Początkowo myślałem, ze dam to jako kontynuację "Kilku chwil", ale to jednak to co innego jest. A więc publikuje osobno, pod osbnym tytułem.
Wiedział, że jest nadzwyczajna. Wiedział, że jest warta wszystkiego. Ale nie wiedział tego od początku. I żałował.
Chłopak siedział na łóżku i wpatrywał się tępo ścianę. Położył się i zamknął oczy. Dojrzał ją. Jej dziwny, ale jakże urzekający uśmiech. Pomyślał, że szkoda, że uśmiecha się tak rzadko. A nigdy do niego.
Na początku był prawie pewien, że podoba się jej. Ale nic go to nie obchodziło. Ignorował ją. Gdy odezwała się do niego na osobności odpowiedział jej strasznie. Później się już nie odzywała. Teraz był na siebie wściekły. I przygnębiony. Zacisnął pięści i uderzył nimi burząc pościel.
Uspokoił się, a po jego policzku spłynęła łza. Otarł ją i zaklął.
„Za dużo łez – pomyślał ze złością – nikt nie jest warty mojego cierpienia. Nikt nie jest warty łez. A łzy są oznaką słabości. A ja nie mogę być słaby.”
Skończyło się na jednej łzie. A był przecież prawie dorosły. To nie do pomyślenia. Włączył wierzę i zagłuszył wszystko co dochodziło z zewnątrz. Niestety muzyka go nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Słyszał, że wołają do niego. Czuł się przez to jeszcze bardziej obcy.
Przeglądał zdjęcia. Dostrzegł jej twarz. Dziwne, akurat była uśmiechnięta. Uroczy, zagubiony kosmyk włosów na twarzy, reszta spięta. Szerokie, ale nie za szerokie usta i wspaniały nos. Była piękna. Czuł to.
Schował zdjęcie i spojrzał na kartki leżące na stole.
Wiersze pisane w szkole.
Polski.
Ona. Miłość. Złość.
Historia.
Ona. Nadzieja. Tęsknota.
Matematyka.
Ona. Smutek. Bóg.
Biologia.
Ona...
„Za dużo jej!” – pomyślał i targnął się, żałując, że nie może krzyknąć, bo wywołało by to burdę.
„Że też S - nigdy nie myślał o dziewczynach imionami – jako pierwszy odruch wschodzącego pożądania nie nauczył mnie niczego... Teraz ona... Nowa Ona.”
Ona, ona i ona. Tylko ona. Myślał, marzył, widział pragnął.
Pamiętał, że wtedy wyraźnie ona szukała go. Teraz on postanowił jej szukać.
Przypomniał sobie dzień wcześniejszy. Zbliżył się gdy rozmawiała z przyjaciółką [„Ach, żeby była sama”] i zagadał do nich. Jeszcze ta jej znajoma coś powiedziała, a ona nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Odszedł jak niepyszny i oddalił się jak najdalej. Starał się by nic nie było po nim poznać. Ale chyba było.
Chciał jej dotyku, jej spojrzeń, jej słów mimo, że nie wiedział co to do końca jest. Nie mógł wiedzieć bo nigdy nie zaznał. Ale wiedział, że tak trzeba. Kiedy tylko widział jej piękne blond włosy, jej delikatną figurę, ją chciał krzyknąć, chciał coś powiedzieć. Chciał tak wiele. Był już nawet kilka razy bliski. Zdarzyło się, że już zamienili zdanie i już chciał poprowadzić rozmowę na ten tor, kiedy nagle wpadała jej przyjaciółka, lub jego kumple. I się wszystko pieprzyło. Raz nawet wydało się mu, że ona nie jest zadowolona z tego. Żywił przez to nadzieję, że wbrew temu co powiedział i zrobił wciąż się tli to coś.
Chciał zapomnieć. Chwycił gazetę i zaczął ją kartkować.
Był zły. Nie zapominał, a jego oczy sycił nie taki widok, który mógłby go uspokoić. Była to zwykłe czasopismo popularnonaukowe, takie jak lubił, ale nie znosił, że wszędzie emanuje... seksem.
Nie lubił tego słowa. Wydawało mu się takie płytkie. Ale tak było. Nagie modelki, niby przysłonięte, ale jednak reklamujące wszystko. Płatki śniadaniowe, komputery, aparaty, wszystko. I zamiast zapomnieć zaczynał myśleć jak ona wygląda...
Nienawidził się za to.
Spostrzegł krótką recenzję jakiejś książki.
„Samolubny gen”.
Uśmiechnął się gorzko. Wiedział, że to nie jego wina, że tak myśli, to wina natury, a z nią nie wygra ale go to brzydziło.
Nie chciał od niej tego, ale chciał wsparcia i zrozumienia. Ale tego się nie dało.
Krzyk ojca. Chłopak spojrzał na zegarek. Już blisko północ. Zrozumiał, że to bez sensu. Zgasił światło i położył się ponownie. Wstał. Ukląkł. Mimo, że już dawno nie poczuł nic nowego pomodlił się jak zwykle.
To już była rutyna, nie modlitwa.
Położył się mając nadzieję, że ją wyśni. Tam ją poczuje.
Nie. To nie on był nikim. To niczym był cały świat.
Koniec
Wiedział, że jest nadzwyczajna. Wiedział, że jest warta wszystkiego. Ale nie wiedział tego od początku. I żałował.
Chłopak siedział na łóżku i wpatrywał się tępo ścianę. Położył się i zamknął oczy. Dojrzał ją. Jej dziwny, ale jakże urzekający uśmiech. Pomyślał, że szkoda, że uśmiecha się tak rzadko. A nigdy do niego.
Na początku był prawie pewien, że podoba się jej. Ale nic go to nie obchodziło. Ignorował ją. Gdy odezwała się do niego na osobności odpowiedział jej strasznie. Później się już nie odzywała. Teraz był na siebie wściekły. I przygnębiony. Zacisnął pięści i uderzył nimi burząc pościel.
Uspokoił się, a po jego policzku spłynęła łza. Otarł ją i zaklął.
„Za dużo łez – pomyślał ze złością – nikt nie jest warty mojego cierpienia. Nikt nie jest warty łez. A łzy są oznaką słabości. A ja nie mogę być słaby.”
Skończyło się na jednej łzie. A był przecież prawie dorosły. To nie do pomyślenia. Włączył wierzę i zagłuszył wszystko co dochodziło z zewnątrz. Niestety muzyka go nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Słyszał, że wołają do niego. Czuł się przez to jeszcze bardziej obcy.
Przeglądał zdjęcia. Dostrzegł jej twarz. Dziwne, akurat była uśmiechnięta. Uroczy, zagubiony kosmyk włosów na twarzy, reszta spięta. Szerokie, ale nie za szerokie usta i wspaniały nos. Była piękna. Czuł to.
Schował zdjęcie i spojrzał na kartki leżące na stole.
Wiersze pisane w szkole.
Polski.
Ona. Miłość. Złość.
Historia.
Ona. Nadzieja. Tęsknota.
Matematyka.
Ona. Smutek. Bóg.
Biologia.
Ona...
„Za dużo jej!” – pomyślał i targnął się, żałując, że nie może krzyknąć, bo wywołało by to burdę.
„Że też S - nigdy nie myślał o dziewczynach imionami – jako pierwszy odruch wschodzącego pożądania nie nauczył mnie niczego... Teraz ona... Nowa Ona.”
Ona, ona i ona. Tylko ona. Myślał, marzył, widział pragnął.
Pamiętał, że wtedy wyraźnie ona szukała go. Teraz on postanowił jej szukać.
Przypomniał sobie dzień wcześniejszy. Zbliżył się gdy rozmawiała z przyjaciółką [„Ach, żeby była sama”] i zagadał do nich. Jeszcze ta jej znajoma coś powiedziała, a ona nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Odszedł jak niepyszny i oddalił się jak najdalej. Starał się by nic nie było po nim poznać. Ale chyba było.
Chciał jej dotyku, jej spojrzeń, jej słów mimo, że nie wiedział co to do końca jest. Nie mógł wiedzieć bo nigdy nie zaznał. Ale wiedział, że tak trzeba. Kiedy tylko widział jej piękne blond włosy, jej delikatną figurę, ją chciał krzyknąć, chciał coś powiedzieć. Chciał tak wiele. Był już nawet kilka razy bliski. Zdarzyło się, że już zamienili zdanie i już chciał poprowadzić rozmowę na ten tor, kiedy nagle wpadała jej przyjaciółka, lub jego kumple. I się wszystko pieprzyło. Raz nawet wydało się mu, że ona nie jest zadowolona z tego. Żywił przez to nadzieję, że wbrew temu co powiedział i zrobił wciąż się tli to coś.
Chciał zapomnieć. Chwycił gazetę i zaczął ją kartkować.
Był zły. Nie zapominał, a jego oczy sycił nie taki widok, który mógłby go uspokoić. Była to zwykłe czasopismo popularnonaukowe, takie jak lubił, ale nie znosił, że wszędzie emanuje... seksem.
Nie lubił tego słowa. Wydawało mu się takie płytkie. Ale tak było. Nagie modelki, niby przysłonięte, ale jednak reklamujące wszystko. Płatki śniadaniowe, komputery, aparaty, wszystko. I zamiast zapomnieć zaczynał myśleć jak ona wygląda...
Nienawidził się za to.
Spostrzegł krótką recenzję jakiejś książki.
„Samolubny gen”.
Uśmiechnął się gorzko. Wiedział, że to nie jego wina, że tak myśli, to wina natury, a z nią nie wygra ale go to brzydziło.
Nie chciał od niej tego, ale chciał wsparcia i zrozumienia. Ale tego się nie dało.
Krzyk ojca. Chłopak spojrzał na zegarek. Już blisko północ. Zrozumiał, że to bez sensu. Zgasił światło i położył się ponownie. Wstał. Ukląkł. Mimo, że już dawno nie poczuł nic nowego pomodlił się jak zwykle.
To już była rutyna, nie modlitwa.
Położył się mając nadzieję, że ją wyśni. Tam ją poczuje.
Nie. To nie on był nikim. To niczym był cały świat.
Koniec