Jestem jak widac nowym userem...dlatego prosze o wzgledną wyrozumiałość...wzgledem mojego opowiadania...nie znam jeszcze waszych gustów itp...lecz każda krytyke...obiektywna przyjme za dobrą monete...czyli proszę...czytajcie...troszke przykrutkie ale bedzie następna część:
CHRZEST
Były to czasy kiedy to Bezimienny walczył ze smokami i całe Khorinis bało się o swoją przyszłość, mieszkańcy wyspy owszem wiedzieli, że na kontynencie trwa wyniszczająca wojna z orkami, jednak ich zdaniem problemy, które oni mieli, przerastały wydarzenia z kontynentu.
Jednak na kontynencie było tragicznie, orkowie oblegali stolicę, i wszelkie większe miasta, bo wsie i małe osady były już pod ich władzą.
Jednak w górach Olarin kryła się mała, prawie zapomniana, forteca. Orkowie o niej nic nie wiedzieli, jednak jej mieszkańcy dawno odcięci od świata, czekali na koniec. Ale kiedy przez pół roku, w okolicach ich gór nie zauważono żadnego orka ludzie zaczęli myśleć, że zagłada ominie ich. I tak oto w do tej pory zorganizowane wojska wkradło się rozluźnienie i pewność siebie przekraczająca normalne granice. Wojsko popadło w dezorganizacje i pijaństwo, a ludzie pewni swego przymykali na to oczy, twierdząc nawet, że należy im się.
Jednak jeden ze strażników, Artilius dobrze wiedział, że to złudna cisza przed burzą, dlatego narzucił sobie i jedynemu synowi taką dyscyplinę, że niektórzy sąsiedzi twierdzili, iż zwariował, jednak Artilius i Braceru( jego syn) nie zważali na to, tylko trenowali, przed przyszłą bitwą.
Braceru miał już 16 lat, co czyniło go pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Był dumny ze swego ojca i mimo tego, że jego koledzy naśmiewali się z niego, trenował wojaczkę. Pewnego dnia Rada Qalis, czyli rada rządząca nakazała Artiliusowi, aby udał się na przeszpiegi na terytorium orków. Radzie tak naprawdę nie chodziło o to aby zdobyć informacje, tylko o to żeby usunąć, denerwującego wszystkich strażnika. Artilius wiedział o tym, ale nie miał wyboru, bo nakaz rady trzeba było realizować nie zależnie od tego jak był niebezpieczny. Tak więc Artilius zostawił dom pod opieka Braceru, a jego samego pobłogosławił w imię Innosa.
Otwarto bramy i strażnik wyszedł, Braceru jeszcze długi czas odprowadzał go wzrokiem, nawet wtedy kiedy jego ojciec zniknął już za zakrętem.
Dni mijały, a Artilius wędrował, aż pewnej nocy obudził go ryk orka, kiedy otworzył oczy zobaczył własną twarz odbijająca się w oczach orka...po chwili stracił przytomność. Kiedy się obudził stwierdził, że leży na ziemi i jest skrępowany sznurami. Poczuł zapach mokrej skóry i zobaczył, że znajduje się w orkowym namiocie. Zza ściany dochodziły go odgłosy bełkotliwej rozmowy orków. Po chwili na zewnątrz wybuchło jakieś zmieszanie, a zaraz potem do jego namiotu zajrzał ork szaman i odezwał się do niego w ludzkiej, choć zniekształconej, mowie- Ty być więzień wielki szaman orków Kor-tak, ty teraz powiedzieć, czemu przyjść na nasza ziemia i robić długie ucho, bo inaczej Kor-tak wlać w twoje żyły ogień!!! Ogień w żyły nie zabijać, ale boleć, że człowiek chcieć umrzeć- Artilius jednak nie dał się zastraszyć i nie miał zamiaru niczego zdradzać, powiedział tylko- Niczego ode mnie nie usłyszysz, nigdy...ty bydlaku- Kor-tak nie wyglądał na zdziwionego powiedział tylko- Człowiek jeszcze mówić, mówić nawet więcej niż my chcieć, a teraz człowiek posmakować ogień- i mówiąc to zmusił go do wypicia dziwnego eliksiru. Artilius zaczął się wić i skręcać z bólu. Krzyczał tak głośno, że po chwili zdarł sobie gardło. Kor-tak stał i się śmiał. I tak było codziennie. W końcu zmęczony Kor-tak sięgnął po ostateczne środki, wziął ostatni zwój kontroli umysłu i rzucił czar na Artiliusa... a ten nie wiedząc co robi wyjawił mu wszystkie sekrety, włącznie z położeniem fortecy. Po tym Kor-tak wypuścił go, aby wrócił do osady. Artilius myślał, że może ork okazał mu litość, ale mylił się ponieważ Kor-tak wysłał go do domu, ale pozostawił go pod wpływem czaru. Kor-tak wiedział, że w odpowiednim momencie ktoś w osadzie zabije jej przywódcę...
Tymczasem Artilius wrócił do domu, może nie cały i zdrowy, ale żył. Braceru cieszył się jak nigdy. Jednak do czasu.
Pewnej deszczowej nocy góry rozbrzmiały echem bębnów. Ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Aż zwiadowca nie wrócił i nie powiedział, że orkowie ich znaleźli. Wojsko nie było na to przygotowane i tylko Artilius i syn byli gotowi do walki. Ludzie w panice krzyczeli, czemu byli tacy ślepi, czemu nie słuchali Artiliusa, czemu nie byli gotowi. Teraz było już za późno. Orkowie w mgnieniu oka znaleźli się pod murami miasta, ciągnąc olbrzymi taran. Bum, Bum...dwa uderzenia wystarczyły i brama padła. Orkowie zaczęli wyrzynać biednych mieszkańców, jednak dopóki władca żył, ludzie mieli nadzieję, na ocalenie. Władcy mieli pilnować Artilius i Braceru, jedyni mężczyźni zdolni do walki. Jednak nagle Artilius rzucił się na władcę miasta z mieczem w ręku i obłędem w oczach, to Kor-tak aktywował ponownie zaklęcie kontroli umysłu i nakazał Artiliusowi zabić władcę.
Braceru pamiętając słowa ojca, że najważniejsze jest to aby miasto przetrwało i widząc magiczny obłęd w oczach ojca...wiedział co musi zrobić...ojciec nigdy nie chciałby być sprawca zagłady swego miasta...Braceru musiał zabić ojca...miecz wszedł łatwo między żebra...Artilius padł...jednak zanim wyzionął ducha podziękował synowi.
I tak dzięki poświęceniu Braceru...ludzie nie stracili nadziei...a razem ze wschodem słońca...przybył ratunek w postaci magów ognia.
Po wygranej bitwie ludzie opłakiwali zmarłych, szczególnie zaś Artiliusa...ale cieszyli się też, że żyją. Jeden Braceru nie cieszył się tylko płakał...przeszedł swój chrzest bojowy...zabił własnego ojca....
PROSZĘ O KOMENTARZE, a po dalszy ciąg zapraszam do tematu Zemsta
CHRZEST
Były to czasy kiedy to Bezimienny walczył ze smokami i całe Khorinis bało się o swoją przyszłość, mieszkańcy wyspy owszem wiedzieli, że na kontynencie trwa wyniszczająca wojna z orkami, jednak ich zdaniem problemy, które oni mieli, przerastały wydarzenia z kontynentu.
Jednak na kontynencie było tragicznie, orkowie oblegali stolicę, i wszelkie większe miasta, bo wsie i małe osady były już pod ich władzą.
Jednak w górach Olarin kryła się mała, prawie zapomniana, forteca. Orkowie o niej nic nie wiedzieli, jednak jej mieszkańcy dawno odcięci od świata, czekali na koniec. Ale kiedy przez pół roku, w okolicach ich gór nie zauważono żadnego orka ludzie zaczęli myśleć, że zagłada ominie ich. I tak oto w do tej pory zorganizowane wojska wkradło się rozluźnienie i pewność siebie przekraczająca normalne granice. Wojsko popadło w dezorganizacje i pijaństwo, a ludzie pewni swego przymykali na to oczy, twierdząc nawet, że należy im się.
Jednak jeden ze strażników, Artilius dobrze wiedział, że to złudna cisza przed burzą, dlatego narzucił sobie i jedynemu synowi taką dyscyplinę, że niektórzy sąsiedzi twierdzili, iż zwariował, jednak Artilius i Braceru( jego syn) nie zważali na to, tylko trenowali, przed przyszłą bitwą.
Braceru miał już 16 lat, co czyniło go pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Był dumny ze swego ojca i mimo tego, że jego koledzy naśmiewali się z niego, trenował wojaczkę. Pewnego dnia Rada Qalis, czyli rada rządząca nakazała Artiliusowi, aby udał się na przeszpiegi na terytorium orków. Radzie tak naprawdę nie chodziło o to aby zdobyć informacje, tylko o to żeby usunąć, denerwującego wszystkich strażnika. Artilius wiedział o tym, ale nie miał wyboru, bo nakaz rady trzeba było realizować nie zależnie od tego jak był niebezpieczny. Tak więc Artilius zostawił dom pod opieka Braceru, a jego samego pobłogosławił w imię Innosa.
Otwarto bramy i strażnik wyszedł, Braceru jeszcze długi czas odprowadzał go wzrokiem, nawet wtedy kiedy jego ojciec zniknął już za zakrętem.
Dni mijały, a Artilius wędrował, aż pewnej nocy obudził go ryk orka, kiedy otworzył oczy zobaczył własną twarz odbijająca się w oczach orka...po chwili stracił przytomność. Kiedy się obudził stwierdził, że leży na ziemi i jest skrępowany sznurami. Poczuł zapach mokrej skóry i zobaczył, że znajduje się w orkowym namiocie. Zza ściany dochodziły go odgłosy bełkotliwej rozmowy orków. Po chwili na zewnątrz wybuchło jakieś zmieszanie, a zaraz potem do jego namiotu zajrzał ork szaman i odezwał się do niego w ludzkiej, choć zniekształconej, mowie- Ty być więzień wielki szaman orków Kor-tak, ty teraz powiedzieć, czemu przyjść na nasza ziemia i robić długie ucho, bo inaczej Kor-tak wlać w twoje żyły ogień!!! Ogień w żyły nie zabijać, ale boleć, że człowiek chcieć umrzeć- Artilius jednak nie dał się zastraszyć i nie miał zamiaru niczego zdradzać, powiedział tylko- Niczego ode mnie nie usłyszysz, nigdy...ty bydlaku- Kor-tak nie wyglądał na zdziwionego powiedział tylko- Człowiek jeszcze mówić, mówić nawet więcej niż my chcieć, a teraz człowiek posmakować ogień- i mówiąc to zmusił go do wypicia dziwnego eliksiru. Artilius zaczął się wić i skręcać z bólu. Krzyczał tak głośno, że po chwili zdarł sobie gardło. Kor-tak stał i się śmiał. I tak było codziennie. W końcu zmęczony Kor-tak sięgnął po ostateczne środki, wziął ostatni zwój kontroli umysłu i rzucił czar na Artiliusa... a ten nie wiedząc co robi wyjawił mu wszystkie sekrety, włącznie z położeniem fortecy. Po tym Kor-tak wypuścił go, aby wrócił do osady. Artilius myślał, że może ork okazał mu litość, ale mylił się ponieważ Kor-tak wysłał go do domu, ale pozostawił go pod wpływem czaru. Kor-tak wiedział, że w odpowiednim momencie ktoś w osadzie zabije jej przywódcę...
Tymczasem Artilius wrócił do domu, może nie cały i zdrowy, ale żył. Braceru cieszył się jak nigdy. Jednak do czasu.
Pewnej deszczowej nocy góry rozbrzmiały echem bębnów. Ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Aż zwiadowca nie wrócił i nie powiedział, że orkowie ich znaleźli. Wojsko nie było na to przygotowane i tylko Artilius i syn byli gotowi do walki. Ludzie w panice krzyczeli, czemu byli tacy ślepi, czemu nie słuchali Artiliusa, czemu nie byli gotowi. Teraz było już za późno. Orkowie w mgnieniu oka znaleźli się pod murami miasta, ciągnąc olbrzymi taran. Bum, Bum...dwa uderzenia wystarczyły i brama padła. Orkowie zaczęli wyrzynać biednych mieszkańców, jednak dopóki władca żył, ludzie mieli nadzieję, na ocalenie. Władcy mieli pilnować Artilius i Braceru, jedyni mężczyźni zdolni do walki. Jednak nagle Artilius rzucił się na władcę miasta z mieczem w ręku i obłędem w oczach, to Kor-tak aktywował ponownie zaklęcie kontroli umysłu i nakazał Artiliusowi zabić władcę.
Braceru pamiętając słowa ojca, że najważniejsze jest to aby miasto przetrwało i widząc magiczny obłęd w oczach ojca...wiedział co musi zrobić...ojciec nigdy nie chciałby być sprawca zagłady swego miasta...Braceru musiał zabić ojca...miecz wszedł łatwo między żebra...Artilius padł...jednak zanim wyzionął ducha podziękował synowi.
I tak dzięki poświęceniu Braceru...ludzie nie stracili nadziei...a razem ze wschodem słońca...przybył ratunek w postaci magów ognia.
Po wygranej bitwie ludzie opłakiwali zmarłych, szczególnie zaś Artiliusa...ale cieszyli się też, że żyją. Jeden Braceru nie cieszył się tylko płakał...przeszedł swój chrzest bojowy...zabił własnego ojca....
PROSZĘ O KOMENTARZE, a po dalszy ciąg zapraszam do tematu Zemsta