„Bitwa w Górniczej Dolinie za czasów panowania króla Rhobara II”
Odrobina wyjaśnień, dobrze wiem że podobny tekstów jest wiele, na rożnych stronach poświeconych naszej pasji jaką jest Gothic. To nie jest kopia tamtych opowiadań, chodź mogą wystąpić podobieństwa. Ta historia będzie bardziej fantastyczna aniżeli zgodna z „gothicowską prawdą” Jest to też moje pierwsze dopowiadanie więc nie liczę na dobre komentarze.
P.s. przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne, stylistyczne czy językowe, liczne powtórzenia, które są bardzo widoczne, jak i za nieścisłość z fabułą Gothica.
- Lee, ten pajac znów do ciebie przyszedł !!!
- Jaki pajac, o kim gadasz? – zapytał ze zdziwieniem Lee.
- No ten koleś z Górniczej Doliny, co to mówił że cię zna – krzyknął jeden ze strażników.
„Bezimienny” pomyślał generał i od razu kazał wpuścić wędrowca.
- Witaj Lee – przywitał się bezimienny.
- Witaj, przyjacielu co cię sprowadza ? – zapytał jednocześnie nalewając wina do kufla i podając go gościowi – Widzie że jesteś jednym z żołnierzy Lorda Hagena, wspaniała ta twoja zbroja paladyna. Tylko nieliczni kowale króla mieli zdolności do robienia takich cacek, wiem bo znałem jednego takiego na dworze króla gdy jeszcze byłem….. eh szkoda gadać! – mówił błądząc oczyma po tafli wina w jego srebrnym pucharze – Mów co cię sprowadza.
- Wiem gdzie czai się nasz prawdziwy wróg, przyczyną całego tego burdelu w Khorinis, przyszedłem do ciebie z prośbą abyś płyną ze mną na wyspę Irdorath i pomógł skończyć te piekło.
- Wyspa ???? – mocno zdziwił się Lee – żeby płynąc na wyspę musisz mieć statek, nie jakąś tam łódkę, co byle większa fala obróci, ale prawdziwy statek.
- Statek już załatwiony teraz zbieram załogę, Gron się zgodził, Wilk już zbiera swoje manatki, a Bennet czeka na twoją zgodę – wyjaśnił bezimienny.
- Statek, skąd na Beliara wytrząsnąłeś statek, nie, nie ,nie mów że masz zamiar ukraść galeon królewski ? – zapytał z niedowierzaniem w glosie.
- Już to zrobiłem – na twarzy paladyna pojawił się uśmiech pełen, wręcz dumy – statek już jest, załoga też już jest, kapitana też mam, tylko potrzebni mi dobrzy wojownicy bo nie będzie to kaszka z mleczkiem.
- A co na to wszystko Lord Hagen ? – zapytał najemnik gdy już usiadł przy stole z zaduma na twarzy.
- Hagen jest zajęty orkami w dolinie, właśnie się szykuje do ostatecznej bitwy.
- Co ??? ma zamiar wyruszyć na Doliny ? Hm…. – zamilkł w jednej sekundzie, i trwał tak w milczeniu przez długi czas – wiesz co ? nie zdziwił bym się jakby za niedługo przybyli do mnie ludzie Hagena z propozycją abym mu pomógł, to jest szansa dla nas aby uzyskać wolność – mówił to patrząc prosto w oczy bezimiennego, a w jego oczach było widać iskrę, iskrę nadziei.
- A więc będziesz szukał swojej szansy wolności w walce u boku paladynów ? Ja ci też proponuje wolność, bo nie sądzę, jeśli nam się uda zwyciężyć abyśmy wrócili do Khorinis – zaproponował.
- Tak wiem, ale nie mogę opuścić moich ludzi, uciec po kryjomu. Przez te wszystkie lata byłem ich przywódcą i nie ucieknę od odpowiedzialności. Przykro mi przyjacielu, ale będziesz musiał sam zmierzyć się z wyrokami bogów. Ja zostaje i czekam na wieści z miasta. – wstał i wyciągnął rękę na pożegnania w stronę bezimiennego.
- A co z Bennetem ?
- Musi zostać, jeśli mamy iść na bitwę to musi nam przygotować oręż i ekwipunek.
- Dobrze, rozumie, słuchaj w jaskini nieopodal karczmy, za cmentarzem ukryłem kufer pełen rudy, zabrałem tę rude gdy wypełniałem misje dla Garonda w Górniczej Dolinie, mi się raczej już nie przyda, za to wam pomoże. Masz oto klucz do kufra.
- Kufer magicznej rudy !!! Wielkie dzięki, bardzo nam się przyda.
- A wiec żegnam, powodzenia w bitwie !!!
- Nie żegnaj tylko do zobaczenia, na pewno się kiedyś spotkamy – pożegnał bezimiennego.
Gdy tylko paladyn wyszedł Lee kazał natychmiast wysłać ludzi po ową skrzynie i po Benneta aby się u niego stawił.
- Wolałeś mnie ?
- Tak – odrzekł aczkolwiek nie obrócił się do kowala, w tym samym czasie Lee wyciągał swój stary miecz który mu służył od początku jego „przygody” w kolonii karnej, choć częściej używał swego topora.
- Lee!! Wolałeś mnie, więc czego chcesz? – zapytał podenerwowany, a zarazem zdziwiony widokiem Bennet.
- Musimy szykować się na bitwę, mamy mało czasu, musisz ulepszyć, naprawić, wykuć nową broń dla żołnierzy. Zostały ci jakieś zbroje co robiłeś dla Łowców Smoków? Jak tak to rozdaj je najlepszym wojownikom, zacznij też robić nowe i reperować stare. Weź tylu ludzi ilu potrzebujesz, niektórzy znają się na kowalstwie tak więc mogą Ci pomóc. – w głosie Lee można było wyczuć wręcz entuzjazm.
- Co takiego ?? Jaka bitwa o czym ty pieprzysz !!!!
- Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, wszystko wyjaśnię jak zbiorą się wszyscy. Aha zaraz moi ludzie przyniosą kufer magicznej rudy, wykorzystaj ją jak najlepiej, ale zrób tak aby każdy miał jej część w ekwipunku.
- Kufer magicznej rudy !!! skąd do diaska go wytrząsnąłeś!!! Innos ci zesłał w prezencie, czy co ??
- Nie ma czasu bierz się do roboty !!!
- Dobra, nawet mam już pomysł jak zrobić żeby każdy miał miecz chodź by z odrobiną rudy co i tak bardzo je wzmocni. Właśnie opracowałem nową technikę produkcji mieczy z niej, jak się zmiesza bardzo mocno rozgrzaną stal z rudą to stal przejmuje niektóre właściwości rudy, chodź by wytrzymałość. Rude roztopię i stworze masę płynną, a później będę w niej maczał miecze, tak ruda wymiesza się ze stalą i stworzy lekką warstwę ochronną.
- Dobry pomysł !!! a teraz nie trać czasu.
Nie mylił się Lee co do planów Hagena, jeszcze tego samego dnia do domu Onara przybyli dwaj paladyni królewscy. Wywołało to bardzo wielkie zamieszanie wśród najemników, którzy ze zdziwieniem patrzyli jak ci „goście” spokojnie przeszli przez farmę i weszli bez problemu do domu właściciela ziemskiego. W domu przy stole już czekali na nich Lee, Onar. Cord i Jurgen, który wcześniej był „uszami” najemników w Górniczej Dolinie.
- Witaj generale !!! – powiedzieli z wielką duma, jak na paladynów przystało.
- Witajcie Farix, Koton . Lee znał ich imiona albowiem pamiętał ich jeszcze ze służby królewskiej, tak jak on byli w radzie wojennej Rhobara. – W czym mogę pomóc rycerzom króla – rzekł z lekka ironią Lee. Cord, Onar i Jurgen nic nie mówili tylko w ciszy obserwowali każdy ruch paladynów.
-Mamy wiadomość dla ciebie od Lorda Hagena, oto ona – podali mu zwój z glejtem królewskiego paladyna z wizerunkiem Innosa.
Lee wziął owy papirus i zaczął czytać go uważnie. „A więc, bezimienny miał racje Hagen chce raz na zawsze pozbyć się orków z Doliny”
- Lee, Lee !!! – z zadumy wodza wyrwał głos Corda – czego chce Hagen od nas ?
- Panowie sytuacja wygląda następująco. Hagen chce abyśmy wyruszyli razem z nim do Górniczej Doliny i stoczyli bitwę z orkami. Przez ten czas mamy być pod jego rozkazami. W zamian Hagen wyda dekret o naszym uniewinnieniu, będziemy wolni, i to na mocy dekretu w imieniu króla!!!! Co wy na to panowie ? – zapytał rzucając na stół papier od Hagena.
Pierwszy odezwał się, a raczej wykrzyczał Onar.
- CO???!!!! Macie zamiar opuścić farmę?? Nie ma mowy, płace wam za ochronę, a nie za usługi dla Hagena!! NIE !!! NIE zgadzam się!!! – mówił z wielką furią Onar.
- Słuchaj przyziemny, krótko widzący typku, jeśli Hagen polegnie droga do Korhinis będzie otwarta dla orków, a nas jest za mało żeby ochronić twą zasraną farmę. Tu i tu zginiemy, ale wole zginąć w walce i w takiej walce gdzie jest chodź by odrobina nadziei na zwycięstwo. Tak czy siak pomożemy Hagenowi!!!
- Hahahaha – Onar zaśmiał się na cały dom - Myślisz, że te brudasy których nazywasz żołnierzami pójdą z tobą na usługi paladynów? Woleli by zginąć nie mając szans aniżeli pracować dla króla, przyczyny ich niedoli w kolonii!!! – pewnym głosem rzucał kolejne słowa w twarz Lee.
- Zobaczymy, nigdy nie byli tak blisko wolności aniżeli teraz!!!! Cord co o tym myślisz ?
- Jak dla mnie zaryzykował bym, to fakt wraz z paladynami to nie będzie samobójstwo, chodź ich umiejętności w walce mieczem nie są na zbyt wysokim poziomie w moim mniemaniu.
- Jurgen? Co ty na to? Jak wygląda sytuacja w dolinie? Ile jest orków?
- Dużo, Dużo, więcej niż nas i paladynów razem wziętych, ale warto spróbować tak czy inaczej śmierć nas znajdzie.
- A więc postanowione, przekażcie Hagenowi, że za 2 dni stawimy się w mieście, nie mówię ilu nas będzie bo o przystąpieniu do wojny każdy sam zdecyduje. A teraz idźcie słudzy Innosa. Jurgen zbierz ludzi na farmie koło kamiennego kręgu.
- Co !!! zniszczycie plony, zbierzcie się gdzieś indziej do jasnej cholery !!!!
- Zamknij się wieśniaku, trochę szacunku dla Lee, nie raz uratował ci dupsko !! – tak Cord uspokoił Onara.
W tym samym czasie uwagę najemników przykuł spory ruch przy kuźni. Wielu biegało, kuło, napędzało miech, wszyscy coś robili tylko brakowało Benneta, który gdzieś zniknął. Ruch ten dawał mieszkańcom byłego Nowego Obozu wiele pytań, a nawet wątpliwości. Można było usłyszeć „Cos się dzieje, wynosimy się stąd?”, „ Co oni robią?”, a nawet daleko idące wizje „Kują broń, czyżbyśmy mieli szturmować miasto i odbić statek paladynów?! Przecież jest nas za mało, Lee chyba nie wysalałby nas na pewną śmierć? Jednak nie mieli zbyt dużo czasu na rozmyślanie albowiem wszystkich zwołano koło kamiennego kręgu, tam mieli się dowiedzieć co ich czeka jak podejmą wyzwanie rzucone przez los.
Byli prawie wszyscy, nawet rolnicy Onara się zjawili. Po chwili na kamienny ołtarzyk wszedł Lee, wnet zapanowała cisza.
- Najemnicy !!!! Oto trzymam w ręku moją i waszą wolność !! – jednocześnie pokazywał wiadomość od Hagena. Wśród zebranych można było słyszeć pomrók „wolność, o czym on gada” – To jest list od Lorda Hagena dowódcy paladynów i królewskiego sługi, w tym liście pisze, że jest gotów nas ułaskawić w imię królestwa Myrtany !!!
Jednak cena za naszą wolność jest wysoka, oto Hagen wraz z wszystkimi swoimi oddziałami ma zamiar wyruszyć do Górniczej Doliny aby raz i na zawsze pozbyć się orków. Słowom owego paladyna możemy wierzyć, on jest paladynem, a oni cenią honor ponad życie, a złamanie danego słowa to hańba!! Wiem że możecie sobie myśleć, że to jest nasza szansa aby szturmować miasto i zdobyć królewski statek zakotwiczony w porcie. To dobry plan, ale dowódca miasta przewidział to i odesłał statek na pobliską wyspę. Dlatego pytam się was wszystkich i każdego z osobna czy jesteście zdolni schować swoja dumę i iść pod rozkazy Hagena ? Wiem że to trudne dla was, on jest przecież sługą tego co was skazał na piekło w kolonii, ale czy nagroda, ta nagroda o którą tyle lat walczyliśmy, nie jest wystarczająca ? Zresztą jak nie pomożemy Hagerowi to nie damy rady sam w walce z orkami, a cóż a tym idzie następnym celem tych zwierząt jesteśmy my, a nas jest mniej niż żołnierzy króla!!! Tak więc, pytam się czy wyruszycie ze mną na ostatnią wędrówkę ? Czy wykonacie mój ostatni rozkaz, a brzmi on. Rozkazuje wam walczyć o swoją WOLNOSC !!!! W tym momencie prawie wszyscy krzyknęli WOLNOSC !!!, tylko nie liczni nie podzielali wizji Lee, który kontynuował swoje przemówienie – Od rana Bennet przyszykowuje ekwipunek na naszą wyprawę. Jutro wieczorem ruszamy do miasta, każdy kto chce niech stawi się jutro, wcześniej jednak odbierze ekwipunek z kuźni, gdzie są przygotowane dla nas specjalne miecze z magicznej rudy. Bogowie nam sprzyjają !! Rozkazuje też aby każdy kto nie posiada ciężkiej zbroi zaopatrzył się w łuk lub kusze !!!! Jutro ruszamy !!!! Po tym zakończeniu wszyscy rozeszli się aby przygotować się do wymarszu. Każdy coś robił, jedni pomagali w kuźni, inni robili strzały jeszcze inni czyścili broń. Za domem Onara, Cord dawał ostatnich wskazówek w walce bezpośredniej. Nawet kobiety włączyły się w przygotowania, szykują prowiant na drogę i zszywając skórzane części pancerzy, szczególnie tych lekkich, oczywiście na niezadowolenie Onara.
Następny dzień był słoneczny, ale zarazem bardzo cichy, pomimo że krzątanina powodowała dość głośne odgłosy. Jednak ludzie nic nie mówili, nie rozmawiali ze sobą każdy wiedział co ma robić. W oczach ich można było odnaleźć, strach, nadzieje, a nawet podekscytowanie. Jak nigdy w ten owy dzień słońce szybciej wędrowało po nieboskłonie i tak zbliżał się wieczór, a raczej popołudnie wymarszu. Lee siedział w swoim pokoju i czyścił swój miecz, a na stole leżała już przygotowana zbroja. Nagle do pokoju wszedł Bennet z dużym zawiniętym przedmiotem.
- Witaj Lee!!
- O, to ty, jak idzie praca ?
- Świetnie już skończyliśmy prawie wszystko, miecze wyszły wspaniale.
- To świetnie, za to mianowałbym cię królewski kowalem, ale jeszcze nie jestem królem – Obaj wybuchli śmiechem.
- A co tam masz ?
- To dla ciebie, nie możesz dowodzić nami w tej starej zbroi, Hagen nie będzie cię traktował poważnie. Masz tu cos specjalnego, nie uwierzysz ale udało mi się stworzyć zbroje z tych smoczych jaj co to kupiłem je od tego bezimiennego. Miałem dać ją mu, ale nie zdążyłem jej skończyć, tak więc jest twoja – Bennet ściągnął płachtę ze zbroi. Oczom Lee ukazała się wspaniała zbroja. Kolor miała czerwonego rubinu, była masywna – Jest twarda jak skóra Czarnego Trolla, wiem bo kazałem łucznikom strzelać do nich, strzały rozbijały się na drzazgi po uderzeniu w nią. Połączenia są luźne tak że nie krępuje ruchów, udało mi się rozkruszyć dzięki specjalnemu roztworowi, który przygotował dla mnie niejaki Ignaz z miasta. Potem wylałem formę. I tak napierśnik to całość, który wzmocniłem warstwą z magicznej rudy. Naramienniki są połączone żelaznymi kółkami z napierśnikiem, możesz spokojnie machać mieczem i wycinać orków. Od pasa do kolan ma płytkowy ochraniacz, są to luźne płytki połączone żelaznymi kolkami. Dzięki nim będziesz mógł szybko uciekać – zaśmiał się Bennet. Lee też zaczął się śmiać. A oto najbardziej piękna część zbroi, hełm. Jest mocny jak czaszka orka, może być trochę za ciasny bo nie miałem wymiarów twej głowy. Wygrawerowałem starą formułkę, plemiona wojowników z moich stron. „Szczęście sprzyja odważnym”, a szczęście to akurat się nam przyda.
Lee założył zbroje, pasowała jak ulał. Widać było ze wódz jest bardzo zadowolony z owego prezentu.
- Lekka jak piórko – podskoczył po czym wyszedł z domu. Gdy wyszedł zobaczył tłum ludzi, wszyscy byli już gotowi. - A więc ruszamy ku przeznaczeniu, wymarsz do miasta !! Stworzyć kolumnę !!!
W tym samym czasie jak na farmie największego właściciela ziemskiego najemnicy szykowali się do bitwy, w mieście również zaczęto szykować się do wymarszu do Górniczej Doliny. W domu gubernatora Khorinis zebrali się najwyżsi rangą królewscy żołnierze oraz paru strażników miejskich. Wszyscy byli zebrani wokół stołu na którym leżała mapa Górniczej Doliny na której stał posążek Innosa.
- Panowie ….
- Lordzie Hagenie, Lordzie Hagenie !!! – krzyczał wbiegający do domu rycerz.
- Czego!! – odpowiedział szorstko przywódca paladynów.
- Mam ważne wiadomości. Właśnie się dowiedziałem że Lee przybędzie jutro późnym popołudniem.
- To dobrze, a więc nasze szanse rosną – rzekł do zebranych.
- Druga wiadomość to, to że nasz statek właśnie odpłyną z portu.
- CO??? Jakim cudem ??? – zerwał się z miejsca Hagen.
- Strażnicy mówią że jeden z paladynów powołując się na wyższy stopień zajął statek.
- Który paladyn??
- Nie wiem panie, nikt nie zna jego imienia, ale był chyba nowy bo strażnicy go nie kojarzyli – wyjaśniał rycerz.
- To pewnie ten bezimienny, sługa Oka Innosa. Po co mu nasz statek, gdzie on płynie, bez odpowiednich zapasów nie uda mu się dopłynąć na kontynent – głowił się przez dłuższą chwile po czym rzekł w myślach „ Do cholery nie mam czasu na dochodzenie w tej sprawie teraz musze się zając orkami” Po czym znów zwrócił się do ludzi w pomieszczeniu. – Tak więc wyruszamy jutro wieczorem, pod osłoną nocy może uda nam się zaskoczyć wojska oblegające zamek. Jak uda się ich rozbić mocno osłabimy wroga. Nie brać dużych taborów, tylko broń, łuki, strzały i żywność na drogę nic po za tym. Harad – zwrócił się do kowala stającego w rogu pokoju koło Bospera, którzy jako jedyni byli zaproszenie z pośród mieszkańców – Rozdaj paladynom i rycerzom miecze z magicznej rudy które wykułeś, resztę z dobrej jakościowo broni rozdaj strażnikom i knechtom w tej kolejności. – Następnie zwrócił się do Bospera – Ty masz za zadanie przygotowania tylu kusz, łuków, strzał i bełtów ile się da, weź tylu, ludzi ilu potrzebujesz. Potem rozdaj je knechtom, oni będą stanowić naszą siłę ogniową. Lordzie Andre ty zbierz wszystkich swoich strażników, a z zaufanych ludzi w mieście stwórz milicje miejską, aby nie dopuścić do problemów po naszym wymarszu, każ też aby każdy kto potrafi posługiwać się łukiem lub kuszą stawił się u Bospera, a później na placu głównym, myśliwi czy zwykli obywatele nie ma znaczenia. Oznajmij że każdy będzie miał wypłaconą sporą sumę za swe usługi. Ruga będzie dowodził knechtami i ochotnikami, Wulfgar strażnikami miejskimi - spojrzał na dobrze zbudowanego mężczyznę, ten kiwnął głową na znak zgody – Lordzie Andre wraz z Cedrickiem obejmiesz pod dowództwo rycerzy. Ja natomiast wraz z Ignazem poprowadzimy paladynów, i będziemy stanowić środkową część naszej armii, jak można nazwać to armią. Szkoda że nie mamy królewskiej konnicy, pamiętam jej szarże pod Trace, byli jak jeden maż. Nigdy nie zapomnę tej jasności jaka powstała po odbiciu słońca od ich zbroi i gdy ta jasność przemieniła się w czerwone odbicie gdy oblała ich krew ludzi z północy. Jedna szarża zadecydowała o wygranej, jeden duch wielu żołnierzy. Brak mi również łuczników z południa kontynentu, nikt tak celnie i szybko nie strzelał jak oni. Gdy razem wypuszczali strzały potrafiły one zasłonić słonce, tworząc deszcz śmierci – Myślał na głos Hagen – Albercie ty będziesz współpracował z Lee jak przybędzie, rozdaj również resztę run paladynom, dadzą nam silę. Panowie wiemy, że najemnicy to skazańcy – ciągnął dalej swoją długą przemowę – jednak musimy im zaufać jak chcemy mieć szanse na victorie. Pamiętajmy….. – ostatnie zdanie przerwali mu Magowie Ognia którzy właśnie weszli do pomieszczenia. – Witajcie słudzy Innosa to zaszczyt was gościć, chodź chwila jest ciemna.
- Witaj – odpowiedział na przywitanie Merduk jeden z czterech magów przybyłych do Korhinis. Wraz z Merdukiem przybyli Neoras, Parlan, Gorax.
- Przybyliśmy tu aby wspomóż was w walce ze złem. Niestety sam Pyrokar nie mógł przybyć on musi zostać i trzymać pieczę nad klasztorem Jest z nami paru nowicjuszy którzy mam nadzieje w chwale Innosa pomogą. Ja Parlan i Gorax wspomożemy was zaklęciami bitewnymi, natomiast Neoras przygotuje magiczne napoje które dadzą siłę i zręczność naszym oddziałom.
- Wspaniale sam Innos nam was zesłał. Neorasie – zwrócił się do najwyższego wzrostem z magów, jeden z moich ludzi zaprowadzi Cię do Constantino to nasz alchemik miejski sadzę że będzie ci mógł pomóc w produkcji eliksirów. Jesteście wielkim wsparciem dla nas.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość, chodź pewnie już wiesz nasz Bezimiennych bohater pokonał smoki. – wśród zebranych zapanował lekki zamęt, który po chwili przeobraził się wręcz w radość.
- Tak wiem, chwała za to Innosowi. Jednak pomimo tego sami orkowie nadal są bardzo groźni. Proszę udajcie się do jednego z domów i przygotujcie się na jutro, wieczorem wymarsz, chcemy atakować w nocy.
- Dobrze oddajemy się pod pańskie rozkazy. Niech siła i mądrość Innosa na was spłynie. – po czym udali się do wskazanych izb.
Wtem Lord Hagen zwrócił się ponownie do narady – Jak widać mamy potężnych sojuszników. Panowie znacie swoje rozkazy, przekażcie je dalej i zacznijcie przygotowania.
Niech Innos was prowadzi, rozejść się!
Po tych słowach każdy znając swoje zadanie począł opuszczać dom gubernatora. Jednak w pewnej chwili Lord Hagen przywołała do siebie Lorda Andre.
- Lordzie Andre, wybierz swojego najlepszego żołnierza i zleć mu misje aby udał się do Górniczej Doliny, za wszelką cenę ma dotrzeć do Lorda Garonda i przekazać mu wieści o naszych planach.
- Dobrze, zajmę się tym od razu.
I tak miasto Khorinis stało się miejscem przygotowań do największej bitwy jaką kiedykolwiek znała ta wyspa. Nie była to bitwa o rude, ale o życie mieszkańców.
Przygotowania przebiegały sprawnie dzięki głównie Lordowi Andre który wszystkim dyrygował perfekcyjnie. Każdy mieszkaniec Khorinis był w jakimś stopniu zaangażowany w szykownie się do wymarszu. Kupcy szykowali prowiant, kowale Mortis, Harad czy nawet kowal z portowego miasta Carl szykowali broń, Constantino pomagał Norasowi, a Bosper i kenchtowie szykowali łuki i kusze. W pewnym momencie kupieckie kramy zamieniły się w istną zbrojownie, na jednych leżały łuki i strzały, na drugich kusze i bełty, na jeszcze innych miecze strażników i knechtów. Natomiast plac w miejscu gdzie Vatras zanim nagle zniknął z miasta, głosił słowa i historie Adanosa zamienił się w jeden plac treningowy. Paladyni natomiast i rycerze trenowali wokół domu gubernatora i w przystani. Nawet kobiety pomagały szykując prowiant, a nawet reperując skórzane części pancerzy. Napięcie było tak wielkie ze można było je wyczuć nawet dotknąć. Tak mijał pierwszy i część drugiego dnia.
Do stojanego na placu głównym Lorda Hagena podbiegł jeden z rycerzy.
- Panie, najemnicy, najemnicy zbliżają się do miasta. Zamknąć bramy ??
- Nie !!! wpuścić ich do miasta!!
- Co?? – rycerz tak mocno się zdziwił że oczy zasłoniły mu pół twarzy.
- Słyszałeś wpuścić ich do miasta, przybyli nam z pomocą, będą walczyć razem nami.
- Ale to są mordercy, złodzieje, oprychy, jak tylko wejdą do miasta to je splądrują!!! – krzyczał rycerz.
- Nie sadzę, Lee to jeden z najlepszych generałów królestwa, jestem pewien że utrzyma w ryzach swoich ludzi. Teraz idź do Lorda Andre i każ mu ażeby przygotował ludzi na to że zaraz do miasta wkroczą najemnicy. Niech im zakaże podejmowania i prowokowania wszelkich działań które byłyby przyczyną konfliktu !!! Nie możemy dopuścić aby zaczęli walczyć miedzy sobą !!! Wykonać !!! – rycerz jak rażony gromem, począł biec. Dowódca wojsk znów wpadł w zadumę „Chyba liczba ich spora skoro, aż tak się przestraszył. To dobrze, bardzo dobrze, cena za ich pomoc jest wysoka ale nie mam innego wyjścia!!!”
Niespełna 2 godziny po tym zdarzeniu pierwszy najemnik przekroczył bramę Khorinis. Szli w kolumnie jak prawdziwe wojsko, naprzodzie można by powiedzieć lekkie odziały, następnie najemnicy w średnich i ciężkich zbrojach, kolumnę zamykał oddziale żołnierzy w pancerzach łowców smoków, które to rozdał Bennet z tych co mu zostały. Na samym końcu szedł Lee w swej zbroi ze smoczych jaj w towarzystwie Khaleda, Corda i Torlofa. Liczba ich mogła przerazić mieszkańców miasta, byli prawie wszyscy, tylko nieliczni zostali na farmie Onara i to głównie przez Onara który przyciągnął ich zlotem. Gdy tylko Lee dotrał na plac miejski ze swoimi ludźmi na przeciw niemu wyszedł Lord Hagen, Lord Andre oraz Ignaz. Pierwszy odezwał się przywódca armii królewskiej
- Witaj generale Lee – po czy wyciągnął rękę na przywitanie. Był to symbol, sługa króla który wita się z najemnikiem, ba z przestępcą.
- Nie jestem na rozkazach króla, więc wystarczy Lee – bez wahania uścisnął rękę „starego” kumpla.
- Widzę że licznie przybyłeś, to dobrze. Nie bój się na Honor paladynów dotrzymam słowa i ułaskawię was, ale czy twoi ludzie będę wykonywać moje rozkazy? – zapytał się najemnika jednocześnie kierując swój wzrok na wojska Lee.
- NIE !!! – Hagen gwałtownym ruchem głowy spojrzał prosto w oczy generała. – twoich nie będą, ale będą słuchać się mnie, a ja uznaje twoje dowództwo, mam tylko nadzieje ze będziesz tez brał pod uwagę moje zdanie. Może jestem przestępcą, ale na taktyce i wojnie to jeszcze się znam – odrzekł z pewnością w głosie.
- Tak wiem, byłeś jednym z najlepszych. Wiele razy żałowałem że nie wstąpiłeś na służbę do paladynów. Nigdy nie wierzyłem w twoją zdradę, ale nie mogłem też sprzeciwić się królowi. Lojalność to jak honor dla paladyna. – były to wręcz osobiste słowa Hagena. Który zawsze cenił Lee.
- Tylko to skłoniło mnie do zaufania Tobie, wiem ze nie splamisz swój honor i honor paladynów łamiąc słowo. To kiedy ruszamy ?
- Za 3 godziny, każ odpocząć swoim ludziom, chce jeszcze dziś w nocy z zaskoczenia zaatakować oddziały oblegające zamek, a następnie rozprawić się z orkami za palisady. Widzę ze również lekkie wojska zaopatrzyłeś w broń miotającą, hehe podstawy wojaczki. Tylko każ swoim ludziom nie rozrabiać, atmosfera jest już napięta jeden wybryk może doprowadzić że moi i twoi ludzi pozabijają się nawzajem.
- Nie bój się, taka bliskość wolności nie pozwoli im na utratę takiej szansy, daje moje słowo!!!
- Dobrze, więc zaufam Ci. Jak chcesz to możesz przespać się z którymś z domów z górnego miasta. – zaproponował wskazując na górne miasto.
- Nie dzięki, będę razem z moimi ludźmi. No to za 3 godziny wyruszamy, jeszcze przed zmierzchem sądzę że uda nam się dojść do przełęczy. Orkowie na pewno mają tam jakiś garnizon czy cos podobnego musimy szybko ich zaatakować, nie możemy oszczędzić żadnego, żeby nie ostrzegł innych.
- Tak też zrobimy, aha przy okazji wspaniała zbroja!!! – po czym pożegnali się i rozeszli.
Lee miał racje jak na najemników jego ludzie zachowywali się wyjątkowo spokojnie. Również ze strony ludzi Hagena nie było niechęci do nowo przybyłych, chyba każdy rozumiał kto jest tak naprawdę wrogiem. Ten czas każdy poświęcił na posiłek i sprawdzenie ekwipunku. Nagle cały rynek zapełnił się ludźmi, wydano rozkazy dla jednych jak i drugi. Utworzono wspólną kolumnę, paladynów, łowców smoków, knechtów, strażników, rycerzy, najemników, a nawet licznie przybyłych myśliwych i mieszkańców miasta. Kolumnę zamykał sztab dowodzenia z Hagerem, Lee i Magami Ognia na czele. Marsz przebiegał spokojnie i to nawet dość szybkim tempem. Nagle cisze przerwał głos paladynów, którzy zaczęli śpiewać starą pieśń. Pieśń była o chwale Innosa i jego zwycięstwie nad Beliarem. Słowa tej pieśni ułożyli pierwsi paladyni. Dziesiątki męskich głosów jednym tonem śpiewało wielka pieśń o wielkich czynach, która zawsze napala paladynów siłą w ich sercach, co niektórzy nawet składali ofiary przy napotkanych kapliczkach po drodze. Pochód powoli zbliżał się do przełęczy, jeszcze nigdy Korhinis nie miała tylu żołnierzy na swoje ziemi.
- Mało nas, czyż nie – cisze przerwał Merduk.
- Owszem, ale przy odrobinie szczęścia i dzięki waleczności naszych ludzi mamy szanse na wygrana.
- Ilu nas jest dokładnie ? – zapytał inny Mag.
Pierwszy odezwał się Hagen – moje oddziały to 65 paladynów, ok. 100 rycerzy, 65 knechtów, 55 strażników i ok.30 ochotników z miasta i okolic.- następnie Lee.
- U mnie są prawie wszyscy 30 łowców smoków i 90 najemników. No i mamy liczną reprezentacje Magów Ognia – całe towarzystwo zaczęło się śmiać.
Po pewniej chwili cała armia Khorinis znajdowała się na kamiennym moście przed wejściem na przełęcz. Nagle oczom wodzów ukazała się banda bandytów kierująca się w stronę przełęczy.
- Hagen, zaatakujmy ich bo zaalarmują orków !! Torlof weź łuczników i obstrzelaj ich !!!
- Cedrick ty weź knechtów i wspomóż najemników !!! Ilu ich jest ? – zapytał się najbliższego rycerza.
- Chyba 50 panie.
- Dobrze przygotować się do ataku. Utworzyć jedna linie wojsk o głębokości 3 rzędów, pierwsze dwie linie kusznicy. Jak tylko wejdą pod zasięg otworzyć ogień.
Tak jak rozkazał Hagen szybko utworzono linie strzelców, dowodzili nimi Cedric, Torlof i Jarvis. Lekkim truchtem biegli w stronę wroga, kusze były już napiętą, łucznicy mieli już przygotowane strzały. Bandyci szybko się nie zorientowali, ale gdy tylko spostrzegli znaczną ilość ludzi biegnących w ich stronę, zaczęli kontratakować. Wtedy Cedric wydał rozkaz, który powtórzyli kolejno inni dowódcy „Strzelcy stać !!!”, „Przygotować się do strzału”, „Czekać !!!”, „Cel” horda bandytów szybko zbliżała się do strzelców, niektórzy próbowali pomóc sobie krzykiem inni nagle zatrzymali się i stali. W jednej sekundzie niebo zakryło się dziesiątkami strzał, gdy tylko usłyszano „Ognia!!!” I tak na atakujący nadziali się na mur pocisków, gdy kusznicy przeładowywali, serie pościli łucznicy i tak tylko nieliczni bandyci dotarli do szeregów na skrzydle utworzonym przez najemników. Doszło do walki wręcz, jednak widać było ze bandyci byli zmęczeni i słabiej uzbrojeni. Po krótkim starciu w wręcz padli ostatni atakujący. Z armii Khorinis nikt nie zginął ani został ranny. Następnie ci którzy zatrzymali się w biegu, a było ich ok. 25 poddali się. Wtedy przyprowadzono ich przed Hagena i Lee.
- Dlaczego chcieliście iść przez przełęcz, tylko bez kłamstw kupo łajna?
- Ktoś sprzątnął naszego przywódcę Dextera, myśleliśmy że w Górniczej Dolinie splądrujemy zamek, załoga podobano już nie żyje.
- Co z nimi zrobimy? - spytał się Neoras.
- Zabić ich !! – Krzyknął Albrecht.
- Nie !!! - wyrwał się Lee – chcecie przeżyć ?
- Tak!!! – powiedzieli jednocześnie.
- Więc dołączcie do nas, idziemy stoczyć bitwę z orkami, jeśli będziecie walczyć pod naszymi rozkazami zachowacie życie, a jedynie pojedziecie siedzieć. Co ty na to Lordzie Hagenie? – spojrzał na paladyna.
- Hm… każdy się przyda, dobra ale jeden podejrzany ruch i już nie żyjecie, zrozumiano ścierwa!!!!!
- Tak, Tak!!!
- Na razie oddajcie broń, i na przód kolumny, po drodze pozbierajcie pociski !!! – rozkazał Lee.
Po tym zajściu, które w jakiś sposób przetestowało żołnierzy obu obozów, kolumna ruszyła w stronę przełęczy. Po drodze jednak musieli szybko rozprawić się z garnizonem orków.
W samej rynnie doliny prowadzącej do Górniczej Doliny, cała armia rozwinęła szyk. Tak jak wcześniej na czoło armii wysunęli się strzelcy, lewe skrzydło przypadło ludziom Lee, natomiast na prawym stanęli knechtowie i ochotnicy. Utworzyli oni jeden pas o głębokości tym razem czterech rzędów. Dwa pierwsze jak poprzednio stanowili kusznicy, resztę łucznicy. Następnie w środku stanęli sami paladyni, podzieleni na oddziały po 15 ludzi, oraz łowcy smoków. Tylko główny oddział paladynów miał 35 ludzi. Po obu stronach głównego trzonu armii znajdowały się oddziały mieszane, strażników miejskich jak i najemników. Najdalej na flankach wysuniecie byli rycerze podzielnie na dwa oddziały po 50 ludzi. Jako że dolina była dość wąska, co sprawiło że żołnierze jednostek byli w głębokich rzędach. Lee zajął miejsce na lewym skrzydle, Lord Hagen na środku, prawe skrzydło objął w dowództwo Ingmar. Pomiędzy Hagerem, a Ingmarem dowodził Cord, a pomiędzy Lee i Hagerem, Lord Andre. Z przodu dowodzili Torlof, Cedric, Wulgat, Jarvis. Cała armia poruszała się powoli aby nie wzbijać dużo kurzu. Magowie i kowale byli 30 m za głównymi siłami, magowie nie chcieli tracić magicznej mocy, chcieli być pełni sił na główną bitwę. Wszyscy maszerowali w ciszy tylko Lord Hagen od czasu na głos przypominał rozkazy „Po oddaniu salwy wycofać się na tyły i przegrupować”, „W czasie ataku nie łamać szyku”, „Uderzamy w linii”, „Odwagi, Innos jest z nami”, każdy słyszał i dobrze wiedział co ma robić, chodź dało się wyczuć zdenerwowanie w powietrzu. Słuchając rozkazów dowódców, armia szła wręcz w idealnym szyku, gdy zbliżali się do obozu orków, obozu który , był jednocześnie czymś w rodzaju punktu granicznego. Ostanie metry wszyscy pokonali w biegu aby jak najszybciej zaatakować wroga i nie dać mu szansy na ucieczkę. Cała armia jak jedno ciało kierowało się w stronę orków, szybciej, coraz szybciej, tak samo coraz szybciej biły serca żołnierzy. W mgnieniu oka całe wojsko zajęło pozycje. Gdy tylko orkowie spostrzegli wrogie oddziały, wyszli z prowizorycznego obozu za dwiema wielkim skałami i uformowali szyk do ataku. Wtedy z gardeł dowódców strzelców wyrwało się głośne, wręcz przeraźliwe „OGNIA!!!”. W sekundę po tym dziesiątki strzał powędrowały w kierunku wroga, i tak jak wcześniej ustalono pierwsze pociski zabiły wrogich szamanów którzy już zaczęli rzucać zaklęcia bitewne. Wtedy z gardeł orków, wydarł się przeraźliwy krzyk, co dla ludzi było krzykiem dla orków było rozkazem do ataku. Ziemia, zadrżała, kurz wzbił się w powietrze niczym orzeł nagle wzbija się w lot, prawie setka owłosionych zwierząt ruszyła w stronę ludzi. „Wycofać się, za główne siły!!!” tak jak brzmiał rozkaz strzelcy wycofali się głównie za oddziały Hagena. Zdążyli oddać jeszcze jedna śmiercionośną serie, kładąc trupem wielu atakujących. „DO ATAKU!!! INNOS!!!” krzyknął Hagen i wraz z główną, czyli środkową częścią wojska ruszył w stronę orków. Jako że zwierzęta te atakowały głownie prawą flankę i środek, lewa strona była wolna od walki. Obie armie starły się w walce wręcz, szczek oręża był niczym gromy. Paladyni z imieniem Innosa na ustach rzucili się w wir walki. Biegli niczym białe miecze siekające wszystko na swej drodze. Gdy starły się obie armie, doszło do typowej walki wręcz, tutaj tylko umiejętności dawały szanse na przetrwanie. Ostre walki trwały w centrum i na prawym skrzydle. Zarówno paladyni, rycerze jak i łowcy smoków i najemnicy kładli orków trupem jako że mieli przewagę liczebną. Ingmar, Hagen i Cord wpadli w bitewny szał, cieli orków jak zboże o porze żniw, czarna krew zalewała ich twarze. Jednak pomimo całego zamieszania Hagen kontrolował sytuacje, Lee natomiast gdy tylko zobaczył ze prawie wszystkie siły wroga związane są właśnie w centrum i po prawej stronie kazał Lordowi Andre biegiem wyjść za linie nieprzyjaciela i zabijać każdego orka który będzie chciał uciec. On sam tymczasem również ominął ze swoimi oddziałami i strzelcami linie wroga i uderzył na nich od tyłu. Orkowie znaleźli się w potrzasku, ginęło ich więcej coraz więcej, aż w końcu resztki nieprzyjaciela rzuciły się do ucieczki. Jednak jak przewidział Lee, czekał tam na nich oddział Lorda Andre i strzelcy, którzy systematycznie likwidowali uciekającego wroga. Wszystko szło według planów, gdy nagle Torlof zwracają się do najbliższego łucznika chwycił go energicznie za ramie, obrócił i wskazując zakrwawionym mieczem krzyczał „Tam jest jeden, STRZELAJ!!! Na bogów zabij go, bo nasz wysiłek przepadnie!!!”, łucznik nie wiele się zastanawiając napiął cięciwę, przymierzył i wypuścił strzałę, która miała zadecydować na ich losie. Strzał był celny prosto w plecy, jednak na nieszczęście dla ludzi pocisk trafił w część zbroi, a orkowi chodź rannemu udało się zbiec. Gdy kurz bitewny opadł, oczom żołnierzy ukazał się stos orkowych ciał. Zaczęto liczyć rannych i zabitych, na szczęście obywateli Myrtany w tej bitwie poległo zaledwie 13 z armii Khohinis. Resztę uzdrowili magowie zaklęciami i miksturami.
Po zebraniu bezcennej broni i pancerzy z poległych, ruszono dalsza drogę, nie było czasu na grzebanie zmarłych. Magowie tylko odprawili rytuały pogrzebowe, aby dusze zmarłych znalazły ukojenie. Jednak ucieczka tego jednego orka, bardzo zaniepokoiła dowódców, którzy byli już przekonani że element zaskoczenia został stracony. Jednomyślnie doszli do wniosku że dojdzie do otwartej bitwy na przedpolu zamku, bitwy nie równej zarówno siłami jak i męstwem serca. Postanowili również ze pod osłoną nocy przedostaną się do zamku aby odpocząć i przygotować się do bitwy następnego dnia.
Była już ciemna, chłodna noc, niebo było pochmurne, a chmury były czarne jak krew orków. Panował dość spory ziąb, gdy armia ludzi przekroczyła przełęcz i szła teraz koło miejsca gdzie co miesiąc skazańcy prowadzili wymianie z królem. Wielu najemników, dobrze pamięta to miejsce, to tu zaczęło się ich piekło, trwające przez miesiące dla tych szczęśliwych, a dla większości lata. Przez to ze droga była wyjątkowo wąska, kolumna rozciągła się jeszcze bardziej. Wcześniej jednak wymieszano wojska tak, że na przodzie pochodu szli rycerze i łowcy smoków za nimi strzelcy, po nich najemnicy, a na samym końcu paladyni i bandyci. Hagen dowodził tylnią strażą, Lee był na czole, a w środku Albrecht z magami. W niebywałej ciszy i koncentracji posuwali się dalej. W końcu dotarli do ścieżki prowadzącej do zamku. W oczach ludzi zapanowało ogromne zdziwienie, pola wokół zamku były puste, ani jednego orka, tylko nieliczne ogniska rozświetlały przenikliwą ciemność. Cisza, tylko to dało się słyszeć, była chyba ona gorsza od ryku orków w tym momencie. Lee niewiele co się namyślając, tylko rozkazał „Marsz!!! Przyśpieszyć, kierować się do bramy zamku, nie ma czasu do stracenia!!!!” Zaraz po tych słowach kolumna znów ruszyła, jednak bardzo szybkim tempem, wręcz biegiem. Nikt nie był pewien co się stało z orkami, może to jest pułapka, niektórzy wołali. Nie minęła godzina jak cała armia stała już pod bramą.
- Otwierać!!! – krzyczał z całych sił Lord Hagen – otwierać, debile ale już!!!
- Kto tam !!! – odpowiedział po chwili strażnik bramy.
- Lord Hagen dowódca paladynów przysłanych z rozkazu jego królewskiej wysokości!!!!
- Kto ? – zapytał z niedowierzaniem żołnierz.
- Lord Hagen !!!! Otwieraj bo karze cię wychłostać!!!!
Wartownik dzięki świetle ogniska palącego się nieopodal bramy, dobrze przyglądnął się osobie wrzeszczącej pod bramą.
- Na Innosa, to Lord Hagen !!!! Otwierać bramę, otwierać bramę !!- krzyczał zbiegając do kołowrotów.
Po chwili, zardzewiale zawiasy zaskrzypiały jak legendarne Harpie, kurz wymieszany z rdzą wzbił się w powietrze. Po czym krata zaczęła się unosić i cała armia Korhinis w szyku marszowym weszła do środka. Na dziedzińcu zamku znajdowali się rycerze, paladyni i dość spora grupa łowców smoków. Wszyscy byli w szoku patrząc na ta masę ludzi w zbrojach wchodzących do zamku.
- Lordzie Hagenie, wiedzieliśmy ze przybędziesz.. ale co tu robią ci najemnicy !!!! – zapytał się, ze zdziwieniem Orik, który usłyszawszy zamieszanie wyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Później wszystko wyjaśnię, rozlokuj moich ludzi i najemników też, niech się prześpią i coś zjedzą są po bitwie !!! Zwołaj naradę w głównym stołpie – rozkazał.
- Tak jest!!!
Po chwili, nowi przybysze zniknęli w pomieszczeniach zamkowych. Spano gdzie tylko można było, w komnatach, magazynie, który i tak był już prawie pusty, kuźni, a nawet w więzieniu. Niektórzy postanowili przed snem coś zjeść, zbierając się przy ognisku koło wyrwy w murach. Zebrali się tam i rozmawiali ze sobą przedstawiciele wszystkich obozów, paladyni, najemnicy, rycerze, tylko bandytom zakazano opuszczać miejsca dla nich przygotowanego.
Pokój był ciemny, tylko nie liczne kaganki dawały światło, wszędzie śmierdziało smrodem rozkładających się ciał ludzkich jak i orkowych. Na ścianach wisiały jeszcze stare królewskie arrasy oraz stara broń z początków królestwa Myrtany. Na środku sali stał stół zastawiony jedzeniem, a przy nim siedzieli najważniejsi ludzie, którzy zebrali się aby postanowić co dalej. Zanim jednak zaczęto rozmawiać jedzono i pito.
-Beeee – beknął Cord tak że ściany zadrżały – Upsssss przepraszam.
Ciszę i jedzenie przewal Garond, widocznie podirytowany towarzystwem najemników.
- Lordzie Hagenie wiedziałem ze kiedyś przybędziesz, ale co mają znaczyć ci bandyci – oburzył się paladyn.
- Garondzie jak myślisz ile jest orków za palisada?
- Nie wiem ale chyba więcej niż 700 na pewno, może nawet ok. 1500.
- A nas jest niespełna 600!!! i to liczę razem z twoimi żołnierzami.
- Nas jest ok. 30 paladynów 45 rycerzy, 30 knechtów, 40 strażników i ok. 50 tych łowców smoków których się nagromadziło gdy tylko jeden z nas pokonał smoki. A więc to wy byliście przyczyną, że nagle w pewnym momencie wszyscy orkowie którzy oblegali zamek, wrócili się z powrotem za palisadę? – zapytał Garond.
- Tak, chcieliśmy zaatakować z znienacka oddziały przy zamku, ale niestety gdy rozprawialiśmy się z garnizonem na przełęczy, jeden z nich uciekł i musiał ostrzec innych. Garmondzie mój człowiek dotarł do ciebie?
- Jaki człowiek ? – zapytał ze zdziwieniem Garond.
- Wysłałem do ciebie jednego z rycerzy aby poinformował Cię o naszych zamiarach, najwidoczniej nie udało mu się. Niech Innos ma go w swojej opiece. Dobra panowie, sytuacja wygląda tak. Orkowie wiedzą o naszej licznej obecności, wiec nie będą szturmować zamku, jedynym wyjściem jest otwarta walka. Lee co proponujesz ? – zwrocie się do najemnika który z zasępioną twarzą przyglądał się mapie.
- Hm….. sądzę że bitwa powinna być rozstrzygnięta na polu między rzeką a taranem. Znając impulsywność orków, rzuca się od razu do ataku w jednej linii, na czele będą ich elitarne jednostki, cały środek będzie najsilniejszy. Jak zauważyłem w wielu bitwach najsilniejsi wojownicy orkowi zawsze stali na środku, flanki były słabsze, przeważnie stali tam zawiadowcy. Proponuje aby wzmocnić środek, ale nie osłabiajmy flanek, tam jest nasza szansa, jest ich więcej więc musimy się bronić, ale w odpowiednim momencie jakby udało się nam przedrzeć na fankach i otoczyć środek byłaby szansa na wygrana. Tylko czy środek wytrzyma tyle czasu? To tam będzie najsilniejsze uderzenie, cała elita orków i wojowników. Kusznicy na czele, żeby zlikwidować ich szamanów. Łucznicy na murach i wieżyczkach, jak dojdzie do walki wręcz, otworzą ogień.
- Ale będą też trafiać naszych żołnierzy!!!! – krzyknął Precival.
- Tak wiem, jest ryzyko ale musimy je podjąć, zresztą orków jest więcej, więc większe pole do obstrzału. Proponuje też, aby utworzyć rezerwę ok. 50-70 ludzi, która gdy tylko wszyscy orkowie będą związani walką, wyjdzie przez bramę i uderzy na prawe skrzydło orków i przełamie je. Następnie oddziały na skrzydle obiegną całą linie na drugie skrzydło, a owy oddział rezerwy uderzy na środek aby orkowie nie przeszkodzili w manewrze. Magowie – zwrócił się w stronę czarowników – udałoby się wam utworzyć wraz z nowicjuszami jakąś magiczną barierę, żeby czary orkowych szamanów nas nie raziły, i żeby nasi kusznicy mogli ich zlikwidować ?
- Hm… - zamyślił się Merduk – jest taki czar i dobrze go znacie, jest on podstawą Magicznej Bariery która była waszym więzieniem. To magiczna tracza, tylko przy tworzeniu Bariery odwróciliśmy skomplikowane zaklęcie tak aby nic nie wypuszczała, a tylko wpuszczała. Właśnie stąd wzięła się bariera, sądzę że uda się stworzyć taką tarcze, ale ostrzegam tylko na kilka minut, nasze moce magiczne są ograniczone.
- Kilka minut powinno nam wystarczyć, potem wycofajcie się do zamku i zregenerujcie swą magiczną moc. Następnie udajcie na mury i tam wspomagajcie walkę na flankach czarami bitewnymi. Orkowie nie maja łuczników, tylko szamani mogą nas zaatakować z dystansu, a nawet zdziesiątkować. Garondzie każ też aby łucznicy na murach strzelali płonącymi strzałami. Norasie – zwrócił się do maga przy kominku – magiczne mikstury zrobione?
- Tak – odpowiedział.
- Dobrze rozdaj je strażnikom miejskim i najemnikom, nie mają oni wystarczającej siły aby dać radę orkom w dłuższej walce. Niech wzmocnią ich siły, łucznikom i kusznikom rozdaj mikstury zręczności. Percivalu będziesz dowodził rezerwą, dam znać magom, a oni ci, kiedy masz ruszyć do boju. Kusznicy, gdy tylko magiczna tarcza przestanie działać mają wraz z magami udać się na mury i prowadzić obstrzał z stamtąd. Gdy sytuacja będzie krytyczna w którymś punkcie macie wspomóc to miejsce!!! Nie możemy złamać szyku !!!! taka jest moja propozycja, co wy na to ? – spojrzał na twarze zebranych.
- To dobry plan, możesz liczyć na mnie Lee!!! – zapewnił Cord
- Dobry plan, mamy szanse – odrzekł Hagen. Reszta kiwnęła na znak zgody.
- Tak więc wiemy co mamy robić, przekażcie rozkazy do dowódców oddziałów, niech ludzie odpoczną, nie wystawiajcie dużych wart, orkowie nie zaatakują też się szykują na bitw. My tez powinniśmy odpocząć. Do jutra panowie, radze wstać wcześnie rano, bo to może być nasz ostatni wschód słońca w życiu, więc warto go zobaczyć.
Cisza zapanowała, zgromadzeni patrzyli tylko sobie na twarze po czym jeden po drugim w zadumie zaczęli się rozchodzić. Całe dowództwo zakwaterowało się w głównym budynku, tylko magowie udali się do siedziby Corristo, aby przygotować zaklęcie na jutro.
Każdy poświęcił czas na indywidualne przygotowania do bitwy. Wielu paladynów i rycerzy zebrało się w kapliczce, aby się modli do Innosa, łowcy smoków trenowali pod okiem Kerolohta, najemnicy spali, lub czyścili broń po ostatniej bitwie z krwi orków. Łucznicy i kusznicy szykowali pociski. Co do dowódców, wielu z pośród żołnierzy króla modliło się samemu lub z towarzyszami. Hagen siedział w swoim pokoju w fotelu i patrzył się nieruchomo na ogień strzelający w kominku. Wiedział że mogą to być jego ostatnie chwile, przypominał sobie cała swoją służbę na rzecz królestwa, dziesiątki bitew, przyjaciół poległych w nich. Nie czuł strachu, żołnierz jego wieku i doświadczenia nie wiedział już co to strach. Siedział tak i patrzył w ogień, patrzył jakby chciał z niego wyczytać losy bitwy lub je zmienić. Chyba bardziej bał się o niepowodzenie misji niż o własne życie.
Lee natomiast stał przy oknie z kuflem wina i patrzył na ludzi zebranych na zamkowym placu. Tak jak Hagen walczył w wielu bitwach, ale chyba nigdy tak jeszcze się nie bał. Od okna podszedł do wieszaka na którym wisiała jego piękna zbroja, patrzył na nią i myślał. Myślał o tych latach spędzonych w kolonii karnej, o zemście, o życiu gdy uda mu się uzyskać wolność, o jego ojczystej krainie. Nagle na jego twarzy pojawił się groteskowy uśmiech z powodu myśli w jego głowie „Czy wygramy, czy też polegniemy w boju to i tak będziemy wolni”
Zwykli żołnierze też czuli powag sytuacji mało kto rozmawiał. Tylko co odważniejsi pozwolili sobie na rozważanie nad tym co będą robić po zwycięstwie, bo w razie przegranej droga jest tylko jedna. Wszystko było gotowe, czekano tylko na wschód słońca, którego nie zobaczą w pełnej krasie z powodu chmur które otaczają Górniczą Dolinę. Dowódcy przekazywali dalej rozkazy każdemu, żeby każdy wiedział jakie jest jego zadanie. Po pewnym czasie zamek umilkł w bezruchu, wszyscy w śnie czekali na jutrzejszy dzien.
Ranek był jeszcze chłodniejszy niż poprzedni wieczór, lekka mgła osiadła na murach, szarość była niczym pierzyna otulająca kamienne budowle. Ludzie zacieli formować oddziały w niebywałej ciszy. Pierwszy oddział utworzyli Lee , Torlof, Keroloth i wojownik z południa Feros, który dość dobrze znał się na taktyce, wraz z łowcami smoków w liczbie 35, najemników 35 oraz 40 strażników pod dowództwem Kerolotha. Byli pierwsi ponieważ mieli zająć prawą flankę. Następnie w oddziałach ustawili się paladyni i rycerze w sile 115, a paladynów 85, to był właśnie główny trzon armii. Wśród nich znaleźli się wyśmienici wojownicy tacy jak sam Lord Hagen, Garond, Lord Andre, Orik czy Ingram, za nimi ustawili się również najemnicy, łowcy smoków i strażnicy, w takich samych liczbach co prawa flanka, oni mają za zadanie stanowić lewe skrzydło pod komendą Corda, Rethhona i Tandora. Rezerwę stanowiło 30 rycerzy, 10 paladynów i wojowników w smoczych pancerzach oraz 20 najemników pod bezpośrednim dowództwem Precivala, któremu pomagali Rod i Cipher, którzy po pokonaniu smoka wraz z bezimiennym wrócili na zamek. Oddziały strzelające stanowili knechtowie, których było prawie tak samo dużo jak rycerzy to jest 95 plus 30 ochotników i 25 bandytów. Komendę nad nimi objął Sengraht i Ruga. Do nich można tez dołączyć 15 nowicjuszy którzy przybyli z magami. Formowanie szyku trwało bardzo krotko i gdy już miano ruszać z domu wyszedł Lord Hagen z wielkim sztandarem. Proporzec ten był umieszczony na długim drzewcu, który zwieńczało czerwone płótno na którym widniał młot na tle tarczy otoczonej przez kule ognia.
- To jest znak od Innosa że możemy wywalczyć zwycięstwo!!!! Do boju !!!! – krzyknął Lord Hagen.
W tym samym czasie z setek gardeł jak burza wydarł się krzyk. Cały zamek drżał w posadach. Brama się otwarła i cała rzesza ruszyła naprzeciw orkowej palisadzie, nie spieszono się, powoli zajmowano pozycje naprzeciw rzeki oddzielającej orków od zamku. Wyglądało to jak rzeka głów. Pierwsi zajęli pozycje strzelcy, czyli kusznicy, bo łucznicy byli już na murach. Potem Lee ze swoimi oddziałami zajął prawe skrzydło, Hagen środek, a lewe Cord. Linie nie były głębokie z powodu przewagi liczebnej wroga. Mgła podnosiła się coraz szybciej, na zbrojach i mieczach osądzała się rosa, ziemia była jednak sucha. Nagle zerwał się silny wiatr który targał sztandarem, siła wiatru była dość spora, huk zagłuszał wszystko. Jednak w pewnej chwili coś głośniejszego przyćmiło huk wiatru, odgłos bębnów, odgłos wojny. Głośniejszy coraz głośniejszy. Dźwięk ten dobiegał zza palisady, wiedziano już ze okowie ruszyli. Nagle cała palisada runęła, a zza niej ujrzano wielka armie orków maszerujących w stronę ludzi Khorinis. Cały czas biły bębny. Tak jak przewidział Lee, wszyscy elitarni wojownicy byli w centrum wrogich oddziałów, jednak liczba ich była ogromna w porównaniu z liczbą ludzi. „Strzelcy przygotować się!!! Krzyknął Sengrath, na rozkaz pierwszy rząd kuszników klęknął, a drugi stanął za nim, natomiast trzeci uniósł kusze do góry. Czekano tylko aż wróg znajdzie się w zasięgu., „Celować najpierw w szamanów” dodał Sengarth. Tymczasem Hagen zwrócił się do magów:
- Zaklęcie gotowe ?
- Tak!!
- Świetnie, poczekajcie jak szamani zaczną rzucać czar wtedy utwórzcie barierę.
- Dobrze.
Armia orków maszerowała równym krokiem, ziemia drżała jakby stado zębaczy biegło przez dolinie. Gdy tylko przekroczyli rzekę i przeszli parędziesiąt metrów, zatrzymali się. Na czoło wysunęli się szamani wymalowani w barwy wojenne, w tym samym momencie setki gardeł orków poczęło się drzeć, ryk przeraźliwy, potęgowały go otaczające góry, echo przeszywało każdy zakątek doliny. „Daj nam siły Innosie” pomyślał Lord Hagen. Po czym zwrócił się do żołnierzy „Pamiętajcie jesteście żołnierzami króla, nie splamcie honoru ucieczką, śmierć nam nie straszna bo Innos to nasz Pan!!!’” na te słowa wszyscy rycerze i paladyni krzyknęli „INNOS!!!!”. Również Lee dawał otuchy swoim ludziom „Walczymy o wolność!!! Czyż tego nie pragnęliśmy najbardziej? Niech nasze marzenie będzie nasza siłą!!!”, nawet Cord w swój sposób dodawał odwagi „patrzcie na nich, te zwierzęta nie potrafią walczyć!!! My mamy się ich bać, pfff” w tym momencie splunął. Tymczasem szamani szykowali się do rzucenia czarów, podnieśli swoje laski i w orkowym języku wypowiadali słowa zaklęcia i gdy mieli już atakować. Merduk i inni magowie podnieśli ręce i wypowiedziawszy zaklęcie wypuścili niebieską strugę światła która otoczyła armie Khorinis. Parę sekund później z lasek szamanów wyleciały ogromne ogniste kule, płonące pociski kierowały się w centrum, jednak czar magów zadziałał, bariera powstrzymała atak. Z ust ludzi wydarł się okrzyk radości. „OGNIA!!!” krzyknął Sengarth i prawie setka kusz wydała jeden świst, a niebo zapełniło się bełtami. Pierwsza salwa zabiła większość szamanów, jednak ci którzy przeżyli znów puścili swe śmiercionośne kule ognia, które jak fale o skały rozbiły się o magiczną tarcze. Jako ze przeładowanie kuszy trwa dość długo, pomimo sprawności kuszników, szamani oddali kolejną ognistą salwę, ale i tak rozbiła się o barierę, chodź już było widać po barierze i magach że długo nie wytrzyma. „OGNIA” powtórzył Sengarth, i znów pociski poleciały w stronę orków, tym razem żaden szaman nie przeżył. „Wycofać się na mury!!!!” krzyknął Hagen do kuszników, którzy od razu zaczęli się wycofywać po taranie na mury. Nagle rytm orkowych bębnów się zmienił był bardziej żywszy i silniejszy. „Przyszykować się !!!!” krzyczał Lee. Nagle setki orków ruszyło w stronę obrońców, na początki szli, jednak wraz z zbliżaniem się nabierali pędu, byli niczym czarna ściana metalu pędząca z góry. „Napiąć luki” krzyknął Ruga, i jak jeden mąż podnieśli łuki z płonącymi strzałami, „Czekać na mój znak, czekać, czekać, teraz ognia!!!!” deszcz ognia zalał szarżujących. W tym samym czasie kusznicy zajęli miejsce na murach i napinali kusze. Magowie zeszli z szańców i regenerowali siły, aby wspomóc walczących. Ziemia drżała co raz bardziej, czarna masa biegła już pełnym biegu, gdy znaleźli się w odpowiedniej odległości Hagen krzyknął „Siła i Honor!!!!” i cała armia Korhinis szarżowała na wroga. Dwie armie starły się niczym, ramiona dwóch tytanów, jeszcze zanim doszło do starcia, strzelcy oddali salwie i tak w deszcze strzał nad głowami ludzi doszło do walki wręcz. Jak przewidział wódz najemników najsilniejsze uderzenie było w centrum. W szarzy zginęło paru rycerzy, żaden z paladynów, miejsca było nie wiele jako że ludzie ścisnęli szyki. Było to na rękę myrtanczyków, dzięki swoim jednoręcznym mieczom mogli swobodniej ścinać orków, którym wielkie topory przeszkadzały. Walka była zażarta, każdy walczył ze wszystkich sił, cios za cios. Krew tryskała na wysokość wielu centymetrów często chlapała w oczy co uniemożliwiało widzenie. Dwa czoła, dwóch armii wyglądały jak dwóch herosów próbujących przewrócić się nawzajem. Gdy krew lała się po mieczach i toporach, strzelcy nie przestawali zasypywać pociskami tyłów orków, którzy przez to że byli ściśnięci, prawie każdy strzał był celny. Również nowicjusze atakowali z dystansu, co raz wyrzucali ogniste strzały paląc orków jak zapałki. Najcięższe walki były w centrum, na flankach Lee i Cord radzili sobie dość dobrze. Lee siekał swym meczem na prawo i lewo, nikt nie mógł uciec przed jego ostrzem, był cały we krwi orków, ,ale dzięki mieczowi wcinał się w szeregi orków. Toż za nim szedł Torlof, tnąc swoim toporem niczym drwal, siła jego uderzenia była tak potężna ze nie jednego rozpołowił w pół. Tak samo było na lewym skrzydle, gdzie Cord dzięki mistrzostwu we władaniu mieczem, a raczej meczami bo miał je w obu rekach wycinał sobie drogę do centrum swoich oddziałów. Niestety w szarzy zgina od orkowego topora Rethon, a Tandor został ranny, jeden z atakujących odciął mu prawą rękę, jednak udało mu się wycofać. Walka rozgorzała na dobre, w powietrzu latały kończyny, szczęk żelaza był niczym bicie młota kowala o imadło. Jednak nie tylko ze strony ludzi dokonywano wielkich czynów, na ich nieszczęście wielu orków było mistrzami walki. I tak w centrum elita orków siała spustoszenia wśród rycerzy. Najgorsza była grypa ok. 20 którzy wcinali się głęboko w szeregi oddziałów Hagena, po drodze kładli trupem wielu spośród sług Innosa. Jedną z ich ofiar był Orik, który zginął od ciosu w głowę. Widząc to Hagen zebrał paladynów stojących koło niego w tym Garonna i Lorda Andre i jak lwy uderzyli na grupę żołnierzy orków. Naprzeciw siebie stanieli godni siebie wojownicy, walka między nimi była przerażająca, nie było litości, Hagen jakby opętany szałem biegł i tnąc co tylko popadnie. Było wiele pojedynków indywidualnych jeden z nich stoczył sam Hagen, gdy naprzeciw niemu stanął ogromny ork. Gdy tylko zobaczył przywódcę paladynów, rzucił w jego stronę jeden z toporów, wyciągając dugi. Hagen uniknął pocisku i przyszykował się na odparcie atakującego. Ten pierwszy wziął zamach i uderzył z całej siły, Hagen zatrzymał topór dzięki swojemu mieczowi, odbił go i obracając się chciał zadać cios orkowi, jednak ten zatrzymał miecz paladyna dzięki silnej zbroi na przedramieniu. Następnie podciął przywódcę paladynów i próbował wbić go w zimie, nie udało mus się bo przeciwnik szybko przeturlał się w prawo i jednym cięciem odciął nogę oprawcy. Późnej wstał i wbił swój czarny miecz od krwi w klatkę piersiową orka. Takich pojedynków było wiele, niestety z większości zwycięsko wychodzili orkowie. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, centrum ludzkie zmniejszało się coraz bardziej. To było przyczyną ze Sengarth wziął ze sobą 50 knechtów i taranem ruszył w miejsce gdzie orkowie już prawie przełamywali linie rycerzy, pod ostrzałem orkowie przyjęli szarże knechtów. Jednak nie było to znaczące wsparcie. Hagen nie miał wyjścia i rozkazał aby Percival zaatakował prawą flankę orków. Rozkaz szybko został przekazany i brama się otwrala, a z niej 70 żołnierzy biegiem ruszyło w stronę walczących. Gdy byli już parędziesiąt metrów od orków rozwinęli szyk aby jak najszerzej zaatakować wroga. Z cała furią uderzyli na lżejsze oddziały orków wałczących z ludźmi Corda. Wszystko szło po myśli Lee, ludzie Percivala szybko wcinali się we wrogie szeregi, gdy już miało dojść do załamania prawego skrzydła, ku przerażeniu obrońców część sił centralnych wspomogło w walce ową flankę. Widział to Hagen, który był w szoku, teraz uratować ich mogła tylko sama ingerencja Innosa. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, chodź te słowa mogą brzmieć jako ironia. Dzięki przeniesieniu części sił na prawo orkowie, przestali tak naciskać na centrum, co pozwoliło rycerzom i paladynom zatrzymać ich impet. Natomiast na prawej stornie, Lee dzięki wsparciu łuczników zdobywał przewagę, wycinając coraz większe ilości lekkich oddziałów wroga. Czas jednak nie był sprzymierzeńcem ludzi, przedłużająca się walka była sojusznikiem orków, których było po prostu więcej. Tak więc główny ciężar toczenia walki przeniósł się na skrzydło i centrum, chyba jedynym ratunkiem byłoby gdyby Lee szybko spowodował ucieczkę orków po swej stronie i skierował się do centrum, ale na to się nie zanosiło. Mijały minuty, coraz więcej ludzi traciło życie, pomimo heroicznej walki sytuacja zaczynała być śmiertelnie niebezpieczna. Na dodatek w pewnym momencie padł sztandar, zobaczył to Hagen i wraz z dziesięcioma żołnierzami torował mieczem i krwią sobie drogę, aby odzyskać symbol. Zobaczyli go orkowie, którzy liczniej uderzyli na niego, rozgorzała walka, Hagen został ranny w nogę, ale dalej walczył, prawie wszyscy jego towarzysze leżeli z zamkniętymi oczyma na ziemi. Wtedy dostał silny cios w plecy i zwalił się na ziemie, obrócił się, a nad nim stała zielona postać w żelaznej zbroi z mieczem uniesionym nad głową „To już koniec” pomyślał. Gdy nagle usłyszał ogromny huk, a jego przyszły oprawca stanął w płomieniach. Hagen był zdezorientowany, szybko wstał, podniósł sztandar i kulejąc wycofał się na tyły gdzie w huku kolejnych wybuchów zobaczył magów stojących na murach i ciskających kulami ognia we wroga. „To jest nasza szansa!!!! Do Boju dzieci INNOSA!!!” krzyczał do ludzi kolo siebie. Wielu usłyszało głos wodza i z rykiem rzucili się jeszcze bardziej w wir walki. W odgłosach wybuchów, lecących szczątkach, parzącego ognia żołnierze Khorinis napierali na wroga. W armie wstąpił dzięki magom nowy duch, nowa siła. Pomimo braku sił witalnych walczyli jeszcze bardziej zaciekle, w ich oczach był ogień, żar nienawiści. Kule ogniste magów siały spore spustoszenie w wojsku wroga, jeden wybuch zabijał kilkoro orków. Walka zaczęła się na nowo, jednak nadal przewagę mieli orkowie, którzy nie ustępowali pomimo ponoszonych strat, a ludzi ubywało coraz bardziej. Nawet niektórzy z paladynów stracili wiarę w zwycięstwo, ciemność ogarniała ich serca, a zniechęcenie woli walki. Nagle stało się cos nie bywałego nad cała doliną rozeszły się złowieszcze chmury, a słońce skąpało ją swymi promieniami, które odbijały się od zbroi i mieczy paladynów, tworząc iluzje jakby byli oni oświeceni, pobłogosławieniu, to pchnęło nowego ducha w nich, patrząc na siebie nawzajem widzieli akt Innosa, co dało im sił do dalszej walki. Z okrzykiem na ustach tnęli i siekali bezlitośnie. W blasku słońca, świetlista masa jaką się wydawali rycerze i paladyni mieszała się z ciemnością zbroi i koloru skóry orków, jakby poranek walczył z nocą. Wydawałoby się że to zwykle zjawisko pogodowe jednak musiało to być coś większego, nagle wśród orków zapanował zamęt, z szaleństwem w oczach patrzyli na niebo, nie bali się słońca, bo nieraz walczyli w normalnych warunkach, musiało być to coś wielkiego. Zamęt w szeregach wroga powiększał się, tak samo jak powiększała się wola walki ludzi. W końcu z niewiadomego powodu orkowie zaczęli się wycofywać, a później rzucili się do ucieczki. Ludzie nie ustępowali w walce i gonili ich, do czego zachęcał Lee „Za nimi!!! Nie dajcie im ujść cało!!!” Ucieczka orków była bezwładna, paladyni, łowcy smoków, najemnicy biegli za uciekinierami zabijając każdego po drodze, wróg padał jak trawa koszona kosą, dziesiątkami. Pościg trwał bardzo długo, nie liczni tylko orkowie schronili się w górach, była to zaledwie garstka, nikomu nie zagrażająca. Dzień chylił się ku końcowi, coraz to nowe grupy żołnierzy wracały z pościgu, zmęczeni, ranni ale pełni dumy ze swego czynu, chodź ciała ich towarzysz napawały ich smutkiem. Jak się później okazało życie straciło wielu świetnych wojowników w tym Torflof, Orik, Rethorn, Karoloth, Rod i wielu innych.
Lord Hagen stał przed bramą oparty o sztandar z krwawiąca nogą w towarzystwie Ingrama i Percivala, zbroje mieli czarne od krwi orków i patrzyli jak Lee wracał z pościgu ze swym oddziałem, który stracił najmniej ludzi. Tak jak paladyni cali we krwi i zmęczeni, Lee podszedł do Hagena, obaj spojrzeli na bezchmurne niebo, czerwone od zachodzącego słońca. Następnie spojrzeli sobie porost w oczy. Obaj w myślach powiedzieli tylko jedno słowo „Bezimienny”
Odrobina wyjaśnień, dobrze wiem że podobny tekstów jest wiele, na rożnych stronach poświeconych naszej pasji jaką jest Gothic. To nie jest kopia tamtych opowiadań, chodź mogą wystąpić podobieństwa. Ta historia będzie bardziej fantastyczna aniżeli zgodna z „gothicowską prawdą” Jest to też moje pierwsze dopowiadanie więc nie liczę na dobre komentarze.
P.s. przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne, stylistyczne czy językowe, liczne powtórzenia, które są bardzo widoczne, jak i za nieścisłość z fabułą Gothica.
- Lee, ten pajac znów do ciebie przyszedł !!!
- Jaki pajac, o kim gadasz? – zapytał ze zdziwieniem Lee.
- No ten koleś z Górniczej Doliny, co to mówił że cię zna – krzyknął jeden ze strażników.
„Bezimienny” pomyślał generał i od razu kazał wpuścić wędrowca.
- Witaj Lee – przywitał się bezimienny.
- Witaj, przyjacielu co cię sprowadza ? – zapytał jednocześnie nalewając wina do kufla i podając go gościowi – Widzie że jesteś jednym z żołnierzy Lorda Hagena, wspaniała ta twoja zbroja paladyna. Tylko nieliczni kowale króla mieli zdolności do robienia takich cacek, wiem bo znałem jednego takiego na dworze króla gdy jeszcze byłem….. eh szkoda gadać! – mówił błądząc oczyma po tafli wina w jego srebrnym pucharze – Mów co cię sprowadza.
- Wiem gdzie czai się nasz prawdziwy wróg, przyczyną całego tego burdelu w Khorinis, przyszedłem do ciebie z prośbą abyś płyną ze mną na wyspę Irdorath i pomógł skończyć te piekło.
- Wyspa ???? – mocno zdziwił się Lee – żeby płynąc na wyspę musisz mieć statek, nie jakąś tam łódkę, co byle większa fala obróci, ale prawdziwy statek.
- Statek już załatwiony teraz zbieram załogę, Gron się zgodził, Wilk już zbiera swoje manatki, a Bennet czeka na twoją zgodę – wyjaśnił bezimienny.
- Statek, skąd na Beliara wytrząsnąłeś statek, nie, nie ,nie mów że masz zamiar ukraść galeon królewski ? – zapytał z niedowierzaniem w glosie.
- Już to zrobiłem – na twarzy paladyna pojawił się uśmiech pełen, wręcz dumy – statek już jest, załoga też już jest, kapitana też mam, tylko potrzebni mi dobrzy wojownicy bo nie będzie to kaszka z mleczkiem.
- A co na to wszystko Lord Hagen ? – zapytał najemnik gdy już usiadł przy stole z zaduma na twarzy.
- Hagen jest zajęty orkami w dolinie, właśnie się szykuje do ostatecznej bitwy.
- Co ??? ma zamiar wyruszyć na Doliny ? Hm…. – zamilkł w jednej sekundzie, i trwał tak w milczeniu przez długi czas – wiesz co ? nie zdziwił bym się jakby za niedługo przybyli do mnie ludzie Hagena z propozycją abym mu pomógł, to jest szansa dla nas aby uzyskać wolność – mówił to patrząc prosto w oczy bezimiennego, a w jego oczach było widać iskrę, iskrę nadziei.
- A więc będziesz szukał swojej szansy wolności w walce u boku paladynów ? Ja ci też proponuje wolność, bo nie sądzę, jeśli nam się uda zwyciężyć abyśmy wrócili do Khorinis – zaproponował.
- Tak wiem, ale nie mogę opuścić moich ludzi, uciec po kryjomu. Przez te wszystkie lata byłem ich przywódcą i nie ucieknę od odpowiedzialności. Przykro mi przyjacielu, ale będziesz musiał sam zmierzyć się z wyrokami bogów. Ja zostaje i czekam na wieści z miasta. – wstał i wyciągnął rękę na pożegnania w stronę bezimiennego.
- A co z Bennetem ?
- Musi zostać, jeśli mamy iść na bitwę to musi nam przygotować oręż i ekwipunek.
- Dobrze, rozumie, słuchaj w jaskini nieopodal karczmy, za cmentarzem ukryłem kufer pełen rudy, zabrałem tę rude gdy wypełniałem misje dla Garonda w Górniczej Dolinie, mi się raczej już nie przyda, za to wam pomoże. Masz oto klucz do kufra.
- Kufer magicznej rudy !!! Wielkie dzięki, bardzo nam się przyda.
- A wiec żegnam, powodzenia w bitwie !!!
- Nie żegnaj tylko do zobaczenia, na pewno się kiedyś spotkamy – pożegnał bezimiennego.
Gdy tylko paladyn wyszedł Lee kazał natychmiast wysłać ludzi po ową skrzynie i po Benneta aby się u niego stawił.
- Wolałeś mnie ?
- Tak – odrzekł aczkolwiek nie obrócił się do kowala, w tym samym czasie Lee wyciągał swój stary miecz który mu służył od początku jego „przygody” w kolonii karnej, choć częściej używał swego topora.
- Lee!! Wolałeś mnie, więc czego chcesz? – zapytał podenerwowany, a zarazem zdziwiony widokiem Bennet.
- Musimy szykować się na bitwę, mamy mało czasu, musisz ulepszyć, naprawić, wykuć nową broń dla żołnierzy. Zostały ci jakieś zbroje co robiłeś dla Łowców Smoków? Jak tak to rozdaj je najlepszym wojownikom, zacznij też robić nowe i reperować stare. Weź tylu ludzi ilu potrzebujesz, niektórzy znają się na kowalstwie tak więc mogą Ci pomóc. – w głosie Lee można było wyczuć wręcz entuzjazm.
- Co takiego ?? Jaka bitwa o czym ty pieprzysz !!!!
- Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, wszystko wyjaśnię jak zbiorą się wszyscy. Aha zaraz moi ludzie przyniosą kufer magicznej rudy, wykorzystaj ją jak najlepiej, ale zrób tak aby każdy miał jej część w ekwipunku.
- Kufer magicznej rudy !!! skąd do diaska go wytrząsnąłeś!!! Innos ci zesłał w prezencie, czy co ??
- Nie ma czasu bierz się do roboty !!!
- Dobra, nawet mam już pomysł jak zrobić żeby każdy miał miecz chodź by z odrobiną rudy co i tak bardzo je wzmocni. Właśnie opracowałem nową technikę produkcji mieczy z niej, jak się zmiesza bardzo mocno rozgrzaną stal z rudą to stal przejmuje niektóre właściwości rudy, chodź by wytrzymałość. Rude roztopię i stworze masę płynną, a później będę w niej maczał miecze, tak ruda wymiesza się ze stalą i stworzy lekką warstwę ochronną.
- Dobry pomysł !!! a teraz nie trać czasu.
Nie mylił się Lee co do planów Hagena, jeszcze tego samego dnia do domu Onara przybyli dwaj paladyni królewscy. Wywołało to bardzo wielkie zamieszanie wśród najemników, którzy ze zdziwieniem patrzyli jak ci „goście” spokojnie przeszli przez farmę i weszli bez problemu do domu właściciela ziemskiego. W domu przy stole już czekali na nich Lee, Onar. Cord i Jurgen, który wcześniej był „uszami” najemników w Górniczej Dolinie.
- Witaj generale !!! – powiedzieli z wielką duma, jak na paladynów przystało.
- Witajcie Farix, Koton . Lee znał ich imiona albowiem pamiętał ich jeszcze ze służby królewskiej, tak jak on byli w radzie wojennej Rhobara. – W czym mogę pomóc rycerzom króla – rzekł z lekka ironią Lee. Cord, Onar i Jurgen nic nie mówili tylko w ciszy obserwowali każdy ruch paladynów.
-Mamy wiadomość dla ciebie od Lorda Hagena, oto ona – podali mu zwój z glejtem królewskiego paladyna z wizerunkiem Innosa.
Lee wziął owy papirus i zaczął czytać go uważnie. „A więc, bezimienny miał racje Hagen chce raz na zawsze pozbyć się orków z Doliny”
- Lee, Lee !!! – z zadumy wodza wyrwał głos Corda – czego chce Hagen od nas ?
- Panowie sytuacja wygląda następująco. Hagen chce abyśmy wyruszyli razem z nim do Górniczej Doliny i stoczyli bitwę z orkami. Przez ten czas mamy być pod jego rozkazami. W zamian Hagen wyda dekret o naszym uniewinnieniu, będziemy wolni, i to na mocy dekretu w imieniu króla!!!! Co wy na to panowie ? – zapytał rzucając na stół papier od Hagena.
Pierwszy odezwał się, a raczej wykrzyczał Onar.
- CO???!!!! Macie zamiar opuścić farmę?? Nie ma mowy, płace wam za ochronę, a nie za usługi dla Hagena!! NIE !!! NIE zgadzam się!!! – mówił z wielką furią Onar.
- Słuchaj przyziemny, krótko widzący typku, jeśli Hagen polegnie droga do Korhinis będzie otwarta dla orków, a nas jest za mało żeby ochronić twą zasraną farmę. Tu i tu zginiemy, ale wole zginąć w walce i w takiej walce gdzie jest chodź by odrobina nadziei na zwycięstwo. Tak czy siak pomożemy Hagenowi!!!
- Hahahaha – Onar zaśmiał się na cały dom - Myślisz, że te brudasy których nazywasz żołnierzami pójdą z tobą na usługi paladynów? Woleli by zginąć nie mając szans aniżeli pracować dla króla, przyczyny ich niedoli w kolonii!!! – pewnym głosem rzucał kolejne słowa w twarz Lee.
- Zobaczymy, nigdy nie byli tak blisko wolności aniżeli teraz!!!! Cord co o tym myślisz ?
- Jak dla mnie zaryzykował bym, to fakt wraz z paladynami to nie będzie samobójstwo, chodź ich umiejętności w walce mieczem nie są na zbyt wysokim poziomie w moim mniemaniu.
- Jurgen? Co ty na to? Jak wygląda sytuacja w dolinie? Ile jest orków?
- Dużo, Dużo, więcej niż nas i paladynów razem wziętych, ale warto spróbować tak czy inaczej śmierć nas znajdzie.
- A więc postanowione, przekażcie Hagenowi, że za 2 dni stawimy się w mieście, nie mówię ilu nas będzie bo o przystąpieniu do wojny każdy sam zdecyduje. A teraz idźcie słudzy Innosa. Jurgen zbierz ludzi na farmie koło kamiennego kręgu.
- Co !!! zniszczycie plony, zbierzcie się gdzieś indziej do jasnej cholery !!!!
- Zamknij się wieśniaku, trochę szacunku dla Lee, nie raz uratował ci dupsko !! – tak Cord uspokoił Onara.
W tym samym czasie uwagę najemników przykuł spory ruch przy kuźni. Wielu biegało, kuło, napędzało miech, wszyscy coś robili tylko brakowało Benneta, który gdzieś zniknął. Ruch ten dawał mieszkańcom byłego Nowego Obozu wiele pytań, a nawet wątpliwości. Można było usłyszeć „Cos się dzieje, wynosimy się stąd?”, „ Co oni robią?”, a nawet daleko idące wizje „Kują broń, czyżbyśmy mieli szturmować miasto i odbić statek paladynów?! Przecież jest nas za mało, Lee chyba nie wysalałby nas na pewną śmierć? Jednak nie mieli zbyt dużo czasu na rozmyślanie albowiem wszystkich zwołano koło kamiennego kręgu, tam mieli się dowiedzieć co ich czeka jak podejmą wyzwanie rzucone przez los.
Byli prawie wszyscy, nawet rolnicy Onara się zjawili. Po chwili na kamienny ołtarzyk wszedł Lee, wnet zapanowała cisza.
- Najemnicy !!!! Oto trzymam w ręku moją i waszą wolność !! – jednocześnie pokazywał wiadomość od Hagena. Wśród zebranych można było słyszeć pomrók „wolność, o czym on gada” – To jest list od Lorda Hagena dowódcy paladynów i królewskiego sługi, w tym liście pisze, że jest gotów nas ułaskawić w imię królestwa Myrtany !!!
Jednak cena za naszą wolność jest wysoka, oto Hagen wraz z wszystkimi swoimi oddziałami ma zamiar wyruszyć do Górniczej Doliny aby raz i na zawsze pozbyć się orków. Słowom owego paladyna możemy wierzyć, on jest paladynem, a oni cenią honor ponad życie, a złamanie danego słowa to hańba!! Wiem że możecie sobie myśleć, że to jest nasza szansa aby szturmować miasto i zdobyć królewski statek zakotwiczony w porcie. To dobry plan, ale dowódca miasta przewidział to i odesłał statek na pobliską wyspę. Dlatego pytam się was wszystkich i każdego z osobna czy jesteście zdolni schować swoja dumę i iść pod rozkazy Hagena ? Wiem że to trudne dla was, on jest przecież sługą tego co was skazał na piekło w kolonii, ale czy nagroda, ta nagroda o którą tyle lat walczyliśmy, nie jest wystarczająca ? Zresztą jak nie pomożemy Hagerowi to nie damy rady sam w walce z orkami, a cóż a tym idzie następnym celem tych zwierząt jesteśmy my, a nas jest mniej niż żołnierzy króla!!! Tak więc, pytam się czy wyruszycie ze mną na ostatnią wędrówkę ? Czy wykonacie mój ostatni rozkaz, a brzmi on. Rozkazuje wam walczyć o swoją WOLNOSC !!!! W tym momencie prawie wszyscy krzyknęli WOLNOSC !!!, tylko nie liczni nie podzielali wizji Lee, który kontynuował swoje przemówienie – Od rana Bennet przyszykowuje ekwipunek na naszą wyprawę. Jutro wieczorem ruszamy do miasta, każdy kto chce niech stawi się jutro, wcześniej jednak odbierze ekwipunek z kuźni, gdzie są przygotowane dla nas specjalne miecze z magicznej rudy. Bogowie nam sprzyjają !! Rozkazuje też aby każdy kto nie posiada ciężkiej zbroi zaopatrzył się w łuk lub kusze !!!! Jutro ruszamy !!!! Po tym zakończeniu wszyscy rozeszli się aby przygotować się do wymarszu. Każdy coś robił, jedni pomagali w kuźni, inni robili strzały jeszcze inni czyścili broń. Za domem Onara, Cord dawał ostatnich wskazówek w walce bezpośredniej. Nawet kobiety włączyły się w przygotowania, szykują prowiant na drogę i zszywając skórzane części pancerzy, szczególnie tych lekkich, oczywiście na niezadowolenie Onara.
Następny dzień był słoneczny, ale zarazem bardzo cichy, pomimo że krzątanina powodowała dość głośne odgłosy. Jednak ludzie nic nie mówili, nie rozmawiali ze sobą każdy wiedział co ma robić. W oczach ich można było odnaleźć, strach, nadzieje, a nawet podekscytowanie. Jak nigdy w ten owy dzień słońce szybciej wędrowało po nieboskłonie i tak zbliżał się wieczór, a raczej popołudnie wymarszu. Lee siedział w swoim pokoju i czyścił swój miecz, a na stole leżała już przygotowana zbroja. Nagle do pokoju wszedł Bennet z dużym zawiniętym przedmiotem.
- Witaj Lee!!
- O, to ty, jak idzie praca ?
- Świetnie już skończyliśmy prawie wszystko, miecze wyszły wspaniale.
- To świetnie, za to mianowałbym cię królewski kowalem, ale jeszcze nie jestem królem – Obaj wybuchli śmiechem.
- A co tam masz ?
- To dla ciebie, nie możesz dowodzić nami w tej starej zbroi, Hagen nie będzie cię traktował poważnie. Masz tu cos specjalnego, nie uwierzysz ale udało mi się stworzyć zbroje z tych smoczych jaj co to kupiłem je od tego bezimiennego. Miałem dać ją mu, ale nie zdążyłem jej skończyć, tak więc jest twoja – Bennet ściągnął płachtę ze zbroi. Oczom Lee ukazała się wspaniała zbroja. Kolor miała czerwonego rubinu, była masywna – Jest twarda jak skóra Czarnego Trolla, wiem bo kazałem łucznikom strzelać do nich, strzały rozbijały się na drzazgi po uderzeniu w nią. Połączenia są luźne tak że nie krępuje ruchów, udało mi się rozkruszyć dzięki specjalnemu roztworowi, który przygotował dla mnie niejaki Ignaz z miasta. Potem wylałem formę. I tak napierśnik to całość, który wzmocniłem warstwą z magicznej rudy. Naramienniki są połączone żelaznymi kółkami z napierśnikiem, możesz spokojnie machać mieczem i wycinać orków. Od pasa do kolan ma płytkowy ochraniacz, są to luźne płytki połączone żelaznymi kolkami. Dzięki nim będziesz mógł szybko uciekać – zaśmiał się Bennet. Lee też zaczął się śmiać. A oto najbardziej piękna część zbroi, hełm. Jest mocny jak czaszka orka, może być trochę za ciasny bo nie miałem wymiarów twej głowy. Wygrawerowałem starą formułkę, plemiona wojowników z moich stron. „Szczęście sprzyja odważnym”, a szczęście to akurat się nam przyda.
Lee założył zbroje, pasowała jak ulał. Widać było ze wódz jest bardzo zadowolony z owego prezentu.
- Lekka jak piórko – podskoczył po czym wyszedł z domu. Gdy wyszedł zobaczył tłum ludzi, wszyscy byli już gotowi. - A więc ruszamy ku przeznaczeniu, wymarsz do miasta !! Stworzyć kolumnę !!!
W tym samym czasie jak na farmie największego właściciela ziemskiego najemnicy szykowali się do bitwy, w mieście również zaczęto szykować się do wymarszu do Górniczej Doliny. W domu gubernatora Khorinis zebrali się najwyżsi rangą królewscy żołnierze oraz paru strażników miejskich. Wszyscy byli zebrani wokół stołu na którym leżała mapa Górniczej Doliny na której stał posążek Innosa.
- Panowie ….
- Lordzie Hagenie, Lordzie Hagenie !!! – krzyczał wbiegający do domu rycerz.
- Czego!! – odpowiedział szorstko przywódca paladynów.
- Mam ważne wiadomości. Właśnie się dowiedziałem że Lee przybędzie jutro późnym popołudniem.
- To dobrze, a więc nasze szanse rosną – rzekł do zebranych.
- Druga wiadomość to, to że nasz statek właśnie odpłyną z portu.
- CO??? Jakim cudem ??? – zerwał się z miejsca Hagen.
- Strażnicy mówią że jeden z paladynów powołując się na wyższy stopień zajął statek.
- Który paladyn??
- Nie wiem panie, nikt nie zna jego imienia, ale był chyba nowy bo strażnicy go nie kojarzyli – wyjaśniał rycerz.
- To pewnie ten bezimienny, sługa Oka Innosa. Po co mu nasz statek, gdzie on płynie, bez odpowiednich zapasów nie uda mu się dopłynąć na kontynent – głowił się przez dłuższą chwile po czym rzekł w myślach „ Do cholery nie mam czasu na dochodzenie w tej sprawie teraz musze się zając orkami” Po czym znów zwrócił się do ludzi w pomieszczeniu. – Tak więc wyruszamy jutro wieczorem, pod osłoną nocy może uda nam się zaskoczyć wojska oblegające zamek. Jak uda się ich rozbić mocno osłabimy wroga. Nie brać dużych taborów, tylko broń, łuki, strzały i żywność na drogę nic po za tym. Harad – zwrócił się do kowala stającego w rogu pokoju koło Bospera, którzy jako jedyni byli zaproszenie z pośród mieszkańców – Rozdaj paladynom i rycerzom miecze z magicznej rudy które wykułeś, resztę z dobrej jakościowo broni rozdaj strażnikom i knechtom w tej kolejności. – Następnie zwrócił się do Bospera – Ty masz za zadanie przygotowania tylu kusz, łuków, strzał i bełtów ile się da, weź tylu, ludzi ilu potrzebujesz. Potem rozdaj je knechtom, oni będą stanowić naszą siłę ogniową. Lordzie Andre ty zbierz wszystkich swoich strażników, a z zaufanych ludzi w mieście stwórz milicje miejską, aby nie dopuścić do problemów po naszym wymarszu, każ też aby każdy kto potrafi posługiwać się łukiem lub kuszą stawił się u Bospera, a później na placu głównym, myśliwi czy zwykli obywatele nie ma znaczenia. Oznajmij że każdy będzie miał wypłaconą sporą sumę za swe usługi. Ruga będzie dowodził knechtami i ochotnikami, Wulfgar strażnikami miejskimi - spojrzał na dobrze zbudowanego mężczyznę, ten kiwnął głową na znak zgody – Lordzie Andre wraz z Cedrickiem obejmiesz pod dowództwo rycerzy. Ja natomiast wraz z Ignazem poprowadzimy paladynów, i będziemy stanowić środkową część naszej armii, jak można nazwać to armią. Szkoda że nie mamy królewskiej konnicy, pamiętam jej szarże pod Trace, byli jak jeden maż. Nigdy nie zapomnę tej jasności jaka powstała po odbiciu słońca od ich zbroi i gdy ta jasność przemieniła się w czerwone odbicie gdy oblała ich krew ludzi z północy. Jedna szarża zadecydowała o wygranej, jeden duch wielu żołnierzy. Brak mi również łuczników z południa kontynentu, nikt tak celnie i szybko nie strzelał jak oni. Gdy razem wypuszczali strzały potrafiły one zasłonić słonce, tworząc deszcz śmierci – Myślał na głos Hagen – Albercie ty będziesz współpracował z Lee jak przybędzie, rozdaj również resztę run paladynom, dadzą nam silę. Panowie wiemy, że najemnicy to skazańcy – ciągnął dalej swoją długą przemowę – jednak musimy im zaufać jak chcemy mieć szanse na victorie. Pamiętajmy….. – ostatnie zdanie przerwali mu Magowie Ognia którzy właśnie weszli do pomieszczenia. – Witajcie słudzy Innosa to zaszczyt was gościć, chodź chwila jest ciemna.
- Witaj – odpowiedział na przywitanie Merduk jeden z czterech magów przybyłych do Korhinis. Wraz z Merdukiem przybyli Neoras, Parlan, Gorax.
- Przybyliśmy tu aby wspomóż was w walce ze złem. Niestety sam Pyrokar nie mógł przybyć on musi zostać i trzymać pieczę nad klasztorem Jest z nami paru nowicjuszy którzy mam nadzieje w chwale Innosa pomogą. Ja Parlan i Gorax wspomożemy was zaklęciami bitewnymi, natomiast Neoras przygotuje magiczne napoje które dadzą siłę i zręczność naszym oddziałom.
- Wspaniale sam Innos nam was zesłał. Neorasie – zwrócił się do najwyższego wzrostem z magów, jeden z moich ludzi zaprowadzi Cię do Constantino to nasz alchemik miejski sadzę że będzie ci mógł pomóc w produkcji eliksirów. Jesteście wielkim wsparciem dla nas.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość, chodź pewnie już wiesz nasz Bezimiennych bohater pokonał smoki. – wśród zebranych zapanował lekki zamęt, który po chwili przeobraził się wręcz w radość.
- Tak wiem, chwała za to Innosowi. Jednak pomimo tego sami orkowie nadal są bardzo groźni. Proszę udajcie się do jednego z domów i przygotujcie się na jutro, wieczorem wymarsz, chcemy atakować w nocy.
- Dobrze oddajemy się pod pańskie rozkazy. Niech siła i mądrość Innosa na was spłynie. – po czym udali się do wskazanych izb.
Wtem Lord Hagen zwrócił się ponownie do narady – Jak widać mamy potężnych sojuszników. Panowie znacie swoje rozkazy, przekażcie je dalej i zacznijcie przygotowania.
Niech Innos was prowadzi, rozejść się!
Po tych słowach każdy znając swoje zadanie począł opuszczać dom gubernatora. Jednak w pewnej chwili Lord Hagen przywołała do siebie Lorda Andre.
- Lordzie Andre, wybierz swojego najlepszego żołnierza i zleć mu misje aby udał się do Górniczej Doliny, za wszelką cenę ma dotrzeć do Lorda Garonda i przekazać mu wieści o naszych planach.
- Dobrze, zajmę się tym od razu.
I tak miasto Khorinis stało się miejscem przygotowań do największej bitwy jaką kiedykolwiek znała ta wyspa. Nie była to bitwa o rude, ale o życie mieszkańców.
Przygotowania przebiegały sprawnie dzięki głównie Lordowi Andre który wszystkim dyrygował perfekcyjnie. Każdy mieszkaniec Khorinis był w jakimś stopniu zaangażowany w szykownie się do wymarszu. Kupcy szykowali prowiant, kowale Mortis, Harad czy nawet kowal z portowego miasta Carl szykowali broń, Constantino pomagał Norasowi, a Bosper i kenchtowie szykowali łuki i kusze. W pewnym momencie kupieckie kramy zamieniły się w istną zbrojownie, na jednych leżały łuki i strzały, na drugich kusze i bełty, na jeszcze innych miecze strażników i knechtów. Natomiast plac w miejscu gdzie Vatras zanim nagle zniknął z miasta, głosił słowa i historie Adanosa zamienił się w jeden plac treningowy. Paladyni natomiast i rycerze trenowali wokół domu gubernatora i w przystani. Nawet kobiety pomagały szykując prowiant, a nawet reperując skórzane części pancerzy. Napięcie było tak wielkie ze można było je wyczuć nawet dotknąć. Tak mijał pierwszy i część drugiego dnia.
Do stojanego na placu głównym Lorda Hagena podbiegł jeden z rycerzy.
- Panie, najemnicy, najemnicy zbliżają się do miasta. Zamknąć bramy ??
- Nie !!! wpuścić ich do miasta!!
- Co?? – rycerz tak mocno się zdziwił że oczy zasłoniły mu pół twarzy.
- Słyszałeś wpuścić ich do miasta, przybyli nam z pomocą, będą walczyć razem nami.
- Ale to są mordercy, złodzieje, oprychy, jak tylko wejdą do miasta to je splądrują!!! – krzyczał rycerz.
- Nie sadzę, Lee to jeden z najlepszych generałów królestwa, jestem pewien że utrzyma w ryzach swoich ludzi. Teraz idź do Lorda Andre i każ mu ażeby przygotował ludzi na to że zaraz do miasta wkroczą najemnicy. Niech im zakaże podejmowania i prowokowania wszelkich działań które byłyby przyczyną konfliktu !!! Nie możemy dopuścić aby zaczęli walczyć miedzy sobą !!! Wykonać !!! – rycerz jak rażony gromem, począł biec. Dowódca wojsk znów wpadł w zadumę „Chyba liczba ich spora skoro, aż tak się przestraszył. To dobrze, bardzo dobrze, cena za ich pomoc jest wysoka ale nie mam innego wyjścia!!!”
Niespełna 2 godziny po tym zdarzeniu pierwszy najemnik przekroczył bramę Khorinis. Szli w kolumnie jak prawdziwe wojsko, naprzodzie można by powiedzieć lekkie odziały, następnie najemnicy w średnich i ciężkich zbrojach, kolumnę zamykał oddziale żołnierzy w pancerzach łowców smoków, które to rozdał Bennet z tych co mu zostały. Na samym końcu szedł Lee w swej zbroi ze smoczych jaj w towarzystwie Khaleda, Corda i Torlofa. Liczba ich mogła przerazić mieszkańców miasta, byli prawie wszyscy, tylko nieliczni zostali na farmie Onara i to głównie przez Onara który przyciągnął ich zlotem. Gdy tylko Lee dotrał na plac miejski ze swoimi ludźmi na przeciw niemu wyszedł Lord Hagen, Lord Andre oraz Ignaz. Pierwszy odezwał się przywódca armii królewskiej
- Witaj generale Lee – po czy wyciągnął rękę na przywitanie. Był to symbol, sługa króla który wita się z najemnikiem, ba z przestępcą.
- Nie jestem na rozkazach króla, więc wystarczy Lee – bez wahania uścisnął rękę „starego” kumpla.
- Widzę że licznie przybyłeś, to dobrze. Nie bój się na Honor paladynów dotrzymam słowa i ułaskawię was, ale czy twoi ludzie będę wykonywać moje rozkazy? – zapytał się najemnika jednocześnie kierując swój wzrok na wojska Lee.
- NIE !!! – Hagen gwałtownym ruchem głowy spojrzał prosto w oczy generała. – twoich nie będą, ale będą słuchać się mnie, a ja uznaje twoje dowództwo, mam tylko nadzieje ze będziesz tez brał pod uwagę moje zdanie. Może jestem przestępcą, ale na taktyce i wojnie to jeszcze się znam – odrzekł z pewnością w głosie.
- Tak wiem, byłeś jednym z najlepszych. Wiele razy żałowałem że nie wstąpiłeś na służbę do paladynów. Nigdy nie wierzyłem w twoją zdradę, ale nie mogłem też sprzeciwić się królowi. Lojalność to jak honor dla paladyna. – były to wręcz osobiste słowa Hagena. Który zawsze cenił Lee.
- Tylko to skłoniło mnie do zaufania Tobie, wiem ze nie splamisz swój honor i honor paladynów łamiąc słowo. To kiedy ruszamy ?
- Za 3 godziny, każ odpocząć swoim ludziom, chce jeszcze dziś w nocy z zaskoczenia zaatakować oddziały oblegające zamek, a następnie rozprawić się z orkami za palisady. Widzę ze również lekkie wojska zaopatrzyłeś w broń miotającą, hehe podstawy wojaczki. Tylko każ swoim ludziom nie rozrabiać, atmosfera jest już napięta jeden wybryk może doprowadzić że moi i twoi ludzi pozabijają się nawzajem.
- Nie bój się, taka bliskość wolności nie pozwoli im na utratę takiej szansy, daje moje słowo!!!
- Dobrze, więc zaufam Ci. Jak chcesz to możesz przespać się z którymś z domów z górnego miasta. – zaproponował wskazując na górne miasto.
- Nie dzięki, będę razem z moimi ludźmi. No to za 3 godziny wyruszamy, jeszcze przed zmierzchem sądzę że uda nam się dojść do przełęczy. Orkowie na pewno mają tam jakiś garnizon czy cos podobnego musimy szybko ich zaatakować, nie możemy oszczędzić żadnego, żeby nie ostrzegł innych.
- Tak też zrobimy, aha przy okazji wspaniała zbroja!!! – po czym pożegnali się i rozeszli.
Lee miał racje jak na najemników jego ludzie zachowywali się wyjątkowo spokojnie. Również ze strony ludzi Hagena nie było niechęci do nowo przybyłych, chyba każdy rozumiał kto jest tak naprawdę wrogiem. Ten czas każdy poświęcił na posiłek i sprawdzenie ekwipunku. Nagle cały rynek zapełnił się ludźmi, wydano rozkazy dla jednych jak i drugi. Utworzono wspólną kolumnę, paladynów, łowców smoków, knechtów, strażników, rycerzy, najemników, a nawet licznie przybyłych myśliwych i mieszkańców miasta. Kolumnę zamykał sztab dowodzenia z Hagerem, Lee i Magami Ognia na czele. Marsz przebiegał spokojnie i to nawet dość szybkim tempem. Nagle cisze przerwał głos paladynów, którzy zaczęli śpiewać starą pieśń. Pieśń była o chwale Innosa i jego zwycięstwie nad Beliarem. Słowa tej pieśni ułożyli pierwsi paladyni. Dziesiątki męskich głosów jednym tonem śpiewało wielka pieśń o wielkich czynach, która zawsze napala paladynów siłą w ich sercach, co niektórzy nawet składali ofiary przy napotkanych kapliczkach po drodze. Pochód powoli zbliżał się do przełęczy, jeszcze nigdy Korhinis nie miała tylu żołnierzy na swoje ziemi.
- Mało nas, czyż nie – cisze przerwał Merduk.
- Owszem, ale przy odrobinie szczęścia i dzięki waleczności naszych ludzi mamy szanse na wygrana.
- Ilu nas jest dokładnie ? – zapytał inny Mag.
Pierwszy odezwał się Hagen – moje oddziały to 65 paladynów, ok. 100 rycerzy, 65 knechtów, 55 strażników i ok.30 ochotników z miasta i okolic.- następnie Lee.
- U mnie są prawie wszyscy 30 łowców smoków i 90 najemników. No i mamy liczną reprezentacje Magów Ognia – całe towarzystwo zaczęło się śmiać.
Po pewniej chwili cała armia Khorinis znajdowała się na kamiennym moście przed wejściem na przełęcz. Nagle oczom wodzów ukazała się banda bandytów kierująca się w stronę przełęczy.
- Hagen, zaatakujmy ich bo zaalarmują orków !! Torlof weź łuczników i obstrzelaj ich !!!
- Cedrick ty weź knechtów i wspomóż najemników !!! Ilu ich jest ? – zapytał się najbliższego rycerza.
- Chyba 50 panie.
- Dobrze przygotować się do ataku. Utworzyć jedna linie wojsk o głębokości 3 rzędów, pierwsze dwie linie kusznicy. Jak tylko wejdą pod zasięg otworzyć ogień.
Tak jak rozkazał Hagen szybko utworzono linie strzelców, dowodzili nimi Cedric, Torlof i Jarvis. Lekkim truchtem biegli w stronę wroga, kusze były już napiętą, łucznicy mieli już przygotowane strzały. Bandyci szybko się nie zorientowali, ale gdy tylko spostrzegli znaczną ilość ludzi biegnących w ich stronę, zaczęli kontratakować. Wtedy Cedric wydał rozkaz, który powtórzyli kolejno inni dowódcy „Strzelcy stać !!!”, „Przygotować się do strzału”, „Czekać !!!”, „Cel” horda bandytów szybko zbliżała się do strzelców, niektórzy próbowali pomóc sobie krzykiem inni nagle zatrzymali się i stali. W jednej sekundzie niebo zakryło się dziesiątkami strzał, gdy tylko usłyszano „Ognia!!!” I tak na atakujący nadziali się na mur pocisków, gdy kusznicy przeładowywali, serie pościli łucznicy i tak tylko nieliczni bandyci dotarli do szeregów na skrzydle utworzonym przez najemników. Doszło do walki wręcz, jednak widać było ze bandyci byli zmęczeni i słabiej uzbrojeni. Po krótkim starciu w wręcz padli ostatni atakujący. Z armii Khorinis nikt nie zginął ani został ranny. Następnie ci którzy zatrzymali się w biegu, a było ich ok. 25 poddali się. Wtedy przyprowadzono ich przed Hagena i Lee.
- Dlaczego chcieliście iść przez przełęcz, tylko bez kłamstw kupo łajna?
- Ktoś sprzątnął naszego przywódcę Dextera, myśleliśmy że w Górniczej Dolinie splądrujemy zamek, załoga podobano już nie żyje.
- Co z nimi zrobimy? - spytał się Neoras.
- Zabić ich !! – Krzyknął Albrecht.
- Nie !!! - wyrwał się Lee – chcecie przeżyć ?
- Tak!!! – powiedzieli jednocześnie.
- Więc dołączcie do nas, idziemy stoczyć bitwę z orkami, jeśli będziecie walczyć pod naszymi rozkazami zachowacie życie, a jedynie pojedziecie siedzieć. Co ty na to Lordzie Hagenie? – spojrzał na paladyna.
- Hm… każdy się przyda, dobra ale jeden podejrzany ruch i już nie żyjecie, zrozumiano ścierwa!!!!!
- Tak, Tak!!!
- Na razie oddajcie broń, i na przód kolumny, po drodze pozbierajcie pociski !!! – rozkazał Lee.
Po tym zajściu, które w jakiś sposób przetestowało żołnierzy obu obozów, kolumna ruszyła w stronę przełęczy. Po drodze jednak musieli szybko rozprawić się z garnizonem orków.
W samej rynnie doliny prowadzącej do Górniczej Doliny, cała armia rozwinęła szyk. Tak jak wcześniej na czoło armii wysunęli się strzelcy, lewe skrzydło przypadło ludziom Lee, natomiast na prawym stanęli knechtowie i ochotnicy. Utworzyli oni jeden pas o głębokości tym razem czterech rzędów. Dwa pierwsze jak poprzednio stanowili kusznicy, resztę łucznicy. Następnie w środku stanęli sami paladyni, podzieleni na oddziały po 15 ludzi, oraz łowcy smoków. Tylko główny oddział paladynów miał 35 ludzi. Po obu stronach głównego trzonu armii znajdowały się oddziały mieszane, strażników miejskich jak i najemników. Najdalej na flankach wysuniecie byli rycerze podzielnie na dwa oddziały po 50 ludzi. Jako że dolina była dość wąska, co sprawiło że żołnierze jednostek byli w głębokich rzędach. Lee zajął miejsce na lewym skrzydle, Lord Hagen na środku, prawe skrzydło objął w dowództwo Ingmar. Pomiędzy Hagerem, a Ingmarem dowodził Cord, a pomiędzy Lee i Hagerem, Lord Andre. Z przodu dowodzili Torlof, Cedric, Wulgat, Jarvis. Cała armia poruszała się powoli aby nie wzbijać dużo kurzu. Magowie i kowale byli 30 m za głównymi siłami, magowie nie chcieli tracić magicznej mocy, chcieli być pełni sił na główną bitwę. Wszyscy maszerowali w ciszy tylko Lord Hagen od czasu na głos przypominał rozkazy „Po oddaniu salwy wycofać się na tyły i przegrupować”, „W czasie ataku nie łamać szyku”, „Uderzamy w linii”, „Odwagi, Innos jest z nami”, każdy słyszał i dobrze wiedział co ma robić, chodź dało się wyczuć zdenerwowanie w powietrzu. Słuchając rozkazów dowódców, armia szła wręcz w idealnym szyku, gdy zbliżali się do obozu orków, obozu który , był jednocześnie czymś w rodzaju punktu granicznego. Ostanie metry wszyscy pokonali w biegu aby jak najszybciej zaatakować wroga i nie dać mu szansy na ucieczkę. Cała armia jak jedno ciało kierowało się w stronę orków, szybciej, coraz szybciej, tak samo coraz szybciej biły serca żołnierzy. W mgnieniu oka całe wojsko zajęło pozycje. Gdy tylko orkowie spostrzegli wrogie oddziały, wyszli z prowizorycznego obozu za dwiema wielkim skałami i uformowali szyk do ataku. Wtedy z gardeł dowódców strzelców wyrwało się głośne, wręcz przeraźliwe „OGNIA!!!”. W sekundę po tym dziesiątki strzał powędrowały w kierunku wroga, i tak jak wcześniej ustalono pierwsze pociski zabiły wrogich szamanów którzy już zaczęli rzucać zaklęcia bitewne. Wtedy z gardeł orków, wydarł się przeraźliwy krzyk, co dla ludzi było krzykiem dla orków było rozkazem do ataku. Ziemia, zadrżała, kurz wzbił się w powietrze niczym orzeł nagle wzbija się w lot, prawie setka owłosionych zwierząt ruszyła w stronę ludzi. „Wycofać się, za główne siły!!!” tak jak brzmiał rozkaz strzelcy wycofali się głównie za oddziały Hagena. Zdążyli oddać jeszcze jedna śmiercionośną serie, kładąc trupem wielu atakujących. „DO ATAKU!!! INNOS!!!” krzyknął Hagen i wraz z główną, czyli środkową częścią wojska ruszył w stronę orków. Jako że zwierzęta te atakowały głownie prawą flankę i środek, lewa strona była wolna od walki. Obie armie starły się w walce wręcz, szczek oręża był niczym gromy. Paladyni z imieniem Innosa na ustach rzucili się w wir walki. Biegli niczym białe miecze siekające wszystko na swej drodze. Gdy starły się obie armie, doszło do typowej walki wręcz, tutaj tylko umiejętności dawały szanse na przetrwanie. Ostre walki trwały w centrum i na prawym skrzydle. Zarówno paladyni, rycerze jak i łowcy smoków i najemnicy kładli orków trupem jako że mieli przewagę liczebną. Ingmar, Hagen i Cord wpadli w bitewny szał, cieli orków jak zboże o porze żniw, czarna krew zalewała ich twarze. Jednak pomimo całego zamieszania Hagen kontrolował sytuacje, Lee natomiast gdy tylko zobaczył ze prawie wszystkie siły wroga związane są właśnie w centrum i po prawej stronie kazał Lordowi Andre biegiem wyjść za linie nieprzyjaciela i zabijać każdego orka który będzie chciał uciec. On sam tymczasem również ominął ze swoimi oddziałami i strzelcami linie wroga i uderzył na nich od tyłu. Orkowie znaleźli się w potrzasku, ginęło ich więcej coraz więcej, aż w końcu resztki nieprzyjaciela rzuciły się do ucieczki. Jednak jak przewidział Lee, czekał tam na nich oddział Lorda Andre i strzelcy, którzy systematycznie likwidowali uciekającego wroga. Wszystko szło według planów, gdy nagle Torlof zwracają się do najbliższego łucznika chwycił go energicznie za ramie, obrócił i wskazując zakrwawionym mieczem krzyczał „Tam jest jeden, STRZELAJ!!! Na bogów zabij go, bo nasz wysiłek przepadnie!!!”, łucznik nie wiele się zastanawiając napiął cięciwę, przymierzył i wypuścił strzałę, która miała zadecydować na ich losie. Strzał był celny prosto w plecy, jednak na nieszczęście dla ludzi pocisk trafił w część zbroi, a orkowi chodź rannemu udało się zbiec. Gdy kurz bitewny opadł, oczom żołnierzy ukazał się stos orkowych ciał. Zaczęto liczyć rannych i zabitych, na szczęście obywateli Myrtany w tej bitwie poległo zaledwie 13 z armii Khohinis. Resztę uzdrowili magowie zaklęciami i miksturami.
Po zebraniu bezcennej broni i pancerzy z poległych, ruszono dalsza drogę, nie było czasu na grzebanie zmarłych. Magowie tylko odprawili rytuały pogrzebowe, aby dusze zmarłych znalazły ukojenie. Jednak ucieczka tego jednego orka, bardzo zaniepokoiła dowódców, którzy byli już przekonani że element zaskoczenia został stracony. Jednomyślnie doszli do wniosku że dojdzie do otwartej bitwy na przedpolu zamku, bitwy nie równej zarówno siłami jak i męstwem serca. Postanowili również ze pod osłoną nocy przedostaną się do zamku aby odpocząć i przygotować się do bitwy następnego dnia.
Była już ciemna, chłodna noc, niebo było pochmurne, a chmury były czarne jak krew orków. Panował dość spory ziąb, gdy armia ludzi przekroczyła przełęcz i szła teraz koło miejsca gdzie co miesiąc skazańcy prowadzili wymianie z królem. Wielu najemników, dobrze pamięta to miejsce, to tu zaczęło się ich piekło, trwające przez miesiące dla tych szczęśliwych, a dla większości lata. Przez to ze droga była wyjątkowo wąska, kolumna rozciągła się jeszcze bardziej. Wcześniej jednak wymieszano wojska tak, że na przodzie pochodu szli rycerze i łowcy smoków za nimi strzelcy, po nich najemnicy, a na samym końcu paladyni i bandyci. Hagen dowodził tylnią strażą, Lee był na czole, a w środku Albrecht z magami. W niebywałej ciszy i koncentracji posuwali się dalej. W końcu dotarli do ścieżki prowadzącej do zamku. W oczach ludzi zapanowało ogromne zdziwienie, pola wokół zamku były puste, ani jednego orka, tylko nieliczne ogniska rozświetlały przenikliwą ciemność. Cisza, tylko to dało się słyszeć, była chyba ona gorsza od ryku orków w tym momencie. Lee niewiele co się namyślając, tylko rozkazał „Marsz!!! Przyśpieszyć, kierować się do bramy zamku, nie ma czasu do stracenia!!!!” Zaraz po tych słowach kolumna znów ruszyła, jednak bardzo szybkim tempem, wręcz biegiem. Nikt nie był pewien co się stało z orkami, może to jest pułapka, niektórzy wołali. Nie minęła godzina jak cała armia stała już pod bramą.
- Otwierać!!! – krzyczał z całych sił Lord Hagen – otwierać, debile ale już!!!
- Kto tam !!! – odpowiedział po chwili strażnik bramy.
- Lord Hagen dowódca paladynów przysłanych z rozkazu jego królewskiej wysokości!!!!
- Kto ? – zapytał z niedowierzaniem żołnierz.
- Lord Hagen !!!! Otwieraj bo karze cię wychłostać!!!!
Wartownik dzięki świetle ogniska palącego się nieopodal bramy, dobrze przyglądnął się osobie wrzeszczącej pod bramą.
- Na Innosa, to Lord Hagen !!!! Otwierać bramę, otwierać bramę !!- krzyczał zbiegając do kołowrotów.
Po chwili, zardzewiale zawiasy zaskrzypiały jak legendarne Harpie, kurz wymieszany z rdzą wzbił się w powietrze. Po czym krata zaczęła się unosić i cała armia Korhinis w szyku marszowym weszła do środka. Na dziedzińcu zamku znajdowali się rycerze, paladyni i dość spora grupa łowców smoków. Wszyscy byli w szoku patrząc na ta masę ludzi w zbrojach wchodzących do zamku.
- Lordzie Hagenie, wiedzieliśmy ze przybędziesz.. ale co tu robią ci najemnicy !!!! – zapytał się, ze zdziwieniem Orik, który usłyszawszy zamieszanie wyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Później wszystko wyjaśnię, rozlokuj moich ludzi i najemników też, niech się prześpią i coś zjedzą są po bitwie !!! Zwołaj naradę w głównym stołpie – rozkazał.
- Tak jest!!!
Po chwili, nowi przybysze zniknęli w pomieszczeniach zamkowych. Spano gdzie tylko można było, w komnatach, magazynie, który i tak był już prawie pusty, kuźni, a nawet w więzieniu. Niektórzy postanowili przed snem coś zjeść, zbierając się przy ognisku koło wyrwy w murach. Zebrali się tam i rozmawiali ze sobą przedstawiciele wszystkich obozów, paladyni, najemnicy, rycerze, tylko bandytom zakazano opuszczać miejsca dla nich przygotowanego.
Pokój był ciemny, tylko nie liczne kaganki dawały światło, wszędzie śmierdziało smrodem rozkładających się ciał ludzkich jak i orkowych. Na ścianach wisiały jeszcze stare królewskie arrasy oraz stara broń z początków królestwa Myrtany. Na środku sali stał stół zastawiony jedzeniem, a przy nim siedzieli najważniejsi ludzie, którzy zebrali się aby postanowić co dalej. Zanim jednak zaczęto rozmawiać jedzono i pito.
-Beeee – beknął Cord tak że ściany zadrżały – Upsssss przepraszam.
Ciszę i jedzenie przewal Garond, widocznie podirytowany towarzystwem najemników.
- Lordzie Hagenie wiedziałem ze kiedyś przybędziesz, ale co mają znaczyć ci bandyci – oburzył się paladyn.
- Garondzie jak myślisz ile jest orków za palisada?
- Nie wiem ale chyba więcej niż 700 na pewno, może nawet ok. 1500.
- A nas jest niespełna 600!!! i to liczę razem z twoimi żołnierzami.
- Nas jest ok. 30 paladynów 45 rycerzy, 30 knechtów, 40 strażników i ok. 50 tych łowców smoków których się nagromadziło gdy tylko jeden z nas pokonał smoki. A więc to wy byliście przyczyną, że nagle w pewnym momencie wszyscy orkowie którzy oblegali zamek, wrócili się z powrotem za palisadę? – zapytał Garond.
- Tak, chcieliśmy zaatakować z znienacka oddziały przy zamku, ale niestety gdy rozprawialiśmy się z garnizonem na przełęczy, jeden z nich uciekł i musiał ostrzec innych. Garmondzie mój człowiek dotarł do ciebie?
- Jaki człowiek ? – zapytał ze zdziwieniem Garond.
- Wysłałem do ciebie jednego z rycerzy aby poinformował Cię o naszych zamiarach, najwidoczniej nie udało mu się. Niech Innos ma go w swojej opiece. Dobra panowie, sytuacja wygląda tak. Orkowie wiedzą o naszej licznej obecności, wiec nie będą szturmować zamku, jedynym wyjściem jest otwarta walka. Lee co proponujesz ? – zwrocie się do najemnika który z zasępioną twarzą przyglądał się mapie.
- Hm….. sądzę że bitwa powinna być rozstrzygnięta na polu między rzeką a taranem. Znając impulsywność orków, rzuca się od razu do ataku w jednej linii, na czele będą ich elitarne jednostki, cały środek będzie najsilniejszy. Jak zauważyłem w wielu bitwach najsilniejsi wojownicy orkowi zawsze stali na środku, flanki były słabsze, przeważnie stali tam zawiadowcy. Proponuje aby wzmocnić środek, ale nie osłabiajmy flanek, tam jest nasza szansa, jest ich więcej więc musimy się bronić, ale w odpowiednim momencie jakby udało się nam przedrzeć na fankach i otoczyć środek byłaby szansa na wygrana. Tylko czy środek wytrzyma tyle czasu? To tam będzie najsilniejsze uderzenie, cała elita orków i wojowników. Kusznicy na czele, żeby zlikwidować ich szamanów. Łucznicy na murach i wieżyczkach, jak dojdzie do walki wręcz, otworzą ogień.
- Ale będą też trafiać naszych żołnierzy!!!! – krzyknął Precival.
- Tak wiem, jest ryzyko ale musimy je podjąć, zresztą orków jest więcej, więc większe pole do obstrzału. Proponuje też, aby utworzyć rezerwę ok. 50-70 ludzi, która gdy tylko wszyscy orkowie będą związani walką, wyjdzie przez bramę i uderzy na prawe skrzydło orków i przełamie je. Następnie oddziały na skrzydle obiegną całą linie na drugie skrzydło, a owy oddział rezerwy uderzy na środek aby orkowie nie przeszkodzili w manewrze. Magowie – zwrócił się w stronę czarowników – udałoby się wam utworzyć wraz z nowicjuszami jakąś magiczną barierę, żeby czary orkowych szamanów nas nie raziły, i żeby nasi kusznicy mogli ich zlikwidować ?
- Hm… - zamyślił się Merduk – jest taki czar i dobrze go znacie, jest on podstawą Magicznej Bariery która była waszym więzieniem. To magiczna tracza, tylko przy tworzeniu Bariery odwróciliśmy skomplikowane zaklęcie tak aby nic nie wypuszczała, a tylko wpuszczała. Właśnie stąd wzięła się bariera, sądzę że uda się stworzyć taką tarcze, ale ostrzegam tylko na kilka minut, nasze moce magiczne są ograniczone.
- Kilka minut powinno nam wystarczyć, potem wycofajcie się do zamku i zregenerujcie swą magiczną moc. Następnie udajcie na mury i tam wspomagajcie walkę na flankach czarami bitewnymi. Orkowie nie maja łuczników, tylko szamani mogą nas zaatakować z dystansu, a nawet zdziesiątkować. Garondzie każ też aby łucznicy na murach strzelali płonącymi strzałami. Norasie – zwrócił się do maga przy kominku – magiczne mikstury zrobione?
- Tak – odpowiedział.
- Dobrze rozdaj je strażnikom miejskim i najemnikom, nie mają oni wystarczającej siły aby dać radę orkom w dłuższej walce. Niech wzmocnią ich siły, łucznikom i kusznikom rozdaj mikstury zręczności. Percivalu będziesz dowodził rezerwą, dam znać magom, a oni ci, kiedy masz ruszyć do boju. Kusznicy, gdy tylko magiczna tarcza przestanie działać mają wraz z magami udać się na mury i prowadzić obstrzał z stamtąd. Gdy sytuacja będzie krytyczna w którymś punkcie macie wspomóc to miejsce!!! Nie możemy złamać szyku !!!! taka jest moja propozycja, co wy na to ? – spojrzał na twarze zebranych.
- To dobry plan, możesz liczyć na mnie Lee!!! – zapewnił Cord
- Dobry plan, mamy szanse – odrzekł Hagen. Reszta kiwnęła na znak zgody.
- Tak więc wiemy co mamy robić, przekażcie rozkazy do dowódców oddziałów, niech ludzie odpoczną, nie wystawiajcie dużych wart, orkowie nie zaatakują też się szykują na bitw. My tez powinniśmy odpocząć. Do jutra panowie, radze wstać wcześnie rano, bo to może być nasz ostatni wschód słońca w życiu, więc warto go zobaczyć.
Cisza zapanowała, zgromadzeni patrzyli tylko sobie na twarze po czym jeden po drugim w zadumie zaczęli się rozchodzić. Całe dowództwo zakwaterowało się w głównym budynku, tylko magowie udali się do siedziby Corristo, aby przygotować zaklęcie na jutro.
Każdy poświęcił czas na indywidualne przygotowania do bitwy. Wielu paladynów i rycerzy zebrało się w kapliczce, aby się modli do Innosa, łowcy smoków trenowali pod okiem Kerolohta, najemnicy spali, lub czyścili broń po ostatniej bitwie z krwi orków. Łucznicy i kusznicy szykowali pociski. Co do dowódców, wielu z pośród żołnierzy króla modliło się samemu lub z towarzyszami. Hagen siedział w swoim pokoju w fotelu i patrzył się nieruchomo na ogień strzelający w kominku. Wiedział że mogą to być jego ostatnie chwile, przypominał sobie cała swoją służbę na rzecz królestwa, dziesiątki bitew, przyjaciół poległych w nich. Nie czuł strachu, żołnierz jego wieku i doświadczenia nie wiedział już co to strach. Siedział tak i patrzył w ogień, patrzył jakby chciał z niego wyczytać losy bitwy lub je zmienić. Chyba bardziej bał się o niepowodzenie misji niż o własne życie.
Lee natomiast stał przy oknie z kuflem wina i patrzył na ludzi zebranych na zamkowym placu. Tak jak Hagen walczył w wielu bitwach, ale chyba nigdy tak jeszcze się nie bał. Od okna podszedł do wieszaka na którym wisiała jego piękna zbroja, patrzył na nią i myślał. Myślał o tych latach spędzonych w kolonii karnej, o zemście, o życiu gdy uda mu się uzyskać wolność, o jego ojczystej krainie. Nagle na jego twarzy pojawił się groteskowy uśmiech z powodu myśli w jego głowie „Czy wygramy, czy też polegniemy w boju to i tak będziemy wolni”
Zwykli żołnierze też czuli powag sytuacji mało kto rozmawiał. Tylko co odważniejsi pozwolili sobie na rozważanie nad tym co będą robić po zwycięstwie, bo w razie przegranej droga jest tylko jedna. Wszystko było gotowe, czekano tylko na wschód słońca, którego nie zobaczą w pełnej krasie z powodu chmur które otaczają Górniczą Dolinę. Dowódcy przekazywali dalej rozkazy każdemu, żeby każdy wiedział jakie jest jego zadanie. Po pewnym czasie zamek umilkł w bezruchu, wszyscy w śnie czekali na jutrzejszy dzien.
Ranek był jeszcze chłodniejszy niż poprzedni wieczór, lekka mgła osiadła na murach, szarość była niczym pierzyna otulająca kamienne budowle. Ludzie zacieli formować oddziały w niebywałej ciszy. Pierwszy oddział utworzyli Lee , Torlof, Keroloth i wojownik z południa Feros, który dość dobrze znał się na taktyce, wraz z łowcami smoków w liczbie 35, najemników 35 oraz 40 strażników pod dowództwem Kerolotha. Byli pierwsi ponieważ mieli zająć prawą flankę. Następnie w oddziałach ustawili się paladyni i rycerze w sile 115, a paladynów 85, to był właśnie główny trzon armii. Wśród nich znaleźli się wyśmienici wojownicy tacy jak sam Lord Hagen, Garond, Lord Andre, Orik czy Ingram, za nimi ustawili się również najemnicy, łowcy smoków i strażnicy, w takich samych liczbach co prawa flanka, oni mają za zadanie stanowić lewe skrzydło pod komendą Corda, Rethhona i Tandora. Rezerwę stanowiło 30 rycerzy, 10 paladynów i wojowników w smoczych pancerzach oraz 20 najemników pod bezpośrednim dowództwem Precivala, któremu pomagali Rod i Cipher, którzy po pokonaniu smoka wraz z bezimiennym wrócili na zamek. Oddziały strzelające stanowili knechtowie, których było prawie tak samo dużo jak rycerzy to jest 95 plus 30 ochotników i 25 bandytów. Komendę nad nimi objął Sengraht i Ruga. Do nich można tez dołączyć 15 nowicjuszy którzy przybyli z magami. Formowanie szyku trwało bardzo krotko i gdy już miano ruszać z domu wyszedł Lord Hagen z wielkim sztandarem. Proporzec ten był umieszczony na długim drzewcu, który zwieńczało czerwone płótno na którym widniał młot na tle tarczy otoczonej przez kule ognia.
- To jest znak od Innosa że możemy wywalczyć zwycięstwo!!!! Do boju !!!! – krzyknął Lord Hagen.
W tym samym czasie z setek gardeł jak burza wydarł się krzyk. Cały zamek drżał w posadach. Brama się otwarła i cała rzesza ruszyła naprzeciw orkowej palisadzie, nie spieszono się, powoli zajmowano pozycje naprzeciw rzeki oddzielającej orków od zamku. Wyglądało to jak rzeka głów. Pierwsi zajęli pozycje strzelcy, czyli kusznicy, bo łucznicy byli już na murach. Potem Lee ze swoimi oddziałami zajął prawe skrzydło, Hagen środek, a lewe Cord. Linie nie były głębokie z powodu przewagi liczebnej wroga. Mgła podnosiła się coraz szybciej, na zbrojach i mieczach osądzała się rosa, ziemia była jednak sucha. Nagle zerwał się silny wiatr który targał sztandarem, siła wiatru była dość spora, huk zagłuszał wszystko. Jednak w pewnej chwili coś głośniejszego przyćmiło huk wiatru, odgłos bębnów, odgłos wojny. Głośniejszy coraz głośniejszy. Dźwięk ten dobiegał zza palisady, wiedziano już ze okowie ruszyli. Nagle cała palisada runęła, a zza niej ujrzano wielka armie orków maszerujących w stronę ludzi Khorinis. Cały czas biły bębny. Tak jak przewidział Lee, wszyscy elitarni wojownicy byli w centrum wrogich oddziałów, jednak liczba ich była ogromna w porównaniu z liczbą ludzi. „Strzelcy przygotować się!!! Krzyknął Sengrath, na rozkaz pierwszy rząd kuszników klęknął, a drugi stanął za nim, natomiast trzeci uniósł kusze do góry. Czekano tylko aż wróg znajdzie się w zasięgu., „Celować najpierw w szamanów” dodał Sengarth. Tymczasem Hagen zwrócił się do magów:
- Zaklęcie gotowe ?
- Tak!!
- Świetnie, poczekajcie jak szamani zaczną rzucać czar wtedy utwórzcie barierę.
- Dobrze.
Armia orków maszerowała równym krokiem, ziemia drżała jakby stado zębaczy biegło przez dolinie. Gdy tylko przekroczyli rzekę i przeszli parędziesiąt metrów, zatrzymali się. Na czoło wysunęli się szamani wymalowani w barwy wojenne, w tym samym momencie setki gardeł orków poczęło się drzeć, ryk przeraźliwy, potęgowały go otaczające góry, echo przeszywało każdy zakątek doliny. „Daj nam siły Innosie” pomyślał Lord Hagen. Po czym zwrócił się do żołnierzy „Pamiętajcie jesteście żołnierzami króla, nie splamcie honoru ucieczką, śmierć nam nie straszna bo Innos to nasz Pan!!!’” na te słowa wszyscy rycerze i paladyni krzyknęli „INNOS!!!!”. Również Lee dawał otuchy swoim ludziom „Walczymy o wolność!!! Czyż tego nie pragnęliśmy najbardziej? Niech nasze marzenie będzie nasza siłą!!!”, nawet Cord w swój sposób dodawał odwagi „patrzcie na nich, te zwierzęta nie potrafią walczyć!!! My mamy się ich bać, pfff” w tym momencie splunął. Tymczasem szamani szykowali się do rzucenia czarów, podnieśli swoje laski i w orkowym języku wypowiadali słowa zaklęcia i gdy mieli już atakować. Merduk i inni magowie podnieśli ręce i wypowiedziawszy zaklęcie wypuścili niebieską strugę światła która otoczyła armie Khorinis. Parę sekund później z lasek szamanów wyleciały ogromne ogniste kule, płonące pociski kierowały się w centrum, jednak czar magów zadziałał, bariera powstrzymała atak. Z ust ludzi wydarł się okrzyk radości. „OGNIA!!!” krzyknął Sengarth i prawie setka kusz wydała jeden świst, a niebo zapełniło się bełtami. Pierwsza salwa zabiła większość szamanów, jednak ci którzy przeżyli znów puścili swe śmiercionośne kule ognia, które jak fale o skały rozbiły się o magiczną tarcze. Jako ze przeładowanie kuszy trwa dość długo, pomimo sprawności kuszników, szamani oddali kolejną ognistą salwę, ale i tak rozbiła się o barierę, chodź już było widać po barierze i magach że długo nie wytrzyma. „OGNIA” powtórzył Sengarth, i znów pociski poleciały w stronę orków, tym razem żaden szaman nie przeżył. „Wycofać się na mury!!!!” krzyknął Hagen do kuszników, którzy od razu zaczęli się wycofywać po taranie na mury. Nagle rytm orkowych bębnów się zmienił był bardziej żywszy i silniejszy. „Przyszykować się !!!!” krzyczał Lee. Nagle setki orków ruszyło w stronę obrońców, na początki szli, jednak wraz z zbliżaniem się nabierali pędu, byli niczym czarna ściana metalu pędząca z góry. „Napiąć luki” krzyknął Ruga, i jak jeden mąż podnieśli łuki z płonącymi strzałami, „Czekać na mój znak, czekać, czekać, teraz ognia!!!!” deszcz ognia zalał szarżujących. W tym samym czasie kusznicy zajęli miejsce na murach i napinali kusze. Magowie zeszli z szańców i regenerowali siły, aby wspomóc walczących. Ziemia drżała co raz bardziej, czarna masa biegła już pełnym biegu, gdy znaleźli się w odpowiedniej odległości Hagen krzyknął „Siła i Honor!!!!” i cała armia Korhinis szarżowała na wroga. Dwie armie starły się niczym, ramiona dwóch tytanów, jeszcze zanim doszło do starcia, strzelcy oddali salwie i tak w deszcze strzał nad głowami ludzi doszło do walki wręcz. Jak przewidział wódz najemników najsilniejsze uderzenie było w centrum. W szarzy zginęło paru rycerzy, żaden z paladynów, miejsca było nie wiele jako że ludzie ścisnęli szyki. Było to na rękę myrtanczyków, dzięki swoim jednoręcznym mieczom mogli swobodniej ścinać orków, którym wielkie topory przeszkadzały. Walka była zażarta, każdy walczył ze wszystkich sił, cios za cios. Krew tryskała na wysokość wielu centymetrów często chlapała w oczy co uniemożliwiało widzenie. Dwa czoła, dwóch armii wyglądały jak dwóch herosów próbujących przewrócić się nawzajem. Gdy krew lała się po mieczach i toporach, strzelcy nie przestawali zasypywać pociskami tyłów orków, którzy przez to że byli ściśnięci, prawie każdy strzał był celny. Również nowicjusze atakowali z dystansu, co raz wyrzucali ogniste strzały paląc orków jak zapałki. Najcięższe walki były w centrum, na flankach Lee i Cord radzili sobie dość dobrze. Lee siekał swym meczem na prawo i lewo, nikt nie mógł uciec przed jego ostrzem, był cały we krwi orków, ,ale dzięki mieczowi wcinał się w szeregi orków. Toż za nim szedł Torlof, tnąc swoim toporem niczym drwal, siła jego uderzenia była tak potężna ze nie jednego rozpołowił w pół. Tak samo było na lewym skrzydle, gdzie Cord dzięki mistrzostwu we władaniu mieczem, a raczej meczami bo miał je w obu rekach wycinał sobie drogę do centrum swoich oddziałów. Niestety w szarzy zgina od orkowego topora Rethon, a Tandor został ranny, jeden z atakujących odciął mu prawą rękę, jednak udało mu się wycofać. Walka rozgorzała na dobre, w powietrzu latały kończyny, szczęk żelaza był niczym bicie młota kowala o imadło. Jednak nie tylko ze strony ludzi dokonywano wielkich czynów, na ich nieszczęście wielu orków było mistrzami walki. I tak w centrum elita orków siała spustoszenia wśród rycerzy. Najgorsza była grypa ok. 20 którzy wcinali się głęboko w szeregi oddziałów Hagena, po drodze kładli trupem wielu spośród sług Innosa. Jedną z ich ofiar był Orik, który zginął od ciosu w głowę. Widząc to Hagen zebrał paladynów stojących koło niego w tym Garonna i Lorda Andre i jak lwy uderzyli na grupę żołnierzy orków. Naprzeciw siebie stanieli godni siebie wojownicy, walka między nimi była przerażająca, nie było litości, Hagen jakby opętany szałem biegł i tnąc co tylko popadnie. Było wiele pojedynków indywidualnych jeden z nich stoczył sam Hagen, gdy naprzeciw niemu stanął ogromny ork. Gdy tylko zobaczył przywódcę paladynów, rzucił w jego stronę jeden z toporów, wyciągając dugi. Hagen uniknął pocisku i przyszykował się na odparcie atakującego. Ten pierwszy wziął zamach i uderzył z całej siły, Hagen zatrzymał topór dzięki swojemu mieczowi, odbił go i obracając się chciał zadać cios orkowi, jednak ten zatrzymał miecz paladyna dzięki silnej zbroi na przedramieniu. Następnie podciął przywódcę paladynów i próbował wbić go w zimie, nie udało mus się bo przeciwnik szybko przeturlał się w prawo i jednym cięciem odciął nogę oprawcy. Późnej wstał i wbił swój czarny miecz od krwi w klatkę piersiową orka. Takich pojedynków było wiele, niestety z większości zwycięsko wychodzili orkowie. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, centrum ludzkie zmniejszało się coraz bardziej. To było przyczyną ze Sengarth wziął ze sobą 50 knechtów i taranem ruszył w miejsce gdzie orkowie już prawie przełamywali linie rycerzy, pod ostrzałem orkowie przyjęli szarże knechtów. Jednak nie było to znaczące wsparcie. Hagen nie miał wyjścia i rozkazał aby Percival zaatakował prawą flankę orków. Rozkaz szybko został przekazany i brama się otwrala, a z niej 70 żołnierzy biegiem ruszyło w stronę walczących. Gdy byli już parędziesiąt metrów od orków rozwinęli szyk aby jak najszerzej zaatakować wroga. Z cała furią uderzyli na lżejsze oddziały orków wałczących z ludźmi Corda. Wszystko szło po myśli Lee, ludzie Percivala szybko wcinali się we wrogie szeregi, gdy już miało dojść do załamania prawego skrzydła, ku przerażeniu obrońców część sił centralnych wspomogło w walce ową flankę. Widział to Hagen, który był w szoku, teraz uratować ich mogła tylko sama ingerencja Innosa. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, chodź te słowa mogą brzmieć jako ironia. Dzięki przeniesieniu części sił na prawo orkowie, przestali tak naciskać na centrum, co pozwoliło rycerzom i paladynom zatrzymać ich impet. Natomiast na prawej stornie, Lee dzięki wsparciu łuczników zdobywał przewagę, wycinając coraz większe ilości lekkich oddziałów wroga. Czas jednak nie był sprzymierzeńcem ludzi, przedłużająca się walka była sojusznikiem orków, których było po prostu więcej. Tak więc główny ciężar toczenia walki przeniósł się na skrzydło i centrum, chyba jedynym ratunkiem byłoby gdyby Lee szybko spowodował ucieczkę orków po swej stronie i skierował się do centrum, ale na to się nie zanosiło. Mijały minuty, coraz więcej ludzi traciło życie, pomimo heroicznej walki sytuacja zaczynała być śmiertelnie niebezpieczna. Na dodatek w pewnym momencie padł sztandar, zobaczył to Hagen i wraz z dziesięcioma żołnierzami torował mieczem i krwią sobie drogę, aby odzyskać symbol. Zobaczyli go orkowie, którzy liczniej uderzyli na niego, rozgorzała walka, Hagen został ranny w nogę, ale dalej walczył, prawie wszyscy jego towarzysze leżeli z zamkniętymi oczyma na ziemi. Wtedy dostał silny cios w plecy i zwalił się na ziemie, obrócił się, a nad nim stała zielona postać w żelaznej zbroi z mieczem uniesionym nad głową „To już koniec” pomyślał. Gdy nagle usłyszał ogromny huk, a jego przyszły oprawca stanął w płomieniach. Hagen był zdezorientowany, szybko wstał, podniósł sztandar i kulejąc wycofał się na tyły gdzie w huku kolejnych wybuchów zobaczył magów stojących na murach i ciskających kulami ognia we wroga. „To jest nasza szansa!!!! Do Boju dzieci INNOSA!!!” krzyczał do ludzi kolo siebie. Wielu usłyszało głos wodza i z rykiem rzucili się jeszcze bardziej w wir walki. W odgłosach wybuchów, lecących szczątkach, parzącego ognia żołnierze Khorinis napierali na wroga. W armie wstąpił dzięki magom nowy duch, nowa siła. Pomimo braku sił witalnych walczyli jeszcze bardziej zaciekle, w ich oczach był ogień, żar nienawiści. Kule ogniste magów siały spore spustoszenie w wojsku wroga, jeden wybuch zabijał kilkoro orków. Walka zaczęła się na nowo, jednak nadal przewagę mieli orkowie, którzy nie ustępowali pomimo ponoszonych strat, a ludzi ubywało coraz bardziej. Nawet niektórzy z paladynów stracili wiarę w zwycięstwo, ciemność ogarniała ich serca, a zniechęcenie woli walki. Nagle stało się cos nie bywałego nad cała doliną rozeszły się złowieszcze chmury, a słońce skąpało ją swymi promieniami, które odbijały się od zbroi i mieczy paladynów, tworząc iluzje jakby byli oni oświeceni, pobłogosławieniu, to pchnęło nowego ducha w nich, patrząc na siebie nawzajem widzieli akt Innosa, co dało im sił do dalszej walki. Z okrzykiem na ustach tnęli i siekali bezlitośnie. W blasku słońca, świetlista masa jaką się wydawali rycerze i paladyni mieszała się z ciemnością zbroi i koloru skóry orków, jakby poranek walczył z nocą. Wydawałoby się że to zwykle zjawisko pogodowe jednak musiało to być coś większego, nagle wśród orków zapanował zamęt, z szaleństwem w oczach patrzyli na niebo, nie bali się słońca, bo nieraz walczyli w normalnych warunkach, musiało być to coś wielkiego. Zamęt w szeregach wroga powiększał się, tak samo jak powiększała się wola walki ludzi. W końcu z niewiadomego powodu orkowie zaczęli się wycofywać, a później rzucili się do ucieczki. Ludzie nie ustępowali w walce i gonili ich, do czego zachęcał Lee „Za nimi!!! Nie dajcie im ujść cało!!!” Ucieczka orków była bezwładna, paladyni, łowcy smoków, najemnicy biegli za uciekinierami zabijając każdego po drodze, wróg padał jak trawa koszona kosą, dziesiątkami. Pościg trwał bardzo długo, nie liczni tylko orkowie schronili się w górach, była to zaledwie garstka, nikomu nie zagrażająca. Dzień chylił się ku końcowi, coraz to nowe grupy żołnierzy wracały z pościgu, zmęczeni, ranni ale pełni dumy ze swego czynu, chodź ciała ich towarzysz napawały ich smutkiem. Jak się później okazało życie straciło wielu świetnych wojowników w tym Torflof, Orik, Rethorn, Karoloth, Rod i wielu innych.
Lord Hagen stał przed bramą oparty o sztandar z krwawiąca nogą w towarzystwie Ingrama i Percivala, zbroje mieli czarne od krwi orków i patrzyli jak Lee wracał z pościgu ze swym oddziałem, który stracił najmniej ludzi. Tak jak paladyni cali we krwi i zmęczeni, Lee podszedł do Hagena, obaj spojrzeli na bezchmurne niebo, czerwone od zachodzącego słońca. Następnie spojrzeli sobie porost w oczy. Obaj w myślach powiedzieli tylko jedno słowo „Bezimienny”