Xiros

Autor

New Member
Dołączył
25.7.2005
Posty
11
WSTĘP

Sierp księżyca znajdował się w najwyższym punkcie swej parabolicznej wędrówki po usianym gwiazdami, nocnym niebie. Xiros zagasił ognisko i przywiązał konia do starej brzozy. Nie lubił nocować sam, a już szczególnie w lesie. Lecz cóż zrobić?-pomyślał.
Nie miał rodziny. Nie posiadał wyuczonego zawodu, ani nie parał się niczym szczególnym. Nie brzydził się również krwią, więc brał prawie każdą robotę. Warunek był jeden, mianowicie dobra płaca.
Drugim warunkiem, choć znacznie mniej przestrzeganym były zasady moralne. Zabijał wprawdzie na zlecenie, ale tylko wtedy, gdy w jednej ręce miał miecz, a w drugiej sensowne argumenty.
Skoro o mieczu mowa, było to istne cudeńko. Idealnie profilowane i wypolerowane ostrze, subtelna klinga i głowica na kształt orła. Perfekcyjnie wyważone, półtoraręczne dzieło sztuki, wprost z krasnoludzkich kuźni.
Oparł głowę na siodle i zasnął. Jutro wieczorem powinien dojechać do Ikh’ather, miasta nieludzi. Niektórzy uważali je za najbardziej plugawe i niegodziwe miejsce na tym zasranym świecie. Jemu to nie przeszkadzało. Liczyło się tylko to, by dostać złoto lub pieniądze za wykonaną robotę. Nawet brudną.

* * *

Wstał o świcie, gdy tylko poczuł na twarzy kropelki rosy. Zjadł szybkie śniadanie i ruszył w drogę, by jeszcze tego samego dnia dojechać do Ikh’ather. Koń był wypoczęty, a że nie musiał dużo dźwigać, przeto jechał kłusem.
Około południa Xiros natknął się na strumyk. Napełnił worek, napoił konia i już miał ruszać dalej, kiedy zobaczył w wodzie coś, co zwróciło jego uwagę. Tym czymś, a raczej kimś, był mężczyzna średniego wzrostu.
Miał ciemne włosy, które były potargane jak diabli i oplatały głowę we wszystkich kierunkach. Na twarzy uwidocznił się kilkutygodniowy zarost, który miał tę zaletę, że chronił go przed wiatrem.
Mężczyzna był ubrany w lekki strój, wykonany własnoręcznie ze skóry niedźwiedziej.
Na plecach miał wyszywaną, skórzaną pochwę, która zdobiona była piórami. Były to orle pióra, na co wskazywała głowica miecza, rzeźbiona na kształt tego wspaniałego ptaka.
Xiros spojrzał sobie w oczy i uśmiechnął się. Ależ ja mam wredny uśmiech- pomyślał. Zebrał się i ruszył, rozmyślając o wydarzeniach zaistniałych niedawno w porcie. Droga była spokojna. Xiros puścił konia cwałem, gdy wyjechał z lasu na step. Do Ikh’ather planował przybyć wieczorem.

* * *


Wszystkie aluzje itp. zostały użyte celowo i służą jedynie czytelnikowi, a nie podniesieniu poziomu opowiadania. Proszę również nie narzekać na to, iż wstęp jest krótki i nic się nie dzieje. Taki był zamiar. Zresztą później się będzie działo, że ho ho
smile.gif
. Autor
 

ozi

Athlete
Weteran
Dołączył
29.8.2004
Posty
1047
Moim zdaniem wstępy są zawsze krótkie i jest w nich mało akcji :] W Twoim dziele również, ale sam język jest miły. Nie da się zbyt wiele napisac na podstawie przeczytanie samego Wstępu więc zobaczymy co będzie dalej... Czekamy!
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
QUOTE Skoro o mieczu mowa, było to istne cudeńko. Idealnie profilowane i wypolerowane ostrze, subtelna klinga i głowica na kształt orła. Perfekcyjnie wyważone, półtoraręczne dzieło sztuki, wprost z krasnoludzkich kuźni.

Skoro ten miecz był taki wspaniały na pewno wiele kosztował.... Wcześniej jednak mówisz, że twój bohater nie miał pracy tylko jakieś dorywcze robótki.... Morderstwa na zlecenie to wprawdzie bardzo opłacalny zawód, ale zlecenia nie trafiają się zbyt często a w okresach między pracą musiał żyć z tego, co zarobił wcześniej.... Dlatego, sądze że nie byłoby go stać na tak wspaniały miecz.... No chyba, że zdobył go podczas jednej z wypraw... Wówczas jednak należałoby o tym wspomnieć...


QUOTE Xiros spojrzał sobie w oczy i uśmiechnął się
Rozumiem, że chodzi tu o spojrzenie na siebie w odbiciu lustra wodnego, ale musisz przyznać, że strasznie to dziwnie brzmi...

Tylko to nie podobało mi się w twoim opowiadaniu... Innych błędów nie znalazłem... Bardzo dobra ortografia i interpunkcja.... Wstęp podobał mi się jest dość ciekawy i co najważniejsze pisany prostym i bardzo zrozumiałym językiem....
Ocena: 9/10 oczywiście za długość historii.
 

Autor

New Member
Dołączył
25.7.2005
Posty
11
CZĘŚĆ I

Kończące swą wędrówkę, zachodzące słońce było ledwie widzialne spomiędzy ciężkich, burzowych chmur. Xiros nadal jechał cwałem, chcąc zdążyć przed burzą. Było bardzo duszno, toteż nie zdziwił się, gdy koń po jakimś czasie zaczął biec wolniej.
- Wytrzymaj jeszcze Earnqhius.- szepnął mu do ucha.- Jeśli staniemy tutaj, to nas jasny piorun trafi.
Deresz jakby przejął się słowami pana i cały czas biegł wytrwale ku widocznemu już na horyzoncie miastu. Xiros ocenił odległość na jakieś pięć mili, czyli około godziny drogi.
Choć Ikh’ather cieszyło się złą sławą, Xirosowi to nie przeszkadzało. Ba, miał tam nawet przyjaciół. Najbardziej zaufanym był Arngheld, krasnolud. Arnghled był właścicielem karczmy znajdującej się na przedmieściach oraz jego przewodnikiem i tłumaczem. Xiros znał krasnoludzki, jednak trudny język elfów tylko na tyle, by spytać o drogę. Znajomy kransnolud znakomicie władał wspólnym i większością dialektów elfickiego. Arngheld był również jego pośrednikiem. Zbierał informacje o pracy, a że miał świetną pamięć, toteż Xiros zawsze mógł usłyszeć nie tylko te najnowsze wiadomości.
Tymczasem zaczęło padać. Ciemne niebo było co chwilę przecinane przez błyskawice, a cisza przerywana przez grzmoty. Earnqhius zrobił się niespokojny, jak zwykle w czasie burzy. Kiedy koń dobiegł do miasta, “niedźwiedź” Xirosa był już przemoczony. Przed bramą stał strażnik. Dopiero z bliższej odległości Xiros rozpoznał elfa i zeskoczył z konia.
- Seg’hen ru aekhi?- zagadnął go strażnik.
Xiros zrozumiał, że elf pyta się o powód przybycia.
- Grenl de khamer’l.- odparł po krasnoludzku.
- Kea’rh fahr gres?- strażnik niechętnie przeszedł na ten język.
- Suhga’s Arngheld.
Elfi strażnik w milczeniu otworzył bramę i przepuścił przybysza. Xiros rzucił tylko niedbałe podziękowanie. Trzymając konia za uzdę udał się w kierunku karczmy Arnghelda. W pewnym momencie Earnqhius potknął się, zapewne ze zmęczenia, jednak stuk kopyta o bruk zagłuszył grzmot. Po kilku minutach Xiros był na miejscu.
Fasada krczmy nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wyglądała jak każda inna w dowolnym mieście. Xiros minął dębowe dzrzwi z żelaznymi okuciami i obszedł budynek. Z tyłu dotarł do furtki, prowadzącej do prywatnej stajni Arnghelda. Była to wprawdzie stara szopa wyłożona słomą, ale właściciel z lubością i dumą nazywał ją tym, co miała udawać.
Xiros poklepał konia po pysku i zdjął zeń uzdę i siodło. Uzdę i puste worki na wodę rzucił pod ścianę, a siodło zabrał ze sobą. Zdjął jeszcze ze ściany worek z owsem i założył go poczciwemu dereszowi na szyję. Niedaleko stało również wiadro z wodą. Konia nie przywiązywał, wiedział bowiem, że dzięki swej tresurze Earnqhius nie ucieknie. Przeszedł przez małe drzwi prowadzące wprost do domu krasnoluda. Nie chciał dzisiaj siedzieć w karczmie.
Xiros znał ten dom, był już tu nie raz. Można by rzec, że czuł się tu jak u siebie. Za każdym razem Arngheld kwaterował go w tym właśnie pokoju, do którego teraz wszedł. Krasnolud był starym kawalerem, mieszkał sam.
Pomieszczenie było ciemne i zimne. Xiros położył siodło na łóżku, a obok niego położył miecz. Podszedł do kominka i namacał krzesiwo. Na palenisku było trochę chrustu więc rozpalił ogień. W mdłym blasku światła mógł obejrzeć pomieszczenie. Nic się tu nie zmieniło- pomyślał.
Była to mała izdebka, ale Xirosowi to nie przeszkadzało, nie potrzebował wygód. Wystarczyło tylko solidne łóżko i trochę drewna na opał. Obydwie te rzeczy znajdowały się pod przeciwległą ścianą. W komodzie, jak zwykle zresztą, znalazł czyste i suche ubranie. Szybko się przebrał, a “niedźwiedzia” przewiesił przez zagłówek łóżka. Obok drzwi znajdowało się małe okienko, przez które mógł zajrzeć do Earnqhiusa.
Koń mocno pochylił głowę, a pusty worek zsunął mu się z szyi. Xiros był bardzo zadowolony z jego tresury. Earnqhiusa zdobył dzięki Arnghledowi. Stary krasnolud “odziedziczył” go po jakimś łowcy przygód, któremu nieszczęśliwie zmarło się na atak serca po “kolejnym” kieliszku whisky. Dzięki Arngheldowi miał również kilkaset koron na czarną godzinę, ulokowanych w banku Heldersa.
Był to krasnoludzki bank, a te były solidne i pewne. Poza tym Helders był bankowym monopolistą, więc weksle można było spieniężyć we wszystkich większych miastach i w prawie każdej walucie. Było to bardzo przydatne, szczególnie gdy nie posiadało się stałego źródła dochodów.
Xiros naprawdę wiele zawdzięczał Arngheldowi. Był naprawdę wdzięczny jego rodzicom, choć ich w ogóle nie znał, że wychowali go na kogoś, kto nie przechodzi obojętnie obok kilkulatka wykrwawiającego się przy trupach rodziców. Arngheld nadał mu imię Xiros, co oznaczało w jego języku „ocalony”. Przygarnął on chłopca i zamieszkał z nim w górach, gdzie nauczył go sposobów przetrwania w różnych, skrajnych warunkach. Wpoił mu swe własne zasady moralne oraz nauczył go szacunku wobec każdego, nawet wroga i postępowania zgodnie z własnym sumieniem.
Gdy chłopak podrósł, Arngheld nauczył go posługiwania się różnego rodzaju bronią. Wiedział, że Xiros zrobi dobry użytek z tej wiedzy i był o niego spokojny. Chłopak nie zawiódł jego zaufania. W nagrodę dostał wspaniały, krasnoludzki miecz, którego głowica miała kształt orła. Xiros był z niego bardzo dumny i dbał o niego jak tylko mógł.
Mimo wszystko Xiros nigdy nie traktował Arnghelda jak ojca, a krasnolud o tym doskonale wiedział. Nie przeszkadzało mu to jednak. Xiros widział w nim tylko przyjaciela, a on to rozumiał i nie dziwił mu się. Gdy go spotkał po raz pierwszy, chłopiec nie chciał odejść od martwych rodziców. Szczęściem był wieczór, a Xiros był wycieńczony i szybko usnął. W nocy Arngheld pochował ciała, zabrał małego na swojego konia i odjechał jak najdalej mógł.
Tymczasem ogień powoli dogasał, a Xiros znużony położył się na łóżku. Był pewien, że Arngheld nieprędko wróci, co podpowiadał mu przytłumiony gwar, dochodzący z karczmy.

* * *
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Opowiadanie jest bez zarzutu nie ma błędów język jakim piszesz jest bardzo dobry, ładny i zrozumiały ale jakoś nie wciąga mnie ono... Krótko mówiac nudzi mnie ono. Mam nadzieje że w dalszych częściach fabuła bedzie znacznie bardziej ciekawa...
 

pepon

Member
Dołączył
27.7.2005
Posty
353
opowiadanie fajne. piszesz zrozumiałym, ładnym językiem. Nie można narzekać na niedobór słownictwa. Przypomina mi trochę świat wiedźmina, a styl pisania przypomina styl J.R.R Tolkiena. Ogólnie opowiadanie dobre, czekam na ciąg dalszy.



POZDRO ALL
 

Cahir

Member
Dołączył
15.7.2005
Posty
477
Skoro żeba się wypowiedzieć to tak : Bardziej mi się podobał ten wstęp niż całe opowiadanie dlatego też sądze że 5/10 to będzie wystarczająca ocena dla twoich wypocin ... strasznie przynudziłeś w tej podróży do miasta więc prosze popraw to bo chociaż (jak widać ) jestem fanem tolkiena i to jest troche podobne to to opowiadanie nie przypadło mi do gustu
dry.gif
 

ozi

Athlete
Weteran
Dołączył
29.8.2004
Posty
1047
Nijakie... Dużo dialogów tam nie ma, a poza tym brak czegoś... Co by przykuło szczególną uwagę. No nic, pozostaje nam czekać na ciag dalszy, i oby tam było trochę akcji... Moja ocena nadal pozostaje tajemnicą
 

Autor

New Member
Dołączył
25.7.2005
Posty
11
Zgadzam się ze wszystkim, bo ta Część I była trochę jak przedłużony wstęp. W dalszym ciągu jest już trochę akcji. Co do Wiedźmina to macie rację, a Tolkiena nie czytałem
smile.gif
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
opoweiadanie nie wciąga wcale ... niechiało mi się je czytać aż....
ten pierwszy rozzzdział to nawet nie jest przygiotowywanie do akcji lecz opis rzycia głównego bohatera....
błędów jako tako nie ma ale mi na ich nie zależy..... i może ich być nawet dyżo ... no byle by dało się rozczytać
biggrin.gif

opowiadanie nudne lecz myśle że w nastym rozdziale się rozkręci ,,,, bo nie podejrzewam że wjednym z następnych to sie stanie /....\
klimat ... niezadobry...
powtórzeń neizauważyłem ....
niektórze kawałki są dla mnei niezrozumiałe....
realia terz nie sa dla mnie zadobre..
jednak coś nmnie ciekawi o czy to będzie i dlatego podwyrze moją ocene o tym kawałku opowiadania....
3/10 no ewentualnie 4/10 ....
Pozdrawiam Jodełko
 

pepon

Member
Dołączył
27.7.2005
Posty
353
jeśli nie czytałeś żadnej z książek Tolkiena to przeczytaj . świetne książki, ja podziwiam Tolkiena że wymyślił taki świat ( Sapkowskiego też ), język i alfabet elfów itd. Jakby co to przeczytaj szczególnie "Hobbita" i "Władcę Pierścieni". Jeśli ci sie spodoba to możesz też przeczytać " Silmarillion " i ewentualnie" Rudy Dżil i Jego Pies " oraz " Przygody Toma Bombadila ", chciaż te dwie ostatnie książki są zupełnie o czum innym, i nie są już tak dobre. o ile wiem Tolkien napisał jeszcze jakieś książki, ale reszty już nie czytałem.


Zachęcam wszystkich do czytania książek Tolkiena!!!!




Pozdrowienia


Edit. Do tego co nie wiedział co to "rzyć". "rzyć" to, brzydko mówiąc, dupa.



pozdrowienia raz jeszcze - pepon
 
Do góry Bottom