Zmierzch Wojny

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Niop, tak sobie przeczytałem parę oposów i postanowiłem sobie też jakiegoś napisać. Starałem się, jak mogłem, żeby to było ciekawe. Ale co będę przynudzał. Oto rozdział pierwszy :

Rozdział I - Początek Wyprawy



W karczmie „Czarny Kruk” zawsze był duży ruch. Tego wieczoru było nie inaczej. W jednym kącie siedziało kilku krasnoludów, rozprawiających o czymś zawzięcie, a przy jednym ze stolików dwóch elfów rozmawiało ze sobą w swoim języku. Jednak powszechną uwagę zwracało na siebie dwóch żołnierzy, którzy przynieśli wieści z pola bitwy, bowiem na wschodzie kraju toczyła się zażarta wojna z orkami.
- Sytuacja wygląda nieciekawie – mówił jeden z żołnierzy – orkowie co prawda nie przedarli się przez naszą obronę, ale co jakiś czas przychodzą do nich posiłki od gdzieś od strony gór – wypił spory łyk z kufla, który stał przed nim, poczym ciągnął dalej – właśnie dlatego wysłano nas do stolicy, abyśmy niezwłocznie poprosili króla o dodatkowe wsparcie – dopił to, co mu pozostało i powiedział – Jutro rano wyruszamy w dalszą podróż. Mamy jeszcze szmat drogi do pokonania, więc wybaczcie, ale idziemy udać się na spoczynek. – to powiedziawszy wstał, a jego kompan bez słowa zrobił to samo. Kiedy znikli na schodach prowadzących do sypialń, prawie wszyscy zaczęli zaciekle dyskutować na temat wojny z orkami. Edan natomiast siedział spokojnie i przysłuchiwał się tym rozmową. Miał niewiele ponad dwadzieścia lat i już nieraz poważnie zastanawiał się, czy nie dołączyć do Królewskiej Armii, ale zawsze dochodził do wniosku, że nie odpowiada mu słuchanie cudzych rozkazów. Przestał rozmyślać i spojrzał na drzwi, za którymi rozciągał się już mrok. Na jutro zaplanował sobie polowanie i pomyślał, że lepiej już iść do domu wypocząć, bo czeka go ciężki dzień. Wstał od stołu, zapłacił barmanowi i wyszedł na świeże powietrze. Na zewnątrz panowała ciemność i cisza. Jedyny dźwięk dochodził teraz ze znajdującej się za nim karczmy. Ciepły wiatr ugodził go w twarz, dając poczucie odświeżenia. Ruszył rześkim krokiem w stronę swojej chatki, która znajdowała się na skraju lasu. Przeszedł przez wioskę, która teraz wydawała się nie zamieszkana. Wszystkie okiennice były zamknięte, ze środka domostw nie dochodził również żaden odgłos. Za ostatnim domem, skręcił w prawo i ruszył ścieżką, prowadzącą w głąb puszczy. Po krótkiej chwili doszedł do niezbyt dużej chatki, przy której leżał tylko niewielki stos drewna zapewne na opał. Zupełnie machinalnie podszedł do drzwi i pchnął je tak, aby móc wejść do środka. Rozejrzał się po izbie. W prawym rogu było średniego rozmiaru łóżko dla jednej osoby, a po drugiej stronie był kominek, w którym nic się jednak nie paliło, zaś pomiędzy stał stolik z jednym krzesełkiem. Na prawo od drzwi stały oparte o ścianę przybory myśliwskie, czyli łuk, kołczan ze strzałami i miecz w pochwie. A obok nich kufer wykonany z kiepskiego drewna. Edan westchnął i powlókł się do łóżka jednocześnie rozmyślając o swoim kiepskim życiu. Ile by dał, żeby móc żyć inaczej? Jedno było pewne. Za to, co teraz posiada na pewno lepszego życia nie kupi. Położył się na posłaniu, by po chwili zapaść w spokojny, niczym nie przerywany sen.
Kiedy się obudził, izbę wypełniało oślepiająco jasne światło słoneczne. Zmrużył oczy, wstał i wolnym krokiem poszedł w stronę kufra. Wyciągnął kawał smażonego mięsa i piwo. Nastrój mu się polepszył podczas śniadania także po chwili był już gotowy do polowania. Na zewnątrz było ciepło i wiał niewielki wiaterek. Chmury posuwały się leniwie w stronę północy, a i trawa zdawała się być bardziej zielona niż zwykle. W lesie panowała cisza, przerywana szumem drzew. Myśliwy postanowił na początek przeszukać okolice w poszukiwaniu zwierzyny, nadającej się do zjedzenia. Szedł teraz cicho, uważając, żeby nie spłoszyć czegokolwiek, co mogłoby być dzisiejszą kolacją. Łuk miał w pogotowiu, ale kiedy się tak skradał doszły do niego dziwne dźwięki. Jakby odgłosy walki. Nie zastanawiając się nad tym co robi, puścił się biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Biegł tak chwilę, aż doszedł do małej polanki, a to co na niej zobaczył sprawiło, że stanął jak wryty. Przed sobą ujrzał cztery szkielety. Zamrugał szybko oczami, aby sprawdzić, czy to co widzi, jest prawdą. To nie mogło być nic innego. Chodzące szkielety. Tego tylko brakowało – pomyślał Edan. Ale to nie wszystko. Te potwory zdawały się zawzięcie atakować kogoś, a tym kimś był starzec z długą laską. Mimo podeszłego wieku zdawał się umiejętnie unikać ostrzy swoich przeciwników. Myśliwy szybko chwycił za strzałę i wystrzelił ją w najbliższą maszkarę. Strzał był celny, ale okazał się bezskuteczny. Pocisk zatrzymał się w czaszce, ale jej właściciel się tym nie przejął. Zamiast tego zwrócił się w stronę Edana i pobiegł do niego z mieczem trzymanym nad sobą, jakby chciał się zamachnąć. Człowiek natomiast wyczuł ten ruch i szybko wyciągnął swój miecz, jednocześnie odrzucając łuk. W ostatniej chwili uskoczył w bok i szybkim cięciem oddzielił czaszkę od reszty szkieletu. W tym samym momencie rozległ się donośny huk, a gdy obejrzał się, aby zobaczyć co to takiego, ujrzał owego starca, z wyciągniętą przed siebie laską, która dymiła się, jakby wydobywał się z niej ogień, ale żadnego ognia nie było, natomiast dwa szkielety padły w bezruchu. Ostatni z nich chyba wiedział co go czeka, bo rzucił się do ucieczki, ale nie pobiegł daleko, gdyż Edan pobiegł do niego i jednym, silnym cięciem pozbawił go kościanej głowy. To zdawał się być koniec walki, ale niespodziewanie zza drzew wyszła dziwna zjawa. Twarz skrywała się pod czarnym kapturem. Istota wycelowała w myśliwego dłoń, z której wystrzelił purpurowy płomień, godząc w swój cel, ale nie wyrządzając mu żadnej innej szkody. Tajemnicza postać natychmiast się zdematerializowała w tym samym miejscu, w którym stała. Zapadła głucha cisza, gdy po chwili rozległ się czyjś głos:
- Ty głupcze – był to głos stalowy i donośny, a jego właścicielem okazał się starzec. Twarz miał rozgniewaną, a oczy patrzały surowo spod krzaczastych brwi. – Czy ty wiesz, co zrobiłeś?
- Eeee... Uratowałem ci życie – odpowiedział niepewnie Edan, starając się, aby jego głos zabrzmiał normalnie. Doznał lekkiego szoku. Spodziewał się wdzięczności od tej osoby, może nawet nagrody, ale nie tego, co zobaczył i usłyszał. Wydawało się, że niepotrzebnie robił cokolwiek.
- Uratowałeś mi życie! – powtórzył nieznajomy ironicznym tonem – dałbym sobie radę, bez ciebie, a ty na dodatek dałeś się naznaczyć!
- Co!? – powiedział myśliwy zupełnie wytrącony z równowagi tym ostatnim zdaniem.
- Naznaczyć – powtórzył dobitnie obcy – to znaczy rzucono na ciebie zaklęcie naznaczenia.
- Niby w jaki sposób?
- Widziałeś, to co przed chwilą zniknęło? To była zjawa i to ona rzuciła na ciebie zaklęcie. – Gdy to mówił, coś poruszyło się złowieszczo w krzakach. Widocznie starca to zaniepokoiło, bo po chwili odezwał się ponownie, ale głos miał już spokojny – Straciliśmy już dość czasu. Teraz trzeba się zastanowić, co dalej uczynić.
- Dla mnie to oczywiste. Ty idziesz w swoją stronę a ja w swoją.
- Nie bądź niedorzeczny. Czy ty masz pojęcie co to znaczy? – na jego twarz znowu powrócił gniew. – Te szkielety będą cię ścigać, dopóki cię nie dopadną i nie zmiażdżą.
- Aha ... więc co proponujesz?
- Musimy dotrzeć jak najprędzej do Elgorast. Tylko tam znają się na tego rodzaju zaklęciach dostatecznie dobrze, aby je zlikwidować. Trzeba wyruszyć jeszcze dzisiaj wieczorem. Chcę cię widzieć w karczmie „Czarny Kruk” przed zachodem słońca – po tych słowach skierował się w stronę najbliższego krzaku, poczym po chwili zniknął w głębi puszczy z zadziwiającą szybkością. Edan natomiast stał po środku polanki z wyciągniętym mieczem. W jego głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Walczył z ożywieńcami. Rzucono na niego jakieś dziwne zaklęcie, a na dodatek ma wyruszyć do Elgorast – największej osady elfów w tutejszych okolicach. To wszystko zdawało się nie mieć sensu, ale było w tym coś, co nakazało mu uwierzyć. Powoli, jakby pogrążony w jakimś dziwnym transie podszedł do swojego łuku i podniósł go, poczym puścił się biegiem do domu. W stosunkowo krótkim czasie dotarł na miejsce. Wszedł do środka i natychmiast podszedł do kufra. Wyciągnął stamtąd sakiewkę ze złotem i trochę prowiantu. Zapakował to wszystko w niewielki tobołek i wyszedł na dwór. Spojrzał na niebo. Słońce dopiero zaczęło chylić się ku zachodowi. Doszedł do wniosku, że lepiej zaczekać na miejscu spotkania, aż nieznajomy przyjdzie. Kiedy tym razem przechodził przez wioskę, tętniła życiem. Mieszkańcy chodzili to tu to tam, załatwiając swoje sprawy. Kilku spojrzało się na Edana, ale nikt się nie odezwał się do niego. On sam był rad, kiedy dotarł do karczmy. Wszedł do środka i zamówił sobie duże piwo, poczym usiadł sobie w kącie sali. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł starca. Siedział więc, a słońce chyliło się coraz bardziej ku zachodowi. Zaczął myśleć, że został oszukany, ale właśnie w tym momencie do środka wszedł postać w długiej, brązowej szacie i z laską w ręce. Nieznajomy gestem przywołał go do siebie, a gdy oboje znaleźli się na zewnątrz powiedział:
- Gotowy?
- Tak – odparł niepewnie Edan, niezbyt pewny swojej przyszłości.
- Tak więc ruszajmy... A tak przy okazji to mam na imię Morion. – powiedział starzec, poczym obaj udali się drogą przez wioskę. Następnie poszli starym traktem handlowym. Szli tą drogą parę godzin, poczym skręcili bardziej na wschód. Tutaj droga zaczęła się piąć w górę, za to drzewa rosły coraz bujniej, niekiedy zagradzając drogę. Zdążyło się porządnie ściemnić, zanim dotarli na szczyt, który okazał się płaskowyżem z dużą polanką po środku i drzewami rosnącymi na około. Chłopak podszedł do przeciwległej skarpy i ukazał się mu widok, który dosłownie zapierał dech w piersiach. Przed nim rozciągały się liczne góry i niziny. Wszystko było niesamowicie, wprost oszałamiająco zielone. A tam w oddali widać było dolinę, porośniętą drzewami i z wpływającą doń rzeką.
- Tak ... to jest dolina Elgorastu – powiedział Morion, który także patrzał w tamtym kierunku – właśnie tam musimy dotrzeć i jeżeli nie spotkamy po drodze żadnych niespodzianek, to za około trzy dni powinniśmy już wkraczać do doliny. – to powiedziawszy odszedł. Edan wciąż patrzył w tamtym kierunku przez dość długi czas. Kiedy odszedł, zaczął rozmyślać. Miał to, co chciał. Inne życie, wyprawy, przygody.
A jego przygoda miała się dopiero zacząć.


No, to już wszystko. Proszę o oceny i napisanie,co mogę zrobić, aby poprawić ewentualne błędy.
Pozdrawiam.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
No opowiadanie dobre... Nie znam się na tym ale chyba jest umiejscowione w świecie LotR mam racje?? Przyznam ze nie lubie historii w których występują elfy oraz krasnoludy ale jest to do zaakceptowania. Błedów jako takich nie zauwazyłem. Fabuła i akcja nie są porywające ale to dopiero początek. 7/10
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
QUOTE Nie znam się na tym ale chyba jest umiejscowione w świecie LotR mam racje??

Niestety nie masz racji. Świat sam wymyśliłem, tak samo, jak rozmieszczenie miast, wiosek, granic między państwami
tongue.gif
. Jeszcze poznacie ogrom tegóż świata
biggrin.gif
. Gdyby to rzeczywiście było, tak jak sądzisz, to prawdopodobnie napisałbym o Gondorze, albo Rohanie, lub nawet o Mrocznej Puszczy, ale tak nie jest.
Pozdrawiam
 

pepon

Member
Dołączył
27.7.2005
Posty
353
Opowiadanie mi się podoba, jest poprawnie napisane, znalazłem tylko błąd w budowie zdania i jakieś powtórzenie. Fabuła podobna jest troche do pierwszej części LotR-a, gdy Froda ugodził sztyletem Król Nazguli i GLORFINDEL przyjechał po hobbita. Opowiadanie zapowiada się na niezłe, poza tym mało jest opowiadań z elfami i krasnoludami.


POZDRO ALL
 

Cahir

Member
Dołączył
15.7.2005
Posty
477
Opowiadanie bardzo trafiło mi do gustu daje 9/10 to chyba dla tego że bardzo lubie Lotr a to jest bardzo podobne
tongue.gif
biggrin.gif
ale chyba nazwa tej karczmy "czarny kruk" to z gothicka co nie ??Uwielbiam gdy w opowiadaniach wystepują krasnale i elfy dlatego tak mi się spodobało
tongue.gif
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Na wstępie chciałbym zawiadomić, że tutaj napisałem zakończenie rozdziału pierwszego, którego pierwotna nazwa miała brzmieć "wstęp", ale jakoś mi to za długie wyszło, więc dałem jako pierwszy rozdział. I chciałem powiedzieć, że akcja rozwinie się od rozdziału drugiego, a to co, za chwile przeczytacie miało na celu wyjaśnieniu paru spraw
tongue.gif
. Nie mam zamiaru dalej przynudzać, więc proszę. Milej lekturki

Kontynuacja rozdziału pierwszego...

Słońce grzało niemiłosiernie, a powietrze zdawało się być bardziej suche niż zwykle. Dwaj wędrowcy posuwali się szlakiem, który miał ich zaprowadzić do wioski elfów. Droga była w miarę prosta, przeszkód było niewiele, poza jedną - okropna duchota. Był to trzeci dzień wędrówki. Na drodze nie spotkali nieczego niepokojącego, a tym bardziej ciekawego. Chmury wędrowały po niebie, ale zdawały się unikać wielkiej, ognistej kuli, unoszącej się nad ziemią. Edana zaczęło to wszystko nudzić. Niech coś się wydarzy - pomyślał z rozpaczą - cokolwiek. Morion także wyglądał na zmęczonego i znudzonego, chociaż do mniejszego stopnia niż kompan. Popatrzał na niebo i dostrzegł coś niepokojącego. Wielkie stada ptaków. Wprawdzie nie było w tym nic dziwnego, ale te ptaki nie były jednego rodzaju i zdawały się uciekać od czegoś. Ale od czego? Eeeee - pomyślał - umysł zaczyna ci płatać figle. Jest tak nudno, że szukasz byle jakiego pretekstu, żeby zrobiło się choć trochę ciekawiej. Nagle czyiś głos wydobył go z zadumy
- Słyszysz co do ciebie mówię? - zapytał młodzieniec
- N-Nie. Możesz to powtórzyć? - odparł starzec
- Pytałem się, ile jeszcze drogi przed nami. Mieliśmy dotrzeć na miejsce w ciągu trzech dni i właśnie tyle mija a my wciąż jesteśmy dość daleko, jeżeli nie zauważyłeś - powiedział lekko poirytowany.
- Nie. Mówiłem ci pierwszego dnia, że ZA trzy dni dotrzemy, czyli został nam jeszcze jeden dzień.
- Świetnie - mruknął posępnie Edan.
Wiele się zastanawiał nad tą podróżą. W końcu miał na to dostatecznie wiele czasu. Gdyby nie była ona konieczna, to by wcale nigdzie się nie wybierał i ma zamiar wrócić, tak szybko, jak to będzie możliwe. Zastanawiał się także, co zrobi Morion, ale jakoś nie mógł sobie wyobrazić nic na ten temat, więc w końcu poddał się i zapytał.
- Co masz zamiar zrobić, kiedy to wszystko się skończy?
- Co "wszystko"?
- Nooo.. kiedy zdejmą z nas urok i takie tam.
- Aaaa ... no sam nie wiem. Prawdopodobnie zostanę tam trochę a później udam się w jakąś daleką podróż. Czarodzieje nie mają łatwego życia - dodał.
- Czarodzieje? - powtórzył chłopak nieco zbity z tropu - To ty jesteś jednym z nich?
- Ano tak. Dziwi mnie, że jeszcze na to nie wpadłeś.
- No niby mogłem się domyślić, ale nie wiedziałem, że Czarodzieje używają tych starych lasek, jako broni. Byłem przekonany, że użyjesz jakiegoś magicznego zwoju, czy czegoś w tym stylu.
- Zwoje powiadasz? Istnieje kilka znanych rodzajów magii, a ja jestem przekonany, że jest ich jeszcze więcej, a wszystkie różnią się od siebie nieznacznie. Gdybym użył zwoju lub magicznej runy, to najprawdopodobniej uchodziłbym za jakiegoś Kapłana.
- Tiaa... a jaka jest różnica między Czarodziejem i Kapłanem?
- Dość subtelna. Kapłani, nazywani także Magami, wyznają jakiegoś boga i szerzą jego słowo, po całym świecie. Składają pewnego rodzaju przysięgi, niepozwalające im zerwać owego paktu. Natomiast Czarodzieje są nazywani także Mędrcami. Są to osoby dostające dar magii, ale nie są zobowiązane do niczego. Ich bronią jest magiczna laska, w której jest zawarta cała ich magiczna moc. Drugim orężem jest mądrość. Czarodziej najpierw pomyśli, a później zrobi. - zakończył dobitnie Morion.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a niebo przybrało barwę lekko czerwonawą. Gwiazdy pojawiały sie coraz liczniej, a chmury znikły na dobre. Zapowiadała się ciepła noc. Wędrowcy postanowili z tego skorzystać i spędzić ją pod gołym niebem. Rozpalili ognisko i dyskutowali na przeróżne tematy. Kiedy wkońcu zapadli w sen, księżyc był już bardzo wysoko. Obudziły ich promienie słoneczne. Bez słowa zabrali się do dalszej podróży. Szli około kilku godzin, aż drzewa zdawały się rzednąć. W tym samym momencie droga zaczęła iść stromo w dół. Edan domyślał się, że wkraczają do doliny i właśnie miał się o to zapytać, gdy usłyszeli za sobą donośny dźwięk i nie był to bynajmniej odgłos natury. Brzmiał raczej jak ryk zwierzęcia, potężnego zwierzęcia.
- Orkowie - powiedział Morion. Twarz miał napiętą a ręce zacisnęły się mocniej na lasce. Teraz jescze raz to usłyszeli, tym razem bardzo blisko za nimi. Spojrzęli po sobie i puścili się biegiem w dół zbocza. Biegli tak przez kilkanaście minut, aż Edan poczuł się strasznie zmęczony i nie mógł już biec dalej. Zatrzymał się i rozerzał dookoła, wciąż dysząc. Znajdował się po środku lasu, ale gdzie dokładnie? Nie miał zielonego pojęcia. Oparł się o drzewo i próbował odnaleźć kierunek, z którego przybył. Nie chciał wracać, ale wypatrywał czegokolwiek, lub kogokolwiek, co mogłoby się tam pojawić. I wtedy zdał sobie z czegoś sprawę. Nie było przy nim Moriona! Cholera - pomyślał - jestem gdzieś w lesie, a jedyna osoba, która mogłaby mi pomóc jest niewiadomo gdzie. Gorzej juz być nie mogło. W tym samym momencie rozległ się kolejny ryk. Chłopak na chybił, trafił wybrał kierunek i podążył nim, mając nadzieję, ze uda mu się wydostać na otwartą przestrzeń. Nie miał pojęcia ile tak szedł. Posuwał się wciąż w tym samym kierunku, raz po raz potykając sie o coś. Miał już dość. Pochylił się aby doprowadzic większą ilość powietrza do płuc, ale kiedy podniósł głowę, zobaczył coś, a raczej kogoś. Nad nim stał najprawdziwszy elf. Twarz miał spokojną, ale nie było w niej nic z życzliwości. Trzymał napięty łuk, wycelowany prosto w serce chłopaka.
- Kim jesteś? - zapytał powoli. Głos miał żelazny i zimny.
- Podróżnikiem z zachodu. Przybyłem tutaj z Czarodziejem Morionem, aby zasięgnąć rady elfów - powiedział Edan, wolno i ostrożnie dobierając słowa.
- Tyle chciałem usłyszeć - powiedział elf, opuszczając swój łuk - chodź ze mną. Wszyscy już na ciebie czekają.
- Co? Skąd wiesz, że możesz mi zaufać? - zapytał zszokowany młodzieniec, a ku jego zdziwieniu tamten wybuchł wesołym śmiechem.
- Przeczytałem to w twoich oczach - powiedział wymijająco - a teraz chodź .. zmarnowaliśmy już dość czasu.
Wspólnie udali się do Elgorast. Droga ta była krótka i przyjemna. Nie minęła godzina, a już przechodzili przez główną bramę.
 

pepon

Member
Dołączył
27.7.2005
Posty
353
opowiadanie dobre. podoba mi się styl którym piszesz. widać że masz dużo pomysłów i starasz się zrobić to opowiadanie trochę w stylu Władcy Pierścieni. osobiście uważam że to dobrze bo nieczęsto spotyka się kogoś kto interesuje się twórczością Tolkiena. jak narazie twój opos zachowóje tajemniczy, trochę nudny klimat. ale to dopiero początek, ja dzisiaj zacząłem pisać własne opowiadanie i początek też jest nudny, ale tak jest prawie zawsze, no chyba że ktoś ma pomysł na opowiadanie zaczynające się jakąś efektowną walką (podobnie jest w Wiedźminie
biggrin.gif
). moja ocena pozostanie tajemnicą ale muszę ci powiedzieć że jeden strasznie pierdołowaty błąd mnie napastuje, a mianowicie
ehhh nie umiem robić z tym QUOTE więc napiszę : "Szli około kilku godzin" to troche głupio brzmi. powinno być albo "szli kilka godzin", albo "szli około (np.)czterech godzin". to jest baaardzo drobny błąd, ale jak nie chcesz to nic nie zmieniaj. poza tym im lepsze opowiadanie tym dokładniej sprawdza się błędy.

mam nadzieję że szybko napiszesz ciąg dalszy bo opowiadanie zapowiada się naprawdę fajnie
tongue.gif





Pozdrowienia
 
Do góry Bottom