Po raz pierwszy piszę s-f więc nie wiem do końca jak to powinno być zrobione. Jeśli będzie wola będę kontynuował. A, i proszę nie zrażać się terminem "Betlejem 14-alpha", oto właśnie chodzi, że jest tak idiotyczny. Jednak o tym ew. w dalszych częściach.
-Serce, co się dzieje? – zawołał ciemnowłosy mężczyzna lekkiej, ale mocnej budowy – Co się dzieje?
-Zobacz sam... – odpowiedział mu kobiecy głos dochodzący z sąsiedniego pokoju.
Mężczyzna wszedł i stanął nieruchomo. Na ekranie telewizora widniała jakaś planeta z wieloma księżycami i sporym pierścieniem.
-...spory nie nikną – dobiegł ich uszu podniecony głos reportera – Stronnictwo Nowego Rzymu domaga się natychmiastowej kolonizacji i badań, z kolei Stary Kościół żąda natychmiastowego zniszczenia. Jednak mimo usilnych apeli obu stron planeta nie została dotąd udostępniona. Legalnym właścicielem obiektu jest Japonia, gdyż to oni namierzyli układ.
Nagle zadzwonił poręczny telefon.
-Chyba skończyły mi się wakacje – powiedział kwaśno mężczyzna i odebrał słuchawkę.
-Michał Wiśniowiecki... Tak, tak... dobrze, że przybyłeś – powiedział ciemnoskóry człowiek za biurkiem – jesteś nam znów potrzebny... Ile to minęło... Dużo czasu, co nie?
-Dwa tygodnie – odburknął Michał i bezceremonialnie usiadł na blacie.
-Ano... jakoś tak wyszło. Ale widzisz, jesteś jednym z najlepszych... Nawet twoje nazwisko... Kto się domyśli, że pracujesz dla nas? No kto? Przecież Polak pełną gębą z ciebie...
-Nie tylko.
-Dobra, dobra... Nigdy was nie rozumiałem, tej nacji. Bez urazy. Ale w końcu gdybyś tak kochał tych swoich zostałbyś na Kujawiaku.
-Proszę, oszczędź mi tych bzdur i mów o co chodzi.
-Nie udawaj, że nie wiesz – ciemnoskóry wcisnął guzik w poręczy krzesła, a nad biurkiem pojawił się holograficzny model planety, którą Michał widział wcześniej w telewizji, podobnie jak biliony istnień w całej skolonizowanej części wszechświata.
-Betlejem 14 Alpha – parsknął – i ty w to wierzysz, mistrzu?
Ciemnoskóry nie zareagował, tylko powiększył model tak, że wypełnił przestrzeń między biurkiem i sufitem. Wskazówką obrócił model i powiększył drobny wycinek powierzchni. Na biurku pojawił się prymitywny las, lecz niezwykle pomniejszony.
-Skrzyżowanie południka zerowego i równika?
-Tak, znasz dokładnie proroctwo?
-Myślę, że tak.
-Ogranicz się do samej planety.
-Ehh... czy to konieczne?
-Musimy mieć pewność, ze się nadajesz.
Michał westchnął, nienawidził wszystkich proroctw, politycznych spraw uchodzących za religijne. Z niezadowoleniem zaczął:
-„A wtedy ujrzałem gwiazdy świecące jasno, lecz blado jak księżyc. I były one wielkie. Liczba ich czternaście, jak Jezus i uczniowie, oraz zdrajca ohydny. Nieboskłon przecina wstęga gorejąca koloru złota, miedzi i błękitu, lecz innego niż niebo. Wśród pni zielonych się pocznie, gdzie środków przecięcie nastąpi. I to od niego będzie zależeć wiele, a z rodu on będzie wielkiego i zacnego.”
-Brawo – uśmiechnął się ciemnoskóry – Nie licząc kilka niewielkich błędów. Ale i tak lepiej niż się spodziewałem. Brawo. Szkoda, ze nieznany zakończenia... Pieprzeni zamachowcy.
-A może lepiej nie? – odparł niby to obojętnie Michał – Te bzdury i tak traktuje się za bardzo na serio. Nowy Rzym, Kościół Rzymskokatolicki. Bobba, to nie dla mnie.
-Dla ciebie, dla ciebie. Pierwsze co zrobisz to udasz się do magazynu, już czekają na ciebie. Potem udasz się w kierunku tej planety. Wiemy, że mimo zapewnień Nowego Rzymu jest tam gdzieś ukryty krążownik... Nie wiemy tylko jaki. I ile. Japończycy też to zapewne wiedzą, ale najwyraźniej jest im to na rękę. Masz się dowiedzieć o co im chodzi i jeśli nie uda ci się w tej sprawie skontaktować – Bobba odetchnął i milczał chwilę, po czym dodał z wyraźnym niepokojem – sam zadecydujesz co zrobić... Ale od tego będzie zależeć wiele. Pamiętaj.
-Będę pamiętał.
-A niech cię...
-A ta mapa? – wskazał na model lasu.
-Bym zapomniał: dostań się tam incognito. Coś mi mówi, że oni już tam są.
-Wbrew porozumieniu?
-Wbrew.
-Kto ustalił południk zerowy?
-Oficjalnie Japończycy.
-Niech zgadnę...
-... znajduje się on tysiąc pięćset kilometrów na zachód. Tak, jest gdzie indziej.
Michał skinął głową i wyszedł. Domyślał się o co chodzi.
Idąc do magazynu wyjął komórkę i zadzwonił:
-Serce?
-Tak? – kobiecy głos był wyraźnie przygnębiony.
-Wyruszam najprawdopodobniej zaraz... Nie będę mógł się pożegnać.
Odpowiedziało mu milczenie.
-Nie bądź zła... Wiesz... wiesz, że nie mam wyjścia...
-Kocham cię...
-Ja ciebie też... Pa.
Drzwi magazynu błyszczały nieprzyjemnie.
-Dawno cię tu nie było – niski, przygarbiony mężczyzna w ciężkim do oszacowania wieku krzątał się wśród skrzyń i półek patrząc z dziwnym błyskiem w oczach na Michała. Znał go. Był to Gryzoń. Nie pamiętał nawet jak naprawdę się nazywał. Wszyscy na niego tak mówili. Nawet ci z góry. I on chyba to lubił. Dzięki temu wszyscy go znali.
-No ale do rzeczy – chrząknął i przetarł grube okulary które na pewno okularami nie były. A przynajmniej zwykłymi. Zdradzało te lekkie drżenie które mógł dostrzec tylko ktoś wprawiony – misja?
-Ano – Michał oglądał poręczny pistolet wykonany z materiału którego nie mógł zidentyfikować.
-Niech zgadnę...
-Nie zgaduj. W tej robocie nie możemy sobie na to pozwolić. Pokaż mi co masz.
-Okej, okej... spokojnie człowieku. Choć za mną.
Ruszyli wzdłuż skrzyń z orłem przeciętym błyskawicą. Nie wiedział czyja to marka. Nie było to też ważne. Najpewniej była to przykrywka. Za dotknięciem dłoni Gryzonia, pojawiły się drzwi i weszli do drugiego magazynu. Tego prawdziwego.
-Kałasznikow, aż dziw bierze, że wciąż nie wychodzi z użycia. Oczywiście wszystko zoptymalizowane według naszych standardów. Po wciśnięciu odpowiedniego kodu na kolbie – zademonstrował mu ukrytą niewielką klawiaturę – będzie działać nie gorzej jak jeden z tych najnowszych karabinów jakie zamówili sobie ci misjonarze, albo jeśli zechcesz – jak najprecyzyjniejsza snajperka. Znasz to chyba zresztą? – Michał kiwnął tylko głową – A tutaj granaty... Tutaj zwykłe, tutaj pięć z antymaterią... nie krzyw się tak, też ich nie lubię ale procedury, to procedury. Zrobisz co chcesz. I gazowe. Wedle uznania. A tutaj ostrza – noże, katany – co dusza zapragnie. Dwa egzemplarze pasa obronnego... No i niezbędnik: dwa automaty z zapasem pocisków którego nie wystrzelasz do końca życia. Pytania?
-Po co te pieprzenie?
Gryzoń uśmiechnął się i zdjął okulary.
-Żebyś był zaskoczony.
Michał faktycznie był zaskoczony. Po raz pierwszy dostał w przydziale pojazd nadprzestrzenny i to tylko dla siebie. Oczywiście nie znał nawet podstaw nawigacji pod przestrzennej ale wszystko było w komputerze. Po za tym w normalnych prędkość pojazd nie śmigał gorzej. Do tego przypominał we wnętrzu starego, dobrego polskiego Grom’a 43, lecz oczywiście był o wiele solidniejszy.
Przed odlotem na misje przeleciał jeszcze nad Churchillem i jego stołecznym miastem. Z tęsknym spojrzeniem myślał o niej.
Odwrócił wzrok i włączył autopilota. Gwiazdy rozmazały się i poczuł typowe mrowienie. Leciał do celu...
CDN.
-Serce, co się dzieje? – zawołał ciemnowłosy mężczyzna lekkiej, ale mocnej budowy – Co się dzieje?
-Zobacz sam... – odpowiedział mu kobiecy głos dochodzący z sąsiedniego pokoju.
Mężczyzna wszedł i stanął nieruchomo. Na ekranie telewizora widniała jakaś planeta z wieloma księżycami i sporym pierścieniem.
-...spory nie nikną – dobiegł ich uszu podniecony głos reportera – Stronnictwo Nowego Rzymu domaga się natychmiastowej kolonizacji i badań, z kolei Stary Kościół żąda natychmiastowego zniszczenia. Jednak mimo usilnych apeli obu stron planeta nie została dotąd udostępniona. Legalnym właścicielem obiektu jest Japonia, gdyż to oni namierzyli układ.
Nagle zadzwonił poręczny telefon.
-Chyba skończyły mi się wakacje – powiedział kwaśno mężczyzna i odebrał słuchawkę.
-Michał Wiśniowiecki... Tak, tak... dobrze, że przybyłeś – powiedział ciemnoskóry człowiek za biurkiem – jesteś nam znów potrzebny... Ile to minęło... Dużo czasu, co nie?
-Dwa tygodnie – odburknął Michał i bezceremonialnie usiadł na blacie.
-Ano... jakoś tak wyszło. Ale widzisz, jesteś jednym z najlepszych... Nawet twoje nazwisko... Kto się domyśli, że pracujesz dla nas? No kto? Przecież Polak pełną gębą z ciebie...
-Nie tylko.
-Dobra, dobra... Nigdy was nie rozumiałem, tej nacji. Bez urazy. Ale w końcu gdybyś tak kochał tych swoich zostałbyś na Kujawiaku.
-Proszę, oszczędź mi tych bzdur i mów o co chodzi.
-Nie udawaj, że nie wiesz – ciemnoskóry wcisnął guzik w poręczy krzesła, a nad biurkiem pojawił się holograficzny model planety, którą Michał widział wcześniej w telewizji, podobnie jak biliony istnień w całej skolonizowanej części wszechświata.
-Betlejem 14 Alpha – parsknął – i ty w to wierzysz, mistrzu?
Ciemnoskóry nie zareagował, tylko powiększył model tak, że wypełnił przestrzeń między biurkiem i sufitem. Wskazówką obrócił model i powiększył drobny wycinek powierzchni. Na biurku pojawił się prymitywny las, lecz niezwykle pomniejszony.
-Skrzyżowanie południka zerowego i równika?
-Tak, znasz dokładnie proroctwo?
-Myślę, że tak.
-Ogranicz się do samej planety.
-Ehh... czy to konieczne?
-Musimy mieć pewność, ze się nadajesz.
Michał westchnął, nienawidził wszystkich proroctw, politycznych spraw uchodzących za religijne. Z niezadowoleniem zaczął:
-„A wtedy ujrzałem gwiazdy świecące jasno, lecz blado jak księżyc. I były one wielkie. Liczba ich czternaście, jak Jezus i uczniowie, oraz zdrajca ohydny. Nieboskłon przecina wstęga gorejąca koloru złota, miedzi i błękitu, lecz innego niż niebo. Wśród pni zielonych się pocznie, gdzie środków przecięcie nastąpi. I to od niego będzie zależeć wiele, a z rodu on będzie wielkiego i zacnego.”
-Brawo – uśmiechnął się ciemnoskóry – Nie licząc kilka niewielkich błędów. Ale i tak lepiej niż się spodziewałem. Brawo. Szkoda, ze nieznany zakończenia... Pieprzeni zamachowcy.
-A może lepiej nie? – odparł niby to obojętnie Michał – Te bzdury i tak traktuje się za bardzo na serio. Nowy Rzym, Kościół Rzymskokatolicki. Bobba, to nie dla mnie.
-Dla ciebie, dla ciebie. Pierwsze co zrobisz to udasz się do magazynu, już czekają na ciebie. Potem udasz się w kierunku tej planety. Wiemy, że mimo zapewnień Nowego Rzymu jest tam gdzieś ukryty krążownik... Nie wiemy tylko jaki. I ile. Japończycy też to zapewne wiedzą, ale najwyraźniej jest im to na rękę. Masz się dowiedzieć o co im chodzi i jeśli nie uda ci się w tej sprawie skontaktować – Bobba odetchnął i milczał chwilę, po czym dodał z wyraźnym niepokojem – sam zadecydujesz co zrobić... Ale od tego będzie zależeć wiele. Pamiętaj.
-Będę pamiętał.
-A niech cię...
-A ta mapa? – wskazał na model lasu.
-Bym zapomniał: dostań się tam incognito. Coś mi mówi, że oni już tam są.
-Wbrew porozumieniu?
-Wbrew.
-Kto ustalił południk zerowy?
-Oficjalnie Japończycy.
-Niech zgadnę...
-... znajduje się on tysiąc pięćset kilometrów na zachód. Tak, jest gdzie indziej.
Michał skinął głową i wyszedł. Domyślał się o co chodzi.
Idąc do magazynu wyjął komórkę i zadzwonił:
-Serce?
-Tak? – kobiecy głos był wyraźnie przygnębiony.
-Wyruszam najprawdopodobniej zaraz... Nie będę mógł się pożegnać.
Odpowiedziało mu milczenie.
-Nie bądź zła... Wiesz... wiesz, że nie mam wyjścia...
-Kocham cię...
-Ja ciebie też... Pa.
Drzwi magazynu błyszczały nieprzyjemnie.
-Dawno cię tu nie było – niski, przygarbiony mężczyzna w ciężkim do oszacowania wieku krzątał się wśród skrzyń i półek patrząc z dziwnym błyskiem w oczach na Michała. Znał go. Był to Gryzoń. Nie pamiętał nawet jak naprawdę się nazywał. Wszyscy na niego tak mówili. Nawet ci z góry. I on chyba to lubił. Dzięki temu wszyscy go znali.
-No ale do rzeczy – chrząknął i przetarł grube okulary które na pewno okularami nie były. A przynajmniej zwykłymi. Zdradzało te lekkie drżenie które mógł dostrzec tylko ktoś wprawiony – misja?
-Ano – Michał oglądał poręczny pistolet wykonany z materiału którego nie mógł zidentyfikować.
-Niech zgadnę...
-Nie zgaduj. W tej robocie nie możemy sobie na to pozwolić. Pokaż mi co masz.
-Okej, okej... spokojnie człowieku. Choć za mną.
Ruszyli wzdłuż skrzyń z orłem przeciętym błyskawicą. Nie wiedział czyja to marka. Nie było to też ważne. Najpewniej była to przykrywka. Za dotknięciem dłoni Gryzonia, pojawiły się drzwi i weszli do drugiego magazynu. Tego prawdziwego.
-Kałasznikow, aż dziw bierze, że wciąż nie wychodzi z użycia. Oczywiście wszystko zoptymalizowane według naszych standardów. Po wciśnięciu odpowiedniego kodu na kolbie – zademonstrował mu ukrytą niewielką klawiaturę – będzie działać nie gorzej jak jeden z tych najnowszych karabinów jakie zamówili sobie ci misjonarze, albo jeśli zechcesz – jak najprecyzyjniejsza snajperka. Znasz to chyba zresztą? – Michał kiwnął tylko głową – A tutaj granaty... Tutaj zwykłe, tutaj pięć z antymaterią... nie krzyw się tak, też ich nie lubię ale procedury, to procedury. Zrobisz co chcesz. I gazowe. Wedle uznania. A tutaj ostrza – noże, katany – co dusza zapragnie. Dwa egzemplarze pasa obronnego... No i niezbędnik: dwa automaty z zapasem pocisków którego nie wystrzelasz do końca życia. Pytania?
-Po co te pieprzenie?
Gryzoń uśmiechnął się i zdjął okulary.
-Żebyś był zaskoczony.
Michał faktycznie był zaskoczony. Po raz pierwszy dostał w przydziale pojazd nadprzestrzenny i to tylko dla siebie. Oczywiście nie znał nawet podstaw nawigacji pod przestrzennej ale wszystko było w komputerze. Po za tym w normalnych prędkość pojazd nie śmigał gorzej. Do tego przypominał we wnętrzu starego, dobrego polskiego Grom’a 43, lecz oczywiście był o wiele solidniejszy.
Przed odlotem na misje przeleciał jeszcze nad Churchillem i jego stołecznym miastem. Z tęsknym spojrzeniem myślał o niej.
Odwrócił wzrok i włączył autopilota. Gwiazdy rozmazały się i poczuł typowe mrowienie. Leciał do celu...
CDN.