Bitwa Przegranych

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Bitwa Przegranych

Nigdy nie przypuszczałem, że mnie to spotka. Wbrew wszelkim pozorom, jakie starano się utrzymać, nasze królestwo chwiało się ku upadkowi. Niegdysiejsza potęga, która tak olśniewała wszystkich, czy to tubylców, czy to gości, teraz powolnie obumierała, przeżywając swoje ostatnie chwile.
I właśnie w tych jakże mrocznych czasach spadł na nas kolejny cios. Zachłanni sąsiedzi, widząc naszą agonię, postanowili nas dobić, aby coś jeszcze wyciągnąć z naszych skarbców.
Co powiedział na to Król? Rozpłakał się jak dziecko. Na szczęście niewielu było tego światkiem, bo morale totalnie by już upadło.
I zebrali nas, żołnierzy. Wszystko zdawało się być tak naturalne, a jednocześnie każdy czół, że przegrali już w tym momencie, gdy przyszły do nich listy wzywające do broni.
Czym na to zasłużyłem, że byłem kapitanem? Nie wiem. No bo czymże to było – zabić kilkanaścioro ludzi w bitwie. Nie, nie czułem się dobrze na swoim stanowisku.
Pomimo to musiałem robić swoje. Taka robota jest trochę uciążliwa, zapanować nad oddziałem, jednakże ludzie słuchali mnie, gdyż z jakiegoś powodu uznawali moje zasługi za wielce szlachetne.

***

Wielka armia ruszyła. Sto tysięcy zakłutych w stal mężczyzn wolnym krokiem posuwało się w kierunku zachodniej granicy. Tam w oddali widać już było słupy ognia, powolnie unoszące się ku błękitnemu niebu. Garnizony tamtejszych miast pewnie ledwie co się trzymają. Lada dzień przyjadą pokrwawieni posłańcy z wieściami znad granicy. I po co to było? Po to, aby śmierć zebrała swoje żniwo.

***

Cały mój oddział wysunięty był na sam przód. Że niby byliśmy najodważniejsi ze wszystkich... bzdura.. no może ja byłem, ale te kurduple co za mną szły to raczej nie. Miałem 39 lat. Tak, jak na ową epokę, to już całkiem słuszny wiek. Co chcecie. Często łupało mnie w krzyżu, ręce nie były już takie jak kiedyś. Ale za to wciąż ma dusza była taka sama, pełna wigoru. Mijały długie dni, podczas których mozolnie parliśmy na przód. I faktycznie, jak przewidziałem – pojawili się zmasakrowani posłańcy, którzy ledwo co umknęli śmierci, gnając co sił w nogach... ale nie swoich, końskich. Czy to była zasługa strachu, czy oddania wobec króla, mimo wszystko przyłączali się zaraz do armii po szybkiej kuracji w nocy, gdy to stawaliśmy obozem. Ha! To było piękne, widzieć tą armię. Kiedyś, gdy sam byłem zwykłym poborowym, nasze wojska były dużo potężniejsze, ale cóż. Spodziewaliśmy się zebrać tylko 80 tysięcy ludzi, a przyszło ich więcej...

***

Staliśmy na wzgórzu. Dowódcy, w tym ja, rozstawili armię w piękną prostą formację. Linia była tu wskazana. Wróg miał czterokrotną przewagę. Mimo wszystko to my byliśmy wyżej. To dodawało otuchy nawet tym, którzy zapodziali już gdzieś po drodze swoją nadzieję. Na przód wystawiliśmy łuczników. Zaraz po oddaniu trzech salw mieli się wycofać na tyły i dobyć swoich lekkich mieczy. Wtedy planowaliśmy szarżę. Rozpęd jaki dałby nam opadający teren, mógłby złamać formację wroga, co byłoby kluczem do zwycięstwa. Już nas widzieli. Zbierali się powoli i ustawiali w swoje szyki. To miała być uczciwa gra, więc nie uderzyliśmy, tylko czekaliśmy na znak. W końcu wyjechało przedstawicielstwo. Również nasz król, z kwaśną miną, zdobył się na to aby ruszyć im naprzeciw. Patrzyłem na nich. Kłócili się ostro. Obaj – król z dziada na pradziada, jak dziedziczyli, tak dziedziczyli i ich synowie również mieli dziedziczyć - w końcu wrócili do swoich oddziałów.
- Wojna – powiedział nasz.
Przyjęliśmy to bez słowa. Wszyscy czuli narastającą rozpacz. Morze wrogiej armii zdawało się być niemożliwe do rozbicia...


Ciąg Dalszy Nastąpi
 

ozi

Athlete
Weteran
Dołączył
29.8.2004
Posty
1047
Ho ho... Pod koniec wydawało mi się, że to jest kontynuacja twojego opowiadania o Wojownikach Reynevan :] Ah ta nie pewność, ten ból i strach. To potrafisz dobrze opisać, dobrze opisać klimat wojny, klęski, ale czy tak będzie w tej histori? Zobaczymy... :]

Ocena 9+/10
 

Milten1

Member
Dołączył
29.8.2005
Posty
66
co mi się podoba w tym opowadaniu?/. Napewno Klimatat wojny sto tyśięczna armia ludzi opisy taktyki w czasie bitwy pisz dalej mnie się to opowadanie bardzo podobało ciekawe kto wygra tę walkę napisz kontynuacje narazie 9/10
rolleyes.gif
 

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
I nastąpił...
Czarno zrobiło się na niebie. Ale to nie były chmury. To strzały naszych dzielnych łuczników poszybowały ku swojemu przeznaczeniu. I trafiły. Setki ludzi poupadało naprzeciwko nas. Tłum wrogów ruszył ociężale pod górę. Kolejna salwa, znowu ogromny cień padł na trawiaste zbocze. I znowu odległe wrzaski ginących ludzi. Śmierć szybowała nad nami z tą swoją błyszczącą kosą, zbierając dusze do swojej jakże imponującej kolekcji. Znowu salwa, znowu śmierć. Łucznicy przebiegli między nami i zaraz zwarliśmy szyk. To było to. Wrogowie musieli walczyć pod górę. Nie wiem, jakim głupcem był król wrogich wojsk, ale na pewno to się dało w jakiś sposób zauważyć – byli w przegranej pozycji.
- Terazzz!!!!! – dało się słyszeć mocny krzyk.
Ruszyliśmy powoli do przodu. Każdy z nas był pieszo. Przyspieszaliśmy coraz bardziej. Aż w końcu parę metrów od przeciwnika wydobyłem swój miecz i lekko odbiłem się od ziemi. Pęd spowodował, że jakby przeleciałem kilka metrów do przodu i wbiłem się w masę żelaza. Zaraz po mnie wbili się pozostali. Ciąłem, wbijałem miecz we wszystko co się ruszało i w czym dało się rozpoznać potencjalnego wroga. Szybko zacząłem mieć spore kłopoty, a to za sprawą pryskającej wszędzie krwi. Ledwo co widziałem, wszystko w czerwonych barwach. Pomimo nieprzerwanej linii formacji, na którą uderzyliśmy, stopniowo parliśmy do przodu. I nagle skończyło się szczęście. Pchnąłem jakiegoś wielkoluda w lewo i nagle wpadłem na piki. Równiutki rząd pikinierów stał o dwa metry oddzielony od pierwszej linii piechoty. Starałem się wyhamować prędkość z jaką leciałem przed siebie. Jedyne co uzyskałem z tego, to fakt, że się pośliznąłem na kałuży krwi. Walnąłem z całym impetem w nogi jednego z pikinierów, potem jeszcze parę metrów ślizgu i poczułem, jak coś uderzyło mnie w plecy. Nagle zewsząd posypały się ciosy. Coś wdarło mi się w szczelinę zbroi. Ogromny ból z impetem strzelił do mózgu, powodując lekkie przyćmienie obrazu. Nagle coś huknęło. W pobliżu zawirowało pełno mieczy i ktoś mnie podciągnął do góry.
- Żyjesz?
- Taaa... – zdołałem odpowiedzieć
Spokoju nie było na długo. Dostrzegłem, że nasza armia byłą już nieźle zdziesiątkowana, a to za sprawą tych przeklętych pik. Gdzieniegdzie się poprzedzielali, ale trafili na kolejne linie piechoty i znowu atak uwiązł w miejscu.
Szarża się zatrzymała. To było fatalne. Teraz odwrót byłby rzezią naszych, a dalsza walka nie wróżyła nic lepszego.
- Dalej!
I znowu walka. Jak ja to kocham.. i nienawidzę. Coraz większy ból pulsował z różnych fragmentów ciała. Nie dawało się tego okiełznać. Uniosłem miecz, ciąłem jakiś pokaźny łęb i znowu krew zalała obraz. Szlag mnie chciał trafić.
- Ej wy tam, łucznicy, pomóżcie co strzałami na tyły wroga! – zakrzyknąłem
Pociski przeleciały nam nad głowami, ale nie miałem czasu się nad nimi skupiać. Znowu otoczyła mnie ciżba ciał. Dość szybko przerzedziła się gdy zmieniłem trochę ułożenie rękojeści mojej broni w dłoni.
- Dalej!! – znowu znajomy krzyk
Nic nie zanosiło się na poprawę warunków walki. Znowu się poślizgnąłem. Parę ciosów o mało co pozbawiło mnie przytomności. Pomoc nadeszła na szczęście w porę i ponownie stałem prosto. „Już nie te lata co kiedyś” – pomyślałem. Dostrzegłem parę osób z mojego oddziału i zaraz ich do siebie przywołałem. Nie było już większych szans na zwycięstwo, lecz chcieliśmy przynajmniej coś zrobić... cokolwiek...
- Ludzie, jesteście ze mną?
- Tak!!! – odkrzyknęli nader gorliwie
Widziałem śmierć w ich oczach. Byli pewni, że zginą, ale, tak jak ja, chcieli coś jeszcze uczynić póki życie jeszcze ich nie opuściło.
Ruszyliśmy, równo bijąc wrogów i przedzierając się przez linie. W powstały klin wchodzili już kolejni nasi wojownicy. Po prawej świsnął topór. Jeden z moich upadł i już nie wstał. Wziąłem ostry zamach i przepołowiłem jakiegoś żołnierza. CO z tego. W jego miejsce wskoczył następny... beznadziejna walka. I tak chwila za chwilą staczaliśmy się coraz bardziej, a śmierć zaciskała powoli swoje lodowate palce na naszych szyjach...
Ciąg Dalszy Nastąpi...

PS: Fragmenty są krótkie, bo nie każdy lubi czytać długie opowiadanka
wink.gif
 

Robinhood

Member
Dołączył
9.1.2005
Posty
354
Rey jestes swietny jak to czytam to przeciez jak bym czytal jakiegos slawnego pisarza a ten opis bitwy cos wspanialego
to hm opowiadanie wspaniale urochomia wyobraznie mozna sobie dokladnie wyobrazic przebieg bitwy po prostu swietne
 

Lord Vader

Member
Dołączył
8.7.2005
Posty
191
Widać jest ktoś na tym forum, kto się zna na pisaniu opowiadań. Bo twoje są bardzo dobre i ciekawie zrobione. Piszesz bez błędów, fajnym stylem nie przeciążając niczyjego mózgu. Chociaż fragmenty są krótkie nie uznam tego za minus. 10/10
 

Xelitas

Member
Dołączył
1.1.2005
Posty
343
Bardzo ładne opowiadanie, widać że masz talent i doświadczenie w tej dziedzinie. Znalazłem tylko mały błąd:

QUOTE I nagle skończyło się szczęście. Pchnąłem jakiegoś wielkoluda w lewo i nagle wpadłem na piki

powtórzenie.

Mimo tego błędu daję 10 za świetną fabułę, dokładny opis wojsk... generalnie za wszystko
smile.gif
. Czekam na 3 część.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
To opowiadanie o wiele bardziej przypadło mi do gustu. Opisy są równie genialne, co w tamtym, ale tutaj jest to, czego tam mi brakowało, a mianowicie akcja. Czytałeś moje opowiadania i wież, że ja zawsze stawiam na akcje, często zaniedbując opisy.

Podoba mi się sposób, w jaki oddajesz emocje "zwykłego" żołnierza, świetnie przedstawiasz jego przemyślenia, jego zachowania w obliczu nadchodzącej śmierci.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Opowiadanie jest bardzo dobre. Ciekawie opisana akcja, która jest o wiele lepsza niż w poprzednich częściach. Fabuła jest dobra i wciągajaca. Bardzo dobrze opisana sytuacja w, której dzieje się cała akacja
smile.gif

No i super tak trzymaj!
 

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Już dawno zgubiłem gdzieś mój hełm. Co się z nim stało – nie wiedziałem. Mimo wszystko nikt się nad tym nie zastanawiał. Wręcz prawie nad niczym, jak tylko nad wrogiem. Sytuacja była bardzo zła. Staliśmy równo w kole. Było nas może z pięćdziesięciu, nie więcej. Walka na chwilę została wstrzymana. Większość tego, co zostało z naszej armii po prostu uciekło. Tylko my i chyba jeszcze jakiś inny oddział pozostał na placu boju, ale w równie tragicznej sytuacji. Nasz Król zginął w ferworze walki...
- Kto jest waszym dowódcą – powiedział z wyższością w głosie niski człowiek, który wyglądał na ważną osobę.
Natychmiast ukłoniłem się nisko i odparłem:
- Jam jest!
- A zatem panie dowódco, sam chyba spostrzegłeś, że to już dalej nie ma sensu. Każdy z waszego grona zginie i nie zostanie po was najmniejszy ślad... no może w pieśniach...
Poczułem w sercu lekkie drgnienie. Śmierć była nieunikniona, albo od miecza, albo ze wstydu...
- Co proponujesz panie?...
Uniósł lekko brew czując się najwyraźniej kim wyjątkowym, że mógł stawiać warunki.
- Proponuję, a jakże. Każdy z was żuci broń i podda się i pozwoli przetransportować do obozu jeńców.
Domyślałem się, że los każdego z nas i tak już jest z góry przewidziany.
- A jeśli odmówię?
- Zginiecie – odparł szorstko
Obróciłem się, popatrzyłem po twarzach moich ludzi. Każda z nich wyrażała krwawą determinację. Potrafiliśmy się już tak długo utrzymać, że musieli wstrzymać bitwę. I co? To było dopiero osiągnięcie. Garstka przeciw tysiącom. Aż mogłem wyczuć ich myśli. Każdy chciał umrzeć godnie na polu walcząc w myśl starych ideałów. Zaszczytnie jest zginąć z mieczem w ręku, hańbą jest każda inna śmierć. Kiwnąłem głową. Spotkałem się zaraz z uśmiechami. To dodało mi otuchy. Za tą chwilę, za braterstwo i honor!...
- Będziemy walczyć – powiedziałem po chwili do niskiego człowieka.
Ten tylko kiwnął głową. Wyraz jego twarzy nie zmienił się. Wrogowie odsunęli się na odległość pięciu metrów. Widać nie tylko my przestrzegaliśmy zasad uczciwej walki.
- Wyrównać koło, ostatnie piki na przód – zakomenderowałem – tarcze ustaw!
Byliśmy gotowi. Wrogowie też. W końcu ruszyli na nas z impetem zakrawającym o szaleństwo. Mój miecz, cały połyskujący krwią, znowu poszedł w ruch. Ramię w ramię cięliśmy, odbieraliśmy życie dziesiątkom ludzi. Krzyki i wrzaski wzbijały się gromko pod niebo dając do zrozumienia jak nieubłagany jest los żołnierzy na każdej wojnie. W końcu jednak także i moi ludzie zaczęli ginąć. Koło kurczyło się, zbijaliśmy się w coraz ciaśniejszą grupę. Radość sprawiał mi fakt, że nikt się nie poddawał. Im więcej naszych ginęło, tym z większą zaciekłością walczyliśmy. Wreszcie zostało nas tylko pięciu. Wtedy znowu przerwali atak. Spoglądałem z niepokojem na otoczenie. O co tym razem chodziło.
- Wielcy z was rycerze, zaiste. – znowu ten znajomy głos wydobył się z gardła niskiego człowieczka, tym razem jednak coś się w nim zmieniło.
Twarz... miał całkiem sporą ranę na policzku...
- Po raz kolejny postawię Ci Panie – tym razem tak się do mnie zwrócił – warunki, ale troszkę odmienne od pozostałych.
Kiwnąłem głową.
- A zatem... pozwolę wam odejść pod warunkiem że oddacie swoje uzbrojenie. Nikomu nie stanie się krzywda..
I faktycznie wrogowie opuścili swoje bronie i odstąpili znowu na sporą odległość. W końcu przystanąłem na tą propozycję, bo dalsza walka nie miała już sensu. Pomimo szczerych chęci musiałem poddać się, na co przystanęli moi towarzysze broni. Zdjąłem powoli zbroję, co spowodowało, że na chwilę oczy zaszły mi mgła od bólu. Krew powoli ściekała z moich ran, lecz jeszcze jakoś się trzymałem. Mój miecz również wylądował na ziemi. Podobnie poczynili inni. Tak zatem, rozbrojeni, ruszyliśmy w kierunku stolicy, żegnani ukłonami naszych wrogów. Wyrażali w ten sposób podziw dla niezwykłej odwagi, jaką wykazaliśmy w ostatnim zrywie naszego królestwa. Czym była porażka? Nie wiem, dla mnie nasza walka była zwycięstwem nad ludzkimi słabościami. Później zmieniło się oblicze dziejów naszego pastwa zupełnie, jakby przegrana bitwa nie miała znaczenia
Teraz mam 60 lat. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale wrogowie nie kontynuowali dalej swojego marszu w kierunku stolicy, lecz zawrócili do domów. Po powrocie do miasta przez wiele dni leżałem w świątyni leczony przez różnych uzdrowicieli, gdyż straciłem dużo krwi i coś tam się jeszcze podziało z moim ciałem, czego wcale nie rozumiałem. Syn króla, szesnastolatek imieniem Gerinald, objął koronę po ojcu, i co szokiem było dla wszystkich, władał dużo lepiej od poprzednika. Dzięki temu nareszcie zapanował spokój, królestwo się odrodziło, a wszystkie czarne myśli o końcu końców ulotniły się z naszych umysłów. Teraz, gdy tak siedzę przy kominku i wspominam tamte lata, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tego dożyję, że będę mógł odpocząć daleko od szumu, sporów i walk o władzę. I wręcz ta jasna gwiazda, nadzieja, zdawała się stąpić z nieba i świecić nam wszystkim, aby jutro mogło być lepsze, od dnia minionego...
The End
 

Robinhood

Member
Dołączył
9.1.2005
Posty
354
Wspaniałe dawno nie czytałem tak dobrego opisu walki . głowny bohater też jest świetny. rzeczywiste strategie . formacje zbroje rany krolestwo i ten klimat
rey jestes po prsotu geniuszem
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Bardzo podoba mi się to opowiadanie, i pierwszy raz chyba wypiszę to w punktach
wink.gif


+
Plusy

*Inny, oryginalniejszy (tak się pisze
tongue.gif
) styl pisania tzn. z oczu bohatera. Oddaje to wiele emocji, i dodaje efektu "prawdziwości".

*Bardzo dobre opisy walk, formacji i strategii.

*Błędów prawie wcale

-
Minusy

*Nie wiem jak innym ale mi trochę brakowało opisania tego "chaosu" podczas bitwy. Nie wszystko dzieje się idealnie zaplanowane
smile.gif
Trochę go oddałeś ale moim skromnym zdaniem za mało.

*Szkoda że to już koniec
wink.gif


Bardzo mi się podobało. Na ocenę szkolną dostałbyś 6+
Powodzenia w pisaniu dalszych opowiadań. Opowiadania wciągają i są napisane przyjemnym dla czytelnika stylem.
 

Potak

Member
Dołączył
12.11.2004
Posty
781
Odpłynąłem przy czytaniu tego opowiadania. Jest naprawde genialne !!!
smile.gif
Talent do pisania jakich mało !!! Błędów zero, akcja rozwinięta i ten Klimat
cool.gif
11\10
tongue.gif
Pozdro Alllll
 

Lord Vader

Member
Dołączył
8.7.2005
Posty
191
No i ta część wyszła Ci jak najlepiej. Dawno nie czytałem czegoś takiego (oprócz książek rzecz jasna
cool.gif
). Widzę że masz niezwykły potencjał, więc nie zmarnuj go, a może do czegoś dojdziesz. Szkoda tylko, że takie to krótkie, no ale cóż... dalej.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Dalsza część również bardzo fajna. Zakończenie trochę mnie zaskoczyło. Opisy bardzo dobre. Świetnie przedstawiasz emocje swoich bohaterów.

Przyznam, że zaskoczyło mnie jedno

QUOTE was żuci broń

Tak prosty błąd... Ehhh, ale to się nie liczy.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Kolejna część naszego opowiadanie nie ustąpiła treścią poprzedniką
smile.gif

Bardzo fajnie opisane sytuacje, świetna fabuła. Bardzo dobre opisy.Bardzo dobre opisy walk, formacji i strategii. I chyba to już koniec
sad.gif
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
SŁuchaj co ja tu będe ględził...opowiadanie jak zwykle genialne. Świetny opis walki, sytuacji, ciekawe dialogi, opis uczuć itp. Fajny jest również klimat, mi osobiście najbardziej podobało się to ostatnie opowiadanie.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
Hejże hej!!
Opowiadanie dobre, znowu pokazałeś swój kunszt, opisy ciekawe i dobre.
Tylko mniej mi się podobał moment z poddaniem się piątki rycerzy wrogom, ciekawy pomysł tylko wykonanie troche gorsze, jak na ciebie, bo innym bym tego nawet nie wypomniał, ale ty umiesz pisać.
Bardzo fajne opowiadanie, znalazłem błąd w I części:

QUOTE Wszystko zdawało się być tak naturalne, a jednocześnie każdy czół, że przegrali już w tym momencie, gdy przyszły do nich listy wzywające do broni.

Też taki prosty, ale każdemu się zdarzają, ma być czuł.

nota 8/10

NaRka

PS. Mam prośbę napisz jakieś dłuższe opowiadanie, gdzie poznamy dokładniej bohaterów. Przeczytałbym dłuższą i równie ciekawą historię. Może być kontynuacja "Czarnego tatuażu", ale dłuższa kontynuacja.
biggrin.gif


paniscus jest pod wrażeniem opowiadań tego pana.
 

EdGaR

Member
Dołączył
3.3.2005
Posty
853
Heh, to chyba twoje najlepsze opowiadanie
smile.gif
Oprócz tamtej historii o wojownikach
smile.gif
.
Wręcz wszystko jest tu idealne...
Ale za krótkie...
I małe błędy...
Ale i tak daję 10/10
smile.gif


Pozdro all
 
Do góry Bottom