Rozdział 2
Pięć standardowych dni później...
,,Niewolnik 1” zbliżał się do wielkiego krążownika imperium klasy ,,imperial”. Fett właśnie dostał wezwanie w sprawie pewnego zadania od samego Lorda Vadera. Podobno zainteresuje go, kto psuje plany imperium jak i reputacje Fetta. Statek wleciał i wylądował w jednym z hangarów. Po chwili człowiek w zielonej zbroi wyszedł po opuszczonej klapie. Czekało już na niego czterech szturmowców i jeden kapitan. Boba trzymał swoją broń w dwóch rękach na wszelki wypadek, gdyby imperialistom zachciało się go złapać bądź w najgorszym wypadku dla nich, zabić go. Podszedł powolnym krokiem do grupy żołnierzy.
- Witaj łowco nagród. Lord Vader już na ciebie czeka. Proszę iść za mną. – powiedział kapitan, odwrócił się i zaczął iść do pobliskich drzwi
Peleryna Fetta, która była na jego lewym ramieniu, podczas marszu z lekka mu trzepotała. W całej jego zbroi tylko ta pelerynka była elementem wystroju. Każda inna część miała określoną czynność, w końcu to była zbroja jego ojca. Przeszli przez drzwi i skręcili korytarzem w prawo. Podczas drogi kapitan zaczął już nieudaną od początku rozmowę.
- Wiele o tobie słyszałem łowco nagród.
Fett milczał i patrzył się podczas marszu cały czas przed siebie, zerkając z lekka na szturmowców bez ruchu hełmu. Wizjer w hełmie Mandaloriańskiej zbroi miał taki plus, że nikt nie widział twarzy osoby, która go nosiła. Nikt nie mógł zobaczyć czy akurat patrzy na niego, czy może na coś za nim. W samym hełmie był nadajnik do jego statku, który już wiele razy pomógł Fettowi wyjść z trudnych sytuacji. A co do wizjera, gdyby nie on, to zapewne Boba byłby teraz martwy. Dzięki niemu może widzieć w ciemności, a także pokazuje mu wszystko w szczególności: istoty, broń, rzeczy. Kapitan nie próbował już zagadać, bo wiedział, że akurat ten łowca nagród bardzo mało mówi. Prawie nikt nie słyszał, aby mówił. Prawie nikt już nie żyje, kto słyszał głos zza jego hełmu. Doszli wreszcie do drzwi, gdzie zapewne czekał na niego Lord Vader. Drzwi się otworzyła, i jak się okazało, czekała już na niego przerażająca postać w czarnej zbroi i także jak Fett w hełmie, zza którego wydobywały się syki przy pobieraniu powietrza. Kapitan odwrócił się i odszedł wraz ze szturmowcami, a za nimi zamknęły się drzwi. Teraz w pokoju Mandalorianin był sam na sam z samym Lordem Vaderem, mrocznym Sith.
- Dobrze, że już jesteś łowco nagród, jak wiesz mam dla ciebie pewne zadanie. – rzekł chrapliwym głosem Vader.
- Co mam zrobić i ile dostane? – zapytał od razu Boba.
- Pewien człowiek w podobnej zbroi do ciebie, bardzo przeszkadza imperium. Ostatnio zniszczył generator na zajętej przez imperium planecie. Masz go znaleźć i przynieść go do mnie. Dostaniesz za to pięćdziesiąt tysięcy kredytów.
- Chce sto tysięcy. – rzekł stanowczo Fett, bez cienia strachu.
- Fett nie targuj się ze mną, gdybym nie miał teraz zadania dla Jodo Kasta, to bym pewnie go wynajął, jest tańszy od ciebie.
- Ale nie tak dobry jak ja.
- Wiem, że jesteś jednym z najlepszych, więc zapłacę ci te sto tysięcy kredytów. Ale jeśli zawiedziesz, wiedz, że przypłacisz to życiem.
Fett odwrócił się i wyszedł. Drzwi się otworzyły i zaczął iść długim korytarzem do lądowiska. Po drodze spotkał człowieka w zbroi takiej samej w jakiej on był. A więc jednak Vader chce dać jakieś zadanie Kastowi, pomyślał. Gdybym teraz nie był zajęty, to bym go od razu wyeliminował, już za długo psuł mi reputację. Jodo odwrócił swój zielony hełm w stronę Fetta i popatrzył w jego wizjer. Jednak Boba nie popatrzył się na niego, tylko szedł dalej. Nagle drzwi koło Fetta się otworzyły i wyszedł z nich jakiś inny dowódca. Zwrócił się do dwóch Mandalorian:
- Który z was do Jodo Kast?
- Ja. – odpowiedziała istota za Fettem.
Boba szedł dalej, lecz usłyszał rąbek ich rozmowy, który brzmiał: ,,...polecisz na Korelię...”. Widocznie to tam miał jakieś zadanie, a Vader nie miał już czasu, aby mu to powiedzieć. Doszedł wreszcie do drzwi hangaru, gdzie stał jego statek. W hangarze zobaczył także statek Kasta. Popatrzył się krótką chwilkę na niego i podszedł do swojego, po czym wszedł po opuszczonej klapie na pokład. No to teraz lecimy na Tatooin, pomyślał Boba Fett...
Rozdział 3
Statek Fetta właśnie lądował w jednym ze starych i zakurzonych hangarów w kosmoporcie Mos Eisly na Tatooin. Wokół było ich pełno, a w jednym z nich był ,,Sokół Milenium”. Wyszedł po opuszczonej klapie i ruszył w stronę wyjścia z hangaru. Na zewnątrz było pełno glinianych domów również zakurzonych. Wzdłuż rozciągała się ulica, po której chodziły istoty różnych ras a także szturmowcy, którzy musieli czegoś szukać. Niektóre z zaciekawieniem przyglądały się łowcy nagród. Był on znany w całej galaktyce, ale też miał pełno wrogów. Ruszył w stronę niedaleko położonej kantyny, gdzie miał się spotkać z istotą razy Rodiańskiej o imieniu Greedo. On także był łowcą nagród, ale raczej niedoświadczonym. Nie mógł się równać z Fettem. Po pięciu minutach doszedł do zapadłej kantyny, z której dobiegały dźwięki przypominające muzykę. Z tyłu kantyny zobaczył jakąś zieloną postać i domyślił się, że jego informator już na niego czeka. Podszedł do niego i zaczął rozmowę niezbyt uprzejmym tonem:
- Mów gdzie on jest, Greedo.
- Boba Fett, miło cię widzieć. Jak tam interesy? – zapytał uprzejmie Rodianin.
- Nie mam czasu na bezsensowne gadanie insekcie, mów gdzie jest Mandalorianin. – powiedział Boba z lekką nutą groźby.
- Mandalorianin? W tej galaktyce znać tylko jednego. Szanownego Boba Fetta.
- Liczę do trzech, a gdy nie usłyszę odpowiedzi, zmiażdżę ci krtań, czy co to tam masz w tym swoim gardle. – słowa zabrzmiały tak, że na pewno ten kto je powiedział nie żartuje.
- Fett się nie wściekać, ja powiedzieć! – po twarzy Greeda można było zobaczyć przerażenie. – Ostatnio go widzieć Dantooin! Ja nie kłamać!
- Jeśli to kłamstwo, wrócę po ciebie. – powiedział i zamierzał już odejść, lecz Rodianin go zatrzymał.
- A co z zapłatą? Przekazałem ci informację wartą fortuna.
- Ciesz się, że żyjesz robalu. – powiedział to i zamierzał się teraz udać do hangaru, gdzie czekał już na niego zapewne Jabba Hutt.
Fett kątem oka zobaczył, jak Greedo wchodzi do kantyny. Doszedł wreszcie do hangaru podobnego do tego, w którym stał jego ,,Niewolnik 1”. Wszedł powoli przez otwarte drzwi i w środku ujrzał ,,Sokoła Milenium”, a przed nim kilkoro ludzi i samego Jabbę rozmawiającego z jakimś osobnikiem w kapturze. Ów osobnik odwrócił się i zmierzał do wyjścia. Fett zauważył, że istota miała coś podobnego do trąby i jakieś gogle na oczach. Jakiś szpieg, pomyślał. Istota wyszła z hangaru, a Boba podszedł do Jabby.
- Cóż za miła niespodzianka, Fett. – z wielkiego cielska istoty podobnej do ogromnego ślimaka wydobył się głos.
- O co chodzi Jabbo? – zapytał Mandalorianin.
- Na razie o nic. Czekam, aż Greedo przyniesie mi zapłatę od Solo za ,,Sokoła”.
Po chwili do hangaru wszedł nie Rodianin, a sam Han Solo. Podszedł do Hutta i zaczęli rozmawiać. Fett przyglądał im się z boku. Z ich rozmowy usłyszał, że Solo zabił Greedo, i że dostanie pieniądze, za które spłaci ,,Sokoła Milenium”. Po rozmowie człowiek wyszedł i Jabba odezwał się znów do Boby.
- Nie ufam mu. Fett, jeśli nie przyniesie pieniędzy, masz go złapać i przynieść go mnie. Sowicie cię wynagrodzę. – po chwili padło pytanie. - A może myślałeś o sprzedaniu swojego statku?
- Nie. – powiedział Mandalorianin i udał się w stronę wyjścia.
Doszedł do hangaru, w którym stał jego statek, gdy zaczepił go inny łowca nagród. Był to Bossk. Istota rasy Trandoszan. Te poczwary przypominały wielkie jaszczury, które bardzo lubiły zabijać. Ten łowca nagród miał prawie tyle samo wrogów co Boba Fett.
- Fett, wiedziałem, że cię tu spotkam. Jest pewne zadanie, które da się wykonać tylko w zespole. Co ty na to?
- Czemu niby miałbym się zgodzić? – zapytał Fett z lekką oznaką znudzenia.
- Wiesz jaka jest nagroda za tego szturmowca, który ukradł krążownik imperium. Moglibyśmy go dostarczyć Imepratorowi i podzielić się nagrodą.
- Pomyśle nad tym. Na razie mam na głowie inne sprawy.
- Więcej informacji prześle ci na statek. Dam ci też nazwę planety, na której się spotkamy. – powiedział Bossk i udał się w stronę hangaru, gdzie przed chwilą był Boba Fett i Jabba Hutt.
Fett nie rozmyślając długo nad propozycją Trandoszanina, wszedł po klapie na statek, po czym uniósł go w górę i poleciał w stronę atmosfery planety. Gdy już wyleciał zaczął wytyczać współrzędne skoku w nadprzestrzeń, aby się znaleźć koło planety Dantooin...