- Dołączył
- 2.2.2005
- Posty
- 3346
Pomyślałem, że może zacznę pisać opowiadania. Zobaczę czy komukolwiek się spodoba i czy mam pisać dalej ;] Wszelka krytyka mile widziana.
Furtka otworzyła się po raz kolejny,
Do bujnego ogrodu pełnego przeróżnych gatunków roślin wszedł mężczyzna. Był wysoki, miał posturę mitycznego Herkulesa, o włosach delikatnych niczym najbardziej dystyngowany aksamit, lekko kręconych, kasztanowych, opadających bezinteresownie na potężne ramiona. Wyraz jego twarzy był lapidarny, niewzruszony niczym wielki spartański wojownik gotujący się do ogromnej bitwy, gdzie uczucia są najwyżej zbędne i niepożądane. Jednak wśród tej bezuczuciowej mimiki w jego piwnych oczach można było dostrzec głębokie wzruszenie na widok rozciągającego się przed nim piękna. Mężczyzna ten ubrany w jasnofioletową togę przypominał bardziej starożytnego miłośnika mądrości. Kontrastowe zestawienie budowy ciała, rysów twarzy oraz ubioru budziło wiele pytań. Dwie antagonistyczne natury tego człowieka wciąż się ze sobą ścierały, cały czas rywalizowały ze sobą. W końcu jakaś musiała wygrać, przejąć inicjatywę. Jaka i kiedy, tego nie wiedział nawet ten mąż, tego nie wiedział nikt.
Ogród, do którego wszedł człowiek odznaczał się wielkim, wręcz ogromnym, niewyobrażalnym artyzmem jego stwórcy. Sensualny, zarazem chaotyczny, wręcz anarchiczny ogród pozbawiony jakichkolwiek kanonów. Przepełniony był kolorami, odcieniami, grą świateł. Rozciągał się daleko poza horyzont. Gdyby ujrzał go zwykły człowiek przeraziłby się jego ogromem. Ilość tajemnic w nim drzemiących przytłoczyłaby każdego, nawet największego poszukiwacza i podróżnika. Ale człowiek, który właśnie wszedł do ogrodu nie wyglądał na przytłoczonego. To on był kreatorem tego majestatycznego ogrodu. Znał jego każdy zakamarek, nawet najmniejsze i najdrobniejsze wręcz miniaturowe tajemnice tego swoistego uniwersum. Bezimienny człowiek o dwóch naturach stworzył utopijne dzieło z nutką bajki przyprawiane elementami fantastyki. Herkules o głębokich ,piwnych jak najciemniejsze piwo oczach, był tutaj panem. Był ojcem pięknego i niezwykłego dziecka jakim był jego ogród.
Teraz mężczyzna wędrował po swoim świecie. Podziwiał coraz to ładniejsze gatunki prostych stokrotek rosnących obok olbrzymich i dorodnych daktylowców. Chwilę później mijał wydające wspaniały zapach róże, zaraz obok rosły palmy. W końcu z łąki przeszedł na piaszczystą plażę. Po chwili wędrował między krzewami kosodrzewiny nieopodal zadziwiających swym ogromem szczytów i iglic, z wierzchu pokrytych drobnym, ostrym śniegiem. Ogród zmieniał swoją infrastrukturę niczym aktor przebierający się między poszczególnymi scenami w coraz to inny kostium. Zmiany następowały dość często. Ulegały im klimat, szata roślinności, wymieszanie poszczególnych gatunków. Wszystko to stworzone zostało przez jedną jedyną i niepowtarzalną imaginację tego człowieka. Posiadał on dar, który przyniósł mu wiele korzyści. Dar niespotykany u nikogo w gatunku homo sapiens. Kreator podziwiając roślinność swego ogrodu wpatrywał się w każdy gatunek bardzo głęboko, niczym kochanek próbujący odczytać myśli swojej wybranki. Jego oczy zdawały się ogromnie zafascynowane tym dziełem. Pełnia uczuć jaką dawało się zauważyć w jego wzroku przeszywała na wylot wszystko, niczym strzała wystrzelona z łuku najlepszego perskiego łucznika.
Wędrówka po ogrodzie przypominała spacer po uniwersum. Teren tego raju nie kończył się. Rozciągał się wciąż tak samo piękny i zróżnicowany. Demiurg spotykał też na swojej drodze przedziwne hybrydy jednorożców i pegazów, które również sam stworzył. Mieszanki zwierząt nie były dla tego ogrodu czymś dziwnym. Kreator uwielbiał łączyć dwie różne rzeczy. Było to jego zamiłowanie jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to na lekcji chemii pod okiem ordynarnej i surowej nauczycielki mieszał z blaskiem w swych małych oczkach dwie substancje. Tak bliskie a jednak tak niezrozumiałe i pokręcone struktury i zasady działania jeszcze bardziej go interesowały.
Nagle wśród ponętnych zapachów rozkwitającej przyrody, wesołego ćwierkotu ptaków, będącego jak miód dla uszu każdego człowieka i szumu delikatnego wiatru dało się słyszeć ogromne huki i uderzenia, niczym pojedyncze wystrzały z pistoletu. Huk ten tłumił wszystko. Szybko i dokładnie. Coraz szybciej i głośniej. Kreator ocknął się ze swojego stanu uniesienia.
- Tak to już czas – pomyślał. Nagle przed jego postacią ukazała się furtka. Nieduża, sięgająca zaledwie do pasa mężczyzny. Prosta, nieozdobiona. Stara i pordzewiała w licznych miejscach, jak piegowata twarz. Koloru blado szarego. Nie wyróżniała się niczym wśród innych furtek, niestety wśród takiego piękna otaczającej ją natury przypominała niechcianego bastarda porzuconego przez swych rodzicieli. Mimo swojego obrzydzającego wyglądu i małych rozmiarów miała kluczowe znaczenie dla życia demiurga o dwóch naturach. Mężczyzna stał tak przed furtką przez kilka minut. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji pozostania w ogrodzie. W jego ogromnym umyśle, pełnym wielu twórczych wyobrażeń panowała teraz walka.
- Przejść czy nie przejść, oto jest pytanie, które powtarzam sobie od lat wielu – rzekł do siebie z nutą przygnębiającej bezradności. Po chwili zamknął oczy, złapał za klamkę. Nic się nie stało. Dudnienia trwały nadal a furtka nie chciała się otworzyć. Mężczyzna pociągnął za klamkę jeszcze raz i drugi. Niestety bez skutku. Furtka była jedynym wyjściem z tego świata. Po chwili dudnienie zaczęło się przeradzać w grzmoty niczym bardzo silnej burzy. Po chwili niebo zmieniło kolor na czerwony. Przypominało teraz krew upuszczona z tętnicy rozlaną na malarskie płótno. Z chmur które je zakryły zaczęły strzelać żółte pioruny. Ptaki, hybrydy, roślinność zaczęły umierać w ogromnej męczarniach. W ziemi ogrodu otworzyła się przeogromna wyrwa, z której wnętrza wydobywała się czarna maź zakrywająca wszystko. Podobna w działaniu do lawy. Nie cofała się przed niczym, nawet przed wodą. Naładowana była negatywną energią. Potężna nieznana kreatorowi siła niszcząca jego świat przypominała w działaniu swoisty armagedon, apokalipsę albo ragnarok, z tą różnicą, że żadni bogowie nie brali w niej udziału. Mężczyzna próbował zachować spokój, jak starożytni stoicy. Niestety emocje brały górę w tym starciu. Nagły atak nieznanego wroga kompletnie zwalił z nóg dzielnego demiurga. Mężczyzna próbował pojąć co się wokół niego dzieje. Jego ogromny umysł nie był w stanie pomieścić tego co zaszło w jego świecie w tak krótkim czasie, niczym błysk. Po chwili unosił się on w nicości. Teraz istniał tylko on i czarna materia, która pożarła niczym łakomy grubas, jego wspaniały świat. Gdy tylko mężczyzna próbował coś zrobić negatywna energia nie pozwalała mu na to. Unosił się w tym wielkim eterze. Nawet jego pamięć i myśli zaczynały zanikać. Sam poczuł, że robi się jakby mniejszy. Gdy zdał sobie sprawę, że to już koniec powiedział do siebie :
- Wszystko przez tą furtkę ! Dlaczego pytam się ?!
Niestety odpowiedzi nie usłyszał. W mgnieniu oka on sam zniknął w czarnym morzu, które było czymś ostatecznym, wyznaczającym kres. I ten szlachetny demiurg doczekał się końca wszystkiego tylko dlatego, że furtka nie otworzyła się.
29 kwietnia w gazecie „Mutro”, w lewym górnym rogu ostatniej strony na szarym, ledwo widocznym tle ukazała się krótka notka :
Dnia 28 kwietnia zmarł dwudziestoletni Marek K., pracownik banku PKOib. Lekarze twierdzą, że zgon nastąpił w nocy a przyczyną śmierci mogły być narkotyki, które znaleziono w mieszkaniu zmarłego. Ostatnią osobą rozmawiającą ze zmarłym był psychiatra dr Edward P. „ Marek K. cierpiał na chorobę psychiczną „ – twierdzi dr Edward P. Przełożony Marka K. odmawia udzielenia jakichkolwiek informacji o swoim byłym pracowniku. Prawdopodobnie z powodu zaginięcia ważnych dokumentów. Według nieoficjalnych danych ,zdobytych od współpracowników denata, zniknęły one w dzień śmierci Marka K. Policja prowadzi dochodzenie mające ustalić przyczynę śmierci Marka K.
Prawa autorskie zastrzeżone - żeby nie było ;]
Furtka otworzyła się po raz kolejny,
Do bujnego ogrodu pełnego przeróżnych gatunków roślin wszedł mężczyzna. Był wysoki, miał posturę mitycznego Herkulesa, o włosach delikatnych niczym najbardziej dystyngowany aksamit, lekko kręconych, kasztanowych, opadających bezinteresownie na potężne ramiona. Wyraz jego twarzy był lapidarny, niewzruszony niczym wielki spartański wojownik gotujący się do ogromnej bitwy, gdzie uczucia są najwyżej zbędne i niepożądane. Jednak wśród tej bezuczuciowej mimiki w jego piwnych oczach można było dostrzec głębokie wzruszenie na widok rozciągającego się przed nim piękna. Mężczyzna ten ubrany w jasnofioletową togę przypominał bardziej starożytnego miłośnika mądrości. Kontrastowe zestawienie budowy ciała, rysów twarzy oraz ubioru budziło wiele pytań. Dwie antagonistyczne natury tego człowieka wciąż się ze sobą ścierały, cały czas rywalizowały ze sobą. W końcu jakaś musiała wygrać, przejąć inicjatywę. Jaka i kiedy, tego nie wiedział nawet ten mąż, tego nie wiedział nikt.
Ogród, do którego wszedł człowiek odznaczał się wielkim, wręcz ogromnym, niewyobrażalnym artyzmem jego stwórcy. Sensualny, zarazem chaotyczny, wręcz anarchiczny ogród pozbawiony jakichkolwiek kanonów. Przepełniony był kolorami, odcieniami, grą świateł. Rozciągał się daleko poza horyzont. Gdyby ujrzał go zwykły człowiek przeraziłby się jego ogromem. Ilość tajemnic w nim drzemiących przytłoczyłaby każdego, nawet największego poszukiwacza i podróżnika. Ale człowiek, który właśnie wszedł do ogrodu nie wyglądał na przytłoczonego. To on był kreatorem tego majestatycznego ogrodu. Znał jego każdy zakamarek, nawet najmniejsze i najdrobniejsze wręcz miniaturowe tajemnice tego swoistego uniwersum. Bezimienny człowiek o dwóch naturach stworzył utopijne dzieło z nutką bajki przyprawiane elementami fantastyki. Herkules o głębokich ,piwnych jak najciemniejsze piwo oczach, był tutaj panem. Był ojcem pięknego i niezwykłego dziecka jakim był jego ogród.
Teraz mężczyzna wędrował po swoim świecie. Podziwiał coraz to ładniejsze gatunki prostych stokrotek rosnących obok olbrzymich i dorodnych daktylowców. Chwilę później mijał wydające wspaniały zapach róże, zaraz obok rosły palmy. W końcu z łąki przeszedł na piaszczystą plażę. Po chwili wędrował między krzewami kosodrzewiny nieopodal zadziwiających swym ogromem szczytów i iglic, z wierzchu pokrytych drobnym, ostrym śniegiem. Ogród zmieniał swoją infrastrukturę niczym aktor przebierający się między poszczególnymi scenami w coraz to inny kostium. Zmiany następowały dość często. Ulegały im klimat, szata roślinności, wymieszanie poszczególnych gatunków. Wszystko to stworzone zostało przez jedną jedyną i niepowtarzalną imaginację tego człowieka. Posiadał on dar, który przyniósł mu wiele korzyści. Dar niespotykany u nikogo w gatunku homo sapiens. Kreator podziwiając roślinność swego ogrodu wpatrywał się w każdy gatunek bardzo głęboko, niczym kochanek próbujący odczytać myśli swojej wybranki. Jego oczy zdawały się ogromnie zafascynowane tym dziełem. Pełnia uczuć jaką dawało się zauważyć w jego wzroku przeszywała na wylot wszystko, niczym strzała wystrzelona z łuku najlepszego perskiego łucznika.
Wędrówka po ogrodzie przypominała spacer po uniwersum. Teren tego raju nie kończył się. Rozciągał się wciąż tak samo piękny i zróżnicowany. Demiurg spotykał też na swojej drodze przedziwne hybrydy jednorożców i pegazów, które również sam stworzył. Mieszanki zwierząt nie były dla tego ogrodu czymś dziwnym. Kreator uwielbiał łączyć dwie różne rzeczy. Było to jego zamiłowanie jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to na lekcji chemii pod okiem ordynarnej i surowej nauczycielki mieszał z blaskiem w swych małych oczkach dwie substancje. Tak bliskie a jednak tak niezrozumiałe i pokręcone struktury i zasady działania jeszcze bardziej go interesowały.
Nagle wśród ponętnych zapachów rozkwitającej przyrody, wesołego ćwierkotu ptaków, będącego jak miód dla uszu każdego człowieka i szumu delikatnego wiatru dało się słyszeć ogromne huki i uderzenia, niczym pojedyncze wystrzały z pistoletu. Huk ten tłumił wszystko. Szybko i dokładnie. Coraz szybciej i głośniej. Kreator ocknął się ze swojego stanu uniesienia.
- Tak to już czas – pomyślał. Nagle przed jego postacią ukazała się furtka. Nieduża, sięgająca zaledwie do pasa mężczyzny. Prosta, nieozdobiona. Stara i pordzewiała w licznych miejscach, jak piegowata twarz. Koloru blado szarego. Nie wyróżniała się niczym wśród innych furtek, niestety wśród takiego piękna otaczającej ją natury przypominała niechcianego bastarda porzuconego przez swych rodzicieli. Mimo swojego obrzydzającego wyglądu i małych rozmiarów miała kluczowe znaczenie dla życia demiurga o dwóch naturach. Mężczyzna stał tak przed furtką przez kilka minut. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji pozostania w ogrodzie. W jego ogromnym umyśle, pełnym wielu twórczych wyobrażeń panowała teraz walka.
- Przejść czy nie przejść, oto jest pytanie, które powtarzam sobie od lat wielu – rzekł do siebie z nutą przygnębiającej bezradności. Po chwili zamknął oczy, złapał za klamkę. Nic się nie stało. Dudnienia trwały nadal a furtka nie chciała się otworzyć. Mężczyzna pociągnął za klamkę jeszcze raz i drugi. Niestety bez skutku. Furtka była jedynym wyjściem z tego świata. Po chwili dudnienie zaczęło się przeradzać w grzmoty niczym bardzo silnej burzy. Po chwili niebo zmieniło kolor na czerwony. Przypominało teraz krew upuszczona z tętnicy rozlaną na malarskie płótno. Z chmur które je zakryły zaczęły strzelać żółte pioruny. Ptaki, hybrydy, roślinność zaczęły umierać w ogromnej męczarniach. W ziemi ogrodu otworzyła się przeogromna wyrwa, z której wnętrza wydobywała się czarna maź zakrywająca wszystko. Podobna w działaniu do lawy. Nie cofała się przed niczym, nawet przed wodą. Naładowana była negatywną energią. Potężna nieznana kreatorowi siła niszcząca jego świat przypominała w działaniu swoisty armagedon, apokalipsę albo ragnarok, z tą różnicą, że żadni bogowie nie brali w niej udziału. Mężczyzna próbował zachować spokój, jak starożytni stoicy. Niestety emocje brały górę w tym starciu. Nagły atak nieznanego wroga kompletnie zwalił z nóg dzielnego demiurga. Mężczyzna próbował pojąć co się wokół niego dzieje. Jego ogromny umysł nie był w stanie pomieścić tego co zaszło w jego świecie w tak krótkim czasie, niczym błysk. Po chwili unosił się on w nicości. Teraz istniał tylko on i czarna materia, która pożarła niczym łakomy grubas, jego wspaniały świat. Gdy tylko mężczyzna próbował coś zrobić negatywna energia nie pozwalała mu na to. Unosił się w tym wielkim eterze. Nawet jego pamięć i myśli zaczynały zanikać. Sam poczuł, że robi się jakby mniejszy. Gdy zdał sobie sprawę, że to już koniec powiedział do siebie :
- Wszystko przez tą furtkę ! Dlaczego pytam się ?!
Niestety odpowiedzi nie usłyszał. W mgnieniu oka on sam zniknął w czarnym morzu, które było czymś ostatecznym, wyznaczającym kres. I ten szlachetny demiurg doczekał się końca wszystkiego tylko dlatego, że furtka nie otworzyła się.
29 kwietnia w gazecie „Mutro”, w lewym górnym rogu ostatniej strony na szarym, ledwo widocznym tle ukazała się krótka notka :
Dnia 28 kwietnia zmarł dwudziestoletni Marek K., pracownik banku PKOib. Lekarze twierdzą, że zgon nastąpił w nocy a przyczyną śmierci mogły być narkotyki, które znaleziono w mieszkaniu zmarłego. Ostatnią osobą rozmawiającą ze zmarłym był psychiatra dr Edward P. „ Marek K. cierpiał na chorobę psychiczną „ – twierdzi dr Edward P. Przełożony Marka K. odmawia udzielenia jakichkolwiek informacji o swoim byłym pracowniku. Prawdopodobnie z powodu zaginięcia ważnych dokumentów. Według nieoficjalnych danych ,zdobytych od współpracowników denata, zniknęły one w dzień śmierci Marka K. Policja prowadzi dochodzenie mające ustalić przyczynę śmierci Marka K.
Prawa autorskie zastrzeżone - żeby nie było ;]