Człowiek Z Kontynentu

Lord Viqux

Member
Dołączył
29.6.2005
Posty
316
Dwa pierwsze rozdziały mojego opowiadania, proszę o ocenę :)

Przysięga i mistrz

Alexis był mężczyzną pochodzącym z kontynentu, o długich czarnych włosach sięgających nieco za ramiona, głównie spiętych z tyłu w kucyk. Miał ciemne, brązowe oczy, rzucające bystre i przenikliwe spojrzenie i lekko pociemniałą karnację od mnóstwa godzin spędzonych na polowaniu. Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności. Najczęściej wykorzystywał w walce ze zwierzętami swoją szybkość i sprawność. Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.
Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. Alexis nie był jednak księciem, lubiącym wygodne łóżko i jedwabną pościel przepięknie na nim posłaną. W przeciwieństwie do rodziców, kochał naturę. Kiedy był mały, wymykał się nocą z domu by zapolować na małą zwierzynę – olbrzymie szczury, mali krwiopijcy, czasem udało mu się pokonać ścierwojada. Biorąc to wszystko pod uwagę, wkrótce nauczył się świetnie strzelać z łuku, oraz jako tako władać mieczem jednoręcznym.
Kiedy podrósł i mógł zadecydować o własnym życiu, pierwsze co zrobił, to poszedł do znanego żołnierza – Guerosa, by ten nauczył go władać mieczem. Alexis wydał całe pieniądze zaoszczędzone od dziecka, gdyż treningi były bardzo drogie. Idąc na pierwsze spotkanie, aż dygotał z podniecenia.
Wszedł na dziedziniec oddzielający plac zewnętrzny od terenów Guerosa. Rozglądając się niepewnie, wszedł do Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa okazała się obskurnym, starym, chłodnym pomieszczeniem. W środku pachniało mchem i czuć było w powietrzu wilgoć, charakterystyczną dla starych piwnic. Ściany były nawet lekko zielonkawe, a przyczepione do nich pochodnie dawały słaby, rozdygotany blask, przez co w środku panował półmrok. Na środku stał drewniany stół, z kilkoma mieczami, a tuż obok niego stał jakiś średniego wzrostu człowiek z mieczem zawieszonym z lewej strony. Był odziany w lekki, przewiewny strój z czarnej tkaniny falującej lekko. Alexisa uderzyło to, iż mężczyzna ma białe włosy rozpuszczone na ramiona. Oboje patrzyli na siebie z wyraźną niechęcią.
-Jeśli nie chcesz przejść przez trening czyniący z ciebie jednego z najlepszych wojowników, wliczając w to członków armii króla, możesz wyjść – odezwał się Gueros ostrym tonem.
-Nie spodziewałem się takich warunków… – zmieszał się Alexis.
-Ciężkich?
-Tak.
-Nie wiesz w takim razie, co to znaczy mieć ciężkie warunki.
Alexis nie spotkał się nigdy z takim zuchwalstwem. Ten człowiek wziął od niego kupę forsy i teraz chce go uczyć w czymś takim? W tej obskurnej norze?
-Rezygnuję – rzekł zimno. – Oddawaj kasę. Mam nadzieję, że nigdy nie ujrzę ponownie ciebie, ani piwnicy przypominającą twą „Salę treningową”.
-Pieniędzy ci nie zwrócę – powiedział Gueros.
Jak Alexis to usłyszał wytrzeszczył oczy.
-Oszust! – krzyknął. – Wyciągnąłeś ode mnie kasę, złodzieju! Oddawaj ją!
-Nie nazywaj mnie tak – szepnął podchodząc Gueros. – Ręczę ci, że jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, gorzko tego pożałujesz.
Alexis cofnął się; czuł przed nim respekt i bał się w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Poza tym, był wściekły. Teraz wiedział na pewno, że nie odzyska straconych pieniędzy. Miał do wyboru dwa wyjścia: uczyć się w tej norze i pożegnać się z dumą, lub wyjść i potem się zemścić. Po wielu namysłach zdecydował się na rozwiązanie. Przemógł się z trudem ze sobą i własnym charakterem.
-Dobrze – rzekł pochylając głowę. – Chcę się u ciebie uczyć, Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros rzekł:
-Dobrze uczyniłeś. Złość i duma nie jest dobrym doradcą. Po jakimś czasie stanie się dla ciebie jasne, dlaczego będziesz się uczył w tej sali. Wkrótce zrozumiesz…
-Dlaczego mi nie wytłumaczysz teraz?
-Jesteś na wiele rzeczy niegotowy.
Alexis pokiwał głową.
-Zaczynajmy – rzekł.
Gueros podszedł do stołu, na którym było położonych kilka mieczy o różnych kształtach i wielkości.
-Pierwszy krok, który musisz postawić, to wybór miecza – powiedział. – Są głównie dwa rodzaje mieczy: jednoręczne i dwuręczne. Działanie tych broni jest proste: broń jednoręczna jest lekka; możesz nią zadawać szybkie ciosy, jednak o niewielkich obrażeniach. Można nią łatwo manipulować.
Zaś broń dwuręczna jest ciężka. Żeby nią władać musisz być silnym wojownikiem. Ale zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; trudno nią przez to sterować. Dlatego trzeba bardzo rozważnie walczyć, ale gdy już trafisz przeciwnika, najprawdopodobniej powalisz go pierwszym ciosem na ziemię.
Jak widzisz jedno i drugie ma swoje plusy i minusy. Musisz zdecydować: broń dwu, albo jednoręczna. Wybór należy do ciebie.
Alexis zawahał się. Gdy usłyszał pierwszą opcję, był pewien którą wybrać, jednak po wysłuchaniu drugiego rozwiązania nie miał pojęcia jaką obrać drogę.
-Co mi radzisz? – spytał swego nauczyciela.
-Nie mogę ci nic radzić – odparł Gueros. – Powiedziałem ci wszystko co wiem na temat tych broni. Nie będę sugerował; musi być to wybór całkowicie samodzielny.
-Hmm… – zamruczał uczeń. – A nie ma czegoś pomiędzy bronią dwuręczną a jedno?
Gueros namyślił się.
-Jest – rzekł po chwili. – Broń półtoraręczna. Jest tak jak jednoręczna, ale znacznie dłuższa. Trzymasz ją jak chcesz. Muszę cię jednak przestrzec, że nie najlepszy jest to wybór. Okazuje się potem, że broń półtoraręczna nie jest ani dobrą jednoręczną ani dobrą dwuręczną.
Zapał Alexisa był tak wielki, że w ogóle mu to nie przeszkadzało.
-Nie szkodzi! – z zapałem rozcierał ręce.
Gueros westchnął i podniósł ze stołu długi, stary miecz, ale wysokiej jakości.
-Jesteś pewien? – spytał.
-Tak!
Mistrz położył na wysuniętych dłoniach Alexisa stary miecz.
-Ta broń – rzekł. – Będzie twoim treningowym orężem. Jest twoja. Noś ją przy sobie zawsze, niech cię chroni. Nie możesz kupić ani użyć żadnego innego miecza niż ten – tak mówi kodeks mego ucznia, który sam ustaliłem. Zapamiętaj te słowa. Od tej pory jestem twoim mistrzem, a ty moim uczniem. Nie możesz pobierać u nikogo innego nauk, jak u mnie w tym miejscu. Nie możesz nikomu zdradzać mych sekretów, do czasu mej śmierci. Wtedy będziesz miał prawo być mistrzem i samemu uczyć moimi sposobami i naukami. Przysięgnij, że będziesz moim uczniem i będziesz przestrzegał zasad, które właśnie ci rzekłem.
-Przysięgam na swe życie dochować słów twoich.




Zabójstwo i ucieczka

Minęło pięć lat. Alexis już dawno przestał chodzić na codzienne treningi do mistrza, nauczył się od niego jednak nie mało.
Teraz musiał zadecydować o swej przyszłości. Miał do wyboru wiele ścieżek i dróg, lecz wybrał to, co kochał: został myśliwym, który polował na najróżniejsze dzikie zwierzęta. Nie były to ścierwojady czy krwiopijcy, ale orki, trolle, wargi, cieniostwory, zębacze. Chciał zamieszkać w wielkim lesie, rozciągającym swe tereny wokół stolicy królestwa Robara I. Myśl o zamieszkaniu tam zaświtała mu, gdy znudziły go walki na arenie z eksżołnierzami, lub nocne wyprawy i wyłapywanie wilków. Potrzebował większych wrażeń. Chciał żyć na łonie natury. Udał się do swego mistrza i spytał go, co on o tym sądzi.
-A więc podjąłeś już decyzję? – zapytał Gueros.
-Tak. Muszę to przyznać: kocham naturę od urodzenia i żyć z nią chcę w pokoju. Chcę osiąść w lesie otaczającym nasze miasto.
Gueros wytrzeszczył oczy. Nigdy by nie pomyślał, że Alexis może chcieć uczynić rzecz tak szaloną i bezmyślną.
-Czy wiesz, młody człowieku na co się decydujesz? – szepnął. – Martwy Las! Taką nazwę nosi miejsce, w które chcesz się udać! A wiesz dlaczego?
Chłopak pokiwał przecząco głową ze strachem. Nie miał pojęcia nic o zdarzeniach mających miejsce w lesie. Gueros kontynuował:
-Nie słyszałeś nigdy legend, opowiadanych z ust do ust lękliwym szeptem… Kto tam poszedł, nigdy nie wracał. Mówi się o bestiach mieszkających tam, nawet Orkowie się tam nie zapuszczają… Powiadają, że nawet cieniostwory, tak silne i potężne stworzenia żyją w stadach by przeżyć, golemy leśne i kamienne gotowe zabić każdego, atakują z armią ożywieńców… To szaleństwo. Nawet setka uzbrojonych po zęby paladynów nie pożyje tam kilku dni… A co dopiero mówić jednym, samotnym człowieku… Odpuść sobie, Alexisie. Nie idź w pewną śmierć. Tam nic od śmierci nie uchroni.
-Podjąłem już decyzję – rzekł Alexis. – I nie mogę jej zmienić.
Gueros spojrzał na niego oczyma pełnymi bólu.
-Jesteś i byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Jednak wiedzę, że to nieuniknione. Chcesz odjeść… Daj mi swój miecz.
Alexis spojrzał na niego zaskoczony. Czyżby jego mistrz chciał mu odebrać mu oręż, którym zaczynał uczyć się walczyć? Powoli odpiął pochwę i podał ją Guerosowi. Ten zaś odpiął swoją i podał mu ją.
-Jestem z ciebie dumny, Alexisie – rzekł. – Dumny. Od tej pory masz mój miecz, na znak ukończenia u mnie nauki. Walcz nim, jak przystało na mego ucznia.
Alexis nie mógł w to uwierzyć. Wziął oniemiały nową broń i z błyskiem w oczach dobył miecza, aż niebieskie skry poszły z ostrza. Oglądał cal po calu pozłacaną rękojeść, lekki, acz dziwnie błyszczący i ostry kruszec z jakiego broń była zrobiona.
-Półtoraręczny… – powiedział Gueros. – Zrobiony z magicznej rudy, czyli najlepszego kruszcu do tworzenia zbroi i mieczów. Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody. Otrzymałem go za uratowanie królowi życia podczas wojny z orkami. Teraz przeszedł w twoje ręce. Wykorzystaj go w słusznej sprawie. Żegnaj, Alexisie. To była wielka przyjemność uczyć kogoś takiego ja ty. Nie mam na to nadziei, ale chciałbym cię jeszcze zobaczyć.


Alexis wyszedł od swego nauczyciela był zdziwiony jak nigdy dotąd. Otrzymał piękny miecz; nawet nie marzył o takim. Zdziwiły go również słowa Guerosa. Najlepszy uczeń… Jeśli to prawda, to największy zaszczyt jaki w życiu go spotkał.
Wrócił do domu, planując wyruszyć na stałe do lasu po zapadnięciu zmroku. Musiał wymknąć się niepostrzeżenie. Nie chciał nawet myśleć o plotkach jakie by wybuchły gdyby jawnie oświadczył, że idzie zamieszkać w lesie. Nie zniósł by tego. Jeśli mają się skapować, że go nie ma, to dopiero za kilka dni.


Wstał za piętnaście północ. Ostrożnie zszedł z łoża, i zapalił najmniejszą świecę, jaką miał, poczym wyjrzał przez drzwi, chcąc sprawdzić, czy nikt się nie pałęta przypadkiem, ale miasto o tej porze spało. W kamiennych, dużych domach światło się nie paliło nigdzie, niezmącona cisza panowała w mieście. Tu i ówdzie siedział strażnik miejski, pełniący wartę w razie bójek.
Alexis odszedł od okna i zaczął się ubierać. Założył solidną kolczugę, zasłaniającą ciało od szyi w dół. Na to wciągną zwykły strój, by nie zwracać na siebie uwagi. Założył kołczan pełen ręcznie zrobionych przez niego strzał, zakończonych ostrych grotem i długi, cisowy łuk. Przepasał pochwę z mieczem i włożył za pas krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans. Skradając się, wyszedł na dwór.
Była chłodna noc. Świecące na czarnym niebie, rozsiane wszędzie gwiazdy wraz księżycem oświetlały domy i uliczki miasta. Tu i ówdzie czuwali strażnicy, ale Alexis ruszył ciemną, gdzie spodziewał się nie spotkać nikogo. Szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się dookoła.
Nagle usłyszał ciche kroki. Obejrzał się zaskoczony, lecz był otoczony budynkami z jednej strony, a kamiennym murem z drugiej. Światło księżyca i gwiazd zostało przesłonięte. Nic nie widział.
Kroki natomiast słyszał wyraźniej: ktoś biegł w jego stronę. Zacisnął odruchowo pięść na mieczu chcą dobyć go z pochwy, lecz uczynił to sekundę za późno. Został powalony przez potężnie zbudowanego mężczyznę, znacznie większego od niego. Leżąc na ziemi czuł przystawiony zimny sztylet do szyi.
-Dokąd to się wybieramy w środku nocy, co? – syknął mu do ucha nieznajomy. – Zresztą nieważne. Mam coś ważniejszego do wykonania… Gueros dał ci swój miecz! Sam widziałem jak to robił… On jest tyle wart… Dawaj go, a oszczędzę ci życie! No już!
Alexis zrozumiał: człowiek ten śledził go chyba cały czas. Napadł na niego, by odebrać mu miecz Guerosa, który jest na pewną cenną relikwią, wartą mnóstwo złota.
Nie zamierzał na to pozwolić. Był sprawny i gibki toteż zebrał wszystkie siły i błyskawicznie jedną ręką złapał przeciwnika za nadgarstek po czym wykręcając staw, sięgną po łokieć drugą i pod kątem szarpnął w dół. Rozległ się przerażające trzask łamanej kości. Człowiek wygiął się i krzyknął, a wtedy Alexis sięgną po miecz i jednym płynnym ruchem wyjął go z cięciem z ukosa i przeciął mu gardło. Zabulgotało w ustach mężczyźnie, siła ciosu obróciła nim. Zanim padł na ziemię obryzgał wszystko wokół krwią, nie wyłączając Alexisa, który stał oszołomiony zdarzeniem.
Niestety, hałas ten sprowadził strażników miejskich. Natychmiast przybiegło dwóch. Byli odziani w ciężkie, czarno czerwone zbroje z godłem króla na piersiach. Alexis znał ich dobrze. Z tego co pamiętał, byli twardzi i honorowi. Oni również go poznali. Zauważyli też zwłoki i co najgorsze, było to dla nich w tym momencie najważniejsze.
-Zabiłeś go? – spytał jeden z nich.
-Ja się tylko broniłem… – spłoszył się Alexis. – On mnie napadł… ja nic nie zrobiłem, uwierzcie! Mój mistrz, Gueros, poręczy za mnie, przysięgam!
-Gueros nie żyje – rzekł jeden z strażników. – Został zamordowany kilka godzin temu. Nie złapaliśmy zabójców. Uciekli, lecz wiemy, że kryją się gdzieś tutaj… a jeśli to byłeś ty?
-To nie ja! Jak możecie tak mówić?!
-Nawet jeśli nie zabiłeś Guerosa, nie miałeś prawa zabić jego – strażnik w skazał na martwego człowieka ręką. Wyjął kuszę i załadował bełt, celując w Alexisa. To samo uczynił drugi.
-Zgodnie z rozkazem króla, mamy uśmiercać mordercę. Takie jest prawo.
-Ja się broniłem! Ten sukinsyn mnie napadł i przystawił miecz do szyi, ja złapałem go za nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się; sięgnąłem po miecz i ciąłem go w szyję. Ja naprawdę nie chciałem go zabić! Nie jestem mordercą!
Strażnicy zawahali się. Wierzyli chłopakowi, lecz nawet gdyby zaprowadzili go przed oblicze króla, zostałby ścięty. Jeśli by go zostawili tutaj i odeszli, mogliby się narazić na nie przyjemności: a jak ktoś widział tę scenę?
-No dobra – rzekł jeden ze strażników, chowając kuszę. Podszedł do Alexisa i rzekł do niego ściszonym głosem. – Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.
Alexis już miał podziękować, gdy strażnik dość boleśnie wykręcił mu rękę i zaprowadził tak skrępowanego do portu.
Nabrzeże portowe było bardzo duże. Rozjaśniony księżyc rzucał piękny blask na morze, które migotało ze światłem odbijając jego cień wzdłuż lądu. W oddali widoczna była latarnia morka z dającym światło ogniem na górze, Alexis dostrzegł zarzucone sieci rybackie na plaży nieco wschód od miejsca w którym stał, ujrzał też przycumowany wielki statek, galeon, który przewyższał wielkością wszystkie inne, oraz budził podziw i uwagę. Łódź ta należała do paladynów, czyli świętych wojowników boga zwanego Innos.
Chłopak widział port już kiedyś, ale nigdy nie myślał, że będzie musiał uciekać drogą morską na jakąś wyspę za zabójstwo. Strażnik doprowadził go do statku średniej wielkości, którym można było sterować samemu.
Alexis uwolnił się w końcu z silnego chwytu. Rozcierał kości i dziękował stokroć ludziom, którzy złamali własne zasady, własne prawo i narazili się po to, by tylko uratować z rąk śmierci chłopaka, w którego niewinność uwierzyli.
Właśnie stamtąd, w wieku 24 lat, Alexis popłynął na wyspę Khorinis, gdzie miało się wszystko zacząć…

podrawiam
 

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Witaj.
- wrażenia
Cóż, opowiadanie zaczyna się bardzo słabo. Początkowe losy bohatera są dosyć zabawnie proste i nie ma konkretnego powodu, dla którego chciałby opuścić miasto. Owszem, piszesz, że kocha naturę i tak dalej, no ale mogłeś dodać coś więcej, aby zbudować wokół tego klimat. Opowiadanie spodobało mi się dopiero na końcu - gdy zaczyna się jakaś akacja, za co dostajesz u mnie plus, gdyż dobry był opis walki z tym "nieznajomym" napastnikiem. Natomiast totalnie zabawnie wyszedł jeden ze strażników. To co powiedział było bardzo nieprawdopodobne jak na honorowego człowieka, strażnika... no i jak na sytuację. Generalnie wszystkie twoje postacie mówią w ten sam sposób.


- znalezione błędy
Dużo. Powiem tylko o powtórzeniach: siła, zręczność, szybkość, małą, mieczem, stał, mieczem, możesz, obrażenia, uczniem, chcę, las, nawet, śmierć, mu, błyskiem, - co najmniej każde z tych strzeliłeś dwa razy w różnej odmianie. Poza tym pojawiło się u ciebie słowo "skapował" - nie stosuj mowy potocznej. Do wulgaryzmów nic nie mam, pasują, tylko musisz nadać dynamizmu akcji. Inne:
CYTAT
Wstał za piętnaście północ

CYTAT
pełniący wartę w razie bójek
- troch? bez sensu
CYTAT
krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans
- miałeś na myśli rzucanie sztyletem? Czy dobijanie ofiary?


- porady/uwagi
Czytaj dużo i pisz dużo, ale nigdy na siłę. Nie ograniczaj się też tylko do pisania fantastyki związanej z Gothicem - napisz coś od siebie, wymyśl jakąś krainę, przygodę i tak dalej... Jeśli trochę popracujesz, to może być ciekawie ;)


- ocena opowiadania
Błędów nie wliczam, bo sam je walę na potęgę. Natomiast ocenię pomysł i jego realizację. Zatem:
3/10 za pomysł - nic nowego, Gothic, postać też nie jest nadzwyczajna, jedynie co można dodać, to że pomieszałeś na końcu losy bohatera. Czekam co będzie dalej ;)
-5/10 za wykonanie - trochę wionie nudą, czytelnik ożywa niejako dopiero pod koniec. Zbyt mała różnorodność w opisie świata i cech bohatera.


Generalnie:
4/10
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
-Wrażenia:
Prosta fabuła, czasami wręcz niewiarygodna, aczkolwiek ciekawa. Podobają mi sie opisy (jeśli nie liczyć tych powtórzeń itp). Trochę głupio zrobiłeś wpieprzając w fabułę dwójki (jak mi się zdaje) twoją historię. Ale pożyjemy, zobaczymy. Masz + u mnie, gdyż lubię opowiadanka z Gothica.

-Znalezione błędy:
CYTAT
Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności.

Powtórzenie?

CYTAT
Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.

To nie gra, mogłeś napisać "szybkie, ale słabe ciosy".

CYTAT
Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa

Znasz jakieś inne określenie niż sala treningowa?

CYTAT
Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros

Znasz inne określenia?:>

CYTAT
zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach;

Nie czasem wykorzystując?

Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody.
Lol?

CYTAT
bardzo potrzebny w walce na dystans.

A łuk się przydaje w walce wręcz :p.

CYTAT
wyjął go z cięciem z ukosa

Raczej "pod ukos".

CYTAT
a nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się;

Dwa "i"? Ja bym tam widział przecinek.

CYTAT
Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.

Nieprawdopodobne ;). Za bardzo niewiarygodne zdarzenie. To nie bajka.

-Porady:

Nie rób tego, co wyżej ci wytknąłem.

-Ocena:
Za dużo błędów. 5/10
 

Lord Sado

Member
Dołączył
12.8.2005
Posty
398
Wrażenia:

No cóż... na poczatku zbytnio mnie nie zaciekawiło. Później było coraz lepiej. Najbardziej w Twoim opowiadaniu podobają mi się opisy, są bardzo klimatyczne i dobre. Za to duży minus, stanowią błędy w opowiadaniu. Jak poprzednicy zauważyłem dość sporo powtórzeń, co daje -.


Błędy:


Jak widać, prawie wszystkie błędy wymienili poprzednicy. Źle, że używasz takich określeń jak "siła, wytrzymałość, zręczność; ale o małych obrażeniach." gdyż to nie jest gra, lecz opowiadanie. Bardzo zdziwło mnie także zachowanie strażników, gdyż wątpię, by dali tak o statek...

Porady:

Staraj się unikać błędów. Jeżeli będziesz tak pisał nadal to nie będzie dobrze. Utrzymuj dalej ten klimat w opisach i staraj się bardziej urazmaicać opo.


Ocena:

Hmm... było sporo błędów, ale nawet mnie wciągnąło -6/10
 

Lord Viqux

Member
Dołączył
29.6.2005
Posty
316
Dziękuję wszystkim za oceny, bardzo się przydadzą z pewnością :)
Następna część opowiadania.


Niebezpieczeństwa morza

Gdy Alexis wypływał samotnie statkiem w ciemne morze nie miał zbyt pewnej miny. Jego obawa była dość uzasadniona: potwory morskie grasowały na morzach kontynentu od wielu wieków. Na lądzie nie bał się zmierzyć nawet z trollem, ale płynąc niewielkim statkiem… Gdyby nagle jakaś bestia wyskoczyła z otwartą paszczą, pożerając łódź, jego miecz na wiele by się nie zdał. Nie był ową sytuacją zachwycony. Pragnął jak najszybciej dostać się na wyspę Khorinis, by wreszcie dotknąć stopami upragnionego, stałego lądu.
Po kilku godzinach wsłuchiwania się w głuchy odgłos uderzania nie wielkich fal o kadłub statku ogarnęła go senność. Już zaczął się układać do upragnionego snu, ale przypomniał sobie słowa strażnika, który podarował mu statek: „Nie śpij, dopóki nie ujrzysz światła z latarni morskiej. Morskie fale mogą cię zgubić, jeśli nie będziesz pilnował kursu. Jak zobaczysz latarnię ustaw stery i popłyń ku niej. Dopiero na lądzie będziesz bezpieczny. Tam odpoczniesz i zaczniesz nowe życie.”
Alexis zmęczony ochlapał sobie twarz w zimnej wodzie i parskając rozejrzał się dookoła z nadzieją, chcąc ujrzeć ogień z latarni na wyspie. Długo czekał, nieświadomy, że fale z coraz większą siłą wstrząsały statkiem. Zbudził się silny, nieprzyjemny wiatr, wiejący gwałtownymi porywami, wzbudzając fale i podnosząc je w górę. Nadchodził sztorm.
Alexis nagle z przerażeniem zobaczył, że statek jest zalany wodą. Ocknął się zdziwiony i oszołomiony: wbrew woli zasnął, oparłszy głowę o ster. Teraz dopadł go sztorm, a konkretniej jego wysłannicy: fale z pianą na szczycie, podchodzące coraz wyżej, z ogromną siłą uderzające o drewnianą łódź. Coraz większe nadchodziły z odgłosem, który trudno sobie wyobrazić: niebieski, podchodzący coraz wyżej kształt wspinał się wysoko, zwiększając szum narastający z bliskością. Wreszcie wielka fala gruchnęła o statek, prawie posyłając go na dno. Drewniane deski trzeszczały z oporem, fala uderzyła o nie z trzaskiem. Alexis został wyrzucony na wodę, ale przytrzymał ręką kadłub. Z trudem wciągną się na posadzkę, gdy nagle kolejna porcja rozwścieczonej wody walnęła z impetem w łódź, chcąc ją zniszczyć. Statek był bezsilny wobec porażającej siły morza. Fala zaczęła unosić łódź coraz wyżej i wyżej, coraz bardziej przewracając ją w bok.
-Nieeeee!!!
Alexis w akcie rozpaczy rzucił się na ster, przesuwając żagle, by uniemożliwić przewrócenie łodzi. Udało się! Cud go uratował. Fala przeszła, a wymęczony młodzieniec odetchnął z ulgą. W tym momencie dostrzegł z daleka migający promyk ognia. Gdy dotarło do niego co to jest, zaczął krzyczeć z radości.
-Jeeest!!! – darł się w niebo. – Latarnia morska!!! Pokonałem sztorm!! Dostałem się na Khorinis!
Wtem gigantyczna fala uderzyła w statek z hukiem. Grube, namoczone deski trzeszczały stawiając opór błękitnej wodzie, lecz niewytrzymały. Rozległ się głośny i gwałtowny trzask, a fala wdarła się na pokład, zalewając wszystko. Nadeszła druga, jej siła przewróciła już strzaskany statek do góry dnem. Woda od razu wyrzuciła Alexisa daleko za statek, w głąb fal. Uderzył o twardą powierzchnię morza plecami, spadł z dużej wysokości. Porażony piekielnym bólem, który narastał w jego głowie i na całym ciele, stracił świadomość.


-Co się stało? Jak ten szczur przeżył… jeśli płynął sam, a jego statek zatonął podczas sztormu, to jakim cudem on żyje?
-Adanos go uratował…
-Zamknij się! Ja nie wierzę w Adanosa. Bogowie nie istnieją. Ani Innos, ani Beliar, ani Adanos.
-Kapitanie, co mielibyśmy się przejmować, jak on przeżył? Farta miał i tyle.
-Bill ma rację. Najważniejsze, że dzięki niemu będzie się można obłowić. Ile ten miecz może być wart!
-Pewnie kupę szmalu… Jak się błyszczy…
Alexis słyszał różne głosy nad sobą, nie zdając sobie sprawy z tego, co one znaczą. Był strasznie potłuczony, w jego głowie huczało, z trudem brał powietrze w płuca. Nie wiedział gdzie jest, co się stało i co się dzieje. Z trudem rozgarnął rękoma czarne włosy, opadające na twarz. Otworzył oczy.
Leżał na pokładzie na jakimś statku. Całe jego ubranie nasączone było wodą i wciskało w drewno wilgoć. Niebo ożywczo błękitne i bez jednej chmurki, pozwalało stwierdzić, że wstał nowy dzień. Słońce na środku nieba świeciło tak oślepiająco, że stało się nie do zniesienia. Chciał zasłonić światło ręką, lecz nie miał sił, by ją unieść. Spojrzał w bok.
Po jego lewej stronie stało kilka wielkich beczek i skrzyń, a po między nimi dwie armaty.
Po prawej zaś Alexis zobaczył wielki maszt, z którego zdjęto jednak żagle. Tuż obok, na sznurku wisiała flaga białej czaszki z dwoma szablami na czarnym tle. Wszędzie stały armaty, koło nich postawione skrzynie dawały jasno do zrozumienia, że jest w nich proch i amunicja. Alexisa otaczał tłum dziwnych ludzi. Mieli czerwono czarne zbroje, lub brązowo czarne kolczugi. Kilku z nich miało czerwone chusty zawiązane na głowach, a jeden człowiek zwracał na siebie szczególną uwagę. Miał na głowie wygięty kapelusz, zasłaniający czarną chustę, spod której wystawała opaska zasłaniająca lewe oko. Miał przepasaną krzywą szablę i odziany był w szczególnie zdobioną zbroję. Na odsłoniętym lewym ramieniu nosił tatuaż czaszki.
Niektórzy z ludzi mieli rapiery, czyli bardzo dobre miecze z pozłacanymi rękojeściami. Wielu trzymało w garściach spore butelki z rożnymi trunkami. Śpiewali, darli się w najlepsze nie zwracając na nic uwagi. Jeden przekrzykiwał drugiego. Panował wielki gwar, rozgardiasz i hałas.
Alexis dopiero teraz zrozumiał na czyim statku jest i kim są ci ludzie. Piraci. Słynęli z pijaństwa i dzikiego pożądania do złota.
Młodzieniec odruchowo sięgnął po miecz. Wtedy dopiero spostrzegł, że nie ma go przy sobie. Ogarnęła go tak wściekłość, że nie zważając na straszny ból głowy i stłuczenie ciała, poderwał się na nogi.
Wśród piratów, zapanowało poruszenie, niektórzy wyjęli broń. Z tłumu wyszedł wystąpił człowiek z tatuażem. Kapitan załogi. To nie mógł być nikt inny.
-Jestem Greg – powiedział szyderczo pirat.
-Co mnie to obchodzi? – warknął Alexis. – Oddawaj mój miecz!
Greg spojrzał na niego tak, jak patrzy ojciec na niesfornego syna.
-Chłopcze – rzekł z westchnieniem. – Przestań pyskować, bo skończysz jako kawałek mięsa, rzucony na pożarcie jaszczurom. Zrozumiałeś? – Alexis uniósł brwi. – A co do twego miecza… chyba nie sądzisz, że oddamy ci go tak po prostu? Uratowaliśmy ci życie, szczurze lądowy, więc chyba jesteś nam coś winien – uśmiechnął się szeroko. – Staniesz się odtąd naszym niewolnikiem.
Alexis zacisnął szczęki ze złości. Te żałosne śmiecie, pijaki uważają go za coś gorszego?!
Greg kontynuował:
-Witaj na naszym pokładzie. Ta dziecinka – stuknął mieczem w pokład statku. – Zwie się Szybki Śledź. Ta nazwa ma uczcić wspaniały trunek, przyrządzony przez jednego z naszych…
-Ty sukinsynu – syknął Alexis. – Jeśli masz choć krztę honoru, daj mi mój miecz. Wtedy się policzymy. Z chęcią zetnę ci ten obmierzły łeb!
Z twarzy Grega zniknął uśmiech. Podszedł do Alexis i walnął go w twarz tak mocno, że ten obrócił się i upadł na podłogę.
Rozległ się szyderczy śmiech piratów, rozbrzmiewający długo. Niektórzy podeszli do młodzieńca, oblewali go winem, piwem i różnymi gorzałkami. Poleciał w jego stronę wiele butelek. Wszyscy śmiali się z niego wciąż i wciąż. Alexis nigdy nie został tak upokorzony. Teraz już dygotał z furii. Najgorsza była ta bezsilność, która dodawała szału i przelewała gorycz.
Kapitan jeszcze postanowił się zabawić. Złapał młodzieńca za kark, podniósł go i obrócił, napotykając nienawistne spojrzenie. Greg trzymał go teraz za szyję, śmiejąc się ze wszystkimi, nieświadom, że jego ofiara znalazł w tym swą szansę.
Alexis zrobił to bardzo szybko. Zamachnął się i z całej siły walnął pirata w twarz. Ten zachwiał się, a wtedy chłopak doskoczył do niego, wyjął jego szablę i zasłaniając się nim przyłożył ostrze do szyi. Gdyby poszły w ruch bełty i strzały, kapitan by zginął. Beztroska hałastra zastygła w szoku, niektórzy z mieczami w rękach. Sam kapitan był oszołomiony, gdy Alexis przyciskając szablę do jego szyi zawołał:
-Jak ktoś zbliży się na choćby krok, poderżnę mu gardło!
Chłopak z radością i jakimś uniesieniem zrozumiał, że mając w rękach życie kapitana, może zrobić z piratami co zechce. Miał jednak inne plany.
-Kapitanie – syknął Gregowi do ucha. – Panie mój, twój niewolnik prosi cię o spełnienie prośby: chciałbym odzyskać mój miecz. Jak mi go nie oddasz, zaraz na Szybkiego Śledzia wycieknie twoja krew.
Greg nie był dumnym głupcem, gotowym poświęcić życie za honor, toteż wydał rozkaz, by dano Alexisowi jego miecz. Piraci spełnili polecenie.
-Świetnie – młodzieniec z szerokim uśmiechem włożył miecz za pas. – Śmiecie, świnie, żałosne pijaki! – zawołał. – Bardzo miły czas z wami spędziłem. Jesteście tacy głupi, że aż śmieszni. Wasz kapitan walnął mnie w twarz. Patrzcie teraz uważnie: oddam mu i co najlepsze, zrobię to z wielką przyjemnością! – Alexis obrócił kapitana i ciął szablą po jego twarzy. Rozciął mu policzek, nos i wargę. Zaczęła ciec krew z ran, a chłopak wykorzystał to i popchnął Grega na piratów, wyrzucił jego szablę w morze, a sam złapał pierwszą lepszą, leżącą luzem deskę i wskoczył do morza. Wlazł na drewno i nie oglądając się za siebie, szybko wiosłował rękami, by znaleźć się jak najdalej od pirackiego statku.
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
-Wrażenia:
Fabuła nadal jest banalna i bajkowa! Po prostu to jest niemożliwe. Ej, on sam kierował statkiem? Tego trzeba się nauczyć. Jest pewna nie styczność fabuły. Po za tym, z takim ekwipunkiem powinien opaść na dno bardzo szybko. Jednak błędów jest już mniej.

-Znalezione błędy:
(niektóre z nich)
CYTAT
Niektórzy z ludzi mieli rapiery, czyli bardzo dobre miecze z pozłacanymi rękojeściami.

LOL!

CYTAT
Rozciął mu policzek, nos i wargę.

Co to magia jakaś? Poucz się matematyki, raczej chyba nie tnie się parabolą ;].

-Porady:
Popraw fabułę, bo jest marna i nieprawdopodobna.

-Ocena:
Jest dużo mniej błędów, ale i tragiczniejsza akcja. +5/10
 
Do góry Bottom