Reynevan
de Tréville
- Dołączył
- 30.10.2004
- Posty
- 1999
Ale się dzisiaj rozpisałem. Cóż, oto kolejne opowiadanie, i od razu mam do czytelników pytanie – chcecie jakiś ciąg dalszy tego?
Z serii Krótkie Opowiadania
„Czarny Tatuaż”
- Dawaj to! – wrzasnął Gafirin
Człowiek, do którego to było skierowane uśmiechnął się tylko paskudnie.
- Że niby co?
- Dawaj mi ten amulet!!!
Hatrin, który właśnie trzymał w ręku wyżej wymienioną zabawkę przekrzywił lekko głowę i warknął na swojego towarzysza.
- Ej Paskudo, choć zlejemy mu tyłek, żeby się oduczył pyskować do starszych
Osoba, na którą krzyczał Gafirin, nazwana również Paskudą” zarechotała dziko.
- To nie jest wasza własność głupcy!!!!
W odpowiedzi na to znowu dało się słyszeć niesamowity rechot. Tym razem do nich przyłączyli się pozostali goście karczmy w której cało zdarzenie miało miejsce.
- Idź stąd dzieciaku, bo inaczej połamiemy ci twoje kosteczki i zmienimy Ci facjatę, że matka cię nie pozna
Gafirin zrobił się czerwony jak burak.
- Odwal się od mojej matki i oddaj mi ten zasrany amulet!
- Dobra, mam tego dość – stwierdził Paskuda.
Wyjął nuż z tylniej kieszeni i już miał się rzucić na rozmówcę, który stał tylko parę metrów, gdy nagle między nimi wyrósł karczmarz.
- Panowie, do kroć set! To jest budynek publiczny i zabrania się tu takich rzeczy!
- A co mnie to obchodzi ty głupi grubasie, zejdź mi z drogi, bo i tobie się oberwie.
Ledwie ostatnie słowa spłynęły z jego ust, gdy nagle jego usta wykręciły się żałośnie, obrazując ból, który spowodował nuż, jaki zatopił się w jego uniesionej ręce. Okazało się, że pchnięcie zadał służący barmana. Na to Hatrin wrzasnął i już miał pomóc towarzyszowi, gdy na jego głowie wylądowała spora kłoda. Podobnie po chwili stało się z Paskudą. Obaj wylądowali na ziemi, po czym zaczęto ich wiązać.
- Znowu rzezimieszki, jak ja ich nienawidzę. – warknął karczmarz
Jego sługa zaraz otrzymał stosowne polecenia i wybiegł w poszukiwaniu gwardzistów miejskich.
- A Ty? Też chcesz dostać młokosie? – powiedział nagle, gdy dostrzegł Gafirina
- Nie panie, skądże znowu, ja chcę tylko odzyskać rzecz, którą ci ludzie mi zrabowali...
- A na jakiej podstawie mam ci wieżyc? Może sam też jesteś jakimś podłym złodziejem?
Ten pokiwał przecząco głową.
- Nie, ja jestem służącym pana hrabiego Gustawa de Garisail, i właśnie przewoziłem jego dar dla pewnej panny ... oj powiedziałem zbyt wiele, mimo wszystko tu jest dowód potwierdzający moje słowa – odparł i wydobył z kieszeni pomiętą lekko kartkę
Naburmuszony karczmarz chwycił papier, szybko przeczytał i z westchnieniem ulgi schylił się do leżących i wydobył z ich rąk biżuterię.
- A powiedz mi, po jakąż cholerę kobiecie magiczne amulety?
Gafirin zaczerwienił się lekko, ale stwierdził, że nie wie i nie wnika w tę sprawę, gdyż jest tylko kurierem.
- Dobra, niech ci będzie mały gamoniu, i obym cię więcej tu nie widział, bo pożałujesz.
- Ale?....
- Żadne ale, ja nie rozpętałem kłótni hęę?
Dało się słyszeć nikłe „dobra” po czym kurier wyszedł, wskoczył na konia i udał się w dalszą drogę.
- Czy kiedykolwiek tu będzie spokojnie? – spytała jakaś starsza kobieta, która zaciągała się dymem wydobywającym się ze sporej fajki
- Chyba nigdy – odrzekł jakiś przystojny jegomość, który jej towarzyszył.
Wróćmy jednak do sprawy Gafirina. Jechał on już teraz bardzo szybko, gdyż wciąż obawiał się potencjalnych złodziejów. Pomimo okropnego skwaru, nie zwalniał i często oglądał się za siebie.
„ – To jest bardzo ważne chłopcze, te rzeczy muszą do niej trafić jeszcze dzisiaj!
- Dobrze panie, jak sobie życzysz...
- A więc ruszaj w drogę, no już!!!!”
Te słowa wciąż mu brzmiały w uchu. Nie dość, że zmarnował parę godzin na pościg za bandytami, to jeszcze doszło do tej niefortunnej sprzeczki. Na szczęście jednak odzyskał wszystko i znowu wrócił na trakt. Nigdy go tak nie paliła nienawiść do lokalnych bandytów jak w tym momencie, Nie mógł przecież zawieść swojego pana. Co by się stało, gdyby nie złapał rzezimieszków? Podobno to sprawa najwyższej wagi. Oj wtedy to by się działo... ale na szczęście do niczego nie doszło.
I tak nasz kurier wciąż pędził na złamanie karku traktem na północ do starej willi „Karatail” pełen niepokojów i mrocznych myśli. Godzina za godziną był coraz bliżej, ale i także słońce zachodziło z nieboskłonu i było coraz niżej sprawiając, że Gafirin coraz bardziej się denerwował. Jako, że miał papiery pocztowe, mógł po drodze zmienić konie co dało mu możliwość stałego utrzymywania dużej prędkości bez utraty środka transportu, a jaka na pewno miałaby miejsce, gdyby konia zajeździł.
Pomimo usilnych starań na ścieżkę wiodącą już do samej willi wjechał przy promieniach zachodzącego słońca. Gnał konia ile się dało, aż wreszcie dopadł bramy znajdującej się w małym murku otaczającym budynek, która na szczęście byłą otwarta. Ledwo zsiadł z wierzchowca, cały obolały pędem ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Zastukał. Nic. Znowu zastukał i czekał, dopiero po paru sekundach odezwały się jakieś dźwięki dochodzące go z wnętrza. Nagle drzwi rozwarły się i w nich pojawiła się jakaś niska kobieta w czarnej sukience, przepasana białą szmatą.
- Ktoś ty i czego chcesz? – spytała podejrzliwie
- Gafirin, posłaniec hrabiego de Garisaila
Jej oczy rozszerzyły się lekko gdy młodzieniec się przedstawił, a po chwili wpuściła go do środka już nic nie mówiąc. Rozglądając się kurier napotkał przeróżne dziwne urządzenia i stare obrazy przedstawiające sędziwych staruszków. Wszystko wydawało się być takie archaiczne, od umeblowania z minionej epoki, przez starodawny stylowy kominek po niesamowite zdobienia.
- Usiądź tu i zaczekaj, moja pani wnet się zjawi – powiedziała służąca.
Pomimo propozycji wolał nie siadać – był cały w pyle. Minęła chwilka, podczas której zaczął przyglądać się obrazom, gdy nagle do pokoju weszła owa panna, hrabianka de Gauriss. Nigdy jej nie spotkał w życiu, więc jej widok wywarł z początku na nim straszne wrażenie, a to za sprawą jej twarzy. Mianowicie była ona pokryta czymś, co przypominało rytualny tatuaż. Gdyby nie on, wydałaby się Gafirinowi niesamowicie piękna, lecz te symbole połączone ze sobą liniami sprawiały, że przez chwilę nie mógł oddychać.
- Tak?... – spytała aksamitnym głosem
- Ja... ee. Ja przy.. Przyjechałem z przesyłką od mojego pana, hrabiego Gustawa.
W jej oczach pojawił się błysk radości, lecz tylko one pokazały jej emocje, nic poza tym się nie stało. Kurier wydobył z swojej torby dwa jedwabne woreczki i położył je na wyciągniętej dłoni. Kobieta zaś ich nie otworzyła, tylko podeszła do szuflady i szybko schowała.
- Wdzięczna ci jestem za pośpiech chłopcze. Przekaż swemu panu, że wszystko stało się tak, jak się umówiliśmy i że pragnę się z nim wkrótce zobaczyć.
Gafirin ukłonił się nisko i stał dalej nieruchomo, jakby go uderzono jakimś kijem w głowę.
- Możesz już odejść – powiedziała po chwili milczenia.
- Tak... – odparł i szybko ruszył w kierunku drzwi, potykając się po drodze
Wreszcie, cały czerwony ze wstydu wydostał się na zewnątrz i od razu wskoczył na konia i pognał drogą powrotną. „Ale ja jestem idiotą” – pomyślał. Wszystko to za sprawą podsłuchanej niechcący rozmowy hrabiego z jego znajomym. Dowiedział się wtedy, że ta kobieta ma całe ciało tak wytatuowane. Całe. Ta myśl dotarła do niego wtedy w pokoju. „Ale ja jestem idiotą” – powtarzał w umyśle. W końcu jednak się z tym pogodził, bo przestał to powtarzać w kółko i zatrzymał się po drodze w jakiejś karczmie. Spędził noc niespokojnie, a to za sprawą śniących mu się tatuaży. Obudził się wcześnie rano i znowu klnąc pod własnym adresem ruszył w dalszą drogę. Wreszcie późnym popołudniem dotarł do domu swojego pana. I znowu było to samo, przedostał się przez bramę i znowu wyczekiwał niecierpliwie w ładnym salonie. Tym razem jednak nie doszło do szoku.
- I jak, zdążyłeś?
- Tak panie, po drodze miałem mały kłopot, lecz pomimo to udało mi się wyrobić na czas.
Hrabia lekko uśmiechnął się.
- Owszem, słyszałem o twoich wyczynach i o tych dwóch starych złodziejaszkach.
Gafirin lekko się zaczerwienił.
- Tak, wiem, ona potrafi człowieka opętać – pozwiedzał nagle de Garisail
Kurier spojrzał pytająco na swojego pana.
- Kobieta – Tatuaż.. wybacz, że Cię na to naraziłem chłopcze, gdybym nie podupadł ostatnio na zdrowiu, sam bym udał się w podróż, ale cóż... Mam nadzieję, że jakoś się uporasz z myślami
Ta szczera rozmowa była kolejnym powodem, przez który chłopak został znowu wybity z równowagi. Jakim sposobem hrabia odgadł jego myśli?
- Tak.. hr.. hrabio- wyjąkał w końcu.
- A zatem.. dziękuję ci za pomoc, możesz już odejść.
Lekko zbity z tropu młodzieniec ukłonił się nisko i wyszedł. Natychmiast skierował się do pobliskich domów tutejszych mieszkańców. Jak w większości wypadków willa z czasem przerodziła się w coś w rodzaju małej wioski, zatem posłaniec hrabiego miał też i swoje mieszkanko na poddaszu starej karczmy.
- I kto by pomyślał... – mówił sam do siebie Gafirin
W końcu dobrnął do drzwi, otworzył je zamaszystym gestem i zwalił się zmęczony na łóżko.
- Tak, łatwo mówić, ale jak ją teraz z głowy wypędzić?...
Z serii Krótkie Opowiadania
„Czarny Tatuaż”
- Dawaj to! – wrzasnął Gafirin
Człowiek, do którego to było skierowane uśmiechnął się tylko paskudnie.
- Że niby co?
- Dawaj mi ten amulet!!!
Hatrin, który właśnie trzymał w ręku wyżej wymienioną zabawkę przekrzywił lekko głowę i warknął na swojego towarzysza.
- Ej Paskudo, choć zlejemy mu tyłek, żeby się oduczył pyskować do starszych
Osoba, na którą krzyczał Gafirin, nazwana również Paskudą” zarechotała dziko.
- To nie jest wasza własność głupcy!!!!
W odpowiedzi na to znowu dało się słyszeć niesamowity rechot. Tym razem do nich przyłączyli się pozostali goście karczmy w której cało zdarzenie miało miejsce.
- Idź stąd dzieciaku, bo inaczej połamiemy ci twoje kosteczki i zmienimy Ci facjatę, że matka cię nie pozna
Gafirin zrobił się czerwony jak burak.
- Odwal się od mojej matki i oddaj mi ten zasrany amulet!
- Dobra, mam tego dość – stwierdził Paskuda.
Wyjął nuż z tylniej kieszeni i już miał się rzucić na rozmówcę, który stał tylko parę metrów, gdy nagle między nimi wyrósł karczmarz.
- Panowie, do kroć set! To jest budynek publiczny i zabrania się tu takich rzeczy!
- A co mnie to obchodzi ty głupi grubasie, zejdź mi z drogi, bo i tobie się oberwie.
Ledwie ostatnie słowa spłynęły z jego ust, gdy nagle jego usta wykręciły się żałośnie, obrazując ból, który spowodował nuż, jaki zatopił się w jego uniesionej ręce. Okazało się, że pchnięcie zadał służący barmana. Na to Hatrin wrzasnął i już miał pomóc towarzyszowi, gdy na jego głowie wylądowała spora kłoda. Podobnie po chwili stało się z Paskudą. Obaj wylądowali na ziemi, po czym zaczęto ich wiązać.
- Znowu rzezimieszki, jak ja ich nienawidzę. – warknął karczmarz
Jego sługa zaraz otrzymał stosowne polecenia i wybiegł w poszukiwaniu gwardzistów miejskich.
- A Ty? Też chcesz dostać młokosie? – powiedział nagle, gdy dostrzegł Gafirina
- Nie panie, skądże znowu, ja chcę tylko odzyskać rzecz, którą ci ludzie mi zrabowali...
- A na jakiej podstawie mam ci wieżyc? Może sam też jesteś jakimś podłym złodziejem?
Ten pokiwał przecząco głową.
- Nie, ja jestem służącym pana hrabiego Gustawa de Garisail, i właśnie przewoziłem jego dar dla pewnej panny ... oj powiedziałem zbyt wiele, mimo wszystko tu jest dowód potwierdzający moje słowa – odparł i wydobył z kieszeni pomiętą lekko kartkę
Naburmuszony karczmarz chwycił papier, szybko przeczytał i z westchnieniem ulgi schylił się do leżących i wydobył z ich rąk biżuterię.
- A powiedz mi, po jakąż cholerę kobiecie magiczne amulety?
Gafirin zaczerwienił się lekko, ale stwierdził, że nie wie i nie wnika w tę sprawę, gdyż jest tylko kurierem.
- Dobra, niech ci będzie mały gamoniu, i obym cię więcej tu nie widział, bo pożałujesz.
- Ale?....
- Żadne ale, ja nie rozpętałem kłótni hęę?
Dało się słyszeć nikłe „dobra” po czym kurier wyszedł, wskoczył na konia i udał się w dalszą drogę.
- Czy kiedykolwiek tu będzie spokojnie? – spytała jakaś starsza kobieta, która zaciągała się dymem wydobywającym się ze sporej fajki
- Chyba nigdy – odrzekł jakiś przystojny jegomość, który jej towarzyszył.
Wróćmy jednak do sprawy Gafirina. Jechał on już teraz bardzo szybko, gdyż wciąż obawiał się potencjalnych złodziejów. Pomimo okropnego skwaru, nie zwalniał i często oglądał się za siebie.
„ – To jest bardzo ważne chłopcze, te rzeczy muszą do niej trafić jeszcze dzisiaj!
- Dobrze panie, jak sobie życzysz...
- A więc ruszaj w drogę, no już!!!!”
Te słowa wciąż mu brzmiały w uchu. Nie dość, że zmarnował parę godzin na pościg za bandytami, to jeszcze doszło do tej niefortunnej sprzeczki. Na szczęście jednak odzyskał wszystko i znowu wrócił na trakt. Nigdy go tak nie paliła nienawiść do lokalnych bandytów jak w tym momencie, Nie mógł przecież zawieść swojego pana. Co by się stało, gdyby nie złapał rzezimieszków? Podobno to sprawa najwyższej wagi. Oj wtedy to by się działo... ale na szczęście do niczego nie doszło.
I tak nasz kurier wciąż pędził na złamanie karku traktem na północ do starej willi „Karatail” pełen niepokojów i mrocznych myśli. Godzina za godziną był coraz bliżej, ale i także słońce zachodziło z nieboskłonu i było coraz niżej sprawiając, że Gafirin coraz bardziej się denerwował. Jako, że miał papiery pocztowe, mógł po drodze zmienić konie co dało mu możliwość stałego utrzymywania dużej prędkości bez utraty środka transportu, a jaka na pewno miałaby miejsce, gdyby konia zajeździł.
Pomimo usilnych starań na ścieżkę wiodącą już do samej willi wjechał przy promieniach zachodzącego słońca. Gnał konia ile się dało, aż wreszcie dopadł bramy znajdującej się w małym murku otaczającym budynek, która na szczęście byłą otwarta. Ledwo zsiadł z wierzchowca, cały obolały pędem ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Zastukał. Nic. Znowu zastukał i czekał, dopiero po paru sekundach odezwały się jakieś dźwięki dochodzące go z wnętrza. Nagle drzwi rozwarły się i w nich pojawiła się jakaś niska kobieta w czarnej sukience, przepasana białą szmatą.
- Ktoś ty i czego chcesz? – spytała podejrzliwie
- Gafirin, posłaniec hrabiego de Garisaila
Jej oczy rozszerzyły się lekko gdy młodzieniec się przedstawił, a po chwili wpuściła go do środka już nic nie mówiąc. Rozglądając się kurier napotkał przeróżne dziwne urządzenia i stare obrazy przedstawiające sędziwych staruszków. Wszystko wydawało się być takie archaiczne, od umeblowania z minionej epoki, przez starodawny stylowy kominek po niesamowite zdobienia.
- Usiądź tu i zaczekaj, moja pani wnet się zjawi – powiedziała służąca.
Pomimo propozycji wolał nie siadać – był cały w pyle. Minęła chwilka, podczas której zaczął przyglądać się obrazom, gdy nagle do pokoju weszła owa panna, hrabianka de Gauriss. Nigdy jej nie spotkał w życiu, więc jej widok wywarł z początku na nim straszne wrażenie, a to za sprawą jej twarzy. Mianowicie była ona pokryta czymś, co przypominało rytualny tatuaż. Gdyby nie on, wydałaby się Gafirinowi niesamowicie piękna, lecz te symbole połączone ze sobą liniami sprawiały, że przez chwilę nie mógł oddychać.
- Tak?... – spytała aksamitnym głosem
- Ja... ee. Ja przy.. Przyjechałem z przesyłką od mojego pana, hrabiego Gustawa.
W jej oczach pojawił się błysk radości, lecz tylko one pokazały jej emocje, nic poza tym się nie stało. Kurier wydobył z swojej torby dwa jedwabne woreczki i położył je na wyciągniętej dłoni. Kobieta zaś ich nie otworzyła, tylko podeszła do szuflady i szybko schowała.
- Wdzięczna ci jestem za pośpiech chłopcze. Przekaż swemu panu, że wszystko stało się tak, jak się umówiliśmy i że pragnę się z nim wkrótce zobaczyć.
Gafirin ukłonił się nisko i stał dalej nieruchomo, jakby go uderzono jakimś kijem w głowę.
- Możesz już odejść – powiedziała po chwili milczenia.
- Tak... – odparł i szybko ruszył w kierunku drzwi, potykając się po drodze
Wreszcie, cały czerwony ze wstydu wydostał się na zewnątrz i od razu wskoczył na konia i pognał drogą powrotną. „Ale ja jestem idiotą” – pomyślał. Wszystko to za sprawą podsłuchanej niechcący rozmowy hrabiego z jego znajomym. Dowiedział się wtedy, że ta kobieta ma całe ciało tak wytatuowane. Całe. Ta myśl dotarła do niego wtedy w pokoju. „Ale ja jestem idiotą” – powtarzał w umyśle. W końcu jednak się z tym pogodził, bo przestał to powtarzać w kółko i zatrzymał się po drodze w jakiejś karczmie. Spędził noc niespokojnie, a to za sprawą śniących mu się tatuaży. Obudził się wcześnie rano i znowu klnąc pod własnym adresem ruszył w dalszą drogę. Wreszcie późnym popołudniem dotarł do domu swojego pana. I znowu było to samo, przedostał się przez bramę i znowu wyczekiwał niecierpliwie w ładnym salonie. Tym razem jednak nie doszło do szoku.
- I jak, zdążyłeś?
- Tak panie, po drodze miałem mały kłopot, lecz pomimo to udało mi się wyrobić na czas.
Hrabia lekko uśmiechnął się.
- Owszem, słyszałem o twoich wyczynach i o tych dwóch starych złodziejaszkach.
Gafirin lekko się zaczerwienił.
- Tak, wiem, ona potrafi człowieka opętać – pozwiedzał nagle de Garisail
Kurier spojrzał pytająco na swojego pana.
- Kobieta – Tatuaż.. wybacz, że Cię na to naraziłem chłopcze, gdybym nie podupadł ostatnio na zdrowiu, sam bym udał się w podróż, ale cóż... Mam nadzieję, że jakoś się uporasz z myślami
Ta szczera rozmowa była kolejnym powodem, przez który chłopak został znowu wybity z równowagi. Jakim sposobem hrabia odgadł jego myśli?
- Tak.. hr.. hrabio- wyjąkał w końcu.
- A zatem.. dziękuję ci za pomoc, możesz już odejść.
Lekko zbity z tropu młodzieniec ukłonił się nisko i wyszedł. Natychmiast skierował się do pobliskich domów tutejszych mieszkańców. Jak w większości wypadków willa z czasem przerodziła się w coś w rodzaju małej wioski, zatem posłaniec hrabiego miał też i swoje mieszkanko na poddaszu starej karczmy.
- I kto by pomyślał... – mówił sam do siebie Gafirin
W końcu dobrnął do drzwi, otworzył je zamaszystym gestem i zwalił się zmęczony na łóżko.
- Tak, łatwo mówić, ale jak ją teraz z głowy wypędzić?...