Napisałem narazie wstep do opowiadania jak sie wam spodoba będe dalej kontynułować
Wstęp
Sarig obecnie najemnik na służbie u króla. Już od tygodnia dowodzi konwojem wiozącym żywność, broń i miesięczny żołd dla gwardzistów stacjonujących w Szilstgarcie, wielkim forcie strzegącym północnej granicy królestwa Aran przed dzikimi plemionami Nodów.
Sama podróż była by całkiem znośna gdyby nie fakt, że ciągle próbują ich obrabować. Już pięć razy ich zaatakowano. Obecnie trwał szósty.
Jakby od niechcenia zablokował cios jednego z trzech napastników i uderzył płazem miecza w kark drugiego. Dwóch pozostałych przy życiu rozpaczliwie zaczęło machać zardzewiałą bronią próbując go trafić. Nie pomogło im to. Z całej siły ciął dwuręcznym mieczem odrąbując głowę i ramie pierwszego. Nie tracąc impetu skoczył do przodu i wbił miecz w brzuch ostatniego pozostałego przy życiu. Przez takie zmasowane ataki z zaskoczenia stracił już pięciu z piętnastu przydzielonych mu ludzi.
Omiótł wzrokiem obóz. Koło wozu w kałuży krwi leżał martwy najemnik i czterej bandyci. Malk, Rug i Brend siekali toporami uciekających bandytów. Ich lekkie skórzane zbroje nie mogły stanowić ochrony przed olbrzymimi toporami o ciężkich stalowych ostrzach. Dalej sześciu najemników walczyło w zbitej grupie z dwudziestoma bandytami.
- Zostawcie tamtych i biegiem za mną! – krzykną do trzech toporników biegnąc na bandytów od tyłu biorąc ich w dwa ognie. Powalił dwóch przeciwników jednym ciosem. Walka zakończyła się w momęcie, gdy trzech olbrzymich wojowników włączyło się do walki i jakby odganiając muchy doszli do przyjaciół po drugiej stronie.
- Jak ja to uwielbiam – sapną Malk z uśmiechem na ustach.
- Zwijamy obóz! – rozkazał Sarig podchodząc do martwego towarzysza i położył go na wóz – tutaj nie możemy go pochować – powiedział spokojnie do stojącego przy nim Brenda – zwierzęta wygrzebały by ciało czując krew a bandyci mogą wrócić w każdej chwili z posiłkami.
- Zbyt się tym przejmujesz dziś już nie wrócą a jutro będziemy w Szilstgarcie.
- Aż jutro – odrzekł cicho nie chciał obniżać morale grupy, ale Brend był jego zastępcą i powinien wiedzieć, na co mogą się natknąć tuz przed końcem – do tej pory mieliśmy szczęście. Nie natknęliśmy się jeszcze na ciężej opancerzoną bandę. Ludzie są zmęczeni im szybciej skończy się ta podróż tym lepiej.
- Eh…W końcu ty tu dowodzisz a jutro zapraszam cię na zimne piwo, kiedy dojedziemy.
- Jak dojedziemy, czemu nie – a raczej, jeśli dodał w myślach.
Wstęp
Sarig obecnie najemnik na służbie u króla. Już od tygodnia dowodzi konwojem wiozącym żywność, broń i miesięczny żołd dla gwardzistów stacjonujących w Szilstgarcie, wielkim forcie strzegącym północnej granicy królestwa Aran przed dzikimi plemionami Nodów.
Sama podróż była by całkiem znośna gdyby nie fakt, że ciągle próbują ich obrabować. Już pięć razy ich zaatakowano. Obecnie trwał szósty.
Jakby od niechcenia zablokował cios jednego z trzech napastników i uderzył płazem miecza w kark drugiego. Dwóch pozostałych przy życiu rozpaczliwie zaczęło machać zardzewiałą bronią próbując go trafić. Nie pomogło im to. Z całej siły ciął dwuręcznym mieczem odrąbując głowę i ramie pierwszego. Nie tracąc impetu skoczył do przodu i wbił miecz w brzuch ostatniego pozostałego przy życiu. Przez takie zmasowane ataki z zaskoczenia stracił już pięciu z piętnastu przydzielonych mu ludzi.
Omiótł wzrokiem obóz. Koło wozu w kałuży krwi leżał martwy najemnik i czterej bandyci. Malk, Rug i Brend siekali toporami uciekających bandytów. Ich lekkie skórzane zbroje nie mogły stanowić ochrony przed olbrzymimi toporami o ciężkich stalowych ostrzach. Dalej sześciu najemników walczyło w zbitej grupie z dwudziestoma bandytami.
- Zostawcie tamtych i biegiem za mną! – krzykną do trzech toporników biegnąc na bandytów od tyłu biorąc ich w dwa ognie. Powalił dwóch przeciwników jednym ciosem. Walka zakończyła się w momęcie, gdy trzech olbrzymich wojowników włączyło się do walki i jakby odganiając muchy doszli do przyjaciół po drugiej stronie.
- Jak ja to uwielbiam – sapną Malk z uśmiechem na ustach.
- Zwijamy obóz! – rozkazał Sarig podchodząc do martwego towarzysza i położył go na wóz – tutaj nie możemy go pochować – powiedział spokojnie do stojącego przy nim Brenda – zwierzęta wygrzebały by ciało czując krew a bandyci mogą wrócić w każdej chwili z posiłkami.
- Zbyt się tym przejmujesz dziś już nie wrócą a jutro będziemy w Szilstgarcie.
- Aż jutro – odrzekł cicho nie chciał obniżać morale grupy, ale Brend był jego zastępcą i powinien wiedzieć, na co mogą się natknąć tuz przed końcem – do tej pory mieliśmy szczęście. Nie natknęliśmy się jeszcze na ciężej opancerzoną bandę. Ludzie są zmęczeni im szybciej skończy się ta podróż tym lepiej.
- Eh…W końcu ty tu dowodzisz a jutro zapraszam cię na zimne piwo, kiedy dojedziemy.
- Jak dojedziemy, czemu nie – a raczej, jeśli dodał w myślach.