Lord Viqux
Member
- Dołączył
- 29.6.2005
- Posty
- 316
Dwa pierwsze rozdziały mojego opowiadania, proszę o ocenę
Przysięga i mistrz
Alexis był mężczyzną pochodzącym z kontynentu, o długich czarnych włosach sięgających nieco za ramiona, głównie spiętych z tyłu w kucyk. Miał ciemne, brązowe oczy, rzucające bystre i przenikliwe spojrzenie i lekko pociemniałą karnację od mnóstwa godzin spędzonych na polowaniu. Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności. Najczęściej wykorzystywał w walce ze zwierzętami swoją szybkość i sprawność. Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.
Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. Alexis nie był jednak księciem, lubiącym wygodne łóżko i jedwabną pościel przepięknie na nim posłaną. W przeciwieństwie do rodziców, kochał naturę. Kiedy był mały, wymykał się nocą z domu by zapolować na małą zwierzynę – olbrzymie szczury, mali krwiopijcy, czasem udało mu się pokonać ścierwojada. Biorąc to wszystko pod uwagę, wkrótce nauczył się świetnie strzelać z łuku, oraz jako tako władać mieczem jednoręcznym.
Kiedy podrósł i mógł zadecydować o własnym życiu, pierwsze co zrobił, to poszedł do znanego żołnierza – Guerosa, by ten nauczył go władać mieczem. Alexis wydał całe pieniądze zaoszczędzone od dziecka, gdyż treningi były bardzo drogie. Idąc na pierwsze spotkanie, aż dygotał z podniecenia.
Wszedł na dziedziniec oddzielający plac zewnętrzny od terenów Guerosa. Rozglądając się niepewnie, wszedł do Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa okazała się obskurnym, starym, chłodnym pomieszczeniem. W środku pachniało mchem i czuć było w powietrzu wilgoć, charakterystyczną dla starych piwnic. Ściany były nawet lekko zielonkawe, a przyczepione do nich pochodnie dawały słaby, rozdygotany blask, przez co w środku panował półmrok. Na środku stał drewniany stół, z kilkoma mieczami, a tuż obok niego stał jakiś średniego wzrostu człowiek z mieczem zawieszonym z lewej strony. Był odziany w lekki, przewiewny strój z czarnej tkaniny falującej lekko. Alexisa uderzyło to, iż mężczyzna ma białe włosy rozpuszczone na ramiona. Oboje patrzyli na siebie z wyraźną niechęcią.
-Jeśli nie chcesz przejść przez trening czyniący z ciebie jednego z najlepszych wojowników, wliczając w to członków armii króla, możesz wyjść – odezwał się Gueros ostrym tonem.
-Nie spodziewałem się takich warunków… – zmieszał się Alexis.
-Ciężkich?
-Tak.
-Nie wiesz w takim razie, co to znaczy mieć ciężkie warunki.
Alexis nie spotkał się nigdy z takim zuchwalstwem. Ten człowiek wziął od niego kupę forsy i teraz chce go uczyć w czymś takim? W tej obskurnej norze?
-Rezygnuję – rzekł zimno. – Oddawaj kasę. Mam nadzieję, że nigdy nie ujrzę ponownie ciebie, ani piwnicy przypominającą twą „Salę treningową”.
-Pieniędzy ci nie zwrócę – powiedział Gueros.
Jak Alexis to usłyszał wytrzeszczył oczy.
-Oszust! – krzyknął. – Wyciągnąłeś ode mnie kasę, złodzieju! Oddawaj ją!
-Nie nazywaj mnie tak – szepnął podchodząc Gueros. – Ręczę ci, że jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, gorzko tego pożałujesz.
Alexis cofnął się; czuł przed nim respekt i bał się w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Poza tym, był wściekły. Teraz wiedział na pewno, że nie odzyska straconych pieniędzy. Miał do wyboru dwa wyjścia: uczyć się w tej norze i pożegnać się z dumą, lub wyjść i potem się zemścić. Po wielu namysłach zdecydował się na rozwiązanie. Przemógł się z trudem ze sobą i własnym charakterem.
-Dobrze – rzekł pochylając głowę. – Chcę się u ciebie uczyć, Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros rzekł:
-Dobrze uczyniłeś. Złość i duma nie jest dobrym doradcą. Po jakimś czasie stanie się dla ciebie jasne, dlaczego będziesz się uczył w tej sali. Wkrótce zrozumiesz…
-Dlaczego mi nie wytłumaczysz teraz?
-Jesteś na wiele rzeczy niegotowy.
Alexis pokiwał głową.
-Zaczynajmy – rzekł.
Gueros podszedł do stołu, na którym było położonych kilka mieczy o różnych kształtach i wielkości.
-Pierwszy krok, który musisz postawić, to wybór miecza – powiedział. – Są głównie dwa rodzaje mieczy: jednoręczne i dwuręczne. Działanie tych broni jest proste: broń jednoręczna jest lekka; możesz nią zadawać szybkie ciosy, jednak o niewielkich obrażeniach. Można nią łatwo manipulować.
Zaś broń dwuręczna jest ciężka. Żeby nią władać musisz być silnym wojownikiem. Ale zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; trudno nią przez to sterować. Dlatego trzeba bardzo rozważnie walczyć, ale gdy już trafisz przeciwnika, najprawdopodobniej powalisz go pierwszym ciosem na ziemię.
Jak widzisz jedno i drugie ma swoje plusy i minusy. Musisz zdecydować: broń dwu, albo jednoręczna. Wybór należy do ciebie.
Alexis zawahał się. Gdy usłyszał pierwszą opcję, był pewien którą wybrać, jednak po wysłuchaniu drugiego rozwiązania nie miał pojęcia jaką obrać drogę.
-Co mi radzisz? – spytał swego nauczyciela.
-Nie mogę ci nic radzić – odparł Gueros. – Powiedziałem ci wszystko co wiem na temat tych broni. Nie będę sugerował; musi być to wybór całkowicie samodzielny.
-Hmm… – zamruczał uczeń. – A nie ma czegoś pomiędzy bronią dwuręczną a jedno?
Gueros namyślił się.
-Jest – rzekł po chwili. – Broń półtoraręczna. Jest tak jak jednoręczna, ale znacznie dłuższa. Trzymasz ją jak chcesz. Muszę cię jednak przestrzec, że nie najlepszy jest to wybór. Okazuje się potem, że broń półtoraręczna nie jest ani dobrą jednoręczną ani dobrą dwuręczną.
Zapał Alexisa był tak wielki, że w ogóle mu to nie przeszkadzało.
-Nie szkodzi! – z zapałem rozcierał ręce.
Gueros westchnął i podniósł ze stołu długi, stary miecz, ale wysokiej jakości.
-Jesteś pewien? – spytał.
-Tak!
Mistrz położył na wysuniętych dłoniach Alexisa stary miecz.
-Ta broń – rzekł. – Będzie twoim treningowym orężem. Jest twoja. Noś ją przy sobie zawsze, niech cię chroni. Nie możesz kupić ani użyć żadnego innego miecza niż ten – tak mówi kodeks mego ucznia, który sam ustaliłem. Zapamiętaj te słowa. Od tej pory jestem twoim mistrzem, a ty moim uczniem. Nie możesz pobierać u nikogo innego nauk, jak u mnie w tym miejscu. Nie możesz nikomu zdradzać mych sekretów, do czasu mej śmierci. Wtedy będziesz miał prawo być mistrzem i samemu uczyć moimi sposobami i naukami. Przysięgnij, że będziesz moim uczniem i będziesz przestrzegał zasad, które właśnie ci rzekłem.
-Przysięgam na swe życie dochować słów twoich.
Zabójstwo i ucieczka
Minęło pięć lat. Alexis już dawno przestał chodzić na codzienne treningi do mistrza, nauczył się od niego jednak nie mało.
Teraz musiał zadecydować o swej przyszłości. Miał do wyboru wiele ścieżek i dróg, lecz wybrał to, co kochał: został myśliwym, który polował na najróżniejsze dzikie zwierzęta. Nie były to ścierwojady czy krwiopijcy, ale orki, trolle, wargi, cieniostwory, zębacze. Chciał zamieszkać w wielkim lesie, rozciągającym swe tereny wokół stolicy królestwa Robara I. Myśl o zamieszkaniu tam zaświtała mu, gdy znudziły go walki na arenie z eksżołnierzami, lub nocne wyprawy i wyłapywanie wilków. Potrzebował większych wrażeń. Chciał żyć na łonie natury. Udał się do swego mistrza i spytał go, co on o tym sądzi.
-A więc podjąłeś już decyzję? – zapytał Gueros.
-Tak. Muszę to przyznać: kocham naturę od urodzenia i żyć z nią chcę w pokoju. Chcę osiąść w lesie otaczającym nasze miasto.
Gueros wytrzeszczył oczy. Nigdy by nie pomyślał, że Alexis może chcieć uczynić rzecz tak szaloną i bezmyślną.
-Czy wiesz, młody człowieku na co się decydujesz? – szepnął. – Martwy Las! Taką nazwę nosi miejsce, w które chcesz się udać! A wiesz dlaczego?
Chłopak pokiwał przecząco głową ze strachem. Nie miał pojęcia nic o zdarzeniach mających miejsce w lesie. Gueros kontynuował:
-Nie słyszałeś nigdy legend, opowiadanych z ust do ust lękliwym szeptem… Kto tam poszedł, nigdy nie wracał. Mówi się o bestiach mieszkających tam, nawet Orkowie się tam nie zapuszczają… Powiadają, że nawet cieniostwory, tak silne i potężne stworzenia żyją w stadach by przeżyć, golemy leśne i kamienne gotowe zabić każdego, atakują z armią ożywieńców… To szaleństwo. Nawet setka uzbrojonych po zęby paladynów nie pożyje tam kilku dni… A co dopiero mówić jednym, samotnym człowieku… Odpuść sobie, Alexisie. Nie idź w pewną śmierć. Tam nic od śmierci nie uchroni.
-Podjąłem już decyzję – rzekł Alexis. – I nie mogę jej zmienić.
Gueros spojrzał na niego oczyma pełnymi bólu.
-Jesteś i byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Jednak wiedzę, że to nieuniknione. Chcesz odjeść… Daj mi swój miecz.
Alexis spojrzał na niego zaskoczony. Czyżby jego mistrz chciał mu odebrać mu oręż, którym zaczynał uczyć się walczyć? Powoli odpiął pochwę i podał ją Guerosowi. Ten zaś odpiął swoją i podał mu ją.
-Jestem z ciebie dumny, Alexisie – rzekł. – Dumny. Od tej pory masz mój miecz, na znak ukończenia u mnie nauki. Walcz nim, jak przystało na mego ucznia.
Alexis nie mógł w to uwierzyć. Wziął oniemiały nową broń i z błyskiem w oczach dobył miecza, aż niebieskie skry poszły z ostrza. Oglądał cal po calu pozłacaną rękojeść, lekki, acz dziwnie błyszczący i ostry kruszec z jakiego broń była zrobiona.
-Półtoraręczny… – powiedział Gueros. – Zrobiony z magicznej rudy, czyli najlepszego kruszcu do tworzenia zbroi i mieczów. Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody. Otrzymałem go za uratowanie królowi życia podczas wojny z orkami. Teraz przeszedł w twoje ręce. Wykorzystaj go w słusznej sprawie. Żegnaj, Alexisie. To była wielka przyjemność uczyć kogoś takiego ja ty. Nie mam na to nadziei, ale chciałbym cię jeszcze zobaczyć.
Alexis wyszedł od swego nauczyciela był zdziwiony jak nigdy dotąd. Otrzymał piękny miecz; nawet nie marzył o takim. Zdziwiły go również słowa Guerosa. Najlepszy uczeń… Jeśli to prawda, to największy zaszczyt jaki w życiu go spotkał.
Wrócił do domu, planując wyruszyć na stałe do lasu po zapadnięciu zmroku. Musiał wymknąć się niepostrzeżenie. Nie chciał nawet myśleć o plotkach jakie by wybuchły gdyby jawnie oświadczył, że idzie zamieszkać w lesie. Nie zniósł by tego. Jeśli mają się skapować, że go nie ma, to dopiero za kilka dni.
Wstał za piętnaście północ. Ostrożnie zszedł z łoża, i zapalił najmniejszą świecę, jaką miał, poczym wyjrzał przez drzwi, chcąc sprawdzić, czy nikt się nie pałęta przypadkiem, ale miasto o tej porze spało. W kamiennych, dużych domach światło się nie paliło nigdzie, niezmącona cisza panowała w mieście. Tu i ówdzie siedział strażnik miejski, pełniący wartę w razie bójek.
Alexis odszedł od okna i zaczął się ubierać. Założył solidną kolczugę, zasłaniającą ciało od szyi w dół. Na to wciągną zwykły strój, by nie zwracać na siebie uwagi. Założył kołczan pełen ręcznie zrobionych przez niego strzał, zakończonych ostrych grotem i długi, cisowy łuk. Przepasał pochwę z mieczem i włożył za pas krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans. Skradając się, wyszedł na dwór.
Była chłodna noc. Świecące na czarnym niebie, rozsiane wszędzie gwiazdy wraz księżycem oświetlały domy i uliczki miasta. Tu i ówdzie czuwali strażnicy, ale Alexis ruszył ciemną, gdzie spodziewał się nie spotkać nikogo. Szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się dookoła.
Nagle usłyszał ciche kroki. Obejrzał się zaskoczony, lecz był otoczony budynkami z jednej strony, a kamiennym murem z drugiej. Światło księżyca i gwiazd zostało przesłonięte. Nic nie widział.
Kroki natomiast słyszał wyraźniej: ktoś biegł w jego stronę. Zacisnął odruchowo pięść na mieczu chcą dobyć go z pochwy, lecz uczynił to sekundę za późno. Został powalony przez potężnie zbudowanego mężczyznę, znacznie większego od niego. Leżąc na ziemi czuł przystawiony zimny sztylet do szyi.
-Dokąd to się wybieramy w środku nocy, co? – syknął mu do ucha nieznajomy. – Zresztą nieważne. Mam coś ważniejszego do wykonania… Gueros dał ci swój miecz! Sam widziałem jak to robił… On jest tyle wart… Dawaj go, a oszczędzę ci życie! No już!
Alexis zrozumiał: człowiek ten śledził go chyba cały czas. Napadł na niego, by odebrać mu miecz Guerosa, który jest na pewną cenną relikwią, wartą mnóstwo złota.
Nie zamierzał na to pozwolić. Był sprawny i gibki toteż zebrał wszystkie siły i błyskawicznie jedną ręką złapał przeciwnika za nadgarstek po czym wykręcając staw, sięgną po łokieć drugą i pod kątem szarpnął w dół. Rozległ się przerażające trzask łamanej kości. Człowiek wygiął się i krzyknął, a wtedy Alexis sięgną po miecz i jednym płynnym ruchem wyjął go z cięciem z ukosa i przeciął mu gardło. Zabulgotało w ustach mężczyźnie, siła ciosu obróciła nim. Zanim padł na ziemię obryzgał wszystko wokół krwią, nie wyłączając Alexisa, który stał oszołomiony zdarzeniem.
Niestety, hałas ten sprowadził strażników miejskich. Natychmiast przybiegło dwóch. Byli odziani w ciężkie, czarno czerwone zbroje z godłem króla na piersiach. Alexis znał ich dobrze. Z tego co pamiętał, byli twardzi i honorowi. Oni również go poznali. Zauważyli też zwłoki i co najgorsze, było to dla nich w tym momencie najważniejsze.
-Zabiłeś go? – spytał jeden z nich.
-Ja się tylko broniłem… – spłoszył się Alexis. – On mnie napadł… ja nic nie zrobiłem, uwierzcie! Mój mistrz, Gueros, poręczy za mnie, przysięgam!
-Gueros nie żyje – rzekł jeden z strażników. – Został zamordowany kilka godzin temu. Nie złapaliśmy zabójców. Uciekli, lecz wiemy, że kryją się gdzieś tutaj… a jeśli to byłeś ty?
-To nie ja! Jak możecie tak mówić?!
-Nawet jeśli nie zabiłeś Guerosa, nie miałeś prawa zabić jego – strażnik w skazał na martwego człowieka ręką. Wyjął kuszę i załadował bełt, celując w Alexisa. To samo uczynił drugi.
-Zgodnie z rozkazem króla, mamy uśmiercać mordercę. Takie jest prawo.
-Ja się broniłem! Ten sukinsyn mnie napadł i przystawił miecz do szyi, ja złapałem go za nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się; sięgnąłem po miecz i ciąłem go w szyję. Ja naprawdę nie chciałem go zabić! Nie jestem mordercą!
Strażnicy zawahali się. Wierzyli chłopakowi, lecz nawet gdyby zaprowadzili go przed oblicze króla, zostałby ścięty. Jeśli by go zostawili tutaj i odeszli, mogliby się narazić na nie przyjemności: a jak ktoś widział tę scenę?
-No dobra – rzekł jeden ze strażników, chowając kuszę. Podszedł do Alexisa i rzekł do niego ściszonym głosem. – Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.
Alexis już miał podziękować, gdy strażnik dość boleśnie wykręcił mu rękę i zaprowadził tak skrępowanego do portu.
Nabrzeże portowe było bardzo duże. Rozjaśniony księżyc rzucał piękny blask na morze, które migotało ze światłem odbijając jego cień wzdłuż lądu. W oddali widoczna była latarnia morka z dającym światło ogniem na górze, Alexis dostrzegł zarzucone sieci rybackie na plaży nieco wschód od miejsca w którym stał, ujrzał też przycumowany wielki statek, galeon, który przewyższał wielkością wszystkie inne, oraz budził podziw i uwagę. Łódź ta należała do paladynów, czyli świętych wojowników boga zwanego Innos.
Chłopak widział port już kiedyś, ale nigdy nie myślał, że będzie musiał uciekać drogą morską na jakąś wyspę za zabójstwo. Strażnik doprowadził go do statku średniej wielkości, którym można było sterować samemu.
Alexis uwolnił się w końcu z silnego chwytu. Rozcierał kości i dziękował stokroć ludziom, którzy złamali własne zasady, własne prawo i narazili się po to, by tylko uratować z rąk śmierci chłopaka, w którego niewinność uwierzyli.
Właśnie stamtąd, w wieku 24 lat, Alexis popłynął na wyspę Khorinis, gdzie miało się wszystko zacząć…
podrawiam
Przysięga i mistrz
Alexis był mężczyzną pochodzącym z kontynentu, o długich czarnych włosach sięgających nieco za ramiona, głównie spiętych z tyłu w kucyk. Miał ciemne, brązowe oczy, rzucające bystre i przenikliwe spojrzenie i lekko pociemniałą karnację od mnóstwa godzin spędzonych na polowaniu. Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności. Najczęściej wykorzystywał w walce ze zwierzętami swoją szybkość i sprawność. Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.
Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. Alexis nie był jednak księciem, lubiącym wygodne łóżko i jedwabną pościel przepięknie na nim posłaną. W przeciwieństwie do rodziców, kochał naturę. Kiedy był mały, wymykał się nocą z domu by zapolować na małą zwierzynę – olbrzymie szczury, mali krwiopijcy, czasem udało mu się pokonać ścierwojada. Biorąc to wszystko pod uwagę, wkrótce nauczył się świetnie strzelać z łuku, oraz jako tako władać mieczem jednoręcznym.
Kiedy podrósł i mógł zadecydować o własnym życiu, pierwsze co zrobił, to poszedł do znanego żołnierza – Guerosa, by ten nauczył go władać mieczem. Alexis wydał całe pieniądze zaoszczędzone od dziecka, gdyż treningi były bardzo drogie. Idąc na pierwsze spotkanie, aż dygotał z podniecenia.
Wszedł na dziedziniec oddzielający plac zewnętrzny od terenów Guerosa. Rozglądając się niepewnie, wszedł do Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa okazała się obskurnym, starym, chłodnym pomieszczeniem. W środku pachniało mchem i czuć było w powietrzu wilgoć, charakterystyczną dla starych piwnic. Ściany były nawet lekko zielonkawe, a przyczepione do nich pochodnie dawały słaby, rozdygotany blask, przez co w środku panował półmrok. Na środku stał drewniany stół, z kilkoma mieczami, a tuż obok niego stał jakiś średniego wzrostu człowiek z mieczem zawieszonym z lewej strony. Był odziany w lekki, przewiewny strój z czarnej tkaniny falującej lekko. Alexisa uderzyło to, iż mężczyzna ma białe włosy rozpuszczone na ramiona. Oboje patrzyli na siebie z wyraźną niechęcią.
-Jeśli nie chcesz przejść przez trening czyniący z ciebie jednego z najlepszych wojowników, wliczając w to członków armii króla, możesz wyjść – odezwał się Gueros ostrym tonem.
-Nie spodziewałem się takich warunków… – zmieszał się Alexis.
-Ciężkich?
-Tak.
-Nie wiesz w takim razie, co to znaczy mieć ciężkie warunki.
Alexis nie spotkał się nigdy z takim zuchwalstwem. Ten człowiek wziął od niego kupę forsy i teraz chce go uczyć w czymś takim? W tej obskurnej norze?
-Rezygnuję – rzekł zimno. – Oddawaj kasę. Mam nadzieję, że nigdy nie ujrzę ponownie ciebie, ani piwnicy przypominającą twą „Salę treningową”.
-Pieniędzy ci nie zwrócę – powiedział Gueros.
Jak Alexis to usłyszał wytrzeszczył oczy.
-Oszust! – krzyknął. – Wyciągnąłeś ode mnie kasę, złodzieju! Oddawaj ją!
-Nie nazywaj mnie tak – szepnął podchodząc Gueros. – Ręczę ci, że jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, gorzko tego pożałujesz.
Alexis cofnął się; czuł przed nim respekt i bał się w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Poza tym, był wściekły. Teraz wiedział na pewno, że nie odzyska straconych pieniędzy. Miał do wyboru dwa wyjścia: uczyć się w tej norze i pożegnać się z dumą, lub wyjść i potem się zemścić. Po wielu namysłach zdecydował się na rozwiązanie. Przemógł się z trudem ze sobą i własnym charakterem.
-Dobrze – rzekł pochylając głowę. – Chcę się u ciebie uczyć, Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros rzekł:
-Dobrze uczyniłeś. Złość i duma nie jest dobrym doradcą. Po jakimś czasie stanie się dla ciebie jasne, dlaczego będziesz się uczył w tej sali. Wkrótce zrozumiesz…
-Dlaczego mi nie wytłumaczysz teraz?
-Jesteś na wiele rzeczy niegotowy.
Alexis pokiwał głową.
-Zaczynajmy – rzekł.
Gueros podszedł do stołu, na którym było położonych kilka mieczy o różnych kształtach i wielkości.
-Pierwszy krok, który musisz postawić, to wybór miecza – powiedział. – Są głównie dwa rodzaje mieczy: jednoręczne i dwuręczne. Działanie tych broni jest proste: broń jednoręczna jest lekka; możesz nią zadawać szybkie ciosy, jednak o niewielkich obrażeniach. Można nią łatwo manipulować.
Zaś broń dwuręczna jest ciężka. Żeby nią władać musisz być silnym wojownikiem. Ale zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; trudno nią przez to sterować. Dlatego trzeba bardzo rozważnie walczyć, ale gdy już trafisz przeciwnika, najprawdopodobniej powalisz go pierwszym ciosem na ziemię.
Jak widzisz jedno i drugie ma swoje plusy i minusy. Musisz zdecydować: broń dwu, albo jednoręczna. Wybór należy do ciebie.
Alexis zawahał się. Gdy usłyszał pierwszą opcję, był pewien którą wybrać, jednak po wysłuchaniu drugiego rozwiązania nie miał pojęcia jaką obrać drogę.
-Co mi radzisz? – spytał swego nauczyciela.
-Nie mogę ci nic radzić – odparł Gueros. – Powiedziałem ci wszystko co wiem na temat tych broni. Nie będę sugerował; musi być to wybór całkowicie samodzielny.
-Hmm… – zamruczał uczeń. – A nie ma czegoś pomiędzy bronią dwuręczną a jedno?
Gueros namyślił się.
-Jest – rzekł po chwili. – Broń półtoraręczna. Jest tak jak jednoręczna, ale znacznie dłuższa. Trzymasz ją jak chcesz. Muszę cię jednak przestrzec, że nie najlepszy jest to wybór. Okazuje się potem, że broń półtoraręczna nie jest ani dobrą jednoręczną ani dobrą dwuręczną.
Zapał Alexisa był tak wielki, że w ogóle mu to nie przeszkadzało.
-Nie szkodzi! – z zapałem rozcierał ręce.
Gueros westchnął i podniósł ze stołu długi, stary miecz, ale wysokiej jakości.
-Jesteś pewien? – spytał.
-Tak!
Mistrz położył na wysuniętych dłoniach Alexisa stary miecz.
-Ta broń – rzekł. – Będzie twoim treningowym orężem. Jest twoja. Noś ją przy sobie zawsze, niech cię chroni. Nie możesz kupić ani użyć żadnego innego miecza niż ten – tak mówi kodeks mego ucznia, który sam ustaliłem. Zapamiętaj te słowa. Od tej pory jestem twoim mistrzem, a ty moim uczniem. Nie możesz pobierać u nikogo innego nauk, jak u mnie w tym miejscu. Nie możesz nikomu zdradzać mych sekretów, do czasu mej śmierci. Wtedy będziesz miał prawo być mistrzem i samemu uczyć moimi sposobami i naukami. Przysięgnij, że będziesz moim uczniem i będziesz przestrzegał zasad, które właśnie ci rzekłem.
-Przysięgam na swe życie dochować słów twoich.
Zabójstwo i ucieczka
Minęło pięć lat. Alexis już dawno przestał chodzić na codzienne treningi do mistrza, nauczył się od niego jednak nie mało.
Teraz musiał zadecydować o swej przyszłości. Miał do wyboru wiele ścieżek i dróg, lecz wybrał to, co kochał: został myśliwym, który polował na najróżniejsze dzikie zwierzęta. Nie były to ścierwojady czy krwiopijcy, ale orki, trolle, wargi, cieniostwory, zębacze. Chciał zamieszkać w wielkim lesie, rozciągającym swe tereny wokół stolicy królestwa Robara I. Myśl o zamieszkaniu tam zaświtała mu, gdy znudziły go walki na arenie z eksżołnierzami, lub nocne wyprawy i wyłapywanie wilków. Potrzebował większych wrażeń. Chciał żyć na łonie natury. Udał się do swego mistrza i spytał go, co on o tym sądzi.
-A więc podjąłeś już decyzję? – zapytał Gueros.
-Tak. Muszę to przyznać: kocham naturę od urodzenia i żyć z nią chcę w pokoju. Chcę osiąść w lesie otaczającym nasze miasto.
Gueros wytrzeszczył oczy. Nigdy by nie pomyślał, że Alexis może chcieć uczynić rzecz tak szaloną i bezmyślną.
-Czy wiesz, młody człowieku na co się decydujesz? – szepnął. – Martwy Las! Taką nazwę nosi miejsce, w które chcesz się udać! A wiesz dlaczego?
Chłopak pokiwał przecząco głową ze strachem. Nie miał pojęcia nic o zdarzeniach mających miejsce w lesie. Gueros kontynuował:
-Nie słyszałeś nigdy legend, opowiadanych z ust do ust lękliwym szeptem… Kto tam poszedł, nigdy nie wracał. Mówi się o bestiach mieszkających tam, nawet Orkowie się tam nie zapuszczają… Powiadają, że nawet cieniostwory, tak silne i potężne stworzenia żyją w stadach by przeżyć, golemy leśne i kamienne gotowe zabić każdego, atakują z armią ożywieńców… To szaleństwo. Nawet setka uzbrojonych po zęby paladynów nie pożyje tam kilku dni… A co dopiero mówić jednym, samotnym człowieku… Odpuść sobie, Alexisie. Nie idź w pewną śmierć. Tam nic od śmierci nie uchroni.
-Podjąłem już decyzję – rzekł Alexis. – I nie mogę jej zmienić.
Gueros spojrzał na niego oczyma pełnymi bólu.
-Jesteś i byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Jednak wiedzę, że to nieuniknione. Chcesz odjeść… Daj mi swój miecz.
Alexis spojrzał na niego zaskoczony. Czyżby jego mistrz chciał mu odebrać mu oręż, którym zaczynał uczyć się walczyć? Powoli odpiął pochwę i podał ją Guerosowi. Ten zaś odpiął swoją i podał mu ją.
-Jestem z ciebie dumny, Alexisie – rzekł. – Dumny. Od tej pory masz mój miecz, na znak ukończenia u mnie nauki. Walcz nim, jak przystało na mego ucznia.
Alexis nie mógł w to uwierzyć. Wziął oniemiały nową broń i z błyskiem w oczach dobył miecza, aż niebieskie skry poszły z ostrza. Oglądał cal po calu pozłacaną rękojeść, lekki, acz dziwnie błyszczący i ostry kruszec z jakiego broń była zrobiona.
-Półtoraręczny… – powiedział Gueros. – Zrobiony z magicznej rudy, czyli najlepszego kruszcu do tworzenia zbroi i mieczów. Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody. Otrzymałem go za uratowanie królowi życia podczas wojny z orkami. Teraz przeszedł w twoje ręce. Wykorzystaj go w słusznej sprawie. Żegnaj, Alexisie. To była wielka przyjemność uczyć kogoś takiego ja ty. Nie mam na to nadziei, ale chciałbym cię jeszcze zobaczyć.
Alexis wyszedł od swego nauczyciela był zdziwiony jak nigdy dotąd. Otrzymał piękny miecz; nawet nie marzył o takim. Zdziwiły go również słowa Guerosa. Najlepszy uczeń… Jeśli to prawda, to największy zaszczyt jaki w życiu go spotkał.
Wrócił do domu, planując wyruszyć na stałe do lasu po zapadnięciu zmroku. Musiał wymknąć się niepostrzeżenie. Nie chciał nawet myśleć o plotkach jakie by wybuchły gdyby jawnie oświadczył, że idzie zamieszkać w lesie. Nie zniósł by tego. Jeśli mają się skapować, że go nie ma, to dopiero za kilka dni.
Wstał za piętnaście północ. Ostrożnie zszedł z łoża, i zapalił najmniejszą świecę, jaką miał, poczym wyjrzał przez drzwi, chcąc sprawdzić, czy nikt się nie pałęta przypadkiem, ale miasto o tej porze spało. W kamiennych, dużych domach światło się nie paliło nigdzie, niezmącona cisza panowała w mieście. Tu i ówdzie siedział strażnik miejski, pełniący wartę w razie bójek.
Alexis odszedł od okna i zaczął się ubierać. Założył solidną kolczugę, zasłaniającą ciało od szyi w dół. Na to wciągną zwykły strój, by nie zwracać na siebie uwagi. Założył kołczan pełen ręcznie zrobionych przez niego strzał, zakończonych ostrych grotem i długi, cisowy łuk. Przepasał pochwę z mieczem i włożył za pas krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans. Skradając się, wyszedł na dwór.
Była chłodna noc. Świecące na czarnym niebie, rozsiane wszędzie gwiazdy wraz księżycem oświetlały domy i uliczki miasta. Tu i ówdzie czuwali strażnicy, ale Alexis ruszył ciemną, gdzie spodziewał się nie spotkać nikogo. Szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się dookoła.
Nagle usłyszał ciche kroki. Obejrzał się zaskoczony, lecz był otoczony budynkami z jednej strony, a kamiennym murem z drugiej. Światło księżyca i gwiazd zostało przesłonięte. Nic nie widział.
Kroki natomiast słyszał wyraźniej: ktoś biegł w jego stronę. Zacisnął odruchowo pięść na mieczu chcą dobyć go z pochwy, lecz uczynił to sekundę za późno. Został powalony przez potężnie zbudowanego mężczyznę, znacznie większego od niego. Leżąc na ziemi czuł przystawiony zimny sztylet do szyi.
-Dokąd to się wybieramy w środku nocy, co? – syknął mu do ucha nieznajomy. – Zresztą nieważne. Mam coś ważniejszego do wykonania… Gueros dał ci swój miecz! Sam widziałem jak to robił… On jest tyle wart… Dawaj go, a oszczędzę ci życie! No już!
Alexis zrozumiał: człowiek ten śledził go chyba cały czas. Napadł na niego, by odebrać mu miecz Guerosa, który jest na pewną cenną relikwią, wartą mnóstwo złota.
Nie zamierzał na to pozwolić. Był sprawny i gibki toteż zebrał wszystkie siły i błyskawicznie jedną ręką złapał przeciwnika za nadgarstek po czym wykręcając staw, sięgną po łokieć drugą i pod kątem szarpnął w dół. Rozległ się przerażające trzask łamanej kości. Człowiek wygiął się i krzyknął, a wtedy Alexis sięgną po miecz i jednym płynnym ruchem wyjął go z cięciem z ukosa i przeciął mu gardło. Zabulgotało w ustach mężczyźnie, siła ciosu obróciła nim. Zanim padł na ziemię obryzgał wszystko wokół krwią, nie wyłączając Alexisa, który stał oszołomiony zdarzeniem.
Niestety, hałas ten sprowadził strażników miejskich. Natychmiast przybiegło dwóch. Byli odziani w ciężkie, czarno czerwone zbroje z godłem króla na piersiach. Alexis znał ich dobrze. Z tego co pamiętał, byli twardzi i honorowi. Oni również go poznali. Zauważyli też zwłoki i co najgorsze, było to dla nich w tym momencie najważniejsze.
-Zabiłeś go? – spytał jeden z nich.
-Ja się tylko broniłem… – spłoszył się Alexis. – On mnie napadł… ja nic nie zrobiłem, uwierzcie! Mój mistrz, Gueros, poręczy za mnie, przysięgam!
-Gueros nie żyje – rzekł jeden z strażników. – Został zamordowany kilka godzin temu. Nie złapaliśmy zabójców. Uciekli, lecz wiemy, że kryją się gdzieś tutaj… a jeśli to byłeś ty?
-To nie ja! Jak możecie tak mówić?!
-Nawet jeśli nie zabiłeś Guerosa, nie miałeś prawa zabić jego – strażnik w skazał na martwego człowieka ręką. Wyjął kuszę i załadował bełt, celując w Alexisa. To samo uczynił drugi.
-Zgodnie z rozkazem króla, mamy uśmiercać mordercę. Takie jest prawo.
-Ja się broniłem! Ten sukinsyn mnie napadł i przystawił miecz do szyi, ja złapałem go za nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się; sięgnąłem po miecz i ciąłem go w szyję. Ja naprawdę nie chciałem go zabić! Nie jestem mordercą!
Strażnicy zawahali się. Wierzyli chłopakowi, lecz nawet gdyby zaprowadzili go przed oblicze króla, zostałby ścięty. Jeśli by go zostawili tutaj i odeszli, mogliby się narazić na nie przyjemności: a jak ktoś widział tę scenę?
-No dobra – rzekł jeden ze strażników, chowając kuszę. Podszedł do Alexisa i rzekł do niego ściszonym głosem. – Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.
Alexis już miał podziękować, gdy strażnik dość boleśnie wykręcił mu rękę i zaprowadził tak skrępowanego do portu.
Nabrzeże portowe było bardzo duże. Rozjaśniony księżyc rzucał piękny blask na morze, które migotało ze światłem odbijając jego cień wzdłuż lądu. W oddali widoczna była latarnia morka z dającym światło ogniem na górze, Alexis dostrzegł zarzucone sieci rybackie na plaży nieco wschód od miejsca w którym stał, ujrzał też przycumowany wielki statek, galeon, który przewyższał wielkością wszystkie inne, oraz budził podziw i uwagę. Łódź ta należała do paladynów, czyli świętych wojowników boga zwanego Innos.
Chłopak widział port już kiedyś, ale nigdy nie myślał, że będzie musiał uciekać drogą morską na jakąś wyspę za zabójstwo. Strażnik doprowadził go do statku średniej wielkości, którym można było sterować samemu.
Alexis uwolnił się w końcu z silnego chwytu. Rozcierał kości i dziękował stokroć ludziom, którzy złamali własne zasady, własne prawo i narazili się po to, by tylko uratować z rąk śmierci chłopaka, w którego niewinność uwierzyli.
Właśnie stamtąd, w wieku 24 lat, Alexis popłynął na wyspę Khorinis, gdzie miało się wszystko zacząć…
podrawiam