o ostrze na kowadle. To kowal Brago wykuwa miecze dla straży. Ma on suna o imieniu Luce. Luce jest małym chłopcem wiecznie głodnym opowieści i legend. Co wieczór jego mama opowiadała mu rózne fantastyczne historyjki. Pewnego dnia, kiedy nadeszła pora opwieści, Luce zapytał mamę, czy zna legendę o orkach. Mama zdziwiona popatrzyła się w niebieskie oczy małego rzeźkiego chłopca i po chwili odpowiedziała mu:
-Zapytaj tatę. Brago zna wiele takich opowieści.
Luce zaciekawiony natychmiast pobiegł do pracującego ojca. Zadał mu to pytanie co mamie. Brago myślał chwilę, aż w końcu rzekł:
-Nadszedł czas, żebyś dowiedział się, dlaczego dzisiaj wiedziemy spokojne życie. Kowal chwycił za rękę syna i usiedli razem na ławce. Syn niecierpliwie wypytywał ojca:
-O czym jest ta legenda?
-To nie jest legenda. To prawdziwa historia. Opowiada o bezimiennym człowieku, który pokonał zło i przyniósł nam pokój i szczęśliwe życie. Luce gotowy na nową opowieść nastawił uszu. Brago zaczął opowiadać:
ROZDZIAŁ I- "PRADAWNE ŚWIĄTYNIE BELIARA"
Po pokonaniu śniącego i smoka ożywieńca wyprawa dowodzona przez bezimiennego ruszyła w stronę kontynentu, a dokładnie do Varantu. W czasie drogi Milten zauważył, że święty artefakt oko innosa przestało świecić blaskiem. Był przekonany, że to Xardas wchłonął całą magiczną moc amuletu. Zastanawiało go tylko jedno- po co? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie w czasie całej podróży. Minęło tak kilka dni, aż w końcu statek z załogą bezimiennego dopłynął do portu. Obywatele nie zwracali uwagi na wychodzącą ekipę. Po wejściu na ląd przywitał się z nimi Lord Sirusk. Nie były to jednak gratulacje, mimo że wiedział, co wydarzyło się w Khorinis. Było to jednak ostrzeżenie przed najazdem orków i prośba o przysłanie posiłków. Widocznie Sirusk nie wiedział, że całe królestwo ma taki sam problem. Na pokładzie został już tylko Lee. Rozmyślał, co tutejsi ludzie pomyślą o byłym generale, który przegrał wojnę z orkami. Kiedy już doszedł do siebie, opuścił pokład. Sirusk ostro strzelił w niego wzrokiem:
-A więc powróciłeś. Trzeba być odważnym, żeby zdecydować się na powrót do krainy, gdzie jest się znienawidzonym przez tutejszych mieszkańców. Po krótkiej rozmowie bohaterski zespół rozdzielił się. Diego, Lares i Gorn poszli do knajpy, Angar, Bennet i Girion na targowisko, Vatras i Milten do biblioteki miejskiej, a Jorgen, Lester i Bezimienny do władz miasta wyjaśnić, co się stało i co może się stać. Tylko Lee nie miał gdzie pójść, więc wyszedł za mury miasta na spacer. Następnego dnia o północy bezimienny nagle się obudził. Usłyszał pukanie. Do jego pokoju wskoczył Milten. Widocznie miał coś ważnego do powiedzenia. Powiedział krótko” Mamy problem!” Chwycił bezimiennego za rękę i pobiegł z nim najszybciej, jak się da do biblioteki. Kiedy już tam doszli Milten bardzo się zdziwił:
-Dopiero co tu był…
-Ale kto? O kogo chodzi?
-Xardas. Mówił, że Beliar poszedł na całość.
-Co to ma znaczyć?
-Mówił, że w świątyniach Beliara powstało nowe zło. Nic więcej.
-Oznacza to tylko jedno. Musimy tam dotrzeć i sprawdzić.
-Ostatnia świątynia Beliara są na południowych wyspach.
-To dość daleko, ale damy radę!
Bezimienny do rana zebrał wszystkich przyjaciół, poza Lee. Nigdzie w mieście, ani w okolicach nie było go widać. Kiedy statek paladynów miał już wypływać, z pokładu zszedł główny bohater. Stał przed statkiem i wpatrywał się w głąb miasta. Jorgen zawołał go, a ten powolnym krokiem ruszył zmartwiony na statek:
-Nie ma Lee. Nie jedziemy bez niego.
-Jeśli nie pokonamy zła, nie będzie ratunku dla nikogo. Statek wypłynął. Płynęli przez 6 dni i 6 nocy, aż w końcu dotarli do brzegu. Nie było nikogo. Tylko gęsta puszcza. Zatrzymali kotwicą statek, i ostatnie 100 metrów pokonali płynąc łódkami. Przeszli około pięć mil, gdy nagle zatrzymał ich dźwięk stukania o bębny. Zostali otoczeni dookoła przez czarnoskórą rasę ludzi. Gorn wyjął broń i zaczął ich straszyć. Vatras uspokoił go i zbliżył się do przywódcy czarnych. Porozmawiał z nimi, a czarni ludzie schowali bronie. Ich przywódca zaprowadził przyjaciół do świątyni Beliara. Gdy doszli na miejsce, zobaczyli ogromną i stromą górę, na szczycie której wznosił się dwór ciemności. Czarni ludzie zdecydowali się pomóc przybyszom i zaprowadzili ich przez kręcone schody na jednej ścianie górskiej, prowadzące do celu. Gdy byli już na szycie, zauważył ich odział orków. Przeciwników było kilkunastu, więc tutejsi ludzie bez problemu rozprawili się z nimi. Przed nimi otworzyła się ogromna brama, a z wewnątrz wyszło jakieś czterdzieści jaszczuroludzi i trol. Zaczęła się zażarta walka. Angar, Bennet, Gorn i reszta wojowników ruszyła prosto na stwory. Diego z innymi łucznikami z oddali strzelali do wrogów. Bezimienny zaczął walkę z trolem. Nie był w stanie go trafić, trol był za szybki. Potwór zbliżył się do bohatera i machnął ogromnymi łapami. Bezimienny jednak przechytrzył potwora i przeturlał się pod pachą trola na jego tyły…trach!
Uderzenie było tak mocne, że trol nie mógł przez chwilę atakować. Okazję wykorzystał bezimienny. I po trolu. Jaszczuroludzie zostali prawie całkiem wybici. Ostatnich dwóch kulą ognia usmażył Milten. Ostrożnym krokiem Gorn wszedł do środka świątyni, a reszta za nim. Była tam komnata podparta filarami. Na środku komnaty był podłużny stół, na którym leżały złote kielichy Beliara. W każdym głównym kierunku były zamknięte drzwi. Do drzwi na lewo i prawo pasowały klucze, które leżały na stole. W pomieszczeniach za tymi drzwiami były skrzynie z niewartymi, zardzewiałymi broniami orków. Zostało pomieszczenie na wprost. Na ścianie obok był charakterystyczny obraz Beliara. Lester chciał go zgrabić, lecz wypadł mu z rąk i rozleciał się na kawałki. Odkrył tym samym, że w nim był ukryty klucz. Vatras otworzył nim następne drzwi. Nagle nadleciały dwie Harpie, które szponami skaleczyły Vatrasa. Wściekły Jorgen żucił się na jedną harpię. Drugą zajął się Bennet. Vatrasowi nie stało się nic poważnego. Przed nimi czekały kolejne zamknięte drzwi. Nie miały żadnej dziurki od klucza, więc trzeba było znaleźć przełącznik. Milten patrzył chwilę na jedyną pochodnię w tym pomieszczeniu. Chwycił ją, a następnie przesunął w dół. Nie stało się jednak to, czego pragnął ten doświadczony mag ognia. Ze ścian wyszły kolce,a będący w tym pomieszczeniu Milten, Bennet, Jorgen, Lester i Gorn zostali uwięzieni. Pokój-pułapka zaczął się zmniejszać. Bohaterowie nie wiedzieli, co mają zrobić, zaczęła się panika. Lecz Milten zachował rozum. Przesunął dźwignię z powrotem w górę, a później w lewo. Ściany schowały kolce, a przed nimi otworzyły się drzwi wyjściowe i drzwi, przez które zamierzali przejść.
-Co się działo? Nic wam nie jest?- wypytywał bezimienny.
-O mały włós nie zostaliśmy zmiażdżeni. Ale za to znaleźliśmy te skrzynie.
-Niezbyt tego dużo…
-Dobre i to- pocieszał Lester.
Drużyna ograbiła całą świątynię, ale dużo nie znaleźli. Co najgorsze nie było ani śladu, żadnej informacji o nowym zagrożeniu. Połowę łupu przyjaciele dali czarnym ludziom. Vatras cały czas drogi powrotnej do Varantu myślał, o co chodziło Xardasowi, lecz nie udało mu się nic stwierdzić. Kiedy statek paladynów dopłynął do Varantu, bezimienny rozpoczął poszukiwania Lee…
Opiszcie czy podobało wam się, co źle zrobiłem i oceńcie w skali 1-10
Jeszcze jedno. Czy mam pisać kolejne 3 rozdziały, które prawdopodobnie będą miały takie tytuły:
2 rozdział - bitwa w Nordmar
3 rozdział - powrót śniącego
4 rozdział - w krainie demonów
Wstęp
Myrthana. Kontynent urodzajny i piękny. W stolicy panuje idealna cisza. Wszyscy radośni i spokojni. Jedynie w kużni słychać walenie młotem o ostrze na kowadle. To kowal Brago wykuwa miecze dla straży. Ma on suna o imieniu Luce. Luce jest małym chłopcem wiecznie głodnym opowieści i legend. Co wieczór jego mama opowiadała mu rózne fantastyczne historyjki. Pewnego dnia, kiedy nadeszła pora opwieści, Luce zapytał mamę, czy zna legendę o orkach. Mama zdziwiona popatrzyła się w niebieskie oczy małego rzeźkiego chłopca i po chwili odpowiedziała mu:
-Zapytaj tatę. Brago zna wiele takich opowieści.
Luce zaciekawiony natychmiast pobiegł do pracującego ojca. Zadał mu to pytanie co mamie. Brago myślał chwilę, aż w końcu rzekł:
-Nadszedł czas, żebyś dowiedział się, dlaczego dzisiaj wiedziemy spokojne życie. Kowal chwycił za rękę syna i usiedli razem na ławce. Syn niecierpliwie wypytywał ojca:
-O czym jest ta legenda?
-To nie jest legenda. To prawdziwa historia. Opowiada o bezimiennym człowieku, który pokonał zło i przyniósł nam pokój i szczęśliwe życie. Luce gotowy na nową opowieść nastawił uszu. Brago zaczął opowiadać:
ROZDZIAŁ I- "PRADAWNE ŚWIĄTYNIE BELIARA"
Po pokonaniu śniącego i smoka ożywieńca wyprawa dowodzona przez bezimiennego ruszyła w stronę kontynentu, a dokładnie do Varantu. W czasie drogi Milten zauważył, że święty artefakt oko innosa przestało świecić blaskiem. Był przekonany, że to Xardas wchłonął całą magiczną moc amuletu. Zastanawiało go tylko jedno- po co? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie w czasie całej podróży. Minęło tak kilka dni, aż w końcu statek z załogą bezimiennego dopłynął do portu. Obywatele nie zwracali uwagi na wychodzącą ekipę. Po wejściu na ląd przywitał się z nimi Lord Sirusk. Nie były to jednak gratulacje, mimo że wiedział, co wydarzyło się w Khorinis. Było to jednak ostrzeżenie przed najazdem orków i prośba o przysłanie posiłków. Widocznie Sirusk nie wiedział, że całe królestwo ma taki sam problem. Na pokładzie został już tylko Lee. Rozmyślał, co tutejsi ludzie pomyślą o byłym generale, który przegrał wojnę z orkami. Kiedy już doszedł do siebie, opuścił pokład. Sirusk ostro strzelił w niego wzrokiem:
-A więc powróciłeś. Trzeba być odważnym, żeby zdecydować się na powrót do krainy, gdzie jest się znienawidzonym przez tutejszych mieszkańców. Po krótkiej rozmowie bohaterski zespół rozdzielił się. Diego, Lares i Gorn poszli do knajpy, Angar, Bennet i Girion na targowisko, Vatras i Milten do biblioteki miejskiej, a Jorgen, Lester i Bezimienny do władz miasta wyjaśnić, co się stało i co może się stać. Tylko Lee nie miał gdzie pójść, więc wyszedł za mury miasta na spacer. Następnego dnia o północy bezimienny nagle się obudził. Usłyszał pukanie. Do jego pokoju wskoczył Milten. Widocznie miał coś ważnego do powiedzenia. Powiedział krótko” Mamy problem!” Chwycił bezimiennego za rękę i pobiegł z nim najszybciej, jak się da do biblioteki. Kiedy już tam doszli Milten bardzo się zdziwił:
-Dopiero co tu był…
-Ale kto? O kogo chodzi?
-Xardas. Mówił, że Beliar poszedł na całość.
-Co to ma znaczyć?
-Mówił, że w świątyniach Beliara powstało nowe zło. Nic więcej.
-Oznacza to tylko jedno. Musimy tam dotrzeć i sprawdzić.
-Ostatnia świątynia Beliara są na południowych wyspach.
-To dość daleko, ale damy radę!
Bezimienny do rana zebrał wszystkich przyjaciół, poza Lee. Nigdzie w mieście, ani w okolicach nie było go widać. Kiedy statek paladynów miał już wypływać, z pokładu zszedł główny bohater. Stał przed statkiem i wpatrywał się w głąb miasta. Jorgen zawołał go, a ten powolnym krokiem ruszył zmartwiony na statek:
-Nie ma Lee. Nie jedziemy bez niego.
-Jeśli nie pokonamy zła, nie będzie ratunku dla nikogo. Statek wypłynął. Płynęli przez 6 dni i 6 nocy, aż w końcu dotarli do brzegu. Nie było nikogo. Tylko gęsta puszcza. Zatrzymali kotwicą statek, i ostatnie 100 metrów pokonali płynąc łódkami. Przeszli około pięć mil, gdy nagle zatrzymał ich dźwięk stukania o bębny. Zostali otoczeni dookoła przez czarnoskórą rasę ludzi. Gorn wyjął broń i zaczął ich straszyć. Vatras uspokoił go i zbliżył się do przywódcy czarnych. Porozmawiał z nimi, a czarni ludzie schowali bronie. Ich przywódca zaprowadził przyjaciół do świątyni Beliara. Gdy doszli na miejsce, zobaczyli ogromną i stromą górę, na szczycie której wznosił się dwór ciemności. Czarni ludzie zdecydowali się pomóc przybyszom i zaprowadzili ich przez kręcone schody na jednej ścianie górskiej, prowadzące do celu. Gdy byli już na szycie, zauważył ich odział orków. Przeciwników było kilkunastu, więc tutejsi ludzie bez problemu rozprawili się z nimi. Przed nimi otworzyła się ogromna brama, a z wewnątrz wyszło jakieś czterdzieści jaszczuroludzi i trol. Zaczęła się zażarta walka. Angar, Bennet, Gorn i reszta wojowników ruszyła prosto na stwory. Diego z innymi łucznikami z oddali strzelali do wrogów. Bezimienny zaczął walkę z trolem. Nie był w stanie go trafić, trol był za szybki. Potwór zbliżył się do bohatera i machnął ogromnymi łapami. Bezimienny jednak przechytrzył potwora i przeturlał się pod pachą trola na jego tyły…trach!
Uderzenie było tak mocne, że trol nie mógł przez chwilę atakować. Okazję wykorzystał bezimienny. I po trolu. Jaszczuroludzie zostali prawie całkiem wybici. Ostatnich dwóch kulą ognia usmażył Milten. Ostrożnym krokiem Gorn wszedł do środka świątyni, a reszta za nim. Była tam komnata podparta filarami. Na środku komnaty był podłużny stół, na którym leżały złote kielichy Beliara. W każdym głównym kierunku były zamknięte drzwi. Do drzwi na lewo i prawo pasowały klucze, które leżały na stole. W pomieszczeniach za tymi drzwiami były skrzynie z niewartymi, zardzewiałymi broniami orków. Zostało pomieszczenie na wprost. Na ścianie obok był charakterystyczny obraz Beliara. Lester chciał go zgrabić, lecz wypadł mu z rąk i rozleciał się na kawałki. Odkrył tym samym, że w nim był ukryty klucz. Vatras otworzył nim następne drzwi. Nagle nadleciały dwie Harpie, które szponami skaleczyły Vatrasa. Wściekły Jorgen żucił się na jedną harpię. Drugą zajął się Bennet. Vatrasowi nie stało się nic poważnego. Przed nimi czekały kolejne zamknięte drzwi. Nie miały żadnej dziurki od klucza, więc trzeba było znaleźć przełącznik. Milten patrzył chwilę na jedyną pochodnię w tym pomieszczeniu. Chwycił ją, a następnie przesunął w dół. Nie stało się jednak to, czego pragnął ten doświadczony mag ognia. Ze ścian wyszły kolce,a będący w tym pomieszczeniu Milten, Bennet, Jorgen, Lester i Gorn zostali uwięzieni. Pokój-pułapka zaczął się zmniejszać. Bohaterowie nie wiedzieli, co mają zrobić, zaczęła się panika. Lecz Milten zachował rozum. Przesunął dźwignię z powrotem w górę, a później w lewo. Ściany schowały kolce, a przed nimi otworzyły się drzwi wyjściowe i drzwi, przez które zamierzali przejść.
-Co się działo? Nic wam nie jest?- wypytywał bezimienny.
-O mały włós nie zostaliśmy zmiażdżeni. Ale za to znaleźliśmy te skrzynie.
-Niezbyt tego dużo…
-Dobre i to- pocieszał Lester.
Drużyna ograbiła całą świątynię, ale dużo nie znaleźli. Co najgorsze nie było ani śladu, żadnej informacji o nowym zagrożeniu. Połowę łupu przyjaciele dali czarnym ludziom. Vatras cały czas drogi powrotnej do Varantu myślał, o co chodziło Xardasowi, lecz nie udało mu się nic stwierdzić. Kiedy statek paladynów dopłynął do Varantu, bezimienny rozpoczął poszukiwania Lee…
Opiszcie czy podobało wam się, co źle zrobiłem i oceńcie w skali 1-10
Jeszcze jedno. Czy mam pisać kolejne 3 rozdziały, które prawdopodobnie będą miały takie tytuły:
2 rozdział - bitwa w Nordmar
3 rozdział - powrót śniącego
4 rozdział - w krainie demonów