- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
Od Autora:
Po pierwsze, nie jest to opowiadanie o mnie, wybijcie to sobie z głowy
. Osatnią rzeczą, jaką chciałbym praktykować, to pisanie o własnej osobie. Nie nazywam się Mort, nie jestem na studiach ( jeszcze ) i nie pisuję opowiadań do późnej nocy ( nie jestem masochistą
).
Tytuł "Autoportret" ma jednak w pewnym sensie rację bytu, bowiem w zamian oferuję wam cząstkę swojej wyobraźni, którą udało mi się przelać na papier.
Zaś co do celu tego opowiadania, cóż... jest to przede wszystkich rozwijanie własnych umiejętności.
- To nie może się tak skończyć - uznał Mort Brady, kreśląc kolejne zdanie w swoim dużym zeszycie. - Zakończenie musi być szokujące, musi sprawić, że opadnie ci szczęka i momentalnie puszczą zwieracze.
Było długo po północy, gdy młody student wybił odruchowo stawy z palców i sięgnął raz jeszcze do paczki chipsów, w drugiej dłoni jednocześnie gasząc papierosa w popielniczce. Był zmęczony, ale opowiadanie należało skończyć, tym bardziej, że długo nad nim pracował i pozostało mu już tylko zakończenie.
Albo aż zakończenie.
- No pomyśl. Morderstwo to rzecz prosta i nudna jak ciepłe kluchy, ale ten morderca jest inny - młody człowiek z duszą artysty, która zabija swoje ofiary by móc potem opisać je w swojej powieści. Ironią jest to, że każda jego ksiażka staje się bestsellerem i nikt go nawet nie podejrzewa.
Kolejną ofiarą jest jego rówieśnik, również pisarz horrorów i jego wielki fan. Tom., bo tak brzmi imię mordercy, czuje więc jeszcze większą satyswakcję, mogąc zabić kogoś, kto ma podobne zainteresowania i co najważniejsze, widzi w nim idola.
W tym opowiadaniu nie ma happy endu, z czego Mort cieszył się najbardziej. Fan imieniem Lleyton wykrwawia się powoli na podłodze w salonie domu Toma, podczas gdy ten siedzi tuż obok przy biurku i zapisuje każde słowo wpadające mu do głowy, inspirowany cudzym cierpieniem, krwią i dziwną, wspaniałą satyswakcją odebrania komuś życia. Następnego dnia Tom dzwoni do wydawcy i informuje go, że jego nowa powieść jest już gotowa. Dzwoni, wdychając dym spalanego ciała swego fana, którego poćwiartowane zwłoki wrzucił do kominka.
- Oj, tak - śmiał się do słuchawki siedząc na krześle w pozycji, jakby pił herbatę i rozmawiał z dobrym przyjacielem o polityce, wcinając przy tym ciasteczka - Ta powieść jest może nawet i lepsza od poprzednich. Uwierz mi, będziesz zachwycony.
Niecałe dwa lata później Tom inkasuje czek na pół miliona dolarów.
- To będzie dobre - pomyślał Mort i postanowił uwiecznić swój pomysł na piśmie.
Wyglądał dość mizernie ze swoimi przetłuszczonymi blond włosami, drobnymi plackami pod oczami i okularami, które zlatywały mu z nosa. Nieprzyjemny zapaszek unoszący się w powietrzu sugerował, że najwyższy już czas by wziąć kąpiel, ale Mort nie zamierzał puszczać długopisu.
- Trzeba kuć żelazo puki gorące.
Nie zwracał nawet uwagi na namiętną scenę miłosną ukazywaną w telewizorze na kanale Zone Europa, nie słyszał też głównych bohaterów. Zatykając uszy słuchawkami ze swego odtwarzacza mp3, całkowicie zgłębił się w otchłani swojej wyobraźni. Nie było nic. Tylko on, długopis i kartka papieru, a wtle zespół Smashing Pumpkins i utwór Mayonaise.
Coś jednak wyrwało go z tego stanu. Mortowi zdawało się, że usłyszał huk zamykających się drzwi. Słuchając muzyki w słuchawkach często ma się takie wrażeniei zazwyczaj bywa ono złudne, ale Mort zdobił to, co zawsze w takich sytuacjach. Postanowił sprawdzić czy umysł nie płata mu figla.
Pierwszym co usłyszał gdy wyłączył odtwarzac była rozmowa kochanków z samego raza, zaczynająca się w stylu "po co się ubierasz?", ale nie zamierzał zawracać sobie nią głowy, więc wyłączył telewizor aby uzyskać całkowitą ciszę. Był niemal pewien, że jest w mieszkaniu zupełnie sam, a wspomniany huk, który wyrwał go z pracy, to nic, jak tylko złudzenie lub co najwyżej odgłos zamykających się drzwi do mieszkania sąsiada. Mort pomyślał, że skoro już podniósł swą pisarską dupę i wyprostował kości, pójdzie do kuchni i zrobi sobie jakąś porządną kolację.
Słone cipsy i puszka piwa to nie jest wymarzony posiłek, prawda?
Została mu jedna jedyna bułka, ale stwierdził, że wystarczy. Szybkim ruchem noża rozciał ją, posmarował masłem, które zostawił obok lodówki i położył na talerz, gdzie już czekały na niego trzy drobiowe serdelki.
Wtedy jednak raz jeszcze usłyszał huk i tym razem był pewien, że faktycznie miał on miejsce. Dochodził z małego pokoju jego współlokatora Billa.
Mort go nie znosił. Głównie dlatego, że choć miał 23 lata, stale zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak, który nie może usidzieć na miejscu. W dodatku był niski, rudy i pulchny na twarzy; przypominał Mortowi hobbita, takiego niezwykle upierdliwego Pippina.
Najgorszym był jednak fakt, że Billy go podziwiał. Traktował jak swojego idola, doskonały wzór do naśladowania, bowiem sam chciał zostać pisarzem. Początkowo Mortowi to nie przeszkadzało, ba, niezwykle schlebiał mu jego zachwyt i liczne komplementy. To dlatego przecież zgodził się z nim zamieszkać. Jednak już po paru tygodniach zaczynał mieć go dosyć, gdy Billy poraz kolejny zaglądał nieproszony do jego notatek, łaził za nim w kółko prosząc o ocenę opowiadania, przeszkadzał mu nawet gdy chciał się wysikać, gadając za drzwiami o swoich pomysłach. Mort był pewien, że gdyby kazał mu zajrzeć do tyłka czy przypadkiem nie ma chemorojdów, Billy zrobiłby to z radością. W końcu jednak kazał mu się "odwalić, na litość boską"i ten usłuchał. Na niecałe pół godziny.
Mort bał się zaglądać do jego pokoju, domyślając się, co może w nim zastać. Swoje zdjęcie, które Billy powiękrzył do formatu plakatu, opowiadanie zatytuowane ?Pogrom? i wieczne pióro, które jakiś czas temu zgubił, ksiażki, koszulę, stary zegarek, skarpetki; słowem wszystko, co tylko ten świr mógł potajemnie ukraść.
- Jak to było? ? zapytał sam siebie w myślach. W końcu przypomniał sobie i zacytował fragment opowiadania, który nagle przyszedł mu do głowy.
- Koniec był też jego początkiem. Bowiem wykrwawiając się na podłodze w końcu zrozumiał, do czego może doprowadzić pogoń za idolem. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Czując w ustach smak krwi i widząc przed oczami każdy obrazek swego życia, wkroczył w ten ostatni moment.
[SIZE=14pt]Moment śmierci.[/SIZE]
Billy leżał na podłodze w kałuży krwi. Martwy. Mort nie musiał sprawdzać, na białej koszulce widział kilka czerwonych plam. Opisał zbyt wiele morderstw by tego nie wiedzieć; zmarł od ciosów zadanych ostrym przedmiotem.
Aż sam zdziwił się, że zamiast dzwonić na pogotowię czy paść na kolana przy jego ciele, dokładnie przygląda się coraz większej plamie krwi na podłodze i nie kiwa palcem. Ocknął się dopiero gdy raz jeszcze usłyszał huk.
Nie, to są raczej stuknięcia, jedno po drugim, jakby ktoś stukał jakimś przedmiotem o blat biurka.
Wrócił się do swojego pokoju. Wszystko było tam, gdzie to zostawił. Czuł coraz większy stres, miał spocone ręce i szybko rozbolała go głowa. W takim wypadku zwykle zarzywał aspirynę ale nie było teraz na to czasu. Dopiero gdy próbował zdusić bół głowy przyciskając do niej dłonie, poczuł, że trzyma w ręku jakiś śliski przedmiot. Było to pióro. A z dłoni nie cieknął pot tylko cudza krew.
- O mój Boże!
Mort upadł na podłogę, pióro potoczyło się i zatrzymało przy krześle.
- To niemożliwe! ? powiedział to bardziej na usprawiedliwienie niż dla zaprzeczenia ? To niemożliwe! Niemożliwe!
Pobiegł do łazienki by zmyć krew i wtedy raz jeszcze usłyszał stukanie, tym razem aż nadto wyraźnie.
Bo to stukało jego odbicie w lustrze.
[SIZE=12pt]Stuk Stuk Stuk, [/SIZE]panie Mort, [SIZE=12pt]Stuk Stuk Stuk[/SIZE]
Jedyne, co mu przeszło przez myśl, to świadomość, że jest na krawędzi załamania nerwowego, albo już dawną ją minął i teraz stacza się w otchłań ludziego obłędu.
Mort z lustra podniósł do góry zakrwawione pióro by w świetle lepiej mu się przyjrzeć.
- No, no - powiedział - Niezła robota, przyjacielu. Czy to morderstwo też opiszesz w swojej książce?
- Kim ty, kurwa, jesteś?
- Nie oglądałeś nigdy horrorów, przyjacielu? Jestem T - O - B - Ą lub raczej uosobieniem tej części twego umysłu, którą stale zamiatasz pod dywan.
- To ty zabiłeś Billa!
- Ja? - zaśmiał się radośnie - Posłuchaj sam siebie przez chwilę. "Mojego przyjaciela Billa zabiło widmo z lustra". Naprawdę kiepsko z tobą, przyjacielu. Sam fakt, że ze mną rozmawiasz jest tego dobitnym dowodem. Pozwól jednak że zacytuję...
Koniec był też jego początkiem. Bowiem wykrwawiając się na podłodze w końcu zrozumiał, do czego może doprowadzić pogoń za idolem. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Czując w ustach smak krwi i widząc przed oczami każdy obrazek swego życia, wkroczył w ten ostatni moment.
[SIZE=12pt]Moment śmierci.[/SIZE]
- Co mam zrobić?
- A jak myślisz, co by zrobił drogi Tom?
***
Tom Downey zapisał ostatnią stronę swej nowej powieści. Bardziej niż satyswakcję czuł jednak ulgę, że to wreszcie koniec.
- Byłbyś zadowolony, kolego - powiedział to, wrzucajac do kominka przegub jego ręki - Byłbyś zadowolony, mój wielki fanie.
***
- Hej, obudź się! - Billy szturchnał swego kolegę w ramię. - Zasnałeś podczas pisania?
Mort oderwał zaspałą twarz od zeszytu i spojrzał na współlokatora.
- Daj mi spokój, Billy.
- Dobra, jak chcesz. Ale dasz mi jutro przeczytać?
- Spieprzaj stąd!
Billy wyszedł.
Mort spojrzał na ostatnie zdanie swego opowiadania i dodał:
Kto jest bowiem w stanie dokopać siędo głębi ludzkiej wyobraźni, kiedy jest ona nieskończona.
Stuk Stuk Stuk - słychać było ruchy jego długopisu.
Postawił kropkę i zgasił lampkę. Zaraz potem poszedł spać.
Po pierwsze, nie jest to opowiadanie o mnie, wybijcie to sobie z głowy
Tytuł "Autoportret" ma jednak w pewnym sensie rację bytu, bowiem w zamian oferuję wam cząstkę swojej wyobraźni, którą udało mi się przelać na papier.
Zaś co do celu tego opowiadania, cóż... jest to przede wszystkich rozwijanie własnych umiejętności.
- To nie może się tak skończyć - uznał Mort Brady, kreśląc kolejne zdanie w swoim dużym zeszycie. - Zakończenie musi być szokujące, musi sprawić, że opadnie ci szczęka i momentalnie puszczą zwieracze.
Było długo po północy, gdy młody student wybił odruchowo stawy z palców i sięgnął raz jeszcze do paczki chipsów, w drugiej dłoni jednocześnie gasząc papierosa w popielniczce. Był zmęczony, ale opowiadanie należało skończyć, tym bardziej, że długo nad nim pracował i pozostało mu już tylko zakończenie.
Albo aż zakończenie.
- No pomyśl. Morderstwo to rzecz prosta i nudna jak ciepłe kluchy, ale ten morderca jest inny - młody człowiek z duszą artysty, która zabija swoje ofiary by móc potem opisać je w swojej powieści. Ironią jest to, że każda jego ksiażka staje się bestsellerem i nikt go nawet nie podejrzewa.
Kolejną ofiarą jest jego rówieśnik, również pisarz horrorów i jego wielki fan. Tom., bo tak brzmi imię mordercy, czuje więc jeszcze większą satyswakcję, mogąc zabić kogoś, kto ma podobne zainteresowania i co najważniejsze, widzi w nim idola.
W tym opowiadaniu nie ma happy endu, z czego Mort cieszył się najbardziej. Fan imieniem Lleyton wykrwawia się powoli na podłodze w salonie domu Toma, podczas gdy ten siedzi tuż obok przy biurku i zapisuje każde słowo wpadające mu do głowy, inspirowany cudzym cierpieniem, krwią i dziwną, wspaniałą satyswakcją odebrania komuś życia. Następnego dnia Tom dzwoni do wydawcy i informuje go, że jego nowa powieść jest już gotowa. Dzwoni, wdychając dym spalanego ciała swego fana, którego poćwiartowane zwłoki wrzucił do kominka.
- Oj, tak - śmiał się do słuchawki siedząc na krześle w pozycji, jakby pił herbatę i rozmawiał z dobrym przyjacielem o polityce, wcinając przy tym ciasteczka - Ta powieść jest może nawet i lepsza od poprzednich. Uwierz mi, będziesz zachwycony.
Niecałe dwa lata później Tom inkasuje czek na pół miliona dolarów.
- To będzie dobre - pomyślał Mort i postanowił uwiecznić swój pomysł na piśmie.
Wyglądał dość mizernie ze swoimi przetłuszczonymi blond włosami, drobnymi plackami pod oczami i okularami, które zlatywały mu z nosa. Nieprzyjemny zapaszek unoszący się w powietrzu sugerował, że najwyższy już czas by wziąć kąpiel, ale Mort nie zamierzał puszczać długopisu.
- Trzeba kuć żelazo puki gorące.
Nie zwracał nawet uwagi na namiętną scenę miłosną ukazywaną w telewizorze na kanale Zone Europa, nie słyszał też głównych bohaterów. Zatykając uszy słuchawkami ze swego odtwarzacza mp3, całkowicie zgłębił się w otchłani swojej wyobraźni. Nie było nic. Tylko on, długopis i kartka papieru, a wtle zespół Smashing Pumpkins i utwór Mayonaise.
Coś jednak wyrwało go z tego stanu. Mortowi zdawało się, że usłyszał huk zamykających się drzwi. Słuchając muzyki w słuchawkach często ma się takie wrażeniei zazwyczaj bywa ono złudne, ale Mort zdobił to, co zawsze w takich sytuacjach. Postanowił sprawdzić czy umysł nie płata mu figla.
Pierwszym co usłyszał gdy wyłączył odtwarzac była rozmowa kochanków z samego raza, zaczynająca się w stylu "po co się ubierasz?", ale nie zamierzał zawracać sobie nią głowy, więc wyłączył telewizor aby uzyskać całkowitą ciszę. Był niemal pewien, że jest w mieszkaniu zupełnie sam, a wspomniany huk, który wyrwał go z pracy, to nic, jak tylko złudzenie lub co najwyżej odgłos zamykających się drzwi do mieszkania sąsiada. Mort pomyślał, że skoro już podniósł swą pisarską dupę i wyprostował kości, pójdzie do kuchni i zrobi sobie jakąś porządną kolację.
Słone cipsy i puszka piwa to nie jest wymarzony posiłek, prawda?
Została mu jedna jedyna bułka, ale stwierdził, że wystarczy. Szybkim ruchem noża rozciał ją, posmarował masłem, które zostawił obok lodówki i położył na talerz, gdzie już czekały na niego trzy drobiowe serdelki.
Wtedy jednak raz jeszcze usłyszał huk i tym razem był pewien, że faktycznie miał on miejsce. Dochodził z małego pokoju jego współlokatora Billa.
Mort go nie znosił. Głównie dlatego, że choć miał 23 lata, stale zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak, który nie może usidzieć na miejscu. W dodatku był niski, rudy i pulchny na twarzy; przypominał Mortowi hobbita, takiego niezwykle upierdliwego Pippina.
Najgorszym był jednak fakt, że Billy go podziwiał. Traktował jak swojego idola, doskonały wzór do naśladowania, bowiem sam chciał zostać pisarzem. Początkowo Mortowi to nie przeszkadzało, ba, niezwykle schlebiał mu jego zachwyt i liczne komplementy. To dlatego przecież zgodził się z nim zamieszkać. Jednak już po paru tygodniach zaczynał mieć go dosyć, gdy Billy poraz kolejny zaglądał nieproszony do jego notatek, łaził za nim w kółko prosząc o ocenę opowiadania, przeszkadzał mu nawet gdy chciał się wysikać, gadając za drzwiami o swoich pomysłach. Mort był pewien, że gdyby kazał mu zajrzeć do tyłka czy przypadkiem nie ma chemorojdów, Billy zrobiłby to z radością. W końcu jednak kazał mu się "odwalić, na litość boską"i ten usłuchał. Na niecałe pół godziny.
Mort bał się zaglądać do jego pokoju, domyślając się, co może w nim zastać. Swoje zdjęcie, które Billy powiękrzył do formatu plakatu, opowiadanie zatytuowane ?Pogrom? i wieczne pióro, które jakiś czas temu zgubił, ksiażki, koszulę, stary zegarek, skarpetki; słowem wszystko, co tylko ten świr mógł potajemnie ukraść.
- Jak to było? ? zapytał sam siebie w myślach. W końcu przypomniał sobie i zacytował fragment opowiadania, który nagle przyszedł mu do głowy.
- Koniec był też jego początkiem. Bowiem wykrwawiając się na podłodze w końcu zrozumiał, do czego może doprowadzić pogoń za idolem. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Czując w ustach smak krwi i widząc przed oczami każdy obrazek swego życia, wkroczył w ten ostatni moment.
[SIZE=14pt]Moment śmierci.[/SIZE]
Billy leżał na podłodze w kałuży krwi. Martwy. Mort nie musiał sprawdzać, na białej koszulce widział kilka czerwonych plam. Opisał zbyt wiele morderstw by tego nie wiedzieć; zmarł od ciosów zadanych ostrym przedmiotem.
Aż sam zdziwił się, że zamiast dzwonić na pogotowię czy paść na kolana przy jego ciele, dokładnie przygląda się coraz większej plamie krwi na podłodze i nie kiwa palcem. Ocknął się dopiero gdy raz jeszcze usłyszał huk.
Nie, to są raczej stuknięcia, jedno po drugim, jakby ktoś stukał jakimś przedmiotem o blat biurka.
Wrócił się do swojego pokoju. Wszystko było tam, gdzie to zostawił. Czuł coraz większy stres, miał spocone ręce i szybko rozbolała go głowa. W takim wypadku zwykle zarzywał aspirynę ale nie było teraz na to czasu. Dopiero gdy próbował zdusić bół głowy przyciskając do niej dłonie, poczuł, że trzyma w ręku jakiś śliski przedmiot. Było to pióro. A z dłoni nie cieknął pot tylko cudza krew.
- O mój Boże!
Mort upadł na podłogę, pióro potoczyło się i zatrzymało przy krześle.
- To niemożliwe! ? powiedział to bardziej na usprawiedliwienie niż dla zaprzeczenia ? To niemożliwe! Niemożliwe!
Pobiegł do łazienki by zmyć krew i wtedy raz jeszcze usłyszał stukanie, tym razem aż nadto wyraźnie.
Bo to stukało jego odbicie w lustrze.
[SIZE=12pt]Stuk Stuk Stuk, [/SIZE]panie Mort, [SIZE=12pt]Stuk Stuk Stuk[/SIZE]
Jedyne, co mu przeszło przez myśl, to świadomość, że jest na krawędzi załamania nerwowego, albo już dawną ją minął i teraz stacza się w otchłań ludziego obłędu.
Mort z lustra podniósł do góry zakrwawione pióro by w świetle lepiej mu się przyjrzeć.
- No, no - powiedział - Niezła robota, przyjacielu. Czy to morderstwo też opiszesz w swojej książce?
- Kim ty, kurwa, jesteś?
- Nie oglądałeś nigdy horrorów, przyjacielu? Jestem T - O - B - Ą lub raczej uosobieniem tej części twego umysłu, którą stale zamiatasz pod dywan.
- To ty zabiłeś Billa!
- Ja? - zaśmiał się radośnie - Posłuchaj sam siebie przez chwilę. "Mojego przyjaciela Billa zabiło widmo z lustra". Naprawdę kiepsko z tobą, przyjacielu. Sam fakt, że ze mną rozmawiasz jest tego dobitnym dowodem. Pozwól jednak że zacytuję...
Koniec był też jego początkiem. Bowiem wykrwawiając się na podłodze w końcu zrozumiał, do czego może doprowadzić pogoń za idolem. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Czując w ustach smak krwi i widząc przed oczami każdy obrazek swego życia, wkroczył w ten ostatni moment.
[SIZE=12pt]Moment śmierci.[/SIZE]
- Co mam zrobić?
- A jak myślisz, co by zrobił drogi Tom?
***
Tom Downey zapisał ostatnią stronę swej nowej powieści. Bardziej niż satyswakcję czuł jednak ulgę, że to wreszcie koniec.
- Byłbyś zadowolony, kolego - powiedział to, wrzucajac do kominka przegub jego ręki - Byłbyś zadowolony, mój wielki fanie.
***
- Hej, obudź się! - Billy szturchnał swego kolegę w ramię. - Zasnałeś podczas pisania?
Mort oderwał zaspałą twarz od zeszytu i spojrzał na współlokatora.
- Daj mi spokój, Billy.
- Dobra, jak chcesz. Ale dasz mi jutro przeczytać?
- Spieprzaj stąd!
Billy wyszedł.
Mort spojrzał na ostatnie zdanie swego opowiadania i dodał:
Kto jest bowiem w stanie dokopać siędo głębi ludzkiej wyobraźni, kiedy jest ona nieskończona.
Stuk Stuk Stuk - słychać było ruchy jego długopisu.
Postawił kropkę i zgasił lampkę. Zaraz potem poszedł spać.